Rozdział 40 ''Zawsze Tobie pomogę''
Grudzień
Ewelina
Mówi się, że człowiek potrafi przystosować się do każdych warunków życia. I to jest niepodważalna prawda. Nie zawsze one są zgodne z naszymi oczekiwaniami, marzeniami, nieraz są bolesne i trudne, ale stawiamy im dzielnie czoła i walczymy każdego dnia o przetrwanie.
Kochamy życie, takie jakim jest, bo zawsze warto je doceniać. Celebrować każdą z chwil i odnajdywać w nich swoje przeznaczenie.
Ja też się pogodziłam z losem. Przez pewien czas pragnęłam się pobawić w Boga i oszukać bieg swojej historii, ale na to nie mamy wpływu. Musimy się poddać i płynąć ufnie z jej rytmem.
Z upływem czasu w mojej głowie, jakby wszystko się poprzestawiało. Zmieniłam tok myślenia i jest mi zdecydowanie lżej żyć. Miewałam momenty, gdy szarpałam się ze swoim sercem, chciałam jeszcze coś ugrać, zawalczyć, ale moje zapały dosyć szybko gasły.
Ostatnim takim momentem zwrotnym był dzień urodzin Hugona. Przez pół dnia męczyłam się z telefonem w ręku, by napisać życzenia, a gdy w końcu nabrałam na to siły, nie uzyskałam ani jednej odpowiedzi. Choć jednego słowa, dziękuję. Zignorował mnie. Ewidentnie miał dosyć, więc ja także odpuściłam.
Swoje myśli skupiłam na tym co przynosiło mi szczęście. Oddałam się śpiewowi, próbom z Baltazarem, przyjaźni, górom i Rafałowi. Mnóstwo rozmawialiśmy. Zbliżaliśmy się do siebie małymi kroczkami, ale bez żadnej bliskości ani intymności. Po prostu trwaliśmy obok siebie i wspólnie staraliśmy się odnaleźć.
Wszyscy wokół miałam wrażenie, że radowali się z takiego obrotu sprawy i trzymali kciuki, by między nami zaiskrzyło coś więcej. Każdy widział nas razem, nawet sam Rafał. Mimo, że rozstał się z Dagmarą, nie próbował przekroczyć żadnej niedozwolonej linii w naszej znajomości. Brał tylko, to co ja mu dawałam.
Nie nalegał, tylko cierpliwie czekał. Nie było sensu się dłużej oszukiwać, był dla mnie kimś ważnym. I nadszedł czas, by otworzyć nie tylko oczy, lecz także serce.
Uśmiechnęłam się pod nosem na swoje myśli. Docierało do mnie powoli, że właśnie tak będzie wyglądała moja przyszłość. Przy Rafale, beztrosko, spokojnie i bezpiecznie. Taka łagodna, prywatna oaza.
Rozmarzona przymknęłam oczy i upiłam łyk czerwonego wina. Siedziałam na podłodze, otulona grubym białym kocem, ze zwiniętą w nogach Mączką i wpatrywałam się w liżące szybkę kominka, pomarańczowe zjawiskowe płomienie.
Tę wyjątkową chwilę przerwał dźwięk dzwonka telefonu. Niechętnie poderwałam się na nogi i pognałam w stronę aparatu. O proszę, o wilku mowa. Jak zwykle czujny i w odpowiednim momencie. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i wróciłam na swoją miejscówkę na podłodze, by zaraz ponownie owinąć się ciasno puchatym kocykiem.
– Właśnie o tobie myślałam – przywitałam Rafała bez skrępowania.
– O jak miło. Chyba przyciągnąłem cię swoimi myślami – odparł i wręcz słyszałam przez głośnik, że jego twarz rozciąga się w ogromnym uśmiechu, biegnącym od ucha do ucha. Na samą myśl, o jego radości moje serce przybierało mocy, by znów bić na pełnych obrotach. – Ewelinko, mam do ciebie sprawę.
– Sprawę? Brzmi interesująco – odpowiedziałam, nie mogąc ukryć w głosie przyjemności spowodowanej tą pogawędką.
