Rozdział 12 "Chcesz mieć dzieci?"
Kwiecień
Hugo
Powroty do pracy po świątecznej przerwie, zawsze są ciężkie. Zwłaszcza, jeśli czekają na ciebie niedokończone projekty i niedopięte sprawy.
Usiadłem za biurkiem i włączyłem komputer. Ledwie przysiadłem, a już huczało mi w głowie od rozmyślań. Na swoją kampanię czekała duża firma, produkująca sportowe obuwie. Liczyła, że dzięki naszej reklamie odniesie spektakularny sukces. Już sam fakt tego, jakie stawiała sobie oczekiwania wystraczająco podnosił ciśnienie, a co dopiero to, że projekt utknął w martwym punkcie. Po prostu z Markiem nie mieliśmy pomysłów. Głowiliśmy się od dobrych dwóch tygodni, czym ich zaskoczyć, a przede wszystkim zadowolić. W końcowym efekcie wciąż czegoś brakowało i nie byliśmy zadowoleni.
Z zamyślenia wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi.
- Proszę - odparłem i przetarłem zmęczone oczy. Drzwi się uchyliły i wyjrzała za nich Majka.
- Dzień dobry szefie - przywitała się, posyłając szeroki uśmiech.
- Dzień dobry - odpowiedziałem, rzuciłem na nią przelotnie okiem i ponownie utkwiłem wzrok w monitor.
- Zrobić kawę?
- Tak poproszę. A jest już Marek? - zapytałem i znów przeniosłem na nią skupione spojrzenie.
- Nie ma... - odparła niepewnie i szybko zamknęła za sobą drzwi.
Nie dość, że mieliśmy taki nawał w robocie, to jeszcze musiałem pilnować Marka, któremu ostatnio coraz częściej rozsuwał się suwak w spodniach. Notorycznie wymykał się wcześniej z pracy i zawalał zlecenia. Drażniło mnie, że nie mogłem na niego liczyć, gdy tak bardzo tego potrzebowałem. Sam często teraz wyjeżdżałem i dzieliłem swój wolny czas na Ewelinę bądź chłopców, co wcale nie było proste, bo chciałbym być w dwóch miejscach jednocześnie.
Jaka szkoda, że wciąż nie mogłem jej namówić na przeprowadzkę do Warszawy. Musiałem nadal próbować, bo tak jak jest obecnie, długo nie pociągniemy. Kolejny weekend zapowiadał się osobno. Swój miałem spędzić z chłopcami, a wtedy jak na złość odbywała się parapetówka u Kasi i Olafa, na którą Ewelina tak bardzo chciała mnie zabrać.
Moje ponure przemyślenia przerwało ponowne pukanie do drzwi. Tym razem bez czekania na proszę, do gabinetu weszła Maja. Przemierzyła pokój i postawiła tacę na brzegu biurka.
- Dzięki - rzuciłem i zająłem się czytaniem kolejnego maila od zniecierpliwionego klienta.
Jeszcze nigdy nie mieliśmy obsuwy w terminach, ale musiałem przyznać, że to nie była wina wyłącznie Marka, lecz także moja. Byłem nieobecny i nie mogłem się na niczym skupić. Gdyby Ewelina została przy mnie, byłoby mi łatwiej. Nie musiałbym bez przerwy o niej marzyć i zadręczać się tęsknotą.
Moje intensywne rozmyślania przerwała nadal, stojąca przy biurku Maja.
- Dalej nie macie pomysłu? - spytała ostrożnie.
- Niestety nie i w dodatku do pomocy nie mam Marka. Już mi działa na nerwy.
- Tak ostatnio wybił się trochę z rytmu, że tak powiem - zauważyła taktownie, by go nie obrazić. Parsknąłem śmiechem, bo tak to ładnie ujęła. Ja bym bardziej powiedział, że szlajał się z jęzorem na brodzie i myślał tylko gdzie go zamoczyć. Ponoć dorwał jakiś „skarbek" cokolwiek to znaczy.
Maja ciągle mi się przyglądała, aż w końcu odezwała się nieśmiało.
- Sporo myślałam przez święta o projekcie i chyba coś mam. - Spojrzałem zainteresowany i rozsiadłem się wygodnie w fotelu.
Maja zrozumiała, że jestem gotów na wysłuchanie pomysłu i zaczęła nerwowo chodzić po gabinecie. Nie mogłem się skupić tak stukały jej obcasy. Chociaż nie tylko to wytrącało mnie z równowagi.
