Rozdział 27 - Drugi powód do zemsty
https://youtu.be/yfUj-Ax37Lw
Kaori spojrzała w stronę trybun.
A jednak przyszedłeś.
Aominecchi?
-Hahaha. - zaśmiał się Imayoshi. - Aomine przyszedł zobaczyć mecz, to dopiero święto.
A Daiki był i tak głuchy na wszystkie komentarze, w szczególności na drącego japę Wakamatsu i gadającą coś Momoi, po prostu usiadł i skierował wzrok w stronę boiska.
-Huh? Co jest...-mruknął, zwracając przy tym uwagę Satsuki. - Ta żądza krwi jest wyczuwalna już tutaj, Kaori.
Obie drużyny rozpoczęły rozgrzewkę. Po prawej Wilki ćwiczyły dwutakty.
Midorima zmarszczył brwi.
Kasamatsu...
Z daleka było czuć, że to będzie coś więcej niż zwykły mecz.
-Osobiście, to się nie dziwię. - powiedział Imayoshi, ale tak cicho, że nikt go nie usłyszał.
Kaori podniosła piłkę i spojrzała na Hanamiyę, który jakby rzucił okiem w jej kierunku, a na jego wargach zatańczył złośliwy uśmieszek.
https://youtu.be/ofQEsY7sBPk
Rok wcześniej
-Wróciłam! - zawołała, wchodząc do domu. Poprawiła spadającą z ramienia torbę i przeszła dalej, rozglądając się.
-Heej! - dobiegło ją z wnętrza. Weszła do kuchni i napotkała matkę oraz obie siostry. Zmarszczyła lekko brwi widząc wielce zadowolone uśmieszki na twarzach rodzeństwa.
-Jak mecz?
-W porządku. - odpowiedziała - Jak tak dalej pójdzie, to może dojdziemy do finału Winter Cup.
Młodsza prychnęła. Spojrzała na nią.
-A wam co?
Kana przewróciła oczami.
-Miko ma chłopaka. - oświadczyła - Wcześniej niż ty, Kaori.
Udała, że wzdycha.
-Ja mam piłkę do kosza, treningi, zawody i samych fajnych kumpli. Co mi jest więcej potrzebne do życia?
-No zawody akurat ci nie idą.
-Huh? - zacisnęła pięść - Masz jakiś problem?
Najstarsza przewróciła oczami i zwróciła się do najmłodszej.
-No? To kiedy go poznam i jak się nazywa?
Jasnowłosa uśmiechnęła się lekko.
-Niedługo tu wpadnie. - powiedziała - Ma szesnaście lat i...
Matka poruszyła się niespokojnie.
-Nie za duża przepaść? - zaniepokoiła się.
-Mamo...-odezwały się jednocześnie Kumiko i Kana.
-Jest naprawdę świetny. Poczekaj, aż go poznasz.
Mama nie wydawała się do końca przekonana, ale na daną chwilę odpuściła.
Gówniara...
Włożyła ręce w kieszenie i już miała pójść do siebie.
-I...Jest koszykarzem. - dodała Kumiko, patrząc na nią. - Może się dogadacie.
-To byłby cud. - mruknęła cicho Kana.
Przystanęła.
-Huh? - spojrzała w kierunku siostry - A do jakiej szkoły chodzi?
-Um...
-Mniejsza. - mruknęła, idąc w stronę pokoju i podniosła rękę. - Mam tylko nadzieję, że nie nazywa się Hayama Kotaro. Tego psychicznie nie przeżyję.
Ale im więcej później myślała nad tą całą sytuacją, tak doszła do wniosku, że byłaby niezmiernie wdzięczna, gdyby to był Kotaro.
-Kapitanie?
Zamrugała. Nakamura trącał ją w ramię, teraz była jej kolej.
Yukio oparł się przedramionami o barierkę.
Kaori, uspokój się, do cholery.
Pobiegła do przodu, wyskoczyła i...
Aomine patrzył na to w milczeniu.
Wrzuciła piłkę do kosza.
Racja...- pomyślał -Nie musisz z nich korzystać, dopóki nie chcesz. Ale w takim razie...Co przygotowałaś na ten mecz? Bo użyjesz ich, wcześniej czy później.
Cel był prosty. Nie dać się zwieść Kirisaki Daichii. Nie dopuścić do powtórki zdarzeń z zeszłego roku.
Bez ryzyka nie ma zwycięstwa. Kaori to wiedziała.
Ale nie zamierzała pozwolić, by ktokolwiek ucierpiał.
Zwłaszcza w ten sposób, co Kayuzuki.
-Nie muszę wam chyba mówić, że to mecz, który musimy wygrać. - powiedziała - Jeśli przegramy, możemy pożegnać się z Winter Cup. Sytuacja jest jaka jest. Musimy wygrać ten mecz i kolejny!
-Tak jest!
A dla mnie, to jeszcze osobista zemsta.
***
https://youtu.be/UASJeC2EZTg
Właściwie ciężko było stwierdzić jaka była jednoznaczna taktyka Wilczej Akademii. Granatowowłosa siedziała nad tym odkąd Kayuzuki doznał kontuzji, a więc praktycznie cały rok.
Wszystkie zagrania znała na pamięć. I doskonale sobie zdawała sprawę, że z licznej ich części zwykły zawodnik ma małe szanse wyjść w całości. Dlatego też powstało Echolocation.
Kapitanowie podeszli do środka i uścisnęli sobie ręce, z taką siłą, jakby wzajemnie chcieli połamać sobie palce.
-Wreszcie się spotykamy, Kasamatsu. Jestem ciekaw...-wyciągnął język. - Jak chcesz mnie pokonać.
Zacisnęła zęby.
-Nie myśl, że zapomniałam. Czego byś nie zrobił, do czego byś się nie uciekł, Hanamiya, wygram ten mecz. Rozłożę cię na łopatki.
Czarnowłosy zaśmiał się.
-Nie kuś losu, Kasamatsu.
Obrócili się i zaczęli odchodzić w stronę swoich drużyn.
-Za to ty...Skusiłeś go już dawno temu.
https://youtu.be/8DUzUthSBi8
Zabrzmiał gwizdek.
-Rzut sędziowski!
Piłka została strącona w kierunku Hideakiego. Ibuka wygrał pojedynek.
Zawodnicy rozbiegli się. Przed Rinem stał już Hanamiya. Czarnowłosy rozgrywający Okamino rozejrzał się i oddał piłkę do wchodzącego z lewej strony Kamaty. Ten poszedł do przodu, a widząc nadbiegającego przeciwnika podał piłkę do Nakamury. Chciał ruszyć po chwili do przodu, ale zawodnik Kirisaki Daichii dość ostro go zablokował.
Hej, to był faul!
Nakamura wyrzucił piłkę do góry, jednak nie zdołał zrobić tego zupełnie czysto, bo Yamazaki, obrońca, nadepnął mu na stopę. Kula leciała w kierunku kosza.
-Chwila, moment...-zmrużyła oczy Satsuki. - Czy oni...
W innych miejscach na trybunach również rozległy się szepty.
W polu podkoszowym Kirisaki Daichii, do którego zmierzały właśnie Wilki, nie było ich środkowego.
-Pozostawiają pole pod koszem puste?
-Boją się, czy jak?
-To może tak wyglądać. Na to, że się boją. - odezwał się Yukio. - Ale oni po prostu nie mają zmiennika. W przypadku niosącego w skutkach kontuzję faulu...
-Zawodnicy w trakcie meczu nie trafiają około pięćdziesięciu lub nawet sześćdziesięciu procent wszystkich swoich rzutów. -powiedział Imayoshi -Dlatego tak ważne są zbiórki.
-Nawet najlepszy gracz nie jest w stanie trafić wszystkiego. - mruknął Ootsubo- Okamino odpuszcza zbiórki. Nie chcą ryzykować kontuzji, nie mając zmienników. Ale co mają w zanadrzu?
Kula odbiła się od obręczy. Środkowy Kirisaki Daichii, Matsumoto, wyskoczył do góry.
I złapał piłkę.
Podał ją do przodu, w kierunku Hanamiyi.
Buch!
Kaori uwolniła się od Furuhashiego, niskiego skrzydłowego, który ją krył i w mgnieniu oka przerwała linię podania, łapiąc od razu piłkę jedną ręką.
-Wooow!
-Huh? - Ibuka uderzył ręką w szafkę. - Skoro faulują, jak mogę na to pozwolić, żebyś grała pod koszem, kapitanie? Przecież to samobójstwo!
