Dodatek na święta, czyli dramaty, bal i koszykówka
Kapitan drużyny po raz kolejny westchnął. Opartą o dłoń głowę miał zwróconą w stronę okien, wzrokiem śledził spadające za nimi płatki śniegu, a obiadowi leżącemu przed nim na stoliku nie okazywał żadnego zainteresowania.
Moriyama trącił Koboriego łokciem i gdy ten zwrócił na niego uwagę, wskazał podbródkiem na kapitana.
-Co mu jest?
Koji pochylił się w kierunku obrońcy.
-Prawdopodobnie zastanawia się, kogo i jak zaprosić na bal świąteczny. No wiesz przecież...-przewrócił oczami, widząc że czarnowłosy nie skumał -Ten za dwa tygodnie. Dyrektor wydał zarządzenie, że wszyscy kapitanowie klubów muszą mieć parę.
-Aaa. Czaję. - odpowiedział szeptem, nie spuszczając wzroku z rozgrywającego. - Ciężki żywot kapitana, co nie?
-Dodatkowo, wiesz jakie ma podejście do dziewcz...
Kobori urwał nagle, bo Yukio spiorunował ich obu wzrokiem.
-Wiecie, że was słyszę? - syknął - Poratowalibyście jakąś radą, a nie się wyśmiewacie, podłe dranie.
Obaj udali, że się zastanawiają, przykładając prawe dłonie do podbródków i przybierając poważne miny, kiedy nagle środkowy naprawdę wpadł na pomysł.
-A może zaproś swoją kuzynkę? - a kiedy Yukio uniósł brew, Koji dokończył - Kaori-san, oczywiście. Osoba towarzysząca nie musi być z naszej szkoły.
-Ale...Ale...-siedzący obok obrońca już chciał coś powiedzieć, ale brązowowłosy walnął go pod stołem pięścią w bok, nie tracąc przy tym uśmiechu. - Ała! Za co to?
Mina środkowego mówiła jedno:
Moriyama.
Zamknij.
Się.
Kapitan długo nie musiał się zastanawiać.
-Jest to jakiś pomysł...-powiedział powoli.
-Do tego będzie naprawdę w porządku. - Kobori podłapał temat, nie zwracając uwagi na mordującego go wzrokiem Moriyamy. - Na pewno się zgodzi. Do tego prędzej będzie cię ciągnęła do sali koszykarskiej niż na parkiet. A i zawsze łatwiej ją zaprosić niż jakąkolwiek inną dziewczynę. Parę mieć musisz. - przekonywał go dalej.
Wyglądało na to, że Kasamatsu już jest w większości zdecydowany. Na razie w głowie rozważał jeszcze wszystkie za i przeciw.
Tymczasem obrońca chwycił brązowowłosego za ramię.
-Czemu niszczyć mi plany, co? - syknął, starając się mówić jak najciszej, by nie zwrócić uwagi kapitana. - Stary, jesteś okrutny.
Kobori prychnął lekko, zastanawiają się, jak przekazać Moriyamie to, że nic by z jego podchodów nie wyszło, ale ponownie przyszła mu do głowy genialna odpowiedź.
-Nie zaprosiłbyś jej. A nawet jeślibyś się przełamał, nie przyszłaby. A tak to przynajmniej będzie na tej samej sali i nikt ci nie zabroni na nią patrzeć.
Czarnowłosy wyglądał przez chwilę, jakby to rozważał, po czym pokiwał głową z uznaniem.
-Hę? - Yukio spojrzał na nich - Chyba nie zostawicie mnie samego, co?
Obaj gracze zesztywnieli.
-Macie sobie znaleźć partnerki na bal, nie będę sam zgrywał idioty. - mówił groźnym tonem z czerwonym błyskiem w oczach - To polecenie kapitana, rozumiemy się?
***
-Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. - powiedziała stanowczo, potrząsając przecząco głową, chociaż nie mógł tego zobaczyć. - Nie będę robić z siebie idiotki w kiecce i to jeszcze przed całą twoją drużyną.
