Rozdział 7 "Totalna katastrofa"
Marzec
Ewelina
Nim się obejrzałam zaczął się marzec. Wolnymi krokami zbliżała się wiosna i przyroda nieśmiało budziła się do życia. Mnie także rozpierała energia, ale do pełni szczęścia brakowało Hugona.
Nasz związek na odległość w praktyce oznaczał dwa wspólne weekendy w miesiącu, bo pozostałe dwa Hugo spędzał z dziećmi. To było sześć niepełnych dni z miłością mojego życia. Reszta była przepełniona żalem, goryczą i codziennymi rozmowami przez telefon, które minimalistycznie rekompensowały jego nieobecność.
Każdego dnia tęsknota miażdżyła serce z większą siłą. Nikt nie chciał się przełamać pierwszy, każde z nas uważało, że jego stanowisko jest słuszniejsze. Hugon prowadził firmę, miał dzieci, rozwód na głowie, ja z kolei miałam swoje wymarzone miejsce na ziemi oraz przyjaciół, na których mogłam zawsze liczyć. W rezultacie bawiliśmy się dzień w dzień, upierając się przy swoim jak dwa osły. A, to przecież wcale nie była przyjemna zabawa. Nawet można stwierdzić, że traciliśmy cenny czas, który przecież już nigdy nie wróci.
– Uwaga! Kolejna stacja Warszawa Centralna – z rozmyślań, wybił mnie głos dobiegający z głośników w przedziale.
Jechałam pociągiem do stolicy. Postanowiłam zrewanżować się Hugonowi i zrobić mu niespodziankę, tak jak on zrobił w walentynki. Dzisiaj nie miał weekendu z dziećmi, ale wieczorem odbywało się ważne, biznesowe spotkanie przez co nie mógł przyjechać.
Uznałam, że się ucieszy, mimo, że ma zaplanowany wieczór, to jutro będziemy mieć przecież cały dzień dla siebie. Nie uśmiechało mi się przyjeżdżać do tego duszącego miasta, ale nie takie głupstwa człowiek robi z miłości. Może właśnie dzięki takim drobnym niespodziankom i dowodom zainteresowania, uda nam się przetrwać najbliższy rok, i podjąć w końcu wspólną decyzję co do naszego dalszego życia.
Niedługo później pociąg się zatrzymał. Wysiadłam i rozejrzałam się niepewnie, nie wiedząc w którą stronę iść. Ludzie przepychali się pomiędzy sobą, nie uważając na nikogo. Raz po raz popychali mnie i trącali barkami. Nienawidziłam tej znieczulicy. Wszyscy pędzą przed siebie, nie zwracając na nikogo uwagi. Nie dostrzegają ludzi, nic nie widzą, tylko wiecznie się spieszą. Okropne uczucie.
Poddałam się tłumowi i ruszyłam w stronę schodów. Bezwładnie szłam ramię w ramię z obcymi ludźmi, którzy patrzyli tępo przed siebie albo w swoje telefony. Jak zombie przeszło mi na myśl i zaśmiałam się pod nosem. Za długo nie było mi do śmiechu, bo gdy tylko skierowałam się w stronę wyjścia, jakiś mężczyzna potrącił mnie, wylewając na mnie prawie całą zawartość swojego kubka.
– Przepraszam! – krzyknął, wrzucił pusty kubek do kosza i pobiegł w te pędy, nie oglądając się za siebie. Zagryzłam zęby i spojrzałam na wielką plamę na różowym płaszczu. Miałam nadzieję, że zdołam ją odeprać.
Na zewnątrz wcale nie było lepiej. Od razu uderzyło we mnie ciężkie powietrze pełne spalin i smogu. Miałam wrażenie, że wisi w powietrzu niczym czyhająca trucizna. Skierowałam się na postój taksówek, byle szybciej uciec z tego miejsca. W ostatniej chwili do jedynej stojącej na parkingu wskoczył wysoki mężczyzna, po czym odjechał, a ja zostałam bez transportu.
– Szlag – mruknęłam pod nosem. Jak zdołałam tutaj przetrwać i mieszkać trzy lata?
