Rozdział 6
Jev
Kiedy tylko Emili poszła do siebie, zabrałem się za rozrabianie ciasta na naleśniki. Nastawiłem wodę na herbatę i wyciągnąłem patelnię, żeby już się grzała.
Kilka minut i pierwsze naleśniki, lądowały na talerzu, gdzie nakładałem na nie odrobinę dżemu wiśniowego. W czasie, gdy parzyła się herbata, wyciągnąłem z szafki swoje leki, a następnie wydłubałem kilka tabletek, w tym jakieś witaminy, żeby Emily jak najszybciej doszła do siebie.
Kiedy uznałem, że wszystko było gotowe do podania, ułożyłem wszystko na tacy, aby zanieść to dziewczynie, która miała się położyć.
Pech chciał, że gdy tylko dotknąłem klamki jej pokoju, z mojego wyłoniła się Anna.
- Cześć! - rzuciłem, na co posłała mi zdziwione spojrzenie, ale nim coś powiedziała, byłem już w pokoju Emily.
Dziewczynka leżała w łóżku, drżąc nawet pod kołdrą, co potwornie mnie niepokoiło.
Odsłoniłem bardziej rolety, ponieważ do pomieszczenia dostawało się niewiele światła, a następnie spojrzałem znów na Emily, która nieporadnie gramoliła się spod kołdry.
- Zapisałaś się do lekarza? - zapytałem, gdy postawiłem tacę na stoliku nocnym.
- Zaraz się zapiszę - powiedziała, choć jakoś nie potrafiłem jej uwierzyć.
- Zjedz jak najwięcej, a potem wypij to wszystko - wskazałem na tabletki. - Mam nadzieję, że nie jesteś na nic uczulona.
- Nie jestem - odparła cichutko.
- To dobrze. W takim razie zajadaj, a ja potem jeszcze do ciebię zajrzę, czy gorączka spadła - rzuciłem, po czym wyszedłem z jej pokoju.
W kuchni czekała na mnie Anna. Stukała palcami o blat stołu, a po jej minie wiedziałem, że coś było znów nie tak.
- Często robisz śniadanka swojej współlokatorce? Może jeszcze wymieniasz jej tampony?!
- O co ci znowu chodzi?! - Nie kryłem zdenerwowania. - Chciałem być miły, bo rozchorowała się nie na żarty i ledwie stała na nogach! Co to za problem, że zdecydowałem się zrobić dwa naleśniki więcej, żeby nie musiała wychodzić z łóżka i mogła trochę odpocząć?!
- Oczywiście! To żaden problem, że mój facet, zamiast zajmować się mną, nosi śniadanka do łóżka swoim współlokatorkom.
- Tobie też zrobiłem śniadanie - warknąłem, po czym rzuciłem dwa naleśniki na talerz i podsunąłem jej pod nos.
- Wiesz co... jednak w ogóle do ciebie nic nie dociera - powiedziała obrażona, po czym ruszyła do wieszaka i zaczęła się ubierać.
- Wychodzisz? Żartujesz? - Ruszyłem w jej kierunku zaskoczony.
- Nie. Nie żartuję. Pomyśl sobie, jakbyś się czuł, gdybym to ja nosiła śniadanka swojemu współlokatorowi, a potem łaskawie, rzuciła coś tobie, żebyś się nie czepiał.
- Anna. - Chciałem ją zatrzymać, ale się cofnęła. - Przecież wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna. A ja po prostu... chciałem być miły dla swojej współlokatorki.
Kobieta przez chwilę patrzyła na mnie, ale w końcu odwróciła się i wyszła z mieszkania.
Przekląłem pod nosem zdenerwowany, a potem wróciłem do kuchni i wpatrzyłem się w stos naleśników. Potem przeniosłem wzrok na talerz z naleśnikami dla Anny.
Okej. Może i miała powód do swoich fochów, ale w gruncie rzeczy nie zrobiłem nic złego. Poza tym Emily naprawdę źle się czuła i zasadniczo zrobiłem jej śniadanie tylko dlatego. No... może też trochę mimo wszystko czułem się za nią odpowiedzialny, bo w końcu Erick kazał mi się nią opiekować.
Usiadłem zatem do śniadania kompletnie sam. Dopiero w zasadzie, gdy skończyłem, przyszłomi do głowy, że w zasadzie mogłem pójść do Emily. Ale chyba nie zrobiłem tego, chcąc sobie udowodnić, że Anna wcale nie miała być o co zazdrosna.
