Rozdział 24 ''Los się nie pomylił''
Ewelina
Po występie udałam się od razu do stolika. Endorfiny, które zdążyłam naprodukować pozwoliły, aby mój uśmiech ze sztucznego zmienił się w prawdziwy i szczery.
Śpiew przynosił siłę, jaką na co dzień nie dysponowałam. Nie powinnam zapominać, że posiadam tę super moc, dzięki której stawałam się niezwyciężona.
– Ewelinko, jak zwykle wyszło genialnie! – pisnęła zachwycona Kasia. – Zastanawiam się czy kiedyś się doczekam, że zostaniesz sławna – rozmyślała głośno, stukając paznokciem w usta.
Dosiadłam się do stolika, zajmując wolne miejsce na kanapie, obok Rafała.
– I co byś miała z takiej słynnej artystki? Myślisz, że taka gwiazda by niańczyła nam dziecko w wolnym czasie i zmieniała mu pieluchy? Zapomnij! Ja tam dziękuję zaświatom, że nasza Ewelina śpiewa wyłącznie do kotleta. – Olaf wzniósł ręce wysoko do góry w uwielbieniu. Roześmiałam się szczerze, przysłuchując się przyjaciołom, którzy wyraźnie tryskali wyśmienitymi humorami.
– Ja też nie narzekam, wtedy pewnie nawet by nie spojrzała na moją lichą knajpę i bym mógł zapomnieć, że stanie tam na scenie – dodał Rafał i zerknął na mnie kątem oka, ponieważ siedział po mojej prawej stronie.
Nagle przy stoliku przystanął Karol z pokaźnym bukietem róż. Zesztywniałam na jego widok, a kręgosłup czułam jak zmienia się w stalowy pręt.
– Witam wszystkich – odezwał się oficjalnym tonem. Po czym przeniósł swój przenikliwy wzrok na mnie. – Gratulację Ewelinko, wyszło znakomicie. Jak zwykle mnie oczarowałaś i myślę, że każdego z publiki. Nieprawdaż? – skierował pytanie do moich przyjaciół, którzy w osłupieniu przyglądali się mojemu szefowi.
Karol nadal stał w oczekiwaniu z wyciągniętym w moją stronę bukietem róż, więc ocknęłam się i zmusiłam się do wstania.
– Dziękuję – odchrząknęłam speszona, bo głos miałam przytkany. Speszona odebrałam od Karola kwiaty i czułam się niezręcznie. Na szczęście, z kłopotu wybawił mnie sam sprawca zamieszania.
– Nie będę wam przeszkadzał. Bawcie się dobrze i oczywiście wszystko macie na koszt firmy. – Szarmancko skinął głową do wszystkich zebranych, przygłaskał swoją zgniłozieloną marynarkę i oddalił się w stronę zaplecza.
Wypuściłam głośno powietrze, nie robiąc sobie nic z tego, że przyjaciele obserwują mnie z zaciekawieniem. Położyłam róże na kanapę i przysiadłam znów na swoje miejsce, tuż przy Rafale.
– Nie powiem, koleś ma gest. Aż żal, że nie mogę wypić skoro wszystko za darmochę – skwitowała Kasia, udając bardzo poważny i dosadny głos, niemalże, parodiując w ten sposób Karola. Zachichotałam pod nosem i wzięłam łyk wina, bo drapało mnie w gardle od tych wszystkich nieoczekiwanych dziś wydarzeń.
Nagle poczułam, jak Rafała dłoń ląduję na moim biodrze, a on sam przysuwa się do mnie bardzo blisko. Drgnęłam gwałtownie zaskoczona jego bliskością i ciepłem ciała, które przechodziło teraz intensywnym prądem na moją skórę.
Rafał nachylił się nisko i szepnął mi do ucha, wymawiając słowa prosto w moje włosy.
– Dostałaś od niego czerwone róże? – na te dwuznaczne, mrożące moją świadomość słowa raptownie się odwróciłam. Nie kontrolowałam zamaszystości ruchu, przez co moje usta otarły się niebezpiecznie blisko kącika warg Rafała, który zamarł na ten subtelny dotyk i zauważyłam, że wstrzymał powietrze.
– Uważasz, że? – odparłam zdumiona jego teorią i bagatelizując zupełnie naszą bliskość.
Od dłuższego już czasu zakładałam, że to jednak sprawka Konrada. Ale teraz, gdy Rafał rzucił nowe światło, zaczęłam mieć wątpliwości. Przecież Karol pojawił się w tym samym momencie co róże. Od naszego pierwszego spotkania instynkt mnie ostrzegał i bił na alarm. Podświadomie czułam, że Karol ma nieszczere intencje. Ale po co miałby to robić?
