Rozdział 7
Gospoda była przepełniona gośćmi. Wszystkie ludzkie głosy zlewały się w jedno tworząc jeden zgiełk.
Ból głowy, który przyprawiał Gilana o mdłości, stawał się coraz bardziej natarczywy. Zwiadowca siedział przy kontuarze, zaciskając dłońmi uszy, próbując odizolować się od hałasu. Jednym czułym uchem wpuszczając, a drugim zaś wypuszczając wykrzykiwane słowa.
Właściciel gospody poklepał go pokrzepiająco po plecach. Podłożył mu pod nos kubek kusząco słodkiego naparu, sam zaś przepłukiwał wyschnięte gardło tymże napojem.
- Wiem, że za głośno, ale odkąd ludzie z wioski zaczęli się u mnie stołować, mam ruch w interesie. Wypij, to postawi cię na nogi - powiedział, wyszczerzając zęby w uśmiechu.
Gilan zmuszony był przebrać się w cywilne ubrania. Nikt w gospodzie nie wiedział o tym, iż zwiadowca znajduje się w pobliżu. Jego srebrny liść dębu wisiał ukryty pod koszulą i łaskotał mu skórę.
- No tak. Przyznam, że mimo wszystko masz racje. Ale czy musisz uśmiechać się w takiej chwili? - zapytał rozżalony Gilan, obserwując młodych ludzi i wtulając połowę głowy w ściśnięte ramiona. Gospodarz poklepał się po piersi, wiedząc o co chodzi rozgoryczonemu klientowi. Wzdychając cicho z rozmysłem, wspominał tragiczne wydarzenia.
- Niektórych z nas to mogą być ostatnie dni tego życia, więc ja osobiście wolałbym umrzeć, wiedząc że jako człowiek potrafiłem się śmiać. Padlina zaś tego nie potrafi.
- Nie wiesz tego - odbruknął zwiadowca.
- To ty nic nie wiesz? - zapytał z niedowierzaniem gospodarz.
- Niby co?
- Zack...
- Coś tam słyszałem. Chodzi o tego rzekomego szaleńca?
- Nikt nie czuje się bezpiecznie, kiedy ten chłopak jest w pobliżu.
Gilan prychął lekceważąco, a mężczyzna za kontuaru z przestrachem wrócił do wycierania naczyń. Gilan zdziwił się. W tym samym czasie podszedł do niego Will, ponury jak chmura gradowa. Oparł ręce na ladzie i zwiesił głowę, dusząc w sobie pokłady złości. Nieco zdziwiony blondyn patrzył na niego w obawie przed wybuchem.
Niecodzienny widok - pomyślał.
Will nie pytał o nic. Po prostu przytulił starszego zwiadowcę, pragnąc wyrzucić z siebie rozgoryczenie, zaś ten poklepał go po plecach. Will odsunął się. Wyglądał na zmęczonego.
- Mam dość tego miejsca - rzucił dobitnie młodszy zwiadowca, przewierając wzrokiem naczynia stojące na pułkach. Było mu źle na sercu, choć sam nie wiedział że może odczuwać cokolwiek.
Nie trzeba było niczego tłumaczyć. Odkąd do wioski przybył Zack, aby pogrzebać brata, ludzie pchali się drzwiami i oknami w największe skupiska sąsiadów, aby nie paść ofiarą szalonego chłopaka. Albo szukali pomocy u zwiadowcy, który od wielu tygodni pracował już nad sprawą Zacka.
Gilan obrócił się na tłum ludzi i na powrót schował głowę w ramionach. W oczach pojawiła mu się zupełna nicość.
- Coś mi się wydaje, że nie tylko ty tak uważasz - powiedział sam do siebie, lecz materiał jego kaftanu stłumił jego drżący głos.
Will siedzący obok, szturchnął go z rozmachem, że ten obawiając się, że spadnie, uniósł głowę i przytrzymał się wysokiego krzesła.
- Gilan, mógłbyś przywrócić mi trochę wiary w ludzkość.
- Coś się stało? - zapytał czule.
Will początkowo nie zdradzał niczego. Po prostu był wpatrzony w swoje drżące dłonie.
- Ciszę się, że znów się widzimy. Powoli zaczynam mieć dość tego wszystkiego. - Will westchnął przeciągle. - Miałem dziś jeden z tych moich dziwnych snów. Zack w śnie dał mi znak, sygnał dla mnie, że nadal gdzieś tam jest, że chce się z tego wydostać, że czeka aż go odnajdę i uwolnie z jego pełnego udręki położenia. Nawet mnie dziś odwiedził w chacie. Nawet poznał już Alyss.
Gilan wiedział, co to znaczy. Nie był niedomyślny.
