Rozdział 16
Tymczasem Halt pragnąc wyjaśnić zagadkowe pojawienie się Zacka, zastosował cały arsenał środków, jakimi dysponowali zwiadowcy, wykluczając jakiegokolwiek oszustwo chłopaka. Przede wszystkim swoje wszelkie obawy przeniósł do apartamentów na zamku Redmont, gdzie miał swobodę i wgląd w najdrobniejsze szczegóły śledztwa. W żadnym dokumencie przedstawionym przez Willa, nie podkreślono doniosłego faktu, że Zack miał w sprawie znaczącą rolę. A wręcz przeciwnie. Młody zwiadowca pominął go całkowitym milczeniem. Halt nie był z tego zadowolony. W końcu wszystkie te materiały umożliwiały przeprowadzenie dokładnej rekonstrukcji sprawy przez osobę, która nie była w nią zaangażowana.
Jakie są motywy twego milczenia? - pomyślał z głębokim pragnieniem przeniknąć myśli byłego ucznia.
,,Aby to zakończyć, muszę zapomnieć, że jestem zwiadowcą." Czy właśnie tak brzmiała by odpowiedź jego wychowanka? O ile go znał, właśnie to by usłyszał.
- Rzecz przedstawia się inaczej. Jakiekolwiek działania z twojej strony mogły by oddalić niesprawiedliwe podejrzenia rzucane na Zacka, o ile naprawdę jest tym kimś, za kogo się podaje - powiedział Halt do nieobecnego Willa.
Pauline, która siedziała w fotelu i czytała książkę, oderwała się na chwilę od lektury i łypnęła na męża.
- Tu chodzi o Willa.
Halt pokiwał głową że zrozumieniem, nie odrywając skupionego spojrzenia znad raportów.
- Oczywiście, że o Willa. I dlatego w tym wypadku stanowi to dla mnie specjalne zadanie. Pragnę podjąć trud jedynie przez wzgląd na Willa, a nie na Zacka, który został przez nas niesłusznie oskarżony - odparł siwobrody zwiadowca, który podniósł głowę. W samą porę, by zobaczyć jak Alyss cicho wkrada się do komnaty. - Choć być może dowody nie będę miały żadnego znaczenia. Nawet dla mnie.
- Witajcie. Co zamierzasz Halt? - zapytała młoda kurierka, siadając na krześle. Była pełna energii, albo raczej chęci do działania.
- Poprosić, aby ci, którzy byli skłonni zbyt surowo osądzić Zacka, wstrzymali się że zdaniem.
- Mam nadzieję, że twoje śledztwo rozstrzygnie tą sprawę.
- Sęk w tym, że nie wiem, co dalej. Jaki powinien być kolejny krok? Co zrobić, aby posunąć się na przód? Utknąłem w martwym punkcie. Chyba po prostu jeszcze raz porozmawiam o tym z Willem. Chyba przyda mu się wsparcie.
Obie kobiety patrzyły wyczekująco na Halta. Zdawało się, że powiedział coś, czego nie powinien.
- No co? - zapytał zdezorientowany.
Pierwsza odezwała się Alyss. Przy okazji wyciągnęła dłoń i uścisnęła nią rękę siwobrodego zwiadowcy.
- Jeśli chcesz, pomogę ci. Może dzięki temu przestanę żywić taką urazę do Zacka i przestanę zamartwiać się o Willa. Co mamy?
- Niewiele. Dlatego najpierw chciałbym usłyszeć od ciebie, co o nim wiesz.
Alyss wstała i podeszła do okna. Skrzyżowała ręce na piersi i pokręciła głową. Potem odwróciła się o napotkała czujne spojrzenie Halta, które nie ustawało nawet na chwilę.
- Co prawda, Zack pojawił się w chacie dzisiejszego ranka. Widziałam jego bolesny wyraz, ale Will też był bez specjalnego nastroju. Później wyszedł z chaty, a mnie zostawił z tym psychopatą... - Nie wiedząc, co powinna jeszcze powiedzieć, po prostu umilkła. Może nie powinna nazywać chłopaka psychopatą?
- I co było dalej? - zapytał Halt.
- Początkowo jego zachowanie nie zdradzało ani specjalnego przygnębienia ani zdenerwowania. Postanowiłam nic nie mówić. Czekałam aż sam coś powie. Przy okazji zajęłam się pisaniem kolejnego listu do Horace'a. Właściwie powinien tu być lada dzień.
Lady Pauline nagle się ożywiła.
- To dobry pomysł. Will może się w końcu uspokoi. Ich relacja jest bardzo ciekawa.
- Rozumiem, że Zack przyszedł odwiedzić Willa - ciągnął zwiadowca Jednakże popierał słowa żony. - O czym rozmawiali?
- Nie słyszałam dobrze. Byli poza moim zasięgiem. Zack coś twierdził, że bardzo się męczył, i z trudem i bólem wrócił do siebie. Mówił o samobójstwie i obiecał, że już nigdy więcej tego nie uczyni.
- Nie dotrzymał tego przyrzeczenia, ponieważ jakiś czas później pojawił się w wiosce, wywołując zamieszanie. Rozumiesz zatem, że należy podkreślić, iż występują w tym sprzeczności.
- Może niezgodności te wynikały z jakiegoś zapomnienia lub pomieszania faktów.