Do pracy zawsze przychodziła w wysokich szpilkach i opinających spódnicach. Niby nie robiła nic zakazanego, ale skutecznie wszystkich rozpraszała. Dzisiaj była w obcisłej szarej spódnicy i białej koszuli, której napięty materiał ledwo zapiął się na okazałym biuście. Zajebiście właśnie złapałem się na tym, że dokładnie studiowałem każdy szczegół jej stroju, a nie powinienem na to zwracać uwagi.
Wypuściłem powietrze, po raz kolejny przeklinając w myślach Marka za to, że ją znalazł.
- To jest firma, która sprzedaje głównie sportowe obuwie? - zadała pytanie przy czym poprawiła swoje perfekcyjnie ułożone włosy.
- Tylko sportowe.
- Znanych firm jest masa, musimy znaleźć coś co wyróżni ich spośród tłumu i konkurencji. Coś co jest ich specjalnością - analizowała skrupulatnie fakty, a ja jedynie kiwnąłem głową.
Maja odwróciła się do mnie tyłem i stała, patrząc w okno. A ja natomiast instynktownie spojrzałem na jej zgrabny tyłek. Kurwa.
- Ja nie lubię takich butów - zaczęła, a ja przewróciłem oczami, odrywając wzrok od pełnych pośladków. - Gdyby miał mnie ktoś do nich przekonać, musiałyby być totalnie wygodne. Ja jestem okropnie wygodna. I kocham wygodne życie. - Odwróciła się do mnie przodem i oparła dłonie na biodrach. - Wybieram wygodne życie. Wybierz wygodne życie - dodała, robiąc palcami w powietrzu cudzysłów.
- Majka! - zerwałem się na nogi. - To może im się spodobać! Genialne! - pochwaliłem jej pomysł, na co uśmiechnęła się podekscytowana. - Czekaj zapiszę to sobie i zaraz przedstawię im naszą wizję. Jesteś wielka, masz premię! - powiedziałem.
- Wolałabym wspólne wyjście na drinka - odparła bez skrępowania. Spojrzałem na nią i nasz wzrok się spotkał.
- Wiesz, że to nie wchodzi w grę - odezwałem się oschle. Dobrze wiedziała, że jestem z Eweliną, a mimo to miałem wrażenie, że coraz częściej robiła subtelne podchody. Ale pod tym względem zostawałem nieugięty, zamierzałem nadal trzymać ją na dystans. Żadnego spoufalania się.
- To może obiad? - nie dawała za wygraną. - Lunch w trakcie pracy to nic zdrożnego. - Westchnąłem, nie chciałem wyjść na przewrażliwionego szefa, który ma chorą manię na punkcie kontaktów z pracownikami.
- W porządku. Idziemy razem na obiad. Dzięki za pomoc - odpowiedziałem i usiadłem za biurkiem. Maja rozpromieniła się słonecznie, rozciągając swoje usta pomalowane na krwistoczerwony kolor.
- Nie ma za co, po to tutaj jestem - odparła uradowana, odwróciła się i wyszła.
A ja odruchowo znów spojrzałem na jej tyłek. Kurwa. Każdy mężczyzna by spojrzał przecież, to całkiem normalne.
*
Tak jak przypuszczałem wstępny projekt się spodobał i mieliśmy zielone światło do działania. Czekało nas dużo pracy. Obawiałem się, że będzie trzeba zostawać na nadgodziny albo co gorsza weekendy.
Teraz tak jak umówiliśmy się z Majką, wybieraliśmy się razem na obiad. Zajrzałem do pokoju, w którym urzędowała przez większość pracy.
- Gotowa? - spytałem dziewczyny, gdy ta akurat czytała coś skupiona w komputerze.
- Tak! Na sekundę skoczę do łazienki - odparła i natychmiast oderwała się od biurka.
Czekałem na korytarzu, obserwując bure niebo za oknem. Było posępne niczym moje myśli, na które nie miałem od dłuższego czasu wpływu. Gdy nie było przy mnie Eweliny, mój świat na powrót stawał się szary.
Moje chwilowe oderwanie od rzeczywistości przerwała Maja. Weszliśmy do windy, którą natychmiast wypełnił mocny kwiatowy zapach. Momentalnie zatęskniłem za słodkim kokosem, ale ocknąłem się, skupiając już całą uwagę na swojej towarzyszce i spytałem:
- Dokąd idziemy? Na co masz ochotę? - Maja wzruszyła ramionami, zapinając guziki swojego czarnego eleganckiego płaszcza.
- Obojętne.
- Co jedzą takie dziewczyny jak ty? - wypaliłem, niewiele myśląc. Maja przerwała czynność, spojrzała na mnie gwałtownie, marszcząc przy tym mocno brwi.
- Takie dziewczyny jak ja? Co to ma znaczyć?
