Rozdział 42 ''Trudna decyzja''

Hugo

Święta minęły mi jak w letargu. Trzy dni biłem się z myślami, sercem i rozumem. Odwaga zawzięcie walczyła ze strachem. Gdyby uczucia mogły rozszarpać, już bym zmienił się w drobinki pyłu i nic by ze mnie nie zostało. Ale byłem i musiałem podjąć chyba najtrudniejszą decyzję w życiu.

Czy powinienem znów wkroczyć w życie Eweliny, aby w nim namieszać? Tyle razy się mijaliśmy, za naszą historię decydował los bądź przypadek, a przecież powinniśmy wziąć sprawy w swoje ręce.

Prawdziwa miłość nie jest jak bajka. Jest pełna wzlotów i upadków, ale tylko prawdziwa polega na tym, by wznosić się i upadać razem.

Sam podjąłem decyzję, najwyżej będę żałował. Może zachowywałem się egoistycznie, ale musiałem stanąć na jej drodze jeszcze ten jeden ostatni raz. Nawet jeśli mnie odtrąci, będę miał pewność.

Nie mogłem wybrać na to lepszego dnia, niż ten sam dzień, w którym pierwszy raz w życiu porwałem Ewelinę w swoje ramiona. Minął ledwie i aż rok. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Dla mnie w szczególności wyjątkowych dni, ponieważ w sercu nosiłem kobietę swojego życia.

Teraz stałem w głębi przepełnionego korytarza i rozbieganym wzrokiem starałem się namierzyć ją w tłumie. Miałem nadzieję, że zdążę porozmawiać z nią przed koncertem, ale do ostatniej chwili wahałem się z ostateczną decyzją i w rezultacie dojechałem na miejsce późnym wieczorem. Ewelina grała dzisiaj koncert na tej samej sali, na której odbył się pamiętny sylwester. Tamten dzień również był przesiąknięty emocjami. Bez przerwy walczyłem z tym co powinienem robić, a z tym czego pragnąłem. Na szczęście wtedy miałem odwagę, by zawalczyć. Teraz musiałem, to jedynie powtórzyć.

Rozpaczliwie starałem się dojrzeć w tłumie znajomy błękit tęczówek. Ale utrudniali to ludzie, którzy przybyli chmarą na koncert swojej ulubienicy i chłopaka z gitarą. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że Ewelina zaczęła występować na scenie w towarzystwie Baltazara. Miałem nadzieję, że to nie był zły znak i połączyła ich wyłącznie muzyka.

Z niecierpliwością przeskakiwałem wzrokiem pomiędzy ludźmi, tracąc nadzieję, że kiedykolwiek ją tutaj odnajdę, gdy nagle dojrzałem jej plecy. Zastygłem i w jednej chwili zapomniałem o oddychaniu. Stanąłem jak porażony prądem i wpatrywałem się w jej nagie łopatki, odsłonięte przez głęboko wycięte plecy. Miała na sobie długą białą, brokatową suknię. Wyglądała jak mój osobisty anioł, który zjawił się na ziemi, by wyrwać mnie ze szponów szarego świata i pokazać czym jest prawdziwa miłość.

Serce wyrywało się z klatki. Pragnąłem do niej podbiec i porwać ją w ramiona, bez pytania o zgodę. Lecz rzeczywistości była inna, bo stałem jak zahipnotyzowany, chłonąc stęsknionym wzrokiem każdy fragment jej ciała. Uderzyła we mnie nagła fala smutku, gdy uświadomiłem sobie jak dużo czasu straciliśmy, upierając się jak dwa osły przy swoich racjach.

Gdy tak stałem wmurowany w ziemię, ktoś przechodząc obok, trącił mnie mocno barkiem. Z taką siłą, że zamroczony swoimi uczuciami i widokiem Eweliny, zrobiłem kilka kroków w przód. Instynktownie odebrałem to jako znak, niewidzialną siłę, która popchnęła mnie do tego, bym w końcu zawalczył o swoją miłość.

Zbliżałem się krok za krokiem, stawiając ciężko nogi. Jedynym dźwiękiem jaki teraz słyszałem, był łomot mojego przejętego serca. Ewelina w pewnym momencie, zaczęła się nerwowo oglądać wokół własnej osi. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wyczuła mnie. Ta magiczna nić, która splotła nasze dusze już dekadę temu nadal działała.

Niestety moja chwilowa euforia została gwałtownie przerwana. Do Eweliny podszedł Baltazar, objął ją mocno ramionami, a ona wtuliła się w niego z niekłamaną wdzięcznością. Jakiż byłem naiwny. Myślałem, że taka kobieta będzie na mnie czekała? Teraz zamiast wykonać krok w przód zrobiłem kilka w tył.

