Rozdział 47 - W drodze po puchar

Wybaczcie opóźnienie względem tego, co napisałam w Informacji 3. Dużo się wydarzyło.

Kwestia jest także taka, że poniekąd pisałam dwa rozdziały naraz. Od razu chcę Was zaprosić na rozdział 48, który pojawi się w kolejnym tygodniu. Tam to dopiero się zadzieje!

________________________________________________________________________________

Drugi dzień mistrzostw, Akademia Okamino kontra Liceum Oonita

Hirano Ryohei oparł się o barierki, patrząc cały czas na boisko. Trwała czwarta kwarta, a wynik ani trochę się nie wahał - Akademia Okamino prowadziła trzydziestoma punktami i wszystko wskazywało na to, że w tym meczu nie zdarzy się nic niespodziewanego. Fioletowowłosy parsknął śmiechem, widząc na twarzach drużyny przeciwnej całkowite załamanie.

-Rozgrywający będzie powodował wiele problemów - powiedział Haruguchi, tuż przed wejściem drużyny na boisko - Ma dwa metry i sporo możliwości. Uważajcie na podania górą. Powodzenia!

Wilki z Tokio wyszły na boisko. Shinji podszedł do środka. Kapitan Okamino kiwnął głową, wycofując się pod kosz.

Trybuny powoli się zapełniały. Takao uśmiechnął się szeroko na widok Kaori.

-Rzut sędziowski!

Chociaż ostrzeżenie trenera było całkiem słuszne, Akademia Okamino nie miała żadnego problemu z rozgrywającym Oonity. Hideaki Rin, mierzący metr osiemdziesiąt dziewięć, też był wysoki, jak na gracza z tej pozycji, co całkowicie wyrównało szanse.

Nie było nad czym się rozwodzić, Okamino było lepsze technicznie, dużo szybsze i przede wszystkim miało członka Pokolenia Cudów, którego żaden zawodnik nie mógł zatrzymać. Obojętnie, jak bardzo dziewczyna się nudziła i jak bardzo grała na odczepienie się, nikt z Oonity nie był w stanie podjąć z nią pojedynku.

Kaori otarła usta wierzchem dłoni. Zdecydowanie nie był to mecz, który w jakimkolwiek stopniu ją zadowalał.

-To całe Pokolenie Cudów...-mruknęła Alex, przypatrując się granatowowłosej, która w tym meczu zdobyła zaledwie dwadzieścia pięć punktów - Przecież ona nie zużyła w tym meczu nawet pięciu procent swojego potencjału.

Taiga...-pomyślała Garcia, patrząc na swojego wychowanka - Jeżeli chcesz zwyciężyć, musimy udać się na trening i to natychmiast.

Zabrzmiał gwizdek sędziego. Mecz skończył się wynikiem dziewięćdziesięciu czterech do sześćdziesięciu dla Okamino. Był to przyzwoity bilans, jak na mecz pierwszej rundy, aczkolwiek kompletnie się nie wyróżniający. Oonita została zmieciona, bez najmniejszego problemu.

***

Mecz rundy drugiej

Akademia Okamino kontra Liceum Takigawa

Druga runda na samym początku nieco zaskoczyła Kaori. W drużynie Takigawy z prefektury Kioto, znaleźli się starzy "znajomi".

-Ooo, Souta, zobacz, znajoma twarz! - zaśmiał się jeden bliźniak.

-Masz rację, Shota, my to już się kiedyś spotkaliśmy, koleżanko! - zawołał drugi.

Byli to Genialni Bliźniacy, bracia pochodzący z gimnazjum Kamatanishi, z którymi Pokolenie Cudów spotkało się w drugiej klasie, w finale gimnazjalnego Winter Cup. Mecz został wówczas całkowicie zdominowany przez Teiko. To była rzeźnia, ale nie aż taka, jaka mogła być - ponieważ już wtedy Aomine wpadał w otchłań własnego talentu.

Kaori długo nic nie słyszała o bliźniakach i tak szczerze mówiąc kompletnie o nich zapomniała. Do chwili, aż sami wypełzli oni spod ziemi, stanęli przed nią i to na mistrzostwach.

Jednak ich docinki nie zrobiły na niej najmniejszego wrażenia. Przeszła obok nich obojętnie, tak samo, jak przechodziła obok nich dwa lata temu, trzymając wówczas za koszulkę Atsushiego i powstrzymując go przed rzuceniem się na nich. Nie byli na jej poziomie ani wtedy, ani teraz. Nie interesowali ją w żadnym stopniu.

-Korzystają z techniki flop'u  - poinformowała drużynę, zanim gra się rozpoczęła. -Uwielbiają się wywracać, potykać, udawać, że zostali sfaulowani. Robią z siebie ofiary. Łapią na to głównie skrzydłowych i środkowego. Bardzo wkurzający styl gry.

-Czyli najlepiej postawić na trójki - powiedział Haruguchi. 

Nakamura skinął głową.

-Ty się na razie wstrzymaj - dodał Yuu, patrząc na Kamatę, który zrobił nieszczęśliwą minę - Oszczędzamy tę broń, ile się da!

Jak ona może być tak niewzruszona? - pomyślał Hideaki - Nie była zainteresowana ani meczem wczorajszym, ani nie jest dzisiejszym, chociaż rozpocznie się za parę minut!

-Szkoda, że nie mamy rezerwy...-mruknęła Kaori, wychodząc na boisko. - To będzie straaaaaaaaasznie nuuuudne!

Specjalnie przeciągnęła głoski, napawając się wkurzonymi minami obydwu bliźniaków.

Shota i Souta spojrzeli na siebie. Pamiętali ten mecz, gdzie Kuroko Tetsuya i Kasamatsu Kaori, czyli dwójka najbardziej nieuchwytnych przeciwników;  dwójka, której żaden z nich nie był w stanie złapać na najmniejszym faulu, zdemolowała ich całkowicie.

