Rozdział 13 - Złożone obietnice drużyny Okamino

W imieniu Fioletowego Cukierka, dziękuję bardzo za #1 w tagu Murasakibara. 

 _______________________________________________________________________________

https://youtu.be/lBhZa4Maep4

Kilka godzin wcześniej, Akademia Okamino

-Senpai też zamierza się na nas wyżyć? - zapytał od razu Hideaki.

Yamada zmierzył ich poważnym wzrokiem. Nie patrzeli na niego, tylko kierowali wzrok gdzieś na boki.

-Uważacie to za wyżywanie się? To była nauczka - powiedział, a widząc miny chłopaków i ich ruchy świadczące o tym, że najchętniej  już by poszli, dodał - Chodźcie, musicie dowiedzieć się pewnej rzeczy.

Hideaki, Kamata, Ibuka i Nakamura spojrzeli po sobie.

-I tak nas wyrzuci z tego klubu - wzruszył ramionami Ibuka.

Hayato przewrócił oczami.

-Co ma być, to się okaże, a teraz chodźcie i nie będę się powtarzał.

Im to było już obojętne, więc ruszyli za nim. Szarowłosy wiedział, co musi zrobić. I również wiedział, że musi się spieszyć, bo zaraz przyjdzie jego drużyna.

Weszli do pokoju klubowego siatkarzy. Drugoklasista kazał im usiąść, a sam zaczął grzebać w stercie płyt umieszczonych na półce pod telewizorem.

-Mam- wyciągnął jedną płytę i zanim zdążyli zauważyć, co jest na niej napisane, włożył ją do odtwarzacza.

Był to zeszłoroczny mecz Winter Cup, Akademii Okamino przeciwko Liceum Yosen.

***

Rok wcześniej

Kapitanem ówczesnej drużyny Wilków z Tokio był czwartoklasista Ayagewa Shoyo,  wysoki chłopak, z ciemnymi włosami i niebieskimi oczami, który wraz ze swoim przyjacielem,  Akechi Kayuzukim był również trenerem. Obaj stali na skrzydle, Ayagewa był silnym skrzydłowym, a Akechi niskim. Obaj mieli też w planach skończyć szkołę na trzecim roku. Ale nie udało im się wygrać ani Inter-High, ani Winter Cup, więc postanowili zostać. Czwarta klasa to była ich ostatnia szansa. Dla nich i dla Haruguchiego Yuu, rozgrywającego, było to przedłużenie szkoły.

Tego roku na rozegranie, do pierwszego składu wszedł Arakida Naoki, na pozycji rzucającego obrońcy, do drugiej rundy Winter Cup stał drugoklasista Himura Takahiro, później zastąpiony przez trzecioklasistę Yamagatę Hiro, a środek grzała pierwszoroczna Kasamatsu Kaori, zawodniczka z Pokolenia Cudów.

Jak burza przeszli przez eliminacje Inter-High. W Finale Ligii spotkali się z Shutoku, Seiho i Seirin. Sami wykopali z pozycji Króla Senshinkan, które w trakcie trudnego czasu Wilczej Akademii zajęło ich miejsce. W Finale Ligi wygrali wszystkie trzy mecze. Skopali Seiho, a w meczu z Shutoku rozegrał się ciekawy pojedynek między Miyajim a Kaori. Dziewczyna wtedy wkręciła się w grę i niemalże kompletnie zgasiła skrzydłowego. Wtedy jeszcze grała z pasją, ze swoją całą demoniczną aurą. Ten mecz Miyaji zapamiętał i ją także.  Mimo to panowały między nimi przyjacielskie stosunki. W tym meczu spory udział miał też Himura Takahiro, nazywany potem przez jakiś czas postrachem Shutoku.

Mecz z Seirin był meczem ostatnim Finału Ligi. I wtedy nastąpił pamiętny, celowy faul Arakidy na Izukim, którego zdjęto z boiska. Zawodnicy z Akademii Okamino przeprosili Seirin i kontuzjowanego chłopaka na oczach całej widowni. Ale co się działo po meczu, wiedzieli tylko oni. Wiadomo było tylko, że od tamtego czasu Naoki i Kaori  jeszcze bardziej się znienawidzili, choć na treningach i meczach starali się dogadywać.

Nadeszło Inter-High. W pierwszej rundzie pokonali swojego przeciwnika. Ale w drugiej, poprzez podstęp dwóch z zawodników przeciwnej szkoły, Kasamatsu Kaori pod koniec meczu zeszła z boiska z kontuzją nadgarstka lewej dłoni. Zwichnięcie.

Było to najgorsze, co mogło się zdarzyć, gdyż w trzeciej rundzie Okamino miało podjąć Rakuzan, zwycięzców z paru ostatnich lat. Pierwszoroczny Hayama Kotaro nie doczekał się pojedynku z dziewczyną, która siedziała na ławce i musiała obserwować, jak Rakuzan niszczy ich drużynę. Chciała wejść, nawet bardzo, ale ani kapitan ani wicekapitan nie zgodzili się na podjęcie takiego ryzyka.

Następnie odbyły się eliminacje do Winter Cup. Tam znowu nic nie mogło przejść na spokojnie. W meczu przeciwko Kirisaki Daichii, Akechi nabawił się kontuzji prawej nogi. Był to złośliwy i w stu procentach celowy faul. Wicekapitana zniesiono z boiska, ale nawet podczas Winter Cup nie odzyskał pełnej sprawności.

