Prolog

Harry nienawidził swego domu - bolała go samotność, nie chciał już cierpieć. Jego krewni go obrzydzali - byli brudni, głupi, chłopak lubił ich nazywać szumowinami ziemi. Za każdy jego płacz i krzyk, jaki wydał jak był młodszy należało im się cierpienie. Jak mogli? Jak śmieli go tak traktować? Czasami był naprawdę bliski przemocy jednak zawsze udało mu się powstrzymać. Nie zasługiwali na niego. Nikt na niego nie zasługiwał. Był lepszy od innych - mądrzejszy, ładniejszy i silniejszy. Nie ważne co jego ciotka próbowała mu wmówić, Harry był wyjątkowy. Trochę go przerażała myśli, że jest sam na tej ziemi z takimi mocami, ale wiedział, że chociaż sprawia to, że jest w jakimś sensie niepokonany. Może inni będą się go bać jak się dowiedzą, że może zabić za pomocą silnej chęci. Chłopak nadal pamiętał incydent ze szkoły podstawowej - jakiś dziewczyna mu dokuczała, przez co Harry stał się tak wściekły, że jego moc wyrwała się z jego kontroli. Chłopak patrzył jak nagle dziewczyna zaczęła krztusić się krwią, a potem dosłownie wypluła swe wnętrzności. Harry był pozytywnie zdumiony, jednak nauczyciele byli przestraszeni. Chłopak szybko zaczął zachowywać się tak jak oni starając uniknąć kary - udało mu się. Dorośli byli przekonani, że była to jakaś nieznana choroba i przez następne kilka miesięcy traktowali go inaczej - byli dla niego milsi, bardziej wyrozumiali. Dlaczego? Kto nie byłby jakby nagle na oczach małego niewinnego dziecka umarł ktoś w tak brutalny sposób. Przez następne kilka dni Harry próbował użyć swoich mocy na przypadkowych zwierzętach. Udało mu się lewitować mysz, ale przez przypadek upuścił ją gdy stracił panowanie nad mocą i mu uciekła. Za każdym razem udawało mu się coś małego robić, ale nigdy nie mógł w stanie zabić. Nie ważne jak bardzo tego chciał, zawsze coś go zatrzymywało. 

Harry dowiedział się co. 

Gdy był poza domem nagle wszystko stawało się dla niego łatwiejsze. Mógł używać swej mocy bez przeszkód, udało mu się nawet popchnąć jednego z przyjaciół jego kuzyna pod samochód gdy był schowany w krzakach. Z jakiegoś powodu ten dom sprawiał, że jego moce były słabsze i trudniej było mu cokolwiek zrobić. Denerwowało go to, ale zaczął podejrzewać, że jego ciotka wie o jego mocach tylko z jakiegoś powodu nie chce, aby chłopak w nie wierzył.

Zaczął wychodzić więcej i ćwiczyć oraz odkrywać jego moc - wszystko co robił wydawało się takie łatwe. Harry zawsze wiedział, że jest wyjątkowy - teraz tylko musiał to udowodnić. 

Dostał taką szansę gdy w jego jedenaste urodziny przed jego domem pojawiło się troje dziwnych ludzi. 

Harry przyglądał się im cicho, jeden z mężczyzn był wysoki - miał krótkie czarne włosy, które były ładnie ułożone i szare oczy. Wyglądał młodo i przyjaźnie, ale chłopak widział jak jego moc otula się wokół niego - niebezpiecznie gotowa do ataku. 

Drugi mężczyzna był nieco niższy niż pierwszy, był ubrany w samą czerń, a w ręku trzymał dziwny patyk i nim machał mrucząc jakieś nieznane Harry'emu słowa. Jego czarne oczy obserwowały salon, w którym się znajdował, wydawał się szydzić z jego krewnych. Miał też on czarne włosy do ramion, wyglądały jakby były tłuste, ale chłopak stwierdził, że nie będzie obrażał nikogo z powodu jego wyglądu, ponieważ on sam wyglądał niczym 5-letnie bezdomne dziecko. 

Ostatni mężczyzna był wyższy niż inni miał jasne niebieskie oczy oraz długie blond włosy, stał opierając się o dziwną laskę z wężem na końcu. Harry nie opuścił wzroku gdy napotkał oczy mężczyzny, nie ruszył się też z miejsca gdy ten nagle uklęknął naprzeciwko niego. 

