3
Dni mijały, moja asystentka wciąż byla w szpitalu, a mnie dręczyły wyrzuty sumienia. Mogłem nie dawać jej tego idiotycznego miraculum, mogłem przecież sam go użyć. Skoro to mój interes to chyba nie powinienem mieszać w niego Nathalie. To ona teraz cierpi w szpitalu zamiast mnie, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Jasne, wynająłem jej prywatnych lekarzy, opieke całodobową oraz prywatną klinikę, ale tak jak mówią - pieniądze zdrowia nie przywrócą. Westchnalem ciężko, rękami przeczesujac kolejmy raz swoje roztargnione włosy. Nie musiałem patrzeć w lustro, by wiedzieć jak okropnie wyglądam. Ubrania były niewyprasowane, ponieważ mi się nie chciało do tego krawat zawiązany za luźno. Nie chciało mi się również golić, moją brodę pokrywał teraz delikatny zarost, który wkurzał mnie samym istnieniem. Te włoski nie mialy nawet centymetra, a ja już czulem się jak ci amerykańcy, którym w brodach legły się robactwa. Aż się w duchu Skrzywiłem na wyobrażenie tego...
Kazda moja rozpoczętą oraz tą jeszcze nie doszłą myśl przerwał Adrien. Zjawił się w progu mojego domu nie wyspany, z roztrzepanymi blond włosami. Swoja drogą miał je już trochę zbyt dlugie, chyba trzeba bedzie go zaprowadzić do fryzjera... ale o to poproszę.. Nathalie, jak wróci i wyzdrowieje.
- tato... nie obudziłeś mnie do szkoły - Powiedział, a ja z przerażeniem spojrzalem na zegarek. Wskazywał jedenastą trzydzieści. Znów ciężko westchnalem, nie zważając nawet na obecność syna w gabinecie.
- w takim razie masz wolne Adrien - Mruknąłem wstając od biurka. Nie mam głowy do papierologii, to nie dla mnie.
- kiedy wróci Nathalie? widzę, ze bez niej sobie nie radzisz - Zapytał, a ja znów milczalem. W końcu co ja mam mu powiedzieć? Nie znam jej dnia wypisu, nawet od dwóch dni jej nie odwiedziałem. Przetarlem dłonią twarz. Nic już nie ogarniam.
- mam nadzieję, ze szybko - wymamrotalem wychodząc z pomieszczenia. Skoro już o niej wspomnial to chyba dobry moment na odwiedziny. I przy okazji przeprosiny... w końcu to przeze mnie tam leży, a ja jak idiota siedze w biurze i użalam się nad sobą.
Adrien skinął delikatnie głową i wyszedł z mojego gabinetu. Bez Nathalie naprawde sobie nie radziłem, to ona ogarniała wszystko, łącznie z Adrienem. Do tego ogarniała papierologie, gdzie ja kompletnie sobie z nią nie radze. Wręcz nienawidzę czegoś po nich pisać, myśleć nad sensem umowy i jeszcze badać jej plusy i minusy. Zawsze wysyłałem to Sancoeur, która dosłownie idealnie wszystko ogarniała. Teraz to widze, bez niej dom się dosłownie sypie.
Gdy po jeździe w akompaniamencie muzyki z radia dojechalem pod szpital od razu poczułem rozluźnienie. Udalem się do budynku, a następnie prosto do sali kobiety. Nie spala, dosłownie nie robiła nic. Usiadłem przy jej łóżku, nawiązując tym samym kontakt wzrokozy z nią.
- wiadomo kiedy wychodzisz? - Zapytalem cicho, oczekujac najlepiej odpowiedzi bardzo bliskiej. Naprawdę jeśli mamy to ciagnac to ja sobie nie poradze. To ewidentnie nie dla mnie.
- nazajutrz rano.. - odpowiedziala slabo. Widziałem, że wciąż nie trzyma się idealnie, ale na pewno lepiej niż wcześniej. Przynajmniej tutaj lekarze mogli lepiej monitorować jej stan zdrowia niż ja. W koncu co mogłem robić? Monotonia dawania jej tych samych leków weszła mi tak w nawyk, że jak słysze jakikolwiek kaszel to już szukam wzrokiem leków. To trochę przerazajace, że tak mała rzecz weszła mi tak bardzo w nawyk.
- przepraszam cie jeszcze raz... nawet nie wiesz jakie mam teraz wyrzuty sumienia, ze cie w to wmieszałem - wyznałem po raz kolejny. Naprawdę czulem się z tym tak okropnie, że musiałbym ją tak przepraszać z milion razy.
- jeszcze raz mnie przeprosisz, a obiecuje, ze gdy tylko wyjde ze szpitala to dostaniesz w łeb - wyczuwalem w jej glosie ostrzeżenie. Nie takie dla żartów, chociaż sama jej wypowiedź tak brzmiała, ale takie na poważnie. Jestem pewny, że gdy już się uwolni od tych wszystkich kabli, których i tak było już o połowę mniej, to by ją wykonała.
- postaram się już tego nie robić. Ale i tak za wiele nie dam rady w tej kwestii zrobić, męczą mnie po prostu wyrzuty sumienia - powtórzyłem ciągle na nią patrząc.
Mogła być nawet w najgorszym stanie, a i tak starała się dla mnie jak najlepiej. Ogarniała za mnie moje własne myśli. To tak, jakby rozmowa z nią segregowała je do odpowiednich folderów w moim mózgu. Na rozmowach z nią spędziłem praktycznie trzy godziny, a ona była dla mnie idealnym psychologiem. W jej towarzystwie po prostu samo znało swój tor, była moją osobą wyciszenia. Taka przy której odczuwałem spokój i harmonię, która chyba mało co mogło by zburzyć. Nie oszukujac się, wszystko było dosłownie lepsze pod względem psychicznym. Nawet w pracy nie odczuwałem aż takiego przytłoczenia jak wtedy gdy jej nie było. Nie słyszenie jej delikatnego uderzania o klawiature czy odstawiania od czasu do czasu kubka na szklany blat było nie dozniesienia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top