-Jest. - uniosła rękę - Dlatego nikt nie będzie stał pod koszem. Przechwycimy następne podanie od zbiórki. Utrudni nam to życie, ale przynajmniej nikt nie oberwie. Kamata...
-Nie jestem jeszcze w stu procentach gotowy, ale zrobię to, kapitanie. - powiedział blondyn, uśmiechając się.
Pozostała część drużyny zwróciła wzrok najpierw na niego, a potem na nią.
-Od obozu z Kaijou uczył się indywidualnej techniki, która pozwoli mu efektywniej przechwytywać piłki. Jeśli mamy wygrać, ja nie mogę tego robić. Ponieważ...
Tylko ja jestem w stanie uniknąć ich fauli. I to na mnie musi się skupić ich atak. To ja będę głównym atakującym w tym meczu.
Przeszła do przodu. Pod koszem stało dwóch przeciwników. Wyskoczyła.
-Z linii rzutów wolnych?
-Tak od razu atak?!
-Przejdę do ataku. Moja indywidualna technika, "Echolocation" oparta na "Bat Ear "pozwoli mi uniknąć ich fauli. Tylko ja mogę bezpośrednio atakować z największym komfortem i najmniejszym ryzykiem. Ale nie mogę być wszędzie. Wy zajmiecie się obroną oraz punktami z zewnątrz.
-Czy nie stracimy na tym sporo?
-Nie...-powiedział nagle Ryuji - Nie stracimy, jeśli nie dopuścimy ich do naszego kosza.
Wraz z nią wyskoczyło dwóch zawodników Kirisaki Daichii, Hara, czyli grzywka i środkowy.
Bat Ear: Echolocation...
Dwóch zawodników. Tuż przed nią. Jeden z lewej, drugi z prawej.
Wyrzuciła piłkę do góry. Kula zmierzała w stronę kosza, a oni, cała trójka opadali w dół. Ledwo dotknęli stopami podłogi, nagła informacja dotarła do niej i od razu cofnęła nogę, unikając niewidocznego dla sędziego kopniaka skrzydłowego.
Jasnowłosemu pękł balonik utworzony z gumy. Piłka wpadła do kosza, a Kaori uśmiechnęła się.
To działa idealnie.
Gracze Shutoku i Kaijou przyglądali się temu z niemym zdziwieniem. Jedynie Kise nie był zaskoczony.
Dwa do zera dla Okamino.
-Cholera...-warknął Yamazaki - To będzie całkiem upierdliwe. Piorun z Teiko w ataku, rzucający obrońca, a tył bronią pozostali. Grają zupełnie odwrotnie niż w zeszłym roku. To nie będzie łatwy mecz.
-Hahaha. - zaśmiał się Hanamiya. -No i co z tego? Czy to geniusz, czy fenomen, jak go złamiesz, będzie tylko śmieciem. A co lepsze...-rozszerzył oczy - Jest ich tylko pięciu.
Kaori cofnęła się na własną połowę, przybijając piątki z resztą zespołu.
-Zrozumiałem. - powiedział Kamata - Grajmy!
***
https://youtu.be/JG5ovktRadg
Hanamiya wznawiał grę. Natychmiast przed niego wyskoczył Rin, ale Makoto tylko się uśmiechnął i minął go dryblingiem. Hideaki odwrócił się, by za nim biec, ale w tym samym momencie zasłonił go Yamazaki i to też dość ostro. Kula trafiła do Hary, który wyrzucił ją do góry.
Nagle przed nim pojawił się Shigeru, który musnął piłkę palcem. Ta odbiła się od obręczy.
Ibuka wyskoczył do góry, wraz z Matsumoto. Ten machnął łokciem do tyłu, niby przypadkowo, prosto w brzuch środkowego.
Brązowowłosy gwałtownie wypuścił powietrze z płuc, z czego skorzystał przeciwnik, wrzucając piłkę do kosza.
2:2
-Pieprzone dranie. - syknął, gdy wracali.
Hanamiya zmrużył oczy.
-Zaczyna mnie nosić! A to dopiero początek! - zawtórował mu wkurzony Rin.
Hideaki podał piłkę do Kaori. Wilki ruszyły do przodu.
Granatowowłosa przystanęła, wciąż kozłując kulę. Przed nią stało dwóch zawodników.
Co jest...-zmarszczyła brwi - Przecież doskonale wie, że przejdę.
Rozejrzała się. Sytuacja wokół wyglądała normalnie, oczywiście poza tym, że chłopacy byli niesportowo zatrzymywani. Nakamura usiłował wydrzeć się Yamazakiemu, który go przydeptywał. Hanamiya stał z boku.
Stał z boku?
-Kapitanie! - dobiegło ją od tyłu. Ibuka wybiegł po piłkę.
Nie...
Wyskoczyła do góry, dezorientując obrońców.
-Tak z niczego chce wrzucić trójkę?! - zawołał Takao.
-Nie trafi. - powiedział Midorima. - Ale nie o to chodziło...
Bo to była pułapka!
Piłka odbiła się od obręczy. Nie trafiła. Shinji poszedł do przodu.
-Idioto! - zawołał Nakamura.
Brązowowłosy wyszedł równo z Matsumoto. Ten, widząc że nie da rady go przydepnąć, kilkakrotnie walnął go w nogi. Ibuka skrzywił się, a środkowy przechwycił piłkę, po czym rzucił ją przez boisko do Hanamiyi, który zdobył punkty, a przy lądowaniu nie omieszkał jeszcze potrącić przeciwnika.
Kirisaki Daichii wyszło na prowadzenie.
-Kapitanie. - Ryuji podbiegł do Kaori.
-Widziałeś. - bardziej stwierdziła niż zapytała. Pokiwał głową. - Zdobywaj punkty z zewnątrz. Niech Ibuka robi ci za zasłonę.
-Nadal nie zamierzasz nikogo wysłać pod kosz, kapitanie? - zapytał Kamata, dobiegając z lewej strony.
-Nie. - powiedziała, ocierając usta koszulką. - Widziałeś, co się stało przed chwilą. Nie będę ryzykować.
Ale robiło się coraz mniej ciekawie. Nakamura wrzucił trójkę, przywracając przewagę Wilkom. Chwilę później przeciwnicy ruszyli w stronę kosza. Do obrony wrócił się Kamata, któremu zostało wymierzone kilka ciosów. Kirisaki Daichii nie pozwalało im odskoczyć.
Shigeru zacisnął pięści. Nie był jeszcze gotowy na wyjście ze swoimi specjalnymi rzutami za trzy. Ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że jeśli nic nie zrobi, to w takim tempie przegrają mecz.
Poprawił wsady. Ale nie mógł z nich korzystać. Zakaz swojej kapitan traktował jak świętość. Choć był porywczy, zdawał sobie sprawę z tego, że najmniejszy błąd może kosztować go kontuzją, a co za tym idzie - pozostawieniem drużyny bez silnego skrzydłowego. Wiedział już, jak gra Kirisaki Daichii.
Ale z Devil Claw nie chciał jeszcze wychodzić. Trzymał to na później. Na drugą połowę meczu.
Piłka potoczyła się kilka metrów dalej.
-Ogólnie rzecz biorąc możesz posługiwać się dwoma stylami. - powiedział Moriyama, podnosząc kulę - Pierwszy to ten, nad którym pracujesz. Twoja nowa super technika, która powinna być wyzwaniem nawet dla tego gościa z Shutoku. Ale jest wymagająca i na pewno się z nią całkowicie nie wyrobisz do eliminacji. Więc...-rzucił w niego piłką - Musisz skorzystać z tego drugiego stylu.
Stał z totalnym niezrozumieniem na twarzy.
-Yyyeee...Ale jak to drugi styl? Przecież ma się jeden, indywidualny...nie czaję tego, Moriyama-sensei!
Trzecioklasista patrzył na niego chwilę, z poważnym wyrazem twarzy, który po chwili ustąpił dezorientacji.
-Źle się wyraziłem. Ten drugi styl to jakby noo...Wstęp do pierwszego, co właściwie powinno czynić go pierwszym stylem jako wstępem do drugiego...W każdym razie! - zawołał - To będzie coś, co zakrawa o twój główny indywidualny styl, ale nim nie jest.
-Aaaaaaa! - wykrzyczał - Teraz to rozumiem!
