1

Odsunelismy się od siebie. Na sali rozbrzmiewały ogromne brawa. Rodzina moja oraz mojej nowej żony, tak samo jak nasi wspólni przyjaciele zjawili się tu dla nas. Dziś był dzień naszego ślubu. Sakrament złączył nas na zawsze. Na obrączkach mieliśmy wygrawerowane nasze imiona. Na moim widniało Emilie, a na jej Gabriel. Tak bardzo cieszyłem się zamawiając je. Złoto, którym były zrobione dosłownie lśniło na naszych palcach. Spojrzałem na gości oraz asystentkę, która robiła nam zdjecia do albumu. Czasem się dziwiłem jak wiele ma zdolności, zupełnie jak Emilie. Obie mimo różnych wyglądów są do siebie bardzo podobne.

Włożylem do delikatnych, bladych rączek czarną róże.

- dziś jest nasza kolejna rocznica Emilie... obiecuje ci, że tym razem uda mi się zdobyć miracula tych dzieciaków. Ożywie cie i znów bedziemy razem - Powiedzialem zamykając powoli szkło, tak by śpiąca snem żelaznym kobieta była nim szczelnie zamknięta.

Obróciłem się w stronę Nathalie, która jak zwykle stała ze swoją maską profesjonalizmu. Tak, jakby nie obchodziło jej zupelnie nic. Podałem jej broszkę, która po chwili zdobiła jej granatową marynarke.

- jeśli źle się poczujesz to przerywamy akcje, tylko mi o tym od razu powiedz. Dobrze wiesz, że twoje zdrowie nie jest idealne - rozkazałem przemieniając się we wladce ciem.

- oczywiście - Usłyszałem obok siebie, gdy moja asystentka również wypowiedziala już słowa przemiany.

Było mi okropnie źle przez to, że ja tak wykorzystuje. Zapewniala mnie tysiąc razy, że to przeciez nic oraz ze to ona sama sie na to pisala.

"Dla ciebie zrobiłabym wszystko Gabrielu. Zniose to byście znowu mogli być razem z Emilie i Adrienem szczęśliwi. Przeciez sama się na to pisalam, racja? Wytrwam do końca, nie musisz się o to martwić"

Jej słowa ciagle chodzily mi po głowie, zatruwając ją coraz bardziej poczuciem winy oraz mieszanymi uczuciami co do terroryzowania Paryża. Wiem, że postepuje okrutnie, ale czego się nie robi w imie miłości? Jakbym tylko mógł coś na to poradzić to ona by teraz byla z Adrienem, a ja bym w spokoju leżał dwa metry pod ziemią. Wysłałem ciemnego motyla z przebłyskami fioletu do silnych emocji, które odczuwałem. Była to zraniona miłość, nienawiść do siebie oraz wstręt do jakichkolwiek uczuć. Czyz to nie idealna ofiara mojego terroru?

- och Mayuro... czuje, że tym razem się nam uda - wyznałem. Gdy długo nie odpowiadala spojrzałem na nią. Ledwo co wysłała amoka, który wlasnie razem z moim motylkiem sunął bezwładnie po wietrze, a jej nogi już były jak z waty.

- Mayuro... jeśli się źle czujesz powiedz mi to, nie narażaj się znowu - Dodałem podchodząc do niej bliżej. Ona natomast lekko mnie od siebie odepchnęła.

- jest dobrze... czuje się wspaniale - kłamała. Kłamała mi w żywe oczy, ale postanowiłem to przemilczeć. Aż tak potrafiła się dla mnie poświęcić? Ryzykować śmiercą, zdrowiem, bym był szczęśliwy. Ta kobieta ma naprawdę cudowny charakter. Gdyby Emilie nie zjawiła się na mojej drodze to pewnie zakochałbym się i poślubił właśnie ją.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top