Cholerne Pokolenie Cudów.

Mecz miał przebieg całkiem spokojny, jednak zarówno Kamata, jak i Shinji dali się złapać, sędzia policzył każdemu z nich dwa faule. Chociaż wynik nie wahał się, bo Okamino prowadziło skromnymi piętnastoma punktami, powoli robiło się niebezpiecznie i Haruguchi zażądał przerwy.

-Musimy coś zmienić - zaczął - W tym tempie...

-Mogę? - wtrąciła granatowowłosa.

-...W tym tempie wyrzucą któregoś z was z boiska. Trwa dopiero pierwsza kwarta i...

-Mogę...?

-Nie wymusili dotąd nic na Nakamurze, więc zostaniemy przy jego trójkach. Ale reszta z was...

-...Ale mogę?

Haruguchi wywrócił oczami.

-Słuchamy cię, Kaori.

-Nie dadzą rady mnie tknąć - powiedziała bez ogródek - Nie są dla mnie żadnymi przeciwnikami.

Była to całkowita prawda. Kaori, ze swoimi umiejętnościami Bat Ear mogła dokładnie określić ruchy przeciwnika, a także ruchy piłki. Nie było możliwości, by złapali ją na wymuszonym przez siebie faulu.

Chociaż czarnowłosemu nie podobało się to w żadnym stopniu, rozumiał to. Wiedział, do czego zdolna jest dziewczyna. Uwierzył w to jakiś czas temu. Jednak cały czas trzymał się nadziei, że - przynajmniej w kwestii charakteru - kiedyś wróci ta, którą poznał rok temu.

Chociaż tyle, że poza boiskiem, poza grą zachowuje się normalnie. Ale na boisku albo jak jest mowa o grze, to jest nie do zniesienia!

-Co proponujesz?

-To, co wy - wzruszyła ramionami - Nie szukajcie konfrontacji, zdobywajcie trójki. A inne piłki oddawajcie mnie.

Pozostali wymienili ze sobą spojrzenia. Z jednej strony, myśleli dokładnie tak samo, jak ich trener. Już wcześniej zostali uprzedzeni przez obydwu absolwentów, że taka sytuacja prędzej czy później będzie miała miejsce. Z drugiej strony bardzo bolało ich egoistyczne zachowanie Kaori i to, że nijak ich nie docenia, chociaż kiedyś miała zupełnie inne zdanie.

Pokolenie Cudów, co?

Chyba już wiem, jak się czuła większość Touou.

Wilki z Tokio wróciły na boisko i kontynuowały grę. W pewnym momencie zyskali kolejnych obserwatorów:

-Co o tym myślisz, Shin-chan? - zapytał Takao, obserwując, jak Kaori bez żadnego problemu lawiruje pomiędzy dwoma bliźniakami.

-Myślę, że się nudzi - odpowiedział Shintarou.

Tak samo, jak my się nudziliśmy w trzeciej klasie gimnazjum. Jeszcze brakuje, żebyś sobie tu urządziła zawody, Kasamatsu...

-O, i kolejny punkt dla mnie! - zawołała, szczerząc zęby w szyderczym uśmiechu. - Który to już? Trzydziesty?

Midorima wywrócił oczami.

Dobra, nic nie mówiłem.

Niedługo po tym gwizdek sędziego oznajmił koniec gry.

-Sto dziesięć do pięćdziesięciu jeden wygrywa Akademia Okamino!

Obydwie drużyny ukłoniły się. Bliźniacy nawet nie byli w stanie kryć łez żalu i zdenerwowania. Patrzeli na granatowowłosą, z jeszcze większą nienawiścią, niż dotychczas.

Wilki z Tokio zeszły z boiska i przystanęły przy ławce.

-Kto przeszedł do rundy trzeciej? - zapytała natychmiast Kaori.

Haruguchi obdarzył ją długim spojrzeniem.

-Liceum Mukuro. W zeszłym roku - jego wzrok padł na pozostałych członków drużyny - Ich obrońca odpowiadał za kontuzję Himury.

Błysk, który pojawił się w oczach ich asa, był zrozumiały dla całego zespołu. To był ten mecz, do którego wygrania nie mieli żadnych wątpliwości. Dla ich rzucającego obrońcy.

Dla Himury-sana.

-A co na to ich trener? - zapytał Kamata.

-Nie mają go - wtrącił Akechi, który właśnie przyszedł - Faulują, bo lubią. Nie zależy im na zwycięstwie. Chcą zatrzymać jak najwięcej drużyn i je osłabić.

-Co?!

-Ale w tym roku dodali coś nowego - kontynuował Haruguchi i spojrzał na Kaori. - W każdym meczu zasadzają się na innego gracza. Niekoniecznie zawsze najsilniejszego. Zdążyli już kontuzjować...-przewrócił kilka kartek w notesie - Środkowego, rzucającego obrońcę i rozgrywającego.

Nakamura przestąpił z nogi na nogę.

-Czyli, jak rozumiem, wybór padnie pomiędzy dwoma skrzydłowymi?

Kamata i Kasamatsu spojrzeli na siebie wzajemnie.

-Niekoniecznie...-westchnął Akechi - Nie jestem pewien, czy dobrze rozumujemy w tym wypadku. Ataki przepuszczają już od pierwszej kwarty. Wszyscy musicie być ostrożni.

-Tak jest! - zawołało czterech pierwszoklasistów i skłoniło się.

Blondyn przewrócił oczami.

-Powiedziałem wszyscy, Kaori - dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Granatowowłosa syknęła i obróciła głowę w prawo.

-Mówisz tak, jakbyś nie wiedział, z kim masz do czynienia, Kayu-san - prychnęła, za co zarobiła cios w łeb. Skrzywiła się. - Za co to?!