Hideaki podał mu piłkę.
https://youtu.be/25kqrM3Kct8
Shigeru złapał ją w dłonie. Spojrzał w stronę kapitan, która zrozumiała aluzję. I mimo że przeciwnik był wyższy, silniejszy i też przepychał się łokciami, nie tyle co zaczęła się z nim siłować, co wsłuchiwać się w jego ruchy do tego stopnia, by nie przepuścić go do Kamaty.
Chłopak stanął na linii trójek.
Midorima drgnął lekko.
-Chcesz spróbować swojej nowej techniki? - zawołał Nakamura, kiedy wracali wieczorem z treningu - Masz pięćdziesięcioprocentową skuteczność! Zdajesz sobie sprawę z tego, że pewnie Shutoku będzie nas oglądało?
Prychnął.
-I dobrze, niech ma przedsmak tego, co go czeka. Ale nie wyjdę z tą techniką, Ryu. To znaczy...Niezupełnie z nią.
I stał bokiem. Nie przodem do kosza lecz bokiem.
Jego indywidualna technika wyglądała inaczej. Ale to było tylko wstępem. Krokiem pierwszym.
Odetchnął głęboko. I wybił się do góry. Wyciągnął rękę z piłką do góry.
Rzucił prawą ręką. Piłka leciała dość płasko i wolniej, jednak nie tak wolno. Ledwo co się obracała.
A inspiracją do utworzenia tego nie było High Projectile Three, tylko...
Formless Shot. Który Aomine robił z każdego miejsca i z każdej pozycji. Również bokiem.
Kula wpadła do kosza.
Trybuny zamarły.
To był przedsmak techniki, zwany Side Three.
Po chwili na hali wybuchły wrzaski.
-Woooooooooow!
-Co to za poza? Wygląda jakby robił wsad!
Dokładnie. Kamata, który miał problem z opanowaniem swojej siły podczas wykonywania trójek, uczył się rzucać w ten sposób, by wytracić jej nadmiar podczas rzutu. Rezultatem była właśnie Side Three oraz tajemnicza technika, nad którą pracował.
Side Three była zaledwie wstępem do owej techniki, takim półproduktem. Wiedział, że musi mieć coś dobrego na eliminacje.
W którym czekało na nich Shutoku. Gdzie czekał Midorima.
-Tego się nie spodziewałem! - zawołał Nakamura, uderzając go w plecy. - A więc to ćwiczyłeś cichaczem!
-Nadal nie jest idealnie. - przyznał chłopak. - Ale musimy zdobyć przewagę!
Kaori uśmiechnęła się lekko.
-Dobra robota!
https://youtu.be/JG5ovktRadg
Piłka dla Okamino. Hideaki rozejrzał się i rzucił do Nakamury. Ten widząc nadchodzącego przeciwnika oddał kulę środkowemu.
Shinji ruszył do przodu. I parł w stronę kosza. Mimo wszystko.
Chłopak wyskoczył do góry. Wraz z nim wyskoczyli Matsumoto i Hara, którzy zaatakowali go łokciami. Brązowowłosy wsadził piłkę, mimo ataków z obu stron.
Po chwili wylądował i niemalże stracił równowagę, bo Kazuya niedostrzegalnie, ale ostro go nadepnął.
Kaori syknęła.
-No prawie się udało...-mruknął Hanamiya, jakby udając, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że go słyszy. - Ciekawe czy utrzymają tą tchórzliwą taktykę?
Obróciła się w jego kierunku.
-Nie sądzę, by ta taktyka była tchórzliwa. Tchórzliwą taktyką można nazwać jedynie taką, gdzie gracze nie polegają na swoich umiejętnościach, tylko grają nie fair. A takie taktyki...-uśmiechnęła się złowrogo. - Lubimy niszczyć najbardziej.
Widocznie go zdenerwowała.
-Suka...
https://youtu.be/iqBHS41AdTo
Piłka dla Kirisaki Daichii. Hanamiya podał do Hary. Naprzeciw niego stanął Kamata.
Chłopak z grzywką tylko uśmiechnął się i przeszedł dalej. Shigeru warknął, gdy zderzył się z drugim skrzydłowym przeciwników. Kolejna ostra zasłona.
-Nie pozwolę! - zawołał Shinji i wybił mu piłkę. Zaraz jednak zgubił ją na rzecz Matsumoto, nie bez brutalnego potrącenia i ten wrzucił kulę do kosza. Kirisaki Daichii nie odpuszczało.
Kaori warknęła.
Nie pozwolę wam na to, wy cholerne dranie!
Hideaki wznowił grę. Podanie poszło do Kamaty, który przebiegł kilka kroków do przodu i oddał piłkę wbiegającej w środek Kaori.
A naprzeciw niej stanął Hanamiya.
-Tak bardzo chcesz umrzeć, Kasamatsu? - zapytał z kpiną w głosie. - Niedługo naprawdę może nie być co po tobie zbierać.
-Zamknij ryj, Hanamiya. - warknęła - Jedyną osobą, której pogrzeb będziemy dzisiaj oglądać, będziesz ty.
Przeszła po prawej stronie, jednocześnie przekładając piłkę do lewej ręki. Gdy tylko go minęła, natychmiast przekazała kulę z powrotem do prawej, ponieważ z tyłu czaił się Furuhashi.
-Ooo, ominęła ich obydwóch!
Miała czyste pole do kosza. Wyskoczyła.
-Czy to...-zaciął się Kagami.
Aomine zmrużył oczy.
Jednak nie. To był normalny rzut.
Pomimo ataków, Okamino wyszło na prowadzenie, dzięki trójkom Kamaty oraz Nakamury i rzutom Kaori, mimo to nie mogli odskoczyć, bo przeciwnicy zdobywali punkty oraz niesportowo ich zatrzymywali. Jednak Kirisaki Daichii nie pozwalało robić skrzydłowemu co żywnie mu się podobało. Nie mogąc zatrzymać Kasamatsu, skupili się na nim. Shigeru nie mógł oddać wiele razy oddać czystego rzutu, ale...
Blondyn skinął głową. Hideaki podał mu piłkę. Od razu podbiegł do niego Hara. Shigeru ugiął kolana, Kazuya wyskoczył do góry.
I zaraz balonik z gumy pękł, bo to była...
Zmyłka?!
Dopiero wtedy blondyn wyskoczył.
W takim razie pozostaje zasłona...
Furuhashi zasłonił sędziego.
Kamata zgiął się, kiedy jasnowłosy uderzył go prosto w żołądek.
-Choleraaaaa! - warknął i mimo wszystko wyprostował się i rzucił, zdobywając kolejne trzy punkty.
Hanamiya aż się zatrząsł.
-Haha! - zawołał blondyn, demonstrując wszystkim swój uśmiech. - Jestem najlepszy!
Kapitan Kirisaki Daichii zacisnął pięści.
-Wpienia mnie to jak cholera! - wywarczał - Załatwić ich! Wszystkich!
***
Zabrzmiał sygnał oznaczający koniec pierwszej kwarty. Zawodnicy zeszli z boiska i usiedli na ławkach. Kamata wydobył z torby kilka woreczków z lodem i część z nich rzucił w kierunku Ibuki. To oni najbardziej obrywali.
Ale prowadzili. I póki co, nikomu nic się nie stało.
Kaori usiadła na ławce. Póki co gra się toczyła z korzyścią dla nich. Na szczęście wszystkie zagrania Kirisaki Daichii udało się ograniczyć do siniaków. Ale nie zdołali im wiele odskoczyć.
By wygrać, musieli zaryzykować. A nie chować się po kątach. To akurat była racja, ale...cały skład był na boisku. I w gruncie rzeczy to ją powstrzymywało. Świadomość, że jeśli którykolwiek z nich oberwie, zostaną w czterech.
https://youtu.be/yGdG03Y11_s
Dzień, w którym Kumiko miał odwiedzić chłopak był dniem rozpadu klubu Okamino. Gdyby wiedziała, co ją czeka w domu, zostałaby w szkole jeszcze dłużej. Smutna i wściekła z powodu porażki, rozwalenia się klubu, zdenerwowana gadaniem tych wszystkich zdrajców wróciła do domu.
Drań doskonale wiedział, jaki wybrać termin.
Otworzyła drzwi wejściowe. Wiedziała, że pewnie już jest tam ten chłopak, którym tak zafascynowała się Kumiko i pewnie siedzą na wprost od wejścia, w salonie.
Ale nigdy. Nigdy, nawet w najgorszych koszmarach jej się nie śniło, że wejdzie do domu, a tam wraz z jej siostrą będzie sobie spokojnie siedział...
Stanęła jak wryta.
-Co do kur...?!
Ze wszystkich, możliwych...
