Rozdział 18 - Drużynowy łańcuch
Myślę, że z obozem spokojnie dociągniemy rozdziału dwudziestego lub nawet dalej. Sporo mam do opisania na ten temat. ;) Ten rozdział to ledwo wstęp do moich planów.
Dalej, możecie się dziwić niektórym opisom osobistych treningów zawodników Okamino. Jest to i będzie zrobione w taki sposób, by nie zepsuć niespodzianki na rozdziały następne.
_______________________________________________________________________________
-Wygrałem. - powiedział Kotaro, siadając na ławce. - Twoja kolei, Hanamiya.
-Pf...-mruknął Hanamiya drwiącym tonem. - Po cholerę ci to wiedzieć, Hayama? Z tego co się orientuję, zwracasz uwagę na grubsze ryby, a nie na płotki, baakaa.
-Ten gość jest tylko płotką?
Makoto już praktycznie nie mógł wytrzymać. Rozmowa z Kotaro wyczerpywała jego i tak małe zasoby cierpliwości.
-Taaa...poza tym to rozgrywający, nie ta poz...huh? - kapitan Kirisaki Daichii w trakcie mówienia tego patrzył w bok, w stronę chodnika. Ktoś tamtędy szedł. - Proszę...proszę...kogo my tu mamy?
Dziewczynka, w wieku lat około trzynastu, chyba ich nie widziała, szła sobie spokojnie dalej, a długie, blond włosy rozwiewał wiatr. Hayama zmarszczył brwi. Skądś kojarzył tę osobę, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć, skąd.
Za to Hanamiya wydawał się ją doskonale znać. Jego oczy rozszerzyły się, błyskała w nich złośliwa iskra, usta rozciągnęły w upiornej wersji uśmiechu, a jęzor jak zawsze wylazł na wierzch. Makoto zrobił krok do przodu, ale ktoś zacisnął mu mocno rękę na ramieniu. Obrócił głowę, był to oczywiście Kotaro, którego mina była - nie jak zwykle, radosna - lecz poważna. Animal Instinct, nie pomagał jedynie w meczach, Hayama od razu wyczuł złowrogą intencję czarnowłosego.
-Czego ty chcesz od tej dziewczynki? Chyba nie twój przedział wiekowy, co, Hanamiya? - odepchnął go do tyłu i stanął przed nim - Jak już chcesz się na kimś wyżyć, to znajdź kogoś odpowiedniejszego, a nie dziecko.
Poprzez popchnięcie Makoto cofnął się parę kroków, po czym zatrzymał. Spojrzał ze złością na jasnowłosego.
-Nie twoja sprawa, Hayama.
Gracz Rakuzanu założył ręce na torsie.
-Moja, jeśli coś podejrzanego dzieje się na moich oczach. - zarzucił bluzę na siebie i podniósł piłkę. - Na razie, Hanamiya.
Kotaro wyszedł z boiska i ukradkiem ruszył w ślad za dziewczynką, jakby chcąc się przekonać, że dotrze bezpiecznie do domu, bez niezapowiedzianego spotkania z kapitanem Kirisaki Daichii.
Ten zaś został na boisku. Podniósł głowę do góry i spojrzał w niebo.
-Nieważne...-mruknął, obserwując chmury. - I tak zapłaci mi za wszystko.
***
https://youtu.be/EbvGW_LFZlk
Obóz obejmował wszystko, o czym było rozmawiali, ale treningi - jako drużyny -mieli osobno. Grali przeciwko sobie dwa razy dziennie, na siłownię i na biegi mogli chodzić razem lub osobno - jak woleli, ale normalne treningi mieli na innych salach. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, o co chodzi. Nikt nie chce, żeby jego tajemnice wyszły na wierzch przed największym turniejem. Koniec końców byli przeciwnikami i mogli się spotkać w meczu Winter Cup. A nawet w to celowali.
Po rozegraniu pierwszego meczu, który zwyciężyło Kaijou, zawodnicy Okamino odeszli na drugą salę. Wszystko tam już było przygotowane. Wiedząc, że najpierw będzie gadane, czterech zawodników usiadło na podłodze, czekając aż ich kapitan zacznie.
