Rozdział 21 - Jesteś moim rywalem

Yukio obudził się i rozejrzał po pokoju. Było już dobrze po drugiej w nocy, a pierwsze co zauważył to obecność śpiącego Moriyamy w pokoju, co znaczyło że wolne treningi dobiegły końca i wszyscy poszli spać. Kasamatsu wygrzebał się z łóżka i ubrał bluzę, po czym postanowił trochę pooddychać świeżym powietrzem. W porównaniu do rana czuł się lepiej, ale wciąż wszystko wskazywało na to, że kolejny dzień i tak spędzi w wyrku.

Wyszedł przed ośrodek i mimo wszystko zrobił dwie rundki. Po tylu latach codziennego trenowania nie mógł tak po prostu odpuścić, nawet jeśli był środek nocy. Przebiegł się i zaczął wracać, ale jego uwagę przykuł jakiś zgrzyt wydobywający się z siłowni.

Podszedł tam i zobaczył otwarte okno. Przelazł przez parapet i przeszedł do sali głównej, w której paliło się światło.

-Baka! - dopadł do kuzynki, która miała widoczny problem z podniesieniem dość ciężkiej sztangi. Razem odstawili ją na miejsce. - Co ty tu robisz o tej godzinie?

-Uch! - wypuściła powietrze z płuc, podnosząc się do siadu.- Mogłabym zapytać o to samo.

Kasamatsu rozejrzał się. Wszystkie sprzęty wyglądały, jakby były przed chwilą używane. Ile godzin już tu siedziała?

-Eech...jak tu wlazłeś, Yukio?

-Tak samo jak ty. - odpowiedział, z powrotem zwracając wzrok na dziewczynę. - Wyszedłem się przewietrzyć.

-O...-zerknęła na zegarek - Drugiej w nocy?

Okej, na tym go złapała.

-Ehm...

-Ech, baka aniki*...-powiedziała twardym tonem, jakiego on zazwyczaj używał i wstała.- Idziemy.

-Huh? - ciągnęła go za sobą aż pod piątą salę. - Co ty kombinujesz, baka? Wiesz która godzina?

-Godzina treningu. - uśmiechnęła się i weszła na salę, a on za nią. Nie zapalili światła, ale księżyc dość mocno świecił, mimo to za jasno to i tak tam nie było. Jednak nie mogli za bardzo zwracać uwagi -Jedna kwarta, Nii-chan. Jedna kwarta, a potem lecisz spać.

Chłopak parsknął śmiechem.

-Jestem za.

-To ja mam dla ciebie pewną ofertę, z obustronną korzyścią. - powiedziała, wyciągając piłkę ze schowka.

-No?

-Pokażesz mi jak rzucasz trójki, a ja...pokażę ci, jak kompletnie zatrzymać każdego zawodnika, w środku pola, nawet jeśli prowadzi kontrę.

Yukio uśmiechnął się.

-Zgoda.

***

https://youtu.be/Gou49bzZrvo

I tak mijał im obóz. Dzień za dniem. Każdy uczył się czegoś nowego lub wzmacniał swoje zdolności. Obie drużyny skupiły się na jak największym wzmocnieniu indywidualnych umiejętności. Nie czynili jednak tego samotnie.

Ryuji trenował z Koborim. Trzecioklasista oczywiście, tak jak i reszta, nie zawsze miał czas ćwiczyć z nim osobiście, gdyż jak wszyscy chciał się skupić na sobie, ale codziennie jakoś wygospodarowywał chwilkę, żeby chociaż naprowadzić pierwszaka na dobrą drogę do uzyskania pełnej odpowiedzi. Sama defensywa nie była wszystkim. Nakamura również poprzez mecze z pierwszoklasistami i drugoklasistami Kaijou, w które wciągnął go Ibuka, miał okazje zagrać także jako rozgrywający.