-Co...-szybkimi krokami podeszła do kanapy i chwyciła go za koszulkę w akompaniamencie pisku siostry. - Co ty tutaj robisz...Hanamiya?!
Kumiko znieruchomiała, a na twarzy czarnowłosego malował się uśmieszek, ale tylko ta dwójka koszykarzy wiedziała, w jaki sposób się uśmiechał.
-Ja? - zapytał tonem, w którym brzmiało szyderstwo. - Przyszedłem tu do Kumiko-chan.
-Zostaw go! Co robisz! - zapiszczała jasnowłosa, szarpiąc ją za rękę. Rozległ się tupot, to Kana zbiegała po schodach.
Ale ona widziała tylko twarz Hanamiyi.
-Fakt, że przerżnęłaś mecz nie znaczy, że możesz się wyżywać na kimś obcym! - wywarczała najstarsza.
Kaori opuściła ręce. Makoto stanął prosto, niby się otrzepując, udając całkowicie zaskoczonego.
-Ty nie wiesz, kto to jest. Ani kim jest.
-Owszem, wiem. - odparła Kana - Chłopakiem naszej siostrzyczki. I nie zachowuj się, jakbyś miała syndrom starszego brata.
-Tsk. Zamknij japę, bo ci przywalę. Nie masz o niczym pojęcia!
W tamtym momencie po prostu wyszła z domu. W głowie się to wszystko nie mieściło. Pół dnia spędziła szlajając się po Tokio w ogromnym deszczu. Deszcz zawiódł ją w końcu do MajiBurgera, a tam zaczepił ją...
-O, kogo ja tu widzę. - podniósł wzrok czarnowłosy - Cud Teiko, Kasamatsu Kaori-chan.
-Imayoshi-san.
Przyjrzał się jej badawczo. Normalnie by aż nią wzdrygnęło.
-Widziałem wasz wczorajszy mecz z Yosen.
-Mogę? - skinął głową, opadła na krzesło obok. - Daj spokój.
-Huuh? - nagły błysk pojawił się w jego oczach, spojrzał na nią znad okularów. - Coś mi mówi, że musisz coś z siebie wypluć. I to coś naprawdę trującego.
No tak. Paskudna umiejętność czytania z twarzy. Ale jakże przydatna w meczach.
Wzruszyła ramionami.
-Nie będę się spowiadać.
-Fakt. Mecz zawaliliście, odpadliście z mistrzostw, Klątwa Mistrzów znów was złamała...chyba nie może być gorzej?
Człowieku, drużyna się rozleciała, nie ma już klubu, nie ma już szansy na puchar w tym roku, a...
Parsknęła ironicznym śmiechem.
-Może, jeśli istnieje zagrożenie o nazwie Hanamiya Makoto, w rodzinie.
Do dzisiaj nie wiedziała, czemu wtedy mu to powiedziała. Czy może po prostu musiała się komuś wygadać, a on pierwszy się napatoczył. Czy może dlatego, że był jednym z nielicznych, którzy naprawdę dobrze znali Hanamiyę i mógł zrozumieć całą sytuację.
-Ulala. - stwierdził czarnowłosy - Faktycznie zagrożenie na skalę globalną. Ale...-rzucił w nią ostatnim hamburgerem. - Po to cię mają.
-Huh? - podniosła głowę.
-Mówię, że...-chłopak zaczął wstawać od stołu. - Poradzisz sobie ze wszystkim.
Wyrzucił śmieci do kosza i już się miał zbierać, kiedy go zatrzymała.
-Imayoshi-san! - przystanął i spojrzał na nią.
Parsknął śmiechem.
-Wiesz, co jest w twoim stylu, Kasamatsu. Wszyscy to wiedzą. I to znaczy tylko tyle, że albo Hanamiya wie, w co się pakuje, albo jest kompletnym głupkiem.
A to drugie wypadało. Co jak co, ale gość miał łeb na karku, więc...
-Dziękuję!
Tylko...
Co on do cholery chciał osiągnąć i dlaczego?!
Kiedy wróciła, on akurat wychodził. Minęli się w przejściu.
-Pamiętaj...-szepnęła z niesamowitą wrogością. - Jeden fałszywy ruch, Hanamiya i nie będzie czego po tobie zbierać.
-Kapitanie! - zawołał Ibuka - Nie możemy cały czas, poza rzutami za dwa i trzy z zewnątrz, polegać na tobie w głównym ataku! Co z tego, że jesteśmy w całości, skoro cały czas siedzą nam na ogonie!
Kaori wypuściła powoli powietrze z płuc.
-Ibuka. Rozumiem to. Rozumiem was wszystkich. Ale ryzyko jest ogromne! - wstała, zaciskając pięści. - Wiesz, co zrobił Kayu-sanowi. Tak samo potraktował Kiyoshiego! Co ja, do cholery, zrobię jeśli któremuś z was coś się stanie?! Żadnego z was nie mogę stracić!
Jednak nie tylko Shinji miał poważną minę. Wszyscy czterej ją mieli. Ponieważ już dzień wcześniej podjęli jednakową decyzję.
https://youtu.be/FTFJmrkHPgo
Hideaki odetchnął.
-Jesteśmy gotowi na podjęcie tego ryzyka. - powiedział.
Kaori zamrugała.
Zrobią absolutnie wszystko co ich w mocy, by wygrać, a właściwie zagryźć na śmierć Kirisaki Daichii. W zeszłym roku senpaie oberwali. Oberwali i mimo to wygrali.
-Co ma być to i tak się stanie.- powiedział Kamata - Będę punktować częściej niż oni.
-Na spełnienie mojego marzenia jeszcze jest za wcześnie. - odezwał się Rin - Trafię każdy dwupunktowy rzut. I nie pozwolę Hanamiyi przejść pod nasz kosz.
-Wykorzystam to, czego nauczył mnie Kobori-senpai. - mruknął Ryuji - Ich obrońca zostanie zneutralizowany.
-A ja biorę na siebie zbiórki. - odezwał się po chwili milczenia Ibuka. - Szalej jak dotąd, kapitanie, ale środek zostaw mnie.
Jak mogliby im spojrzeć w oczy, jeśli nie zrobiliby tego samego? Jak mogliby stanąć przed nimi jeśli bali się pójść w sferę największego rażenia? Rozumieli, o co chodzi kapitan. Szanowali to.
Ale dłużej nie mogli tak grać. Pójdą na całość, a co ma być, to i tak będzie.
Parsknęła śmiechem.
Właśnie staliście się Wilkami z Tokio.
-Dobra. - drużyna podniosła głowy - Zróbmy to.
Kirisaki Daichii za dużo się nie zastanawiało. Po prostu mieli robotę do wykonania.
-Aż mi jest ich żal. - stwierdził Furuhashi. - Im bardziej szaleją, tym gorzej skończą.
-I tak pod koniec staną się zwykłymi śmieciami. - powiedział Yamazaki, odkładając bidon na ławkę - Zacznijmy już, bo zaczyna mnie to wkurzać.
Hanamiya nic nie mówił. Jedynie spojrzał na śpiącego Seto.
Jeszcze nie teraz...
Zabrzmiał gwizdek, oznaczający koniec przerwy. Furuhashi już wychodził na boisko.
-Ej. - Kazuya walnął go w bok - Zamienimy się.
Niski skrzydłowy uniósł brwi.
-Chcesz stawić czoła tej dziewczynie z Pokolenia Cudów? Rozgryzłeś jej technikę, czy co?
Jasnowłosy wzruszył ramionami.
-Tu nie ma co rozgryzać. Po prostu słyszy ruchy przeciwnika i nic się z tym nie da zrobić. Nie ma nikogo, kto stałby jak słup. Ale tobie łatwiej będzie zatrzymać tamtego skrzydłowego.
-Huh? Sugerujesz, że...
-Nic nie sugeruję! - powiedział Kazuya, uderzając go jeszcze raz. - Zwyczajnie zostaw to mnie!
***
https://youtu.be/RLhaSbIqDNk
Piłka dla Okamino. Shinji pobiegł do przodu, ale stracił kulę na rzecz Matsumoto. Środkowy Kirisaki Daichii popędził z atakiem, jednak brązowowłosy nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Cofnął się szybko i zaczął kryć przeciwnika.
Zarówno Ibuka jak i Hideaki przez cały obóz i wakacje poprawiali swoją umiejętność krycia. Teraz długie godziny spędzone na treningach i słuchaniu wyzwisk pół żartem pół serio od kolegów z Kaijou procentowało - Matsumoto nie mógł go w żaden sposób minąć i był zmuszony oddać piłkę Yamazakiemu.
