Rozdział 5 - Kapitanowie zespołów

-Kiseeeeeeee!

-Kascchi!

Oboje znajdowali się w powietrzu. Nagle chłopak zaczął odchylać się do tyłu.

-Fadeaway? - warknęła przez zaciśnięte zęby.

Cholera...zamiast skupić się na jego ruchu, skupiłam się na piłce. Ale że zaczął ją wypuszczać z rąk przed odchyleniem się i nadal ją ma? Nie...wiedział, że to zrobię. Blefował?

Nie dosięgnęła piłki. Nawet jednym palcem. Po raz pierwszy, od bardzo dawna. Kula wpadła do kosza, równo z gwizdkiem.

Buzzer Beater i fadeaway. Kise...jesteś tylko coraz lepszy. 

Jednocześnie ten mecz tylko potwierdził to, czego się obawiała. Nie dość, że "Bat Ear" osłabło, to sama straciła swoją formę, którą miała za czasów gimnazjum i jeszcze okazało się, że to, co ma, to za mało. Nie była już tą dawną sobą, która mogła stać obok Aomine, Akashiego i reszty. Wyrzuciło ją za te drzwi.

Też nie bez wpływu był fakt, że blisko pół roku trenowała praktycznie sama, nie licząc mini meczów z Shunem, bez drużyny.

To była pewnego rodzaju blokada, którą musiała przełamać. Blokada, która kształtowała się od początku pierwszego roku, a na stałe stanęła tuż po kontuzji i utwardziła się po przegranym meczem z Yosen. Blokada, którą mogło przełamać tylko jedno, ale tego jeszcze nie wiedziała. 

Wyciągnęła telefon z torby i weszła w kontakty.

Ao-chan - połącz

Spojrzała na podświetlony numer i ikonkę słuchawki, ale po chwili schowała komórkę do kieszeni.

***

Nieco wcześniej, Kanagawa, Liceum Kaijou

https://youtu.be/JiPiqH4tX4s

Piłka została wybita z rąk Koboriego. Kaori przechwyciła ją i podała do rozgrywającego. Okamino ruszyło z atakiem, ale...

Dlaczego trzymasz się z tyłu, Kascchi? Nawet jeśli grasz na środku, powinnaś być pod koszem przeciwnika...

Rozumiem. Chcesz zobaczyć, jak konstruują atak. Prawdopodobnie, gdyby do klubu doszedł ktoś jeszcze, wystawiłabyś całą piątkę, by zobaczyć jak grają. Niemniej teraz czeka cię trudne zadanie. Grać i jednocześnie obserwować. 

Yukio uśmiechnął się lekko.

Ale wiesz...

Kapitan Kaijou wybił piłkę Hideakiemu. Rozpoczęła się kontra.

-Hę? - chłopak nieco przystopował, kozłując piłkę, bo rozgrywający Okamino zdążył wrócić i już go blokował.

Szybki jest.

Kasamatsu rozejrzał się. Jego krył czarnowłosy, Koboriego blokowała Kaori, najwyższy w zespole Okamino, czyli chłopak z szóstką krył Hayakawę, który próbował mu uciec, przed Moriyamą stał gracz z numerem dziewiątym, a Kise kryła ósemka.

Innymi słowy, krycie jeden na jednego.

Jednak Kise wymknął się przeciwnikowi. Yukio rzucił w jego kierunku piłkę.

-Ach...zdążyłem zapomnieć...-powiedział blondyn - Szybki powrót to twoja specjalność, Kascchi.

Gracze Okamino byli nieco zdziwieni porażającą szybkością swojej kapitan. Przecież przed chwilą stała gdzieś indziej.

To będzie test techniki Echolocation w prawdziwym meczu...

Wypuściła powietrze z płuc.

Ruchy blondyna wskazywały na przejście z lewej strony.

Ale...

Przejdzie z prawej!