Już miałem uciec, wycofać się jak przegrany tchórz, gdy niespodziewane przystanął przy nich wysokich brunet. Nachylił się nisko i ucałował Baltazara w usta! Następnie objął Ewelinę z drugiej strony i trwali tak w trójkę.

Stanąłem oniemiały. O mały włos znów dałem się ponieść emocjom. Przypadek ponownie chciał zagrać nam na nosie, ale tym razem go przechytrzę, teraz nie miał prawa pokrzyżować moich planów.

Ruszyłem energicznie przed siebie, przepychając bez rozwagi obcych ludzi. Dzieliło mnie od Eweliny zaledwie kilka kroków, do nozdrzy wkradł się jej kokosowy zapach. Przymknąłem z rozkoszy oczy, zaciągając się nim tęsknie. Tak bardzo mi go brakowało.

Swój wzrok znów wbiłem w jej ciało i już miałem się odezwać, gdy nagle odwróciła się. Wykonała obrót w zwolnionym tempie, a jej złociste włosy uniosły się w powietrzu. Wokół wszystko przestało istnieć. Teraz liczyły się tylko błyszczące oczy skupione na mnie.

Widziałem jak przez jej twarz przebiega gwałtowny szok, który nie pozwalał na wykonanie choćby jednego ruchu bądź gestu. Niczym się od niej nie różniłem, bo zastygłem sparaliżowany szczęściem.

Gdzieś za mgłą dobiegł mnie jedynie głos konferansjera, który wywołał na scenę moją ukochaną.

– Przed państwem bajeczny duet! Ewelina i Baltazar! – krzyczał do mikrofonu. Na sali rozniosła się wrzawa, ale nawet ona nie była w stanie zagłuszyć łomotu mojego serca.

– Chodź Ewelina – szepnął Baltazar i pociągnął w swoją stronę rozkojarzoną Ewelinę. Nim oderwała ode mnie swoje migoczące spojrzenie, udało mi się wydusić z siebie dwa słowa.

– Powodzenia, kokosiku – wyszeptałem, wpatrzony w jej anielskie oczy, które teraz iskrzyły się niczym śnieżynki śniegu o poranku, okraszane przez delikatne promyki słońca.

Dogłębnie zaskoczona rozchyliła lekko wargi, ale nie zdążyła się odezwać, bo zniecierpliwiony Baltazar pociągnął ją za ramię w stronę sceny. Rozkojarzona z trudem oderwała ode mnie wzrok i pozwoliła się poprowadzić.

A ja nadal stałem w bezruchu i nie potrafiłem przestać się uśmiechać. Gdy mnie zobaczyła jej tęczówki rozbłysły jak miliony gwiazd. I już wiedziałem wszystko. Oczy nigdy nie kłamią. Nie są w stanie ukryć naszych uczuć, zdradzają nasze smutki, pragnienia i lęki. A jej płonęły miłością.

Uskrzydlony i już w pełni skupiony skierowałem się na salę, by posłuchać występu. Z początku skryłem się w tłumie, tak by swoim widokiem jej nie rozpraszać, ale długo nie wytrzymałem. Ewelina śpiewała zachwycająco, jeszcze nie tak dawno szalejąca widownia, teraz umilkła i słuchała ich w skupieniu.

Ale główna gwiazda wieczoru była nieobecna. Miała przejętą minę, a jej wzrok biegał chaotycznie po sali. Szukała mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem usatysfakcjonowany. Niby nie powinienem chwalić dnia przed zachodem słońca, ale czułem, że dla nas przygoda właśnie zaczyna się od nowa. I tym razem nie pozwolę nikomu, a zwłaszcza nam samym tego zaprzepaścić.

Zdawało mi się, że widziałem w Eweliny oczach rozczarowanie, zawód, a nawet bym stwierdził, że strach. Chyba obawiała się, że zniknąłem. Nie miałem serca męczyć jej dłużej, więc wyszedłem z cienia.

Ruszyłem do przodu i przystanąłem przy tym samym filarze, przy którym rok temu wsłuchiwałem się w nią oczarowany. Od razu mnie zauważyła, a w jej oczach dojrzałem prawdziwą ulgę. Zdusiłem uśmiech, oparłem się wygodnie plecami i pozwoliłem porwać się jej głosowi. Rozkoszowałem się tym jak przenika przez moją skórę, wnika do myśli i wypełnia stęsknione serce.

Nim zaczęła się kolejna piosenka, Ewelina chwyciła szybko mikrofon.