– Sam już nie wiem co mam myśleć – odszepnął tak, że jego oddech opatulił ciepłem moją szyję, sprawiając, że na karku wystąpiła mi gęsia skórka. Już sama nie wiedziałam, czy od rewelacji których usłyszałam, czy od jego nagłej bliskości.
Wypuściłam w zwolnionym tempie powietrze i przesunęłam się na kanapie, by zwiększyć między nami odległość i nie wdychać już jego rześkiego zapachu w nadmiarze. Rafał niepotrzebnie mącił mi w głowie, tworząc tam znów zawiłe labirynty myśli, z których nie potrafiłam uciec.
Rzuciłam zaniepokojone spojrzenie na róże, a później wzrokiem przeskanowałam salę. Długo nie musiałam szukać. Karol siedział na końcu baru i obserwował mnie uważnie. Nasze spojrzenia się zetknęły, na co on z cwanym uśmiechem pozdrowił mnie, machając szklanką z drinkiem. Nim zdążyłam zareagować, poczułam znów dłoń Rafała, oplatającą moją talię.
– Ewelina zatańczysz ze mną? – spytał, łapiąc drugą ręką moją dłoń. Skutecznie tym pytaniem odciągnął mnie od przeszywającego spojrzenia.
– Tak z chęcią – odparłam, bo uznałam, że to doskonały pomysł by uwolnić się spod celownika i zniknąć gdzieś w tłumie.
Wstałam do stołu i nie puszczając dłoni Rafała, pociągnęłam go na drugą część sali, gdzie na parkiecie tłoczyło się pełno par. Gdy znalazłam odpowiednie miejsce, przybliżyłam się do Rafała i pozwoliłam mu się mocniej objąć. Był wysoki i skutecznie zasłaniał cały otaczający mnie świat.
Muzyka zwolniła i musieliśmy dostosować się do jej spokojnego rytmu. Płynęliśmy swobodnie, nie przejmując się bliskością, która między nami zawsze tak naturalnie się rodziła. Znów w jego ramionach odnajdywałam bezpieczeństwo. Nie wiem jak bym sobie radziła, gdyby go przy mnie nie było.
– Zdajesz sobie sprawę, że On nie spuszcza cię z oczu? – Rafał nachylił się i szepnął wprost do mojego ucha.
– Wiem Rafał, czuję to na każdym kawałku skóry. Pali mnie to spojrzenie – odpowiedziałam i zacisnęłam dłoń na materiale jego czarnej koszuli.
– Możemy mu utrzeć nosa. – Rafał wyszedł z dziwną propozycją.
– Jak chcesz to niby zrobić? – Zmarszczyłam czoło i delikatnie odsunęłam głowę, bo nadal trzymał swoje usta blisko mojej twarzy. Nie chciałam kolejnego niepotrzebnego muśnięcia. Nie miałam pewności jak on je odbierał. Czy nie znaczyły dla niego dużo więcej, niż twierdził.
– Nie wiem. – Wzruszył niewinnie ramionami. – Może nie wypuszczę cię z objęć przez resztę wieczoru? – wyszeptał z ukrytym podtekstem i mówiąc, to przycisnął mnie mocniej do siebie. Nerwowo przełknęłam ślinę, starając się pokonać suchość w gardle, która nagle mnie dopadła.
Napięłam mięśnie i zaczęłam sztywno stawiać kroki. Rafał chyba wyczuł zmianę, bo sam automatycznie się spiął.
– Przecież żartuję, Ewela – błyskawicznie odpowiedział, starając się obrócić to wszystko w zabawę.
– Od kiedy to ty jesteś taki żartowniś co? Nie poznaję cię – odparłam również z przekąsem.
Rafał przyspieszył krok i dostosował rytm do kolejnej, szybszej tym razem melodii. Wykonał obrót, po czym znów pochwycił mnie w ramiona.
– A to zmiana na lepsze czy gorsze według ciebie? – dopytał, gdy znów przyciągnął mnie blisko siebie, a jego usta musnęły moją skroń, zostawiając na niej pulsujący ślad.
– Raczej na lepsze – podsumowałam, bo naprawdę tak twierdziłam. Przez ostatnie pół roku bardzo się zmienił. Nabrał przede wszystkim pewności siebie i nie chuchał na mnie, jakbym miała zaraz rozpaść się w palcach niczym krucha porcelana.