-Dobra. - Kaori przeciągnęła tablicę do bocznej linii. - Jesteśmy na obozie z jedną z ośmiu najlepszych szkół w kraju. Nie muszę chyba mówić, żebyście korzystali z niego, ile wlezie. - pokiwali poważnie głowami. - Ale najpierw trochę nawijania. Więc tak...-przeszła przed nimi w tą i z powrotem. - Jako że jesteśmy w tym momencie nastawieni na jak największy rozwój, nie będę się teraz babrać w taktykach na poszczególne mecze, ale...-stanęła przed nimi. - Jak wiecie, wciąż wzmacniam waszą wytrzymałość i szybkość. To się nam wszystkim potem przyda. Jeżeli chodzi o rezultaty od początku roku...-podeszła do ławki, na której stała jej torba i wyciągnęła kilkanaście papierów.- Poprawiliście podstawy i to dość dobrze. Gramy już ze sobą trochę czasu, ale nasza współpraca wciąż leży, co było widoczne w ostatnim meczu...- trzy ostatnie wyrazy prawie że wryły się w umysły chłopaków. - Także, z rzeczy oczywistych, Hideaki...-spojrzała na rozgrywającego, a ten od razu wstał.
-Tak?
-Do poprawy masz szybkość podań i krycie. Jak pewnie zauważyliście, w meczu z Yosen, gdybyśmy zgrali się ciut szybciej to moglibyśmy coś z tego zrobić. - obejrzała ten mecz, raz jeszcze, celem poprawy gry.- Rzuty już idą ci lepiej, ale ćwicz je nadal. - chłopak pokiwał głową i usiadł- Ibuka...siła w nogach, do zbiórek i też krycie w polu. Jesteś środkowym, owszem. Ale to nie znaczy, że możesz sobie odpuścić niektóre rzeczy. Z wami dwoma...-spojrzała na Kamatę i Nakamurę. - Porozmawiam sobie później.
Chłopaki skinęli głowami.
-To w tej chwili na tyle, jeśli chodzi o grę drużynową. W kwestii was samych...zastanowiliście się już, co chcecie i co możecie zrobić?
-Tak!- zawołał Hideaki- Ja to...
Uniosła rękę.
-Nie mów! - chłopak umilkł zaskoczony - Trenujcie. W razie jakichkolwiek problemów zgłoście się do mnie, a na wolnych treningach...-na jej twarz wpłynął uśmieszek. - Nie wahajcie się spytać graczy Kaijou.
-Czy to dobry pomysł, mówić o swoich nowych ruchach przeciwnikowi? - wtrącił Nakamura, ale zaraz zgromiła go wzrokiem.
-Nikt nie każe ci mówić od razu, co chcesz zrobić. Rady, chłopaku, proś o rady. - obróciła głowę w bok. - Poza tym...wzięli nas na ten obóz, prawda? Nie obawiają się nas. Nie obawiają się, że rozszyfrujemy wszystko, co nowe, czego się uczą. A my...-spojrzała ponownie na nich, a jej ton głosu stwardniał - Nie zrobimy tego.
Jej telefon zawibrował. Wysławszy chłopaków do schowka po piłki, wyciągnęła komórkę z torby.
Od: Haya-chan
Kaori-chan...zabij mnie.
Odebrał po pierwszym sygnale.
-Co się stało, Hayato? Przedawkowałeś żelki, czy jak?
-Daj spokój. - powiedział ponurym głosem - Wiesz, gdzie jest teraz Arakida? W jakim klubie?!
Mówił to takim tonem, że nie sposób było się pomylić.
-Żartujesz...
-No właśnie nie! Ledwo przylazł, a już się rządzi, jestem tak wkurwiony, jak nigdy. Weź mi powiedz cokolwiek, bo zaraz mnie coś strzeli...
Szarowłosy wydawał się załamany tym, że dupek, który przyczynił się do rozpadu klubu koszykówki teraz zapisał się do jego drużyny, którą tak pieczołowicie przebudowywał od początku roku szkolnego. Nad którą spędzał każdą wolną chwilkę.