– Dobry wieczór kochani! Nie powiem zbyt wiele, ponieważ ciężko mi zebrać myśli, ten występ jest dla mnie niezwykle emocjonujący. Chcę wam tylko powiedzieć, że prawdziwa miłość nigdy nie pyta czy może przyjść, ona zawsze zjawia się znienacka, czy się na nią zgadzamy czy nie. Może ją przynieść jedno głębokie spojrzenie, nieśmiały dotyk opuszka bądź jeden taniec w śniegu. Tylko taniec i w takich chwilach zawsze powinniśmy zatańczyć – każde z tych słów wypowiedziała z wbitym we mnie wzrokiem. Wiedziałem, że mówiła o nas i wiedziałem, że kolejna piosenka będzie nasza.

Masz w sobie coś, co daję mi nadzieję,
Przez życie mnie do przodu pcha.
A błądzę i wiem, że czegoś nie rozumiem,
A odpowiedź, odpowiedź w tobie mam.

Może inaczej widzimy nasz świat,
Skomplikowany, z milionem wad.
Nie jest za późno, by wrócić na start,
Poprowadź mnie, poprowadź mnie.

Bo nic już nie liczy się bardziej niż my,
Gotowi na wszystko, na każdą z tych chwil.
Wciąż zaplątani w miłości nić,
Poprowadź mnie, poprowadź mnie.

Chcę tam być!

Kilka piosenek później koncert się skończył. Czekałem przejęty, wypatrując Ewelinę w tłumie. Czas wydłużał się w nieskończoność i myślałem, że nigdy to nie nastąpi, gdy w końcu dojrzałem ją stojącą w grupce ludzi, którzy składali jej gorące gratulacje.

Znieruchomiałem i czekałem, aż odnajdzie mnie spojrzeniem. A na to nie musiałem długo czekać, bo Ewelina cały czas skakała nerwowo wzrokiem. W końcu nasze spojrzenia się skrzyżowały, a wraz z tym oddech sam się zatrzymał, serce zabiło w piersi, wygrywając ożywioną melodię.

Nie tracąc już ani sekundy z naszego wspólnego, cennego życia ruszyłem do przodu. Nie zwolniłem kroku, szedłem pewny siebie, a Ewelina nie spuszczała nawet na moment ze mnie swojego iskrzącego wzroku.

Zatrzymałem się tuż przed nią, zachowując stosowną odległość. Tak, by poskromić wybuch namiętności, chociaż teraz opanować go i udowodnić, że nasz związek nie będzie opierał się głównie na pożądaniu. Zresztą musiałem jej wytłumaczyć swoje nagłe zjawienie.

– Przepraszam za wszystko, wiem jak banalnie to brzmi – mruknąłem ochrypłym od stresu głosem. Teraz, gdy stała tak blisko, gdy czułem jej słodki zapach na sobie, straciłem cały rezon.

Ostrożnie zbliżyłem się i zaryzykowałem, opierając się subtelnie czołem o jej czoło. A Ewelina nie cofnęła się, tylko przymknęła powieki i trwała ze mną w tej pozycji.

– Spieprzyłem wszystko, ale błagam daj nam drugą szansę. Nie skreślaj nas. Moje życie bez ciebie nie ma najmniejszego sensu, jest pustym wypranym płótnem, które tylko ty możesz malować – mówiłem powoli, podkreślając każde słowo. Mimo, że wcześniej obmyślałem milion wersji co powiem, gdy stanie przy mnie, to teraz wszystko leciało na żywioł.

Ewelina nadal milczała, więc odsunąłem się od niej, a nasze czoła straciły kontakt. Moja ukochana od razu uniosła powieki i spojrzała na mnie zaszklonym wzrokiem. Wyciągnąłem w jej stronę otwartą dłoń, z wielką nadzieją w sercu, że zaraz ją chwyci.

Ewelina

Roztrzęsiona wpatrywałam się w jego otwartą, wyciągniętą dłoń. Nadal nie docierało do mnie co się dzieje. Mógłby mnie teraz ktoś uszczypnąć, bym uwierzyła, że to nie był sen. Ponownie swój zszokowany wzrok skupiłam na orzechowym spojrzeniu.

– Proszę daj nam szansę – Hugo wyszeptał zduszonym głosem. – Tylko bądźmy już razem, tak naprawdę razem. Mam już nawet pomysł, tylko się zgódź, błagam – pasja z jaką mówił sprawiła, że westchnięcie ulgi samo wydobyło się z moich ust i dłużej już nie zwlekałam.

Ujęłam ostrożnie jego dłoń, a nasze palce splotły się w idealnym połączeniu. Dotyk jego szorstkiej skóry wprawił moje ciało w naelektryzowane drgania.