Próbowałam złapać taksówkę, ale żadna się nie zatrzymywała. Traciłam pomału cierpliwość do tego miasta. Chciałam się stąd zawinąć i wracać z powrotem do raju na ziemi. Powstrzymywała mnie wyłącznie myśl, że zaraz wyląduje w ramionach Hugo. Poczuję jego smakowite usta. I nagle przejeżdżający obok samochód ochlapał mnie kałużą błota. Zamilkłam. Nie byłam nawet w stanie krzyczeć czy przeklinać, po prostu zabrakło mi słów.
Załamałam ręce i ledwie panowałam nad łzami. Byłam jak sierotka Marysia. Już chciałam wyjąć telefon i dzwonić po Hugo. Przyznać się do porażki i zepsuć niespodziankę, gdy nieoczekiwanie zatrzymała się taksówka. Popatrzyłam na nią tempo, aż kierowca głośno zatrąbił. Podskoczyłam zaskoczona i pognałam schować walizkę do bagażnika, po czym wskoczyłam na tylną kanapę.
Odetchnęłam głęboko, przymknęłam powieki i próbowałam się uspokoić. – Dobrze robię, to był świetny pomysł. To są, tylko małe przeszkody – dodawałam sobie wiary w myślach. Otworzyłam oczy i zauważyłam, wpatrującego się we mnie z zniecierpliwioną miną kierowcę.
– To nie świątynia dumania, jedzie pani dokądś, czy mam zabrać kogoś innego? – spytał niemiło, aż się zawstydziłam. No tak zapomniałam, że tutaj nie ma miejsca na ludzkie odruchy.
– Jedziemy – powiedziałam oschle i podałam mu adres.
Męczyłam się okropnie przez te trzydzieści minut jazdy. Co chwilę zmienialiśmy pas ruchu albo zatrzymywaliśmy się gwałtownie, żeby zaraz sunąć powoli w niekończącej się kolejce aut. Byłam rozdrażniona i poirytowana, nie pomagał też fakt, że byłam cała mokra. Spodnie przykleiły się do nóg, a o płaszczu wolałam nie wspominać jak wyglądał.
W milczeniu dojechaliśmy na miejsce. Taksówkarz, chyba wyczuł moje nastawienie i bojowy nastrój, więc po niezbyt udanym początku nie podejmował już rozmowy. Zresztą ja także nie miałam najmniejszej ochoty wdawać się w dyskusję. Obawiałam się, że ten wyjazd okaże się totalną klapą.
Stanęłam pod wysokim biurowcem. Zadarłam głowę i przyglądałam się kawałkom nieba, które można było dojrzeć pomiędzy dymem i budynkami. Miejska dżungla. Wolę nie wyobrażać sobie jak człowiek może się czuć przytłoczony w Nowym Jorku. Chyba bym postradała zmysły, skoro nie radzę sobie w takim mieście jak Warszawa.
Wzięłam głęboki wdech i niepewnie przekroczyłam próg szklanych ścian. Przede mną rozciągał się duży hol. W pierwszej chwili rzuciły mi się w oczy tabliczki z napisem toaleta. Szybko ruszyłam w ich kierunku, przynajmniej ściągnę z siebie przemoknięte ubrania.
Nawet wyszłam na tym dobrze, bo przebrałam się i prezentowałam zdecydowanie korzystniej. Włożyłam czarne cienkie rajstopy, jeansową spódnice na guziki, a na górze miałam ciągle biały sweterek z dekoltem, który jako jedyny nie oberwał na warszawskich szarżach.
Nieco śmielej skierowałam się w stronę wind. Czytałam rozpiskę i próbowałam dowiedzieć się, na które piętro mam wjechać, gdy kątem oka spostrzegłam, że w moją stronę podąża jakiś mężczyzna. Obróciłam głowę i zerknęłam na niego, a nieznajomy obrzucił mnie bezwstydnie spojrzeniem od góry do dołu, zatrzymując wzrok dłużej na biuście. O ludzie co za żigolo!
Stanął obok i taksował nieprzerwanie wzrokiem.
– Pomóc w czymś pani? – zapytał, uśmiechając się zuchwale. Przewróciłam oczami i skierowałam wzrok ponownie na tablicę, z której jak na złość nic nie mogłam wyczytać.
Brunet oparł się jedną ręką o ścianę, w dalszym ciągu natrętnie się przyglądając. Poczułam, że się czerwienię. Męczyła mnie ta cisza i chciałam się stąd wyrwać, więc postanowiłam spytać go o drogę.