Rin i Shinji cały czas poprawiali krycie. Kilka lekcji od Yukio i Koboriego przydało się im. Niektóre efekty już było widać w kolejnych potyczkach z Kaijou. Hideaki, który dość dobrze zaczął rzucać,  a to dzięki jego przyjacielowi oraz paru drugoklasistom z drugiej szkoły, z którymi się dość dobrze zaprzyjaźnili, cichaczem zabierał się do wsadów. Kato Issei oraz Takahashi Shohei, który pomimo tego że lubił się czepiać to był dość miłą osobą bardzo pomogli obu pierwszoklasistom, ucząc ich dużej części tego, co sami umieli, w sferze defensywy. Poproszeni o czarnowłosego o pomoc w rzutach, nie odmówili. 

Ibuka tymczasem ćwiczył też dryblingi. Nadal nie szło mu to za dobrze, ale dzięki treningowi siłowemu oraz szybkości jakoś łatwiej z dnia na dzień mu się kozłowało.

Tymczasem Kamata, który oprócz tego, że samotnie rozpracowywał Devil Claw, spędzał wolne treningi na szlifowaniu tego, co chciał od początku - rzutów za trzy. Moriyama, podobnie jak Kobori Nakamurze, wskazał mu drogę, ale dalej mógł już tylko sam. Trenował również z Ibuką, by poprawić swoje wsady. Wszyscy obrali jakiś rodzaj treningu i go realizowali kroczek po kroczku.

Zawodnicy Kaijou, pomimo że zdawali sobie sprawę, że mogą (a teraz to nawet już chcieli) spotkać Okamino na mistrzostwach, chętnie udzielali wskazówek.

A na sali drugiej, którą na wieczory całkowicie przywłaszczyli sobie Kaori i Ryouta trwały codziennie niesamowite treningi. Żaden z zawodników nie ogarniał organizacji czasu swojej kapitan: biegała z nimi po plaży przynajmniej dwa razy dziennie, chodziła na siłownię, grała w meczach, prowadziła trening, a i znajdowała czas na treningi zarówno z Kise, jak i swoim kuzynem i nie brakowało jej chwilki, żeby zapytać, jak stoją ze swoimi postępami.

Yukio czy z kuzynką, czy bez niej, skupił się na ćwiczeniu techniki, którą przekazała w jego ręce. Również Moriyama i Kobori trenowali ze wszystkich sił. Obóz był wypełniony treningiem aż po same brzegi.

***

Shigeru stał sam na połówce sali. Wnioskując z odgłosów, na drugiej połowie też ktoś ćwiczył samotnie. Obok blondyna stał kosz pełen piłek. Przyjął formę, którą opracowywał przez ostatni tydzień i rzucił.

Piłka odbiła się od tablicy, zatańczyła na obręczy, ale jednak nie wpadła do środka.

-Tsk.

Wciąż coś było nie tak. Musiał to udoskonalić bardziej. Dokładnie sprecyzować formę. Oraz następnie wyćwiczyć to w meczach.

By być gotowym, gdy stanie naprzeciwko Shutoku. 

Zawodnik Okamino zdawał sobie sprawę z tego, że nie tylko rzucający obrońca z Tokio stanowi problem. Każda drużyna, którą poznał, miała znakomitego gracza, który grał na trójki. Rzecz jasna nie znał wszystkich rzucających obrońców, którzy mogli stanąć na drodze Okamino. Ale wśród tych wielu osób, czaiło się naprawdę kilka prawdziwych potworów.

Drzwi otworzyły się.

-Oi. - do środka zajrzał Hideaki. - Wychodzimy pobiegać, lecisz z nami?

Chwilę się namyślał.

-Nie. - odpowiedział, wyciągając kolejną piłkę. - Chcę potrenować.

Na twarzy czarnowłosego pojawił się uśmieszek.

-Rozumiem. - wycofał się i zamknął za sobą drzwi.

Blondyn wypuścił powietrze z płuc i po raz kolejny przybrał formę, zwiększając jedynie odległość i zmieniając co nieco, by trajektoria była inna. 

Kula wpadła idealnie do kosza.

-Ach. - mruknął cicho. - Chyba rozumiem. 

***

-Łap. - Kise rzucił w dziewczynę bidonem. Złapała go lewą ręką. - Och.