-Ale Kaori...-dało się słyszeć błagalny głos.
-Zapomnij!
Yukio jednak nie zamierzał poddawać się tak łatwo.
-Kupię ci nowe buty do koszykówki.
Prychnęła, łapiąc się pod boki.
-Nie przekupisz mnie! Weź sobie Kumiko! - odparowała, niemalże krzycząc do telefonu.
-Nie wezmę dziecka na bal licealny! - zaprotestował od razu chłopak. - Wyjdę na idiotę! I zboczeńca, mimo że to moja kuzynka.
Kaori prychnęła głośno.
-Ale ze mnie już możesz robić idiotkę!
Yukio przeciągnął powoli dłonią po twarzy. Dawno już stracił kontrolę nad rozmową, a teraz zastanawiał się, jak udobruchać kuzynkę i jednocześnie ją przekonać.
-Ty to co innego. Ty sobie poradzisz. Ja to wiem.
-Daruj sobie, taki tekst podziałałby na Kanę, nie na mnie. Tak w ogóle zaproś ją!
Czarnowłosy jęknął głośno.
-Tego też nie zrobię!
-I dobrze, bo to chodząca wrednota i obżarstwo. - Kaori westchnęła - Nie i koniec!
Po czym rozłączyła się i rzuciła telefon na łóżko.
Co za debil podsunął mu ten plan? Ostatni bal miałam w trzeciej klasie podstawówki! Nie. Nie ma mowy. Nie zgodzę się nawet dla niego. Nie. Niczym nie nie przekona. Choćby mnie wołami chcieli tam zawlec, nie zgodzę si...
Jej telefon zawibrował ponownie. Wywróciła oczami, od razu odbierając, nawet nie sprawdzając kto dzwoni.
-Yukio! Czy do ciebie nie dociera?! Daj mi...
-Kascchi...
Zmarszczyła brwi.
-O co chodzi, Kise?
Kilkanaście minut później telefon kapitana zawibrował i wydał krótki dźwięk, sygnalizując nową wiadomość.
Od: Kaori
Dobra. Niech ci będzie, Yukio.
Kapitan uśmiechnął się i odetchnął z ulgą.
***
Drużyna koszykarska siedziała przy przydzielonym im stoliku, swobodnie rozparta i niczym się nie przejmująca. No, może nikt się niczym nie przejmował, oprócz Moriyamy i Koboriego, którzy wbrew jawnemu rozkazowi kapitana, nie przyszli z żadnymi dziewczynami. W towarzystwie brakowało właśnie Kasamatsu, jego kuzynki oraz Kise, ale jego lokalizacja była im znana, chociaż kompletnie nie było go widać zza tłumu dziewcząt.
-Spóźniają się. - powiedział cicho Koji, spoglądając na zegarek.
Przemówienie dyrektora już dawno się zakończyło, a na parkiecie znajdowały się nieliczne pary, ponieważ póki co, nikt się zbytnio nie garnął do tańców.
Albo po prostu nie miał z kim.
Drzwi od sali otworzyły się i pojawiła się jedna postać, która rozejrzała się dokładnie.
To była Kaori, która podeszła do nich, ubrana w długą srebrną suknię z rozcięciem aż do połowy uda i szpilkach w identycznym kolorze. Na ten widok, tym razem, nie tylko Moriyamie zaparło dech. Kuzynkę kapitana widywali jedynie na mistrzostwach lub podczas treningów, gdzie wyglądała bardziej na koszykarską Bestię niż na Piękną.
W tej chwili mieli zupełnie inne odczucia.
Boże Wszechmogący...
-Cześć. - przywitała się z drużyną. Ci skinęli głowami, mrucząc coś na powitanie pod nosem. - Widział ktoś tego debila?
-Kogo...To znaczy Kise? - zapytał Nakamura, uważnie śledząc każdy ruch granatowowłosej - Stoi koło choinek i...
