Rozdział 33 - Historia klubu: Dwanaście lat. Definicja kapitana
Ja naprawdę nie mam pojęcia, co odwaliło się w pierwszym fragmencie. XD
W pokucie za długi czas oczekiwania podaję Wam rozdział o długości rozdziałów z meczami.
________________________________________________________________________________
Obróciła się i nagle krew spłynęła jej z nosa, prosto na boisko. Chwilę przyglądała się czerwonej plamie.
-Takiego efektu się nie spodziewałam.
Położyła się powoli na asfalcie.
Instinct Beyond Control i przekroczenie własnego limitu. Pozwoliło mi wyłączyć się na niektóre bodźce. A to jest cena.
Przynajmniej rozpieprzyłam te cholerne drzwi. Nie dam się...nigdy więcej.
-Teraz będziesz smarkać krwią i chodzić jak robot. Tylko dlatego, żeby skopać Hanamiyę. Baka.
Uniosła głowę.
W jej stronę szła jakaś postać.
-Aomine.
Niebieskowłosy wszedł na płytę boiska i usiadł obok niej.
-Baka...- powtórzył - Jesteś idiotką.
-Kiedyś częściej to mówiłeś. - parsknęła śmiechem - Daiki.
Jak się należało spodziewać, spalił buraka.
-Masz za dobre serce, Kaori. - mruknął, kładąc się obok. - Szczególnie dla mnie.
-Od tamtego meczu jesteś dupkiem, Daiki, ale przy dziewczynach łapiesz stary styl. - odpowiedziała - Obecność Satsuki jeszcze cię trzyma w ryzach. Znajdziesz swojego przeciwnika już niebawem, wiem to.
Prychnął.
-Jedyną osobą, która może mnie pokonać jestem ja sam.
Udała, że przewraca oczami i westchnęła głęboko.
-Tak, tak...wiem, że jesteś zajebisty.
-Mniejsza o to...- podłożył lewą rękę pod głowę. - Nie przyszedłem gadać o mnie. Przegięłaś, było blisko.
Prychnęła.
-Przestań się o mnie martwić, Daiki. To nie w twoim stylu.
Parsknął śmiechem.
-Jakbym mógł. - powiedział drwiąco - Poza tym trzeci raz mówisz do mnie po imieniu.
Na dłuższą chwilę zapadła cisza. W końcu chłopak postanowił ją przerwać i nie przestając wpatrywać się w niebo powiedział:
-Nie chciałabyś czasem wrócić do tamtego tygodnia?
-Hm? - spojrzała na niego - Do tego wkręcania Midorimy, że jesteśmy parą? Jego mina, gdy dowiedział się prawdy była bezcenna.
-Nie o to mi chodziło. - obrócił się tak, że patrzył prosto na nią.
Zmarszczyła brwi, jakby próbując sobie przypomnieć.
-Aaa o to, jak próbowałeś mnie przelecieć w schowku?
-Hej! - oburzył się - Pocałowałem cię tylko i to dla picu, a to jest co innego! Łapy trzymałem przy sobie, a małego Aomine w spodniach!
-Lizaliśmy się w schowku szkolnym. To żałosne wiesz? Mimo wszystko.
-Ale nie wmówisz mi...-zerwał się szybkim ruchem i nagle znalazł się tuż na nią. Prawie stykali się nosami. - Że ci się nie podobało.
Uśmiechnęła się wrednie.
-Ach tak? - obróciła się tak, że teraz ona była nad nim. - Jesteś w stu procentach pewny, Ao-chan?
-Odchodzimy od formy imiennej? - zrzucił ją i znowu był górą - Za mało ci może? Taka jesteś, Kaori...-wyraźnie zaakcentował imię - Chciałabyś mieć to wszystko, ale nigdy się nie przyznasz.
Zmarszczyła brwi i tym razem ona go zrzuciła.
-Czy to...-ponownie była nad nim. - Jakaś sugestia?
Daiki uśmiechnął się szeroko. Wydostał się i jeszcze raz był nad dziewczyną.
-Skoro nalegasz...
***
https://youtu.be/BQ8WiNRMZW0
Kamata otworzył furtkę i stanął przed drzwiami, po czym zdjął buty i wszedł do środka.
-Mamooo! - zawołał - Wróciłem!
-Witaj w domu!- krzyknęła gdzieś z wnętrza domu, prawdopodobnie z kuchni, gdzie robiła kolację dla całej bandy.
Rozległ się głośny tupot, po schodach zleciało jego rodzeństwo.
-Onii-chaaaaaaan! - cała siódemka w ogromnej radości rzuciła się na niego, zwalając go z nóg.
Blondyn uniósł lekko głowę i uśmiechnął się szeroko, wciąż będąc przywalonym masą niewielkich ciałek.
-Jak ci poszło? - zapytała Hikari, najmłodsza siostrzyczka, również blondynka, mała czterolatka. - Czy udało się wam wygrać mecz?
Shigeru już otwierał usta, ale odpowiedział za niego Keigo, ciemnowłosy dziewięciolatek, który wraz z siostrą bliźniaczką Miką, był najstarszy pośród tej gromadki. Codziennie koszykarz odprowadzał obojga do pobliskiej podstawówki.
-Braciszek pewnie wygrał wszystko! - powiedział z całą pewnością.
Młodsze bliźniaki, które przywaliły mu ręce, patrzyły na niego z wyczekiwaniem w oczach.
-Tak. Wygra...
Przerwały mu głośne wiwaty. Najbardziej się cieszył trzyletni Satoshi, najmłodsze dziecko w rodzinie i tym samym oczko w głowie mamusi.
Kamata stęknął cicho, bowiem rodzeństwo po nim skakało z radości, a była to radość ogromna.
Ale uśmiechnął się i opuścił głowę ponownie na podłogę. Chociaż często była męcząca, kochał tę atmosferę i tę siódemkę szkrabów.
-No, no...-zabrzmiał znajomy, damski głos. - Dajcie odpocząć braciszkowi i lećcie do kuchni, mama robi onigiri.
-ONIGIRI!- zawyła cała gromadka i z wrzaskiem, czym prędzej pobiegła w stronę wskazanego pomieszczenia.
Tymczasem nad koszykarzem stanęła drobna, rudowłosa dziewczyna, która obdarzyła go uśmiechem.
-W porządku?
-Akari-san. - powiedział i dźwignął się do siadu. - Tak, jakoś żyję.
Ta podała mu rękę, którą chwycił i stanął na równych nogach. Podniósł jeszcze torbę, która przy zmasowanym ataku upadła wraz z nim i westchnął.
-Jak minął dzień?
-Jakoś. - powiedziała, poprawiając mu kołnierz bluzy i wygładzając go. - Toshiko i Toshiro dzisiaj się kłócili, Yumi ma trochę kataru, a poza tym w porządku.
