4

Ledwo co przekroczyłem próg domu, a Adrien już stał przy moim boku. Wyczekiwał mnie? Przecież wróciłem po tylu godzinach, że osobiście by mi się nie chcialo. Spojrzałem na niego wyczekująco na jego wypowiedź.

- byłeś u Nathalie? Wiadomo kiedy wychodzi? - Wypalił prosto z mostu.

Widać, że jemu jej brak również nie służył. Dla nas obojga było to okropne obciążenie, sami w domu, jedynie ochroniarz mogl coś zrobić. Jednak, on nie nadawał się do roli zastepczego asystenta. Nie dałby sobie rady tak dobrze jak robi to Sancoeur. Właściwie, nie wiem czy ktokolwiek by dal. Obserwując asystentów innych zdaje mi się, że to ja trafilem na tą najlepsza oferte i osobe, która jako przyjaciółka znaczyla dla mnie tak wiele.

- pojutrze, jednak i tak nie przeciazajmy jej za bardzo, widać że wciąż nie trzyma się najlepiej - odpowiedzialem patrząc jak syn delikatnie kiwa glowa w potwierdzeniu. Takimi malymi zachowaniami przypominał mi czasem moich dawnych znajomych, z którymi nie mam kontaktu. Jak coś im mówiłem to im głowa latała w górę i w dół tak, jakby miała zaraz odlecieć.

Przyglądałem mu się tak w ciszy. Nie wyglądał jakby chciał iść, ani prowadzić większej konwersacji ze mna. Zamiast tego po jakimś czasie po prostu objął mnie w pasie. Jego chłopiece rece ziasiskaly się na moich żebrach. Również go przytulilem, jednak trochę niepewnie. Z synem łączyła mnie okropnie mała bliskość, stałem się dla niego bardziej jak opiekun prawny niz ojciec. Jednak to nie jest bez powodu. Ja po prostu nie chce, by się do mnie przywiązał. By po mojej śmierci nie dołował się tak jak po stracie Emilie. W końcu jesli Nathalie mu wtedy znów nie pomoże, to jestem pewien, ze teraz nie był by taki sam.

- wiesz Adrien, nie mówie ci chyba tego za dużo, ale bardzo cie kocham synku - oznajmiłem przeczesujac jego blond włosy. Pomiędzy moimi palcami przesypywaly się one bezwładnie, nie mając zupełnie żadnej kontroli nad swoim ułożeniem.

- ja cie też tato - Usłyszałem jego zgluszony głos, przez to, że twarz miał schowaną w mojej białej koszuli. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Naprawdę chciałem przy nim zostac, patrzeć jak dorasta. Jednak, nie umiałem mu w tym pomóc, nie spisywalem się w roli ojca. Głównie to Emilie chciala miec dziecko, nie to, że ja go nie kocham. Adrien jest najwspanialszą osobą jaką spotkalem, ale nie potrafilem tego okazać.

Staliśmy tak dość długo, pozwalajac sobie na przedłużenie tej bliskości. Naprawdę oboje jej potrzebowaliśmy, a jednocześnie nie była ona w tym domu na porządku dziennym.
Gdy blondyn wrócił do swojego pokoju swobodnym krokiem udalem się do kuchni. Tam w akompaniamencie powoli gotujacej się wody wsypywalem łyżki kawy do kubka. Zwykly czarny kubek, niczym się nie wyróżniał. Już chwile później gapiłem się w czerń kawy, która kojarzyla mi się z obrazem przy schodach. Byl ogromny jak moja miłość do tego świata i tej rodziny. Jednak co mogłem poradzić? Dom Agrestow od śmierci mojej żony stał się kompletnie nieżywy. Nawet wiecej, on już był przygotowany do pogrzebu. Jednak już nie długo znów zawita w nim życie, wszystko magicznie ożyje. Tylko beze mnie. Emilie zajmie moje miejsce, a ja jej. Nie dam rady nie spełnić obietnicy złożonej jej przed śmiercią.

"- obiecaj mi, że ja z tego wyjde, a w czasie mojej choroby zajmiesz się Adrienem - jej spokojny głos w tym momencie przeszywał mnie przerażeniem po kosciach. Była tak spokojna, a ja zalewalem sie łzami nad łóżkiem szpitalnym, ściskając jej bladą, krucha i bezwładną rękę.

- obiecuje. Nie umrzesz Emilie, a my znów bedziemy szczęśliwą rodzina - to były moje słowa potwierdzenia. Tak bardzo nie chciałem jej zawieść."

Musiałem dotrzymać slowa, nie zapewniłem radości Adrienowi tak samo jak rodzinnego ciepła, ale jeszcze da się to naprawić. Emilie wszystko mu załatwi, zastąpi mu mnie, tak jak ja starałem się mu zrekompensować jej stratę pieniędzmi. Wiem, że pieniądze mu matki nie zastąpią, ale przynajmniej odciągają trochę uwage od smutku. Np. jak kupił sobie gre, czasem obserwowałem jak siedzi w salonie z konsolą w reku i się na niej skupia. Przyjemny widok...