Nie musiał kończyć, a ona nie musiała się obracać. Koło postawionych w rogu choinek znajdował się tłumek dziewcząt, mających nadzieję, że blondyn z nimi zatańczy. Trzeba było przyznać, że Kise w szarym garniturze z luźno oplatającym szyję krawatem i nieodłącznym uśmiechem prezentował się zabójczo przystojnie. On także przyszedł na bal sam, jednak nie zamierzał bawić się sam. Potwierdzał to fakt, że właśnie ruszył na parkiet z dwoma dziewczynami równocześnie, podczas gdy reszta cały czas jakby na coś czekała.
Cholerny Casanova.
-Nie...-mruknęła Kaori - Mojego głupiego kuzyna. Po tym jak weszliśmy do szkoły, gdzieś spieprzył i nie wiem gdzie.
-Nie było go jeszcze tutaj.
Dziewczyna wyprostowała się.
-W takim razie poczekam sobie na niego.
A biedny Yukio w tej chwili starał się opanować wstyd w męskiej toalecie, o który przyprawiła go częściowo sama Kaori. Odstrzeliła się tak, że niemal jej nie poznał, a gdy szedł z nią w kierunku szkoły, wszyscy jego znajomi i inni uczniowie się oglądali i nawet rzucali w jego kierunku teksty, które niekoniecznie mu się podobały.
Kapitan odetchnął głęboko i prysnął sobie na twarz lodowatą wodą.
Bądź mężczyzną, Yukio! To tylko głupi bal!
Gdy już się trochę ogarnął, poszedł na salę i tuż przed wejściem napotkał kuzynkę.
-O, znalazłeś się. - prychnęła, opierając się o futrynę. - Nareszcie.
Chłopak tylko pokręcił głową i razem weszli do środka, zatrzymując się przy najbliższym stoliku z napojami. Na parkiecie wciąż znajdowało się zaledwie kilka osób, natomiast po prawej stronie sali wiele dziewczyn siedziało w grupkach, bez towarzystwa chłopaków, tęsknie patrząc na środek sali.
Kaori obejrzała się. Cała drużyna koszykówki murem siedziała przy stoliku.
-Twoja drużyna jest kiepska w ataku. - mruknęła do kuzyna, który na tę uwagę jedynie głośno prychnął, nie odrywając ust od szklanki z sokiem pomarańczowym. - Poprowadzisz ich kapitanie, czy ja mam to zrobić?
-Żartujesz? Nikt ich do tego nie zmusi. - powiedział, odstawiając napój. - A już szczególnie Moriyamę. Nie ma sensu próbować.
Spojrzała na niego z rozbawieniem.
-Zakład? O nowe buty do koszykówki? - zapytała, wyciągając dłoń. Uśmiechnął się, pewny zwycięstwa i uścisnął jej rękę.
-Nawet ty ich nie zmusisz.
Tym razem to ona prychnęła i sama ruszyła w tamtą stronę, żegnana słowem powodzenia! przez kuzyna. Ponieważ siedzieli tyłem do strony, z której zmierzała, nie mogli jej widzieć.
Kaori nagle oparła się przedramionami o krzesło Koboriego, zaskakując chłopaka zupełnie.
-Panowie, wyjaśnicie mi, co robicie?
Cała drużyna nagle obróciła głowy i spojrzała na nią z niezrozumieniem.
-Spójrzcie tam. - dyskretnie pokazała im palcem na drugi koniec sali, gdzie przy kilkunastu stolikach siedziały dziewczyny bez pary. - Widzicie je? One nie czekają na zbiórkę, tylko na kogoś, kto je zaprosi do tańca. Także...-zaklaskała lekko - Raz, raz, panowie. Ruszajcie się.*
Trochę niemrawo, chłopaki zaczęli wstawać od stołu. O dziwo, pierwszy podźwignął się Moriyama, który odchrząknął i powiedział:
-Dama nam dała polecenie, panowie. - po czym poprawiając krawat pierwszy ruszył przez parkiet na drugą stronę, a w jego ślad poszedł Kobori, wymieniając z Kaori porozumiewawcze spojrzenia, a następnie cała reszta.
