VII
Uhuhu, dawno mnie tu nie było xDD ktoś tęsknił? ;-; w każdym razie, wróciłam z wycieczki, na której rozkminiałam plany niezliczonych ff oraz zawodników i ich pozycje w meczach. Wszystko dopracowane ✌️🏀
Percy uśmiechnął się szeroko.
- Wspaniale. Już nie mogę się doczekać pierwszego treningu!
Chłopak w podkoszulku z numerem 19 wyciągnął rękę do Percy'ego.
- Jestem Nate, Nate Morris. - przedstawił się. - Gram na pozycji środkowego, numer 19.
Percy odchrząknął.
- A kiedy poznam resztę drużyny? - spytał, powoli wstając z boiska i podając mi rękę do pomocy.
Nate zmarszczył czoło.
- Dzisiaj o dziewiętnastej jest trening. Poza tym jest też w poniedziałki, czwartki i piątki. - wyliczał na palcach. - Tylko we wtorki nie mamy ćwiczeń. Aha, właśnie, Percy. Jaki chcesz mieć numer? Zajęte są 26, 14...
- 8 jest wolne? - wtrącił Percy.
Nate namyślał się chwilę.
- Tak, wolne. - odparł. - Chcesz 8?
Percy uśmiechnął się.
- Byłoby super.
Nate wziął się pod boki i dziarsko zamachnął ramieniem.
- No to co? Do zobaczenia o dziewiętnastej!
Odmaszerował wyćwiczonym, sprężystym krokiem.
- Dlaczego 8? - spytałam, kiedy Nate zniknął z pola widzenia.
Percy rzucił mi krótkie spojrzenie.
- To liczba liter w słowie. - wyjaśnił. - A, N, N, A, B, E, T, H. Osiem liter.
Poczułam, że się rumienię.
- Percy, to urocze z twojej strony, ale nie musiałeś marnować swojego numeru dla mnie...
- Marnować? - Percy parsknął śmiechem. - No co ty, marnować to ty się możesz z kimś takim jak ja.
Szturchnęłam go w ramię.
- Przestań mnie tak wywyższać, bo czuję się jak jakaś królowa. - zaśmiałam się.
- Jesteś moją królową, więc w czym problem? - Percy także się zaśmiał.
Klęknął przede mną i ujął moją dłoń w swoje. Odchrząknął.
- Wasza Wysokość, zechciałaby pani towarzyszyć mi podczas treningu? - odrzekł uroczyście.
Udałam zamyślenie.
- Niechaj będzie, rycerzu. - klepnęłam go w ramię. - Ale teraz chodźmy coś zjeść.
»»»«««
Trzymałam Percy'ego za ramię, więc wyraźnie czułam, jaki jest napięty.
- Percy... - mruknęłam, wspinając się na palce, żeby dotrzeć do jego ucha. - Nie stresuj się tak. To tylko grupka nastolatków grających w koszykówkę. Nikt, z kim nie mógłbyś się zaprzyjaźnić.
Percy zadygotał.
- A jeśli kapitan mnie nie polubi?
Westchnęłam.
Od dobregych piętnastu minut staliśmy przed szkolną halą sportową, gdzie miał odbyć się trening. Percy, jako niewtajemniczony, wchodził głównym wejściem, żeby wszyscy mogli go sobie dokładnie obejrzeć. Cała reszta drużyny wchodziła tylnymi drzwiami... No, może oprócz dzisiejszych rekrutów.
- Percy, zostały ci cztery minuty do rozpoczęcia, a ty stoisz przed wejściem i dygoczesz jak osika... Weź się w garść, jesteś mężczyzną!
Spojrzał na mnie, wywijając dolną wargę.
- Nie mam co liczyć na całuska, prawda?
Uniosłam brwi.
- Zapomnij.
- Elo, ziomki! - krzyknął ktoś za nami. - Ty jesteś Jackson, co nie?
Odwróciłam się.
Przed nami stał niski chłopak o cerze Latynosa, z ciemnymi, kręconymi włosami i przenikliwymi brązowymi oczyma. Miał na sobie zwykły biały podkoszulek, odsłaniający jego cienkie jak patyki ramiona. Mimo marnego wyglądu, drzemała w nim niewyjaśniona siła - coś czekającego tylko na odpowiedni moment na pokazanie swoich umiejętności.