Kaori wzięła głęboki wdech.
-Yamada, ty durniu! To ty jesteś tam kapitanem, do cholery, tak czy nie?! Więc przestań się mazgaić i albo go tam ustaw, albo jak ci się nie uda, wywalisz go na zbity pysk, bo możesz to zrobić! Ogarnij się, człowieku!
Zapadła cisza.
-Dziękuję. - powiedział po chwili - Wkurzyłem się.
-Trudno było nie zauważyć. - odpowiedziała, machając ręką w stronę pierwszoklasistów, by chwilę poczekali.
-I tak mam sporo zawodników. Nie muszę go od razu wystawiać. - Yamada stopniowo się uspokajał, ale wcale nie dziwiła się jego wybuchowi. Gdyby to w drzwiach od ich sali gimnastycznej stanął Naoki Arakida, znokautowałaby go wszystkim, co miałaby pod ręką, łącznie ze słupem od kosza.
-Właśnie.
-Poza tym bardziej wszechstronnych. Każdy z nich z powodzeniem może grać na dwóch pozycjach. Nie potrzebuję jakiegoś, wybacz, miernego koszykarza.
Parsknęła śmiechem.
-Dokładnie. Nie przeżywaj już i trenuj, Hayato. Przecież to ty tam rządzisz.
Przytaknął i się rozłączył. Wtedy dopiero wróciła myślami do jego ostatniej wypowiedzi.
-Dobra! - zawołała do stojących przy magazynku chłopaków - Zaczynamy!
***
https://youtu.be/eqJBlWnsXDY
Hideaki kozłował piłkę. W tej chwili grali dwóch na trzech, on był z Ibuką, tak jak zwykle, zaś Nakamura, Kamata i Kaori byli w tej samej drużynie i musiał przyznać - łatwo nie było. Zadanie na tą chwilę było proste - obecna gra miała pomóc obu chłopakom w kryciu, które wciąż nie było ich najmocniejszą stroną. Zarówno samo bronienie przeciwnika jak i wywinięcie się jego obronie.
-Niejeden raz zdarzy się podwójne czy nawet potrójne krycie. Wtedy dwóch przeciwników będzie biegało luzem. Co wtedy zrobicie? A jak zostanie wykorzystane na was...jak z tego wyjdziecie?!
Czarnowłosy podał piłkę w kierunku Shinjiego.
-Właśnie dlatego gracie w dwójkę. Jeśli przeciwnik tak zagra, zostaną ci dwie możliwości! Podać, co jest oczywiste lub zaatakować samemu. Ale będzie trzecia opcja, jeżeli chociaż jedno wywinie się spod krycia w niespodziewanym momencie. Co zrobisz teraz...-kula została przechwycona. - Hide?
W mgnieniu oka obstawili ją obydwaj.
-Tak...to jest dobre wyjście. Podwójne krycie na silnym przeciwniku, jednak w tym meczu jest kompletnie bezużyteczne. Jest was tylko dwóch. Jeśli uda mi się podać do któregokolwiek z tyłu lub przejść...- właśnie to demonstrowała, przerzucając piłkę nad nimi i omijając Ibukę z lewej strony. -Tyły zostaną kompletnie otwarte!
Piłka wleciała do kosza. Po chwili uderzyła o podłogę.
-Musicie być przygotowani na szybki powrót. - powiedziała, podchodząc do nich. - Jeśli ominie ciebie - spojrzała na Rina. - Czyli trzymającego się najdalej od ich kosza zawodnika, a obrońca będzie blokowany - To skończy się stratą punktów, jeżeli nie wrócisz. Powinieneś być już tego świadomy, Hide, że w tym momencie Yukio minie cię bez żadnego problemu. Musicie sobie zdać sprawę, że mój kuzynek ustępuje jedynie mnie i reszcie Pokolenia Cudów, co czyni go naprawdę świetnym zawodnikiem.
Przytaknęli obaj.
Spojrzała na zegarek.