Dostali się na mistrzostwa. Los jednak wciąż prześladował Wilki. W meczu drugiej rundy, po kolejnym, podłym faulu, Himura Takahiro wypadł z boiska. Co było najgorsze, była to naprawdę poważna kontuzja, która wykluczała chłopaka z gry na cały rok. Wszystko to kładło cień na psychikę zawodników, a jakby tego jeszcze było mało, okazało się, że w ćwierćfinale grają z Yosen.

Byli jak przeklęci. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.

***

https://youtu.be/Z5Ah9p80WQ8

Zeszły rok, Winter Cup, ćwierćfinał, Okamino vs Yosen  

Pierwszaki oglądały z uwagą i coraz większym przerażeniem w oczach. Wyglądało to tak, jakby ktoś nagrał ich wczorajszy mecz. Pięciu zawodników nie mogło się przedrzeć przez idealną obronę Yosen. W drugiej połowie trzech zaczynało się łamać. W przerwie między trzecią, a czwartą kwartą kapitan i wicekapitan mówili coś do drużyny. Arakida im odwarknął, kilku graczy mu przytaknęło i wymieniło uwagi. Kaori poderwała się z ławki i odpowiedziała coś Naokiemu, oboje złapali się nawzajem za koszulki, a rozdzielił ich dopiero jakiś czwartoklasista. Kasamatsu machnęła ręką i obróciła się. Wszystko powoli jakby ucichło, a twarze zawodników były kompletnie puste.

Czy oni też tak wyglądali podczas meczu?

Zabrzmiał sygnał. Na boisko weszli Ayagewa i Kaori. Tamci się nie ruszyli, dopiero gwizdek sędziego wyrwał ich z otępienia.

Tak samo jak ich?

Weszli. I stanęli na parkiecie, jak te słupy. Próżne były nawoływania kapitana, ławka również ucichła i spuściła głowę, tam tylko wicekapitan i wspomniany czwartoklasista próbowali podnieść. A Ayagewa Shouyo i Kasamatsu Kaori, ostatnia linia zarówno obrony jak i ataku, biegali w tą i w tamtą, pomiędzy białymi koszulkami pojawiały się dwie granatowe. Cała reszta ani drgnęła, było to okropne.

Oni też tak się zachowali?

Mecz zakończył się wynikiem osiemdziesiąt osiem do osiemnastu.

Kamera uchwyciła również straszliwą minę Kaori. Nagranie zakończyło się. Hayato spojrzał na chłopaków. Byli jak sparaliżowani.

-Okropne...-wydusił Kamata.

-Widzieliście minę Kasamatsu-san? - zapytał Shinji. - Wyglądała jak...-nagle urwał.

Wszyscy wiedzieli, co chciał powiedzieć.

Wyglądała tak samo jak wczoraj. 

A oni zachowali się dokładnie tak samo.

Dopiero jak zobaczyli, zdali sobie sprawę, jak wczoraj wyglądali. Jak się zachowali. Jakie zrobili wrażenie.

-Po tym meczu - kontynuował Hayato, jakby nie zwracając uwagi na pospuszczane głowy młodszych kolegów. - W szatni wybuchła kłótnia. Arakida niemalże pobił się z Kaori. Następnego dnia na treningu, wszystkie emocje wyszły na wierzch. Drugie klasy pokłóciły się z trzecimi. W klubie zostali Kaori-chan, Ayagewa, Akechi i Haruguchi. Ale tamci dwaj odeszli tuż przed egzaminami, starali się o przyjęcie na uniwersytet, poza tym wicekapitan jeszcze nie wyleczył kontuzji do końca. Kapitan Ayagewa olał testy, stwierdził, że nie zostawi Kasamatsu do samego końca i był w klubie do ostatniego dnia. Wtedy mu obiecała, że stworzy drużynę, która pokona Yosen  zdobędzie mistrzostwo.

Chłopaki milczeli przez dłuższą chwilę. Powoli to do nich docierało.

To miało sens. Klub się rozpadł po ostatniej przegranej. Nikt o tym nie mówił, a kapitan milczała, bo...

Obawiała się, że odejdą.

Wszyscy ci, którzy wówczas opuścili klub byli zdrajcami. Całkowitymi zdrajcami. A ona nie potrzebowała takich.

Zniszczyli obietnicę Kaori daną Ayagewie.

Świadomie złamali obietnicę pokonania Yosen i wygrania mistrzostw. Świadomie zniszczyli marzenie swojej kapitan, jej pracę i jej wiarę w drużynę.

Prawie pobili się w szatni, tak jak tamci, rok temu.

Była na nich wściekła. Ale nie dlatego, że przegrali. Tylko dlatego, że się poddali.

Czyli to miał na myśli Shinya...   - wzdrygnął się Ryuji.

Odtworzyli historię sprzed roku i chcieli postąpić tak samo. Chcieli odejść.

Ale ona nie powiedziała im złego słowa. Nie wyzwała od kretynów, debilów, idiotów. Tylko, po prostu w wielkim stylu i jak przystało na prawdziwego gracza, zniszczyła ich w meczu. Pokazała, jaka tak naprawdę dzieli przepaść ich i Pokolenie Cudów.