-Tak? - zapytał, ruszając w stronę schodów. - Zaraz to załatwię. Tylko szybko się wykąpię i już biegnę na dół.
Wszedł na pierwsze schodki, a Akari uśmiechnęła się.
-Madoka-san będzie wdzięczna. - chłopak zatrzymał się. - Ciągnie to tylko dlatego, że pomagasz jej dzień i noc.
Shigeru chwilę nic nie odpowiadał, tylko stał w miejscu, lewą ręką podtrzymując spadającą mu z ramienia torbę.
-Nie tylko. - odezwał się - Nie zapominaj o sobie, Akari. Cały czas mam wyrzuty, że cię w to wciągnąłem.
Otworzyła usta w niemym zdziwieniu, ale po chwili je zamknęła i zaczerwieniła się.
-Przestań, to nie tak, ja...
Założył ręce za głowę i ruszył na górę.
-Arigatou. - powiedział.
***
-O cholera. - mruknęła - Całujesz lepiej niż dwa lata temu. Wprawiasz się, Daiki. Chociaż jestem zdziwiona, bo przecież jedziesz cały czas na ręcznym i gazetkach.
-Ej! - oburzył się chłopak. Parsknęła śmiechem.
-A co, może nie prawda?
As Touou tylko prychnął, po czym kontynuował wgapianie się w niebo.
-Wiesz co...-odezwał się po chwili. - Czy dla ciebie kończyło się to tylko na wkręcaniu Midorimy?
-A dla ciebie? - odpowiedziała pytaniem na pytaniem.
Żadne nie musiało odpowiadać, wiedzieli jak było.
Zaśmiał się krótko.
-Racja. Ale dzisiaj jesteśmy wciąż jak najlepsze ziomki.
Uśmiechnęła się.
-Poprawka. Jesteśmy najlepszymi ziomkami.
Na chwilę umilkli, ale Aomine postanowił kontynuować.
-Więc powiedz mi, swojemu najlepszemu ziomkowi...Od kiedy masz kontuzję barku? - zapytał bezpośrednio.
Granatowowłosa zacisnęła zęby.
-Nie nazwałabym tego kontuzją. Raczej małym urazem.
-Kaori...
W jego głosie brzmiała ostrzegawcza nuta. Zwinęła dłonie w pięści.
-Od dzisiaj.
Przeciągnął dłonią po twarzy.
-Wiedziałem. - powiedział, wzdychając - Kolejny powód, dlaczego nie powinna byłaś tego robić.
-Z innej beczki...-mruknęła, przewracając się na prawy bok. - Spotkałam się z Akashim.
-Widziałem go na trybunach...-Aomine milczał dłuższą chwilę - Ale nie sądziłem, że będzie chciał z kimkolwiek rozmawiać.
-Właśnie- podniosła się gwałtownie, a przez jej twarz przeleciał grymas bólu, który jak szybko się pojawił, tak zniknął. - Nie wiem skąd, ale wiedział.
Daiki wstał, przeciągnął się i stanął za jej plecami.
-W sumie...- jedną dłonią złapał jej lewą rękę i odchylił, a swoją drugą położył z tyłu, na barku. - To Akashi...Na trzy...raz...dwa!
Wykonał pewien ruch i kość wskoczyła z powrotem na miejsce.
-Miało być na trzy!
***
https://youtu.be/8nn0XLBQLv0
Kamata założył jeszcze koszulkę, przeczesał palcami mokre włosy i zszedł na dół, do kuchni, skąd dobiegały radosne krzyki.
Cała siódemka wraz z Akari siedziała przy stole, zajadając się onigiri. Shigeru przywitał się z mamą krótkim buziakiem, po czym zapewnił, że wszystko jej opowie, jak tylko położy dzieciaki spać.
Kobieta, po której odziedziczył zaledwie kolor włosów, choć umęczona, zawsze starała się znajdywać czas dla każdej ze swoich pociech. I choć Shigeru jako najstarszy, miał tej atencji najmniej, nie pożądał jej zawzięcie, tylko starał się ze wszystkich sił pomagać matce w wychowaniu swojego rodzeństwa. Rozumiał to, rozumiał wszystko. Sam się czasem dziwił skąd brała się w nim taka siła, skąd w jego matce była taka siła. A już najbardziej podziwiał Akari, która przecież nie musiała w tym kierunku absolutnie nic robić.
Robił wszystko. Nie starał się być ojcem dla swojego rodzeństwa, tylko właśnie tym starszym bratem. Do którego zawsze mogli przyjść z każdym swoim problemem. Brat, który załatwi absolutnie wszystko. Dochowujący nawet najmniejszych tajemnic. Dotrzymujący obietnic, nieważne na jaki najmniejszy paluszek.
Brat, nie ojciec.
Ogarniał wszystko. Może nie był wielkim orłem z nauki, ale też nie był idiotą. W szkole średniej udało mu się trafić do klasy 1-4. Rano wstawał naprawdę wcześnie. A raczej trzeba byłoby zacząć od tego, że gdy rodzeństwo było jeszcze w powijakach, potrafił nie spać w ogóle.
Jak był młodszy, było nieporównywalnie ciężej. Ale przetrwali to.
I dlatego też rozumiał w stu procentach Himura-senpaia.
Kiedy miał dwanaście lat odszedł jego ojciec, zostawiając matkę w ciąży oraz siódemką dzieci. Wtedy się wszystko sypnęło. Do dzisiaj nie rozumiał jakim człowiekiem musiał być ten mężczyzna. Tak po prostu, porzucił ich i nigdy więcej się nie odezwał.
Shigeru jako najstarsze dziecko, najstarszy syn musiał szybko dorosnąć. Zaczął pomagać mamie jak tylko mógł. Chodził do szkoły, w drodze powrotnej załatwiał wszystkie sprawy, potem w domu zajmował się rodzeństwem, przewijał najmłodsze, czuwał po nocach, by zapewnić matce choć trochę odpoczynku. I cały czas grał w koszykówkę. Jednak sytuacja stawała się coraz bardziej skomplikowana, bo maluchy rosły, a jemu tylko dochodziło zajęć.
I wtedy na jego drodze ponownie stanęła Akari. Trzy lata starsza od niego, w której kochał się odkąd ją pierwszy raz zobaczył. Przez wiele lat jakby nie zwracała na niego uwagi. Szybko się jednak okazało, że obserwowała go. Cały czas.
Koniec końców zupełnie niechcący wrobił ją w swoją rodzinę. Wielokrotnie ją za to przepraszał. Nie winiła go, bowiem sama z siebie chciała pomóc. Po skończeniu szkoły średniej wprowadziła się do niego i przejęła część obowiązków jego i Madoki.
I oficjalnie była jego dziewczyną, a to było spore osiągnięcie.
Tylko podczas meczów stawał się dawnym sobą. Głośnym, otwartym chłopakiem, cieszącym się z każdego zdobytego przez siebie, czy drużynę punktu. Czuł się wtedy wspaniale.