– Cieszę się – odpowiedział i rozluźnił ciało. Teraz sunął swobodnie, obejmując mnie w talii, a ja poddawałam się jego ruchom i relaksowałam w przyjemnym tańcu. – Zmył się – poinformował teraz dotykając ustami mojego ucha.
Natychmiast powędrowałam wzrokiem do baru, a później uważnie rozejrzałam się po zebranych na parkiecie i przy stolikach. Na pierwszy rzut oka, Rafał miał rację. Karola nie było widać już na horyzoncie. Mogłam odetchnąć i oddać się w wir imprezy. Należała mi się beztroska zabawa, aby wykrzesać z siebie chociaż małą cząstkę starej, radosnej Eweliny.
Karol przez resztę wieczoru się nie pokazał. Taniec, alkohol, a przede wszystkim towarzystwo sprawiły, że zapomniałam o wszystkim co mnie martwiło. Mogłam się śmiać, radować, nie przejmując się tym co było wczoraj, dzisiaj i będzie jutro.
Straciłam rachubę czasu i skupiłam się wyłącznie na sobie. Potrzebowałam tego. Zdałam sobie sprawę, że moje życie wypełnia bolesna tęsknota nie tylko za Hugonem, lecz również za promienną, pełną energii dziewczyną, którą jeszcze nie tak dawno byłam.
Z wieczoru zrobiła się późna noc. Rafał nie pił alkoholu, więc odwiózł mnie z powrotem do domu. By upewnić się, że nic mi nie grozi podprowadził mnie pod same drzwi, badając po drodze czy podwórko jest czyste. Całe szczęście, ale nic nie znaleźliśmy, dzięki czemu poczułam się odrobinkę spokojniejsza.
Weszliśmy do środka i nie bardzo wiedziałam jak się zachować. Rafał stał nieruchomo i wpatrywał się we mnie intensywnie. Coś było nie tak. Jego spojrzenie nabrało głębi, a tęczówki zaciemniły się przybierając swoją najczarniejszą wersję.
Zaniepokoiłam się tym, jak na mnie patrzył. Niby spotykał się z Dagmarą i zarzekał się Kaśce, że nie jest mną zainteresowany, ale zaczynałam w to wątpić.
– Dziękuję za wszystko, ale wiesz, że nie musisz tego robić. – Zebrałam się na odwagę. – Wiesz, tak mi pomagać – dopowiedziałam.
– Nie masz za co dziękować już, to mówiłem. Tak się zachowują przyjaciele – odparł i widziałam, jak przygryza wnętrze policzka. Ręce schował do kieszeni i stał sztywno w miejscu.
– Napijesz się czegoś? – zaproponowałam, a Rafał spojrzał mi prosto w oczy z nieodgadniętą miną i się zamyślił.
– Nie... Chyba już pójdę. Późno się zrobiło – odmówił cicho. Dłonią przejechał po grzywce, nadal wpatrując się we mnie głęboko. Sama nie wiedziałam czy ta odpowiedź mnie cieszy czy smuci.
Zdecydowanie powinnam poczuć, to pierwsze. Grzecznie podziękować, zamknąć za jego plecami drzwi i odetchnąć z ulgą. Ale niestety tak się nie działo. Łaknęłam go i doskonale wiem, skąd wzięła się taka silna potrzeba przebywania w jego towarzystwie. Przy nim czułam się bezpieczna. Byłam tym coraz bardziej przerażona.
– Jak wolisz, rozumiem. Ale jeszcze raz dziękuję – powiedziałam, a Rafał jedyne uniósł nieznacznie kąciki ust do góry.
– Nie ma za co – i dodał. – Jak zwykle, do usług. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Zrobiłam krok, bo tylko tyle nas od siebie dzieliło. Wspięłam się na palce, dłoń przytrzymałam na jego barku i delikatnie pocałowałam go w policzek. Miałam wrażenie, że przymknął oczy, ale chyba mi się zdawało. Zesztywniał cały i odsunął się do tyłu.
– To na razie – wypalił i jednym krokiem wypadł na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi.
Przetarłam twarz dłońmi, po czym wzięłam powolny, długi wdech. Dopiero teraz gdy zostałam sama, mogłam swobodniej oddychać.
Weszłam do salonu i położyłam się na kanapie, a pod głowę wcisnęłam różową, włochatą poduszkę.
Czy to możliwie, że on nadal darzył mnie uczuciem? Byłam pewna, że wtedy to było jedynie przelotne zauroczenie. Że ubzdurał sobie tę wielką miłość.