Przyszli do Okamino pewni, że łatwo im pójdzie. Odpuścili oglądanie meczów, czego teraz żałowali. Może gdyby zobaczyli słynny już mecz Touou kontra Seirin, mieliby większy respekt. 

A zniszczył ich jeden, jedyny Murasakibara.

Nie mogli dać sobie rady, grając przeciwko swojej kapitan i rozgrywającemu Shutoku w czwórkę.

Złamali obietnicę.

Tak naprawdę, w głębi serca, nie chcieli odchodzić, ale ich poniosło. Byli wkurzeni i rozżaleni, powydzierali się na siebie w szatni, niemal pobili. 

Zachowali się jak ich starsi koledzy rok wcześniej i to dlatego ich kapitan tak się wściekła.

Bo myśleli, że tak łatwo pokonają Pokolenie Cudów? 

Dostali gigantyczną nauczkę, bo z tego zespołu rozbiła ich jedna, jedyna Kaori.

Teraz już wiedzieli, dlaczego należała do słynnej siódemki Teiko.

Piorun z Teiko, Kasamatsu Kaori.

-Kaori-chan w was wierzyła. Nie jest prawdziwym trenerem, więc opiera się na doświadczeniu zdobytym w trakcie treningów. Poprawiła nieco wasze podstawy i waszą szybkość oraz wytrzymałość, cały czas was trenuje. Nie myśli o sobie, tylko o was. Siedzi po nocach, analizując każdego przeciwnika, tworząc różne strategie i ustawienia, możliwości, byście mogli zgrać się jak najlepiej. Co...-zmierzył ich wzrokiem.- Myśleliście, że to bierze się z powietrza?

Cisza.

Wzrok Hayato złagodniał.

-Wy chociaż wiecie, ile ona trenuje?

To pytanie zbiło jeszcze bardziej z tropu koszykarzy.

-Rano biega. Potem biega z wami.- zaczął szarowłosy- Trenuje z wami. Następnie ma WF w szkole. Trening popołudniowy...

-Na którym zostaje ostatnia. - powiedział nagle Rin.

-Siłkę też macie czasami, co nie? Podczas treningu. - pokiwali głowami - Kończy późnym wieczorem, potem podobno spotyka się jeszcze ze swoim partnerem do gry, ewentualnie jeszcze biega. Wraca do domu i rozpisuje rezultaty, porównuje wyniki, sprawdza rzeczy do poprawienia. Wypytuje się o rady różnych trenerów i wuefistów. Dziewczyna się zajedzie, już dawno się zajechała. Dlatego nie gra tak dobrze, jak potrafi. Dalej sądzicie, że tylko gra w tej drużynie?

Nigdy o tym nawet nie pomyśleli.

Prowadzenie drużyny to naprawdę duży wysiłek, a tutaj, tym bardziej, musiała wziąć wszystko na siebie. Było ich tylko czterech, mieli ograniczone możliwości, gdyż nie mogli wymieniać zawodników, ale mimo to doprowadziła ich do trzeciej rundy Inter-High.

Cholera jasna...

Naprawdę zachowali się najgorzej, jak tylko można było. Zrozumiała byłaby przegrana, gdyby walczyli do samego końca. Ale oni się poddali. Mieli gdzieś uczucia swojej kapitan. Nawet nie pomogli jej wstać.

Miała nadzieję, że będą lepsi, niż ich poprzednicy. Ale dali jej do zrozumienia tyle, że się pomyliła. 

Ulegli sile przeciwników. Yosen, klątwa mistrzów znowu ich zniszczyła.

Hayato przypatrywał się chłopakom. 

Oni płakali. Wszyscy, poza jednym.

Shigeru wstał i ruszył w stronę drzwi. 

Yamada spojrzał na niego pytającym wzrokiem.

-Zamiast się użalać, jacy to byliśmy beznadziejni i co mogliśmy zrobić, a czego nie mogliśmy i czego nie zrobiliśmy...-zaczął skrzydłowy, wciąż obrócony tyłem do przyjaciół. - Weźmy się za to, co możemy teraz zrobić. A możemy albo pierdolnąć to wszystko, albo pójść trenować.

Trzej pozostali spojrzeli na niego.

-Kiedy Kasamatsu-san powiedziała, że decyzja zapad...-Ryuji urwał. Zawodnicy spojrzeli po sobie.

No właśnie. - uśmiechnął się Hayato. - To tylko kolejny test, kretyni.

***

Godzina przed meczem Kaijou vs Touou

Kaori szła w stronę miejskiej hali, już spokojnym krokiem. Za pomocą Takao dała nauczkę pierwszakom. 

Cholerne, poddające się gnojki.

Mam nadzieję, że to ich czegoś nauczy. To porażki uczą, nie zwycięstwa. Ale gra w takim stylu jest nie do przyjęcia.

Nie. Do. Przyjęcia.

Westchnęła cicho. Szła dalej, powoli, a przed oczami stanęły jej wydarzenia z zeszłego roku.

Zeszły rok, Winter Cup, ćwierćfinał, Yosen vs Okamino

Stali już na boisku, gotowi do rozpoczęcia gry. Na trybunach zgromadziło się sporo publiczności i dla Yosen i dla nich.