Stanął nad bliźniakami, które wciąż, ale po cichu, rzucały w siebie obelgami.
-Oi! - przygiął obie ciemnowłose głowy do stołu tak, że prawie wepchnął im nosy w talerze. - Toshi-Toshi, co wy dzisiaj narobiliście?
Druga para bliźniaków, sześciolatki, Toshiko i Toshiro, siostra i brat, wyprostowali się, a na ich twarzach widniały nadąsane miny.
-Bo ten kretyn dzisiaj zabił mojego misia! - zapiszczała dziewczynka wskazując na bliźniaka palcem. - Zabił go!
-To nie ja, kretynko! Mówiłem ci! - odparł na to Toshiro.
Kamata wepchnął się między nich i objął obojga.
-Hej! - powiedział, dając każdemu pstryczka w nos. - Po pierwsze nie wolno mówić do siebie wzajemnie kretyn lub kretynka. Po drugie co się faktycznie stało z tym misiem? - potoczył wzrokiem po całej kuchni, a jego wzrok zatrzymał się na jednej osóbce. - Yumi?
Dziewczynka spuściła wzrok.
-Był podarty...Ja tylko chciałam go naprawić. - powiedziała skruszonym głosem. - Ale Shiro mi go wyrwał i zaniósł Toshiko, bo płakała, że zaginął.
-I pewnie wtedy się nieco bardziej rozdarł...-westchnął Kamata i spojrzał na Akari, która skinęła głową. - Shiko, nie wiń Shiro, on chciał ci tylko pomóc. Ciocia Akari przeprowadzi operację i misio będzie zdrowy, dobrze?
Dziewczynka skinęła głową.
- A teraz przeproście się wzajemnie.
Bliźniaki nie uścisnęły sobie rączek, tylko przytuliły się wzajemnie.
-No...-Shigeru spojrzał na uśmiechającą się matkę. - To teraz chyba już zasługują na drugą porcję?
***
https://youtu.be/bM_kWtpEr_I
Aomine skręcił w prawo, Kaori w lewo. Na trening umówili się dopiero w przyszłym tygodniu. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że przetrwanie weekendu będzie prawdziwym wyzwaniem. Już teraz ledwo szła, powoli, z nogi na nogę, cały czas lekko się chwiejąc.
Cóż, przekroczyła swój limit naprawdę mocno i do tego jeszcze...
A o tym to akurat wolała nie myśleć.
W jej głowie kotłowała się jeszcze jedna myśl. A mianowicie to, co powiedział jej Akechi. Kiedy mogła to zrobić, jeżeli nie w ten weekend? Od poniedziałku wracała do szkoły, do tego w środę startowały eliminacje w siatkówce. Hayato wspierał ją jak tylko mógł. Musiała odpłacić się tym samym.
Zwłaszcza, że gotowy transparent dla Kłów Wilka leżał w jej pokoju. Yamada wytargał baner ze schowka koszykarzy, kiedy byli na obozie i na własny koszt (a właściwie z budżetu klubu siatkarskiego) odświeżył. Z tego co wiedziała, oryginalny transparent Kłów Wilka drużyna siatkarzy złożyła razem ze swoim trenerem do grobu jako pamiątkę tych wszystkich lat. Niemniej ze zdobycznych zdjęć udało się poznać dokładny wygląd, a także dodać coś od siebie. Tym razem to klub koszykarski zrobił coś dla siatkarzy.
Spojrzała jeszcze raz w niebo, poruszając lekko ramieniem.
Spotkamy się znowu, cholerny, głupi kapitanie.
Już dochodziła do swojego domu. Spojrzała w tamtym kierunku i uśmiechnęła się szeroko.
Koło drzewa rosnącego obok płotu ktoś stał.
-Dobrze się czujesz, Shun?
Czarnowłosy odepchnął się od drzewa i podszedł do niej. Wciąż miał przyklejony plaster na łuk brwiowy, pamiątkę starcia z Kirisaki Daichii sprzed paru godzin.
-Mógłbym zapytać o to samo. - powiedział - Dałaś dzisiaj ładny popis.
Parsknęła śmiechem.
-Błagam, chociaż ty nie rób mi wykładu.
Czarnowłosy spoważniał.
-Nie będę. Cieszę się tylko...-uniósł prawy rękaw bluzy, ukazując nadgarstek, na którym znajdowała się męska, srebrna ogniwowa bransoletka. Dokładnie taka sama jak jej niebiesko-srebrna. Komplet stanowiły trzy. -...Że nad tym zapanowałaś.
Położyła dłoń na swojej, wyczuwając ją przez materiał bluzy.
-A ja się cieszę, że nic ci nie jest i zobaczymy się na Winter Cup.
Pożegnali się i ruszyli do domów.
Granatowowłosa weszła do środka. Zdjęła buty i cicho przemknęła na górę, marząc jedynie o gorącej kąpieli i ciepłym łóżku. Na całe szczęście łazienka była wolna, więc złapała piżamę i weszła do środka.
A więc...
Odkręciła temperaturę na maksimum i weszła pod prysznic.
To był jej stary sprawdzony sposób. Zawsze to pomagało. A teraz mogła chociaż sobie ulżyć. Choć kolejnym warunkiem musiała być ciepła kołderka.
Po kilkunastu minutach wyszła z parującej łazienki i udała się do pokoju. Zatrzymała się w korytarzyku, ponieważ pod drzwiami stały jej obie siostry.
Kana i Kumiko, które oglądały mecz siostry zarówno z Hanamiyą, jak i Shutoku oraz mecz Seirin przeciwko Kirisaki Daichii.
-Co jest? - zapytała, mierząc wzrokiem siostry.
Kana odepchnęła się od ściany.
-Dobre to było. To wczoraj. - mruknęła, mijając siostrę.
Kumiko spojrzała na Kaori.
-Kiedy zniszczysz geniusza, czy fenomena, to będzie zwykłym śmieciem. - powiedziała Kumiko.
Kaori prychnęła i uśmiechnęła się drapieżnie, już naciskając klamkę.
-Bądź tak dobra i nie cytuj go nigdy więcej.
I to jest ten koniec, o którym mówiłeś, Imayoshi-san.
***
Sobota, wcześnie rano. Na ulicach było całkowicie pusto i cicho. Tylko jedna osoba poruszała się chodnikiem. Hayato w podskokach biegł na trening. Mecz z Aoba Johsai należał do udanych. Wygrali dwoma setami z wicemistrzami prefektury Miyagi. To było coś i w oczach Yamady zwiększało siłę jego zespołu.
Jasnowłosy wbiegł na teren szkoły i poszedł do portierni, by wziąć klucze od pokoju klubowego siatkarzy oraz koszykarzy. Kaori wczoraj powiadomiła go, że przez weekend jej nie będzie, ale trening klubu będzie przeprowadzony normalnie i to przez Kayu-sana. A ponieważ blondynowi nie wydzielono by kluczy, chyba że użyłby naturalnego uroku na pani z portierni, Hayato obiecał, że to załatwi.
