Ksiega 1 Rozdział 3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział 3 – Rozróbę czas zacząć
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Miranda wyjrzała przez malutką szparę w drzwiach jej pokoju. Czekała aż jej ciotka zejdzie na dół do pracy, żeby mogła się wyrwać do Starej Corony i poćwiczyć z ojcem Variana, którego udało jej się przekonać na treningi. Irytowała się, gdyż Minerva co chwilę po coś wracała albo poprawiała sobie fryzurę jakby szykowała się na randkę. W końcu miała drogę wolną. Ostrożnie wyszła, zamierzając wymknąć się po schodach przez kuchnię i już by się jej udało, gdyby ktoś nie złapał ją za warkocz, ciągnąc do tyłu.

– Wybierasz się gdzieś? – Blondynka spojrzała surowo na podopieczną, nie puszczając jej. – Widzę cię mały gryzoniu.

Fizek, który już sięgał łapką po coś do jedzenia zastygł w bez ruchu i tylko spojrzał niewinnie oczkami, wyszczerzając się w uśmiechu.

– Ile razy mam wam powtarzać? Ty nie uciekasz! – wskazała na dziewczynę, po czym na zwierzaka. – A ty nie wyjadasz ze spiżarki!

– To przecież zwierzę. Czuje głód to żre co znajdzie. A poza tym nie możesz trzymać mnie całymi dniami w domu! Nudzę się! – marudziła jak małe dziecko.

– Gdybyś nie pakowała się w to całe łapanie złodziei, nie dostałabyś szlabanu.

– No przecież cię przeprosiłam! Obiecałam poprawę! Czego ty jeszcze chcesz kobieto!?!

– Żebyś choć raz usiedziała na tyłku!!! – Wzięła głęboki wdech, próbując się uspokoić. Wysiliła się na miły ton. – Właściciel zostawił nas same z knajpą, bo twój zwierzak wyjada nam co popadnie, przez co jesteśmy stratni i za niedługo zbankrutujemy. Wszystkie pieniądze ostatnio szły na wypełnienie spiżarek, które on opróżnia!

Wybuchła ponownie, pokazując na Fizka, który właśnie dorwał się do zupy pomidorowej. Przyłapany na gorącym uczynku wskoczył na ramię swojej pani i schował się pod jej warkoczem. Brunetka westchnęła i wzięła wiewióra za ogon.

– No bez przesady. Gdzie on by to wszystko zmieścił? – pokazała na chude ciałko, na co kobieta uniosła brew.

– Wczoraj zjadł całego indyka.

Miranda zrobiła zdziwioną minkę i zamrugała oczami, patrząc na swoje futrzane maleństwo, które wzruszyło ramionami.

– No dobra, a jak nauczę go umiaru to wypuścisz mnie z domu? Tata Variana obiecał mi, że nauczy mnie paru fajnych ruchów przy walce z mieczem. Już się nie mogę doczekać!

Zaczęła na samą myśl skakać ze szczęścia.Kobieta westchnęła ciężko.

– Posłuchaj mnie Mirando. Jeżeli chcesz wyrosnąć na silną oraz mądrą kobietę, musisz w końcu zacząć zachowywać się jak na damę przystało. Dama nie walczy z każdym złoczyńcą jakiego spotka. Nie dokucza strażom, nie robi psikusów ani tym bardziej nie sprawia problemów wychowawczych.

– A może ja wcale nie chcę być jak dama, co? Już dawno wyrosłam na silną i mądrą kobietę. Umiem się zachować kiedy trzeba, jestem zaradna, sprytna i nie daje sobie dmuchać w kaszę w przeciwieństwie do ciebie. Mam obraz własnego życia. Wiem jakie ma być i co mam robić, by takie się stało. Bycie damą to twoje dziecięce marzenie, nie moje. Zrozum to w końcu.

Zaskoczona kobieta stała chwilę w ciszy, przetwarzając to co powiedziała jej podopieczna. Wiedziała, że Miranda ma rację ale nie chciała dopuścić do siebie tej myśli.