W tym momencie dobrze by było, gdyby mogła od razu z fali czytania ruchu przeciwnika, przejść na falę piłki. Jednak nie mogła tego zrobić. Przynajmniej na tę chwilę. Jednak posiadała również Animal Instinct, a to jej sporo pomagało.

Ale nie znalazła się też pośród gwiazd, przez przypadek.

Ryouta zrobił tak, jak się spodziewała. Zagrał zmyłkę w lewo i ruszył w prawo.

Kise rozszerzył oczy, kiedy piłka zniknęła spod jego palców, a Okamino poprowadziło kontrę.

Numer ósmy, czyli Kamata Shigeru, zdobył pierwsze punkty.

Dwa do zera, dla Wilków.

Gra się dopiero rozpoczynała.

***

Kise wpakował piłkę do kosza.

Dwadzieścia sześć do osiemnastu dla Kaijou. Zabrzmiał gwizdek oznaczający koniec drugiej kwarty. Gra była dość wyrównana.

-Hee...-mruknęła Kaori, ocierając usta koszulką.- Poprawił się. I to bardzo.

Kiedy była w drugiej klasie Teiko i robiła dwa lata w jeden rok, on wtedy dołączył. Później dowiedziała się, że zainspirował go Aomine. Wszelkie sporty nudziły Kise, który po prostu szybko się uczył i nikt nie mógł mu potem stawić czoła.

Ale tutaj koszykówka była wyjątkiem. Dostał się do pierwszego składu w błyskawicznym tempie, cała ich szóstka była zaskoczona. Ostatecznie już wypchnął Haizakiego, który i tak był na wylocie, też nie bez jej udziału i okazał się geniuszem w co najmniej równym stopniu jak reszta.

Na początku to był gość, który miał się za lepszego niż był w istocie. Niedługo później to się wyrównało, zwiększył swoje umiejętności jeszcze bardziej. Stał się częścią Pokolenia Cudów, Kopiujący Kise.

Chociaż w sumie kopia może była złym określeniem. To, że pobierał umiejętności innych to była prawda. Ale tym samym, przerabiał je na swoje.

Ale nigdy, nieważne jak się starał i ile razy próbował, niezdobytym dla niego szczytem był ten, na którym stał as Teiko, Aomine. I nigdy nie mógł skopiować umiejętności żadnego z nich.

Kaori usiadła na ławce i przeanalizowała szybko to, co się działo. Jak na razie ich współpraca działała dobrze: Hideaki miał zmysł rozgrywania i prawdopodobnie już zostałby na tej pozycji. Chciała jeszcze wypróbować Nakamurę, ale dobrze wiedziała, że u czarnowłosego leży obrona. Być może problemem był sam Yukio, ale Rin czasem naprawdę łatwo dawał mu się ogrywać. 

Nie pozwalał na to, by przeciwnicy ukradli piłkę, podawał bardzo dokładnie, ale sam...

Sprawdzę Nakamurę w meczu z Seirin...

Sam Ryuji całkiem nieźle spisywał się na pozycji rzucającego obrońcy, do której wrócił po długim czasie. Jego przeciwnikiem był Moriyama, doświadczony trzecioklasista, a potrafił rozczytać sporo jego zagrań. Chociaż z blokiem w powietrzu było gorzej, co było powodowane wzrostem -Ryuji miał metr siedemdziesiąt trzy, a Moriyama metr osiemdziesiąt jeden- radził sobie dobrze. Co do rzutów za trzy, szło mu średnio, trafił około połowę, ale zważywszy na fakt, że przez trzy ostatnie lata grał jako rozgrywający i rzadko kiedy z nich korzystał, było nieźle.

Problem pojawiał się z innymi zawodnikami. Zarówno Ibuka jak i  Kamata byli środkowymi. Żaden praktycznie w pierwszej połowie meczu nie zagrał na tej pozycji, choć w sytuacjach pod koszem w starciu z Hayakawą to Ibuka wyszedł zwycięsko. Jego krycie było lepsze niż Hideakiego, choć wciąż niezbyt dobre. 