Mieli tą świadomość, że jeżeli wygrają, znajdą się, od paru ładnych lat, w półfinale. Byli coraz bliżej, pięli się do góry. Mimo tego, że wciąż prześladowały ich różne kontuzje, mimo tego że wciąż prześladował ich los, mieli zagrać o półfinał - a jeśli dobrze by poszło- o finał.

I stawali teraz naprzeciwko odwiecznych przeciwników, tych samych, co strącili ich z piedestału. Tych, których kolejne pokolenia Wilków z Tokio nie mogły pokonać rok w rok. Tych, których przysięgali pokonać bez względu na wszystkich.

W składzie: Ayagewa, Arakida, Kasamatsu, Yamagata i Takama. Ten ostatni wskoczył w zastępstwo za kontuzjowanego wicekapitana. 

- Szkoda Kayu-sana...- pomyślała - Lepiej się czuję, gdy jest z nami na boisku, dobrze się z nim gra. 

Brakowało jej również Himury Takahiro, nieodłącznego startowego w meczach, z którym raz rozwalili Shutoku. Za niego grał tego dnia Yamagata Hiro, spokojny i zawsze trzeźwo myślący trzecioklasista. W drużynie lubiła wszystkich, z wyjątkiem Arakidy, a do czwartoklasistów miała największy respekt. Sam fakt, że zostali jeszcze na rok, był niesamowity.

Poza jednym.

Ten cholerny kapitan...!

Ale trzeba było przyznać, że byli doskonałymi partnerami.

Współpracowali ze sobą, jakby znali się od zawsze. Ayagewa dobrze wiedział, co prawda po długich treningach, jak zagra Kaori i co zrobi jako następne. Choć wszystko działo się błyskawicznie i wyglądało na niezamierzone zagranie, w rzeczywistości było wyćwiczone i to bardzo ciężko.

 To on zdobywał wtedy punkty. Jak kiedyś Murasakibara czy Aomine, czy Kise. Współpracowali również razem w obronie: on, gdy trzeba było zablokować silnego przeciwnika, ona kradnąc w tym samym momencie piłki jak burza.

Kapitan Ayagewa. Kapitan prowadzący drużynę mocną ręką, ale i troszczący się o swoich graczy. Zawsze grający fair. Szanował każdego, nawet najmniejszego przeciwnika. Nie tolerował podstępów, ani brudnej taktyki. Zawodnik, który potrafił natchnąć drużynę. Wierny swojej obietnicy aż do samego końca, do ostatniego dnia w Akademii Okamino. Wiedziała, jak kapitana bolała porażka. Nie z samego tytułu porażki, ale stylu w jakim Wilki ją poniosły. Pierwszy raz. Pierwszy raz on i Akechi nie potrafili przekonać drużyny do działania. Gdy odszedł, została sama w klubie, ale nie poddawała się. On też się nigdy nie poddawał. Taki był. Zawsze chętny do gry. Jego rywalem i jednocześnie przyjacielem był Ootsubo z Shutoku, którego znał od gimnazjum.

Mimo wszystko, to wszystko okazało się oszustwem. Ha tfu. Idiota. Cholerny, głupi kapitan.

Wicekapitan, Akechi Kayuzuki, czy raczej Kayu-san, jak wolał, by się tak do niego zwracano, był duchem drużyny. Wesoły i wiecznie uśmiechnięty, nigdy nie tracący nadziei, ale podczas meczy poważniał. Zawsze umiał podnieść ducha zespołu. Wiedział, jak zmotywować jakiegoś gracza, jak go uspokoić, gdy się denerwował. Tak jak Ayagewa, dbał o zawodników, zawsze obserwował ich na treningach, a gdy zostali kontuzjowani, nie pozwalał, by emocje bardzo na nich wpłynęły. Nie chciał, by zniszczyli sobie przyszłość. Był bardzo dobrym zawodnikiem, genialnym skrzydłowym. Nigdy nie tracił głowy, zawsze wiedział co zrobić. To kogoś takiego zabrakło im w pierwszym składzie na Winter Cup. Takama Jun nie podołał wówczas roli skrzydłowego. Ale cofając się jeszcze dalej, to dzięki Kayu-sanowi wygrali z Seiho. To on obmyślił wówczas taktykę, która się sprawdziła. Jeśli Ayagewa był sercem zespołu Wilków z Tokio, Kayuzuki był ich duszą. I bez jednego i bez drugiego Okamino nie poradziłoby sobie.

Haruguchi Yuu. Rozgrywający z czwartej klasy. Nie był bardzo blisko z pozostałymi dwoma, ale łączyła ich koszykówka. Cichy gość, ale za to bardzo mądry. Potrafił kompletnie rozpracować przeciwnika, po pierwszych dziesięciu minutach gry, o ile rzecz jasna nie grał. W meczu wychodziło mu to wolniej, gdyż wiele rzeczy działo się naraz. Haruguchi, w zeszłym roku został zastąpiony przez Arakidę, który może i był utalentowany, ale charakter miał paskudny.

Himura Takahiro. Poza Kayu-sanem, mózg zespołu. Rok wyżej od niej, rzucający obrońca. Poważna kontuzja wykluczyła go z gry na cały rok. Graczem był więcej niż dobrym, często razem współpracowali. W meczu z Shutoku, gdzie rozniosła Miyajigo, Himura wspomagał ją w środku pola i sam wtedy zdobył sporo punktów.