-Dzięki. - mruknęła i zrobiła kilka dużych łyków. Chłopak cały czas patrzył na nią zaskoczony. - Co jest?

Blondyn usiadł obok na ławce, napił się i dopiero odezwał.

-To lewą rękę miałaś kontuzjowaną przeszło rok temu?

-Hm? - przez moment jakby się zastanawiała o czym mówi. - Ach, tak. - podniosła rękę i zaczęła nią obracać. - Uniemożliwiło mi to stoczenie jednego pojedynku, a co?

-Tak jakby...ten bidon jest z dość mocnego plastiku...- na tę uwagę, postawiła rzecz na podłodze.

Na pojemniku widniało pięć małych wgnieceń. Kaori uniosła wzrok.

-Przestań, to tylko głupi bidon. I tak nie mam tyle siły, by...

Kise prychnął i podniósł piłkę, wprawiając ją w ruch na jednym palcu.

-Przynajmniej wróciła ci do stanu poprzedniego. Myślałem, że już dawno porzuciłaś pomysł pokonania Murasakibaracchiego siłą. To ponad dwa metry potęgi, Kascchi. 

Tym razem ona prychnęła.

-Nigdy nie miałam takiego zamiaru. -mruknęła -Ale On nie jest jedynym przeciwnikiem. Nie jest powiedziane, że się spotkamy.

-Ale był twoim partnerem. - powiedział, po raz kolejny. - Znacie s...

Przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi.

-Um...kapitanie, Kise-kun...-przez szparę głowę przełożył Ibuka. - Lecimy na plażę trochę pobiegać, idziecie z nami?

-Pewnie. - odpowiedziała, zakładając bluzę. A widząc, że Ryouta się podnosi, zatrzymała go. - A ty nie masz już nic do roboty?

Na jego twarzy odmalowało się zdziwienie zmieszane z lekką urazą.

-Huh? - zawołał - Pewnie się boisz, że cię prześcignę!

Kaori, która zdążyła przejść kilka kroków, zatrzymała się.

-Haa? Że co takiego? - zmierzyła go nieco przerażającym wzrokiem. - Rzucasz mi wyzwanie?

-Tak! - fuknął blondyn - Chcesz się przekonać?!

***

Niewielka grupa biegła wybrzeżem. Na wieczorne biegi udało się Ibuce i Hideakiemu namówić obojga Kasamatsu, Kise, starszego Nakamurę, Moriyamę i Koboriego oraz Kato Isseia.

Cała dziewiątka najpierw zebrała się pod ośrodkiem, gdzie byli świadkiem kontynuowanej po wyjściu z sali kłótni Kaori i Ryouty.

-Takiś cwany? To że wzmacniasz wytrzymałość, nie znaczy że jesteś szybszy, ty głąbie!

-Biegam nawet w wolne dni, Kascchi! 

Moriyama i Kobori patrzyli na to nieco zażenowanym spojrzeniem, natomiast Yukio nic nie mówił. Zapytany jednak przez Yoshitakę czemu nie odezwie się ani słowem, odpowiedział:

-Po co? Wystarczy tylko jedno z nas.

Czym przyprawił obu trzecioklasistów o lekkie uśmieszki.

-Baaaaardzo dobrze! - zawołała Kaori. - Może ten, kto dzisiaj dobiegnie pierwszy będzie miał rację?

-Jestem za!

I tak wspólne bieganie skończyło się na tym, że na początku wszyscy biegli w jednej grupie, ale po przebyciu kilkuset metrów i komendzie start! zarówno blondyn jak i granatowowłosa wystrzelili daleko do przodu, że praktycznie nie było ich widać.

-Się zapędzili...-mruknął Moriyama, starając się namierzyć wzrokiem dwie czarne kropki.

-Oni...-odezwał się cicho Kobori. - Powiedz mi, kiedy stali się tacy mocni?