– Jest już początek grudnia, pomyślałem, że czas najwyższy kupić prezent małemu, ale ja się na tym kompletnie nie znam. Kupiłbym coś, czym bym tylko rozjuszył nasz wulkan emocji. Wolę nie ryzykować – powiedział zasadniczym tonem, aż rozbawiło mnie jego słyszalne zmartwienie. Ale jakby nie patrząc, sama chyba bałabym się kupić Norbertowi coś bez wiedzy Kaśki, która teraz była na etapie „bez kija nie podchodź''.
– Ach, o to chodzi. Brzmiałeś tak poważnie, że już myślałam, że chcesz mnie zaprosić na oficjalną randkę – palnęłam. Jak zwykle, nie zdążyłam ugryźć się w język i pozwoliłam, by moje impulsywne myśli wyleciały szybciej, niż mózg zdołałby je przestudiować. Do moich uszu dobiegł cichy syk, to Rafał gwałtownie nabrał powietrza w płuca.
Zapadła krótka chwila ciszy, którą w końcu pierwszy odważył się przerwać mój rozmówca.
– Ewelina, a poszłabyś ze mną na oficjalną randkę? – Rafał spytał, ledwie panując nad drżeniem głosu. Nim odpowiedziałam, przechyliłam kieliszek i wypiłam naraz jego całą zawartość. A niech mnie, niech się dzieje wola nieba!
– Oczywiście, że bym przyjęła zaproszenie – odpowiedziałam bez zastanowienia i znów zapanowała ta dwuznaczna cisza.
– Ewelina, umówisz się ze mną na randkę? – zapytał z przejęciem w głosie, a ja nabrałam ochoty, by go teraz wytulić jak pluszowego misia. Za to, że jest taki słodki, dobry, pomocny i wyrozumiały. Wyściskać za to, że jest.
– Z wielką przyjemnością Rafał – starałam się, by mój głos brzmiał pewnie, aby nie miał żadnych wątpliwości.
– To jutro, jutro zabieram cię na randkę, dobrze?! – omal nie wykrzyczał tego w słuchawkę. Zasłoniłam dłonią uśmiech, który wykwitł na mojej twarzy.
– Zgoda, jutro nasza pierwsza randka – potwierdziłam oficjalnie.
– Nasza pierwsza randka... – szepnął Rafał. – Już nie mogę się doczekać.
Też nie mogłam się doczekać, dobrze, że do jutra zostało tak niewiele godzin.
*
W życiu bym nie przypuszczała, że będę tak spięta przed naszym spotkaniem. Świadomość tego, że jednak oboje nazwaliśmy to randką, sprawił, że nie byłam w stanie opanować swoich emocji.
Wewnątrz mnie rozpętała się istna burza uczuć. Lęk, ekscytacja, zwątpienie, przerażenie, to wszystko naraz sprawiło, że czułam się jakby odjęło mi całkowicie rozum. Gdy się nie opanuję, na pewno walnę gafę bądź zrobię z siebie pośmiewisko.
Rafał zapowiedział, że zabiera mnie na kolację i żebym ubrała się elegancko. Wieczór przyszedł nieubłaganie za szybko, więc teraz stałam wpatrzona w lustro, i w swoje zlęknione oczy. Średnio co dziesięć minut zmieniałam zdanie. Raz chciałam odwoływać spotkanie, później do głosu dochodził rozum i wiedziałam, że to jedyna słuszna droga jaką powinna obrać w życiu.
Droga do spokoju, oazy. Po prostu droga do szczęścia. Przecież czułości można się nauczyć. Czy, by kochać z szacunkiem drugiego człowieka, musi być ta słynna chemia? Myślę, że ona pojawi się sama z czasem. Nie musiałam na jego widok omdlewać, wystarczy, że będąc w jego ramionach czułam, że zostały stworzone specjalnie dla mnie.
Krążyłam nerwowo po pokoju, gdy w końcu usłyszałam wyczekiwany dzwonek do drzwi. Moje serce omal nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Szybko przygładziłam dłońmi, małą czarną i ruszyłam żwawo na korytarz.