- Witaj Harry, mam na imię Lucjusz Malfoy. Miło mi cię poznać - Przywitał się mężczyzna i wyciągnął dłoń w jego stronę.

- Dzień dobry - Odparł nieufnie i potrząsnął większa dłoń - Dlaczego tu jesteście?

- Jesteśmy tu po ciebie - Wytłumaczył ostrożnie, Harry wiedział, że czegoś mu nie mówi.

- Co ukrywasz? - Zapytał chłopiec i od razu zmienił swój ton. Cofnął się o krok do tyłu i zmierzył mężczyznę krótkim spojrzeniem. 

Pan Malfoy wydawał się zaskoczony jego nagłym zimny i odległym zachowaniem, ale szybko wziął się w garść i uśmiechnął się lekko - jakby z litości. 

- Wszystko ci wytłumaczymy Harry, spokojnie - Odparł Pan Malfoy  - Proszę usiądź, zaraz wszystko wytłumaczymy. 

- Nie mam pozwolenia na siedzenie na kanapie  - Powiedział patrząc na mebel jakby miał zaraz ożyć i go pożreć. 

Na twarzy mężczyzny nagle pojawiła się złość, ale znów szybko zamaskował swoje prawdziwe emocje i tylko pogłaskał Harry'ego po głowie.

- Te zasady już cię nie dotyczą, proszę usiądź. 

Harry tylko pokiwał głową i zrobił jak mu kazano. Patrzył jak Pan Malfoy mówi coś do dwóch mężczyzn, co sprawiło, że nagle wszyscy troje się na niego spojrzeli. Chłopak nawet nie mrugnął, kontynuował obserwować nieznajomych gdy go dyskutowali. 

- Harry, mam na imię Severus Snape - Odezwał się mężczyzna w czarnych szatach, wyglądał na lekko zmartwionego - Jesteśmy tu, aby powiedzieć ci coś ważnego. 

- Ważnego dla was czy dla mnie - Zapytał, a jego moc wyrwała się na chwilę z jego kontroli. Na szczęście mężczyźni nie zauważyli.

- Ważnego dla ciebie i dla nas - Odezwał się bezimienny mężczyzna - Thomas Marvolo Riddle. 

- Podajecie mi swe imiona jakby miał one coś dla mnie znaczyć - Zirytował się chłopiec, mrużąc na nich oczy. 

- Spokojnie - Powiedział Pan Riddle - Musimy ci dużo wytłumaczyć, ale jak na razie chciałbym zamienić kilka słów z twoją rodziną.

- Nie mam rodziny - Odparł chłodno Harry - Ci ludzie nie mają nic ze mną wspólnego jeśli coś ode mnie chcecie to rozmawiajcie ze mną. 

- Ile masz lat? - Zapytał nagle zmartwiony Pan Snape.

- Jedenaście, ale wydaje mi się, że już to wiecie.

- Prawda, jednak w sposób, jaki się zachowujesz - Mruknął bardziej do siebie Pan Malfoy.

- Odmawiam zachowywać się jak ci bezwartościowi...

Harry powstrzymał się przed dokończeniem zdania, wziął kilka oddechów i stłamsił wszystkie negatywne emocje dotyczące innych ludzi. Jednak jego mała pomyłka zwróciła uwagę trzech mężczyzn. 

- Harry jesteś czarodziejem - Powiedział Pan Riddle gdy siedział naprzeciwko niego. 

Chłopak parsknął śmiechem na jego wyznanie. Śmiał się mocno, jak nigdy przedtem. Gdy się uspokoił, otarł łzy i westchnął. 

- Jeśli nie wierzysz to możemy ci to łatwo udowodnić - Powiedział Pan Malfoy.

- Nie, wierze wam - Odparł chłopak

- To dlaczego miałeś wybuch nagłego maniakalnego śmiechu - Zakwestionował Pan Riddle. 

- Moja ciotka, czy ona wie o tym, że jestem czarodziejem?

- Oczywiście, że wiem. Nigdy nie miałeś się o tym dowiedzieć - Warknęła nagle kobieta z kąta pokoju. 

- Ty głupia kobieto, całe życie ukrywałaś to przed nim - Pan Snape się odezwał, wydawał się wściekły. 

- Czyli nigdy nie zamierzałaś mi o tym powiedzieć - Zignorował mężczyznę i zwrócił się do tej okropnej kobiety. 

- Nie.