Powoli, każdy z nich ruszył z wybraną dziewczyną na parkiet, który stopniowo zaczął się zapełniać.
Dziewczyna z uśmiechem zwycięstwa na ustach spojrzała na oniemiałego kuzyna, który po chwili skrzyżował z nią spojrzenia.
-Wisisz mi nowe buty! -powiedziała bezgłośnie, wskazując prosto na niego.
***
Świąteczna impreza trwała w najlepsze. Robiło się coraz weselej. Yukio z westchnieniem ulgi usiadł na krześle przy stoliku koszykarzy. Chłopacy z zespołu wkręcili się w tańce, najbardziej na parkiecie wyróżniał się szalejący Hayakawa z niską brunetką.
Kaori rozejrzała się, nigdzie nie mogła zlokalizować blondyna. Przeszła się po sali, zaglądając nawet za ogromne, ozdobione na biało choinki w jednym roku, nigdzie go nie widziała.
-A to drań...-mruknęła - Szybki jest.
Korzystając z nieuwagi kuzyna, który tego wieczora postanowił pilnować jej całą noc, a na co nie zamierzała sobie pozwolić, wymknęła się z sali i ruszyła wzdłuż korytarzem.
Chwilę jej zajęło ogarnięcie, gdzie się znajduje. Ominęła ogromną choinkę ozdobioną niebieskimi i białymi bombkami i skręciła w kolejny korytarz. Po chwili dotarła do sali koszykarzy. Uśmiechnęła się, widząc że jest już otwarta.
Jej telefon zawibrował ponownie. Wywróciła oczami, od razu odbierając, nawet nie sprawdzając kto dzwoni.
-Yukio! Czy do ciebie nie dociera?! Daj mi spok...
-Kascchi...
Zmarszczyła brwi.
-O co chodzi, Kise?
Po drugiej stronie słuchawki Ryouta chrząknął znacząco i przybrał poważny ton.
-Kasamatsu-senpai zaprosił cię na bal, prawda?
-Ta. Próbował.
Blondyn westchnął.
-Zlituj się nad kim, Kascchi, on musi mieć parę, a wiesz, jak to z nim je...
-Próbujesz być dobrym kouhaiem? Odpuść sobie, Kise!
-Kascchi...
Zacisnęła zęby.
-Nie będę z siebie robić słodkiej idiotki w sukience, nawet dla niego, więc jeżeli dzwonisz, żeby mnie przeko...
Ale wszedł jej w słowo:
-Jeden na jednego.
Zamrugała kilkukrotnie i ścisnęła telefon mocniej w dłoni.
-Możesz powtórzyć?
-Przyjdź na bal świąteczny z Kasamatsu-senpaiem. - odezwał się ponownie Kise - A zagramy jeden na jednego. Ty i ja. Przepuścisz taką okazję, Kascchi? - pytanie zadał wręcz ze śmiechem.
Uśmiechnęła się pod nosem.
Cwany drań.
-Więc jak? - zapytał, gdy milczała dłuższą chwilę - Odrzucasz moją propozycję?
Parsknęła śmiechem.
-Nigdy w życiu.
Kaori zdjęła szpilki, rzucając je w kąt. Uderzyły o parkiet z głośnym hukiem.
Kise uniósł brwi.
-Tak chcesz grać? - zapytał, wskazując podbródkiem na srebrną sukienkę. - To nie jest najlepszy strój do gry.
Prychnęła.
-A ty to co?
