Zadanie z mugoloznawstwa

Zachichotała nad swoim nienagannym pismem. Nagannymi w jej osobie, były tylko włosy. Nawet teraz nie dawały jej spokoju, wpadając do oczu i tworząc cień na kartkach. Leżała brzuchem w dół, na łóżku w sypialni prefekta naczelnego, mając zaplecione o siebie nogi. Podrygiwała nimi raz za razem.

Przed snem lubiła popijać delikatną herbatkę ziołową. Melisa uspokajała, a rumianek doskonale działał na włosy i cerę. Dbać o siebie od środka nauczyła ją mama. Poczuła ukłucie żalu... Jej rodzice mieszkali w Australii, nie wiedząc, że w ogóle mają córkę. Okropne uczucie.

- Nie napiszę ci, czy jestem Ślizgonem. To przeczyłoby umowie o anonimowości. Mogę zapytać cię o twoje wady i zalety? - odpisał.

Nie wiedzieć czemu spłonęła rumieńcem, a jej nogi drgnęły niebezpiecznie.

Zamoczyła pióro w kałamarzu.

- Właśnie zapytałeś. - Postanowiła się trochę podroczyć.

- Wymień je.

Jakiś ty niecierpliwy. Pokręciła głową.

- Odważna - napisała jako pierwsze. Przygody z Harrym Potterem w końcu do czegoś zobowiązywały. - Pomocna. - O tak. Czasem aż za bardzo. Niejednokrotnie pomagała pisać, a nawet pisała zadania za przyjaciół. Czasem denerwowało ją jawne wykorzystywanie. Gorzej byłoby, gdyby nie lubiła nauki, a naukę uwielbiała. - Inteligentna. - Temu nikt nie zaprzeczy.

- Teraz wady.

Uśmiechnęła się. Wady? Ona nie miała wad. No dobra... miała, ale czymże one były, gdy porównać je do zalet? Hermiona starała się być we wszystkim perfekcyjna. Prócz Quidditcha. Mioteł bała się jak Ron pająków. Wytęż swój umysł. Przecież musi coś być.

Przyjaciele czasem mówili, że jest nadgorliwa. Najczęściej w sytuacjach, gdy przypominała o testach, zaliczeniach i zadaniach. Czy to było złe? Ona tylko chciała dobrze. Osobiście wolała być dobrze poinformowana.

- Nadgorliwa.

Wiedziała, że wypisanie wad będzie jej szło jak krew z nosa.

Dłuższą chwilę leżała wpatrując się w kartkę.

- Zasnęłaś? - zobaczyła czarny napis.

- Nie. Myślę - odpisała.

- To nie przeczy zalecie, zwanej inteligencja?

- Bardzo śmieszne. Przemądrzała.

Przemądrzała. Ileż to razy słyszała, że się wymądrza? Ona tylko przekazywała wiedze. To jej wina, że inni źle to odbierali?

- Uparta.

Wypiła łyk herbaty. Przyjemny smak rozpłynął się na języku. Czarodziejskie herbatki różniły się od tych mugolskich, nawet gorzkie dawały samą przyjemność kubkom smakowym.

- Nie obraź się, ale doskonale pasujesz do stereotypu gryfona.

Rozkaszlała się, widząc odpowiedź. Płyn poszedł nie tam, gdzie trzeba. Wstała z zamachem i przysiadła na brzegu łóżka. Co... za... Miała nadzieje, że nie umrze utopiona w herbatce ziołowej. Jakaż żałosna byłaby to śmierć. Tak umierały tylko stare, samotne kobiety, a nad ich truchłem czuwał później kot. Ona nie była ani stara, ani samotna. Kota miała. Niestety nie mogła liczyć na jego wsparcie w tych trudnych chwilach. Polował na myszy i wracał tylko po magicznego tuńczyka w sosie klopsikowym. Co za cuda wymyślali dla tych kotów... Na szczęście jej przeszło.

- Nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć. Sam stwierdziłeś - Anonimowość.

- Słusznie.

- Powinnam się już położyć. Dobranoc, nieznajomy.

- Słodkich snów, nieznajoma.

Rozdziawiła usta. On napisał słodkich snów! Nawet od Rona nie mogłaby się tego doczekać. Hermionę napastowało pytanie, czy on czasem nie był pijany? My znamy odpowiedź.

***

- Zauważyłeś, że Granger wyładniała? - zapytał szeptem Zabini znad notatek z historii magii.

Draco poderwał głowę i zmierzył pełnym niedowierzania spojrzeniem ciemną twarz Blaisa. Szukał choćby najmniejszego szczegółu wskazującego na żartobliwe zabarwienie właśnie zadanego pytania. Nic takiego nie znalazł.