- Jak wiedziałaś, to dlaczego mnie karałaś jak wspominałem o magii?

- Ponieważ wasz rodzaj to są dziwadła, wybryki natury. Żałuje, że cię nie zabiliśmy jak tylko mieliśmy szanse. 

- Zawsze wiedziałem, że jesteś okropna Petunio, ale żeby takie rzeczy mówić do dziecka - Oburzył się Pan Snape.

Nie zdążył nic zrobić, bo Pan Riddle wstał z miejsca i zrobił krok do przodu w kierunku kobiety. 

- Mugole tacy jak ty są obrzydliwi, to wy powinniście zostać zgładzeni niczym marne świnie - Powiedział chłodno i wyciągnął płynnym ruchem ze swego płaszcza patyk. 

 - Riddle uspokój się - Wtrącił nagle Pan Malfoy, a gdy mężczyzna odwrócił się w jego stronę wskazał głową na Harry'ego.

Chłopiec nie był pod wrażeniem mężczyzn, nie wywoływali w nich strachu - nawet jeśli ich moc czy też magia wydawała się niebezpieczna. Mimo iż ci ludzie byli do niego podobni, mimo że mieli magię Harry nadal uważał, że jest lepszy. Od najmłodszych lat nauczył się, że wszyscy mają swoje powody, żeby mu pomóc i nigdy nie robią tego z ich dobrego serca. Ci mężczyźni nie różnili się niczym od innych, dla Harry'ego byli tak samo ohydni jak reszta ludzkości - magiczni czy nie, wszyscy byli tacy sami.

- Nigdy was nienawidziłem jak teraz - Powiedział nagle Harry przerywając cisze. 

Jego ciotka zasługiwała na śmierć i ją dostanie. Nie obchodził go dom, który powstrzymywał jego magię. Popchnął swą moc na tę barierę wokół niego. 

Zaśmiał się nagle gdy poczuł, że może używać jego mocy bez przeszkód. Musiał zwrócić na siebie uwagę, bo wszyscy mu się przypatrywali.

- Jeśli jesteś smutny...

- Nie, nie jestem smutny - Przerwał któremuś mężczyźnie - Jedenaście lat i nigdy nie wiedziałem, że mogę złamać tę przeklętą barierę.

- Barierę? - Zapytał Pan Riddle.

- Nie  zrozumiecie  - Dodał po chwili, a na jego twarzy pojawił się mały uśmieszek - Nie ma sensu rozmawiać z tą kobietą, nie trudzie się. Wiesz co? Zawsze wiedziałem, że ukrywacie coś przede mną. 

- Możemy ci pomóc Harry - Odezwał się Pan Snape próbując uspokoić chłopaka.

- Nie potrzebuje waszej pomocy - Warknął chłopiec i wstał gwałtownie z kanapy.

- Jesteś tylko dzieckiem oczywiście, że potrzebujesz naszej pomocy. Jesteśmy tacy jak ty Harry - Riddle wtrącił się szybko czując wzburzoną magię chłopaka.

- Tacy jak ja? Magi czy nie nadal jesteście ludźmi, a wszyscy ludzie są tacy sami - Powiedział chłodno patrząc w oczy mężczyźnie.

- Możemy sprawić, aby ci ludzie ponieśli konsekwencje swych czynów - Spróbował jeszcze raz Pan Riddle.

- Ja też mogę - Odparł słodko chłopiec.

- Co masz na myśli? - Zapytał zmieszany Pan Malfoy.

Widział jak Pan Riddle nagle odwrócił się w jego stronę i zrobił kilka kroków do niego dlatego puścił swą moc i skierował ją na tę obrzydliwą kobietę.

W pokoju nagle było słychać tylko mokry dźwięk i ciało padające na ziemię. 

Harry uśmiechnął się na widok kobiety leżącej na podłodze, jej ciału brakowało głowy, która potoczyła się w stronę Pana Riddle'a. Chłopiec patrzył spokojnie jak biały dywan powoli stawał się czerwony, a na brązowe panele wylewała się szybko krew.

- Merlinie - Pan Snape wyszeptał, był bladszy niż chwilę temu.

Gdy Harry poczuł na sobie wzrok, spojrzał spokojnie na Pana Riddle'a, który wyglądał na zaniepokojonego i zaciekawionego. 

Chłopiec uśmiechnął się słodko do nieznajomych i tylko powiedział:

- Mówiłem, że jesteście mi nie potrzebni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top