-Dobra, dziesięć minut przerwy, żebyście odsapnęli. Dzień dopiero się zaczyna, chłopaki.
Zmieniła buty i zabierając te drugie wyszła z sali.
Hideaki spojrzał na Ibukę. Ten pokiwał głową.
-Walić przerwę.- stwierdził Shinji, wyciągając rękę, w której trzymał piłkę w kierunku Kamaty i Nakamury. - Pomożecie nam?
-Jasne. - przytaknął Ryuji i spojrzał na Shigeru. Ten wziął wdech.
-Też mamy do was prośbę. Chciałbym poprawić swoje wsady...-spojrzał na brązowowłosego, który się uśmiechnął. - A Ryu chce poćwiczyć rozgrywanie.
-Nie ma sprawy. - powiedział Rin - Właściwie sporo możemy się od siebie nawzajem nauczyć.
-Dokładnie.- mruknął środkowy.
Blondyn uśmiechnął się.
-Ale wszystko po kolei. - dodał, a Nakamura pokiwał głową.- Teraz zajmiemy się waszym kryciem.
***
https://youtu.be/686eMXnMZLA
Kaori skierowała się w stronę sali, na której ćwiczyło Kaijou. Zdziwiło ją, że z pomieszczenia nie wydobywały się żadne odgłosy świadczące o treningu. Nacisnęła klamkę i zajrzała do środka.
Pustka. Jedną, jedyną osobą, która stała na boisku był Yukio.
-A gdzie wybyła reszta? - zapytała, wchodząc do środka.
-Przerwę mają. - odpowiedział kapitan, łapiąc kulę i odwracając się do kuzynki - A wy co?
-Przerwę mamy. - mruknęła, ustawiając się naprzeciwko niego.
Podał jej z kozła piłkę. Chwyciła ją w dłonie. Na jej twarzy zamajaczył uśmieszek.
-Widzę, że ci się poprawiło. - rzucił Yukio z lekkim uśmiechem.
-A żebyś wiedział. To co, kuzynku...- w jej oczach zabłysły iskierki radości. - Jeden na jednego?
I zaczęli. Dziesięciominutowy, krótki meczyk, bez żadnej presji, zupełnie na luzie. Przynajmniej tak się zanosiło, ale po minucie zamienił się w prawdziwą bitwę.
Moriyama i Kobori, którzy wrócili się po picie zostawione na stołówce, weszli do środka. I od razu przystanęli, widząc dwójkę graczy właściwie biegających za sobą w kółko i to w dość szybkim tempie.
-Hę? Co ja widzę! - zawołał ich kapitan - Toż to znowu ten ruch, którego nauczyłem cię dziesięć lat temu!
-Stara szkoła, Yukio! - odkrzyknęła - Czyżbyś już zapomniał...-wyprzedziła go na pełnym obrotach. - Że zawsze się na to nabierałeś?!
-Hah, ja?! - wrzasnął, biegnąc w jej kierunku. - Zawsze ci dawałem wygrać!
Kaori zatrzymała się tuż przed koszem. Stanęła tuż naprzeciwko kuzyna, kozłując przed nim piłkę z uśmiechem godnym zachwyconego Aomine.
-Och, doprawdy? - mruknęła - To graj teraz na całość, Yukio!
Takiego meczu jeden na jednego nikt jeszcze nie widział. Telefon już dawno sygnalizował koniec gry, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Z czasem zebrali się wszyscy zawodnicy Kaijou podziwiając ten niezwykły pojedynek. A był niesamowity z tego powodu, że...
-Znają swoje ruchy na pamięć. - powiedział Kobori - Nie zrobią w tej chwili żadnego postępu.
-Ani jedno z nich nie zdobyło żadnego punktu. - dodał Moriyama. - Nie dają się sobie wyprzedzać, czy...po prostu się bawią?
Radosne uśmiechy na twarzach obu kapitanów dały im odpowiedź.