Powiódł wzrokiem do omawianej dziewczyny. Burza kasztanowych włosów, szczupła twarz, parę piegów, wiewiórcze zęby... stop. Wiewiórczych zębów nie miała od czwartego roku, a dokładniej od balu bożonarodzeniowego. Wtedy nawet blondyn stał jak spetryfikowany, porażony urodą gryfonki.

- Wiele dziewczyn wyładniało - uważnie zważył słowa, aby nie zabrzmiały jednoznacznie. W życiu nie przyznałby, że szlama może ładnie wyglądać. Na pewno nie powiedziałby tego publicznie.

- Sorry, ale ona wybija się ponad przeciętną - zaburczał Blaise.

- Nie zauważyłem - skłamał Malfoy.

- Przypatrz się dobrze. Ach... teraz nie widać. Stała się kobieca. Ma ładne cycki i tyłek. Na twarz też miło popatrzeć.

- Widywałem lepsze... - zacisnął zęby.

- Umówię się z nią - postanowił Blaise.

- Co? - jęknął Draco ciut za głośno. Profesor Binns skarcił go spojrzeniem spod pomarszczonego, półprzezroczystego czoła.

- Jak to co?

- To szlama... - wycedził Malfoy.

- Przecież nie będę się z nią hajtał...

- Nie wstyd będzie ci się z nią pokazywać?

- Wcale nie musimy.

- Ma chłopaka. - O ile chłopakiem można nazwać Weasleya, dopowiedział w duchu.

- To jakiś problem? Dzięki mnie jej wartość się podniesie. Będzie mi wdzięczna, gdy lepsi zaczną do niej podbijać.

- Ekhem - chrząknął znacząco nauczyciel. - Panowie Draco Malfoy i Blaise Zabini, ostrzegam. Następne ostrzeżenie pociągnie za sobą konsekwencje.

Obaj potulnie spuścili głowy.

- Zastanów się... - wyszeptał Draco.

- Ja już się zastanowiłem. Może nawet dziś ją gdzieś wyciągnę... - zamyślił się.

- Dziś raczej nie - mruknął Malfoy.

- A to czemu? Mamy trening? Nic nie mówiłeś...

- Dziś jest umówiona ze mną...

Blaise zapowietrzył się.

- Ale jak to?!

- Robię zadanie na mugoloznawstwo. Opowiadałem ci.

- Już wiem. To świetna okazja. Zapytasz, co o mnie sądzi.

- Żartujesz?!

- Minus dziesięć punktów dla Slytherinu - wycharczał profesor. - Po pięć na głowę.

Młodzi mężczyźni ucichli na chwilę. Krótką chwilę.

- Zapytasz? - diabeł spojrzał swoim, doskonale wytrenowanym, wzrokiem skrzywdzonego psa.

- Mam zamiar pytać tylko w temacie jej mugolskiego życia. Nie mniej, nie więcej.

- Zrób to... Postawie ci za to parę kolejek podczas następnego wypadu do Hogsmeade.

- Nie.

- Proszę.

- Nie.

- Błagam...

- Dobra! - syknął zrezygnowany ślizgon.

- Dwadzieścia punktów! - krzyknął wyprowadzony z równowagi duch.

- Co za idioci! - sapnęła, przewracając bursztynowymi oczami, Hermiona.

***

Siedziała na zimnej ławce przed biblioteką. Na kolanach trzymała podręcznik do transmutacji. Przygotowywała się na następną lekcję. Wodziła palcem po tekście.

Nawet nie zauważyła, kiedy do niej podszedł.

- Granger? - usłyszała nad sobą.

Spojrzała w górę, powoli. Wypastowane buty kryły się pod idealnie wyprasowanymi czarnymi spodniami, wyżej koszula, niedbale wsadzona w spodnie, następnie rozluźniony krawat. Później przeskoczyła do stalowych oczu jak zwykle emanujących wyższością. W nonszalanckiej pozie patrzył na nią z góry. Ba, nawet gdyby stała, przewyższałby ją o dwadzieścia centymetrów.

- Malfoy - zatrzasnęła książkę z hukiem, który odbił się echem po pustych korytarzach zamku. Mimo iż była przyzwyczajona, to ciągle nie podobało jej się jej nazwisko wypowiadane przez te Malfoyowe usta. Tak czy siak, lepsze to niż szlama.

- Gdzie pójdziemy?

- Do pokoju życzeń. Sale lekcyjne są zabezpieczane czarami odkąd młody Adrian, brat Deana Thomasa, próbował dostać się do starych zadań z transmutacji. – Wykrzywiła usta. Była wraz z dyrektorką i drugim prefektem naczelnym podczas reprymendy. Dzieciak popłakał się.