Musiała w tym meczu sprawdzić chociaż jednego.

Co do niej samej, pierwsza połowa potwierdziła jej domysły. Jeśli Ibuka lub Kamata spiszą się dobrze na środku, powinna przejść na skrzydło, tak jak grała w Teiko. Jeśli tylko obrona będzie dobra, będzie mogła ruszyć naprzód.

Być może nawet uda jej się wrócić do swojego stanu sprzed kontuzji i przegranej.

-Okej...-wstała i obróciła się w stronę zawodników - Zmieniamy ustawienie.

-Na to, o którym mówiłaś? - zapytał Ibuka.

-Tak. Z waszej dwójki...-spojrzała na Shinjiego i Shigeru. - Dzisiaj na środku zagrasz ty, Ibuka.

-Jasne! - zawołał. Aż palił się do zajęcia poprzedniej pozycji.

-Ciebie, Kamata sprawdzę w meczu z Seirin. - powiedziała, widząc jego wyraz twarzy.  - Ja zagram na skrzydle i to ja będę kryć Kise. Ty przejdziesz na Hayakawę.

Zmieniła ustawienie, chcąc sprawdzić jak chłopak radzi sobie w meczu na środku, ale nie tylko.

Żaden z nich nie mógł zatrzymać Kise, który coraz bardziej się rozkręcał.

Prawda była jedna i znali ją wszyscy.

Zawodnika z Pokolenia Cudów, może zatrzymać tylko inny zawodnik z Pokolenia Cudów.

***

https://youtu.be/8DUzUthSBi8

Zabrzmiał gwizdek oznaczający koniec przerwy. Rozpoczęła się druga połowa meczu.

Kaijou przechwyciło piłkę.

A to co...-zastanowił się Yukio, kozłując kulę. Zawodnicy już się rozbiegli, każdy z nich był już kryty, za wyjątkiem blondyna. Tyle że...

Nie mów mi...- jego krył rozgrywający, Moriyamę jasnowłosy chłopak z numerem dziewięć, naprzeciw Hayakawy stał gość z numerem osiem, ale Koboriego kryła nie Kaori lecz gracz z numerem sześć, czyli że...

Nie dość, że zmieniłaś ustawienie, to jeszcze krycie.

Kise uśmiechnął się. Nie powiedział nic, ale właśnie na to czekał.

Nie tylko z Aominecchim rozgrywał jeden na jednego. Kiedy as miał go dość, a Ryouta nie spożytkował całej energii, prosił Kaori o mały meczyk. Czasem robił to też tak po prostu, z zaskoczenia.

Z nią też nigdy nie wygrał. Ale gra z Kaori była i tak łatwiejsza niż z Daikim. Dziewczyna nie robiła wsadów, nie rzucała trójek, jedynie zdobywała dwupunktowe kosze, z rzutów. To ułatwiało zawsze sprawę Kise, który niedługo później pakował już piłki do kosza.

Ale mimo wszystko nigdy nie wygrał. Szanował ją tak samo, jak Daikiego. Trudno było obecnie stwierdzić, kto jest dla niego ostatecznym rywalem, Aomine czy Kaori.

-Kise! - blondyn złapał podaną mu piłkę i zaczął kozłować. Od razu podbiegła do niego Kaori. Chłopak zatrzymał się, wciąż kozłując.

-Czekałem na to, Kascchi. Co prawda nie jest to ofic...

-Ja też, Kise. - przerwała mu. I tym krótkim zdaniem kompletnie go zaskoczyła.

-Huh?

-Zawsze byłeś dobry. Stajesz się coraz lepszy, a to mnie nakręca...-uśmiechnęła się. Aura, którą poczuli zawodnicy Okamino przed wejściem na teren Kaijou, właśnie się podniosła. To tylko znaczyło, że Kaori zaczyna się rozkręcać.

Ta aura...-pomyślał Kise- Jest taka podobna do jego...