Halt uniósł palec, jakby Alyss powiedziała właśnie coś niezwykle mądrego.
- Otóż to. Co było dalej?
- Miałam wrażenie, że jego wywodom towarzyszła przynajmniej częściowa utrata świadomości. Stawał się jak w transie. Chociaż przez chwilę myślałam że to zwykła rozpacz. A kiedy skończył, nie pozwolił się do siebie zbliżyć, a tym bardziej dotknąć, bo ,,nigdy więcej tu nie wrócę". Tak się wyraził. Dla mnie to była kusząca propozycja, ale... Potem zniknął, wybiegł.
- I co? Próbowałaś go zatrzymać? - Halt był podejrzliwy, ale nie w stosunku do młodej kurierki.
Alyss rozłożyła ramiona z bezsilności. Była pewna, że powinna była go zatrzymać, a co z tym szło, była winna całej sytuacji z która się wydarzyła.
- Byłam oszołomiona. Ale co się stało, że on nie chce być żywy? Wiesz coś na ten temat?
- Była tak sprawa dwa miesiące temu. W lesie znaleziono zmasakrowane zwłoki. Wiele oznak wskazywało na to, że był to trup pewnego mężczyzny. Ale śledztwo wykazało, że owy mężczyzna popełnił morderstwo na osobie bardzo podobnej do siebie, symulując w ten sposób własną śmierć. Morderca znikł bez śladu. Czas mijał, a śledztwo stanęło w miejscu. Ale nie pozostaliśmy bez odpowiedzi. Rzekomy morderca sam się przyznał i postanowił popełnić samobójstwo z rozpaczy. To był brat Zacka, ale sam chłopak jest niewinny i nie ma nic wspólnego z tą sprawą.
Alyss przycisnęła dłonie do piersi. Na jej twarzy odmalowało się niedowierzanie. A jej szeroko otworzone oczy były tego najszczerszym dowodem.
Pauline podeszła do niej i położyła dłoń na ramieniu. Alyss usiadła pod wpływem ciężaru jej dotyku.
- Co dalej? Co ustaliłeś? - zapytała.
Halt zawahał się. Wziął głęboki oddech i kontynuował.
- Ten morderca miał zamiar udać się na południe, ale coś mu przeszkadzało w realizacji tego planu. Widziałem brudnopis jego listu pożegnalnego.
- Dlaczego uciekał? - dopytywała młoda kurierka. Wciąż nie mogła się otrząsnąć.
- Nie wiem. Ale miał zamiar zacząć życie jako zupełnie nowa osoba. Zapewne na karku miał więcej zbrodni niż jedno morderstwo. Oh! Czyż potrzeba do tego więcej komentarzy!? Po prostu zajmijmy się poszukiwaniem Zacka.
- Spokojnie.
Halt poczuł na swoich barkach delikatne dłonie żony.
- O ile znajdziemy go żywego - powiedziała Alyss.
- Tak. I o ile znajdziemy go zanim zrobi to Will. Z raportu Willa wynika jeden niezaprzeczalny wniosek.
- Że co?
- Myślę że sprawa warta jest dalszego badania. Twoja opowieść dowiedzi ponad wszelką wątpliwość lub wszelkie zaprzeczenie, że wkrótce mogą pojawić się nowe dowody w sprawie.
W Alyss zakwitła jakby jakaś nadzieja.
- Tak sądzisz?
- To niemalże oczywiste - przyznał. - Ale nic więcej nie mam zamiaru ci sugerować, aby nie popaść w nadinterpretację.
- Ale dlaczego?
- Dziwne właściwości cechują te zdarzenia. Morderca, choć nieżywy zdaje się pozostawać niewidoczny. Czy teraz zgodzisz się ze mną?
Alyss pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Bez zastrzeżeń, ale nie widzę powodu, aby martwić się zanadto. Sądzisz, że Zack...
- Można z łatwością przyznać, że plan zwabienia naszego źródła jest jasny. Choć nasz cel trudno wykryć, jeżeli w ogóle jest taki. Może ukazuje się świadomie? Twoja wypowiedź przedstawiająca jego osobiste poglądy na podane kwestie rzuca trochę światła na tajemniczy fenomen powstawania morderców i ukazuje szereg ważnych problemów, które winny być rozwiązane przy badaniu tych niezwykłych zjawisk. To naprawdę ważne.
Alyss westchnęła i rozluźniła się.
- Mechanizmy tworzenia się wzajemnych morderców jest... arcytajemniczy. Nie wiem, czy dam radę brnąć w to dalej.
Halt pokiwał głową ze zrozumieniem, a potem się wyciągnął na krześle.
- Alyss, spokojnie. Ta sprawa rzeczywiście jest bardzo tajemnicza, zawiła i wątpliwe jest, że prędko będzie rozwiązana. A mówiłem. Pytań jest wiele. Bez wątpienia. Przede wszystkim zastanawiający jest fakt, że Zack w życiu Willa pojawił się tak nagle.
- Ciszę się, że chcesz pomóc Willowi.
- Przecież nie zostawię go z tym samego.
Alyss wstała i opuściła głowę.
- Chyba wrócę do chaty. Will z pewnością się niecierpliwi. Idziesz ze mną, Halt?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top