- Prowadź – odstąpił o krok i przesadzonym gestem wskazał korytarz. Błazen. Przewróciła oczami.

Ruszyła przed siebie, nie bacząc na to, czy Draco podąża za nią, czy też nie. To było tylko i wyłącznie w jego interesie.

Droga na siódme piętro była długa i wyłożona mnóstwem schodów. Mimo sporej części czasu poświęconej na dotarcie ani jedno, ani drugie się nie odezwało. Słychać było tylko kroki Hermiony wzmocnione niskimi obcasikami oraz człapanie Dracona. Po drodze minęli paru uczniów, każdy z nich ze zdziwieniem oceniał dwójkę nielubiących się partnerów na przechadzce. O niechęci tej dwójki do siebie wiedzieli nawet nowi uczniowie. Legendy wszak przekazywano z ust do ust, często ubarwiano, a także zniekształcano.

Dotarli do gobelinu z Barnabaszem Bzikiem i trollami. Jak zwykle rozrabiali, dając popis swoich komicznych umiejętności. Ściana naprzeciw wydawała się zwykłą ścianą. Wiadomo jednak, że do zwykłości wiele jej brakowało.

Hermiona przeszła trzy razy wzdłuż ściany, intensywnie myśląc o pomieszczeniu podobnym bibliotece, ze stolikiem i dwoma krzesłami. Zatrzymała się i zerknęła na zimny mur. Nic. No nic. Drzwi jak wcześniej nie było, tak teraz też nie raczyły się pojawić. Rzuciła Malfoyowi pytające spojrzenie. Ten wzruszył ramionami, skrzyżowanymi na piersi. Czego mogła się spodziewać? Że się przejmie? Ślizgon? Dobre sobie.

- Może spróbujesz? – zaproponowała.

- Myślisz, że jak nie otworzył się przed najinteligentniejszą Granger, to otworzy się przede mną? – nie szczędził sobie sarkazmu.

- Warto spróbować... - mruknęła niepewnie i zrobiła blondynowi miejsce.

Przeszedł raz.

Zapobiegliwa Hermiona zaczęła intensywnie myśleć nad miejscem, do którego można się udać w razie niepowodzenia.

Drugi raz.

Błonia odpadały. Spojrzała w stronę okna. Zrobiło się już ciemno.

Trzeci raz.

Drzwi nie było. Arystokrata znów przybrał swoją nonszalancką pozę i uśmiechnął się wrednie.

- Co teraz?

- Czy to możliwe, że pokój życzeń został popsuty? – zapytała.

- Szatańska pożoga mogła go uszkodzić... Istnieje jednak możliwość, że ktoś już w nim jest – znów wzruszenie ramionami. Czy jego kiedykolwiek, cokolwiek obchodziło?

- Więc potrzebujemy innego miejsca – skrzywiła się.

- Na to wygląda.

- Korytarz? – poddała pomysł.

- Nie dość, że ciągle ktoś będzie łaził, to jeszcze będziemy widziani razem. Pozostaje też kwestia niewygody...

A to takie straszne, że ktoś nas zobaczy razem... Hermiona miała ochotę powtórzyć doświadczenie z trzeciego roku. On zawsze był taki bezczelny... Dlaczego w ogóle się zgodziła?

- A więc pokoje wspólne też odpadają – rzuciła, nie kryjąc złości.

- Mądra dziewczynka – zaszydził.

- Okej... Chodź za mną... - zrezygnowana postanowiła zaprowadzić go do ostatniego miejsca, które powinna mu pokazywać.

***

Zatrzymali się przed portretem przedstawiającym zakonnice klęczącą w ławie.

- Praemium* – powiedziała gryfonka, na co obraz ustąpił i odsłonił wejście do... sypialni.

Przyprowadziła go do swojej sypialni. Sypialni prefekt naczelnej. Zapomniał, że to ona piastuje ten urząd.

Zakonnica? Uśmiechnął się gorzko. To by nawet pasowało do tej poukładanej, niebawiącej się kujonki.

- Będę musiała zmienić hasło – wymruczała pod nosem.

- Bez obaw. Nie mam zamiaru cię odwiedzać – parsknął.

Sypialnia, prócz oczywistego łóżka, wyposażona była w biurko, dwa fotele i stolik, ułożone przed kominkiem. Kominek ów jak na zawołanie rozpalił się sam. Po prawej stronie przy końcu pomieszczenia znajdowały się drzwi. Draco obstawiał, że za nimi kryje się prywatna łazienka. Jednym słowem – luksusy. Kolorystyka wnętrza dostosowana została do gustu mieszkańca, dominowała tu czerwień, brąz i żółć. Stereotypowa Gryfonka...