W dzień powrotu Nathalie cieszyłem się jak dziecko. Oczywiście za maska profesjonalizmu, po co aż tak pokazywac swoje emocje? Zmusiłem się do ogarniecia swojego stanu. Mimo widocznego niewyspania wygladalem jak wczesniej, zadbany, przystojny Agreste. Wyszedłem ze swojego gabinetu, odrywajac się od pracy, ponieważ pod rezydencję właśnie zajechał czarny samochód firmowy gorilly.
Stanąłem obok swojego syna, który najwidoczniej również wyczekiwał jej praktycznie odliczając każda minute. Gdy drzwi się uchyliły pojawiła się w nich kobieta. Znacznie stracila na wadze, co lekko mnie niezapokoiło. Natomiast, jak go Sancoeur, mala na sobie swój zwykły pracownicy strój.
Spojrzalem z uśmiechem na to jak Adrien od razu pobiegl się do niej przytulić. Rozmawali tez o czymś miedzy sobą pół głosem. Jak na moją asystentkę naprawdę mocno się z nim związała. Nie mam jej tego za zle, a nawet lepiej, cieszy mnie to. Widzę, ze matki mu nie zastępuje, a jedynie dba o niego. Bez względu na wiek widac, że w sumie to otaczają siebie taką delikatną otoczką przyjaźni, która jednak jest nierozelwalna.
Gdy blondyn pognał w końcu do swojego pokoju wysciskalem kobiete.

- dobrze cie tu znów widzieć... bez ciebie wszystko sie wali - wyszeptalem, by następnie przerwać nasz chwilowo za długi uścisk. Relacja przyjacielska. Relacja przyjacielska... nic więcej Agreste, zapamiętaj i sie tego naucz.

- myslisz, że dlaczego nigdy nie chce was opuszczać? Zrobie kawe i zabieram się za harmonogram, bo zgaduje, ze żadnego nie masz - oczywiście, ze miała racje. Zawsze ma, co chyba zacznie mnie powoli irytować.

- kawe masz zrobiona, a co do harmonogramu... nie umiem się za takie rzeczy zabierać - oznajmiłem zgodnie z prawdą. Kompletnie mi to nie szło.

- Dziękuję - odpowiedziala, a na jej twarzy malował się delikatny uśmiech. Dopiero ta sytuacja uświadomiła mi, ze nie jest ona tylko pracownicą, już dawno została częścią naszej rodziny.

Udalem się za nia do gabinetu, gdzie znów w spokoju mogłem pracować nad swoimi projektami. Zerknąłem na powiadomienie z tabletu, gdzie właśnie przyszedł harmonogram wyslany przez Nathalie, mineło mało czasu, a ona juz miała wszystko pod kontrolą bardziej niż ja przez dni jej nieobecnosci. Naprawdę, nigdy więcej nie wyślę jej na tak długo do szpitala, jeszcze raz i nie damy sobie z Adrienem rady. Otworzyłem powiadomienie, dokladnie lustrując wzrokiem jego plan. Był tak idealny, ze nic nie trzeba było zmieniac. Naprawdę sprawowala się w tej robocie niesamowicie dobrze. Nawet na jej początkach, wtedy jedynie nanosilem drobne poprawki na swoje grafiki dnia, oraz dyktowalem jej polecenia. Teraz sama wie co kiedy ma robić, zdaje mi się, ze swój plan dnia również robi. W końcu ma tak idealnie ułożony czas pracy, ze zwykle nie musi się o nic martwić.

Pod koniec dnia postanowiliśmy zrobić sobie mała odskocznie od naszej codziennej pracy. Wyjąłem z szafki butelke drogiego wina, swoją drogą, mojego ulubionego.

- jesteś pewna? - Zapytalem wahając się nad otworzeniem korka. Wcześniej musiała mi wymieniać każdy plus i minus tej sytuacji, bym ostatecznie zgodził się na to ze względu, ze nic to nie zaszkodzi jej zdrowiu.

- tak.. chcesz powtórzyć wszystko? - Zapytala z troską, wyjmując z drugiej szafki dwa naczynia. Zaprzeczyłem skinieciem głowy, by następnie otworzyć wino i wlać nam je.

Nasze rozmowy skupiały się na luźnych tematach, ale nie zabrakło tych poważniejszych. Z Nathalie mogłem tak na prawdę mówić chyba o każdej rzeczy. Na wszystko miała swoje zdanie, słuchała mojego, a później jeszcze dopytywała o jakieś szczegóły. Przyjemnie było patrzeć, jak interesuje ją to co mówię, ze rzeczywiscie chce ze mna spędzić czas. Do tego nie robiła tego ze wzgledu na moje pieniadze, status czy chęć awansu. Robiła to z przyjaźni. Naprawdę, ta kobieta była najlepsza przyjaciółka o jakiej tylko mógłbym marzyć.

Z każdą kolejną dolewką, łykiem i naprawdę luźnymi rozmowami byłem coraz bardziej rozluźniony. Do tego nie panowałem nad soba, z resztą Nathalie też. Nie sadzilem, ze az tak da sie upic winem, ale ostatnie co pamiętam to gdy szedlem razem z Nathalie do sypialni. Zaraz, właśnie... szedłem z Nathalie do sypialni. Jezu Agreste...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top