Rozdział 3 "Ja ją tylko oświecę"
Luty
Hugo
Luty zaczął się od podjęcia poważnych decyzji. Wynajęcie mieszkania, którego póki co nie mogłem kupić, bo nie miałem rozwodu. I właśnie w końcu rozwód, wyzwanie, które okazało się, że będzie trudną przeprawą. Złożyłem wniosek za porozumieniem stron, czego oczywiście Klaudia nie zaakceptowała i żądała wyłącznie z orzeczeniem o mojej winie.
Źle to rozegrałem, zamiast najpierw z nią porozmawiać, wnieść pozew, to rzuciłem się w ramiona kochance. Musiałem z tego wybrnąć i udowodnić, że nasze małżeństwo od dłuższego czasu było fikcją. Jak miałem budować przyszłość z Eweliną, gdy nie mogłem uporać się z przeszłością?
Z samego rana dostałem telefon od prawnika, który poprosił, żebym zjawił się gdy, tylko znajdę wolną chwilę. Z tonu jego głosu ewidentnie wynikało, że musimy omówić coś poważnego i zdecydowanie nieprzyjemnego.
Wszedłem do szklanego budynku i ruszyłem prosto w stronę gabinetu Andrzeja. Reprezentował mnie odkąd stawiałem pierwsze kroki na rynku. Wspieraliśmy się wzajemnie, rozkręcając swoje firmy w tym samym czasie.
Znajomości to podstawa dobrego życia. Bez nich jesteś nikim, nie jesteś w stanie nic załatwić i na wszystko musisz łaskawie czekać. A tak możesz przeskoczyć pewne granice i niewidzialne schody.
Zapukałem do drzwi zza których natychmiast dotarło stanowcze proszę, więc wszedłem do środka.
- Witaj, dobrze, że jesteś - powiedział Andrzej oficjalnym tonem i zdjął z nosa okulary. - Siadaj.
- Może postoję. - Czułem, że to czego się dowiem nieszczególnie mi się spodoba i nie będę mógł wysiedzieć w miejscu. Andrzej wypuścił głośno powietrze.
- Czemu nie macie intercyzy? - zapytał retorycznie po czym znowu westchnął, a ja zagryzłem boleśnie zęby, bo wzrastała we mnie niepohamowana złość.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek znajdziemy się w takim miejscu. Ale mów o czym chciałeś rozmawiać?
- Całe szczęście twoja firma to spółka akcyjna, póki funkcjonuje Klaudia nie może na to położyć łapy. Gorzej będzie, gdy będziecie chcieli zamknąć interes. Prawnik dał wyraźnie do zrozumienia, że wtedy niczego nie odpuszczą. Ale na razie mamy inne zmartwienie. Klaudia oczekuje dosyć horrendalnych alimentów. Spójrz. - Podał mi kartkę.
- Nie ma sprawy na dzieci mogę przeznaczyć każdą kwotę nawet jeśli będzie wyolbrzymiona. - Chwyciłem kartkę, bez zbędnego zainteresowania.
- Spójrz na kartkę. Klaudia nie żąda jedynie dla dzieci wysokiego wsparcia, ale również dla siebie - oznajmił spokojnie. Spojrzałem na kartkę i wytrzeszczyłem oczy.
- Ile?! - podniosłem głos i zgniotłem kartkę w ręku. - Chyba zwariowała! Nie ze mną te numery! - Ruszyłem do drzwi bez zastanowienia.
- Gdzie się wybierasz? Nie rób głupot Hugon, ja się tym zajmę - próbował mnie zatrzymać, ale mnie jakby trafił grom z jasnego nieba.
Wybiegłem z budynku i wskoczyłem do samochodu, nie daruję Klaudii. Już mam dosyć jej zachowania i ciągłych roszczeń. Będzie musiała znaleźć nowego sponsora, dosyć ze mnie ściągnęła!
Gdy podjechałem pod dom, spostrzegłem na podjeździe kilka samochodów. Dobrze wiedziałem do kogo należą. Niefortunnie trafiłem na zlot czarownic. Urządzały go co miesiąc, każda po kolei u siebie, więc siłą rzeczy widywały się minimum raz w tygodniu.
Klaudia i jej koleżanki organizowały je, tworząc z nich towarzyski majstersztyk, a nie zwykłe spotkanie na drinka. Szykowały się do nich całymi dniami, żeby zrobić jak największe wrażenie i błyszczeć w przepychu swojej wyjątkowości. Próżność wylewała się każdym oknem.
Zawsze uciekałem wtedy z domu, nie mogłem patrzeć i myśleć, że sam daje na to pieniądze, ale nie miałem nic do gadania. Jak zwykle, musiałem się podporządkować, a że nie lubiłem kłótni, to spełniałem jej zachcianki.
Wysiadłem z auta i ruszyłem w stronę domu. Zawahałem się chwilę stojąc u drzwi, ręka zastygła nad dzwonkiem, ale uznałem, że wejdę bez zapowiedzi. Skoro nie chce szybkiego rozwodu i gra nieczysto, ten dom nadal był mój.
Wszedłem do środka, a do nosa od razu uderzył zapach wymieszanych mdłych perfum. Wszystkie od najlepszych projektantów i wszystkie za pieniądze ich bogatych mężów. Żadna z tych kobiet nie dorobiła się niczego własnymi siłami.