***
https://youtu.be/FTFJmrkHPgo
Hayato wszedł na salę koszykarzy. Poranny trening dobiegał końca, ale chłopaki chcieli jeszcze potrenować. Kapitan, który w tym momencie, potrzebował chwilki dla siebie wybył do koszykarskiej, na której panował idealny spokój. Dzisiejszego dnia trening był jednym z gorszych jakie przeprowadził. Kto by się spodziewał, że pojawienie się jednego durnia tak zmienia. Przestraszył się?
Ależ skąd.
Po prostu gdzieś tam w pamięci miał historię, którą usłyszał od Kaori. To, jak koszykarze Okamino zgodzili się z tym idiotą i opuścili klub. Yamada, w zeszłym roku, zdążył nieco poznać kapitana drużyny, Ayagewę. I wiedział, że ten miał sobie za złe, że tamtego dnia nie mógł nic zrobić. Miał sobie za złe, że odchodzi z niemocą, że wszystko musi zwalić na pierwszoklasistkę. Hayato nie wiedział, czy kiedykolwiek Ayagewa powiedział Kaori to, co on usłyszał od niego:
Byli słabi. Wszyscy. Silny zawodnik nie uległby czemuś takiemu. Prawdziwy zawodnik zrobiłby to, co Ona. Po prostu wróciłby do gry. Szczerze to...w pewnej chwili sam się zawahałem. I ten moment zawahania On wykorzystał. Jednak cały czas myślałem, by grać do końca, chociaż nie było szans na zwycięstwo. Naoki...On miał serce do kosza. Charakter miał wredny, to fakt, ale jest genialnym zawodnikiem. Zależało mu na koszykówce, ale z czasem przestało. Przeze mnie. Wtedy właśnie, gdy zobaczył tę sekundę zawahania, stracił kompletnie wiarę i podburzył innych, podczas tego meczu. A reszta...zgodzili się z nim. Nie On zniszczył drużynę, tylko ja. On ich tylko podburzył, ale to ja zawiniłem. Mimo wszystko, to ja byłem najsłabszym ogniwem słabego łańcucha. Jako kapitan powinienem umieć ich zjednoczyć, wzmocnić. Uczynić ten łańcuch silnym. A nie potrafiłem. I opuścili mnie, prawie wszyscy. Na polu bitwy zostałem sam. Prawie sam.
Wcześniej naprawdę się zastanawiałem, komu oddać opaskę kapitana. Po tym meczu, nie miałem najmniejszych wątpliwości. Nie dlatego, że została tylko Ona. Ale dlatego, że jedynie Ona się nadawała. Tylko jej mogę powierzyć zbudowanie tej drużyny od nowa, wiedząc że tym razem się uda. Tym razem Wilki z Tokio staną na nogi. I wśród nich, w drużynowym łańcuchu, nie będzie ani jednego słabego ogniwa. Mnie się nie udało tego zrobić. Szczerze to...naprawdę ciężkie zadanie. Jestem strasznie zły, że zostawiam to za sobą, w takim stanie. Zostawiam już nawet nie łańcuch, a jedno ogniwo. Ogniwo, które czeka na resztę. Ale wierzę, że jej się uda. Jest silna. Jest silniejsza ode mnie.
Zapamiętaj to, Yamada. Kapitan bez drużyny jest nikim. Ale drużyna bez kapitana nie sięgnie po zwycięstwo. Można mieć w zespole dupków i drani. Ważne, żeby to, co robili, robili z sercem, prawdziwym sercem. Ważne by chcieli walczyć razem z resztą. I żeby kapitan umiał ich zjednoczyć i prowadzić. Dopóki mózg zespołu działa, dopóki nikt nie wątpi...łańcuch będzie silny. Pamiętaj. Nigdy nie wątp. Ani w drużynę...ani w siebie.
Hayato wszedł do magazynku. Zaświecił światło w średniej wielkości pomieszczeniu. Na półkach, które biegły od podłogi do sufitu leżały poukładane piłki do koszykówki, na najniższej zaś znajdowały się pompki. Dalej stał specjalny kosz na kule, swoją drogą pełny, a kawałek dalej leżały składane słupy i tablice z obręczami. Ale Yamada przeszedł w sam róg magazynku, najciemniejszy, gdzie docierało najmniej światła. Znajdowały się tam tylko jakieś stare kartony.