Do obrońcy od razu podskoczył Nakamura. Nie stał jednak tak blisko, jak podczas normalnego krycia.
Przyglądałem ci się od początku meczu...
Analysis!
Już spiął mięśnie nóg!
Wobec tego!
Przeciwnik rozszerzył oczy, kiedy jasnowłosy wyskoczył przed nim, nie pozwalając mu oddać rzutu.
To także była nowa technika, ale tym razem Nakamury - Intelligent Defence. Dzięki Analysis, czyli jak sama nazwa wskazuje, analizowaniu przeciwnika, mógł przewidzieć jego ruchy. A dzięki temu, że rzucającemu obrońcy zawsze chwilę zajmuje przygotowywanie się do rzutu mógł zareagować. Na jego obecnym poziomie, Inteligent Defence nie działała przeciwko szybkim i silnym przeciwnikom. Psychicznie był na idealnym poziomie, musiał się wzmocnić fizycznie.
Zrobił to co chciał, udało mu się wybić piłkę przeciwnikowi.
-I o to chodzi! - Hideaki przechwycił kulę i korzystając z chwilowego zamieszania wrzucił ją do kosza, za piękne dwa punkty.
Zawodnicy Okamino przybili sobie piątki.
-Noo...dałeś radę! Widzisz, potrzebujesz jedynie pewności siebie!- zawołała Kaori, uderzając jasnowłosego w plecy i uśmiechając się. Jego i resztę zdziwiła nieco ta reakcja kapitan, rzadko tak beztrosko się zachowywała podczas meczów. - No co? - prychnęła, widząc ich reakcję - Powinniście mnie zobaczyć w gimnazjum! Nie jestem takim ponurakiem na jakiego wyglądam! Co nie zmienia faktu, że trzymanie was w ryzach jest cholernie trudne i przez kapitanowanie trzeba być choć trochę ważniakiem! Miejcie respekt, pierwszaki!
-Hahahahahahahaha! - roześmiał się ni z tego ni z owego Kamata. Po chwili dołączyła do niego cała reszta.
Jakby chwilowo zapomnieli o meczu i o tym z kim grali. Ucieszyła ich ta chwila, w której wszystko wyszło im idealnie oraz rozbawiły słowa ich kapitan.
Wreszcie wyglądali jak prawdziwa drużyna.
A Kaori śmiała się wraz z nimi i po raz pierwszy czuła się z nimi jak z chłopakami z Teiko.
Wreszcie czuli się jak prawdziwa drużyna, jak przyjaciele. Wreszcie nimi byli.
Pomimo tego, że w najgorszym stylu przegrali na Inter-High. To nie było już ważne. Liczyło się to, co było w tym momencie. Teraz właśnie walczyli o Winter Cup.
Szeroki uśmiech nawet nie zszedł z jej twarzy, kiedy spojrzała na Hanamiyę.
Jedynie przejechała kciukiem po szyi.
***
https://youtu.be/8DUzUthSBi8
Kaori biegła do przodu. Na jej drodze stanął Hara.
W tym momencie są tylko dwie możliwości. - pomyślał - Przejdzie z prawej albo z lewej. Podać nie poda, bo wszyscy inni są obstawieni.
Granatowowłosa kozłowała piłkę. Nadal.
Kazuya cierpliwie czekał.
Dziewczyna jednak wyskoczyła do tyłu.
-Fadeaway?!
I wyrzuciła piłkę do góry.
41:37
-Moja szkoła! - wydarł się Yukio, machając pięścią z radości. Dopiero po chwili zorientował się, że Kise przygląda mu się z dziwnym wyrazem twarzy - Co się tak gapisz, idioto?
-Nie, po prostu...-uśmiechnął się blondyn i spojrzał z powrotem na boisko. - Przypominasz mi Kascchi z gimnazjum, Kasamatsu-senpai.
-Pf!
Gra toczyła się dalej. Kamata po raz kolejny, z podania Rina, wrzucił piłkę do kosza.
Hanamiya tylko się przyglądał. Robił to od dłuższego czasu. I po chwili uśmiechnął się paskudnie. Brakowało mu jeszcze paru informacji.
Kirisaki Daichii poszło do przodu. Podanie od Hanamiyi, poprzez Matsumoto trafiło do Furuhashiego. Naprzeciw niego znowu stanął Nakamura.
Dwójka obrońców stała twarzą w twarz.
Hara pobiegł w ich kierunku, chcąc zapewnić obrońcy pole do działania, poprzez zasłonięcie widoku sędziego. Ale zatrzymał się, bo pojawiła się przed nim Kaori.
-Przykro mi. - mruknęła - Ale nigdzie się nie wybierasz!
Nakamura po raz kolejny rozpracował obrońcę. Okamino poszło z kontrą.
Czterdzieści cztery do trzydziestu siedmiu, Wilcza Akademia wreszcie zwiększała swoją przewagę.
Kirisaki Daichii wznowiło grę. Hanamiya podał w kierunku Hary, ale przechwyciła to Kaori, która oddała piłkę Rinowi.
Hideaki rzucił piłkę w kierunku Ibuki. Jednak na linii podania pojawił się Hanamiya.
Kasamatsu zmarszczyła brwi.
Makoto przechwycił piłkę i podał do Furuhashiego. Ten uciekł Nakamurze i rzucił piłką w kierunku kosza, jednak nie trafił.
Ibuka przesunął się do przodu, chcąc wyskoczyć do zbiórki, ale Matsumoto go przydepnął.
Kono yaro...
Po czym sam złapał piłkę i wrzucił ją do kosza.
Ibuka stanął zaciskając pięści. Hanamiya uśmiechnął się szyderczo. Doskonale wiedział, że środkowy, który był jego celem od samego początku wkrótce straci cierpliwość. Co jeszcze lepiej, właśnie rozgryzł schematy przeciwnika.
-Hahaha...-parsknął Imayoshi - Kto by się spodziewał, że uprzedzą swoje podania.
Okamino kolejny raz wznawiało grę.
Rin zacisnął zęby. Rozejrzał się i podał dokładnie do kapitana. Jednak linię podania ponownie przeciął kapitan Kirisaki Daichii.
Co bacznie obserwowali Nakamara i Kaori.
Pięćdziesiąt trzy do czterdziestu czterech, z przewagą dla Wilczej Akademii.
Oboje kapitanów zmierzyło się morderczym wzrokiem.
Gwizdek przerwał zmagania obu drużyn.
***
https://youtu.be/yGdG03Y11_s
Zawodnicy zeszli do szatni.
-Odskoczyliśmy im, ale nie za dużo. - stwierdził Ryuji, zaciskając dłonie na bidonie. - Jeśli utrzymamy tę taktykę, powinniśmy wygrać. Jednak ich brudne zagrania naprawdę utrudniają grę.
Kamata założył ręce na klatce piersiowej.
-Wiesz...teraz to mogę spokojnie stwierdzić, czy dla senpaiów nie powinniśmy postarać się bardziej? Wygrajmy to, chłopaki! - uśmiechnął się szeroko, a pozostali mu przytaknęli.
-W końcu obiecaliśmy wyprawić tutaj pogrzeb tej mendzie.
Kaori siedziała na ławce, z ręcznikiem na karku.
Przez jakiś czas było spokojnie. Hanamiya zgrywał milusińskiego. Zdążył już kupić zaufanie i matki. Ojciec jak to ojciec - za dużo sobie z tego nie robił. A ona...próbowała przemówić do rozsądku siostrze, ale ta jej nie uwierzyła. Zresztą, jak reszta.
I znowu, do cholery, miała rację.
Pewnego dnia wszystko pękło. Kumiko wróciła z płaczem i poszarpana do domu...Makoto lubił patrzeć na ból innych. Napawał się tym. I nie oszczędzał ani na słowach, ani na niczym innym.
Jeszcze jakby był to koniec. Ale nie był. Młoda miała dwanaście lat. I wydawało się jej, że w tamtym momencie cały sens wszystkiego przepadł. To była totalna głupota.
Kaori zacisnęła pięści.
Bez względu na wszystko, ten mecz to twój pogrzeb.
-Za to mamy inny problem. - powiedział Rin, odgarniając czarne włosy z czoła. - Typek mnie rozpracował. Ogarnął już wszystkie moje schematy. I...-lekki uśmieszek wpełzł na jego twarz, mówił, udając poważny ton. - Coś powinniśmy z tym zrobić, nie sądzicie?