Może, to chwilowe dziwne napięcie między nami, ma związek z tym, że nie wracaliśmy nigdy do sytuacji z przed pół roku. Zamietliśmy ją pod dywan, jakby się nie wydarzyła i nie miała znaczenia. A powinniśmy, to jeszcze omówić i wyjaśnić dla dobra naszej przyjaźni.
Leżałam i nasłuchiwałam odgłosu odpalanego silnika, ale nic takiego nie miało miejsca, więc wstałam i podeszłam do okna. Odchyliłam dyskretnie firankę, by móc wyjrzeć na zewnątrz.
Tak, jak przypuszczałam samochód Rafała nadal stał zaparkowany. Skupiłam wzrok na środku auta i zobaczyłam go. Opierał głowę o kierownicę. W pierwszej chwili wystraszyłam się, że może zasłabł, ale wtem dojrzałam jak ciężko oddycha. Plecy unosiły się wysoko i w zwolnionym tempie. Nareszcie Rafał podniósł się, przetarł dłonią oczy, spojrzał w stronę mego domu i odjechał.
Nawet z takiej odległości dostrzegłam wyraz jego twarzy. A mianowicie, była ona przepełniona smutkiem.
Wiedziałam. Wiedziałam, że nie jestem mu obojętna. Musiałam znów się zdystansować, ponieważ zaraz sprawa sama nieodwracalnie się skomplikuje.
Zerknęłam na zegarek. Czas wymknął mi się dzisiaj spod kontroli. Nie odezwałam się do Hugona i obawiałam się, że może być z tego powodu zły. Wolałabym uniknąć kłótni, nie lubiłam naszych sprzeczek zwłaszcza, gdy dzieliło nas tyle kilometrów.
Podreptałam zmęczona do sypialni i już bez kąpieli, ułożyłam się wygodnie na poduszce.
Gdy zasypiałam czułam niepokój i nie mogłam zapomnieć wzroku Rafała. Zanim zapadłam w sen, moją ostatnią myślą, był dystans.
Musiałam trzymać Rafała na dystans.
Hugo
Z samego rana wybrałem numer do Eweliny i czekałem kilka długich sygnałów. Niecierpliwiłem się, bo tak bardzo chciałem usłyszeć jej kojący głos. Martwiłem się czy wszystko w porządku, bo wczoraj po koncercie nie dawała znaków życia. Nie miałem pewności czy bezpiecznie dotarła do domu.
Sprawy nie ułatwiała jeszcze męcząca tęsknota oraz zazdrość. Obiecałem sobie, że po powrocie stanę na głowie i znajdę czas, żeby pojechać do niej choćby na jeden dzień. Nie wiem ile zdołam jeszcze wytrzymać w takim związku na odległość.
Gdy już miałem się rozłączyć, dobiegł w słuchawce jej melodyjny głos.
– Cześć, kochanie – przywitała się słodko, a na mojej duszy od razu zrobiło się lżej. Uwielbiałem jej słuchać, bo łagodziła moje stęsknione zmysły nawet na odległość.
– Cześć, kokosiku – mruknąłem rozmarzony. – Jak się udał wczorajszy występ i wieczór? Nie odzywałaś się.
– Wiem przepraszam, ale po koncercie tak jak planowałam zostałam na dłużej w Złotej i zeszło się nam na zabawie. Już dawno tak nie spędziłam wesoło czasu ze znajomymi, aż straciłam rachubę – wytłumaczyła się.
– Z kim byłaś? – zapytałem, a nagle zapadła cisza, jakby Ewelina nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Automatycznie zrobiłem się czujny, bałem się, że zaraz usłyszę coś co mi się absolutnie nie spodoba. Jakże, nie mylne odczucie, jak się później okazało.
– Z Kasią, Olafem i Rafałem – odpowiedziała ostrożnie. Ścisnąłem ręką telefon, bo nie spodobał mi się jej ton pełen lęku.
– Rafał był?
– Tak zjechał akurat na weekend i dołączył do nas.
Przymknąłem oczy, próbując w ten sposób odciąć się od niechcianych wiadomości.
– Rozumiem, mam nadzieję, że dotarłaś bezpiecznie do domu. Odwieźli cię? – Postanowiłem sam siebie dobić kolejnym pytaniem.
– Tak – odchrząknęła znacząco. – Rafał mnie odwiózł. – Usłyszałem odpowiedź i zazgrzytałem nerwowo zębami. Ten facet był jak fatum, krążące nad moim szczęściem.
