IX

Nie przeszliśmy pięciu metrów, kiedy dogoniła nas Tina oraz jej ledwo co zipiący brat bliźniak.

- Naprawdę nie chciałam wam przeszkadzać, ale może poglibyśmy razem z wami wybrać się do tej pizzerii? - spytała blondynka, pomijając zbędne przywitania.

Kiwnęłam głową bez zastanowienia.

- Jasne, że tak. Im nas więcej, tym lepiej. Prawda, Percy? - zwróciłam się do chłopaka, któremu nie dałam wcześniej możliwości odezwania się.

Jackson wzruszył ramionami bez przekonania.

- Pewnie.

Przyjrzałam mu się z uwagą. Czoło miał lekko zmarszczone, ale nie wyglądał na poważnie zmartwionego. Zresztą niewiele mogłam stwierdzić na podstawie obserwacji w świetle latarnii.

- Świetnie! - zawołała Tina, klepiąc brata w plecy. - Słyszałeś, Phil?

Chłopak westchnął.

- Słyszałem, słyszałem. - potwierdził, wywracając oczami.

Aż do pizzerii szliśmy nie rozmawiając właściwie o niczym ważnym. Dopiero przy karcie dań z mnóstwem rodzajów pizzy do wyboru zawrzała ożywiona rozmowa. Percy miał ochotę na owoce morze, których z kolei nienawidziła Tina. Phil proponował pizzę z podwójną ilością cebuli i papryczki chilli, ale i tę propozycję zbyła jego siostra. Załagodziłam spór, proponując zamówić cztery mniejsze pizze, zamiast jednej wspólnej. Takim sposobem Percy dostał owoce morza, Phil cebulę i chilli, Tina pepperoni, a ja podwójny ser, oliwki i szynkę.

- I jak podobał ci się pierwszy mecz z drużyną? - spytał Percy'ego Phil, po częściowym zaspokojeniu swojego głodu. - Mam nadzieję, że nie zraziłeś się obrażeniami Travisa. On tak zawsze.

- Zdążyłem zauważyć. - zaśmiał się Percy. - Jak często zmieniają go na boisku?

- Zadziwiająco rzadko. - wtrąciła się Tina. - Mimo niepozornego wyglądu Travis jest bardzo dobrym zawodnikiem i drużyna nie może sobie pozwolić na jego utratę.

Phil parsknął śmiechem.

- Kapitan Travis, Tina. - poprawił ją, kładząc wyraźny akcent na słowo 'kapitan'.

Jego siostra prychnęła.

- Uwielbia się wywyższać. Zresztą Connor też.

Percy przysunął się do mnie o milimetr.

- Pomocy. - szepnął.

- Nie jestem twoją mamą, Percy. [JLO xDD] - uśmiechnęłam się. - Musisz nauczyć się sam sobie radzić.

Tina skończyła swoją pizzę, po czym wyrafinowanym gestem wytarła usta serwetką, zakładając nogę na nogę.

- Słyszeliście o następnym meczu, ma się rozumieć? - spytała, kładąc głowę na dłoniach. - Pojutrze. Zaraz po treningu. Przyjdzie cała szkoła.

Percy zesztywniał.

- Mecz...? - spytał słabo.

Phil klepnął go w plecy ze śmiechem.

- Stary! Poradzisz sobie bez problemu! Widziałem jak popierdalasz po boisku!

- Phil! Język! - skarciła brata Tina.

Zaśmiałam się. Wesoła drużyna mi się trafiła.

- Oczywiście, że Percy przyjdzie. - odpowiedziałam na niepostawione pytanie. - Nie może zawieść drużyny, czyż nie?

Percy szturchnął mnie lekko łokciem w bok.

- Poradzę sobie sam. - wymamrotał.

- Sam prosiłeś o pomoc. - wyszczerzyłam się.

W końcu przyszedł kelner, zabierając puste talerze i zostawiając rachunek. Każdy zapłacił za siebie, po czym wyszliśmy z pizzerii.