Przed wyjściem do pracy, zajrzałem zatem jeszcze na moment do jej pokoiku. Oparłem się ramieniem o futrynę i przez kilka chwil w ciszy patrzyłem, jak Emily leżała na łóżku, zwinięta w kuleczkę, zawinięta w kołdrę i spała spokojnie.
Jej policzki wciąż były rumiane, ale bałem się do niej podchodzić w obawie, że ją obudzę. A wiedziałem, że bardzo potrzebowała tego odpoczynku.
Emily
Kiedy się obudziłam, ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę, było wychodzenie z łóżka. Mimo to zmusiłam się do zerknięcia na telefon i z przerażeniem odkryłam, że jestem już niemal spóźniona na uczelnię.
Okazało się, że przespałam beztrosko półdnia!
Zerwałam się natychmiast, czego szybko pożałowałam, ponieważ potwornie zakręciło mi się w głowie. Czując, że nie zdołam utrzymać się na nogach, wyciągnęłam przed siebie ręce i zmusiłam kolana do zgięcia się, żeby upaść na nie, a nie jak kłoda, na twarz.
Po moich nogach przeszedł ból, a w mieszkaniu, które myślałam, że było puste, rozległy się kroki.
Zdołałam ledwie trochę się podnieść, rozmasowując bolący łokieć, gdy drzwi od pokoju otworzyły się.
Na twarzy Jeva pojawił się strach, ale zaraz nachylił się, żeby pomóc mi wstać. Przez moment myślałam, że zacznie krzyczeć, że symuluję, ale na szczęście tak się nie stało.
- Wszystko w porządku? Co się stało? - pytał, asekurując mnie.
Przez to wszystko zachciało mi się płakać, bo przez chwilę myślałam, że zachowa się jak Erick. Choć przecież wcale nim nie był i nigdy nie dał mi powodu, abym myślała, że tak zrobi.
A co zrobiłby Erick?
Dałby mi prawdziwy powód do płaczu. Pewnie dostałabym za to, że o siebie nie dbam, i że mogłam zrobić sobie prawdziwą krzywdę.
Tak jak wtedy, gdy spadłam z karuzeli. Nie wystarczyło to, że miałam zdarte kolana i zakrwawione pół prawego uda. W domu dostałam jeszcze za to, że musiał mnie opatrywać.
Jev patrzył na mnie z niezrozumieniem, aż w końcu kazał mi się położyć.
- Brałaś leki po południu? - zapytał, na co pokręciłam głową. - A jadłaś coś? - Również zaprzeczyłam.
Jev westchnął ciężko, po czym wstał, podając mi husteczkę i wyszedł.
Bałam się strasznie, że był zły i da mi karę. Bo Tatuś mówił, że wujek Jev możw to zrobić. Przez to jeszcze bardziej chciało mi się płakać, a przez powstrzymywanie szlochu, jeszcze bardziej bolały mnie płuca i chciało mi się kaszleć.
Kiedy wrócił, podał mi kolejną tacę, tym razem stała na niej miska z zupą oraz leki.
- Jedz. Zaraz wrócę - rzucił, a następnie wziął z mojej szafki butelkę i wyszedł znów z pokoju.
Byłam mu naprawdę wdzięczna za to co robił. Czułam się z tym trochę dziwnie i miałam wrażenie, że robimy coś nieodpowiedniego, choć przecież on tylko dał mi jeść, bo najwyraźniej, sama nie potrafiłam sobie nic zrobić. A przecież Tatuś kazał się mu mną zajmować.
Po kilku chwilach Jev wrócił z butelką chyba herbatki, sądząc po bursztynowym kolorze napoju oraz Altacetem.
- Jedz, jedz - rzucił, gdy przerwałam, patrząc co zamierzał zrobić. - Mogę zobaczyć? - zapytał, na co cała się zawstydziłam, wypuszczając z rąk łyżkę. - Łokieć. Stłukłaś go - wyjaśnił, przez co poczułam się jak totalna idiotka. Podwinęłam rękaw swojej bluzki, a Jev zaraz wtarł w moją rękę odrobinę chłodnego żelu.
Erick od dawna nie był dla mnie taki czuły, delikatny, wrażliwy... Zmienił się nie do poznania, od kiedy zamieszkaliśmy razem.
- Już nie mogę - oznajmiłam, gdy skończył i chciałam mu oddać tacę.
- Nie ma mowy. To mała miseczka, a ty nie możesz brać leków na pusty żołądek. - Uparł się, więc musiałam zjeść jeszcze kilka łyżek.
Gdy już wypiłam leki, Jev namoczył mały ręczniczek chłodną wodą i schładzał mi nim czoło, czekając aż znów pochłonie mnie regenerujący sen.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top