Za żadne skarby nie wydawaj srebrnego klucza.
Spojrzał na pęczek i podniósł ten wspomniany do góry.
-Nie, Kaori-chan. - mruknął -Kto jak to, ale Kayu-san powinien to zobaczyć.
Yamada otworzył pokój klubowy siatkarzy, przebrał się, po czym zabierając klucze do sali udał się na nią. Zrobił sobie porządną rozgrzewkę, po czym wyciągnął z magazynku kosz z Mikasami i zaczął ćwiczyć zagrywkę. Szybującą miał opanowaną do perfekcji, ale używał jej w tych sytuacjach, najbardziej niespodziewanych. To był jego as w rękawie.
Natomiast chciał zyskać większą kontrolę nad piłką.
Jasnowłosy podrzucił Mikasę, wziął rozbieg, skoczył i uderzył w nią. Akurat w momencie, gdy na salę wchodził jakiś blondyn.
Intruz zatrzymał się gwałtownie, piłka grzmotnęła w ścianę tuż przed jego nosem.
-Chryste Panie...-wymamrotał Akechi, kładąc dłoń na karku. -Ty chyba wakacje to spędziłeś na siłce, skoro masz takie pierdolnięcie.
-Kayu-san! - Yamada przeszedł pod siatką i uścisnął dłoń absolwenta. - Sporo czasu.
Kayuzuki kiwnął głową.
-Fakt - powiedział i włożył ręce w kieszenie sportowej bluzy. - Kaori mówiła, że zostawiła klucze u ciebie.
-Ach. Tak - zreflektował się Yamada, po czym podszedł do parapetu, wziął klucze i rzucił je starszemu chłopakowi. - Pokój klubowy. W środku są klucze do sali.
-Ta, dzięki. - mruknął Akechi i rozejrzał się. - Jak sobie radzisz?
Hayato westchnął i uniósł ręce niby w geście bezradności.
-Jakoś. Zaraz eliminacje, także będzie bitwa. - parsknął lekkim śmiechem. - Pewnie nie wiesz, senpai, ale Arakida do nas dołączył.
Blondyn uniósł brwi.
-Huh?! Poważnie? Opowiedz mi o tym.
***
https://youtu.be/nflmoC2UgnA
Zamek szczęknął i ustąpił, blondyn wszedł do pokoju klubowego i rozejrzał się.
-Nic się nie zmieniło. - stwierdził z uśmiechem, kładąc torbę na ławce.
Te same ściany. Te same szafki, ławki. To samo zawalone papierami biurko. Ten sam telewizor i odtwarzacze video oraz CD. Ta sama tablica do rysowania taktyki, stojąca w kącie.
-Hah! A to nasza wspólna szafka!
Innymi słowy mówiąc, szafka, w której zawsze znajdowało się totalnie wszystko i to totalnie wszystkich.
Ciekawe, czy kod jest taki sam.
Podniósł rękę i zaczął kręcić pokrętłem.
9-7-0-9-2-8
Szafka otworzyła się. Lecz nic w niej nie było.
No rozumiem, inspekcja i takie tam rzeczy, ale to była pamiątkowa szafka, Kaori! Historyczna można powiedzieć! Z roku na rok ją ukrywaliśmy! Zawierała tyle wspomnień...
Parsknął śmiechem, bo przypomniał sobie akcję, gdy kiedyś, w drugiej klasie, wraz z Ayagewą i ówczesnym kapitanem wynosili szafkę po cichu, tuż pod nosem kontroli, by ją ocalić.
Ech, Ayagewa.
W szkole średniej byli blisko, a gdy ją skończyli ich drogi się rozeszły. Na studiach zakumplował się bardziej z Haruguchim.
Spojrzał w bok. W oczy rzuciły mu się drugie, odmalowane drzwi z tabliczką Pokój kapitana.
-A to coś nowego.
Bowiem w roku poprzednim nie było takiego pomieszczenia. Wtedy to był całkiem potężny składzik, zawalony starymi kartonami i niekoniecznie chcieli wiedzieć, co się znajdowało w środku.
Jak to mówił Ayagewa, przytaczając swojego poprzednika, a ich senpaia, Nomurę Keitaro, zwanego Kei -sanem, nigdy nie wiadomo, co może stamtąd wyskoczyć i zaatakować człowieka.
Kei-san obecnie budował swoją pozycję jako zastępca prezesa Electro-Japan, wielkiej firmy sprzedającej elektronikę w całej Japonii i nie tylko, z bazą w Tokio. Nie porzucił też w zupełności koszykówki, w wolnym czasie grał na ulicy.
Akechi zmarszczył brwi. Kaori obiecała zostawić mu klucze do sali w pokoju klubowym. Spojrzał w bok, na biurku faktycznie leżały wspomniane przedmioty. Następnie przeniósł wzrok na kółeczko z kluczami i zauważył drugi, zupełnie nowy, srebrny kluczyk.
A to akurat była sprawka Hayato, który zignorował Kaori i jej słowa Za żadne skarby nie wydawaj srebrnego klucza . Zrobił to po swojemu, gdyż doskonale wiedział, co się tam znajduje.
Ba, on sam pomagał jej tam malować! I nawet ramki do zdjęć wybierał! I był na tyle wspaniałomyślnym człowiekiem, że przeznaczył na to część budżetu klubowego, mimo że potem musiał troszkę pooszukiwać w papierach.
Podszedł do tych drugich drzwi i wsunął go w zamek. Pasował idealnie. Blondyn przekręcił go, zamek ustąpił.
Akechi Kayuzuki przeszedł próg i zatrzymał się, jak wryty.
Składzik zawsze był dość duży, ale po usunięciu kartonów jeszcze bardziej zyskał na przestrzeni. Okazało się, że miał nawet okno. Pod jedną ścianą stało biurko z lampą, a pod nim kosz na śmieci.
Ale nie to go zdziwiło najbardziej.
Każda z czterech ścian była pomalowana w trzy kolory. Granatowy, popielaty i bordowy, barwy Wilków z Tokio. Na środku każdej ściany widniało godło szkoły, wizerunek wyjącego wilka w rombie. Ale i to nie było powodem jego zdumienia.
Przez ściany biegły ramki ze zdjęciami. Dwie były całkowicie pełne, trzecia już nie. Pod każdą z ramek widniały srebrne tabliczki z latami gry i opisem.
Pierwszy skład Klubu Koszykówki Akademii Okamino, rok 1970 pod pierwszą ramką z czarno-białym zdjęciem przedstawiającym zawodników oraz z podpisami graczy. Kapitanem był niejaki Kishimoto Isao. Facet musiał mieć teraz z pięćdziesiąt lat.
Pierwsze srebro, sezon 1973/1974.