– Jesteś taka sama jak twoja matka. Wredna i uparta.

– No patrz, przynajmniej mam z nią więcej wspólnego niż z tobą.

Kobieta zdenerwowała się jej arogancją. – Dosyć tego moja panno! Wciąż masz szlaban do odwołania! Koniec dyskusji! Marsz do pokoju!

Pokazała jej palcem, by szła na górę. Miranda niechętnie zaczęła wchodzić po schodach.

– I nie waż się wychodzić!

Brunetka poszła rzucić się na łóżko. Wyżyła się na poduszce, po czym usiadła na parapecie, wyglądając za okno. Opuściła głowę, opierając ją o szybę z głośnym puknięciem. Westchnęła ciężko i poklepała swoje kolano, przywołując na nie zwierzaka.

– Wiesz, że mogłeś sobie darować nocne podjadanie? Zdajesz sobie sprawę, że jak przez ciebie wylądujemy na ulicy to będę musiała znowu zacząć kraść?

Fizek tylko przebierał łapkami zakłopotany, czując się po części winny ich kłótni. Zaczął przepraszać, łasząc się do niej i wtulając, gdy jego brzuch zaczął domagać się jedzenia. Zerknął z miną niewiniątka, wpatrując się w nią swoimi maślanymi oczami.

– Nie no poważnie?! Znowu jesteś głodny?!

Wiewiór pokiwał głową, nie będąc do końca zdecydowanym czy naprawdę chce jeść czy to po prostu pora na jego kolejny posiłek dla zabicia czasu. Miranda mordowała go chwilę wzrokiem i niezbyt chętnie oddała mu swoją ostatnią sakiewkę orzeszków ziemnych jaką miała. Szczęśliwy Fizek zaczął je śrupać ze smakiem.

– Żarłok.

Popchnęła palcem wiewióra, a ten zwinął się w kuleczkę i sturlał po jej nodze lądując na łóżku dziewczyny, gdzie coś leżało. Miranda od razu zauważyła rzecz i podeszła zobaczyć co to jest. Na pościeli łóżka leżała jasnozielona wstążka o odcieniu limonki. Gdy brunetka wzięła ją do rąk, by przyjrzeć się bliżej odkryła, że ma złotawe zdobienia charakterystyczne dla przedmiotów cennych i wysokiej jakości.

– To nie jest moje. Ani ciotki – stwierdziła, pokazując Fizkowi.

Zwierzak przyjrzał się również i powąchał wstążkę. Wzruszył ramionami i zaskrzeczał, sugerując, że po prostu dostała od kogoś prezent.

– Niby od kogo? Varian wręczyłby mi go osobiście. Zresztą jego nie stać na tak drogie rzeczy. To prosty chłopak z wioski.

Wiewiór znów zaskrzeczał i narysował ogonem serduszko w powietrzu, uśmiechając się szeroko, na co dziewczyna wybuchnęła żabim śmiechem.

– Jak ty coś powiesz mały. Że niby mam cichego wielbiciela? – otarła łezkę z oka. – Już prędzej uwierzę, że ktoś próbuje nas wrobić w kradzież.

Fizek dalej upierał się przy swoim, pokazując łapkami jaka to Miranda piękna, mądra i zwinna. Dziewczyna tylko przewracała oczami.

– Skończyłeś już? – Zwierzak niechętnie pokiwał głową. – To świetnie, bo nie mam zamiaru dłużej tu siedzieć. Wymknę się na ten trening i żaden gniew ciotki mnie nie powstrzyma!

Wzięła się pod boki pewna siebie, a wiewiór ochoczo pokiwał ogonem i wskoczył na jej głowę.

– Ale najpierw dopadnę Julka i spytam czy nie kojarzy tych wzorów na wstążce. Może będzie wiedział do kogo to należy.