W pierwszym, dużym - granatowe bluzy. Straszliwie zakurzone, aż czuć od nich było ten charakterystyczny zapach.
W drugim - stare piłki od kosza. Ale nie dziurawe, tylko z tak startą skórą, że nie nadawały się już do użytku. Mimo to tam zostały.
Yamada ukucnął przed ostatnim kartonem.
Można mieć w zespole dupków i drani.
Dupek się pojawił, ale to nie znaczyło, że nadszedł koniec dla klubu siatkówki.
A on...
Dopóki nie zwątpi w siebie, w drużynę, to nie będzie koniec. Dopóki będzie ich prowadził, wierzył i trzymał mocno, dopóki każdy będzie walczył z sercem łańcuch drużynowy będzie silny.
Może Arakida dołączył właśnie z serca? Może chciał szczerze walczyć razem z nimi? Nie udało mu się w klubie koszykówki, więc może chciał spróbować z siatkówką? Może chciał dołożyć tę swoją cegiełkę do zwycięstwa? Może chciał stać się jednym z ogniw?
Jako kapitan Kłów Wilka powinien dać mu szansę. Nie powinien go od razu skreślać, na starcie. Tak naprawdę Arakida może i porządził się na treningu. Ale przez cały czas trwania wykonywał polecenia kapitana bez szemrania.
Naoki może i był winny rozpadu się klubu koszykówki. To on w najgorszym momencie zwątpił i wyraził to. Inni, którzy czekali na jakiś bodziec, otrzymali właśnie taki. To on na drugi dzień pierwszy się wypowiedział i pierwszy zrzucił granatową bluzę. Ale Ayagewa-senpai i tak wziął to na siebie.
Ale był dobrym zawodnikiem. Zarówno w koszykówce jak i siatkówce.
Może po prostu był głodny zwycięstw? Oraz radości z nimi związanej? Każdego wkurzają porażki.
To on się od razu zdenerwował. Niepotrzebnie. Przez to zdenerwowanie zawalił trening.
Jeśli Arakida będzie grał z sercem, z prawdziwym sercem, nie ma znaczenia, że jest dupkiem. Ważne jest to, czy będzie chciał walczyć razem z nimi.
Hayato wyciągnął rękę i włożył ją do ostatniego kartonu. Złapał miękki materiał i wstając pociągnął go ze sobą.
W powietrze wzbił się kurz. Granatowy transparent dla koszykarzy zabłysł w nikłym świetle. Chłopak rozwinął go tak, że napis umieszczony na materiale był widoczny w całości.
Szybcy, silni i wytrwali. Niezwyciężona Wataha.
-Zawsze byliście wytrwali. Jesteście szybcy. Staniecie się silni. I będziecie niezwyciężeni, Wilki z Tokio. Najwyższa pora, by i Kły Wilka powróciły do gry. Nie dając nikomu...-światło na sali zgasło, drzwi zostały zamknięte. Szarowłosy chłopak wyszedł z terenu szkoły, zaciskając coś w ręce.- Powodu do zwątpienia.
***
90:88
Zabrzmiał gwizdek sygnalizujący koniec gry.
Kise odetchnął i odgarnął spadające na oczy włosy. Popołudniowy mecz zakończył się drugim tego dnia zwycięstwem Kaijou, chociaż niełatwym. Wilki nie odpuszczały i koniec końców przegrały w momencie kiedy postanowił użyć Formless Shot Aomine.
-Ty cwaniaku...-Kaori walnęła go w plecy. - W takiej chwili...jesteś coraz lepszy.
-Dzięki, Kascchi! - zawołał radośnie, obdarzając ją swoim firmowym uśmiechem. Podszedł do ławki i rzucił w jej kierunku ręcznik. Złapała go i zarzuciła sobie na szyję. - Widzimy się na biegach!
Odprowadziła go wzrokiem. Dostrzegła, że prawą nogę trzymał sztywno.
Kise, czy ty też...