Pierwsze Mistrzostwo Kraju na Inter-High, sezon 1981/1982.
I tak dalej, i tak dalej. Raz z pucharem, raz z medalem, raz zupełnie bez niczego. Jednak zawsze w pierwszej ósemce wiodących szkół. Nigdy nie spadli poza nią.
Oprócz poprzedniego Inter-High, gdzie w trzeciej rundzie wyeliminowało ich Rakuzan. Potem znowu znaleźli się w ósemce, na Winter Cup. I teraz ponownie z niej wylecieli, podczas ostatnich mistrzostw. Auć.
A potem...
-Nie sądziłem, że to tu zobaczę.
Przegrana legendarnych Wilków z Tokio na Winter Cup, sezon 2000/2001 wraz z wycinkiem z gazety szkolnej o takim samym tytule.
Mistrzowie ponownie na kolanach. Yosen przechodzi do półfinałów Inter-High, sezon 2001/2002
Kolejna przegrana Okamino. Klątwa Mistrzów pokonuje ich w ćwierćfinale Winter Cup, sezon 2001/2002.
Te świeże porażki z pierwszych lat były opisywane w gazetkach wielu szkół, a także w magazynach sportowych dla nastolatków i wycinki z nich również wisiały w tym pomieszczeniu. Z upływem lat wszystko zanikło, bowiem ich przegrane spowszedniały.
Zdjęcia tak biegły dalej, przez całą drugą ścianę i wchodziły na trzecią, tą przy której stało biurko. Ale ta była zapełniona niemal do połowy, ostatnie fotografie zatrzymywały się tuż przed jej centrum.
Podszedł bliżej i spojrzał na przedostatnią fotkę. Zadrżał. To była fotka ich składu, a raczej dwie fotografie w jednej ramce.
Jedna z pełnym składem.
Drużyna Okamino, Inter-High, sezon 2011/2012
A pod spodem zdjęcie ich czwórki. On, Ayagewa, Haruguchi i Kasamatsu.
Koniec drużyny, Winter Cup, sezon 2011/2012.
Natomiast obok, tuż przed centralną częścią ściany wisiała najnowsza fotografia. Z obecnymi zawodnikami.
Reaktywacja drużyny, sezon 2012/2013.
Centralna część ściany, sam środek był pusty. Akurat na...
-Naprawdę już od dwunastu lat nie możemy pokonać Yosen?
Powiesiłaś to wszystko, by pamiętać. By złamać klątwę. Obietnica, nie ta dana Ayagewie, ale ta dana na początku szkoły wiążę cię, wiązała nas wszystkich z tymi tutaj.
A to miejsce...-dotknął środka ściany- To miejsce na to jedyne zdjęcie, gdy wygramy z Yosen.
Spojrzał na czwartą ścianę, gdzie powieszono gablotkę z trofeami. Doczepiony do niej był trójkolorowy szalik.
A ostatni puchar pochodził z sezonu 1999/2000, gdzie pokonali zespół Kaijou w finale Winter Cup, wynikiem sto osiem do stu sześciu.
Pierwszy natomiast z sezonu 1981/1982 na Inter-High. Była to wygrana z Shutoku. Rok ten zasłynął z tego, że w półfinale zmiażdżyli Akademię Touou, czyli wówczas obecnych mistrzów, wynikiem sto do dziewięćdziesięciu ośmiu, a sprawcą był Złoty Kosz.
Obok tej gablotki wisiała druga, nieco mniejsza. I w niej właśnie znajdowały się wszystkie zaginione rzeczy ze wspólnej szafki.
Gracze Okamino w tej historycznej szafce pozostawiali jakiś swój drobiazg, gdy opuszczali szkołę. Tradycja ta trwała odkąd pierwszy rok koszykarzy skończył naukę. Żeby było wiadomo, co jest czyje i z którego roku, wszystko miało własnoręcznie utworzone metki. Kayu uśmiechnął się, widząc rzeczy należące do jego senpaiów, ale ani jego rzeczy, ani rzeczy Ayagewy nie było w gablotce.
Sprawa była prosta. On zostawił swoją koszulkę z numerem siedem. Tę, która dla jego kouhaiów była niczym zapowiedź zwycięstwa. Amulet drużyny. Tę, którą od zaledwie niecałych dwóch dni nosiła z dumą Kasamatsu Kaori. Tą samą, do której nie pozwoliła dotknąć się Hanamiyi.
Normalnie stałem się legendą, chociaż chyba nie wyprałem jej po ostatnim meczu, tylko zwyczajnie wpieprzyłem do szafki...
Wiedział, że Yuu pozostawił swoje opaski na nadgarstki, właśnie je zobaczył, ale co zostawił Ayagewa i czy coś zostawił, tego nie wiedział.
Natomiast pamiętał to, co nazywał swoim szczęściem.
A mianowicie neonowe, wściekle żółte sznurówki, które gryzły się z jego niebieskimi butami. Tak zwane Zwycięskie Neonki.
I żeby nie było, że to czcze słowa, Zwycięskie Neonki zaginęły przed rozpoczęciem zeszłorocznego Winter Cup.
I przegrali. W fatalnym stylu.
Może dlatego nic nie pozostawił...
Ayagewa, o czym ty myślałeś? Bo ja myślałem, że cię znam.
Wyciągnął telefon z kieszeni.
Shouyou - zadzwoń
-Przepraszamy, wybrany numer nie istnieje.
-Blablabla...-warknął blondyn - Pierdolenie. Albo bawisz się w ninję, albo masz swoich agentów.
Akechi spojrzał na biurko. Oprócz lampy, organizera z długopisami i podkładki, leżało tam kilkanaście kartek i płyt CD. Podszedł bliżej.
I rozszerzył oczy.
Płyty, leżące jedna na drugiej tworzyły stosik, a każda z nich była opisana. I każda zawierała mecz Yosen z kimś tam. Z tego roku.
Część kartek już było zapisanych. Uwzględniono w nich dużo. Naprawdę dużo. Zwłaszcza na jednej. Natomiast wyróżniła się inna. Była prawie że pusta, widniał na niej napis rzucający obrońca i znak zapytania.
Ale to nie było najważniejsze.
Najważniejszy był ten niedokończony plik papierów opatrzony tytułem:
Taktyka na Yosen. Styczeń - Winter Cup 2013
-Cześć! - do pokoju klubowego wszedł Haruguchi i również się uśmiechnął. - Stare dobre cza...Kayu?
Zauważywszy drugie drzwi poszedł w tamtym kierunku.
-Co się nie odz...
Jego też zatkało.
Ponieważ tym jednym pomieszczeniu była zawarta cała historia klubu. Od powstania, walki o mistrzostwo, poprzez passę zwycięstw aż do pasma porażek.
Ponad trzydzieści dwa lata historii.