Chłopak podszedł bliżej, zmierzył Percy'ego wzrokiem, po czym wyciągnął do niego rękę.
- Jestem Leo Valdez. Numer 6, o ile nikt nie zrobił mnie w konia. - szturchnął Percy'go w ramię, uśmiechając się łobuzersko. - 6 to moja szczęśliwa liczba.
- Na jakiej grasz pozycji, Leo? - Jackson przysunął się bliżej mnie, jakbym była jego mamą.
Valdez wywrócił oczami.
- Rezerwowy rozgrywający. - mruknął. - Nie mogłem liczyć na nic więcej, a wszystko to z powodu wzrostu.
Percy uśmiechnął się do niego krzepiąco.
- Zobaczysz, na pewno zagrasz w najbliższym meczu.
Leo westchnął.
- Młodszy Stoll za dobrze sprawdza się na pozycji rozgrywającego... Nie miał kontuzji od początku swojej kariery w drużynie. Za to jego brat zgarnia wszystkie cięgi. Ostatnio dostał łokciem w oko i wałęsa się w te i we wte ze śliwą pod okiem.
Uśmiechnęłam się do Latynosa.
- Wszystko będzie okej, zobaczysz. - powiedziałam, klepiąc go po ramieniu.
Chłopak uniósł wzrok.
- A właśnie, czika, szacun dla ciebie za to, ile wytrzymałaś. - uśmiechnął się do mnie. - Jesteś silniejsza niż się wydajesz.
Zaśmiałam się.
- Jeśli to miał być komplement, to dzięki.
- NO NIE! - zawołał Percy, zerkając na zegarek. - Już od ładnych pięciu minut mają trening!
Leo westchnął.
- Wiedziałem, że się spóźnię... - mruknął, otwierając drzwi.
Przemierzyliśmy krótki korytarz i część hali znajdującej się ma jego końcu. Przy jednym z koszy stała grupka chłopców oraz ze trzy dziewczyny, rozmawiających głośno.
- Proszę, proszę. - zaśmiał się jeden z zawodników, oznaczony numerem 9. - Dwie księżniczki z nianią.
Z tłumu wyszło dwóch chłopców, których widziałam podczas rekrutacji. Teraz mogłam przyjrzeć się im bliżej.
Jeden z nich, z numerem 26, był nieznacznie niższy od drugiego. Włosy miał w odcieniu kawy z mlekiem, lekko zakręcone na końcach. Oczy odznaczały się wyjątkowo czarującym błękitem.
Drugi, z numerem 27, miał nieco ciemniejsze włosy, wpadające w czekoladowy brąz. Oczy miał w kolorze świeżo ściętej trawy, a tym, co go wyróżniało, były dwa urocze kucyki na czubku głowy zrobione przez jedną z dziewczyn oraz pokaźna śliwa pod okiem.
Młodszy Stoll i jego brat.
- Witamy w drużynie, Jackson. - powiedział wyższy, wyciągając rękę w kierunku Percy'ego. - Jestem Travis Stoll, kapitan Manhattan Wizards.
Brat Travisa prychnął.
- Jakbyś zapomniał, ja też jestem kapitanem. - także wyciągnął dłoń do Percy'ego. - Connor Stoll.
Szturchnęłam Jacksona w żebra.
- Eee... - zająknął się. - Miło mi was poznać.
Travis przysunął się bliżej Percy'ego, przyjmując groźny wyraz twarzy. Nie było to trudne, zważywszy na śliwę pod okiem.
- Trzymaj się z daleka od Gardner. - wycedził.
Connor zaśmiał się.
- Mam ci przypomnieć, że nie jest twoją dziewczyną?
Travis wywrócił oczami.
- Jeszcze mam czas. - odpowiedział, zerkając przez ramię, gdzie trójka dziewczyn rozmawiała z resztą zawodników. Jego wzrok zawisł na chwilę na średniego wzrostu szatynce w za dużej bluzie z logo szkolnej drużyny koszykarskiej. Najwyraźniej to jest ta Gardner, o której mówił Travis. Wiecie, kobiecy instynkt i tak dalej.
- Emm... - wtrącił się Leo. - Ja też tu jestem, wiecie.
Connor Stoll odwrócił się do niego z prędkością światła, ukazując kapkę swoich koszykarskich zrywów.