Jeżeli po treningu było ciemno, teraz było niczym w Tartarze. Latarnie rozpraszały co prawda część mroku nocy, ale i tak gdzieniegdzie widać było plamy czerni. Szliśmy zwartym krokiem, blisko siebie, rozmawiając odrobinę ciszej niż zazwyczaj. Tego wymagała od nas noc, prawda?

W międzyczasie Tina pokazała mi swoje mandale oraz opowiedziała o wschodnich kulturach, z których czerpała inspiracje. Zdradziła również, że przygotowuje sobie sukienkę z motywem indyjskim na bal pożegnalny dla trzeciolicealistów opuszczających już tę szkołę na zawsze.

Przyznaję, że zapomniałam na śmierć o tym balu. A przecież to w ten wieczór rodzi się najwięcej plotek! Kto z kim, gdzie, kiedy i jak długo. Już od paru ładnych dni bracia Stoll przyjmowali zakłady, w których licealiści obstawiali, kto kogo zaprosi. Ja byłam pewna trzech zaproszeń, z czego jedno mogło nie wypalić. Ale tę wiedzę zachowam dla siebie, jeżeli pozwolicie.

- Ty idziesz z Percy'm, prawda? - zagadnęła mnie Tina, kiedy skończyła rozprawiać o swojej sukience.

Najwyraźniej postanowiła wrócić do swoich zwyczajnych tematów.

- O ile mnie zaprosi. - odparłam zgodnie z prawdą.

Tina zaśmiała się, zerkając na Jacksona przez ramię.

- Na pewno cię zaprosi, o to się nie martw. - odpowiedziała z mocą. - Wyczuwam to.

- Skoro jesteś taka dobra w przeczuciach, to może wiesz, kto zaprosi ciebie? - postanowiłam, że chociaż raz skieruję rozmowę na jej życie uczuciowe.

- Zgadnij, kto ma zawsze mnóstwo rad dla zakochanych, a sam pozostaje wiecznym singlem? - spytała, wskazując na siebie kciukami z gorzkim uśmiechem. [jestem z tobą, Tina :')]

- Znaczy się, żadnych podejrzeń? - nie ustępowałam, uśmiechając się lekko.

Tina zarumieniła się lekko.

- Nie sądzę, żeby cokolwiek się sprawdziło.

- Jesteś taka brzydka, że lustra się przez ciebie tłuką. - zaśmiał się Phil, nagle wcinając się do naszej rozmowy.

Jego siostra westchnęła.

- To akurat prawda.

Zatkało mnie.

- Prawda? Lustra się... tłuką? - powtórzyłam, nie mogąc uwierzyć w ich słowa.

- Każdy ma swoje demony. - odpowiedziała Tina ze smutkiem.

Przyznaję, tego się nie spodziewałam. Słyszałam kiedyś o takiej historii, ale żeby naprawdę? W prawdziwym życiu?

- Wystarczy, że ich dotknę, a pokrywają się siecią drobnych pęknięć... - mruknęła, przeczesując nerwowo włosy palcami.

Na chwilę zapanowało milczenie.

Nagle Tina i Phil wybuchnęli głośnym śmiechem.

- Serio się nabrałaś? - dziewczyna otarła łezkę spod oka, zwijając się ze śmiechu.

- Piona, siostrzyczko. - Phil przybił piątkę z siostrą. - Kocham robić z tobą żarty.

Oboje spojrzeli się na mnie, znowu wybuchając śmiechem.

Percy objął mnie ramieniem, śmiejąc się pod nosem.

- Jesteś zbyt ufna. - pstryknął mnie w nos. - Sen dobrze ci zrobi. Odprowadzić cię?

- Byłoby miło. - wydusiłam wreszcie.

Chłopak odwrócił się do bliźniąt, posyłając im krótki salut.

- Do jutra, McRae'owie! - zawołał.

Tina i Phil odpowiedzieli tym samym.