Spojrzałam ponownie na wymuskanego gogusia, który próbował czarować swoim niewątpliwie zabójczym uśmiechem. Domyślałam się, że był typem faceta, który na każdym rogu zaliczał nowe panienki i żadne mu się nie opierały, stąd to wyolbrzymione ego i niesłychana pewność siebie. Zignorowałam jego spojrzenie czekoladowych oczu i powiedziałam :
– W zasadzie to możesz mi pomóc.
– Co tylko zechcesz – odpowiedział, unosząc uwodzicielsko brwi, a ja prawie parsknęłam śmiechem, na te jego nieudolne podchody. Matko, naprawdę kobiety się na to nabierają?
– Mógłbyś mi powiedzieć na którym piętrze znajdę biuro Hugona Batyckiego? – zapytałam.
– Doskonale trafiłaś, pracuję tam. Może jestem w stanie tobie pomóc, po co będziemy zawracać głowę prezesowi – zaproponował.
– Nie dziękuję. Potrzebuję się spotkać konkretnie z nim. – Nieznajomy westchnął i przejechał dłonią po swoim perfekcyjnie przystrzyżonym, krótkim zaroście.
– Trzeba jechać na ostatnie piętro – wyjaśnił i wcisnął guzik. – Byłaś umówiona? Nie przypominam sobie ciebie w grafiku.
Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby się umawiać. Zdaję się, że mogę się spotykać ze swoim facetem kiedy chce – pomyślałam.
– Nie byłam umówiona – odparłam i ścisnęłam w dłoni torebkę.
– A to ja na twoim miejscu bym mu teraz nie przeszkadzał, jestem jego wspólnikiem, więc chętnie pomogę – narzucał się.
Przyjechała winda i weszliśmy do środka.
– Po za tym Hugo jest teraz zajęty swoją sekretarką, więc lepiej nie zawracać mu głowy. – Puścił mi sugestywnie oczko. Znieruchomiałam, myślałam, że się przesłyszałam.
– Słucham?
– Mówię, że Hugo jest zajęty swoją asystentką, wiesz co mam na myśli... – powtórzył dwuznacznie i ponownie mrugnął porozumiewawczo okiem, w tym samym czasie, wybierając przycisk piętra. – Naprawdę uważam, że idealnie będzie, jeśli skierujemy się do mojego biu...
Zrobiło mi się słabo, krew odpłynęła całkowicie z twarzy, ledwie stałam na roztrzęsionych nogach. Widna zaczęła się zamykać, ale w ostatniej chwili udało mi się z niej wyskoczyć. Widziałam jedynie wielce zaskoczoną minę tego odrażającego gościa.
Co on insynuował? Przecież, to nie mogła być prawda!
Przyłożyłam lodowate dłonie do rozgrzanej twarzy. Od intensywnych emocji, aż mi się zakręciło w głowie. Rozdygotana wybiegłam na zewnątrz. Na szczęście tym razem taksówki stały na swoim miejscu, więc wskoczyłam do pierwszej lepszej.
– Na dworzec! – krzyknęłam, na co kierowca, aż podskoczył w fotelu.
– Coś się stało?! – Też odkrzyknął wystraszony. Spojrzałam na niego i nie mogłam powstrzymać łez. Zaczęły lecieć jedną za drugą. Czy coś się stało? Nie wierzę, a nie mówiłam totalna katastrofa.
– Jedziemy na dworzec – powtórzyłam, łkając. Odwróciłam głowę i patrzyłam przez szybę samochodu. Starałam się zatrzymać łzy, żeby nie robić z siebie przedstawienia, a w dłonie wbijałam paznokcie, próbując za wszelką cenę się uspokoić.
Gdy dotarłam na dworzec nogi mi się trzęsły. Stałam ledwo nad sobą panując. Uciekałam od myśli, bo nie byłam w stanie przyjąć do siebie tego co usłyszałam. Wypierałam to, bo uważałam, że to nie może być prawda. Wrócę do domu i wszystko okaże się jedynie złym snem.
Kolejny pociąg miałam dopiero za cztery godziny. Nie wiedziałam co mam począć, więc usiadłam bezradnie na ławce i siedziałam. Patrzyłam nieobecnym wzrokiem na ludzi, sama już przypominałam te zapędzone zombie.