Posłała Fizka na zwiady, a sama, korzystając z momentu, że Minerva ma urwanie głowy w pracy, wymknęła się tylnymi drzwiami na boczną uliczkę. Pobiegła prosto do zamku jednak tuż przy bramie zatrzymali ją jej ulubieni strażnicy.

– Oj no weźcie, no! Muszę zobaczyć się z Julkiem! Stach, Piotruś.

Ona i wiewiór zrobili błagalne, urocze, dziecięce minki, starając się ich przekonać. Strażnicy popatrzyli po sobie z wyrzutami sumienia, widząc smutne twarzyczki przed sobą ale twardo stali przy swoim.

– Przykro mi Mirando ale nie możemy cię wpuścić. Król ma urwanie głowy z powodu koronacji księżniczki i zakazał nam kogokolwiek wpuszczać do zamku – próbował wyjaśnić Piotruś.

– Takie rozkazy, sama rozumiesz.

– Ale król się nawet nie zorientuje – dalej błagała. – No proszę was. Będziecie mieć mnie z głowy aż do koronacji. Zero wybryków.

Strażnicy znów popatrzyli po sobie, nie wiedząc co zrobić, żeby pozbyć się dziewczyny.

– Wybacz Mirando ale my naprawdę nie możemy. Zresztą Julka nie ma teraz w zamku.

– Jak to nie ma? – zdziwił się Piotruś. – No przecież mówił, że idzie dokuczać Cassandrze.

Stach aż załamał się głupotą swojego partnera. – Ale ty jesteś głupi Piotruś. Próbuję ją zmylić!

Drugi strażnik milczał chwilę, po czym załapał plan. – Ahaaaaaa.

Miranda i Fizek spojrzeli na siebie z politowaniem i wyminęli ich. Jednak ktoś pociągnął ją za warkocz do tyłu. Dziewczyna straciła nad sobą panowanie.

– No co wy macie do ciągnięcia mnie za włosy?!?! – Zobaczyła przed sobą niezbyt zadowolonego z jej obecności kapitana straży. – Aha, to pan.

Brunetka zasalutowała na przywitanie, a zdezorientowany wiewiór poszedł w jej ślady, wypinając dumnie pierś.

– To znowu ty – westchnął ciężko, również salutując. – Do czasu koronacji księżniczki obowiązuje surowy zakaz wpuszczania cywili.

– I serio nie mam wstępu? Nawet ja?

– Nawet ty. Odmaszerować!

Dziewczyna odeszła, przewracając oczami. Nagle zawróciła i pobiegła wprost na strażników, prześlizgując się pod nimi i biegnąc dalej przez korytarze zamku.

– Zatrzymać ją! – ułyszała za sobą wściekły głos kapitana.

Miranda wymijała niczego nieświadomych służących na jej drodze. Minęła również Arianę, która przechadzała się po zamku. Brunetka wróciła się, by ukłonić królowej.

– Wasza Wysokość.

Pobiegła dalej, uciekając przed strażnikami, którzy zrobili to samo co ona w ramach szacunku do Jej Wysokości. Dziewczyna jakoś odnalazła właściwą drogę i wbiegła jak burza do komnaty Szczerbca.

– Miranda?! Co ty tu robisz?! – zdziwił się. – Myślałem, że nikogo nie wpuszczają do zamku.

– Bo nie wpuszczają. Jestem tu na nielegalu – odparła, barykadując drzwi, słysząc, że wezwali Maximusa na pomoc. – Słuchaj, ktoś podrzucił mi taki drogi prezent. Wiesz może skąd pochodzi?

Podała Julkowi wstążkę, a ten przyjrzał się jej uważnie z każdej strony. Dziewczyna wpatrywała się w niego niecierpliwie, słysząc jak koń napiera na drzwi, próbując je wyważyć.

– Jedno mogę stwierdzić na pewno. Z pewnością nie zrobiono jej w Coronie. – Oddał dziewczynie przedmiot.

– Czyli co? Kradziona?

Wzruszył ramionami. – Nie było tam jakiegoś listu miłosnego obok? – zażartował.