Ruszył się w prawo. Dziewczyna natychmiast zrobiła to samo, nie pozwalając mu przejść.

***

https://youtu.be/JG5ovktRadg

Czwarta kwarta zmierzała ku końcowi, zostało pół minuty, a wynik wciąż się wahał. Po tym, jak Kaori zaczęła blokować Kise, częstotliwość zdobywania punktów u Kaijou spadła, chociaż zarówno Yukio jak i Moriyama potrafili z marszu wrzucić im trójki, bez żadnego problemu.

Po raz kolejny Kise dostał piłkę i po raz kolejny naprzeciw niego stanęła Kaori. Ryouta, który w tym meczu nauczył się nowych ruchów, skopiowanych od kilku graczy Okamino, stawał się silniejszy w trakcie jego trwania. Co zresztą było dla niego typowe.

Kozłował cały czas.

Dziewczynę nakręcały tego typu spotkania, gdzie mogła użyć swoich talentów. Nie bez wpływu był fakt, że od praktycznie pół roku nie zagrała żadnego spotkania, gdyż drużyna nie istniała.  Gdy wakacje spędziła na streetballu, niemal nie pozabijała paru uczestników, z powodu zbyt dużej energii.

Kasamatsu Kaori swojego czasu była znakomitym graczem. Uwielbiała stawać przeciw silniejszemu przeciwnikowi, cieszyła się na samą myśl z gry, cieszyła się grą. Biegała po boisku szczęśliwa.

Ale kiedy jej przeciwnik był naprawdę ciężki, poważniała. I wtedy stawała się jeszcze lepsza. Jednak i w takich chwilach potrafiła się uśmiechać, była szczęśliwa.

Podobnie lecz nieco inaczej miało się, gdy rozgrywała rewanż, gdy robiła odwet. Wtedy budził się w niej straszliwy potwór. Jeśli ktokolwiek ostro zdenerwował Kaori, jeśli ktoś jej podpadł, nie spoczęła póki nie zniszczyła go do cna, najczęściej kradnąc mu wszelkie możliwe piłki, nie dopuszczając do niego podań, grając tym samym na psychice i nerwach.

Tak raz załatwiła Hayamę Kotaro, starszego o rok gościa, który chciał z nią rywalizować. Chociaż to była głębsza historia.

A Kise wiedział to wszystko.

Wiedział  coś jeszcze.

Obserwując ją podczas meczu, stwierdził że nie gra na swoim normalnym poziomie.

Zdawał sobie sprawę, że dziewczyna w tym meczu sporo opiera się na Bat Ear. Bardziej niż na swoim Animal Instinct, który chyba próbowała tłumić.

https://youtu.be/iqBHS41AdTo

A to znaczyło tylko jedno. Znał słaby punkt tej taktyki.

Wyskoczył do góry, prowokując natychmiastowy rzut. Piłka lekko omsknęła mu się z dłoni, zrobił to celowo. I jak się spodziewał, wyskoczyła.

-Kiseeeeeeeeee!- zawołała, wznosząc się do góry.

-Kascchi!

Dalej znajdowali się w powietrzu. Docierała do miejsca, z którego rzucał.

W momencie, w którym się przed nim pojawiła, odchylił się do tyłu.

-Fadeaway?!

Rzucił. Jej ręka nie dotarła do piłki, nie dotknęła jej. Kula wpadła do kosza, w tym samym momencie zabrzmiał gwizdek.

-Buzzer Beater!

Mecz się skończył. Kaijou wygrało, co prawda zaledwie dwoma punktami, ale wygrało.

Blondyn podał rękę Kaori i pociągnął ją do góry.

-Dobra gra.

-Dobra...-westchnęła, stając na równe nogi. Spojrzała na niego - Kise, ty...

-Wiem. - powiedział, przyciszając głos - I wiem, że w tej chwili jest obecnie tylko jedna osoba, która może ci z tym pomóc. On będzie wiedział, o co chodzi, koszykówka nie ma dla niego żadnych tajemnic.