To wszystko, za wyjątkiem pucharów, do poprzedniego roku znajdowało się w starych kartonach w nieszczęsnym składziku, który teraz stał się izbą pamięci, do której tylko kapitan miała wstęp.
Dlaczego to powstało? Może po to, by wreszcie przełamać starą klątwę i zwyciężyć? Żeby pamiętać o porażkach i bólem z nimi związanym? By pamiętać tę rozpacz kilkunastu pokoleń, które nie mogły stawić czoła przeciwnikom z Akity? A może, by przywrócić dawną chwałę?
Lub tylko po to, by pokazać Ayagewie, że się mylił?
-Hej...-Haruguchi szturchnął Akechiego. -Nie sądzisz, że powinniśmy im to pokazać?
Kayuzuki zamrugał kilkakrotnie.
-Nie. - powiedział, wycofując się z pokoju. - Skoro ona tego nie zrobiła, to nie powinniśmy. Czas, w którym powinni to zobaczyć...-poczekał, aż Yuu wyjdzie i przekręcił klucz w drzwiach - Nadejdzie.
***
-Cholera...-warknęła Kaori, ze zrezygnowaniem zdejmując plecak z lewego ramienia i zakładając wyłącznie na prawe. - Czy akurat w tym musiałeś mieć rację?
Poruszyła lekko barkiem. Nie przeszła przez nią błyskawica bólu, na całe szczęście, ale bolało. Trochę.
-Eee tam. Po weekendzie będzie w porządku.
Co jak co, ale regenerację miała błyskawiczną. Na dobrą sprawę dokładnie nie wiedziała, co sprawiło, że rano wstała, co prawda z problemem, ale nie aż takim, jakiego się spodziewała.
Ruszyła się! Sukces! Szła normalnie? No w miarę! Rozchodzi się, wędrując po tym cholernym mieście.
A może to była zasługa tej ogromnej gorącej czekolady i ciastka z kremem? W końcu ponoć to potrafiło ukoić największy ból, przynajmniej tak mawiał Atsushi.
Rozruszała się, zjadła śniadanie, wzięła spakowany już od prawie dwóch dni plecak i poszła na dworzec kolejowy. Chwilę to trwało, zanim maszyna podjechała na peron. Dziewczyna włożyła telefon do kieszeni i weszła do środka wagonu.
Ściskając z dłoni ulgowy bilet do pospiesznego pociągu z napisem Tokio--->Akita
***
https://youtu.be/t7CF8BCvMUE
Na sali gimnastycznej koszykarzy właśnie zakończyła się rozgrzewka. Czterech zawodników zbiegło do środka, gdzie czekali na nich obaj absolwenci prowadzący trening oraz jeden kontuzjowany gracz.
Akechi spojrzał na Haruguchiego, który coś potwierdził skinieniem głowy, jednocześnie nie odrywając telefonu od ucha, po czym odchrząknął.
-Chwalcie swoich cudownych senpaiów, którzy załatwili wam niesamowity sparing. - powiedział, rozkładając szeroko ręce. -Z nimi jeszcze nie graliście!
Członkowie drużyny popatrzeli najpierw na siebie w niemym zdumieniu, a potem na blondyna. Drugi chłopak schował telefon do kieszeni.
-To znaczy co? - zapytał powoli Hideaki.
-To znaczy, że macie tylko dzisiejszy trening, by przygotować się na jutrzejszy mecz...z BC Kitsune Tokio, z ligi uniwersyteckiej.
-Huh?! - pierwszakom aż opadły kopary. - Ale jak to?
-No co jak to. - prychnął Akechi - To nasze ziomeczki z prywatnego naprzeciwko. Sparingujemy się przynajmniej raz w tygodniu.
-I przynajmniej dwa razy w miesiącu sparingujemy się w barze. - dodał cicho Haruguchi, parskając śmiechem.
Kayuzuki obdarzył go długim spojrzeniem.
-Nie demoralizuj nam pierwszaków! Ich mają interesować starcia klubowe, a nie alkoholowe!- fuknął, po czym zwrócił wzrok z powrotem na drużynę. - W każdym razie przybiegną tu jutro. Kapitanem jest nasz znajomy, który chodził do Touou, a najczęściej koczuje ze mną w jednym pokoju na zgrupowaniu. - drugą część zdania dodał niby nieszczęśliwym tonem. - Dla waszej informacji są dobrzy i tyle z informacji. Jakieś pytania?
-Yyy...-Nakamura chciał coś powiedzieć, ale widocznie zrezygnował. Akechi jednak to zauważył.
-Gadać, a nie się czaić!
-No bo...jest nas czwórka, senpai. Kapitan na wolny weekend.
Blondyn przeciągnął ręką po twarzy.
-Jak dla mnie, jest nas za dużo. Włącznie z tym tutaj, co udaje, że nie gra...i kontuzjowanym kolesiem...-wskazał na Haruguchiego i następnie na Ibukę. - Jest nas siódemka.
-Huh? - Kamacie po raz kolejny opadła kopara. - Kayu-san, będziesz grał z nami?
Ten tylko westchnął, po czym zmierzył skrzydłowego piorunującym spojrzeniem.
-A wasza kapitan to, do cholery, gra z wami, czy może stoi i się patrzy?!
***
https://youtu.be/Z5Ah9p80WQ8
Kaori oparła policzek na dłoni i spojrzała na szybko mijający krajobraz za szybą.
Tak naprawdę, to nie wiedziała, czy chce go widzieć. Po wszystkim co się stało, naprawdę nie wiedziała.
A jej start jako kapitana zespołu był falstartem. Tak jak przypuszczała, ani trochę nie nadaje się na dowodzącego.
Nie miała w sobie tej charyzmy, którą miał Yukio.
Tej pewności, co Hyuga.
Zdecydowania, jak Ootsubo.
Przebiegłości, jak Imayoshi.
Zacisnęła zęby.
Nie miała być kapitanem, tylko asem.
A on...Umyślnie przekazał jej kapitanostwo. Tylko dlatego, że nie miał komu, chociaż twierdził, że się nadaje.
Tak jej powiedział w twarz. I tak powiedział, gdy podsłuchiwała na schodach. Szkoda, że tak naprawdę było inaczej.
I teraz miała stanąć jako przegrany, przed Ayagewą, o ile, rzecz jasna, go znajdzie?
Niemalże warknęła.
Nie dam ci tej satysfakcji.
Zresztą...co ja się przejmuję? Skoro nie patrzysz, to chyba masz to gdzieś?
-Ech. - walnęła głową o miękkie oparcie. - Dureń. Cholerny, głupi kapitan.
***
https://youtu.be/wx1GWA_NihQ
Na sali gimnastycznej trening trwał w najlepsze. Kayuzuki przeprowadzał trening według zeszłorocznych standardów i był mile zaskoczony tym, że pierwszoklasiści go wytrzymują.
Całkiem nieźle ich sobie wyszkoliła.