– Zamieszkajmy w Krakowie – powiedział, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Przecież moje walizki już stały gotowe na wyjazd do Krakowa. Miałam, to zrobić sama, a teraz miałam szansę, by zawalczyć tam o swoją miłość. – Otworzę tam filię, będę pracował w większości zdalnie, a w Warszawie będzie rządził Marek. Ty będziesz miała blisko do gór, w każdy weekend będziesz mogła tutaj występować – przekonywał, nadal wpatrując się we mnie zawzięcie. A ja nie miałam już żadnych wątpliwości. Od razu przypomniały mi się słowa babci.

Gdy spojrzysz w oczy będziesz miała pewność.

– Hugon, oczywiście, że dam. Bez z ciebie moje życie jest puste – odparłam, a jego twarz przybrała wyraz szczęśliwego smutku. Łzy wisiały na krawędzi rzęs i lada moment miały pociec po jego twarzy i zmoczyć krótki zarost.

Hugo uniósł moją dłoń i przyłożył ją delikatnie do swojego policzka. Teraz jedna łza skąpała moje palce.

– Dziękuję, kokosiku. Obiecuję, że nigdy więcej cię nie zawiodę. Przepraszam za wszystko – wydukał rozpaczliwym tonem. Moje ściśnięte serce z przejęcia, dopiero teraz zadrgało znajomy rytmem miłości.

– Nie tylko ty popełniłeś błędy – wyznałam cicho, bo sama również wiele zawiniłam. Hugon jedynie przytaknął w zgodzie głową.

– Chodź – szepnął i niespodziewanie pociągnął mnie. Z tym, że nie po to bym wpadła wreszcie w jego ramiona, a po to by wyprowadzić mnie na korytarz. – Chodź, weźmiemy płaszcze i idziemy na balkon – oznajmił, a ja nawet nie starałam się dusić uśmiechu nadchodzącego spełnienia.

Cały dzień obawiałam się, że nie dam rady wejść na tę salę. Przeżyłam na niej wiele ważnych chwil. Sama myśl o balkonie, na którym rok temu kończyłam sylwestra z zakazaną wtedy miłością, przyprawiała mnie o torsje. A za chwilę miałam znów tam stanąć i znów z tym samym mężczyzną.

Wbiegliśmy po schodach, trzymając się za ręce. Hugo pchnął zdecydowanym ruchem drzwi z napisem Wyjście ewakuacyjne i po chwili powitało nas nasze miejsce. Od mroźnego powietrza zapiekły mnie rozpalone policzki, a mokre rzęsy odczuły mocniej chłód nocy.

Hugo poprowadził mnie do samej barierki, i nie odrywając nawet na sekundę wzroku ustawił naprzeciwko siebie. Przybliżył się nieśmiało jednym krokiem i ostrożnie oparł się czołem o moje czoło.

– Mam jeszcze dwa pytania, kokosiku – szepnął, ocierając subtelnie mój nos koniuszkiem swojego nosa. Przymknęłam oczy, oddając się rozbrajającej przyjemności, jaka płynęła z samej jego obecności. – Zaprzyjaźnisz się ze mną? – spytał, a ja zacisnęłam mocno wargi.

Już nie potrafiłam zatrzymać łez, kilka z nich spłynęło strużkami po moich rozpalonych policzkach.

– Z przyjemnością. Już dawno powinnam była to zrobić, najdroższy – wyszeptałam.

Hugon objął moją twarz dłońmi. Kciukiem odnalazł drogę do moich usta, które popieścił zwolnionym ruchem, wywołując na moim ciele wędrujące wibracje. Moje łzy nie poprzestawały i nadal wypływały sobie cienkimi strumykami.

– A teraz drugie. Zatańczysz jeszcze ze mną? – zapytał, nie odrywając ode mnie przejętego wzroku.

Śnieg się nasilił i teraz okraszał jego przystojną twarz. Białe śnieżynki stawały mu na rzęsach i moczyły krótkie włosy. Puch wirował wokół nas, sam porywając do tańca, a podmuchy wiatru wygrywały piosenkę, do której pierwszy raz chwycił mnie w ramiona. Dłonią delikatnie przetarłam jego przystojną twarz, strącając z niej nadmiar śniegu.

– Z tobą zawsze zatańczę – odparłam z pełnym uczuciem.

Hugo nachylił się nisko i nie zwlekając już dłużej przysunął swoje usta do moich warg. Na początku subtelnie muskał je krótkimi całusami, by po chwili złączyć je na zawsze w pełnym namiętności pocałunku.

*

Nim zajdzie słońce,
I skończy się ten świat.
Chcę spojrzeć jeszcze raz,
W te oczy pełne gwiazd.

Nim zgasną ognie,
Co płoną ciągle w nas.
Zatańczmy jeszcze raz.


,,Gotowi na wszystko'', Feel & Lanberry, 2017

,,Nim zajdzie słońce'', Smolasty & Doda, 2023 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top