No, może poza jedną, ale nie uprzedzajmy faktów.

-Nie...nie będę go o nic prosić...-mruknęła, patrząc gdzieś w bok - Przynajmniej na razie.

Blondyn uśmiechnął się szczerze.

-Jak wolisz, Kascchi. - a widząc jej minę, dodał - No weź, nie mogę mówić, jak mówiłem wcześniej, bo Kasamatsu-senpai mnie zabije.

Kaori podniosła wzrok i spojrzała na blondyna.

-Kise, ja...

-W porządku. - wszedł jej w zdanie - Nad rozwiązaniem tego tematu pomyślimy kiedy indziej. Nie przejmuj się tym teraz.

-Hah. - zaśmiała się i uderzyła go po przyjacielsku pięścią w ramię - Jak chcesz, Kise.

W tym samym momencie podszedł do nich Yukio.

-Hej!- założył jej ramię na kark.- Musimy pogadać!

***

Oboje zmienili buty i wyszli z sali.

-Jesteś strasznie wycofana. - powiedział, nie bawiąc się w żadne wstępy. - Potem się rozkręciłaś, to prawda, ale nie możesz tego robić.

-To znaczy? - zmrużyła oczy, nie wiedząc o co mu chodzi.

-Nie możesz powierzać losów meczu innym, a samej trzymać się z boku. Powinnaś być bardziej zdecydowana. Gra się w piątkę i wygrywa w piątkę. To już nie ten etap, Kaori. Zapomniałaś o tym, jak potrafisz grać.

-Co ty sugerujesz? - uniosła brwi i skrzyżowała ręce. - Prze...

-Wiem, że dzisiaj ich testowałaś. - uniósł dłoń, na znak by mu nie przerywała. - Ale zmieniłaś się Kaori i tak grasz. Do dupy.

Spojrzała w stronę zachodzącego słońca.

-Poradzę sobie, Yukio.- powiedziała cicho, wkładając ręce do kieszeni.

-No ja myślę...-parsknął śmiechem - Mamy mecz do zagrania, na mistrzostwach, pamiętasz?

-Oczywiście. - uśmiechnęła się, a zaraz dodała - Czemu mi radzisz, skoro jesteśmy przeciwnikami?

Chłopak przestąpił z nogi na nogę.

-W pierwszej kolejności jesteś moją kuzynką, która jest dla mnie jak młodsza siostra. W drugiej zdolnym koszykarzem...A dopiero później przeciwnikiem.

Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

-Kocham cię, braciszku.

-Też cię kocham, b-baka...-zaczerwienił się Yukio. Mimo że Kana, Kaori i Kumiko były jego bliskimi kuzynkami to były...kobietami, a w stosunku do nich nie wiedział, jak się zachować. Nie myślał o tym jedynie podczas meczu, gdzie się zupełnie przestrajał. 

-Do zobaczenia na Inter-High - uniósł rękę zwiniętą w żółwika.

-Jasne! - przybiła mu go.

***

Posprzątawszy i podziękowawszy za grę, zawodnicy Okamino ruszyli do szatni, by się przebrać i zdążyć na pociąg do Tokio.

Sala była już opustoszała, bo Kaijou też kończyło. Zostali na niej tylko oboje Kasamatsu.

Kaori zatrzymała się przed wyjściem, intensywnie się czemuś przyglądając.

-Nee, Yukio...- kuzynek obrócił się w jej stronę - Kto z waszej drużyny urwał kosz?

Chłopak spojrzał w tamtym kierunku. Na tablicy, nad połową boiska nie było obręczy. Kapitan Kaijou westchnął.

-To Kagami.

-Kagami? - zmarszczyła brwi. Nie przypominała sobie kogoś takiego.

Ciemnowłosy postawił bidon z wodą na podłodze

-As Seirin. - mruknął, powodując zdziwienie u dziewczyny. - Cholernie silny, udało mu się wygrać z Kise.