-Za bycie pieprzonym egoistą! Opanuj się trochę!

***

Mecz rundy trzeciej

Liceum Shutoku kontra Liceum Yukikaze

Trwał kolejny dzień mistrzostw. Zespół Okamino wszedł na salę sportową. Już niedługo miał rozpocząć się ich mecz rundy trzeciej, przeciwko Liceum Mukuro. Przeciwników, póki co, nigdzie nie było widać, co widocznie cieszyło obydwóch trenerów oraz Kaori. Rok temu, to właśnie w meczu z tą szkołą Himura Takahiro doznał bardzo poważnej kontuzji, którą przecież wciąż leczył. Chociaż tamten mecz wygrali, teraz pojawiła się okazja, by pomścić obrońcę, co zamierzali zrobić. Drużyna po cichu liczyła, że nadchodząca runda będzie polem do popisu dla Kaori, która czekała jedynie na mecze z pozostałymi członkami Pokolenia Cudów. Dziewczyna wciąż okrutnie się nudziła, ale chociaż minimalnie cieszyło ją to, że przeciwnicy jakkolwiek się starają i próbują coś zrobić, a nie poddają się na starcie.

Przeszli przez obydwie rundy bez żadnego problemu i zdawali sobie sprawę, dlaczego. Mieli członka Pokolenia Cudów. Nikt spośród zwykłych szkół nie miał do niej startu, nikt nie mógł jej zatrzymać, nawet uciekając się do brudnej taktyki. Czterech pierwszoklasistów wiedziało, że najtrudniejsze mecze są dopiero przed nimi. W ich bloku znajdowało się Shutoku i Rakuzan. Jednocześnie śledzili sytuację po drugiej stronie drabinki. Seirin wyeliminowało Akademię Touou. Oprócz nich, w bloku B pozostawało Yosen i Kaijou. Zarówno zespół Kise, jak i Murasakibary nie rozegrał jeszcze meczu trzeciej rundy. Gracze Yosen także powoli szykowali się do gry - mieli wejść na boisko tuż po Seirin, które obecnie było w trakcie meczu. Szkoła z Akity nie obserwowała zmagań, które miały wyłonić pierwszego ćwierćfinalistę, ale czekała w spokoju na swoją kolejkę.

Kaori uśmiechnęła się, patrząc na grę Izukiego. Rozgrywający, podobnie jak pozostali drugoklasiści znajdujący się na boisku, był dzisiaj w swoim żywiole. Przeciwnicy nie byli dla Seirin bardzo problematyczni, chociaż nie można było powiedzieć, że szło im zupełnie gładko. Jednak nie był mecz, który wymagał obecności Kagamiego i Kuroko. Światło i Cień Seirin już drugi mecz siedzieli na ławce. Decyzja Aidy Riko była oczywista - dopiero w ćwierćfinale chciała ich wystawić, gdzie najprawdopodobniej miał czekać na nich Murasakibara.

Granatowowłosa przeniosła wzrok na boisko obok, gdzie grało Shutoku. I momentalnie zmarszczyła brwi.

Nie, żeby Midorima i jego drużyna sobie nie radzili, bowiem utrzymywali sporą przewagę nad przeciwnikiem. Zarówno uwagę Kaori, jak i Akashiego oraz Kise ściągało co innego, a mianowicie podania i zachowanie Takao.

Kazunari przetarł szybko oczy i zobaczył przebiegającego obok przeciwnika.

-Hej, hej...-uśmiechnął się, wybijając mu piłkę spod dłoni. - Nie na za dużo sobie pozwalasz?

W ferworze walki nawet się nie zorientował, że ukradł kulę zanim przeciwny rozgrywający wykonał właściwie swoje przejście.

Takao podał piłkę do przodu, złapał ją Miyaji. Skrzydłowy przebiegł parę metrów, po czym rozpędził się i wykonał wsad.

Gra została wznowiona, rozpoczynali przeciwnicy. Ruszyli oni z kontrą, która jednak szybko została zablokowana przez defensywę Shutoku. W tym meczu nic nie było w stanie zaskoczyć Midorimę. Przeciwnicy odegrali piłkę do rozgrywającego, naprzeciw którego stanął Kazunari.

Czuł się dziwnie. Tak, jakby był bardziej świadomy tego, co się dzieje na boisku, niż zazwyczaj.

Ponownie przetarł oczy. Wizja co jakiś czas rozmywała mu się i wyostrzała. Działo się to coraz częściej. Ten powtarzający się ruch u rozgrywającego zauważył Kimura.

Obraz zamglił się i nagle wyostrzył, choć niezupełnie. Czarnowłosy zobaczył, jak przeciwnik zbiera się do tego, by podać z kozła po swojej lewej stronie. Przeniósł ciężar na swoją prawą, gdy wizja nagle wyostrzyła się całkowicie. Przeciwnik jeszcze nie zdążył drgnąć, ale Takao odruchowo wybił mu kulę z ręki. Piłka wypadła na aut.

Midorima zdołał kątem oka zobaczyć, jak kula wypada poza linię. Zastanowił się i przystanął. Miał złe przeczucia.

Zabrzmiał gwizdek sędziego.

-Aut dla białych!

Rozgrywający Shutoku był nieco ogłupiały tą sytuacją.

Co to było?

-Takao...Twoje oczy...-mruknął cicho Kimura. - Wszystko w porządku?

-Nie wiem...-odpowiedział, lekko zdenerwowany. - Dam radę, Kimura-senpai.

Czy ja to...?

Nie widział tego, ale od czasu do czasu w jego oczach gościły ciemnopomarańczowe obwódki, które w drugiej połowie meczu pojawiały się na coraz dłużej.