Jakie to cudowne uczucie, nie obawiać się tego kto czeka za rogiem. Od dwóch tygodni Konrad całkowicie zaprzestał w swoim nękaniu mnie. Jakby z dnia na dzień naprostował swoje myśli. Kasia wspominała, że mijała go jakiś czas temu z wielką śliwą pod okiem, najwyraźniej komuś również zaszedł za skórę i się doigrał. Nie będę ukrywała, że czułam z tego powodu niezwykłą satysfakcję.
Bez żadnego strachu szłam, by otworzyć, lecz nie zdążyłam zrobić kilku kroków, jak drzwi otworzyły się same, a w nich pojawił się Rafał.
– Znów nie zamknęłaś drzwi – szykował mi reprymendę, kręcąc głową. – Miałaś na siebie uwa... – nie dokończył wypowiedzi, bo spojrzał na mnie. Jego tęczówki rozbłysły niczym czarne niebo usłane plejadą gwiazd. – Ewelina... – zawiesił głos. – Wyglądasz idealnie. Jesteś tak bardzo piękna...
Zbliżył się do mnie ostrożnie i podarował bukiet polnych kwiatów. Przyjęłam go z wielką radością. Czułam jak schodzi ze mnie napompowane przez cały dzień powietrze. Rozluźnienie samo przyszło, razem z jego serdecznym uśmiechem, rześkim zapachem i ciepłym spojrzeniem.
– Dziękuję – powiedziałam, przyciskając do piersi kwiaty.
Rafał wykonał krok, teraz już stał zdecydowanie bliżej. Nachylił się nisko bez pośpiechu, a jego wargi wylądowały przy kąciku moich ust. Musnęły mnie asekurancko, zostawiając po sobie pulsujący ślad. Odpowiedziałam równie ostrożnym ruchem ust, a mój oddech sam przyspieszył. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy.
– Cześć – szepnął nadal trzymając swoją twarz blisko mojej.
– Cześć – również odszepnęłam, a Rafałowi zadrżały w uśmiechu kąciki ust.
– Gotowa? – spytał i teraz nasz wzrok się skrzyżował.
Gotowa? Czy ja byłam gotowa? Czy byłam gotowa wpuścić go do swojego życia? Nie oszukam się, przecież już w nim jest. Pozostało jedynie zrobić mu więcej miejsca w zranionym sercu i wpuścić, żeby tam zagościł na dobre. A może nawet wyleczył?
– Gotowa – odpowiedziałam z niezaprzeczalną pewnością w głosie. Rafał rozpromienił się szeroko i bez pytania o zgodę, chwycił moją dłoń.
Podjechaliśmy samochodem pod knajpę Rafała. Myślałam, że może czegoś zapomniał i postanowił wstąpić na chwilę, ale zaraz obalił moje przypuszczenia.
– Wiem, może to głupi pomysł, ale pomyślałem, że tylko tutaj możemy być w pełni swobodni. Tego wieczoru nam się to przyda – tłumaczył się zmieszany.
Zerknął na mnie niepewnie ostatni raz i wysiadł z samochodu. Otworzył szarmancko drzwi i pomógł wysiąść.
– Nie martw się nikogo w środku nie ma. Dzisiaj mamy zamknięte – dodał wciąż wpatrując się we mnie z przejętą miną, jakby obawiał się mojej reakcji, że za sekundę ucieknę jak struś pędziwiatr i pozostanie za mną tylko kurz.
– Miałeś doskonały pomysł – uspokoiłam go, obrzucając go ciepłym uśmiechem, lecz czułam jak na moje policzki wlewa się rumieniec. Zrobiło się między nami sztywno i oficjalnie, brakowało mi w tym momencie naturalnego, dowcipnego Rafała.
Nie puścił mojej dłoni, trzymając mnie delikatnie podprowadził pod drzwi. Wpuścił mnie do środka jako pierwszą, a ja stanęłam jak wryta. Ręka automatycznie powędrowała do mojej szeroko otwartej buzi.