Z tego dziwnego stanu odrętwienia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Jak w transie zerknęłam kto dzwoni. Hugo... Odrzuciłam połączenie i schowałam telefon. Zagryzłam zęby. Czyżby znalazł chwilę, pomiędzy swoimi ważnymi sprawami? Zaczęłam mieć mdłości.
Od początku miałam wątpliwości do jego uczucia. Alarmy w głowie zawsze były w gotowości, ale zamroczona niewiele myślałam. Na nic to się zdawało, wystarczało, że był przy mnie i poddawałam się magicznemu przyciąganiu.
Znowu rozdzwonił się telefon. Hugo nie dawał za wygraną. Miałam ochotę cisnąć urządzeniem o pobliską ścianę i z satysfakcją obserwować jak rozbija się na drobne kawałki, identycznie jak moje serce. Ale mimo to odebrałam, gotowa na bitwę w swojej obronie.
– Kochanie nareszcie, czemu się nie odzywasz? – usłyszałam jego niski głos i zmiękły mi kolana. Pokręciłam głową na tę obłudę.
– Już załatwiłeś swoje pilne sprawy, że masz dla mnie czas? – syknęłam przez zaciśniętą szczękę.
– Słucham? Dzwonię, bo mam przerwę na kawę. A dzisiaj się nie odzywasz, dziwnie się zachowujesz i zastanawiam się co się dzieje – prychnęłam w słuchawkę, jak on potrafił pięknie kłamać. Ciekawe czy swoją żonę, też tak okłamywał. Oczywiście, że tak – odpowiedział mój natarczywy głos w głowie.
– Pytam czy już załatwiłeś swoje sprawy z asystentką?! – podniosłam głos.
– O co ci... – nie dokończył, bo przerwałam.
– Byłam u ciebie! Ale twój pracownik, powiedział, że nie można tobie przeszkadzać, bo zabawiasz się ze swoją sekretarką! – Zerwałam się z ławki na równe nogi i zaczęłam nerwowo chodzić. Nie obchodziło mnie, że takim zachowaniem wzbudziłam zainteresowanie podróżnych.
– Gdzie byłaś?!
– U ciebie w biurze! Głupia, chciałam zrobić tobie niespodziankę – pisnęłam cicho jak myszka, nie panując już nad swoją rozpaczą.
– Gdzie teraz jesteś?!
– Na dworcu, wracam do domu! – odkrzyknęłam zdenerwowana, bo Hugo w dalszym ciągu warczał do słuchawki jakbym to ja zawiniła.
– Ani mi się waż! Czekaj tam na mnie, a jak ruszysz tyłek, to nie wiem co ci zrobię. Już jadę! – huknął i rozłączył się, nie czekając na moją odpowiedź.
Choć tak naprawdę nie miałam nic do powiedzenia. I tak nie miałam dokąd pójść, więc zostałam. I czekałam. Sama już nie wiedziałam na co. Na pociąg czy na zdrajcę.
Po półgodzinnym oczekiwaniu dojrzałam go przy głównym wejściu. Wstałam jak rażona prądem, a serce zaczęło nerwowo drgać. Ucieszyłam się naiwnie na jego widok i przez jedną krótką chwilę zapomniałam, że miałam mu wydrapać oczy. Rozejrzał się za mną na kilka stron, aż w końcu nasze spojrzenia się spotkały. Wstrzymałam mimowolnie oddech.
Hugo bez wahania ruszył w moją stronę. Szedł dynamicznie nie odrywając ode mnie swoich orzechowych oczu, dodatkowo tym razem szalenie wściekłych oczu. Gdyby mógł zabijać spojrzeniem już dawno padłabym trupem. A to ja powinnam ciskać w niego piorunami! Co on sobie wyobrażał?! Skrzyżowałam ramiona na piersi i czekałam, aż podejdzie.
Stanął na wprost mnie, bez słowa chwycił moją walizkę, a drugą ręką chwycił moją dłoń i pociągnął za sobą.
– Idziemy do samochodu – warknął zły i widziałam, jak gotował się ze złości.
– Nigdzie nie idę – oburzyłam się i próbowałam zabrać swoje biedne palce z żelaznego uścisku.
– Idziesz – postanowił i ciągnął mnie dalej niewzruszony. Nie nadążałam i musiałam co kilka kroków niezdarnie podbiegać.