Takao przechwycił piłkę i nawet się nie zastanawiając podał ją za plecami do wbiegającego Ootsubo, jednocześnie ten ruch zupełnie ogłupił stojącego przed nim przeciwnika. Piłka idealnie trafiła w ręce kapitana, który, pomimo zaskoczenia, wsadził ją do kosza przeciwnika, zwalając ich środkowego z nóg.

90:55

Blondyn i granatowowłosa pojęli to w lot.

To wybicie. I teraz to podanie... - pomyślał Kise - To przecież...

Dlaczego? - myślała Kaori, nie spuszczając wzroku z Takao - Dlaczego twoja gra zaczyna przypominać Jego grę?

Nie był to przypadek. Sytuacja nawet nie tyle co się powtarzała - Kazunari podawał idealnie, bez żadnej straty, bez żadnego przechwytu. Najbardziej widoczne stało się to w czwartej kwarcie, w której Shutoku zagrało tak, jakby miało jeden wspólny mózg, kompletnie bez żadnej pomyłki, żadnego potknięcia, perfekcyjnie. Takao, grając normalnie, rzadko kiedy się mylił, ale w ostatniej kwarcie przeszedł samego siebie.

To mi się kojarzy tylko z jedną osobą - Ryouta pochylił się mocno, opierając dłonie o barierki - Ale to niemożliwe...Prawda?

Shutoku zwyciężyło, z przewagą ponad pięćdziesięciu punktów. Gracze powoli schodzili z boiska. Byli świadomi kolejnego wyzwania. Chociaż Rakuzan jeszcze nie rozegrało swojego meczu w trzeciej rundzie, wszyscy wiedzieli, że i tak przejdzie do ćwierćfinału bez żadnego problemu. Każdy, nawet przeciętny gracz, zdawał sobie sprawę, że dla zespołów z członkami Pokolenia Cudów mecze z innymi szkołami to żadne wyzwanie. Wyzwanie pojawiało się dopiero wtedy, gdy te Cudy stawały przeciwko sobie.

Coś się jednak zmieniało i cała drużyna to czuła. Grali lepiej, płynniej. Precyzyjne podania rozgrywającego stały się jeszcze bardziej dokładne, o ile to było możliwe, a on sam, jakby do pewnego stopnia, zaczął uprzedzać zamiary przeciwników, tak jakby je przewidywał. Zawodnicy Shutoku to odczuwali, ale jednocześnie niepokoił ich trochę fakt, że w ostatniej kwarcie meczu Takao nie uśmiechał się w ogóle, a grał ze stuprocentową skutecznością i zerową stratą.

Bohater spotkania, Takao Kazunari pakował torbę. Midorima wciąż wpatrywał się w niego. Cały czas, od czwartej kwarty prześladowało go to samo dziwne przeczucie, ale na tę chwilę nie mógł tego rozszyfrować. Wiedział, że już kiedyś, przy kimś, to czuł. Wiedział również, że to nic dobrego.

I wtedy, jakby na zawołanie, podniósł głowę i rozejrzał się po trybunach. Tuż nad ich połową, w najwyższym rzędzie dostrzegł starego znajomego. Czerwone oczy wpatrywały się nie w niego, ale w rozgrywającego Shutoku.

I wtedy go tknęło.

To uczucie...To jest przecież...

Kaori, czekająca dalej na boisko, przesunęła się bez słowa, gdy Takao mijał ją bez żadnego uśmiechu, czy reakcji. I wtedy zatrzymał się, przystawił dłoń do oczu, a jego twarz wyrażała przez ułamek sekundy spory ból.

Jego oczy się zmieniły. Pojawiła się w nich ulga. Spojrzał na nią zza palców i uśmiechnął się szeroko. Naturalnie, tak jak zawsze.

-Widzimy się już niedługo, Kaori-chan! - powiedział z typową dla siebie radością.

Z oszołomienia nic nie powiedziała. Jedynie kiwnęła głową. Takao wahał się jeszcze przez chwilę, po czym wyszedł z hali i skierował się w stronę szatni.

Dziewczyna zacisnęła pięści. Przez ten ułamek sekundy wszystko stało się dla niej jasne. Widziała to w jego oczach. Wszyscy gracze Shutoku wyszli, za wyjątkiem jednego, który stanął tuż obok niej, ale w przeciwnym kierunku.

Midorima patrzył jak za drużyną zamykają się drzwi. Dopiero wtedy granatowowłosa się odezwała.

-Hej, Shinshin...Też to widziałeś, prawda?

-Nie - powiedział krótko. - Poczułem.

Przestąpiła z nogi na nogę.

-Jeśli tak dalej pójdzie, to już dłużej nie będzie Takao, wiesz o tym.

-Wiem - mruknął Midorima. Kaori obróciła głowę, patrząc na niego z wyrzutem.

-Tylko nie waż się mówić, że to cię nie obchodzi!

Jego uwadze nie uszły zaciśnięte pięści dziewczyny. Chociaż trzymała się z dala, by nie rozpraszać rozgrywającego podczas Winter Cup, zależało jej na nim. Był jej przyjacielem, starał się, by stopniowo stać się kimś więcej, a Midorima doskonale o tym wiedział.

-Obchodzi - powiedział wolno - Niemniej...Nie wiem, jak moglibyśmy temu zapobiec. Mimo to...-spojrzał na nią ze swoją typową miną wszechwiedzącej zielonej marudy - To nie twoja sprawa, Kasamatsu.

Kaori syknęła i obróciła głowę, patrząc gdzieś w bok.

-Wiem to. Nie będę się wtrącać.

Takao nie był jej obojętny, ale miała też swój pierwszy, najważniejszy cel. Midorima wcale nie musiał jej tego przypominać.

Winter Cup.

-Zostaw to mnie. - mruknął, idąc w kierunku drzwi.

-Haaaa? - od razu się poderwała - Przecież sam powiedziałeś, że nie wiesz co robić!