Już pierwsza połowa nie układała się po ich myśli. Pomimo zastosowania różnego rodzaju strategii, wciąż przegrywali, a przeciwnicy zdobywali punkty. Łatwo było ukraść im piłkę, ale problem powstawał przy ataku. Środkowy Okamura dobrze bronił dostępu do kosza. Ich nowy nabytek, uczeń z wymiany, Wei Liu również miał ponad dwa metry wzrostu. Byli wysocy i silni. Dodatkowo Arakida z minuty na minutę wyglądał coraz bardziej tak, jakby się zastanawiał co tu w ogóle robi.

Gdy zabrzmiał sygnał, oznaczający koniec trzeciej kwarty, zeszli na chwilę poza linię boiska. Ayagewa, widząc pospuszczane głowy większości zawodników, zawołał:

-Hej! To dopiero trzecia kwarta! Mamy jeszcze czas nadrobić! To nie koniec meczu!

-Nie poddawajcie się!- rzucił Kayuzuki.- Dopóki piłka jest w grze, nikt nie przegrał!

-Łatwo ci mówić, Kayu-san.- mruknął Arakida - Nie grasz z nami. Już przegraliśmy.

-Tu nie ma co wygrać, kapitanie.- odezwał się Aizawa Koushi, skrzydłowy z drugiej klasy.- Jak mamy nadrobić taką ilość punktów?

Kilka kolejnych głosów to potwierdziło.

-Poza tym...-Naoki założył rękę za głowę. - I tak nigdy z nimi nie wygramy. To nasza klątwa. Jest sens w ogóle stawać do gry?

Akechi nie zdążył zareagować, wychyliła się do przodu i złapała Arakidę za koszulkę.

-Przestań wszystkich zniechęcać!- syknęła, potrząsając nim i patrząc na niego gniewnie. Jego wzrok wyrażał tylko pogardę.- Mecz się jeszcze nie skończył. To, co powinniśmy zrobić, to grać do końca!

Jasnowłosy prychnął.

-Piękne słówka, Kaori, ale da nam to coś? I tak przegramy i tak przegramy. Lepiej się poddać i ułatwić im zadanie. To oni i tak zagrają dalej.

-Coś powiedział, idioto? - zacisnęła rękę mocniej na materiale. Arakida zmarszczył brwi i wstał, również ją chwytając.

-Przestańcie! - zawołał Haruguchi, wchodząc między nich i ich rozdzielając.

Rozgrywający puścił koszulkę dziewczyny i odwrócił się.

-Kaori ma rację. - powiedział Ayagewa - Cokolwiek się stanie, grajmy.

Rzucił jeszcze parę słów ku podniesieniu ducha drużyny. Ale ci, jakby przestali go słyszeć.

Zabrzmiał gwizdek. Kapitan i ona weszli na boisko, ale tamci...

Siedzieli. I dopiero sędzia zgonił ich na boisko. A kiedy już na nim byli i gra się rozpoczęła.

-Yamagata! - ale Hiro nie złapał piłki. Stał tylko, z pochyloną głową, jak ten przysłowiowy słup soli. Tak samo jak Arakida i Takama. Yosen zdobyło punkt, a kapitan szybkim krokiem podszedł najpierw do Takamy, potem do pozostałych dwóch i zaczął do nich mówić, przy czym mocno gestykulował.

-Nie poddawajcie się! Gra się jeszcze toczy! To nie ma znaczenia ile jesteśmy w tyle!

Na ławce zawrzało. Akechi i Haruguchi podnieśli wrzaski, ale cała reszta milczała. A Wilki w tym momencie nawet nie miały możliwości zmiany. Dwaj czwartoklasiści próbowali zachęcić resztę do dopingu.

-Oni jeszcze walczą, dopingujmy ich!- powiedział Yuu.

-Walczą? - mruknął dziwnym tonem Koushi.- Oni już przegrali.

Oddychała głęboko, patrząc na nieruchomych zawodników. Wszystkich, z wyjątkiem jej i kapitana.

Ayagewa stanął obok.

Przygryzła wargę.

-Oi, głupi kapitanie...- mruknęła, a chłopak spojrzał na nią. 

To wtedy właśnie uformowała się do końca ta bariera. Po tym meczu. We wszystkich poprzedzających kontuzję, dawała z siebie wszystko, pomimo sytuacji w zespole. A po kontuzji wszystko zaczęło się psuć. Kontakty w drużynie też, w związku z przegranym Inter-High. Już wtedy się formowała, a skończyła po tym meczu, dzień po, kiedy klub się rozpadł.

Nie była w stanie zagrać już tak, jak kiedyś, przeciwko Hanamiyi.

-...Graj do samego końca. - powiedziała, nie patrząc na niego.

-Oczywiście.

I zagrali. Zagrali, pomimo tego, że pozostali się nie ruszyli. W dwójkę stawali przeciw pięciu, mając za wsparcie jedynie Kayuzukiego i Yuu.

-Osiemdziesiąt osiem do osiemnastu wygrywa Yosen!

Następne, co się zdarzyło, to bitwa w szatni.