– Nawet się ze mną nie przywitasz?! – zauważyłam z wyrzutem. Chociaż w rzeczywistości było mi strasznie smutno z tego powodu.
Hugo zatrzymał się raptownie, odwrócił do mnie i wpadłam wprost na jego klatkę. Nachylił się i wyszeptał mi prosto w usta.
– Nie mam zamiaru się z tobą teraz witać, ledwo nad sobą panuję – odparł, a jego gorący oddech podrażnił moje usta. Spragniona rozchyliłam wargi. Nie tak miało być! Miałam dać mu burę, a nie odkrywać karty i ośmieszać się pożądaniem. Nie zareagował. Zagryzł jedynie zęby i pociągnął dalej.
W zawrotnym tempie podeszliśmy do auta.
– Wsiadaj. – Otworzył mi drzwi od pasażera, a walizkę wrzucił na tylne siedzenie.
Posłusznie wskoczyłam na przód samochodu, a Hugo zatrzasnął drzwi z hukiem. Wzdrygnęłam się i obserwowałam go uważnie jak obchodzi auto i siada za kierownicą, tuż obok. Przełknęłam ślinę, nie spuszczając z niego oczu. Widziałam, że ciężko oddychał. Pierś mu się chaotycznie unosiła i co chwilę łapał głęboki wdech. Od zaciskania dłoni na kierownicy, aż pobielały mu kłykcie.
– Możesz mi wytłumaczyć o co do jasnej cholery chodzi?! – warknął, aż ponownie nabrałam powietrza w płuca z przerażenia. Hugo zamknął oczy i czekał w ciszy na wyjaśnienia. Ja miałam się tłumaczyć?! Chyba mu się coś pomyliło.
– To raczej ty mi powiedz co jest grane. Od kiedy mnie zdradzasz? – Spojrzał na mnie gniewnie.
– Co robię?
– Twój współpracownik powiedział, że mam do ciebie nie iść, bo jesteś zajęty swoją sekretarką – oznajmiłam, chociaż doskonale wiedział co ma za uszami. – Nie uważasz, że to wystarczająco?
– Kto to był? – Wzruszyłam ramionami.
– Jakiś szalenie przystojny amant, który nieudolnie próbował mnie poderwać, ale nie byłam zainteresowana, bo przecież miałam faceta! Byłam zajęta, jak mi się zdawało! – podniosłam głos.
– I ty mu ot tak uwierzyłaś?
Hugo nie czekając na odpowiedź wyjął telefon, klikał w nim zawzięcie, po czym skierował w moją stronę wyświetlacz.
– To był on? – Pokazał mi zdjęcie mężczyzny, który bez wątpienia był kolesiem spod windy. Kiwnęłam twierdząco.
Hugo potrząsnął głową z krzywym, złym uśmiechem. Znowu coś przyciskał w telefonie, a ja to wszystko obserwowałam niemo, marszcząc brwi. Włączył głośnik i usłyszeliśmy sygnał połączenia. Nie wiedziałam za bardzo co wyprawia, ale po chwili w samochodzie rozległ się głoś żigolaka.
– Halo? – Poczerwieniałam.
– Cześć Marek, powiedz mi czy dzisiaj nie przychodził nikt do mnie do biura? Nie szukał mnie? – spytał Hugo, patrząc prosto w moje oczy. Oddech mi przyspieszył ze zdenerwowania.
– Chyba nie... a nie czekaj jakaś panienka cię szukała, ale powiedziała, że nie była umówiona.
– I czemu do mnie nie dotarła? To była ważna klientka, czekałem na nią.
– O cholera, stary to narozrabiałem, bo uciekła z windy. Powiedziałem jej, żeby tobie nie przeszkadzała.
– Słucham? Ale dlaczego?! – Hugo skrzyżował ramiona na piersi, tak, że materiał jego płaszcza miałam wrażenie, że zaraz pęknie pod naporem napiętych mięśni.
– Kurwa stary, przepraszam. Nagadałem jej strasznych bzdur, bo wpadła mi w oko i myślałem, że uda mi się ją poderwać. Powiedziałem, że zabawiasz się z sekretarką.
– Co powiedziałeś?! Nie żartujesz?! Nie mogłeś się powstrzymać?! Kurwa Marek, czy ty mógłbyś chociaż raz w życiu pomyśleć o czymś innym niż zaliczenie kolejnej laski?!