Pytanie było w punkt, bowiem zarówno Hideaki i Ibuka pół roku wcześniej po takiej ilości przebytej drogi i w takim tempie już dawno by odpadli, a teraz poruszali się i tak dość spokojnie oraz nie było po nich widać nawet najmniejszego zmęczenia.

Codzienne bieganie, poprawianie prędkości, treningi na siłowni oraz wykonywanie zestawu ćwiczeń, które zdobył dla nich Izuki, wszystko właśnie robiło swój skutek. Nie byli już słabi.

Mogli się stać najlepsi.

***

https://youtu.be/0Kp8nmLxg7Y

-Haha, chyba śnisz...- Kasamatsu uśmiechnął się złowieszczo i wyminął Hideakiego. - Masz jeszcze sporo do nauki, pierwszaku!

Chłopak ruszył do przodu, jednak po chwili zaskoczyła go Kaori, która odpuszczając krycie Kise, wybiła mu piłkę spod ręki.

-Orientuj się, Yukio, punkty ci uciekają! - uśmiechnęła się i pobiegła do przodu. W ślad za nią ruszył blondyn.

-Nie pozwolę ci, Kascchi! 

Zabiegł jej drogę i wyciągnął ręce.

Granatowowłosa jednak nie miała piłki. Dosłownie dwie sekundy wcześniej zamiast odbić ją z powrotem do swojej dłoni, wykonała kozła i kula poleciała na lewą stronę, gdzie nadbiegał Kamata.

Zawodniczka uniosła ręce do góry.

-A gdzie piłka, Kise? A nie ma! - korzystając z jego zdezorientowania, ruszyła dalej.

Kamata jednak nie dostał piłki, bo uprzedził go w tym Hayakawa.

-Woaaaaaaaaah! Zdobędę ten punkt! - z charakterystycznym wrzaskiem ruszył w stronę kosza  przeciwników.

Pod kosz jednak zdołał cofnąć się Ibuka.

-Nie dam! - wybił skrzydłowemu kulę z rąk.

Piłka już zamierzała opuścić boisko, ale w ostatniej chwili Kamata zdołał ją skierować z powrotem i to dokładnie w stronę Ryujiego.

Młodszy Nakamura złapał kulę, przebiegł trochę do przodu i wyrzucił ją z linii trójek. 

Idealnie wpadła do kosza.

-Taaak! O to chodziło!

Zabrzmiał gwizdek. Druga kwarta skończyła się, schodzili na dziesięciominutową przerwę.

Patrząc, jak zawodnicy Okamino przybijają sobie piątki, Kaijou uśmiechnęło się.

-Coś...jakby się zmienili, co nie? - odezwał się Kobori.

-Nawet bardzo. - odpowiedział Moriyama, siadając na ławce. Środkowy spojrzał na niego z pewnym zaskoczeniem w oczach. - Co?

-Stary. - Kobori usiadł obok. - Nie żeby mi to przeszkadzało, bo w końcu skupiasz się na meczach i to najważniejsze, ale...czternaście dni, wolne treningi. A ty nie zarzuciłeś do niej ani jednym tekstem? Wszystko w porządku?

-No wiesz...-Yoshitaka ściszył głos. - Nie chcę, by mnie zabił nasz kapitan, a poza tym...są bardzo podobni.

-Aaach. - parsknął śmiechem Koji - Boisz się jej.

Mecz, który grali był ostatnim. Po nim szli na obiadokolację i mieli się spakować. Dwa tygodnie minęły jakby z bicza strzelił. Pewne było jedno, że w ciągu tego, chociaż krótkiego czasu obie drużyny ruszyły ostro do przodu.

Pod koniec tego dnia mieli być świadkiem imponującego pojedynku dwóch członków Pokolenia Cudów.

Ryouta i Kaori stali naprzeciwko siebie. Chociaż to i tak był mecz treningowy, z daleka dało się wyczuć obie aury, z których żadna nie chciała dać się pokonać. Chłopak kozłował piłkę i w pewnym momencie spróbował przejścia, które należało do Aomine i które wykorzystał przeciwko niemu w ćwierćfinale Inter-High.