Percy zdjął rękę z mojego ramienia i zaczęliśmy wolno iść w kierunku mojego domu. Mimo że nic nie mówiliśmy, milczenie to nie było niezręczne. Nie trzeba było nic mówić. Szczególnie dlatego, że przed chwilą zrobiłam z siebie totalną kretynkę. Myślałam, że jesteś inteligentna!

- To, że się nabrałaś, nie znaczy jeszcze, że jesteś głupia. - mruknął Percy, czytając mi w myślach.

Zerknęłam na niego.

Szedł po krawężniku, trzymając ręce w kieszeniach. Jego wzrok kotwiczył głęboko w ziemi, jakby chciał nim dojrzeć środek planety. Czarne włosy układały się miękko na głowie, lekko poczochrane po treningu.

- Dzięki za próbę poprawienia mi samopoczucia. - odpowiedziałam po krótkim milczeniu.

Percy parsknął śmiechem.

- Od tego przecież jestem, co nie?

Znowu zapadła cisza.

W końcu doszliśmy do mojego domu. Wyjęłam klucze z plecaka i otworzyłam furtkę.

- To... - zaczęłam niepewnie. - Do jutra.

- Pa. - odpowiedział Percy krótko.

Przez chwilę staliśmy naprzeciwko siebie.

A potem oboje zdecydowaliśmy się na podejście o krok.

Niestety w tym samym momencie, co skończyło się czołowym zderzeniem.

- Ała. - jęknęłam, pocierając głowę.

Percy kucnął odrobinę, żeby móc spojrzeć mi w oczy.

- Wszystko okej? - uśmiechał się do mnie promiennie, jakby nic się nie stało.

- Tja, wszystko w porządku. - stwierdziłam z ociąganiem. - Będę już spadać.

- Do jutra.

Odwróciłam się, zatrzaskując za sobą furtkę.

Naprawdę potrzebowałam snu.

W domu było ciemno jak w grobie. Przeszłam przez wysoki hol, po drodze zostawiając buty przy drzwiach wejściowych. Mimo że dzień nie był dla mnie jakoś specjalnie męczący, czułam się, jakbym przebiegła piętnaście kilometrów sprintem. Ledwo co wdrapałam się na górę, wskoczyłam pod prysznic i przebrałam w piżamę.

Padając na łóżko, postanowiłam spojrzeć na telefon.

- Świetnie. - mruknęłam pod nosem. - 23 wiadomości od Piper.

Zaczęłam je przeglądać.

Pytała się głównie o trening, na który nie mogła przyjść z powodu jakiegoś ważnego spotkania rodzinnego, ale przewinął się również temat 'nietykalnego' Jasona oraz jedzenia. Typowa Piper.

Po odczytaniu wszystkich wiadomości, wystukałam odpowiedź.

Do: Piper🐗

Nikt nie tykał Jasona. Travis stłukł ramię. I lepiej weź te o smaku sera, keczupowe są ohydne.

Po mniej niż minucie dostałam odpowiedź.

Od: Piper🐗

Jesteś szybka jak woda w klozecie. Jeśli tylko któraś dotknie Jasona to zamorduję... Wzięłam w końcu oba smaki, bo nie mogłam się zdecydować.

Od: Piper🐗

I kto to Travis?

Do: Piper🐗

Kapitan drużyny. Lepiej przyjdź na jutrzejszy trening, bo w piątek grają mecz.

Od: Piper🐗

Tak szybko? Woah. Dobra, nie będę ci przeszkadzać. See ya! 💘

Do: Piper🐗

See ya, m8

Ziewnęłam, odkładając telefon na szafkę nocną.

Zasnęłam od razu.


'Trzy zaproszenia, z czego jedno może nie wypalić'... Kogo miała na myśli Annabeth?

Pisałam ten rozdział na raty, bo w międzyczasie rzygałam po czekoladzie. (Kocham moją alergię✌️)

Miałam trzy sny w ciągu jednego dnia o.O

Ps. Właśnie skończyłam czytać książkę z tak niespodziewanym zwrotem akcji, że aż nie mogę w to uwierzyć xDD

Pss. Widzimy się za 20min 🐗

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top