Cała sala została uprzątnięta z krzeseł i stołów. Na środku stał tylko jeden okrągły stolik z dwoma krzesełkami. Wokół wszędzie na podłodze stały malutkie świeczki, dekorowały salę światłem bijącym z tlących się płomyków, a w powietrzu unosił się słodki zapach kwiatu wiśni.
Oniemiałam. Nie byłam w stanie zmusić swojego ciała do jakiejkolwiek reakcji. Stałam i wpatrywałam się w ten bajkowy widok jak zaczarowana. Znów poczułam się jak księżniczka z bajki, tylko tym razem sprawił, to inny mężczyzna u mego boku. To on miał zostać moim księciem.
– Przesadziłem? – zapytał wystraszony Rafał, zdejmując mi przy tym płaszcz. – Nic nie powiesz? Możemy stąd wyjść – słyszałam jak panikował coraz bardziej.
– Nie, spokojnie Rafał, jest... – nie dał mi dokończyć, miałam wrażenie, że stres zje go całego od środka i nic nie zostanie. Rafał niecierpliwie złapał mnie za ramiona i obrócił prosto do siebie.
– Na pewno? – upewniał się. Schylił się tak nisko, by nasz wzrok był na tym samym poziomie.
– Tak, Rafał. Gdybyś dał mi skończyć już wiedziałbyś, że jestem zachwycona niespodzianką – powiedziałam, nie odrywając oczu od jego migoczącego wzruszeniem wzroku. – Dziękuję – szepnęłam.
Rafał zachowując przesadną ostrożność przysunął twarz bliżej mojej, nie przerywając naszego spojrzenia nawet na jedną sekundę. Moje serce się zatrzymało, miałam wrażenie, że wszystko wokół zamarło. Gdy jego usta zbliżały się w zwolnionym tempie do moich.
– To ja dziękuję, za to, że jesteś tutaj ze mną – odszepnął, a jego wargi zetknęły się w subtelnym muśnięciu z moimi. Rafał wypuścił ciężko powietrze prosto w moje usta, a jego oddech owiał moje rozpalone policzki. Nie odsunęłam się, nie uciekłam, więc odważył się i ponownie przysunął swoje usta do moich. Wolnymi ruchami odwzajemniłam pocałunek, który był tak delikatny, że niemalże niemożliwe, że istniał naprawdę.
Rafał wyprostował się i zgarnął mnie ramionami do siebie. Poddałam się temu z wielką ulgą. Pragnęłam się schować, ze wstydu, przejęcia i dziwnego uczucia, które rozbujało się we mnie od środka.
Gdy nasze serca odzyskały jako tako regularny rytm, usiedliśmy przy stoliku. Skrępowanie nadal wisiało w powietrzu, atmosfera sama gęstniała. I miałam wrażenie, że robię dobrą minę do złej gry. Gdy Rafał mnie pocałował uświadomiłam sobie, że chyba jeszcze nie jestem gotowa. Nie wiedziałam czy kiedykolwiek będę. To było dziwne uczucie, całować innego mężczyznę, niż tego którego kochało się sercem.
Rafał również był spięty, co niestety, ale nie ułatwiało nam zadania.
– Jestem okropnie zestresowana – wyznałam, bo już nie mogłam znieść bólu żołądka, jaki zagościł od ciągłych nerwów.
– Uwierz mi, że ja chyba bardziej – odpowiedział, nalewając nam wina do kieliszków. – Ewelina, może ustalmy, że to nie będzie oficjalna randka. Po prostu spotkanie, które ma na celu pomóc się nam odnaleźć. Pamiętaj, że ja nic od ciebie nie oczekuję – przypomniał z niekłamaną szczerością, za którą byłam mu ogromnie wdzięczna.
– Masz rację. Niech wszystko dzieję się samo, tak naturalnie – odparłam i chwyciłam kieliszek..
– Zgasić świeczki? – spytał z poważną miną, a ja nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
– Ani mi się waż, jest przepięknie! – powiedziałam, rozglądając się wciąż z zachwytem. Rafał uradował się, rozciągając swoje usta w szerokim uśmiechu.