– NIE. NIE BYŁO – podkreśliła dziewczyna, zaciskając zęby. Westchnęła ciężko. – Czyli niepotrzebnie wbiłam na zamek, a Kapitan Wąsacz nienawidzi mnie teraz jeszcze bardziej niż ciebie – załamała się. – Jedno jest pewne, gorzej nie będzie!

W tym momencie walenie w drzwi nasiliło się. Wiedząc, że długo one nie wytrzymają brunetka wyskoczyła oknem. Julek z przerażeniem podbiegł i chwytając się parapetu, by nie wypaść patrzył jak Miranda spada. Biedny wiewiór panikował i trzymał się latającego na wszystkie strony warkocza swojej pani, starając się nie zginąć. Drzwi do pokoju Julka w końcu nie wytrzymały i do środka wpadł potężny rumak razem z kapitanem straży. Przepchnęli Szczerbca na bok i widząc to co on natychmiast wybiegli z zamku. Miranda nie przejmując się, że zaraz zostanie z niej mokra plama złapała się w ostatniej chwili drążka flagi, zakręciła na nim, a następnie puściła go, lądując bezpiecznie przed wejściem do zamku z akrobatycznym wślizgiem.

– Ha! A jednak nie wypadłam z wprawy – ucieszyła się.

Jej wystraszony, futrzany kompan podniósł jedynie drżące łapki w geście triumfu z przeżycia skoku, a następnie spadł sparaliżowany ze strachu prosto w dłonie dziewczyny. Brunetka zjechała na siedząco po kamiennej poręczy schodów wejściowych prosto na dziedziniec pałacu gdzie ku jej zdziwieniu aż zaroiło się od straży, którzy wybiegli zza zamku i zagrodzili jej wyjście.

– Miranda!! – zagrzmiał głos kapitana. – Tym razem osobiście osadzę cię w więzieniu i nawet księżniczka nie wyciągnie cię stamtąd!!

– Najpierw znajdź na mnie paragraf! Nie dam się zamknąć za byle co! – odparła z pewnym siebie uśmiechem.

Dziewczyna ustawiła się do walki z zebranymi strażnikami, jednak Fizek wskoczył na jej ramię i pociągnął za kosmyk, wskazując na katapultę. Miranda spojrzała na niego z miną – No chyba oszalałeś. – ale nie zaprotestowała, uznając to za lepszą zabawę. Nie wahając się ani chwili weszła na katapultę. Zwierzak w ostatnim momencie przegryzł linę i wystrzelił dziewczynę ponad mury zamku. Z przerażonym krzykiem leciała nad domami aż w końcu, spadając wpadła na wywieszone pranie. Odbiła się od jednego z materiałowych daszków nad oknem i wylądowała na stercie śmieci, aż w końcu sturlała się bezwładnie na ziemię. Leżała chwilę na plecach, po czym wystrzeliła ręce w górę z radosnym okrzykiem.

– Przeżyłam!!!

– Mówił ci ktoś kiedyś o wrotach do zamku? – spytał stary kowal, podnosząc i otrzepując brunetkę z kurzu.

– Są przereklamowane – odparła z machnięciem dłoni.

Xavier pokręcił jedynie głową z niedowierzaniem. Znowu usłyszała kapitana i kilku strażników, którzy nie zamierzali odpuścić. Miranda ponownie rzuciła się do biegu, próbując ich zgubić. Chwyciła ze stoiska jedno jabłko z samego dołu, a cała reszta ułożona w wysoki stożek rozsypała się wprost pod nogi strażników, tworząc chaos na ulicy. Obejrzała się za siebie, śmiejąc z przewracających się na jabłkach ludzi. Brunetka dopadła jakiegoś bezpańskiego konia, który od razu, gdy tylko poczuł kogoś w siodle stanął na tylnych kopytach rżąc. Dziewczyna szybko przywołała go do pionu, ciągnąc za wodze.