Teraz już nie oddychałam. Nie miałam czym, całe powietrze wciągał w płuca zdenerwowany Hugo.
– Masz przesrane! – Rozłączył się, nie dając mu szans na przeprosiny.
Zapadła cisza. Hugo wpatrywał się we mnie oskarżycielskim tonem.
– Ty naprawdę mu uwierzyłaś? – Zawisło w powietrzu. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, zatkało mnie. Zazdrość mnie pokonała. Przecież ze mną też zdradził, ale to nie było żadne wytłumaczenie.
Hugo przekręcił kluczyk w stacyjce, silnik zawarczał i ruszyliśmy.
– Jak mogłaś we mnie zwątpić? Nawet nie wiesz jak się teraz czuję – dodał smutno, a ja oderwałam od niego oczy. Wbiłam je w szybę przed siebie, zawinęłam kolana pod brodę i próbowałam się schować.
Podjechaliśmy pod strzeżone osiedle. Całą drogę pokonaliśmy w milczeniu, bo brakowało mi słów, którymi bym mogła wyrazić swoją skruchę, wstyd i zażenowanie. Jak mieliśmy zbudować solidny związek, jeśli mu nie ufałam?
Przekroczyliśmy bramę i wjechaliśmy do podziemnego garażu.
– Możesz mi powiedzieć, czemu wyglądasz jak kupka nieszczęścia? – Hugo spytał, nie odrywając wzroku od drogi.
– To przez twoją Warszawę – burknęłam.
Hugo zaśmiał się pod nosem i bez słowa wysiadł z samochodu. Wyszłam zaraz po nim.
– Tutaj mieszkasz? – podeszłam do niego bliżej. Hugo odwrócił się i stanął na wprost mnie, mimowolnie zerknęłam na jego usta.
– Tak, tutaj. To mój apartamentowiec i moja pieprzona Warszawa – podsumował.
Chciałam zripostować, ale tak się wpatrywał w moje wargi, że zabrakło mi słów. Nie mogłam się oprzeć i oblizałam spierzchnięte usta. Tyle czasu spędziliśmy razem, a on jeszcze mnie nie pocałował. Nic sobie, nie robiąc nadal wbijał w nie swoje spojrzenie. Przełknęłam ślinę, zaczęłam szybciej oddychać i rozchyliłam usta głodna jego smaku.
Hugo stał niewzruszony, pochylił się tak, że czubki naszych nosów się musnęły i szepnął mi prosto do ucha:
– A ty masz przerąbane dziewczyno. – Czułam jak jego policzki drgają od powstrzymywanego uśmiechu.
Wyprostował się i błyskawicznie odwrócił. Wyjął walizkę z auta i nie oglądając się, poszedł przed siebie. Stałam zszokowana i dopiero po chwili zdołałam się ocknąć, na tyle, żeby za nim pobiec. Brakowało jeszcze, żebym się tutaj zgubiła.
Jechaliśmy windą w zupełnej ciszy. Hugo skrzyżował ręce i ciągle mi się przyglądał z nieodgadniętą miną, a ja w dalszym ciągu nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa przeprosin. Nie miałam nic na swoją obronę, bo zachowałam się bezmyślnie.
Miał wszelkie prawo do tego by być wściekły. Zawiódł się mną. Bez zastanowienia uwierzyłam obcemu człowiekowi. Obawiałam się, że tak będzie, ale to wszystko przez to, że już jeden raz zdradził. Przecież każdy kolejny raz, mógł przyjść z dużo większą łatwością.
Weszliśmy do mieszkania. Hugo zdjął płaszcz, buty, oparł się o ścianę i ponownie skrzyżował ramiona. Zaraz od tego gestu dostanie skurczy albo zakwasów. Bez przerwy piorunował mnie wzrokiem, aż gniotło mi klatkę z poczucia winy.
– Przepraszam. – Załamałam ręce. Hugo zagryzł zęby. Poszłam za jego przykładem i też zdjęłam swój brudny płaszcz i buty. – Mówię, że przepraszam – ponowiłam próbę pojednania, ale był tak wściekły, że bałam się pierwsza zbliżyć, więc czekałam na jego ruch.
