6
Od tamtego niepamiętnego dla mnie dnia mineło już wiele nocy. Podczas jednej postanowiliśmy z Nathalie znów uderzyć. Tym razem mocniej, tak by kompletnie zniszczyć biedronkę i ewentualnie innych bohaterów, którzy pomogli by jej w walce. To było cudowne czuc tą przewagę. W końcu nie ma już kotka, a biedroneczka została sama jak palec. Równo o pierwszej w nocy udałem się razem z asystentką do mojej mrocznej nory. Tam założyliśmy broszki, by następnie nasze ciała pokrył ciemny lateks. Uśmiechnalem się na uczucie tego, a kobieta?... Wręcz przeciwnie, widziałem jak na jej twarzy od razu pojawia się grymas. Zdecydowanie nie czuła się najlepiej, jednak tym razem mogę ją zapewnić, ze to jest ostatni raz gdy musi się męczyć. Wziąłem ją na ręce, by nie musiała przemęczać się już na samym początku. Trafiliśmy na obszerny dach, idealny do bitwy ostecznej. Nie trzeba było długo czekać na media, które od razu zainteresowały się nami. No i oczywiście zaspanej nastolatki z czarnymi włosami pokrytymi granatowymi refleksami. Uczesana w dwa kucyki tym bardziej wyglądała jak dziecko. Uśmiechnalem się na myśl o jej porażce.
- jesteś pewna, ze nie chcesz się poddać już na wstępie? - Zapytalem drwiąco. Była sama, nikogo ze sobą nie wzięła. Albo to podstęp?
- oczywiście, chyba że to ty nie masz sił staruszku - Odpowiedziała celując we mnie swoją bronią.
Jak na młodzież walczyla okropnie, miala mniej siły niż my, a do tego okropnego cela z tym swoim yoyo. Nawet była tak głupia, że nie zabrała ze sobą nikogo. Bala się, że straci kolejne miracula? Och, jakie to urocze...
- Czyżby to był koniec biedronki? - slyszalem komentarze Nadji Chamack, która co chwile komentowała naszą zawzięta walke. Ucichła tylko na moment, gdy Mayura przyparła ją do ściany, a ja zdjąłem najpierw jednego kolczyka, pewny swojej wygranej.
- cóż za wspaniale uczucie biedronko... byłaś głupia, wciaz jesteś. Nie wzielaś ze sobą nikogo na tą misje? Przecież to nie mogło skończyć się dobrze - wyznałem, wyjmując z jej ucha kolejnego kolczyka. Nałożyłem je sobie patrząc jak moja towarzyszka opuszcza dziewczyne, która padła na kolana zaslaniajac przy tym twarz.
- zawiodlam... zawiodłam caly Paryż - na jej zdruzgotanie aż przewróciłem oczami.
- nie zaprzecze, ale weź bo się porzygam zaraz. Nie miałaś szans wygrać i tyle - Odparłem znów biorąc Mayure na ręce, tym razem nawet nie zwracałem uwagi na słowa reporterki. Obejrze wszystko później.
Założyłem pierścień, podchodząc do inkubatora Emilie. Cała reszte miraculi miała na sobie Nathalie, która jak zwykle stała za mną, dotrzymując mi towarzystwa.
- tikki, plagg, połączcie się - wypowiedzialem slowa przemiany. W okol mnie rozległo się oślepiające białe światło. Za inkubatorem teraz był tego samego koloru stwor. To on spełnia życzenia? Taki trochę dżin.
- czego pragniesz? - Zapytał, a ja milczałem dłuższą chwilę. To jest ten moment, na który czekałem tyle czasu. Chwila, w której miało rozpocząć się szczęście Adriena oraz nowy etap życia mojej małżonki. Tak bardzo ją kocham... oddałbym wszystko za przeżycie z nią choćby godziny. Jednak wiem, że nie mogę. Jedyną rozsądną oraz sprawiedliwą opcją jest poświęcenie się za nią. Poświęcam jej swoje życie, mojej jedynej miłości, która tak długo podtrzymywała mnie przy szczęściu i checi życia. Teraz jej sie za to odwdzięczę.
- ożywienia Emilie Agreste - wyznałem kierując swój wzrok na blondynke w Białej kapsule. Spala tak spokojnie... jakby ufała mi bezgranicznie, że żadna krzywda pod moją opieką jej się nie stanie. A tym czasem co się stalo? Dalem jej durne miraculum, które wpędziło ją w śpiączkę.
- co za nią ofiarujesz? - po pomieszczeniu znów rozgległ się głos postaci. To ten moment, w którym żegnałem się z życiem.
Byłem jedynie pionkiem w swojej własnej grze. Zawsze wydawało mi się, że to ja nią kieruje, ale to nieprawda. Nie miałem az tak duzej mocy, aby o wszystkim decydowac, lecz byla jedna rzecz. Niby mała, a jednak tak wielka. I to ja mogłem nią rządzić.
- Nathalie, przekaż Adrienowi, że bardzo go kocham. Ty również byłaś najwspanialszą przyjaciołką, o której niektórzy mogą jedynie pomarzyć. Testament mam w szafce w biurku - Zacząłem żegnajac się ze wszystkim i wszystkimi.
- poświęcam siebie - Dodałem nie dając nikomu w trakcie mojej wypowiedzi dojść do słowa.
- Gabe, nie!... - Usłyszałem ostatni krzyk, zanim moje oraz Emilie cialo po raz ostatni się unioslo i było razem. Kątem oka widziałem zapłakana oraz klęczącą z rozpaczy Nathalie, po raz pierwszy chyba okazała przy mnie tyle negatywnych emocji. Ciesze się, że nie mogę ich wyczuć przez miraculum ćmy, które kobieta ma przypięte do marynarki.
K O N I E C
Coż, ten rozdział miał być jednym z dłuższych, a okazał się jednym z krótszych. Wiem, że 6 rozdziałów to bardzo mało, ale jakoś nie mogłam wczuć się w Gabriela oraz jakkolwiek sie rozpisywać w jego osobie. Tak więc dziękuję przy okazji kazdej osobie, która to przeczytała. Patrzenie na gwiazki, komentarze i wyświetlenia bardzo mnie uszczęśliwia każdego dnia. ♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top