– Ludu Corony! Niestety teraz nie jestem przy kasie, więc za wszystkie szkody zapłaci Julian Szczerbiec, którego znajdziecie w zamku!!

Z tymi słowami zawróciła konia i pogalopowała do lasu. Wściekły tłum, domagający się pieniędzy poszedł szturmować zamek w poszukiwaniu niczego nieświadomego mężczyzny. Miranda pognała prosto do Starej Corony. Znów poczuła się jak młodsza wersja siebie. Spowolniła konia i położyła się na zwierzęciu plecami, zakładając ręce za głowę. Przez siodło było jej niewygodnie ale nie przejęła się tym. Zamknęła oczy i wróciła myślami do przeszłości, gdy jedynym jej zmartwieniem było wyżywić swoje sierocińcowe rodzeństwo. Widziała przed sobą ich uśmiechnięte mordki, gdy z zapałem opowiadała jak po raz kolejny wykiwała rycerzy jej miasteczka albo opowiadała im bajki. Westchnęła głęboko z lekkim uśmiechem, otwierając w końcu oczy. Wyciągnęła prawą dłoń ku niebu i aż wstała do siadu, widząc jej stan. Ze środka dłoni aż po nadgarstek i jeszcze kawałek dalej wzdłuż ręki zamiast żył wyrastały jakby malutkie korzenie, a skóra była nienaturalnie zbrązowiała, przypominając swoją teksturą korę drzewa. Brunetka zmarszczyła brwi, zakładając rękawicę z powrotem na rękę, którą zacisnęła w pięść.

– Dlaczego to się znowu rozrosło? Zaraza – mruknęła do siebie, zawiązując bandaż na dłoni.

Koń obrócił się do dziewczyny i zarżał.

– Nieee tyyy! Do siebie gadam. – Westchnęła ciężko. – Dobrze, że nikt tego nie zauważył.

Zwierzę uniosło brew, uznając swojego jeźdźca za wariatkę i zrzuciło ją ze swojego grzbietu, uciekając.

– Hej!! – oburzyła się, otrzepując z kurzu. – Głupi koń.

Na szczęście była blisko Starej wioski. Udała się pieszo przez pola. Nie zauważyła Quirina po drodze, więc zajrzała do domu Variana ale i tam go nie znalazła. Weszła do pracowni przyjaciela i westchnęła ciężko z uśmiechem. Alchemik musiał zasnąć w trakcie pracy przy swoim biurku.

– A ty znowu siedziałeś do późna. Zamęczysz się kiedyś wariacie.

Przez noc chłopak trochę zmarzł, więc Miranda okryła go dokładnie jakimś kocem, który walał się po ziemi. Przyjrzała się paru jego projektom i poprawiła pare rzeczy, które wydały jej się błędne.

– Najwyżej coś wybuchnie – uznała, idąc do kuchni, by przygotować swojemu śpiochowi śniadanie.

Spiżarka świeciła pustkami, więc dziewczyna ograniczyła się do zwykłych kanapek z szynką. Jego ulubionych. Szykując posiłek zorientowała się, że jest za spokojnie w domu.

– Fizek? – Okręciła się wokół własnej osi, myśląc, że uczepił się gdzieś jej warkocza. – Fizek nicponiu, gdzie jesteś?

Rozejrzała się panicznie po domu. – O nie! – Chwyciła się za głowę. – Zgubiłam go!

– Tatooo, zrobisz mi śniadanie? O, Mirka – odezwał się zaspany głos należący do Variana.

Stał w wejściu do kuchni owinięty słodko w kocyk. Zrobił kilka kroków naprzód i już miał paść na twarz, gdy Miranda złapała chłopca w ostatniej chwili, przywracając go do pionu.

– Uwaga pod nogi – parsknęła cicho śmiechem i zaprowadziła go do salonu, pilnując, żeby znów nie potknął się o kocyk.

– Uważam, uważam. – Przysnął na chwilę i znów się wybudził z głośnym ziewnięciem. – A tobie skończył się szlaban? – pyta nietomny.