- Valdez, czyż nie? - mruknął, uśmiechając się kącikiem ust. - Witamy w drużynie.
Leo uśmiechnął się zawadiacko.
Travis odwrócił się do reszty.
- Elo, mordy! - zakrzyknął. - Chodźcie się przywitać!
Grupa posłusznie przemieściła się kilka metrów.
- Będziemy sprawdzać obecność numerami. - Connor wyjął z kieszeni wymiętą karteczkę. - Ustawić się w szeregu!
Cała drużyna potulnie ustawiła się na jednej linii, łącznie z Percy'm, Leonem oraz Jasonem, który najwyraźniej był tu już od dłuższego czasu.
- 6. - wyczytał Connor, przeczesując wzrokiem szereg. - Mamy dla ciebie koszulkę.
Szatynka w bluzie podeszła do Leo i wręczyła mu elegancko złożony podkoszulek, po czym zawróciła i odeszła. Travis odprowadził ją wzrokiem aż do samego końca.
- 8. - wyczytywał dalej Connor. - Koszulka dla ciebie.
Gardner ponownie spełniła swój obowiązek, doręczając podkoszulek Percy'emu. Travis nie spuszczał z niej wzroku, aż do momentu, w którym dziewczyna zerknęła na niego przelotnie. Spuścił wzrok zarumieniony.
- 9.
- Obecny! - drugi najwyższy zawodnik w drużynie wychylił się z szeregu. - Ryan Bailey, rezerwowy środkowy.
Ryan był dosyć przystojny, miał połyskujące kasztanowe włosy i niesforny uśmiech. Mrugnął do mnie, po czym wrócił do szeregu.
- 13. Koszulka.
Gardner wzięła się pod boki.
- Może jakieś poproszę, co, Connor? - prychnęła, wręczając podkoszulek Jasonowi. - Zachowujesz się, jakbym była twoją służącą.
Napięcie między tą dwójką jednogłośnie oznaczało, że coś kiedyś między nimi było. Sposób w jaki Connor patrzył na szatynkę wywoływał u mnie sprzeczne uczucia.
- Przemyślę to, kochana. - burknął Connor. - Wracaj do szeregu.
Gardner przewróciła oczami. Nie wiedziała, że na wsparcie może liczyć u starszego brata - ten tylko czekał na odpowiednią chwilę.
- 14.
- Obecny! Chris Rodriguez, rezerwowy skrzydłowy.
Chris okazał się być szatynem wzrostu Percy'ego. Na ramieniu miał długą białawą szramę - pozostałość po głębokiej ranie. Wydawał się być przyjaznym chłopakiem, z tym swoim wesołym uśmiechem i dziarskim krokiem.
- 19.
Z szeregu wystąpił Nate.
- Obecny! Nate Morris, środkowy.
Wydawał się poddenerwowany całą tą sytuacją, napięciem między Connorem a Gardner oraz zachowaniem Travisa.
Connor odchrząknął, nie racząc nawet zerknąć na Nate'a.
- 22.
- Obecny! Ian Hoover, rezerwowy rzucający obrońca.
Ian był chłopakiem wzrostu Travisa Stolla, nic dziwnego zresztą, skoro zastępował go na boisku. Był jednym z tych, z którymi nie warto zadzierać - podkoszulek odsłaniał jego umięśnione ramiona oraz fragment tatuażu.
- I 31.
W szeregu zaburkotało, po czym wyskoczył z niego uśmiechnięty blondyn z drabiną w ręku.
- Jestem! Phil McRae, rezerwowy silny skrzydłowy!
- Tja... - Travis podrapał się po podbródku. - Więc, dla niepoinformowanych, ja gram na pozycji rzucającego obrońcy, a mój brat rozgrywającego. Treningi są zawsze o dziewiętnastej w poniedziałki, środy, czwartki i piątki. Do godziny nieokreślonej, nigdy niewiadomo, kiedy skończymy. Wstęp wolny. - mrugnął do Gardner, ale ta wywróciła tylko oczami.
Connor odłożył kartkę na bok.
- To co, mordy? - zatarł ręce. - Zaczynamy trening!
Co wydarzyło się między Connorem a Katie? Wiem, że lubicie konspiracyjne teorie, więc możecie się rozwinąć!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top