Ryouta obejrzał się z każdej strony. Idealnie skrojony szary garnitur z ciemnym, rozluźnionym krawatem faktycznie nie jawił mu się jako odpowiedni strój do gry. O ile marynarkę mógł zdjąć, a rękawy koszuli od biedy podwinąć, ze spodniami nie mógł już nic zrobić. Przeszkadzałyby mu w grze, tak samo jak eleganckie buty. A miał być to mecz jeden na jednego członków Pokolenia Cudów, a nie jakieś podchody z amatorami.
-Liczyłam na to, że coś wymyślisz.
Nagle w jego głowie zapaliła się lampka.
-W magazynku jest kilka sztuk ubrań sportowych i butów. - podszedł do drzwi i otworzył je, kłaniając się szarmancko i wskazując wejście prawą ręką- Proszę do przebieralni, Kascchi.
Zmarszczyła brwi i weszła do środka lecz natychmiastowo wychyliła głowę i obdarzyła go długim spojrzeniem.
-A spróbuj podglądać, to wyrwę ci te wszystkie złote włosy.
Kise zaśmiał się krótko.
-Spokojnie...Pamiętam ten ból. - powiedział głośno, po czym ciszej dodał - Poza tym już wystarczająco się napatrzyłe...Ała! - zawołał, gdy specjalnie otworzyła drzwi, uderzając go nimi prosto w nos.
***
Drzwi otworzyły się i wyleciała zza nich srebrna kiecka.
-Dobra, możesz już wejść.
Ryouta, który zdążył już w międzyczasie zdjąć marynarkę i krawat, rozpiął ostatnie guziki białej koszuli, zrzucił ją na parkiet i wszedł do środka.
Na środku niewielkiej przestrzeni stała Kaori i wiązała akurat buty sportowe. Kise uśmiechnął się szeroko, widząc Kascchi w barwach drużyny koszykarskiej Kaijou.
-Jakoś dam ra...-spojrzała na niego i zlustrowała jego nagi tors wzrokiem. - Przypakowałeś.
Ryouta parsknął śmiechem i zaczął grzebać w wielkim koszu.
-Część mojej drużyny padłaby z wrażenia, widząc cię w ich rzeczach. - mruknął, szukając odpowiedniego stroju dla siebie.
-Chciałeś powiedzieć wszyscy. - prychnęła i nagle uśmiechnęła się złośliwie. Celowo zatrzepotała rzęsami. -Co, Ryo-chan? Ciebie nie powala mój widok w waszych barwach? Jestem za mało atrakcyjna dla ciebie, czy jak?
Kise nawet na nią nie spojrzał drugi raz, bo od razu spłonął rumieńcem.
-Haha! Zawstydziłeś się!
-To nie dlatego. - burknął, nerwowo przeczesując ręką złote włosy. - Po prostu przypomniało mi się, jak raz z Aominecchim...
Tymczasem na salę gimnastyczną wszedł Yukio. Kapitan drużyny, w poszukiwaniu swojej kuzynki przeszedł pół szkoły, aż w końcu postanowił sprawdzić koszykarską salę. Widząc przymknięte drzwi od magazynku podszedł bliżej i wtedy w oczy rzuciła mu się leżąca na podłodze srebrna sukienka oraz szara marynarka i koszula, w której rozpoznał własność Kise.
Na ten widok zamarł. Krew odpłynęła mu kompletnie z twarzy, gdy skojarzył fakty. Podniósł powoli głowę i spojrzał w stronę magazynku, skąd w tej samej chwili dobiegł huk.
-Kise, ty zboku! - krzyk kuzynki dobiegł uszu kapitana.
Yukio nie czekał ani chwili, po prostu natychmiast wpadł do środka. Zauważywszy złotą czuprynę tuż przy półkach nie zastanawiał się, tylko od razu rzucił się na blondyna i przyparł go do ziemi.
-Jak śmiesz, idioto?! - warknął, patrząc prosto na zdziwionego zawodnika. Nie uszło jego uwagi, że ten ma goły tors, a wręcz jeszcze bardziej go to podminowało- To moja kuzynka! Jak śmiesz kłaść na niej swoje łapska! I to jeszcze pod moim nosem!