– Powiedzmy, że go sobie zawiesiłam na jakiś czas. No masz, wcinaj.

Podała mu talerzyk z kanapkami. Na ich widok Varian od razu się ożywił i wybudził na dobre, jedząc śniadanko. Czekając aż skończy dziewczyna wpatrzyła się w rodzinny obraz nad kominkiem. Przedstawiał on jeszcze młodego Quirina, małego niemowlaka, Variana oraz jego matkę. Kobietę o uroczym uśmiechu i długich związanych w luźny kok rudych włosach.

– Varian? Jaka jest twoja mama?

Alchemik spojrzał na obraz smutno, po czym się uśmiechnął do siebie.

– Ciekawska świata. Najbardziej uwielbiała badać co tylko znalazła. Miała mnóstwo książek o alchemii, sama kilka napisała. Była najradośniejszą i najbardziej kłopotliwą kobietą jaką widział świat. – Znów lekko posmutniał ale wciąż trzymał uśmiech na ustach. – Przynajmniej tak mówi tata. Odeszła zanim skończyłem cztery lata. Po prostu wyszła, i już więcej nie wróciła.

Miranda podkurczyła nogi i oparła się o przyjaciela, chcąc dodać mu trochę otuchy.

– Widocznie coś ją musiało po drodze zatrzymać. Pewnie nie może się doczekać, by do was wrócić.

Posłała mu ciepły oraz czuły uśmiech, a on go po chwili odwzajemnił. Siedzieli tak w ciszy, czekając aż Varian zje swoje śniadanie.

– A właśnie! Znalazłam to dzisiaj rano. Byłam z tym u Julka ale on powiedział mi tyle co ja wiedziałam. Jeszcze cały zamek ma mnie za intruza.

Podała mu wstążkę. Alchemik tak jak Julian wcześniej wziął ostrożnie do rąk przedmiot i zaczął mu się uważnie przyglądać.

– Chyba je poznaje. Wydaje mi się, że gdzieś już widziałem ten wzór zdobienia – odparł zamyślony.

Brunetka od razu usiadła prosto na swoich kolanach i wgapiała się w przyjaciela, czekając aż sobie przypomni. Nagle chłopaka olśniło.

– Już wiem!

Wstał za szybko z kanapy i przewrócił się na twarz przez kocyk. Jak gdyby nigdy nic podniósł się i podbiegł do wielkiego regału z książkami.

– Varian, ostrożnie – upomniała go, sięgając po pare ksiąg jako, że była wyższa od niego.

Przejrzał dokładnie każdą półkę, aż w końcu znalazł to czego szukał. Otworzył na odpowiedniej stronie, a Miranda aż zamarła, widząc wielki ozdobny napis jako nagłówek strony.

– Ha! Wiedziałem, że skądś kojarzę ten wzór! Używano go jeszcze za czasów króla Herz der Sonne'a! – zachwycał się. – To prawdziwy artefakt! Dasz mi go zbadać!? Proszę!

Miranda dalej wpatrywała się w nagłówek, niedowierzając w to co widzi. Wstążka pochodziła z miasta, w którym znajdował się jej sierociniec. Miasta, które tysiące lat temu zostało odseparowane górami od reszty świata za sprawą magii.

– Ja chyba już wiem kto mi zostawił tę wstążkę – odparła, będąc w ciężkim szoku.

– Serio? Kto? – zdziwił się.

– Moja matka. – Oparła się o regał. – Tylko ona byłaby w stanie dostać w swoje ręce coś takiego. Możesz sobie ją zbadać, ja idę dorwać twojego tatę na trening.

Wręczyła mu wstążkę, po czym wyszła w pole szukać Quirina, chcąc poukładać sobie myśli na spokojnie w walce.