Na twarzach Wilków pojawiły się wielce mówiące uśmieszki.
***
https://youtu.be/PAbQJFo_C28
Rozpoczęła się trzecia kwarta.
-Huh?
-Co jest? - zabrzmiało na trybunach.
Makoto rozszerzył oczy, a Kaori zaśmiała się wrednie.
-Co, Hanamiya...myślisz, że tylko ty jesteś taki cwany?
Na boisku coś właśnie zaszło i prawie nikt do końca nie wiedział dlaczego tak się stało.
-Heh.- uśmiechnął się Imayoshi - Wygląda na to, że nie tylko on jest cholernie bystry.
To była prawda. Kasamatsu Kaori może postać w stosunku do kolegów z zespołu Teiko miała pokraczną, ale za to nadrabiała własną szybkością, piorunującym refleksem i przede wszystkim umiała rozgryźć niejednego przeciwnika, co pozwalało jej na jego kompletne zniszczenie.
-Trafił swój na swego.- dodał Wakamatsu. U góry Daiki parsknął śmiechem, środkowy spojrzał na niego z wrogością w oczach.- Masz jakiś problem?
-Swój na swego, oszalałeś?- mruknął Aomine. - Różnica między nimi jest podstawowa. Hanamiya ma zwyczajnie łeb jak sklep. Jest po prostu bystrzachą, potrafi rozgryźć schematy gry przeciwnika. A Kaori nie musi ich rozgryzać...Podczas gdy Hanamiya zużywa czas na to, by odgadnąć schematy gry, ona już je zna. Dodaj do tego, że siedziała rok nad taktyką na ten mecz. Ale teraz właśnie, to co działo się do tej pory...-pochylił się do tyłu. - Nic nie wniesie, bo...
-Znają siebie nawzajem. Uprzedzą swoje podania. Żadna drużyna nie zdobędzie punktu.- powiedział Imayoshi.
-Dokładnie tak. Dlatego...
Nakamura Ryuji rozgrywał.
***
https://youtu.be/iqBHS41AdTo
Plan był prosty. Nakamura już na obozie z Kaijou ćwiczył ostro rozgrywanie. Ślęczał nad tym wraz z pierwszoklasistami i drugoklasistami niebieskiej drużyny. Zasięgał porad u Kasamatsu Yukio. I w tym momencie to się przydało.
-Zrobimy zmianę. - powiedziała w szatni Kaori. - Hanamiya rozgryzł wszystkie nasze schematy z Hideakim jako rozgrywającym. Jest pewien, że ma nas w swojej pajęczej sieci. Zajęło mu to prawie dwie kwarty.
Wilki popatrzyły na siebie, a na ich twarzach malowało się rozbawienie połączone z lekką nutką szyderstwa, a było to spowodowane niczym innym jak złością do przeciwników.
-A my...zmienimy rozgrywającego. - uśmiechnął się Kamata.
-Właśnie tak. Obojętnie jakim jest mądralą, rozgryzienie kolejnego schematu zajmie mu drugie tyle czasu.
-Hahahaha! - Imayoshi mógł się naprawdę uśmiać na tym meczu. - Geniusz przegania geniusz, Kasamatsu. Kto by się spodziewał, że ten obrońca jest również rozgrywającym.
Hanamiya zacisnął pięści. Plan wprowadzenia Seto przy pierwszej lepszej możliwości, by złapać Okamino w pajęczą sieć spalił się na panewce. Podania pod koniec drugiej kwarty sam zdołał ogarnąć, w trzeciej zamierzał wesprzec siebie inteligentnym środkowym, ale Wilki go rozgryzły. Zmieniły rozgrywającego, tym samym zmienił się schemat gry.
To właśnie Okamino między innymi ćwiczyło na treningach. Grę prowadzoną przez dwóch różnych rozgrywających.
I właśnie to pozwoliło Hideakiemu zdobyć pierwsze punkty w drugiej połowie meczu. On poprawił rzuty i ogólnie swoje umiejętności wraz z dryblingiem. A z Nakamurą współpracowało mu się równie dobrze, co z Shinjim. Rin był elastycznym graczem, między innymi dlatego jego główną pozycją był rozgrywający, chociaż teraz grał jako skrzydłowy. Miał ten wyjątkowy dar, który pozwalał mu się dopasować do dosłownie każdego.
-Wpienia mnie to jak cholera! - wywarczał Hanamiya. - Skoro prosicie się o śmierć, zaraz wam to załatwię!
Seirin weszło na salę. Stali na uboczu, obserwując mecz. Niedługo sami wchodzili na boisko, ale nie mogli odpuścić sobie obejrzenia choć drugiej połowy meczu.
-Jest wścieknięta od samego początku. - zauważył Kagami, opierając się przedramionami o barierki.
-Nie dziwię jej się. - powiedział Hyuga - Ponieważ jest tam On.
Taiga zesztywniał.
-Im też...-zaczął, ale nim dokończył, kapitan mu to potwierdził.
-Tak. W zeszłym roku, ich wicekapitan...
Kula zakręciła się na obręczy.
-Tsk. - warknął Hideaki, kiedy wypadła poza obręb kosza. Nie mógł dobrze wycelować w takich warunkach.
Hanamiya przechwycił piłkę. Na jego drodze stanęła Kaori. I przechwyciła kulę. Oddała od razu do Nakamury.
Długie podanie poszło do środkowego.
Makoto nagle zatrzymał się. I uśmiechnął wrednie.
Ibuka ruszył w stronę kosza, kozłując piłkę. Był coraz bliżej aż w końcu wyskoczył do góry, chcąc wrzucić kulę do kosza. Po jego obu stronach wyskoczyli zawodnicy przeciwnej drużyny.
Hanamiya pstryknął palcami.
Kaori rozszerzyła oczy.
https://youtu.be/zT-b7WEtZ9s
Wicekapitan zmierzał w stronę kosza, po dostaniu podania. W momencie, w którym wyskoczył, wszystko jeszcze wyglądało normalnie. Ale gdy lądował...
-Nie, czekaj, Ibuka! - bez wahania ruszyła do przodu, nie zważając na otoczenie, ale dwóch zawodników Kirisaki Daichii postawiło natychmiastową zasłonę, dość brutalną i z rozpędu zderzyła się twarzą z łokciem jednego z nich.
Krew spłynęła jej z nosa.
Cholera...!
Tymczasem piłka wpadła do kosza, a środkowy opadał wraz z dwoma pozostałymi przeciwnikami....
Noga Hanamiyi spotkała się z kolanem wicekapitana. Ten runął na boisko, a z jego ust wyrwał się krzyk bólu.
TRZASK!
Zrobił się spory bałagan, bo cała trójka się zderzyła. I w tym kołchozie...
-Kayu! Kayu-san! - cała drużyna wybiegła na boisko, ich genialny wicekapitan zwijał się z bólu i wszystko wskazywało na naprawdę poważną kontuzję.
Ibuka Shinji leżał na parkiecie, trzymając się za lewą nogę, poniżej kolana, zwijając się i sycząc z bólu. Migiem cała drużyna go otoczyła.
Historia potoczyła się kołem, a ona do tego dopuściła.
Zacisnęła zęby.
Zwinęła dłonie w pięści.
-Nie rób sobie jaj! - zanim Ayagewa zdążył zareagować, stała już przy Makoto, trzymając go za koszulkę. A ten miał wyraz twarzy tak obojętny jak zawsze. - Zrobiłeś to celowo!
-Nie wiem o czym mówisz. - wzruszył ramionami - Baakaaa...
Czarnowłosy uśmiechnął się triumfalnie.
-Kuso...Kuso...Kusooo! -wrzasnęła - Niech cię wszyscy diabli, Hanamiya!
Drań...zabiję, zatłukę, rozerwę na...
Pomścij mnie. W koszykówce.
Wszystko jakby ucichło. Cały zgiełk. Krzyki dochodzące z trybun. Wszystko. Nawet własne myśli.
Słyszała jedynie swój własny oddech. I nic poza tym.
-Ten sędzia to jest chyba ślepy! - wywarczał Kise, zaciskając pięści. - Przecież to był ewidentny faul!
-U nas to nie byłby taki problem. - powiedział Yukio - Ale oni nie mają ławki. Zostają we czwórkę.
-Co by nie mówić, takich pojedynków nie ogląda się z przyjemnością. - odezwał się Moriyama.
Zabrzmiał gwizdek, oznaczający czas sędziowski.