Zawodnicy kolejno opuszczali salę. Mieli mieć teraz dość długą przerwę, a wieczorem szli na biegi po plaży. Natomiast po tym ćwiczeniu i kolacji miało nastać to, na co wszyscy czekali - wolne treningi.
-Obudź mnie, jak trzeba będzie się zbierać. - powiedział Kamata do Ryujiego, padając na łóżko i zawijając się w kołderkę. - Zamierzam walnąć sobie krótką drzemkę.
-Jasne, ale...-powiedział Nakamura, sięgając po komórkę. -Nastawię budzik.
***
https://youtu.be/wx1GWA_NihQ
Kaori stała na sali gimnastycznej i kozłowała piłkę. Po biegach wszyscy udali się pod prysznice, a następnie na kolację. Ale dopiero po tym obóz miał się zacząć naprawdę.
Czyli wolne treningi.
W tej chwili miała do dyspozycji całą salę. Nikogo tutaj nie było i nie wiedziała, gdzie są. Może ćwiczyli na czterech z pozostałych sal razem, może jeszcze jedli, albo poszli na krótką drzemkę - ale wiedziała, że w pewnym momencie się pojawią. Ani Kaijou ani Okamino nie przepuściłoby możliwości wolnych treningów. Na takich mogli grać sobie na luzie, spokojnie, a także ćwiczyć z kim chcieli.
Dziewczyna złapała piłkę w dłonie.
Wiem już co mają do poprawki chłopaki. Wiem, że chcą coś zrobić, ale w tym już im nie mogę pomóc, muszą to ogarnąć indywidualnie. Najwyższa pora zająć się sobą.
Zastanawiałam się nad tym już bardzo długo. Łącząc moją szybkość z przejściem do ofensywy zyskuję nową broń. Ale jakkolwiek nie robiłabym wsadów nawet ja się nie przebiję przez Atsu-chana, jeśli się nie ruszy spod kosza. Dobrze wiem, że żeby go wywabić stamtąd, trzeba go porządnie wkurzyć.
Albo...
Mam pierwotny zarys tego, co chcę zrobić. Zestaw takich technik pozwoli mi na spokojne podejmowanie z nim gry jeden na jednego. Staję się coraz szybsza, nawet w stosunku do tego, co było kiedyś. Jestem dość zwinna, ale nie aż tak jak Ao-chan, nie zdobędę punktu z każdej pozycji.
Jednak jeśli założymy, że zrobię to tak...
Wylądowała z powrotem na podłodze.
-Jednak bez partnera to nie zadziała.
Nie tylko On jest problemem. Ten nowy gość, co go Atsushi nazwał Muro-chinem...ta technika rzutu przenikającego przez rękę sprawi nam sporo kłopotów.
Kozłowała dalej piłkę, wpatrując się w obręcz.
Nie. Stop. Nie trenuję tylko po to, by pokonać Yosen. Mam Winter Cup do wygrania, a na naszej drodze z pewnością stanie reszta, albo przynajmniej część z nich. Ale o to i o eliminacje będę się martwić, jak przyjdzie czas.
Teraz muszę zająć się sobą. Swoimi treningami. Swoimi technikami.
Stać się asem.
Ruszyła w stronę kosza i wyskoczyła w odpowiednim momencie. Zrobiła wsad, całkiem niezły, ale ciągle to nie było to.
-Tsk. Ćwiczenie żadnej z tych technik nie ma sensu, kiedy nie masz partnera.
-Więc może...-dobiegł ją głos. Kise wszedł na salę. - Pomożemy sobie nawzajem?
______________________________________________________________________________________________
Skróciłam troszkę ten rozdział. W następnym dużo bardziej rozwinę wszystkie treningi, chociaż i tak ten rozdział wyszedł długi.
Jesteśmy teraz na obozie Okamino i Kaijou. Sam ten wątek oraz powrotu do Tokio i dalszego rozwinięcia bohaterów będzie dość długi. Na tą chwilę nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy dojdzie do długo wyczekiwanego starcia. Do eliminacji Winter Cup pozostaje jeszcze dużo czasu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top