Rozdział 5
(Z.I.D)-znienawidzone imię dziewczęce
(Cil) pov.
Czuje się jeszcze gorzej niż wczoraj, w nocy nie mogłem zasnąć a kontrolowanie magii kiedy tak szaleje jest mega trudne. Miałem wrażenie że droga do szkoły zajmuje mi wieki, jeszcze muszę siprzemęczyć te 4 godziny lekcji na które mogłem nie iść, a wystarczyło tylko pogadać z mamuśkiem ale nie głupi ja o tym nie pomyślał. Głupi Cil.
Kiedy wszedłem do budynku szkolnego na korytarzu nikogo nie było, lekcje musiały się już zacząść. Moja dusza nagle mocniej zawibrowala, ugiołem się w kolanach i musiałem przytrzymać ściany żeby nie upaść.
-Cholera...-doczłapałem się do ławki i na niej usiadłem, kilka głębokich wdechów pomogło mi się uspokoić.
- No hej Ciluś~-boże nie, jeszcze tylko jej mi tu brakowało, cholerna (Z.I.D).
-Czego chcesz do cholery?-warknołem na tego cholernego darmozjada, ot co zwykła pusta laska,a się mnie uczepilła jak rzep psiego ogona.
-Oj niczego takiego, chcę Ci tylko troszkę pomóć~-pochyliła się nade mną, kręcąc się to na prawo to na lewo i próbowała usiąść mi na kolanach. Już mega wkurwiony odpaliłem magię na mojej lewej ręce.
-Spierdalaj dobrze Ci radzę.!-strzeliłem w nią magiczną kulą ognia, laska naprawdę mnie już wkurwiała, z nowu poczułem się gorzej i teleportowałem się do domu. Cholera, oby matka albo ojciec kupili te tabletki bo serio nie idzie wytrzymać. Chyba się położę po prostu spać jak na razie, szczerze to mało mnie obchodzi co się stało z tamtym robalem.
(T.I) pov.
Zaspałam do szkoły pierwszy raz od dłuższego czasu, na szczęście Pan Sheet powiedział że mnie podwiezie bo ma po drodze do pracy, coś musiał załatwić ale nie wiem dokładnie co. Zatrzymał się na szkolnym parkingu, który swoją drogą był trochę dziurawy.
-No T.I, masz wszystko do szkoły?
-Tak, dziękuję za podwiezienie, do widzenia po szkole Panie Sheet.-wysiadłam z auta i poszłam w kierunku drzwi wejściowych, pomachałam jeszcze Panu Sheetowi na pożegnanie. Ciekawe czy dzisiaj też będziemy mieć próbę na przedstawienie, fajnie by było, a dzisiaj jedyna zajęcia jakie mamy to właśnie te z Panem Mettatonem. Zostawiłam kurtkę w szafce i poszłam w stronę sali teatralnej, po drodze spotkałam Frisk i Chare, słodka była by z tej dwójki parka ale nie bardzo im się śpieszy do wyznawania sobie uczuć.
~Time Skip~
W czasie lekcji do szkoły przyjechała karetka, podobno jakaś dziewczyna była nieźle poparzona na skórze, nikt nie wie dlaczego. Zastanawiało mnie to całą drogę do domu, jakim cudem oba się poparzyła, klasa chemiczna jest na 2 piętrze, na korytarzach nie ma rur z parą wodną, kotłownia jest na drugim końcu szkoły w piwnicy, a uczniowie nie mają tam wstępu. Chociaż jest możliwe że to któryś z uczniów jej to zrobił, przecież w naszej szkole jest pełno takich osób na przykład jak Cil, tak zwani prześladowcy, może po prostu kogoś zaczepiała i dostała za swoje.
W sumie to ciekawe czemu Cila dzisiaj nie było, nie wyglądał na chorego w poprzednich dniach, a nawet jeśli się rozchorował to oby szybko wyzdrowiał. Szkielety nie chorują chyba zbyt często, bynajmniej tak mówił mi Pan Sheet. Dość szybko dotarłam do domu, na podjeździe stało srebrne auto, czyli jest on już w domu. Drzwi nie były zakluczone, na wejściu zdjełam buty i ubrałam kapcie. W powietrzu unosił się cudny zapach, rozpoznała bym go wszędzie, to naleśniki!
Szybko potuptałam do kuchni, myślałam przez chwilę że przyjechał brat Pana Sheeta, Pan-- znaczy wójek Terror, ale po przekroczeniu progu kuchni zobaczyłam Pana Sheeta, w czerwonym falbaniastym fartuszku, tańczącego do piosenki z radia. Okręcił się wokół własnej osi i zaczął używać szpahelki jako mikrofonu, stałam tak w drzwiach mega zdziwiona, wziął patelnię do ręki i odwrócił się w moją stronę.
-WAH!-ze strachu podrzucił naleśnik, który obrócił się o 180° i spadł z powrotem na patelnię, sytuacja była bardzo niezręczna.
-T-tato?- Nie! czemu to powiedziałam!? Teraz było jeszcze bardziej niezręcznie.
Coś spadło na podłogę po mojej prawej, odwróciłam się w tamtą stronę, i na gwiazdy, stał tam wójek Terror że swoim chłopakiem Panem Killerem*. Wójek Terror miał minę jak Deadpool w pierwszym filmie, tą taka zaskoczoną z rękami na twarzy, a pan Killer się po prostu uśmiechał.
-DLACZEGO TEGO NIE NAGRAŁEM?!-poczułam jak pieką mnie policzki po słowach wójka. Próbowałam zasłonić jakoś policzki, pan Sheet podszedł do mnie z wyciągniętymi rękami.
-No chodź.-powiedział z uśmiechem, szybko wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową a on przytulił mnie i zaczął głaskać po głowie.-Już, już~ Udało Ci się mnie przestraszyć (T.I).
-Awww~♡
-Terror bo ci tą gębe taśmą zaraz zakleje.-wójek miał minę jakby Pan Sheet mó powiedział że nie dostanie nalesników.
-Dobra dobra, w każdym razie mamy już ten album ze zdjęciami, chodźcie do kuchni.- usiadłam przy stole między Pana Killera i wójka Terrora, otworzyli album podpisany moim imieniem i zaczeli pokazywać mi zdjęcia robione jak byłam mała. Na jednym z nich siedziałam w siedzonku dla dzieci i pan Sheet karmiła mnie naleśnikami, na kolejnym sadziałam chyba kwiatki do doniczek bo byłam cala w ziemii z kwiatkiem w ręce, a na jeszcze innym stali pan Sheet i wójek przy jakichś motorach w strojach motocrossowych. W ten sposób czas zleciał do wieczora, goście postanowili wrócić już do domu ale ja chciałam jeszcze pooglądać zdjęcia, niektóre były naprawdę fajne, jedno mi się bardzo podobało, zrobione było jak raz Pan Sheet zabrał mnie do pracy ale później ich policyjny pies Nuka chciał mnie powąchać a ja chowałam się za moim opiekunem.
-(T.I), już czas do kąpieli. Jutro możesz dokończyć przeglądać album.-powiedział, tata?, kiwnełam tylko głową i popędziłam do łazienki się wykąpać. Czy to źle że chciałabym nazywać Pana Sheeta tatą? To trochę niezręczne nazywać go per Pan, w końcu opiekuje się mną już prawie 10 lat, jego brata nazywam wójkiem więc czemu miałabym go nie nazywać tatą.
Po kąpieli poszłam od razu spać nie chciało mi się już nic.
=================================
*Fell! Killer nie ma żadnej ksywki
Nie bójcie plz
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top