***

Po skończonym treningu odebrała swój prezent od Variana. Pożegnała się z nim oraz jego ojcem i ruszyła zmęczona w drogę powrotną. Dawno się tak nie rozruszała jak dziś. Już czuła te zakwasy, które miały ją dopaść jutrzejszego rana. Gdy dotarła do bram Corony zorientowała się, że część ludzi dalej chciałaby ją oddać w ręce strażników za dzisiejszy raban. Po cichu nawoływała Fizka, chodząc bocznymi alejkami, by nikt jej nie zauważył. Był późny wieczór, więc nikogo nie zdziwi fakt, że Mirandzie pomimo zmęczenia włączył się tryb wojowniczki, gdy poczuła jak ktoś zaciąga ją w ciemny zaułek. Bez wahania uderzyła prosto w najczulsze miejsce jakie można dać facetowi. Usłyszała wysoki pisk przepełniony czystym bólem. Wyciągnęła swojego napastnika na światło głównej ulicy, by znów go sponiewierać, gdy dojrzała kim jest.

– Julek?! – puściła go. – Chcesz godność stracić ty szmerglu jeden!!?!

Patrzyła jak zwija się z bólu i czekała, aż dojdzie do siebie, co trochę trwało, a i tak nie był w stanie podnieść na nią głosu.

– Jak ci nie wstyd? – Wciąż słychać było w jakim jest bólu. – Nasyłasz na mnie wściekły tłum, kapitan się skarży, a Minerva o mało mnie nie rozniosła, gdy się dowiedziała, że nie odstawiłem cię do domu. I dlaczego ci ludzie chcą ode mnie kasy?

– Bo jesteś bogatym prawie narzeczonym księżniczki?

Julek zbliżył ręce do szyi dziewczyny i udawał, że ją dusi podczas, gdy Miranda stała sobie z niewinnym wyrazem twarzy, starając się nie wybuchnąć śmiechem na jego minę.

– Miranda ja nie mam pieniędzy! Jestem spłukany, a przez ciebie dodatkowo poturbowany!

– Było nie zaciągać w dziwne uliczki. Sam jesteś sobie winien – odparła, krzyżując ręce.

– Odpuść już – mruknął nie w humorze. – Wracasz do ciotki w tej chwili i sama zapłacisz za szkody.

Miranda zrobiła dziubek, uciekając wzrokiem, po czym pokiwała głową, ściskając usta w ciasną linkę i zaczęła uciekać.

– Nie dam się zjeść, pa, cześć!

– Miranda!! Wracaj tu natychmiast!!

Rozpoczęła się wielka ucieczka po całej Coronie. Brunetka biegła ile sił w nogach, unikając przechodniów.

– Z drogi! Ucieka się! Posuń się słyszysz!

Przeciskała się między kilkoma grupkami próbując zgubić Julka, jednak ostatecznie mężczyzna wykiwał ją i dopadł, przewracając sobą na ziemię. Trzymał mocno, wiercącą się dziewczynę, przez co sunęli razem po ziemi.

– AAA!! GWAŁT!!

– Weź nie krzycz, bo jeszcze ktoś ci uwierzy.

Nagle przed nimi pojawił się kapitan straży z obstawą. Patrzył na dwójkę rozrabiaków z góry surowym spojrzeniem.

– No proszę, proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Tym razem trafisz tam gdzie twoje miejsce!

– Do sklepu ze słodyczami? – uśmiechnęła się słodko i niewinnie.

– Dokładnie! – Zorientował się co powiedziała. – Nie! Do więzienia!

– Cholera nie dali się nabrać – mruknęła do siebie. – Zlitujcie się nad biedną i bezbronną sierotką.

Zrobiła słodkie oczka, licząc, że to ją uratuje, jednak tak się nie stało. Kapitan straży osobiście osadził ją w więzieniu, jak się okazało razem z jej wiewiórem, i musieli czekać aż ciotka osobiście ich stamtąd wyciągnie. A gdy tak się w końcu stało oboje dostali porządny ochrzan i przedłużony szlaban.

~💜💜💜~

Publikacja: 23 lipca 2019r

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zaplątana galeria
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Miranda okrywa Variana kocem

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top