Midorima zatrzymał się z ręką na klamce.

-Nie wiem- potwierdził. - Ale spróbuję. My spróbujemy. W końcu...To drużynowy problem.

I odszedł, pozostawiając Kaori w stanie najwyższego zdumienia.

***

Czwarty dzień mistrzostw okazał się bardzo widowiskowym dniem.

Oczy wszystkich zwrócone były na Yosen, które od trzech rund nie miało żadnej straty punktowej. Było to więcej niż imponujące, ale także przerażające. Poruszający się korytarzem zawodnicy z Akity wzbudzali nie tylko podziw, ale i strach. Murasakibara i jego drużyna w następnej rundzie mieli zmierzyć się z Seirin. Wszystkich ekscytowało to starcie, ponieważ miało być drugim w ciągu dotychczasowych meczów, w którym grali członkowie Pokolenia Cudów.

Szósty zawodnik widmo kontra niezwyciężony fioletowowłosy. 

Wzrastające w siłę Seirin przeciwko Egidzie Yosen. Kibice snuli sporo spekulacji na ten temat, ale wszelkie domysły na temat meczu Yosen-Seirin przerwały Wilki z Tokio i skutecznie na sobie skupiły uwagę.

Wielka rozpiska, wisząca na głównym korytarzu nie kłamała, choć wielu ciężko było w to uwierzyć.

Akademia Okamino - Liceum Mukuro
204 - 90

-Co tam się stało? - rozlegały się głosy tych, którzy ten mecz opuścili.

-Przebili ich aż o sto czternaście punktów?

-W końcu mają tam członka Pokolenia Cudów, nic dziwnego!

Rozległy się kroki. Wszelkie głosy ucichły, ponieważ korytarzem przechodziło dwóch trenerów Okamino, których, w stosunku do zawodników, wyróżniały czarne bluzy z białymi napisami Okamino Gakuen Koukou - TRENER.

Akechi i Haruguchi, odprowadzani wieloma spojrzeniami, w ciszy skręcili w stronę wyjścia z hali. Dopiero gdy znaleźli się na zewnątrz, odetchnęli i spojrzeli po sobie.  Obydwaj w jednakowym momencie zwiesili głowy, załamani.

-Znowuuu...-jęknął Kayuzuki - Znowu to zrobiła. Wściekła się i to nawet nie tak mocno, jak przy Kirisaki Daichii.

-Nie, żebym się dziwił - mruknął Yuu. - Ale...Przynajmniej trochę poszalała, Kayu. Od tego meczu, w górę będzie tylko trudniej.

-Ta...Ćwierćfinały, co? - mruknął Akechi, gdy już wyszli poza teren należący do kompleksu sportowego - Liceum Iwai, a potem już Pokolenie Cudów. Czy raczej powinienem powiedzieć dopiero?

-Podejrzanie dobra drabinka - zgodził się Haruguchi. - Ale powinniśmy się z tego cieszyć, jednak...

-Mam złe przeczucia, co do tego ćwierćfinału - powiedzieli obydwaj jednocześnie.

-Cóż...-mruknął, Akechi, wyjmując telefon z kieszeni- Przynajmniej zrobiliśmy wspaniałą niespodziankę Himurze.

Od: Himura Takahiro

Naprawdę...Wielkie dzięki!

Powodzenia w meczu ćwierćfinałowym!

-Nie da się ukryć...-parsknął śmiechem rozgrywający - Chłopak miał co oglądać.

Mecz rundy trzeciej

Akademia Okamino vs Liceum Mukuro

-Niech nie poniosą was uczucia - powiedział Akechi - Pełne skupienie chłopaki i dziewczyny. Walczymy o ćwierćfinał!

-Okamino, walcz! - po wykonaniu okrzyku, drużyna weszła na boisko.

-Ohoho...-parsknął kapitan Mukuro - Wy tutaj. Cóż za spotkanie. Chociaż...- zmierzył wzrokiem każdego przeciwnika z osobna - Nie widzę tu nikogo znajomego. No...Prawie.

Jego wzrok padł na Kaori.

-Niezły popis dałaś na poprzednich mistrzostwach. Dzisiaj dostaniesz takie same wciry.

-Nie myśl, że ujdzie wam płazem to, co zrobiliście w zeszłym roku - mruknęła, zachowując spokojny ton - A skoro ja tu jestem, to oznacza dla ciebie tyle, że możesz się już z tymi mistrzostwami pożegnać.

Mukuro przeliczyło się w jednej kwestii. Nie wzięli pod uwagę wzrostu zawodników Okamino. Zarówno Hideaki Rin, jak Kamata Shigeru i Ibuka Shinji mieli blisko lub ponad metr dziewięćdziesiąt. Może w stosunku do niezwyciężonej Egidy Yosen nadal wyglądaliby mizernie, ale wciąż to była dostatecznie wysoka ściana do pokonania, tym trudniejsza, jeżeli chłopcy skakali. I okazało się to kluczem do pokonania Mukuro, ponieważ długie ręce obrońców oznaczały dłuższy zasięg, a śmigająca pośród przeciwników Kaori, która dzięki Bat Ear doskonale wiedziała, w którym miejscu powinna się znaleźć, by wybita piłka trafiła prosto do niej, wspólnie z Nakamurą zdobywała punkty.

Jednak na początku trzeciej kwarty nastąpiła chwila grozy, której wszyscy się obawiali.

Z wielkim hukiem, Rin i przeciwny rozgrywający wypadli poza linie boiska.

Hideaki podniósł się powoli, z jego lewego łuku brwiowego spływała krew. Natychmiast zamknął oko.

-Czas dla Okamino!

Obydwaj trenerzy wbiegli na boisko. Haruguchi podniósł rozgrywającego i przyjrzał mu się.