Kilka słów oczyściło atmosferę, na tyle, że naprawdę zapomniałam o bożym świecie, o zranionym sercu, o przyjacielu, który siedział naprzeciwko i kochał mnie nad życie. Chciałam być przez chwilę sobą. Beztroską, wesołą Eweliną.
Rafał naprawdę się postarał. Przygotował i zaplanował wszystko z rozmysłem. Chwaliłam go raz po raz, a jego oczy były przepełnione najprawdziwszą radością. Czasem przez głowę przeleciały obrazy Hugona, na pewno łatwo się z tego nie wyleczę. Ale na szczęście miałam kogoś kto mi w tym pomoże.
Muszę przyznać, że Rafał prezentował się perfekcyjnie. Jak zwykle starannie uprasowana i dopasowana czarna koszula z długim rękawem, w tym samym kolorze spodnie. Niesforna grzywka, która teraz chyba była trochę przydługa, bo często wpadała mu w oczy przez co, co chwilę musiał ją poprawiać. A to potęgowało, tylko wrażenie tego jak bardzo był przejęty.
Ale najpiękniejszym akcentem w jego wyglądzie był uśmiech. Najszczerszy, najżyczliwszy, najcieplejszy jakim kiedykolwiek ktoś mnie obdarował. Gdy się w nim zakocham, to będzie zbawienie dla nas obojga. Ale przecież ja już go kochałam.
Kocham na swój wyjątkowy sposób. Kocham za ciepło, którym się ze mną dzieli. Kocham za opiekę. Kocham za obecność. Pozostało mi jedynie się w nim zakochać, tak mocno, by zapomnieć o Hugonie raz na zawsze.
Znów poczułam jak do oczu zbliżają się niepotrzebne łzy. Przygryzłam dolną wargę zębami i zerknęłam na pogrążoną w ciemności scenę.
– Chciałabyś zaśpiewać? – spytał Rafał, jak zwykle uważnie mnie obserwując. Potrafił wychwycić najmniejszą zmianę w moim nastroju.
– Zaśpiewać? – powiedziałam zadumana, jakbym sama zastanawiała się nad odpowiedzią. Nie odrywałam oczu, od zatopionej w czerni scenie. – Tak, tak... Tak chcę zaśpiewać – powtarzałam uparcie.
Potrzebowałam tego, jak powietrza. Teraz to zrozumiałam, to jest moja droga do wyleczenia. Do oczyszczenia ciała z bolesnych wspomnień. Musiałam wyrzucić słowami, wszystko to co godziło moje serce i nie pozwalało mu spokojnie pracować.
– Wiesz, że jeszcze nigdy mi nie śpiewałaś? – Rafał odezwał się ściszonym głosem. – Tak, tylko dla mnie – dodał i zaczął się wiercić na krześle, jakby zawstydzony tym, że zwrócił na to uwagę.
Lekko oszołomiona, odwróciłam głowę i nasz wzrok się spotkał. Zanurzyłam się w ciemnobrązowych, intensywnych oczach i widziałam w nich niemą prośbę. Rafał miałam wrażenie, że wstrzymuje oddech. Już miał sięgnąć dłonią w górę, by po raz setny dzisiaj ugłaskać włosy, ale sprytnie przerwałam ten ruch, kładąc na niej swoją dłoń.
– Dzisiaj tobie zaśpiewam. Tylko tobie – szepnęłam, wciąż wpatrując się w przystojną twarz przyjaciela. Rafał zaskoczony, nawet nie zdążył zareagować.
Wstałam od stolika i ruszyłam w stronę sceny. Włączyłam po drodze rząd małych światełek nad barem, by nie psuć romantycznej atmosfery jaskrawym światłem przy scenie. Weszłam po małych schodkach i stanęłam pośrodku swojego królestwa. Rozejrzałam się z nostalgią po tak dobrze znanym mi wnętrzu. Moim kolejnym miejscu na ziemi, w którym głos zawsze działał bez skazy, a słowa płynęły niczym strumyk górski gładko i zwinnie.