- Wybacz, źle to zabrzmiało. Chodziło mi o to, że... - jąkałem się jak uczeń przy tablicy. - Jesteś bardzo zgrabna, wyglądasz jakbyś była ciągle na specjalnej diecie - powiedziałem wprost, nie kompromitując się już bardziej. Maja zaśmiała się wesoło.
- Dziękuję uznam, że to był dziwny komplement. Ale tak się składa, że nie jestem na żadnej diecie, jem to na co mam ochotę. Po prostu mam dobre geny. - Uśmiechnęła się promiennie i puściła mi zuchwale oczko. Zdenerwowałem się, właśnie o takie spoufalanie mi chodziło. Takie zachowanie nie mogło mieć miejsca, to była wyjątkowa sytuacja.
Zdecydowaliśmy się na chińszczyznę. Weszliśmy do restauracji i ruszyliśmy w stronę wolnych stolików. Już chciałem siąść przy jednym z nich, gdy Maja posłała mi wymowne spojrzenie.
- Czy moglibyśmy usiąść gdzieś dalej? - spytała cicho, dyskretnie pokazując oczami na stolik obok, przy którym siedziała rodzina z dwójką małych dzieci. Kiwnąłem głową ze zrozumieniem i poszedłem w głąb sali.
Usiedliśmy na samym końcu, przy dużym oknie z widokiem na ruchliwą ulicę.
- Nie lubisz dzieci? - spytałem, po tym gdy złożyliśmy zamówienie.
- Nieee - Maja odpowiedziała przeciągając wyraźnie samogłoski. - W dodatku nie moglibyśmy spokojnie zjeść. Bylibyśmy zmuszeni słuchać krzyków i płaczów na zmianę. Mama by ich ciągle strofowała, a ojciec by siedział ledwo nad sobą panując i mając serdecznie dosyć - wypaliła jak z torpedy, aż się zaśmiałem.
- Rozumiem. - Zrobiłem zadumaną minę, zaskoczony jej reakcją. - Swoich też nie planujesz mieć?
- W życiu! Dzieci zabierają wolność. Bym miała poświęcić dla nich swoją karierę, figurę? Życie? - Pokręciła energicznie głową. - A po za tym zawsze psują relacje w związku.
Zdumiała mnie jej wizja macierzyństwa. Rzadko słyszy się coś takiego od kobiety. Zdaje się, że one mają ten instynkt, gdy tylko się rodzą, ale najwidoczniej nie wszystkie.
- Ale teraz nie jesteś w żadnym związku, prawda? Myślisz, że jak się zakochasz nie zmienisz zdania? - Zaprzeczyła, wymachując palcem z długim paznokciem ozdobionym czerwonym lakierem.
- Zdecydowanie nie zmienię. Dlatego też jestem sama, nie znalazłam jeszcze mężczyzny, który jest inteligentny, ustawiony, przystojny i nie chce mieć dzieci. Ciągle szukam - odparła pewna siebie i spojrzała mi prosto w oczy.
Upiłem łyk wody, bo zrobiło mi się gorąco od tej rozmowy, która zmierzała w nieodpowiednim kierunku.
- A ty Hugo chcesz mieć dzieci? - spytała i wpatrywała się we mnie uważnie.
- Mam już dzieci. Mam dwóch synów jakbyś zapomniała.
- Ale więcej już nie chcesz mieć, prawda? - Uśmiechnęła się subtelnie, unosząc kąciki wymalowanych ust. Zagryzłem zęby.
- Nie. Nie chce mieć już więcej dzieci - odpowiedziałem wprost, a Maja zadowolona chwyciła swoją szklankę i przyłożyła do ust, nie odrywając ode mnie wzroku.
Po chwili poczułem jak czubek jej szpilki zahacza wyraźnie o moją łydkę. Majka wbiła go delikatnie w moją nogę, przytrzymała sekundę po czym opuściła, udając, że to przypadkowo. Zrobiła to z pełną determinacją i udało się jej wytrącić mnie całkowicie z równowagi.
Minęła chwila w jej towarzystwie, a już byłem zmęczony. Pragnąłem zaszyć się w domu i zadzwonić do Eweliny, by usłyszeć jej kojący głos, bo jej ust i ciepła ciała zaznam dopiero za dwa tygodnie.
Dodatkowo musiałem przeboleć imprezę na którą pójdzie samotnie. Obawiałem się, kto może się na niej zjawić. Choćbym nie wiem jak się starał, nie potrafiłem wymazać z pamięci wzroku Rafała, gdy miał okazję patrzeć na Moją kobietę. Moją miłość.
Z tym, że to była też Jego miłość. Tego byłem pewien w stu procentach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top