W drugim końcu sali Haruguchi coś tłumaczył Nakamurze, który kiwał głową.
Pozostała trójka rozgrywała mecz trzech na trzech. Akechi spojrzał na Ibukę, który siedział na ławce i z nieukrywanym smutkiem przyglądał się grze.
-Wiesz...-mruknął blondyn - Masz pieprzone szczęście, że wyszedłeś w takim stanie, a nie innym.
Shinji uniósł głowę.
-Wiem. - powiedział, wzdychając. - Ale oglądanie jest...takie irytujące.
-Jest. - potwierdził Akechi. - Kiedy siedzisz i nie możesz nic zrobić...kiedy wydaje się, że jesteś całkowicie bezsilny...ale nie jesteś.
Brązowowłosy nic się nie odezwał.
-Oni tam walczą. O coś ważnego dla was wszystkich. - kontynuował Akechi - A ty siedzisz z cholerną kontuzją, boli cię to. Boli cię ta kontuzja, sytuacja, po której ona wynikła. Jak cholera boli to, że nie możesz nic zrobić. Ale możesz. -Shinji spojrzał na blondyna, a ten uniósł wzrok i popatrzył przed siebie - Nadal możesz wspierać innych. Sama twoja obecność...sam dźwięk twojego głosu...po prostu to, że jesteś, może w pewnej chwili przeważyć szalę zwycięstwa na korzyść drużyny.
Ibuka odwrócił wzrok i spojrzał na ćwiczących chłopaków.
Cholerna prawda.
Akechi westchnął.
Tyle się pozmieniało. I to wcale nie na lepsze.
-Kapitan...nigdy nie pozwoliła nam się poddać. Walczyła sama, bez wsparcia. - środkowy zacisnął zęby - A my...
-Hm...
Na boisku zawodnicy przystanęli.
-Co się stało, Kayu-san? - zapytał Rin, łapiąc piłkę w dłonie i tym samym zatrzymując grę.
Ten pokręcił głową.
-Nic. Nie sądziłem, że aż tak spoważnieje. - uśmiechnął się lekko - Jest zupełnie niepodobna, w tym punkcie, do siebie z zeszłego roku.
Himurze również załączył się lekki, acz smutny uśmieszek.
-Huh? - zdziwił się Shinji - Jak to?
Pierwszoklasiści spojrzeli po sobie, po czym za przyzwoleniem blondyna, przerwali grę i usiedli tuż przed nim i Takahiro, by wysłuchać historii sprzed roku.
-W zeszłym roku to była naprawdę szalona bestia. - zaczął były wicekapitan - Potrafiła cieszyć się z gry, jak nikt inny. Radochę miała z samego stania na boisku, jak prawdziwy gracz. Trwało to do pewnego momentu...Powiedźcie...czy chociaż w trakcie jednego meczu szczerze się cieszyła?
W pierwszym momencie ich zamurowało. Ale po chwili znaleźli odpowiedź i potwierdzając wzrokowo między sobą, odpowiedzieli.
-Mecz z Seirin. - odezwał się Kamata - Wtedy...cieszyła się z gry.
Akechi kiwnął głową.
-Przed poprzedni rok było tak cały czas. Wieczna radocha na twarzy, gra jakby to nie była gra, tylko żywioł... - kontynuował - Do czasu kontuzji. A potem, jeszcze gorzej było przy meczu z Yosen.
Pierwszaki spuściły głowy i zacisnęły pięści. Chociaż ich mecz i tamten to były zupełnie dwa różne mecze, wyglądały niemalże tak samo.
-Na początku tego roku też daliście ciała...-wicekapitan nie odpuszczał, ostrość w jego głosie była wyraźna. - Domyślacie się, czemu milczała na ten temat?
-Ponieważ bała się, że odejdziemy. - powiedział Rin. Reszta mu przytaknęła.
-To, że jest z Pokolenia Cudów nie znaczy, że nie jest człowiekiem. - wtrącił cicho Himura.
Kayuzuki chwilę milczał, po czym kontynuował.
-Dokładnie tak. - powiedział, sięgając po piłkę. - A to na starcie złamałoby obietnicę z Ayagewą. Ale...- zakręcił kulą i spojrzał na zawodników. - Sprawienie, by cały mecz zagrała z uśmiechem to tylko wasza działka.
-Huh?
Akechi bez większego wysiłku, z miejsca siedzącego wrzucił piłkę do kosza.
-Jednak Kaori najlepiej czuje się w ataku. To jest jej prawdziwy żywioł. Ale wciąż ma zobowiązania - nie tylko jako as, ale jako kapitan. Kapitan bez drużyny jest nikim. Ale drużyna bez kapitana nie sięgnie po zwycięstwo. Tak naprawdę, to jesteście silni. Ale to członek Pokolenia Cudów. Musi mieć wolną sferę, wolną rękę. - wstał i włożył ręce w kieszenie, a reszta nie spuszczała z niego wzroku. - Ktoś taki nie może być kapitanem i asem jednocześnie.
***
https://youtu.be/Z5Ah9p80WQ8
Pociąg zatrzymał się na stacji. Kaori stanęła na peronie i rozejrzała się. Napis na budynku głównym głosił Akita.
Parsknęła śmiechem i poprawiła plecak.
-Co mnie przywiało na terytorium wroga...
Włożyła dłonie w kieszenie kurtki. Padał deszcz.
-Kayu-san...-powiedziała, a on zatrzymał się i spojrzał na nią. - Na jaki uniwersytet wybierał się kapitan?
Akechi chwilę stał w bezruchu, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Akita International University.
-Co...?-zamarła, ale po chwili zmarszczyła brwi i zacisnęła pięści. - Ten debil. Cholerny, głupi kapitan.
-To wszystko sprawia...-blondyn odwrócił się w jej stronę, a jego mina wyrażała zdezorientowanie. Prawdopodobnie pierwszy raz Akechi Kayuzuki nie mógł połączyć wątków. - Że naprawdę nie rozumiem tego co zaszło. Skoro się tam wybierał, dlaczego olał egzaminy? Przecież wiedział, że kończy szkołę tak czy tak.
-Prawda...-mruknęła, naciągając kaptur. - Ale jakie jest prawdopodobieństwo, że zadekował się tu na stałe? A takie, że...skoro mu zależało aż w takim stopniu, to na pewno tu jest. Tylko dlaczego się nie odzywa?
Prychnęła.
-Skoro nawet sam Kayu-san nie mógł tego pojąć. To rujnuje całą teorię, ale jedno jest pewne - w Tokio go nie ma.
Westchnęła i ruszyła w stronę wyjścia do miasta.
Nie żebym biegała po całym Tokio...ale na pewno komukolwiek rzuciłby się w oczy, gdyby tam był. Kayu-san, Haru-san, Ootsubo-senpai, Imayoshi-san, Hayato...nikt nic nie widział. Gdyby wiedzieli, powiedzieliby mi.