-Żartujesz...To to jest ten ich nowy zawodnik? I tak od razu, z marszu, pokonał Kise?

-No, łatwo to mu nie było. Asystował mu ten mały...Jak mu tam...też z Pokolenia Cudów...-Yukio podrapał się po głowie. - Ten niewidzialny.

Tetsu...

Spojrzała jeszcze raz do góry. Mogła spokojnie stwierdzić, że ktoś kto to zrobił, dysponował sporą siłą, wyrwał obręcz razem z fragmentami drzewa z tablicy.

-Jeszcze raz, jak on się nazywa? - zapytała, wciąż patrząc do góry.

-Ten z Seirin? Kagami. Kagami Taiga.

Więc to będzie prawdopodobnie twoje nowe Światło, Tetsu. Jeśli ten Kagami w swoim pierwszym, nieoficjalnym meczu pokonał Kise, musi być naprawdę silny. Lecz...czy okaże się silniejszy od Niego?

Uśmiechnęła się lekko.

Pokażesz mi swoją siłę już niedługo, Kagami Taiga.

Wychodziła ostatnia z terenu Kaijou. Gracze z jej drużyny już na nią czekali i wołali. Ale coś innego zwróciło jej uwagę.

A raczej ktoś inny.

Wysoki chłopak w ciemnej bluzie, z kapturem na głowie, który szybkim krokiem oddalał się od terenu szkoły.

-Kapitanie? - lekkie potrząśnięcie wyrwało ją z rozmyślań. Zamrugała i spojrzała na czterech chłopaków, którzy spoglądali na nią wyczekująco.

-Dobrze się spisaliście. Kaijou jest potężnym przeciwnikiem, a prawie do samego końca z nimi remisowaliśmy. Jutro na treningu przedstawię wam rezultaty tego meczu.

-Dziękujemy! - huknęli i cała piątka ruszyła w stronę dworca.

Szła pierwsza, chłopaki postępowali za nią krok w krok.

Nie czułem się jakoś przytłoczony tą aurą...nie tak jak kiedyś...

***

https://youtu.be/nflmoC2UgnA

Na dworcu w Tokio rozstali się. Robiło się już ciemno, a z powodu meczu towarzyskiego nie było sensu już robić dodatkowego treningu, tym bardziej że wszyscy byli zmęczeni, zarówno grą jak i podróżą. Mecz z Kaijou poszedł im całkiem nieźle, mimo przegranej byli zadowoleni, a już najbardziej z faktu, że mogli z kimś pograć i to tak szybko.

Nie zmieniało to faktu, że jutro rano mieli mieć trening. Inter-High było już tuż tuż. Musieli i tak się spieszyć, by pokazać się z dobrej strony na turnieju.

Kolejny mecz towarzyski mieli rozegrać w przyszłą sobotę, z Seirin. Mimo że to była dość nowa szkoła interesowało ich, jacy są silni. Zdążyli już sprawdzić, że drużyna z tego liceum dotarła na swoim pierwszym roku do Finałów Ligi, a to było spore osiągnięcie. Dawało im to też nadzieję, że mimo iż ich drużyna praktycznie chwilę wcześniej nie istniała, jest możliwość, by wspięli się na wyżyny.

Kaori wracała samotnie do domu. Zastanawiała się nad tym, co działo się podczas meczu i jaki będzie to miało wpływ na ich dalszą grę. Jednocześnie cieszyła się, że mogli zagrać z Kaijou - spotkała się z Yukio i Kise, upewniła się co do Ryouty i poznała lepiej Moriyamę, Koboriego, Hayakawę oraz resztę zespołu. Natomiast sam mecz dał jej różne informacje, których trening nigdy by jej nie dał, a sposób zachowania kuzynka pokazał jej, dlaczego kapitan jest tak ważny.