Skierowałem się w stronę oszklonej werandy, która została zaaranżowana specjalnie pod kątem urządzania wybitnych posiadówek i wszelkiego rodzaju uroczystości. Pięć pięknych, zadbanych kobiet siedziało wokół okrągłego stołu i trajkotało jedna przez drugą. Obgadując każdego bezbronnego, kto się nawinie na język.
Zdawałem sobie sprawę, że ostatnimi czasy, to ja dosyć często gościłem na tych salonach i to raczej w samym negatywnym znaczeniu. Już Klaudia doskonale wiedziała jak, to zrobić, żeby stworzyć moją osobę na nowo i przedstawić w zupełnie innym, nieprawdziwym świetle.
Stanąłem w drzwiach i czekałem, aż mnie łaskawie zauważy. Śmiała się szczerze, a gdy jej wzrok niespodziewanie napotkał mnie, naraz zrobiła się biała jak ściana. Zmrużyła oczy.
- Drogie panie, któż to nas odwiedził. Mój cudowny, kochający mąż - powiedziała głosem pełnym ironii.
Chwyciła szklankę z drinkiem i wstała od stołu. W jednej chwili wszystkie oczy skierowały się na mnie z nieskrywanym zaciekawieniem. Każda z nich posłała niepewny uśmiech, po czym zerknęły na Klaudię, gotowe na przedstawienie.
- Przestań Klaudia, musimy porozmawiać. Chodź na chwilę - starałem się brzmieć poważnie.
- Mam gości jakbyś nie zauważył, więc jeśli masz coś do powiedzenia, proszę śmiało, nie krępuj się i tak wszystko przekażę dziewczynom. - Pokręciłem głową.
- Klaudia nie bądź śmieszna, chodź na chwilę i zaraz mnie nie ma.
- Jesteśmy bardzo ciekawe co mój słodki mężulek ma do powiedzenia. - Podeszła do mnie bliżej, nie odrywając wzroku pełnego goryczy. Nie wytrzymałem, chwyciłem ją za przedramię, i pociągnąłem.
- Nie wygłupiaj się! Chodź! - Klaudia zerknęła na moją dłoń zaciśniętą na ręce.
- Czyżbyś złotko tracił grunt pod nogami? Prosisz się o niebieską kartę? - zakpiła. Na plecach poczułem kropelki potu i natychmiast ją puściłem. Zdawałem sobie sprawę, że jest zdolna do wszystkiego, więc musiałem spróbować nad sobą zapanować i nie dać jej tej satysfakcji.
- W co ty pogrywasz? Nie możemy wziąć rozwodu jak normalni ludzie? - zaśmiała się pod nosem.
- Hugo... - Kręciła głową ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
- Nie będę cię utrzymywał, postradałaś zmysły?! Oddaje dom, samochód, będę łożył na dzieci ile zechcesz. Mogę sponsorować wszystko co jest im potrzebne, ale nie będę utrzymywał ciebie! Znajdź sobie w końcu robotę jak porządna kobieta i zarabiaj na swoje zachcianki. - Teraz już się głośniej śmiała.
- Mam pracować? I co niby mam robić? Śpiewać jak twoja żałosna piosenkareczka? - Zagryzłem zęby.
- Jej w to nie mieszaj!
- Jak mam nie mieszać, skoro zniszczyła moje małżeństwo?! Nie daruję jej tego! - Podniosła głos.
- Klaudia ono psuło się samo, przez nas. Ona w niczym nie zawiniła. - Pokręciła energicznie głową.
- A właśnie, że to wszystko jej wina, ale jeszcze pożałuje. Zobaczy jaki jesteś, zrozumie jak daleko ci do ideału - zagroziła.
- Zostaw Ewelinę w spokoju!
- Och, kochany ja ją jedynie oświecę i będzie mi wdzięczna. To ty tego najbardziej pożałujesz, bo nadal będziesz ją „kochał" - zakpiła, udając palcami cudzysłów.
- Nie odpuścisz prawda? Już cię nie będę przepraszał, już dosyć. Myślałem, że masz więcej godności, ale najwidoczniej się myliłem. Także widzimy się w sądzie skoro tego chcesz.
- Nie boję się ciebie Hugo. Jesteś słabeuszem, wyłącznie ktoś taki jest w stanie dopuścić się zdrady. Obydwoje pożałujecie - odparła i odwróciła się na pięcie do przyjaciółek. - Pan już wychodzi, do widzenia.
Odwróciłem się i ruszyłem do drzwi. Nie widziałem sensu, dalszej dyskusji. Klaudia syczała słowami jak żmija jadem. Zdałem sobie sprawę, że jest nieobliczalna i jest w stanie zrobić wszystko, aby mnie zniszczyć. Zrozumiałem, że Ewelina nigdy nie będzie jej celem, tylko jestem nim ja.
Od nienawiści do miłości jest cienka linia, tylko czy Klaudia kiedykolwiek mnie kochała?
Chciałem zadzwonić do Eweliny, zwierzyć się i poszukać w jej głosie wsparcia, ale miała dzisiaj pierwszy koncert w nowej sali i nie powinienem jej niepokoić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top