Zacisnąłem pięść i żałowałem każdej chwili, w której niegdyś opanowałem się, by nie uderzyć Rafała. Tyle razy się prosił, ale wiecznie nie miałem odwagi. Co on tam ciągle robił? Kręcił się przy Ewelinie jak stęskniony pies. Nie mogłem spać spokojnie, wiedząc, że jest w pobliżu i na każde jej zawołanie.
– Hugo? – nawet nie zorientowałem się, że milczę. Wziąłem głęboki wdech i zdusiłem zazdrość by nie robić awantury.
– Przepraszam, zamyśliłem się. Na pewno dobrze się czujesz? Leczysz kaca? – spróbowałem rozładować napięcie.
– Tak jest dobrze, ale zamierzam zrobić sobie luźny dzień i wylegiwać się w łóżku – odparła, a ja przełknąłem ledwie ślinę, aż zakuło mnie w gardle jakbym połknął kaktusa.
– Jesteś sama? – spytałem tak przerażony myślą, że on tam może być, że nie panowałem nad drganiem głosu.
– Tak kochanie, jesteśmy z Mączką same.
Złapałem się za czoło i pokręciłem głową, zmęczony nagłymi informacjami i emocjami.
– W takim razie odpocznij kokosiku, tylko odezwij się jak wstaniesz – poprosiłem nadal zduszonym tonem.
– Dobrze Hugo, ale naprawdę nie martw się, nic mi nie jest. Zajmij się dziećmi. Spędźcie ten czas miło, a już za tydzień się widzimy. Możemy znów odliczać – odparła też zgaszonym i smutnym głosem. – Kocham cię.
– Też cię kocham – szepnąłem i się rozłączyłem. Zdusiłem palcami kąciki oczu, bo wezbrały w nich łzy.
Skierowałem twarz ku słońcu i próbowałem znaleźć ukojenie w przyjemnych, okalających moją skórę promieniach. Witamina D powinna sobie poradzić z moim układem nerwowym, ale tego lata nie działała tak jak zwykle.
Na krzesełko obok przysiadła mama, która przyjechała razem z nami nad morze. Na stoliku postawiła dzbanek z wodą, cytryną i miętą i bez pytania nalała nam po szklance. Chwyciłem jedną i upiłem łyk orzeźwiającego napoju.
– Podsłuchiwałaś? – spytałem, bo przyglądała mi się uważnie.
– Nie kochanie, nic nie słyszałam, ale widzę, że jesteś przybity. Chcesz porozmawiać? – zapytała delikatnie i odwróciła wzrok przed siebie, by nie wywierać na mnie presji.
– Mamo, nie wiem co my mamy zrobić. Tak dłużej być nie może. Mam przenieść się do niej? Przecież to cholerny koniec świata. Chłopcy zostaną tak daleko, a co z firmą? A Ty? – Zakryłem twarz dłońmi, bo niewiele brakowało bym się rozpłakał.
– Kochanie, przykro mi ale nie wiem jak wam pomóc. Chciałabym znaleźć złoty środek, może porozmawiam z Eweliną?
Poderwałem głowę do góry i spojrzałem skrzywiony, słysząc jej propozycję.
– Nie, to zły pomysł. Powinniśmy sami się z tym uporać, tylko za nic w świecie nie wiem jak. – Wypiłem do końca lemoniadę i odstawiłem pustą szklankę. – Może jednak nie jesteśmy sobie pisani? – westchnąłem załamany i poczułem ścisk żołądka, bo po raz drugi pojawiła się we mnie ta myśl.
Wstałem szybko od stołu i wyminąłem mamę, bo granica rozpaczy robiła się zbyt cienka, a nie lubiłem okazywać swoich słabości.
– Nie sądzę kochanie. Myślę, że los się nie pomylił, tylko wy się pogubiliście – odpowiedziała i wystawiła twarz ku słońcu z błogą miną. Jasne, intensywne światło uwydatniło tylko mocniej jej głębokie zmarszczki.
Gdy już wchodziłem do hotelowego pokoju, usłyszałem jeszcze jak mówi cicho, ni to do mnie, ni to do siebie.
– Wy musicie się poznać, zaprzyjaźnić.
Zatrzymałem się. Musiałem przyznać mamie rację, z Eweliną prawie się nie znaliśmy. A czy łączyła nas przyjaźń? Do tego potrzebowaliśmy czasu.
Póki co zostało mi jedynie, odliczać dni do naszego kolejnego spotkania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top