-I co masz taką minę! - warknął Arakida podnosząc pięść i uderzając ją w szczękę. Nie spodziewała się takiego ataku. Zachwiała się lekko. - Gdybyście też odpuścili, nie wyglądałoby to tak źle!

-Koleś, ty chyba nie wiesz o czym gadasz...-jej głos zmienił się. Był bardziej szorstki i groźny - Oddałeś grę przeciwnikom i jeszcze masz żal, że nie zachowaliśmy się tak jak ty? Jesteś żałosny!- ponieważ nigdy się nie patyczkowała oddała mu z nawiązką. Jasnowłosy runął do tyłu, ale zaraz podźwignął się.

Kopnął ją w brzuch, ale w porę odsunęła się do tyłu.

-Przestańcie! - Akechi i Haruguchi rozdzielili walczących. Reszta drużyny w milczeniu przebierała się. Właściwie to...przestali się uważać za drużynę.

Ayagewa spojrzał smutnym wzrokiem na każdego z osobna, ale z chwilą tylko, gdy otworzył usta, Arakida i paru innych podniosło się z ławek i wyszło, a Naoki na odchodne rzucił:

-Twoja przemowa nie ma sensu.

https://youtu.be/pHIc5EX1B-0

Kolejnego dnia nastąpił rozłam. Wszyscy, co do jednego zgromadzili się na ich sali gimnastycznej. Ayagewa odetchnął głęboko.

-Przegraliśmy.  To się zdarza. Ale to, co było w...- nie dokończył, gdyż znowu przerwał mu Arakida:

-Ayagewa-san. - powiedział, mierząc jego, Akechiego i Haruguchiego wzrokiem.- To nie ma sensu! - wystąpił naprzód i obrócił się w kierunku stojącej grupki graczy. - Pozostawanie w klubie wiecznie skazanym na porażkę, nie mogącym pokonać tych jednych przeciwników, jest bez sensu! Na cholerę były nam te wszystkie treningi i sparingi. Dodatkowo wczoraj...-tu spojrzał na Kaori- Zamiast po prostu poddać się sile przeciwnika, dalej niektórzy stawiali jej opór. To było pozbawione czegokolwiek! Niby z jakiej racji mamy robić coś takiego?! I tak było wiadomo od samego początku, że przegramy!

Milczała. Wiedziała, że nie warto z nim wchodzić w dyskusję. Ale nie wiedziała, co miało stać się potem.

-Naprawdę tak sądzisz? - zapytał spokojnie Ayagewa.

-Draniu...-warknął Kayuzuki - Przekręcasz wszelkie wartości.

Ale ku ich zdumieniu, wszyscy zaczęli potakiwać.

-On ma rację! - zawołał Aizawa - Prowadziliście nas do przegranej! Istnienie tego klubu nie ma sensu! W końcu gra się po to, żeby wygrywać, a nie wiecznie przegrywać!

-Co chwilę kontuzje...jakieś wypadki...-wtrącił Iwamoto Takeshi.- Jesteśmy przeklęci. Mogliśmy poddać się zawczasu!

-Ale nie, bo ty chciałeś grać do końca! - wyrwał się Hamada Eiji, wskazując na kapitana palcem. - Nie mieliśmy najmniejszych szans i nigdy nie będziemy mieć.

Rozległy się pomruki aprobaty.

Nie wytrzymała.

-Jesteście jacyś pieprznięci!- wyrwała się i stanęła przed nimi - Tacy z was koszykarze? Załamuje was jedna porażka wysoką ilością punktów? Ktoś taki jak wy wszyscy, którzy tak sądzicie...-wzięła głęboki wdech - Nie ma prawa nazywać się graczem! Pieprzeni zdrajcy!

-Nie pozwalaj sobie, pierwsz...-zaczął Yamagata, ale zaraz urwał, widząc miażdżące spojrzenie wicekapitana.

-Nie zachowujcie się tak, chłopaki. - powiedział Ayagewa - Wiem, że to boli. Ale nie róbcie tego.

Czyli...czego?

-Kiedy to nie ma sensu. - powiedział Yamagata i stanął obok Arakidy. Obaj pociągnęli za zamki błyskawiczne granatowych bluz, te rozpięły się, a chłopacy zrzucili je na ziemię i po prostu wyszli.

Za nimi w ślad poszli wszyscy drugoklasiści, większość trzecioklasistów. Reszta spojrzała tylko za nimi i również zostawiła bluzy, symbol przynależności do klubu. Kilku graczom, którzy byli też z pierwszych klas, widocznie nie widziało się też zostawać, bo wybiegli czym prędzej z sali.

A na ziemi pozostała sterta granatowych dresów.

Zdrajcy.

https://youtu.be/nflmoC2UgnA

Niedługo później z klubu odeszli Haruguchi i Akechi. Mieli egzaminy, czas do którego mogli pozostawać już im się kończył. Tak samo jak kapitanowi, ale...

-Ayagewa, nie bądź głupi! - zawołał Haruguchi. Przyczaiła się pod schodami, tak że nie mieli szans jej zauważyć - Też mnie to boli, ale zostało zaledwie parę tygodni. Powinniśmy kuć, ile się da! Akechi już odszedł!