-Zabiorę go do pielęgniarki - Akechi kiwnął głową. Trener wyprowadził Rina z sali.

-Cholera - splunął Shigeru - Byłem pewien, że zamierzają się na mnie.

-Specjalnie to zrobili - mruknął Ryuji - Daliśmy się zmylić.

Kaori bez słowa usiadła na ławce, wpatrując się w parkiet. Dla Akechiego, który obserwował ją kątem oka było to jasne. Nie dawała się wybić z rytmu.

Nagle zawibrował telefon. Blondyn wyciągnął go z kieszeni i odebrał.

-No?

-Nic z tego. Pielęgniarka nie daje rady. Musi iść do szpitala na szycie.

-Nie da rady tego ogarnąć na półtorej kwarty? - zapytał Kayuzuki.

-A chcesz, żeby wykrwawił się na boisku?  Poza tym, porządnie mu rozwalili, raczej nie podoła...-Haruguchi nie dokończył, bo Hideaki złapał go za rękaw.

-Dam radę. - usłyszeli te dwa słowa, a całą resztę w tle - Przepraszam, może mi pani dać dodatkowy bandaż?

-Chyba się z nim nie będziesz kłócił, co? - uśmiechnął się lekko Akechi.

Yuu westchnął przeciągle.

-Gdybym miał chociażby jednego rezerwowego na ławce, to by nawet nie było dyskusji. Ale  w takim razie musimy odkryć parę kart. W tym, wątpliwym stanie nie możemy od niego oczekiwać, że będzie budował zagrania.

-Dobra. Już to ogarniam - Kayuzuki rozłączył się i spojrzał na drużynę - Pierwsza wiadomość, Hideaki zaraz wróci do gry.

Trzej pierwszoklasiści wypuścili powietrze z płuc. Widocznie im ulżyło. Wzrok Kaori był nieobecny, co dalej oznaczało tyle, że kompletnie nie skupia się na tym, co się obecnie dzieje. Dla blondyna to było jasne, więc nieprzejęty niczym kontynuował:

-Druga wiadomość jest taka, że nie możemy go wpuścić jako rozgrywającego. Dlatego...-wzrok trenera padł na Nakamurę - Ty go zastąpisz. Oni i tak nie byli w stanie sforsować naszej defensywy. Zmiana rozgrywającego, zmiana sposobu gry, tym bardziej ich ogłupi, co będzie nam na rękę. A Hideaki sobie odpocznie.

Szarowłosy nie odezwał się, tylko skinął głową. Widać było, że się stresuje.

-Pozostali z was niech punktują, jak najwięcej. I...-głos blondyna ledwo zauważalnie zadrżał - Uważajcie na siebie.

Rozległo się szuranie, kiedy Kaori, wstając, tak mocno odepchnęła się od ławki, że ta się przesunęła.

Dziewczyna założyła ręce za głowę, podchodząc do linii bocznej boiska.

-Spokojnie, panowie - mruknęła, patrząc na ich miny. - Nie takie rzeczy się robiło!

Kamata parsknął śmiechem.

-Słyszeliście, chłopaki? Do roboty! Nie możemy pozwolić, żeby Himura-senpai się za nas wstydził!

-Oj...Nie miał się czego wstydzić - parsknął śmiechem Yuu - A Nakamura się sprawdził idealnie.

Pod koniec trzeciej kwarty wynik wyglądał następująco:

144:90

Kapitan Mukuro zacisnął zęby i obrócił się, patrząc na wracającą na własną połowę Kaori. Już w tym momencie byli daleko z tyłu, a on, nie potrafiąc nic z tym zrobić, mógł się jedynie biernie przyglądać.

-Nie damy się pokonać drużynie, w której jest laska!

Kaori nagle przystanęła i założyła ręce na boki.

-Ojjj...- pozostali zawodnicy Okamino cofnęli się o krok. Wiedzieli już doskonale, co się święci.

-Oi, Nakamura - skrzydłowa spojrzała na szarowłosego - Chcę wszystkie piłki.

Zabrzmiał gwizdek sędziego.

-Koniec kwarty trzeciej!

Obydwa zespoły udały się na krótką przerwę. Zawodnicy Wilczej Akademii stali zgromadzeni przy linii, czujnie obserwując swojego asa. Granatowowłosa piła wodę, nie zwracając uwagi ani na trenerów, ani na drużynę. Nie spuszczała wzroku z przeciwników, a jej wzrok wyrażał czystą furię.

-Kaori...-odezwał się Akechi, zanim wbiegli z powrotem na boisko - To nie jest najlepszy pomysł.

Dziewczyna prychnęła, poprawiając sznurówki.

-Teraz to nie odpuszczę - mruknęła, prostując się - Oni MNIE zlekceważyli.

Kayuzuki westchnął i opuścił głowę, ale gdy ją podniósł z powrotem widać było zmianę w jego oczach.

-Wyjdź tam i pokaż im! - zawołał, wyciągając rękę i wskazując na boisko.

Granatowowłosa już nie odpowiedziała, tylko wybiegła na środek, jednocześnie pokazując drużynie, żeby trzymali się z daleka.

Zespół już znał tę taktykę. Kaori, w takich momentach, potrzebowała jak najwięcej przestrzeni i wszystkich piłek.

-Co ty zamierzasz zrobić, co? - warknął kapitan Mukuro.

-Mówię, że...- uniosła głowę - Ja sama to dla was wystarczająco.

To, co działo się później, to była już rzeźnia. Kaori Kasamatsu, łowiła wszystkie piłki i kończyła wszystkie akcje. Po raz kolejny się okazało, że jej wytrzymałość nie jest tylko na pokaz. Całkowicie skupiła się na zdobywaniu punktów i przechwytywaniu piłek. Była jedyną osobą, która zdobyła jakiekolwiek punkty w czwartej kwarcie.