Nie, że tego nie rozumiała. Raczej problemem było samo zachowanie się tak, jak powinno. Miała parę przykładów silnych kapitanów, naprawdę charyzmatycznych gości. Na sam początek, Niijimura-san z Teiko. Jedyny gość, którego naprawdę bał się Haizaki Shogo i jedyny, którego jako tako szanował.  Dalej, Ayagewa-san z Okamino. To dzięki niemu zespół dotarł do ćwierćfinału Winter Cup. Mimo wszystkiego, co potem się okazało.

Kolejnym był oczywiście Yukio. Byli do siebie cholernie podobni z charakteru, czasem nawet się zastanawiali, czy nie są przypadkiem rodzeństwem. Sposób w jaki Yukio podtrzymywał, prowadził i trzymał drużynę był niesamowity, zazdrościła mu tego.

Może i mieli podobny charakter, ale jednym się różnili. Kaori nigdy nie była przyzwyczajona do bycia kimś takim. Umiała podnieść ducha drużyny, ale nie w taki sposób i nie zawsze. Czasem po prostu nie wiedziała, co powiedzieć. Wyrażała emocje poprzez grę, nie poprzez słowa.

Następnym, który zwrócił jej uwagę był Hyuga z Seirin. Gość, oprócz bycia świetnym strzelcem, potrafiącym grać pod największą presją, był jeszcze kapitanem, który potrafił zagrzać drużynę, podnieść ją, zjednoczyć i poprowadzić do ataku. Czasami jednak tracił nerwy, ale ogólnie... był to mocny typek.

Ootsubo z Shutoku. Jego charakter i sposób bycia kapitanem podobał jej się: niby twardy dla kolegów z zespołu lecz dbający o każdego z drużyny, niczym nie szło go poruszyć, a jak się zdenerwował, był tylko lepszy. Nigdy się nie poddawał, zawsze grał do samego końca, zawsze motywował drużynę i umiał ją zmotywować.

I ostatnim, choć dość złowrogim przykładem był Imayoshi. Toż to była już tajemnica na większą skalę: koledzy z jego drużyny nie wiadomo czemu szanowali go wielce, choć przecież agresywny ani groźny nie był.

Doszła do wniosku, że jest po prostu dla wielu...Przerażający.

Może dlatego ściągnęli do siebie Ao-chana...jeśli w Tokio jest kapitan, którego Aomine będzie szanował w swoim obecnym stanie, jest to tylko Imayoshi.

Przecież on jest, cholera, gorszy niż Yukio.

Wracając do swojej drużyny...

Teraz mogła już chociaż trochę tworzyć strategię, schematy. Miała też nadzieję, że kolejny mecz towarzyski da jej jeszcze więcej cennych wiadomości. Teraz przynajmniej miała początkowy obraz tego, jak działają chłopacy, jak grają, jak zachowują się przy przeciwniku.

Ale...

To wciąż nie było to.

Otworzyła zamek torby i wyciągnęła z środka telefon.

Ao-chan - połącz

Aomine podrapał się po głowie i westchnął. Spojrzał do góry i włożył ręce do kieszeni.

Wiszę ci przysługę.

Spojrzała na podświetlony numer i ikonkę słuchawki. Jednak zawahała się. 

I po chwili schowała komórkę do kieszeni.

Jeszcze nie teraz, Ao-chan. Nie teraz.

Włożyła ręce w kieszenie i wzdychając ruszyła słabo oświetlonym chodnikiem.

Nagle pod jej nogi potoczyła się piłka. Do koszykówki. Znajoma piłka.

Uniosła głowę do góry.

-Shun...

________________________________________________________________________________

Nieźle mi to wyszło, jak na odtworzenie, ale mogę Was zapewnić, że kolejne mecze, w szczególności z mistrzostw będą bardziej szczegółowe.

Co do soundtracków jeszcze nie są tak idealnie, jakbym chciała, ale to ma też związek z meczami, wiecie o co chodzi, prawda?

Kolejny rozdział prawdopodobnie pojawi się przed Nowym Rokiem. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top