-Haha! - zawołał radośnie, kiedy przeszedł, ale uśmiech natychmiastowo zszedł z jego twarzy, gdy zobaczył, że nie ma piłki.

Natomiast dziewczyna już zmierzała w stronę ich kosza. I chociaż Kise zaczął od razu wracać, nie mógł zdążyć.

Dziewczyna zwolniła, gdy zobaczyła przed sobą  Hayakawę, chcącego zablokować jej drogę do kosza. To były sekundy, ale natychmiastowo przyspieszyła.

Natychmiastowe przyspieszenie i zwolnienie...-blondyn zaskoczony rozchylił usta.- Więc to z tym zrobiłaś synchronizację.

I chociaż Kobori wyskoczył równo z nią, nie zdołał jej zablokować.

Kaori wylądowała. A Kise zamrugał kilkakrotnie.

Kono yaro...-zacisnął pięści, demonstrując zachwycony uśmiech.

***

Łącznie na obozie zagrali dwadzieścia osiem pełnych meczy. Ostatniego jednak nie wygrał nikt, co spowodowało wynik piętnaście do czternastu dla Kaijou w liczbie potyczek.

Tego dnia mieli już wyjeżdżać. Niedługo wracali do szkoły, a eliminacje Winter Cup były już całkiem blisko. Zostało im tylko parę tygodni, żeby pozbierać wszystko do kupy i utworzyć coś sensownego.

Obie drużyny już pakowały swoje rzeczy do autokaru. Wracali do Kanagawy, gdzie na członków drużyny Akademii Okamino miał czekać bus, który zabierał ich do domu.

-Gdzie jest ten idiota? - warknął Yukio, rozglądając się. Po Kise nie było śladu, ale jednak jakimś cudem spakował swoje manatki, a biało-niebieska torba leżała na siedzeniu.

-Widział ktoś kapitan? - zapytał Shigeru, gdyż doliczył się, wraz ze sobą, jedynie czterech granatowych bluz wśród niebieskich.

-A. - odezwał się Ryuji, wrzucając torbę do bagażnika pojazdu. - Powiedziała, że zaraz przyjdzie.

Tymczasem dwójka zawodników z Pokolenia Cudów była jeszcze na sali gimnastycznej. Stoczyli pięciominutową grę, w której jednak już nie liczyli punktów. Tego dnia i tak się dostatecznie pojedynkowali.

Obręcz mocno zadrżała. 

-Dobrze! - zawołał Kise, gdy Kaori wylądowała.- Nie mogę ci już wybić piłki.

Wyprostowała się.

-Twoja kolej.

Ostatni rzut należał do asa Kaijou. Chłopak wrzucił piłkę do kosza i wylądował, po czym zaczął wracać do linii rzutów wolnych.

Jego uwagę zwrócił brak reakcji Kaori. Dziewczyna jakby przez chwilę coś rozważała.

-Hej, Kise...- odezwała się, patrząc prosto na niego. - Noga cię boli, prawda? Od meczu z Aomine. Też przegiąłeś.

Blondyn uśmiechnął się szeroko. Większość ludzi dałaby się na to nabrać. Ale nie ona, ani ktokolwiek z jego bliskiego otoczenia.

-Nie wiem o czym...-odpowiedział, przechodząc obok niej, ale zatrzymała go, kładąc mu dłoń na ramieniu.

-Yukio się nie dowie. - powiedziała cicho - Nikt się nie dowie, ale uważaj na siebie. Jeśli tego nie wyleczysz, możesz...

-Kascchi...-mruknął z lekkim zaskoczeniem w głosie - Ty...

Wiedziałaś. I to dlatego cały czas mnie pilnowałaś. Żebym trenował...ale żebym się nie przetrenował.

-Obiecaj mi. Chociaż tyle, idioto. - warknęła, zaciskając mocniej dłoń - Ktoś taki jak ty nie może wypaść z gry przez kontuzję. Rozumiesz? Każdy inny...ale nie ty.

Blondyn znów się uśmiechnął, tym razem szczerze.