Ryouta nawet nie miał szans się odezwać, kiedy kapitan podniósł zwiniętą w pięść dłoń, chcąc mu przyłożyć.
Jednak do uderzenia nie doszło, bo ktoś złapał go za nadgarstek. Czarnowłosy podniósł pełen gniewu wzrok i nagle zamarł ponownie, gdy dostrzegł podobne wkurzenie w oczach swojej kuzynki.
A nawet większe.
-Yukio...-wiedział, co oznacza ten ton. I chociaż się jej nie bał, w tym momencie wygląda niesamowicie przerażająco. Nie umknęło jego uwadze, że ma na sobie stare dresy należące do Moriyamy, który swoją drogą, był podobnego wzrostu. - Możesz mi wytłumaczyć, co ci się uroiło w tym pustym łbie?
Chłopak zacisnął zęby i wyrwał się z uścisku kuzynki.
-Ty mi powiedz. Przed magazynkiem leży twoja sukienka i jego rze...-zaczął machać oskarżycielsko ręką, ale zaraz dostał z byka i zwalił się na ziemię, trzymając się za nos. - Za co to?!
Kaori wyprostowała się i otrzepała dłonie, po czym podała dłoń wciąż na wpół nagiemu Kise.
-Głupi braciszek. - mruknęła, zachowując stoicki sposób. Nagle jej wyraz twarzy się zmienił i jak kuzyn chwilę wcześniej, zaczęła machać ręką, wskazując na niego - Skąd taki durny pomysł ci przyszedł do łba?! Obiecał mi jeden na jednego, przecież nie mogę latać po boisku jak jakaś pieprzona wróżka z Disneya!
Yukio podniósł się do siadu.
-To co takiego się stało, że wepchnęłaś go w półki?
Westchnęła ciężko.
-Po prostu przypomniało mi się, jak raz z Aominecchim na mistrzostwach przechodziliśmy koło łaźni kobiet, do której poszłaś...
Nagle zdał sobie sprawę z tego co mówi. Zaśmiał się nerwowo z własnej głupoty. Z przerażonym uśmiechem obrócił się w stronę, skąd dochodziła piekielna aura.
-Dokończ, Ryo-chan. - uśmiechnęła się słodko, choć widać było chęć mordu w jej oczach - Chętnie wysłucham, co zrobiliście później.
-Eee...-potarł z zakłopotaniem kark.
Nagle został pchnięty w półki w akompaniamencie krzyku:
-Kise, ty zboku!
-Na pewno nie z powodu, o którym pomyślałeś. - zadarła wysoko głowę. - Facetom tylko jedno w głowie. Myślisz, że pozwoliłam lub pozwoliłabym się dotknąć któremukolwiek z nich...- fuknęła, zakładając ręce i odwracając się do niego tyłem.
-No, a Aominecchi? - odezwał się nagle Kise - Przecież w drugiej gimnazjum ty i on, w schowku...
Spojrzenie, które pochwycił było stukrotnie straszniejsze od poprzedniego.
-Przepraszam! - pisnął, gdy wyleciał z magazynku i grzmotnął o podłogę.
-To było dawno temu! Wkręcaliśmy Midorimę! - zawołała Kaori, jakby się broniąc przed miażdżącym wzrokiem kuzyna. - To był tylko żart!
Nie wiadomo, jakby się to skończyło, ale nagle drzwi sali otworzyły się i do środka weszli Moriyama, Kobori i Hayakawa.
Obrońca zatrzymał się wpół kroku widząc dziewczynę w błękitnych dresach. I do tego...W jego dresach.**
-Och...-stanął jak słup i zaczerwienił się. Kobori na ten widok tylko jęknął w duchu, ale postanowił robić dobrą minę do złej gry. Chociaż widok był dość dziwaczny: kilka metrów przed drzwiami do magazynku leżał Kise, w wejściu stali oboje Kasamatsu, a srebrna sukienka leżała dalej, ciepnięta pod koszem.