– Kocham to miejsce – stwierdziłam głośno, rozkładając ramiona na boki.
Rafał, słysząc moje słowa rozpromienił się. Jego twarz przybrała wyraz pokrzepienia, jakby w końcu zaznał upragnionego spokoju. Oparł się jednym łokciem o stolik i wyprostował się sztywno na krześle, gotowy na specjalny występ.
Tak nagle samo niechciane, przyszło wspomnienie, jak jeszcze nie tak dawno Hugon był na jego miejscu. W dniu urodzin to jemu dedykowałam piosenkę, to jemu śpiewałam od serca.
Zagryzłam zęby, powtarzając gest, który tak często wykonywał, by opanować swoje emocje. Wilgotnym wzrokiem zerknęłam na drzwi z napisem „tylne wyjście". Minął niespełna rok, odkąd za tymi drzwiami, moje życie zostało wywrócone do góry nogami.
Wystarczył jeden taniec, jedno spojrzenie, jeden dotyk opuszka na wardze, by przepaść na zawsze. A teraz miał być koniec. Czas najwyższy zamknąć te drzwi i iść na przód. Nic się nie zmieni, historia nie zatoczy nowego koła. Ani przypadek, ani przeznaczenie nie mają nic do powiedzenia, życiem rządzi los. Więc muszę brać co dostaję, a nie daje byle czego. Moją drugą miłość. Czystą bez skazy, bez złości, bez wypruwających złych emocji.
Spojrzałam na Rafała i posłałam mu wdzięczny, powolny uśmiech. Wiedziałam co mu zaśpiewam. Ta piosenka została do tego stworzona. Gdy pierwszy raz ją usłyszałam, wiedziałam, że ma wielkie znacznie, tylko musiałam je znaleźć. Czekałam kilka lat, by ją zaśpiewać i w końcu nadarzyła się okazja.
Bez muzyki, bez głośników, bez widowni, bez mikrofonu. Po prostu ja sama. I on.
Zamknęłam oczy 1,2,3. W myślach odtworzyłam pierwsze takty utworu i zaczęłam śpiewać.
Stoję teraz przed tobą tu
Rozebrana z emocji złych
Pogodzona z tym co ma być
Zbudowana z nadziei
I mogę iść w każdą stronę
Nie dźwigam ciężaru
Chcę powiedzieć dziś tobie
Że ty w tym pomogłeś mi
Więcej nie poddam się już
Chociaż serce złamane na pół
Chociaż myśli wyrwane ze snu
To wiem, że
Więcej nie poddam się już
Nie nazwane są moje dni
Ale wiem, że nie boję się ich
W trakcie piosenki rozchyliłam mokre powieki, a rozmyty wzrok skierowałam prosto w załzawione oczy Rafała. Mojego przyjaciela. Mojego rozumu. Mojej bezpiecznej przystani.
Rafał wstał z krzesła i nie spuszczając ze mnie swojego spojrzenia, ruszył w moją stronę. Nie przestałam śpiewać, a mój głos nawet jakby nabrał większej mocy.
Rafał wszedł na scenę i bez słowa przysunął się do mnie. Stanął tuż za moimi plecami. Poczułam przyjemne ciepło bijące od jego bliskości, a zaraz później oplatające moją talie smukłe dłonie. Ułożył je swobodnie na brzuchu i schylił się w taki sposób, że brodę oparł na moim barku.
– Zawsze tobie pomogę – wyszeptał mi do ucha, cytując słowa piosenki. Dobrze wiedział o czym śpiewałam. Rozumiał sens tych słów. Położyłam swoje dłonie na jego i mocno ścisnęłam, wbijając je w swój brzuch.
Spojrzałam ostatni raz na drzwi, za którymi poznałam miłość swojego życia i ponownie zamknęłam oczy.
Teraz czułam już tylko rześki zapach Rafała. I miał mi on wystarczyć do końca życia.
W prezencie, Ania Karwan, 2017
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top