-Masz to jak w banku. - podszedł do miejsca, gdzie leżała piłka i podniósł ją.

-Coś ci pokażę. - powiedział - Nie dopracowałem jeszcze tego w pełni, ale...-ruszył na środek boiska. Kaori zmarszczyła brwi.

W pewnym momencie chłopak wyskoczył i wyrzucił wysoko kulę, która leciała i leciała, aż w końcu trafiła do kosza.

https://youtu.be/wx1GWA_NihQ

-Gch...-dziewczyna znieruchomiała - To przecież...

Ale...

-Nie poprzestałem jedynie na Aominecchim. - powiedział Kise, a na jego twarzy pojawił się drapieżny uśmiech - High Projectile Three...defensywa Murasakibaracchiego...Ignite Pass...a nawet Ankle Breaker i Demon Hand...wszystko będzie moje.

Mówił to całkiem poważnie z tą charakterystyczną zachwyconą miną, która w tym momencie upodobniała go do Daikiego. Spodziewał się takiej reakcji, nawet po niej. Zrobił coś niesamowitego. Złamał  barierę. Nie wiedział jeszcze, jaki to ma limit...jeszcze. Ale udało mu się.

Kaori zaczęła się śmiać. Patrzył na to nieco zdezorientowany, aż w końcu przestała i spojrzała prosto na niego.

Zawsze mu powtarzała, że kiedyś będzie najlepszy. I właśnie robił coraz więcej kroków w tą stronę.

A ona uwielbiała wyzwania.

-Na to czekałam. Na kogoś takiego...czekałam. - powiedziała i wyciągnęła ręce, chcąc, by dał jej piłkę.- Teraz ja ci coś pokażę. Graj jak jeden na jednego.

Stanęli naprzeciwko siebie. Dziewczyna kozłowała kulę, lekko pochylona do przodu.

Aż w końcu...

-Że co?! - zawołał zaskoczony Kise. Piłki nie było przed nim. Ale to nie było, zwyczajne przejście, zwyczajny drive. Gdyż...

A kula już przeleciała przez obręcz. Granatowowłosa stała tuż przed linią rzutów wolnych.

-Jak?

-Odpowiedź miałam tuż przed nosem. - powiedziała - Nie jest to jeszcze dopracowane, więc wstrzymaj się z używaniem tej techniki, zanim z nią nie zadebiutuję.

-Pozwalasz mi to skopiować? - mruknął zszokowany Ryouta.- Ale...

-Kise. - powiedziała. Podniósł głowę. Wskazywała na niego palcem. - Jesteś silny, jesteś zdolnym koszykarzem i kiedyś, z pewnością, będziesz najsilniejszy. Gdy przyjdzie czas, zmierzymy się ze sobą. Chcę, zagrać wtedy przeciwko tobie i twojej pełnej sile. Ponieważ Kise, jesteś...-tu uniosła wzrok.- Moim rywalem.

Blondyn uśmiechnął się szeroko.

-Ty też, Kascchi. Moim prawdziwym rywalem nie jest już Aominecchi ani Midorimacchi, czy Kagamicchi. - złote włosy spadły mu na czoło, odgarnął je ręką do góry. - Ponieważ zawsze, od samego początku, gdy cię poznałem...Pomimo że fascynowałem się Aominecchim i przestałem się nim fascynować...Jedyną osobą, której nie tylko chciałem dorównać, ale z którą chciałbym rywalizować cały czas byłaś i jesteś ty.- na ustach Kaori pojawił się drapieżny uśmieszek - To ty jesteś moim prawdziwym rywalem, Kasamatsu Kaori.

______________________________________________________________________________________

*Gintama...po prostu zainspirowane Gintamą.

Uch, udało mi się. Dawno mnie tutaj nie było, przez wiele zmian w pracy. Żeby mi się nie nudziło, dostałam w tym tygodniu następne i nie byłam pewna, czy uda mi się cokolwiek napisać. Jednak parę zmian było lżejszych i udało mi się coś skrobnąć. Dorwałam się do w końcu do komputera i dość szybko przepisałam ten rozdział.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top