-Kayu miał kontuzję i tak nie mógł grać. - powiedział spokojnie kapitan - Treningi tylko by mu ją pogorszyły, a tak spokojnie wróci do zdrowia. Nie chodzi mi o sam klub, Haru i leję na te egzaminy. Zostałem w czwartej klasie w tym samym celu co wy, by pokonać Yosen. Nie udało mi się to.- podniósł rękę do góry. - Ale nie zostawię jedynej osoby, która może poprowadzić ten klub samej! - Yuu patrzył na niego całkiem zaskoczony - Dopóki będę w szkole...dopóki będę do niej jeszcze chodził, nie zważając na egzaminy, nie zważając na uniwerek...będę trenował!

Choć tego nie widziała, w tamtym momencie Haruguchi uśmiechnął się.

-Nie będę cię namawiał...ale wierzysz w tą małą, co nie?

W tamtym momencie odeszła od schodów i nie słyszała końcówki.

-Wierzę? - mruknął Ayagewa, uśmiechając się - Nie wierzę. Ja to wiem. To zawodnik idealny. Zobaczysz, że już niedługo Yosen odda to, co nasze.

Schodziła wtedy po schodach, a kierowała się prosto w kierunku sali gimnastycznej.

Cholerny, głupi kapitanie.

Pokażę ci.

Tamtego dnia, kiedy nastał ich ostatni trening...

-Wiem, że sobie poradzisz, Kaori-chan. - powiedział na zakończenie, kładąc jej obie ręce na ramionach - Ja to po prostu wiem.

(...)

Złożył swój strój i odłożył na ławkę, po czym chwycił torbę i ruszył w kierunku drzwi.

-Kapitanie! - ciemnowłosy zatrzymał się i obrócił w jej kierunku. - Ja...-uniosła głowę- obiecuję ci, że stworzę drużynę, która pokona Yosen i zostanie mistrzem!

Chłopak uśmiechnął się.

-To obietnica! Spełnię ją! Zobaczysz!

-Trzymam cię za słowo. - wyciągnął w jej stronę dłoń zwiniętą w żółwika. Przybili razem. - Będę obserwował. Będę.

(...)

Ja... nie zawiodę.

Przegrałam, to prawda. I tak samo, jak tamci zdrajcy...

To samo zrobili pierwszoklasiści. Ale coś się zmieniło.

Wybiegała sama drugą połowę meczu. I czy to pod wpływem tego wszystkiego czy nie, zdała sobie sprawę, że zarówno Yukio, Kise, Shun jak i Aomine mieli rację.

Wycofywała się. Stopniowo zamykała w sobie swoje umiejętności i grała coraz gorzej. Traciła serce do koszykówki. Robiła to wszystko podświadomie.

I ten mecz, nie wiedzieć czemu ją odblokował. Poczuła to co dawniej. Nogi, które niosły ją niemal tak samo szybciej jak kiedyś. Bat Ear, które z tamtą chwilą magicznie się odblokowało. Niezmierzone pokłady energii, której zazdrościł jej zawsze Kise. I pomimo że ten mecz był jednym z najgorszych, uśmiechnęła się. A w sercu znowu zagościła niezmierzona, bezwarunkowa miłość do koszykówki.

Wróciła. Wrócił Piorun z Teiko.

I czuła się z tym świetnie.

-Nie słyszysz mnie...! - zawołała, zatrzymując się na środku chodnika - Ale ja to zrobię! Zobaczysz!

***

-Wsadów? - mruknął Aomine, ale nie okazywał większego zdziwienia - Mam rozumieć, że...

-Tak. - odpowiedziała krótko, ściągając bluzę i rzucając ją na ławkę. - Codziennie, wraz ze streetballem, to będzie zwrot przysługi.

Daiki zamrugał oczami.

https://youtu.be/yGdG03Y11_s

Dwa lata wcześniej, Gimnazjum Teiko

Szóstka Pokolenia Cudów, bez Kuroko, którego tamtego dnia nie było w szkole, siedziała w jednej z klas. Po sytuacji, która zaistniała podczas ich treningu - a mianowicie zniszczenie nowego auta dyrektora - wszyscy zostali wezwani na rozmowę.

- Przyznaj się, Daiki. Jeśli to zrobisz, kara będzie lżejsza.- powiedział Akashi, siedząc na ławce i podpierając się rękoma.

-Aka-chin ma rację, Mine-chin- ziewnął Murasakibara.- Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej, co nie? - rozerwał kolejne opakowanie chrupek i na raz wrzucił je sobie do buzi.

-Tak będzie najlepiej - dopowiedział Midorima - Za to, że się przyznasz, może cię ominąć najgorsze.

Zapadła cisza.

Za takie coś wywalą go ze szkoły jak nic. Żeby to był jego pierwszy wybryk, ale nie był. Dostał ostrzeżenie i to niejedno. A mimo to wybił staruszkowi przednią szybę i utrącił lusterka. Co prawda akurat szyba była dziełem przypadku, ale lusterka już nie.

A teraz zbliżały się zawody, a on wisiał na włosku, zarówno w szkole, jak i w udziale!

Debil. Kretyn. Idiota.

Kaori zmierzyła go długim spojrzeniem.