– Za co mnie przepraszasz? – Teraz jego wzrok skupił się na moim dekolcie, więc niby od niechcenia poprawiłam go, pogłębiając.
– Że uwierzyłam temu palantowi! Przepraszam! To wszystko... – zaczęłam mówić, ale Hugo podszedł do mnie jednym, długim krokiem i stanął wręcz na mnie. Serce zwariowało i zamilkłam.
– Powinnaś przeprosić, bo zwątpiłaś we mnie, w moją miłość, w nas – wyszeptał blisko moich ust, ale ich nie dotknął.
Odsunął się, chwycił moją dłoń i bez ostrzeżenia pociągnął za sobą. Szedł tak szybko, że nie miałam możliwości, rozejrzeć się po wnętrzu. W biegu dostrzegłam jedynie przestronną kuchnię z długim barem. Stół z krzesłami, oddzielający kuchnie od salonu w którym stały czarne, skórzane kanapy.
Hugo otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą przez próg. Znaleźliśmy się w sypialni, w której królowały beżowe odcienie. Na ścianie za wielkim łóżkiem, wisiał ogromny obraz, przedstawiający tętniącą życiem Warszawę. Rzucał się w oczy i dominował w pomieszczeniu, zupełnie do niego nie pasując.
– Siadaj na łóżku, rozrabiako – wychrypiał niskim głosem, aż zjeżyły mi się włoski na karku, a pomiędzy udami poczułam przyjemny ucisk.
Posłusznie usiadłam i spojrzałam na niego spod rzęs. Hugo przekrzywił nieznacznie głowę, przyglądając się uważnie. Jego oczy zrobiły się mocno brązowe.
– I co ja mam teraz z tobą zrobić? – zapytał, wwiercając się spojrzeniem, ale widziałam w nim migoczące już wesołe chochliki. Nie potrafił się długo gniewać.
Usta zebrałam w dzióbek i udawałam, że się zastanawiam nad odpowiedzią. Po chwili uniosłam pupę i szybkim ruchem ściągnęłam rajstopy. Rzuciłam je niedbale na dywan. Przesunąłem się w głąb łóżka i zachęcająco rozchyliłam uda.
Hugo przygryzł wargę, wszedł na materac i zawisł nade mną.
– Resztę zostaw, bo wyglądasz cholernie seksownie. Mam ochotę cię rozszarpać tak mnie wkurzyłaś – wyszeptał, tym razem już muskając moje usta. Wydałam cichy jęk, stęskniona już za jego ciałem.
– To rozszarp – powiedziałam, złapałam go za szyję i przyciągnęłam do siebie. Już nie czekałam, tylko zachłannie pocałowałam. Poczułam jego język i momentalnie odleciałam.
Hugo napierał kolanem między moimi udami i jeszcze chwila, a dostałabym orgazmu od samego dotyku. Ciało pulsowało we wszystkich wrażliwych miejscach, spragnione jego pieszczot. Ale Hugo niespodziewanie przerwał pocałunek.
– Przepraszam, że się tak zdenerwowałem – odezwał się i zawiesił na chwilę głos, po czym dodał wpatrując się czułością prosto w moje oczy. – Ewelina nigdy więcej we mnie nie wątp. Wystarczy, że moja żona nigdy we mnie nie wierzyła, nie rób i ty tego – poprosił zduszonym głosem. W jego oczach widziałam ból. Zawiódł się mną.
– Wiem, przepraszam – objęłam go mocno ramionami. – Ale, to wszystko mnie przerasta.
– Mi też jest ciężko, ledwo sobie radzę. Jestem przytłoczony, bo wszystkim się martwię. Nami, dziećmi, rozwodem, ale naprawdę się staram.
Wtulił twarz w moje włosy. Pokiwałam głową ze zrozumieniem i jeszcze mocniej przycisnęłam go do siebie.
– Ja wiem, że nasz związek zaczął się od zdrady, postąpiłem niewybaczalnie, ale wiesz dlaczego tak się stało? Z miłości. A moją miłością jesteś tylko ty Ewelina i zawsze już tak będzie – szepnął zasmucony.
Przywarłam do jego ust i obiecałam sobie, że już nigdy w niego nie zwątpię.
– Za karę, pójdziesz ze mną na biznesowe spotkanie – wyszeptał, pomiędzy łagodnymi pocałunkami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top