Granatowowłosa, która dotąd klęczała, wstała na równe nogi, nie spuszczając wzroku z kapitana przeciwnej drużyny. W jej ślad poszła cała reszta zespołu, wyłączając kontuzjowanego.
I wtedy się pojawiła.
Jeszcze bardziej krwiożercza aura niż dotąd, do tego wręcz ponura, mroczna. Cztery wygłodniałe wilki właśnie obserwowały swoją ofiarę.
***
https://youtu.be/nflmoC2UgnA
Dwie minuty. Tyle dostali. Tyle, by wymyślić co i jak. Tyle, by zmienić taktykę w ten sposób, by wygrać w czwórkę przeciwko pięciu.
Środkowy został zniesiony na noszach z boiska. Nie mógł sam iść. Co prawda samodzielnie udało mu się wstać, co jedynie było szczęściem w nieszczęściu - przynajmniej na tę chwilę wydawało się, że to nie jest kontuzja z tych typów, które wyłączały zawodnika z gry na długi okres czasu.
Kaori siedziała na ławce, a trzech graczy stało przed nią. Miała opuszczoną głowę, nad czymś intensywnie myślała.
Jak mogłam do tego dopuścić...To prawdopodobnie nie jest strasznie poważna kontuzja, ale gramy teraz w czwórkę, a to nie ostatni mecz. Przed nami jeszcze gra z Shutoku.
Kamata patrzył w ciszy na kapitan. Tak jak i reszta doskonale zdawał sobie sprawę, że muszą wygrać mecz. Już nie tylko dla senpaiów. Ale dla siebie. Dla Shinjiego.
Dla Shinjiego, który prawdopodobnie był już wyłączony z następnego meczu, z Shutoku.
Hideaki zacisnął pięści. Brązowowłosy był jego najlepszym kumplem. Przeciwnicy ostro go wkurzyli, przepuszczając atak na środkowego. Nie zamierzał im odpuścić. Nie zamierzał robić tego od samego początku.
Razem byli w gimnazjum. Razem poszli do tej samej szkoły średniej. Zawsze jedna ławka, jeden klub, jedna klasa.
Hideaki doskonale sobie zdawał sprawę, że jego marzenie nie ma jeszcze zastosowania w prawdziwym meczu. Jedyne, co mógł zrobić, to zniszczyć przeciwników tym, co miał.
-Nie pozwolę, by wygrali. To my pojedziemy na Winter Cup, a nie oni!
-Popieram! - Ryuji uderzył pięścią w otwartą dłoń.- Nie tylko dla senpaiów...ale i dla nas samych!
Kaori wypuściła powietrze z płuc. Stopniowo się uspokajała...ale nie w ten sposób. Pożar, owszem wygasał, ale na jego miejsce ciągnęły czarne chmury.
Ibuka. Kayu-san. Ayagewa-san. Ja przysięgłam. I...
Kumiko ledwo uratowano. Co by było, gdyby matki nie było na miejscu - wolała nie wiedzieć. Ale spowodowało to jeszcze większą złość do Hanamiyi niż dotychczas.
Kiedy wbiegła do szpitala, nie było jeszcze nic wiadomo. Urwała się z zajęć szkolnych, gdy tylko usłyszała co się stało.
Stała wówczas na tym białym korytarzu i zaciskała pięści.
Zabiję...jak psa.
Kiedy wreszcie mogli do niej wejść, weszła równocześnie z Kaną. Kumiko była wciąż roztrzęsiona, opowiedziała im co zaszło, co ponownie zwiększyło jej nienawiść w stosunku do poprzedniej. Jakby porównywać płomień świeczki do pożaru lasu.
To miała być zemsta na niej.
Kontuzjował Kayu-sana. A teraz zabrał się za jej siostrę w odwecie.
Mógł się mścić na różne sposoby.
Ale wybrał sobie ten najgorszy.
I jednocześnie jedyny, którego nie powinien wybierać. Doskonale o tym wiedział. I dlatego to zrobił.
Wypuściła powietrze z płuc i zaczęła iść w kierunku wyjścia, trącając siostrę lekko w głowę.
-Zostaw to mnie, głupku. Sprawię, że pożałuje za wszystko.
Na popołudniowym treningu, choć to był już ten okres, kiedy prawie już nikogo nie było w drużynie, po raz pierwszy jej zabrakło. Zamiast wrócić do szkoły, ruszyła prosto pod budynek Kirisaki Daichii. Wiedziała, że tam będzie. Nie przejmowała się niczym, czy różni się mundurkiem, czy spotka jakiegoś nauczyciela. Po prostu weszła tam szybko i równie szybko zwietrzyła Makoto.
-Hanamiya!
A ten celowo zaczął przed nią uciekać.
Nie wiadomo jak i gdzie by się to skończyło. Ale Ayagewa się zorientował.
I do dzisiaj nie wiedziała jakim cudem.
-Hanamiya! - wydarła się po raz ostatni, nim kapitan wywlókł ją siłą z terenu szkoły. - Obiecuję ci jeszcze raz...zniszczę cię!
-Kapitanie?
Nie było co się wstrzymywać. Co się stało, już się stało i nie mogła cofnąć czasu. Priorytetem było, by nikt nie uległ podstępnej grze Kirisaki Daichii, ale nie udało się to. A drugą z kolei sprawą miało być opanowanie. Opanowanie, którego nie było od początku.
Opanowanie, które było kluczem do wytarcia podłogi twarzą Hanamiyi Makoto, z zimną krwią, niezachwianie, bez żadnych uczuć.
Ale pierwszy plan poszedł w diabły z chwilą, gdy Ibuka doznał kontuzji.
Za to wszedł plan drugi, który choć pojawił się nagle, był i tak częścią wielkiej układanki różnych wersji na ten mecz, którą Kaori wymyśliła, by zagnębić Hanamiyę na śmierć. Tyle, że stał się jeszcze bardziej krwiożerczy.
Aura, która trzaskała wokół nie była pożarem, tak jak na początku. Teraz była pozbawiona wszelkich uczuć, zimna i bezlitosna, żądna krwi jak nigdy dotąd, wściekła, jak sztorm, którego nikt nie zatrzyma, który pochłonie wszystko na swojej drodze i wciąż mu będzie mało.
Skończyły się żarty.
Skończyły się jakiekolwiek kombinacje.
Nie zamierzała już wytrzeć podłogi jego twarzą.
Zamierzała rozwalić ją o parkiet.
-Pamiętajcie. - rzuciła, po wyjaśnieniu taktyki, zanim weszli na boisko. - Pod żadnym pozorem nie traćcie głowy.
***
https://youtu.be/5rkiNY7vJRE
Trzecia kwarta właśnie miała zostać wznowiona. Wilki pozostawały w czwórkę, nie mając żadnego zmiennika.
Czwórka kontra piątka. Osłabiony środek.
Tylko teoretycznie.
-Huh? - Imayoshi spojrzał na kapitan Okamino, która mierzyła wzrokiem Hanamiyę. - Ona zaraz go rozszarpie na strzępy gołymi rękoma. Nigdy nie widziałem większej żądzy krwi. Zresztą...to nie tylko ona sama tak emanuje.
To była racja. Cała drużyna wyglądała właśnie na pozbawioną wszelkich skrupułów, przerażającą i żądną krwi, żądną masakry.
Kise aż się wzdrygnął.
-Tylko raz widziałem ten wyraz twarzy. Kascchi go zamorduje.
Aomine parsknął śmiechem. Za to Midorima stał jakby oszołomiony, z nieco zaskoczonym wyrazem twarzy.
-Shin...chan?
-Przypatrz się Takao. - powiedział cicho - Tak wygląda Kasamatsu, przed zadręczeniem swojego przeciwnika na śmierć. Jeśli wchodzi w taki stan, stan bestii, to nie będzie co zbierać po jej przeciwniku.
Lada chwila gra miała zostać wznowiona.
-Kapitanie...-mruknął Kamata, a Kaori zatrzymała się. - Yyy...koszulka.
Skierowała wzrok na strój. Faktycznie, na cyferce widniała krew. Zmarszczyła brwi.
Podeszła do ławki i złapała leżącą tam koszulkę. Za dużą, za szeroką, ale mającą znaczącą wartość, koszulkę poprzedniego wicekapitana Akechiego, dla którego zamierzała zgnieść Hanamiyę.
Spojrzała na sędziego, który kiwnął głową.
Wyszła na moment poza salę i po chwili wróciła, z numerem siedem na plecach. Zakrwawioną koszulkę rzuciła na ławkę.
Uderzyła jedną dłonią zwiniętą w pięść w drugą, otwartą.