Przedstawienie, które urządziła, przyciągnęło całą rzeszę kibiców. I sprawiło, że coraz więcej osób zaczęło dostrzegać Wilczą Akademię. Tym meczem zdobyli całkiem sporą uwagę, a wieści o nim niosły się już poza murami miejskiej hali gimnastycznej.

-Złożyło się idealnie, że Winter Cup pokrywa się z końcem naszej przerwy międzysemestralnej - powiedział ni stąd, ni zowąd Yuu - Niedługo wracamy, ale przynajmniej coś mogliśmy dla nich zrobić. Nawet nie tylko dla nich...Ale dla samych siebie też. To naprawdę satysfakcjonujące. Cieszę się, że mam w tym swój udział.

-Czuję tak samo. Dokładnie tak samo - Akechi podniósł głowę. - Jestem szczęśliwy, że mogę coś tutaj zrobić.

Przystanął i wyciągnął dłoń w stronę Haruguchiego.

-Finał. Bez względu na to, co naszych zawodników czeka w kolejnych dwóch rundach.

Czarnowłosy wymienił z nim uścisk.

-Bez względu na wszystko.

***

Yukio Kasamatsu nie musiał nawet otwierać oczu, żeby wiedzieć, kto wszedł do pokoju. Obrócił się plecami do ściany i zapytał:

-Czego potrzebujesz?

-Niczego - parsknęła Kaori. Kuzynek otworzył oczy - Może trochę towarzystwa? Ostatnimi dniami się mijamy, widzimy się rano i wieczorem.

-A co, aż tak za mną tęsknisz? - uśmiechnął się Kasamatsu.

-Może - zaśmiała się i wyciągnęła spod łóżka piłkę - Meczyk?

Kapitan Kaijou uniósł się na poduszkach i podniósł rękę.

-Nic z tego, baka! - zawołał, uderzając kuzynkę puchową poduchą w głowę - Ćwierćfinały są jutro! Mało ci tego grania?!

-No nie, Yukio! - fuknęła, chwytając poduszkę i oddając mu. 

Rozpętała się krótka bitwa poduszkowa na śmierć i życie, która zakończyła się remisem, ponieważ jedna z poduszek niemal natychmiastowo się rozpruła. Pierze rozsypało się po całym pokoju, co skutecznie przerwało zabawę licealistów.

Kaori parsknęła śmiechem, wyjmując piórka z włosów.

 -Jak nastroje w drużynie?

Yukio strzepnął pióra z łóżka i wyprostował się.

-Bardzo dobre. Nie możemy doczekać się kolejnego starcia. I...

Urwał, bowiem Kaori wyciągnęła do niego dłoń zwiniętą w żółwika. Niebiesko-srebrna męska bransoletka na jej nadgarstku iskrzyła w świetle lampy.

-Wygram.

Ponownie się uśmiechnął.

-Ja też - przybił żółwika prawą ręką, na której nadgarstku znajdowała się ciasno zapięta niebieska bransoletka - A teraz sprzątamy ten bajzel!

-Nieeeeee!

***

Shinji, Shigeru, Ryuji i Rin, w odróżnieniu od Kaori pozostali na hali sportowej do samego wieczora. Dziewczyna poszła do domu tuż po obejrzeniu ostatniego, w tym dniu, meczu zawodników Pokolenia Cudów. Była to gra Kaijou, które poradziło sobie z przeciwnikiem bez żadnego problemu. Kise i tego dnia był w swoim żywiole, żaden z rywali nie mógł go zatrzymać.

Chłopacy zostali, żeby poobserwować zmagania pozostałych drużyn i w ten sposób trafili na mecz Fukudy Sogo.

-Ten ich skrzydłowy...-skrzywił się Ryuji, gdy już wyszli na zewnątrz - Jest okropny. Nie chciałbym mieć takiego gościa w drużynie.

-Ani ja. Ale podejrzewam, że Kayu-san szybko by go ustawił - mruknął Kamata, przeskakując dwa ostatnie schodki.

-Kasamatsu-senpai też. - odpowiedział Rin, wkładając ręce w kieszenie.

-Mam nadzieję, że Kaijou da im jutro wycisk. Bardzo chciałbym zagrać z Kobori-senpaiem i resztą - dodał Shinji.

Przechodzili tyłami, żeby sobie skrócić drogę i tego wieczoru to okazało się błędem. Przy bocznej ścianie ktoś stał. Dobrze wiedzieli kto. Grali z nimi tego dnia mecz.

-Oi - kapitan odepchnął się od ściany, dostrzegając ich. Zza jego pleców wyszedł cały zespół Mukuro - Naprawdę sądzicie, że tak po prostu przeszliście dalej?

Kamata zrobił krok do przodu i zwinął dłonie w pięści.

-Nie - Ryuji złapał go za ramię. - On tego chce. Jeżeli zareagujemy, zdyskwalifikują nas!

Shigeru zacisnął zęby.

-To mamy dać się pobić? - warknął.

-Raczej nie macie wyjścia - uśmiechnął się lekko kapitan Mukuro - Bierzcie ich.

Wilki były w potrzasku i cały czas przebywały na terenie sportowym. Dlatego też nie ważyli się zacząć bójki. Prowokacja nie wyszła, ale przeciwnikom wszystko było obojętne. W końcu odpadli. Jednak nie przeszkadzało im to w zrobieniu graczom Okamino krzywdy, dostatecznie mocnej, by przegrali kolejny mecz.

Cała czwórka stała z powykręcanymi do tyłu rękami. Ich położenie było znacznie gorsze niż tragiczne i to przed jakże ważnym meczem ćwierćfinałowym. W tym momencie bardzo się cieszyli, że ich skrzydłowej nie ma z nimi i wróciła do domu bezpiecznie razem ze swoim kuzynem.