Teiko i może by sobie bez niego poradziło. Ale koszykówka to jedyne, dla czego żył, na czym mu zależało. Bardziej niż na spaniu, bardziej niż na jedzeniu. Dodatkowo ostatnio szybko rósł w siłę i potrzebował grać. Potrzebował przeciwników bardziej niż powietrza. On się właśnie rozwijał i nie mógł mieć podciętych skrzydeł przez jakąś idiotyczną sytuację.

-Co ro...-zaczął Kise, ale urwał, gdyż do klasy, w której siedzieli wszedł dyrektor i wychowawcy ich klas.

-Tylko wy wówczas trenowaliście. - powiedział nauczyciel klasy Aomine i powiódł po nich wzrokiem - Które z was to zrobiło?

Zapanowało milczenie.

Aomine...

Daiki, siedzący najdalej ze wszystkich , ze spuszczoną głową, drżał cały i ze zdenerwowania zaciskał pięści.

Był w drugiej klasie. Miał jeszcze tyle gry w Teiko przed sobą. Jeśliby nie wywalili by go ze szkoły, na pewno dostanie zakaz wstępu do klubu na stałe.

A na to nie może być zgody.

-Ja - odezwała się Kaori.

Kise przybladł, Murasakibara przestał z wrażenia jeść, Midorimy i Akashiego w ogóle to nie ruszyło, a Daiki tylko podniósł oczy znad ławki.

-Drzwi były otwarte...to był przypadek.- mruknęła stopniowo czyniąc głos coraz bardziej cienkim, a oczy załzawiły się - Przecież nie celowałabym w samochód pana Dyrektora celowo, kiedy na sali mam cztery kosze. Bardzo przepraszam! - skłoniła się. 

To było genialne posunięcie. Kaori była w Teiko wzorowym uczniem, na równi z Akashim. Nigdy nikt nie miał jej nic do zarzucenia. Nigdy. Zwłaszcza w tej drugiej klasie, kiedy uczyła się jak szalona, by zakończyć gimnazjum w tym roku.

Nikt nigdy nie zwrócił jej uwagi.

Zwłaszcza jeszcze, jak grała w ten sposób. Małą dziewczynkę, próbującą się wytłumaczyć. Aktorką była nawet niezłą.

Jeśli była jedyna osoba, na której mogło to przejść bez echa, bez żadnej większej czy mniejszej kary, była to właśnie Kaori. Ewentualnie Akashi.

Ale...

Wychowawcy zgromadzili się w kółku z dyrektorem. Chwilę poszeptali i moment później zapadł wyrok.

-Masz zakaz wstępu do klubu przez tydzień...-na te słowa zacisnęła zęby. Ominą ją dwie rundy gimnazjalnego Inter-High. Ale spodziewała się czegoś takiego.

Dorośli powoli wyszli z klasy. Ponownie zapadła cisza.

Akashi uśmiechał się lekko. Midorima przybrał swoją typową minę i poprawił okularki, wzdychając lekko. Niewzruszony niczym Murasakibara, zatopił łapę w kieszeni i wyciągnął z niej truskawkowy batonik, który położył  na ławce przed Kaori, z miną mówiącą Żebyś nie była smutna, Atsu-chin, a na twarzy Kise pojawił się szeroki uśmiech.

Dziewczyna otarła oczy, włożyła dłonie w kieszenie i odetchnęła z ulgą.

-Łatwe to nie było. - mruknęła.

-Dlaczego?- zapytał Aomine, wstając - Dlaczego wzięłaś to na siebie?

Spojrzała na niego.

-Wiesz dlaczego. - powiedziała, po czym obróciła się i ruszyła w stronę drzwi. Ale przystanęła i dalej stojąc tyłem do niego, podniosła rękę - Wisisz mi przysługę, Ao-chan.

-Dobra. Masz mnie.

***

https://youtu.be/LhCylHBa83s

Shun zmierzał w stronę domu, po obejrzeniu meczu Kaijou i Touou. Szczerze był zaskoczony jak długo liceum z Kanagawy stawiało opór. W każdym razie każdy i w tej drużynie i w tej drugiej był potężnym graczem. Żeby ich pokonać, Seirin musiało wznieść się na wyżyny.

Wciąż nie wiedział co z Kaori. Ale jakieś dziesięć minut temu dostał SMS.

Od: Kaori

Spotkajmy się o 22:00 na naszym boisku.

Nie wiedział co robiła, ale widocznie musiała być zajęta, mimo to chciała z nim się spotkać, zagrać i porozmawiać. Wiedział, że przegrali z Yosen, a że słuchy już się rozniosły, wiedział, że pierwszaki się poddały. To wszystko tylko to potęgowało, jak najszybciej chciał z nią porozmawiać. Chcąc nie chcąc, zamyślony, wybrał się na spacer i przystanął, o dziwo, dopiero obok Akademii Okamino. 

Było już ciemno, ale mimo wszystko na sali numer jeden paliło się światło.

Dzień meczu z Yosen to nie był nowy początek. To był koniec pewnego rozdziału. Teraz powraca Piorun z Teiko, a raczej rodzi się od nowa. A przed nim i jego zespołem, największa impreza - Winter Cup .

________________________________________________________________________________

Uuuch! Ale długi wyszedł mi ten rozdział. Powspominaliśmy troszeczkę, teraz już wiecie, co stało się z poprzednim składem Okamino. Co dalej z Wilkami, przekonacie się już w następnym rozdziale. Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top