Nie mówiąc nic.
Gra została wznowiona przez Nakamurę. Pierwszy rzut i...
https://youtu.be/lkUNEBkf0FY
Podanie trafiło do Kaori. Cień padał na jej twarz, gdy stała przed Hanamiyą, kozłując piłkę. Mierzyła go złowrogim spojrzeniem.
Pomścij mnie. W koszykówce.
To tylko wstęp, Hanamiya. W następnym meczu z pewnością cię zniszczę.
Nasz kolejny mecz, to będzie twój pogrzeb.
Zostaw to mnie, głupku. Sprawię, że pożałuje za wszystko.
Obiecuję ci to jeszcze raz...zniszczę cię!
Nie będzie ani miligrama litości.
-I co, Kasamatsu, heh.- zaśmiał się. - Coś ci nie wychodzi. Czyżby ta twoja obietnica była nic nie warta?
Nie.
Uspokój się.
Mam dość.
Chrzanię to wszystko...
Pierdolę te wszystkie taktyki, kombinacje.
Wali mnie to, że tego oczekujesz. Wbiegnę w twoją pułapkę i zniszczę ją od środka.
Nie obchodzi mnie, co będzie jutro, co będzie później...Nie będę się ukrywać. Możecie patrzeć, ile chcecie.
To koniec.
Rozwalę cię tu i teraz!
Wypuściła powietrze z płuc.
Rozszerzył oczy, gdy go minęła. Instynktownie wysunął łokieć do tyłu, chcąc ją niesportowo zatrzymać, ale nic nie wyczuł.
Hanamiya odwrócił się, Kaori już dawno za nim nie było.
-Szlag! - zaczął się wracać, nie zważając na nic.
Cień wciąż padał na jej twarz. Podbiegło do niej dwóch zawodników. Wystarczyło jej jedno spojrzenie i minęła ich, używając Manipulacji Kryciem. Obaj wpadli na siebie.
Podniosła wzrok, widząc nadbiegającego Harę przekazała piłkę z prawej ręki do lewej i minęła go, niczym błyskawica, a kula przeszła między jego nogami. Temu tylko ze zdziwienia pękł balonik utworzony z gumy, bowiem szybkość była taka, że nie miał szans zareagować. Chociaż to nawet nie był ułamek normalnej prędkości, którą wyzwoliła.
I była coraz bliżej kosza przeciwnika. Wciąż szła do przodu i nikt nie mógł jej zatrzymać.
Tymczasem Hanamiya nie zamierzał dopuścić do stracenia punktów. Zaczął wracać dokładnie w tym samym momencie, w którym się zorientował, że jej nie zablokował. Biegł jak głupi, ale...
-Szybki jest!
Zawodniczka była już blisko sfery podkoszowej.
-Dwutakt? - Hyuga pochylił się do przodu.
Kasamatsu Kaori wyskoczyła z linii rzutów wolnych. W jej ślady poszedł Makoto, który ledwo nadążył. Wyskoczył później, niżej, ale...
Jak chce rzucić pod takim kątem?
-Nie, to...-zaczął Kagami.
-WSAD?! - wydarł się Wakamatsu.
Zniszczy wszystkie jego zagrania. Zniszczy jego samego. Zrobi to samo, co on zrobił, ale w prawdziwej walce, nie uciekając się do podstępów.
Gdzieś miała, że nie używała ich jeszcze idealnie.
Zmiażdży go.
Wsadziła piłkę do kosza, z zamachu, z prostego ramienia i złapała za obręcz, jednocześnie powodując wytracenie równowagi przez Hanamiyę, który upadł na podłogę.
BUM!
Seirin zaniemówiło. Kagami siedział z rozwartą gębą, podobnie jak Takao. Nawet Midorima wydawał się wstrząśnięty. Sakuraia trochę zatkało, tak jak i Wakamatsu. Zawodnicy Kaijou znieruchomieli, z otwartymi ustami w niemym zdziwieniu. Na widowni zapanowała absolutna cisza.
Jedyne co musisz zrobić, co musisz zmienić, to stać się asem!
Ale po chwili eksplodowały wrzaski.
-Wooooohoooooo!
-Wygląda jak Demon! To Demon Błyskawicy!
A Aomine Daiki gdzieś w środku poczuł znajome uczucie.
Nareszcie.
Hanamiya, tak jak padł, siedział na podłodze, z głową uniesioną do góry, a jego wzrok wyrażał całkowity szok i zdenerwowanie. Gracze zarówno Kirisaki Daichii jak i Okamino stali jak słupy.
-Cholera...-odezwał się Hyuga - Kolejny, popieprzony potwór. Mieliśmy pieprzone szczęście.
-Ale co tu w ogóle zaszło, Shin-chan?
Nawet najlepsi gracze w trakcie meczu osiągają około siedemdziesięciu procent swoich możliwości. Także my, Pokolenie Cudów.
Ale nie dotyczy to Kasamatsu.
Może i nie zagra dzisiaj nawet na osiemdziesiąt jeden, ale zagra na osiemdziesiąt.
Bo może zdjąć ten jeden ogranicznik tych dziesięciu procent.
Nie.
Właściwie to nie jest tak, że może.
Te dziesięć procent więcej, które może osiągnąć, odblokuje tylko w takim momencie jak ten. Gdy potrzebuje dodatkowego gazu, ale bez sięgania do ostateczności. Nazywa się to...
Reinforcement. Technika pozwalająca na zdjęcie jednego ogranicznika, możliwa tylko wtedy, gdy gracz posiada nadzwyczajną wytrzymałość i z własnej woli się na to zdecyduje. Kiedy brakuje mu gazu. Ale to jest tymczasowy dopalacz, pozyskiwany z siły wewnętrznej człowieka. Nie miał nic wspólnego z przekraczaniem swoich możliwości, a właśnie przez to, że jest tymczasowe, że to wyjście, które powinno się użyć tylko w sytuacji awaryjnej, cena za użycie go była wysoka, co z kolei sprawiało, że rzadko kto się na to decydował.
-Ale dlaczego? Dlaczego nie pójdzie na całość?
-Ponieważ...-odezwał się Yukio - Gra jutro jeszcze jeden mecz. Ale...To i tak za dużo nie zmieni.
Trybuny szalały. Szalały, tak jak przy meczu Kaijou przeciwko Touou.
-Nawet on...-mruknął Imayoshi, parskając śmiechem - Się tego nie spodziewał.
Przed koszem Kirisaki Daichii stała Kaori. Ale wzrok wszystkich nie był utkwiony w niej. Ani nawet w tablicy.
Spojrzenia wszystkich widzów tkwiły w obręczy, którą Kasamatsu Kaori trzymała w prawej ręce.
"Reinforcement" to nie przekraczanie swoich możliwości, tylko tymczasowa sprawa. Co z kolei sprawia, że nie jest to droga do "Zone". Ale...i tak mentalnie...Jesteś gotowa- pomyślał Aomine - Stoisz przed Wrotami. Ale nie otworzą się. Bo tego nie jest mecz, w którym wszelkie niepotrzebne myśli znikają. W tej chwili napędza cię co innego, niż czysta chęć grania.
Stała na boisku. Ciałem. Ale myślami, była zupełnie gdzie indziej.
Przed wielkimi, żelaznymi wrotami.
Dotknęła ich.
Ja ich w tej chwili nie otworzę. Nie dlatego, że nie mogę. Tylko dlatego, że nie potrzebuję. A cokolwiek by to nie było, nie warte na niego. Jestem zdolna pokonać go teraz.
-...Nie musisz ich użyć.
Na boisku Kaori spojrzała w stronę przeciwnika, wzrokiem rozgniewanej bestii.
-Nie wejdziesz mi już w drogę, Hanamiya. Nigdy więcej. Rozszarpię cię tu i teraz!
__________________________________________________________________________________________
Hahaha, ale się wkręciłam. :D
I to nie jest tak, że ja nie lubię Hanamiyi. Aczkolwiek Kaori go nie cierpi, haha.
I od teraz następuje rozwój naszych bohaterów. Jak na dwadzieścia siedem rozdziałów wiecie już sporo o Kaori, trochę o przeszłości, sporo o teraźniejszości. Mogło Wam się wydawać, że pozostałe cztery postacie to takie drewniaki, które razem nie-myślą, bo właściwie tak wyglądało. Jednak oni będą się rozwijać z każdym kolejnym meczem, każdy będzie miał swoje pięć minut, łącznie z przeszłością.
Edit. soundtracki dodane
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top