Poniosłoby ją z całą pewnością - pomyśleli wszyscy.

Nakamura skrzywił się i splunął krwią, gdy oberwał z pięści w twarz. Sytuacja z sekundy na sekundę była coraz gorsza.

Nagle zza rogu wyszło kilkanaście postaci.

-A co tu się dzieje?!

Był to czwarty dzień mistrzostw. Brało w nim udział szesnaście drużyn. I spośród tych szesnastu możliwych zespołów, obok Wilków z Tokio, stanęło Rakuzan.

Na ten widok Liceum Mukuro troszeczkę zdrętwiało. Szkoła z Kioto była prawie w pełnym składzie, ponad dwudziestu graczy, to po pierwsze.

I to było Rakuzan, a to po drugie.

Mistrzowie także nie byli tacy głupi, żeby zacząć bójkę. Zamiast tego podeszli bliżej. Wśród nich nie było Akashiego.

-Zostawcie ich i zmiatajcie stąd - odezwał się Nebuya, którego sama postawa robiła potężne wrażenie.

-Ach...To rozwiązywanie spraw za pomocą pięści - jęknął teatralnie Reko - Straszne - dodał, po czym zmierzył ich przerażającym spojrzeniem, a ton jego głosu zmienił się na poważny - Przegraliście w uczciwej grze, pogódźcie się z tym.

Rakuzan powoli zaczęło otaczać Mukuro, spychając ich powoli pod ścianę.

-Spadajcie. Stąd - powtórzył Eikichi.

Zawodnikom nie trzeba było powtarzać trzeci raz. Od razu zerwali się do biegu, nawet się nie oglądając. Dopiero, gdy zniknęli z pola widzenia, gracze Rakuzan spojrzeli na Okamino.

-W porządku? - zapytał Nebuya, podchodząc do obrońcy - Krwawisz.

-To nic - mruknął Nakamura, wyciągając chusteczkę z kieszeni i przykładając do rozciętej wargi - Dzięki za pomoc.

-Dziękujemy za pomoc! - zawołali pozostali gracze, kłaniając się.

-Nie ma sprawy - odpowiedzieli przedstawiciele Kioto - Uważajcie na siebie.

Rakuzan odwróciło się i ruszyło w stronę, z której przyszło. Wilki z Tokio odprowadzały ich spojrzeniami. W pewnym momencie Kotaro, który przez całą akcję zastanawiał się nad jednym, obrócił się i powiedział:

-Nie spieprzcie tego ćwierćfinału.

Zdziwieni zawodnicy Okamino nic nie odpowiedzieli.

-Jakiś bóg koszykówki nad nami czuwał...-mruknął cicho Nakamura, ocierając jeszcze raz wargę i patrząc na maleńkie już postacie.

***

Piąty dzień mistrzostw zapowiadał się bardzo emocjonująco, już od samego poranka. Na pierwszy ogień miało pójść Seirin i Yosen. Mecz, który wielu interesował. Yosen, które nie straciło do tej pory ani punktu, kontra Seirin, które dopiero się rozkręcało. Światło i Cień przeciwko Niezwyciężonej Egidzie.

Jako następni mieli wystąpić Rakuzan i Shutoku. Gra się jeszcze nie rozpoczęła, a już co niektórzy kibice zaczęli na nią mówić starcie tytanów. Midorima, Takao i spółka byli świadomi wyzwania. Kazunari, mimo świadomości tego, kogo będzie krył, jako duch drużyny był pełen niewygasającego optymizmu. Tak jak pozostali, bardzo chciał przejść ćwierćfinał i zmierzyć się z kolejnym przeciwnikiem, do którego miał wielkie nadzieje.

Tuż po nich na boisko miało wejść Okamino z Iwai. Akademia Okamino już w poprzedniej rundzie udowodniła swoją potęgę, napędzaną przez członka Pokolenia Cudów, więc żaden z kibiców nie miał wątpliwości, kto przejdzie do półfinałów. Biorąc pod uwagę mecz z Mukuro, stawiano Okamino wysokie oczekiwania, co do ilości punktów.

Na sam wieczór przewidziano mecz Kaijou i Fukudy Sogo. Zawodnicy z Kanagawy nie wiedzieli, co ich czeka. Jeden Kise, leżąc w łóżku i patrząc się w sufit, nad tym rozmyślał. Rozpoznał Haizakiego, oglądając nagranie z meczu.

Ryouta obrócił się na bok. Dobrze wiedział, jakim talentem dysponuje jego dawny kolega z zespołu. Już dawno sobie obiecał, że ten mecz będzie należał do niego i wówczas wyrówna z Haizakim wszystkie rachunki.

W grze pozostało osiem drużyn. Do końca turnieju pozostało parę dni.

Lecz po trofeum sięgnie tylko jeden zespół.

Kto będzie ostatecznym zwycięzcą?

***

Zapowiedź rozdziału 48:

-Masz jaja, odważając się znienacka rzucać we mnie piłką, Ryouta. - Haizaki uśmiechnął się szyderczo - O...i nawet Kaori tu jest.

-Uważaj, Takao! - Miyaji podniósł głowę - To...!

-To, że skopiował techniki, to jedno - powiedział Imayoshi- Ale skopiować prędkość ruchu tylko danej części ciała podczas wykonywania techniki i to na ułamek sekundy...To dopiero początek jego rozwoju.

Zawodnicy poruszali się niespokojnie. Nadzieja sama do nich wróciła, mimo że jej nie oczekiwali. Wszystko teraz zależało od granatowowłosej.

________________________________________________________________________________

Zbliżamy się do punktu kulminacyjnego w opowiadaniu. Największego zwrotu akcji. Może się go spodziewacie, może nie. Macie jakieś przewidywania?

 Punkt kulminacyjny nastąpi w kolejnym rozdziale. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top