- Alyss wie kim jest Zack i jaka jest jego historia?
Gospodarz łypnął niepewnie w stronę dwóch mężczyzn, gdyż zawsze odczuwał niepewność jeśli chodziło o Zacka.
- Po co? Mogłaby poddać się refleksji lub nawet nieco podkoloryzować. Już go poznała, ale nic jej nie powiedziałem na jego temat. Na szczęście nigdzie jeszcze nie uciekł. Szukanie go za każdym razem jak dopada go chandra jest takie frustrujące.
- Widać, że trochę cię to męczy.
- Tak. Jestem coraz bardziej zmęczony. Zack jest bardzo skryty. Wszystkie te pytania domagają się odpowiedzi, ale wiem, że aby dojść do sedna muszę zachować skupienie na celu, posuwać się krok po kroku w wyznaczonym kierunku, analizować otrzymane dane, a następnie na ich podstawie tworzyć obraz tego, co dzieje się w świecie Zacka. Bułka z masłem.
Gilan klasnął w dłonie. Słowa Willa wydawały mu się zabawne.
- O ile taki świat w ogóle istnieje.
Mina Willa wyraźnie zrzedła. Był szczerze niezadowolony, a może jego reakcja zachodziła na niższym, bardziej odruchowym poziomie, wywołujące u niego refleksje. Ale niewiele więcej.
- Co masz na myśli?
- Trochę przeraża mnie fakt, że Zack z nami jest, ale zdaje sobie sprawę także z naszego zagubienia w interpretacji jego osoby. Niby go tu nie ma, ale mam wrażenie że tu jest i prawdopodobnie słyszał każdą rozmowę jaką ze sobą odbywaliśmy bez jego obecności.
Will pomyślał, iż należało jeszcze dodać...To psychopata!
- Nie znasz go. Można mu ufać.
- Willi, już próbowałem nawiązać z nim kontakt, ale chyba nie zrozumiał, że nie mam najmniejszego zamiaru zrobić mu krzywdy.
- Ufa tylko mnie. Niby jest pewny siebie, ale tak naprawdę jest zagubiony i zrozpaczony po śmierci brata. To była smutna historia. Ja sam staram się o tym nie myśleć.
- Nie ma na to jasnej odpowiedzi.
- Dlatego musimy dalej szukać. I wiedzieć jak go zrozumieć.
Jednocześnie jakaś część jego osobowości wzdrygnęła się na samą myśl o takiej możliwości.
- Przypomina mi to pewnego zwiadowcę.
- Bo zawsze powinniśmy być przytomni w obliczu potencjalnego niebezpieczeństwa. To jest nasza kluczowa zdolność dla przetrwania i obecna w naszym repertuarze zachowań związanych ze słynną zwiadowczą uwagą.
- Wiesz co by się działo gdybyśmy tak reagowali na każdego człowieka? Nie zmróżylibyśmy oka przez całe nasze życie.
- Nie pogarszaj sytuacji.
Gilan wzniósł ręce w geście bezradności.
- Ale zjawisko to nie dotyczy jedynie ludzi. Jeśli Zack jest dla ciebie ważny, będę pomagać ci dalej, bo kocham cię jak brata.
- Dziękuję ci. - Will uśmiechnął się z wdzięcznością i przycisnął dłonie do piersi. Słowa starszego zwiadowcy wiele dla niego znaczyły. - Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
Gilan uśmiechnął się blado.
- A co jeśli do Alyss dotrą wieści z wioski i pozna tak zwaną prawdę o Zacku, a co gorsza, uwierzy w nią jakby to rzeczywiście była prawda?
Na to jeszcze nie znał odpowiedzi, dlatego wzruszył ramionami.
- Będzie musiała jakoś to wytrzymać. Jest silna. Poradzi sobie.
- Chyba masz rację - powiedział Gilan, starając się szeptać, na co młody zwiadowca pokiwał przytakująco głową.
Gilan nie odezwał się więcej. Na powrót utkwił twarz w ramionach, by ukryć w oczach oznaki smutku.
- Niech mówią o nim co chcą, nic mnie to nie obchodzi - mruknął Will, wstając z krzesła i przeciągając ręce, od dłoni aż po ramiona. - I właściwie męczy mnie widok tego tłumu. Chyba spróbuję przebić się przez ten zgiełk.
- Ja chyba jeszcze trochę tu zostanę - odpowiedział Gilan wskazując ręką na to, co działo się kilka metrów dalej za jego barkiem. - Mimo, że dostałem już kilka razy szturchańca w pewne części ciała. I pamiętaj, aby nie mówić Haltowi, że tu jestem.
Will uspokajająco wyciągnął dłoń.
- Jasna sprawa bracie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top