-Nareszcie was znaleźliśmy. - powiedział głośno, jakby nie zwracając na to wszystko uwagi. Poluzował nerwowo krawat. - Em...Impreza się rozkręciła...Może...
Ale nie dokończył, ponieważ przerwała mu Kaori, która bardzo oburzyła się na coś, co powiedział jej szeptem kuzyn:
-No nie! Ta zniewaga krwi wymaga! - weszła z powrotem do magazynku i wyciągnęła piłkę - Stawaj do walki, draniu!
-Hm? - kapitan Kaijou wyprostował się. - Tutaj? Teraz?
-A co, wymiękasz? - prychnęła, wiedząc jaką to wywoła reakcję. Rozejrzała się szybko i kontynuowała, już spokojnym głosem - Idealnie. Jest nas tu szóstka. Trzech na trzech.
Czarnowłosy uśmiechnął się szeroko.
-Skądże znowu. Wchodzę w to.
***
Cała szóstka wracała powoli na salę, gdzie wciąż trwał bal. Yukio szedł na przedzie, z rękami w kieszeniach spodni, wciąż pomstując coś pod nosem. Mecz trzech na trzech, trwający dokładnie pięć minut, żeby nie zdążyli się zbytnio zmęczyć, a nadal dobrze wyglądać, całkowicie poszedł nie po myśli kapitana zespołu. Los był dla niego niełaskawy, bo w drużynie przeciwnej znaleźli się nie tylko Kaori i Kise, ale i Kobori.
Mimo że miał w zespole Hayakawę i Moriyamę, nie pomogło mu to w zwycięstwie. Szedł więc na przedzie, burcząc pod nosem cały czas, że to się nie liczy, a Kaori mierzyła go wściekłym spojrzeniem. Nie ze względu na coś, co jej powiedział przed meczem, ale ze względu na to, co zaszło podczas gry, a mianowicie to, że postanowił się mierzyć z Kise, a nie z nią. Celowo. Za ten żart w schowku.
Tchórz...Jeszcze się z tobą policzę, Bakasamatsu Yukio.
I wtedy nagle Hayakawa zawołał:
-JEMIOŁA!
Cała drużyna nagle przystanęła i obróciła się. Nad drzwiami, przez które przechodził każdy z nich kilkanaście sekund temu, wisiała roślinka, a w przejściu stali Kaori i Kise, którzy wlokąc się na tyłach grupy, przeszli jednocześnie i teraz tam stali, zatrzymani krzykiem Hayakawy.
Oboje spojrzeli do góry.
Rozbawiona granatowowłosa po chwili zwróciła wzrok na kuzyna, któremu powieka nerwowo drżała i nagle uśmiechnęła się złośliwie. Kise tymczasem zmierzył wzrokiem wszystkie swoje fanki, które dotąd przechadzały się korytarzem, chcąc nieco odpocząć od hałasu, który panował na balu, a teraz przystanęły, wpatrując się w dwójkę pod jemiołą i nagle przyszedł mu do głowy pomysł, jak się ich pozbyć na długi czas.
Niewiele myśląc obrócił się w bok i złapał Kaori za dłonie.
Drużyna Kaijou wstrzymała oddech, jeden Kobori domyślił się, że to mała zemsta dziewczyny na ich kapitanie i trzymał prawą dłoń na jego ramieniu. Tymczasem Moriyama, tak jak i reszta zespołu, stał jak słup.
Natomiast Kise oplótł rękami jej talię i przyciągnął do siebie. Widział w jej oczach ten błysk, gdy spojrzała na kapitana i pojął go w ułamku sekundy, więc wiedział, że nie dostanie po gębie. Ona też zrozumiała jego minę, gdy rozejrzał się dookoła, dostrzegając liczne dziewczyny, które za nim chodziły.Oboje chcieli coś tym uzyskać: on pozbyć się fanek, a ona zemścić się na kuzynie.