Kopnęła jakiś kamyczek, który potoczył się kilka metrów dalej.
A skoro składał na studia do Akity to musiał szukać również jakieś dorywczej pracy. I to przed rozpoczęciem studiów.
Jednak nie dostał się na nie. Równie dobrze mógł sobie wyjechać nawet do Kioto, ale...
Zacisnęła zęby.
On kochał tę szkołę.
Co miało wspólnego jedno z drugim? A to, że odwiecznym przeciwnikiem ukochanej szkoły Ayagewy było Yosen. Liceum Yosen z siedzibą właśnie w Akicie.
Złożył tam tylko po to, żeby obserwować przeciwników. Ale się nie dostał, więc znowu to była potężna luka w tej tezie.
Niemniej, gdzie indziej można było szukać zaginionego w akcji Ayagewy?
-Kretyn. - mruknęła, przechodząc przez przejście. - Cholerny, głupi kapitan.
***
https://youtu.be/LhCylHBa83s
Kayuzuki wciąż stał, kontynuując wywód.
-Dlatego, by zapewnić jej swobodną grę i czystą radość z niej płynącą, innymi słowy, by osiągnęła swoje maksimum, grała jak najlepiej, któryś z was powinien stać się kapitanem. W tej chwili Kaori ma za dużo presji odnoście samego meczu, że nie uzyska nigdy w takim wypadku stu procent. Zawsze musi mieć wyjście awaryjne. Jest was pięcioro, macie ograniczone możliwości. To dlatego tak musi kombinować. I to dlatego, gdy Himura się tym zajął, pomimo ogromnego zmęczenia była w stanie dokończyć mecz z Shutoku. I dlatego w czwartej kwarcie potrafiła się śmiać. Inna sprawa...-przyciszył głos - że osiągnęła dodatkowy gaz w taki a nie inny sposób.
Szczerze mówiąc, nigdy czegoś takiego nie widziałem.
Spojrzał na pierwszoklasistów, którzy aż wstali, kompletnie zaskoczeni tą mową, która, krótko rzecz biorąc była w punkt.
Akechi zmrużył oczy.
Skumali?
Tamci stali w rzędzie, a miny mieli oniemiałe.
On jest n-niesamowity!
-Innymi słowy, Kayu-san, twierdzisz, że nasza kapitan jest przytłoczona. - powiedział Kamata - Jednak nie wydawało nam się.
-Powinniśmy pokazać, że też potrafimy się tym zająć. - dodał Nakamura.
-Z tego, co ogarniam...-odezwał się Rin. - Wyniki zależą od swobody w meczach. - wyjął dłonie z kieszeni - Możemy się tym zająć. I dać przede wszystkim jej grać jak chce.
-Ale...-Ibuka wkuśtykał na boisko i podniósł piłkę - Musimy wybrać najlepszego kandydata.
Popielatowłosy i czarnowłosy mu przytaknęli. Kamata wydawał się nieobecny, jednak po chwili się otrząsnął.
-Niekoniecznie. - ruszył biegiem, a Shinji, widząc to, podał mu piłkę. Jasnowłosy wyskoczył i zrobił wsad.
Wylądował, po czym spojrzał na pozostałych.
-Definicja kapitana. To osoba, która bez względu na wszystko ciągnie drużynę. Na której spoczywa odpowiedzialność za zespół. Ale to nie wszystko. Kapitan bez drużyny jest nikim. To właśnie członkowie, nawet jeśli jest ich tylko pięciu...sprawiają że kapitan jest kapitanem. My...- patrzył na drużynę, każdy z nich mógł dostrzec tę iskierkę w jego oczach - Wszyscy możemy nosić tę funkcję. Wszyscy będziemy faktycznymi kapitanami i sprawimy, że Kasamatsu-san Demon Błyskawicy z Okamino stanie się asem drużyny, a kapitanem będzie jedynie z nazewnictwa.
Potwierdziły to liczne wołania ze strony członków zespołu. Ich senpaie ucieszyli się w duchu. Już wiedzieli, że zbliżający się Puchar będzie lepszy od poprzedniego.
***
I po co mi to było?
Kaori wyszła z terenu uniwersytetu i wbiła dłonie w kieszenie. W Akicie rozpogodziło się. Po deszczu wyszło słońce.
Misja odnalezienia głupiego kapitana na uczelni zakończona niepowodzeniem.
W dziekanacie ani słowa pisnęli. No, jakby w ogóle mogli.
Wybrała się ot tak, z dupy, do Akity, mając nadzieję, że zupełnie przypadkowo wpadnie na Ayagewę i wszystko mu wygarnie.
To nie była prawda.
Chciała tylko...
Zakończyć sprawę.
Ponieważ wiedziała, że jeśli chce iść dalej, musi zamknąć rozdział o nazwie Przeszłość.
***
Gracze Okamino wstali, chcąc powrócić do treningu. Hideaki podniósł piłkę i obrócił ją w dłoniach.
-Co jest? - zapytał Kayuzuki, widząc jego minę.
Czarnowłosy spojrzał na starszego chłopaka.
-Zastanawiam się...dlaczego Kasamatsu-san tak szanuje Ayagewę-senpaia? Kim on był, że wyraża się o nim z takim szacunkiem?
-A to ciekawa historia. - uśmiechnął się Akechi, jakby przypominając sobie przeszłość. Haruguchi również parsknął śmiechem. - Ponieważ tak naprawdę wcale a wcale go nie szanuje. Ona go ani trochę nie lubi, a raczej, by być precyzyjnym, powiedziałbym że go nienawidzi.
-Co takiego?
***
https://youtu.be/BeD4tsMIGKw
Zwyczajnie niedokończona sprawa.
Po co w ogóle tu przyjechałam?
Chyba tylko po to, żeby to zakończyć.
Pogrążona w myślach nie zauważyła idącego naprzeciwko chłopaka i wpadła na niego z pełnym impetem.
-Ups...-mruknęła, podnosząc głowę - Przepraszam.
Nagle ją zatkało.
-Nie, to moja wina. - odpowiedział czarnowłosy - W porządku?
Znajoma twarz, choć widziała go tylko raz. Grzywka opadająca na lewe oko. Piłka do koszykówki w prawej ręce.
I ta biało-fioletowa bluza.
Muro-chin.
________________________________________________________________________________
Tak, tak, tak. :D Eliminacje zaliczone, wkraczamy w przeszłość, historia o tajemniczym kapitanie już w kolejnym rozdziale. Jak, tak naprawdę, wyglądały relacje w drużynie? I czy Ayagewa i bohaterka dogadali się od razu?
Ktoś wspomniał, że jest za mało Pokolenia Cudów. Zrobię mini spoiler, w kolejnym rozdziale pojawi się uwielbiany przez Was Fioletowy Cukierek.
Komuś tutaj urośnie potężny rywal...ale komu? I czy tylko jednej osobie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top