I przy okazji, mieć potem ubaw, na co najmniej cały rok.
-Wiesz, że mnie znienawidzą? - zapytała bezgłośnie, wskazując głową na jego fanki.
-Przestań. Ja będę miał gorzej. Senpai mnie zabije. - mruknął równie cicho.
Twarz Yukio zbladła śmiertelnie, gdy Kise i Kaori przybliżyli się do siebie. Drużyna milczała, a fanki stały jak oniemiałe, natomiast Kobori drugą ręką wyłowił telefon z kieszeni, stwierdzając, że musi mieć pamiątkę.
Dwójka pod jemiołą całowała się dobrą chwilę, jakby chcąc dać wszystkim do zrozumienia, że nie udają, chociaż faktycznie to robili. Rozległ się grupowy pisk, gdy fanki blondyna nie wytrzymały napięcia. Kapitan zespołu, zakołysał się nerwowo na piętach, cały czas trzymany przez środkowego.
Oboje oderwali się od siebie, próbując desperacko powstrzymać śmiech, żeby się nie zdemaskować.
Kaori oblizała wargę.
-Cholera...-mruknęła - Lepiej niż Aomine.
Kise parsknął śmiechem.
-To dopiero komplement, Kascchi.
Granatowowłosa spojrzała na kuzyna, a w jej oczach tańczyły złośliwe ogniki.
Niemal natychmiast rozległy się odgłosy szarpaniny. Yukio próbował wyrwać się Koboriemu, a w oczach miał chęć mordu.
-KASAMATSU, USPOKÓJ SIĘ!
Blondyn zadrżał delikatnie, widząc spojrzenie kapitana. Czarnowłosy szarpnął się po raz kolejny, a środkowy posłał im ostrzegawcze spojrzenie.
-Kise...- chwyciła go za nadgarstek, a Ryouta uniósł głowę. - Spieprzamy!
Dwójka zawodników Pokolenia Cudów rzuciła się do ucieczki, a w ślad za nimi pomknął wściekły rozgrywający. Na rozwidleniu korytarzy skręcili w prawo i następnie w lewo. Słysząc dalej tupot, oznaczający, że wkurzony Kasamatsu jest gdzieś blisko, wskoczyli za stojącą przy wyjściu ze szkoły ogromną choinkę.
Yukio przebiegł dalej, z przekleństwami na ustach, kierowanymi w stronę Kise. Najwyraźniej ich nie zauważył.
-Nie ma go. - powiedział, wychylając się zza choinki i następnie znów chowając. - Musimy poczekać, aż mu przejdzie. Kascchi? - zapytał, zwracając uwagę dziewczyny.
-Pewnie biega teraz po szkole, jak ostatni palant.
Kise zaśmiał się nerwowo.
-Fakt. Chociaż to był żart...-spojrzał na dziewczynę, jakby nie był do końca pewny - Między nami wszystko po staremu, prawda?
-Pff...Oczywiście. - prychnęła Kaori, a blondyn odetchnął z ulgą. - Ale nadal mi wisisz jeden na jednego.
Ryouta uśmiechnął się.
-Jasne, pamiętam.
-A z Aomine...-mruknęła, zakładając ręce- Też się policzę.
________________________________________________________________________________
Cóż, nie jest to jakiś wielce świąteczny dodatek, ale jest, haha. Oczywiście, pamiętajcie, że co zaszło w dodatku, nie ma wpływu na fabułę opowiadania.
Aczkolwiek, jeżeli znaleźli się tu jacyś fani Kise i Kaori, myślę, że Was zadowoliłam.
* Zainspirowane filmem Footloose
** Zainspirowane Nieugiętą MaYupp
Jeszcze raz życzę Wam wesołych świąt i bezpiecznego Sylwestra! Pamiętajcie - nie wracajcie przed szóstą rano! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top