Malfoy zajął fotel przy biurku, nie pytając o zdanie Hermiony. Niespecjalnie go ono obchodziło. Rozciągnął pergamin i wygładził. Sięgnął po pióro i kałamarz nienależący do niego. Jakoś wyleciało mu z głowy, żeby zabrać te dwie rzeczy ze sobą.

- Zaczynamy? – zapytał.

- Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy – odparła, siadając na łóżku po turecku. Spódnica opadała na nogi, zasłaniając uda i to co znajdowało się między nimi. Malfoy otrząsnął się, odkrywając, o czym właśnie pomyślał i na co patrzył.

- Jak dowiedziałaś się o tym, że jesteś czarodziejką? – niepełnoprawną czarodziejką, dodał w myślach.

- W moje jedenaste urodziny odwiedziła mnie Sesila Cook. To ona opowiedziała mi o wszystkim... - Draco ledwo zdążył zapisać pierwsze zdanie, gdy ona kończyła trzecie. Przestał kreślić i spojrzał na dziewczynę. Patrzyła gdzieś w bok i gadała. Serio? Nawet nie chciała na niego patrzyć? Zamarła, po czym odwróciła twarz w jego stronę. – Miałeś chyba notować? Nie? – skarciła go.

- Nie nadążam – wycedził.

- Och... - westchnęła.

Wstała, podeszła do biurka. Wygrzebała czysty pergamin. Odebrała od blondyna pióro, delikatnie muskając przy tym palcami jego dłoń. Zarumieniła się. Myślała, że nie zauważył, ale on widział to dokładnie.

- Scriptura Ineadem** – rzuciła zaklęcie na przedmioty pisarskie. Te wzleciały w powietrze, gotowe, aby ruszyć do akcji. – Od teraz wszystko, co powiemy, zostanie zapisane. – Na potwierdzenie jej słów pióro wykonało taniec po papierze, zostawiając za sobą słowa.

- Dzięki – mruknął arystokrata, wciąż wgapiając się w pióro, kałamarz i kartkę lewitującą powyżej.

- Nie zrobiłam tego dla ciebie... To zaklęcie sprawi, że nie będę musiała cię za długo znosić.

- Tym bardziej, DZIĘKI – podkreślił ostatnie słowo, a na kartce zostało ono wytłuszczone.

Po wszystkim wystarczy, że przepisze wywiad. Całkiem zmyślnie. Zwinął napoczęty pergamin i schował w tylnej kieszeni.

- A więc Granger, jak dowiedziałaś się o tym, że jesteś czarodziejką?

***

Towarzystwo Malfoya wcale nie było aż tak złe, jak oczekiwała. Ani razu nie nazwał jej szlamą, a to nie lada osiągnięcie.

Po skończonym wywiadzie odczarowała pergamin, kałamarz i pióro. Pierwszy przedmiot zwinęła i podała blondynowi. Skinął jej w podziękowaniu głową.

Wstał i się przeciągnął. Wyglądał przy tym tak nieporadnie. Zazwyczaj, aż ociekał gracją i arystokratyczną manierą. Nie dzisiaj. Prywatnie nie robił nic na pokaz. Najpewniej miało to związek z tym, że nie miał zamiaru robić wrażenia na niej – dziewczynie, którą uważał za niegodną przebywania ze sobą w jednym pomieszczeniu. Zastanawiała się, jak przeżył tę godzinę sam na sam z tak znienawidzoną osobą.

- Eee... - Zatrzymał się przed obrazem broniącym wstępu do sypialni. – Muszę cię o coś zapytać... - powiedział z niechęcią.

- Jeśli musisz, to pytaj. – Znudzona machnęła ręką. Tylko szybko, dodała w myślach. Miała ochotę na długą kąpiel, aby zmyć z siebie ten cały stres towarzyszący spotkaniu.

- Co sądzisz o spotykaniu się z ślizgonem?

- W jakim sensie? – Wyprostowała się.

- Randki, Granger. Randki. – Przewrócił oczami.

- Mam chłopaka – wypaliła. Oby nie chciał jej zaprosić na randkę. Oby nie. Niewątpliwie padłaby na zawał.

- Pomijając ten mało istotny szczegół... - Zerknął na nią z litością.

- Ślizgon to człowiek jak każdy inny... - odpowiedziała dyplomatycznie. – Ale ja mam chłopaka – dodała, żeby nie było wątpliwości.

- A gdyby ten ślizgon był bardzo przystojny i tak samo popularny? Zgodziłabyś się na randkę?

- Mam chłopaka – ucięła, a przynajmniej próbowała. Cholera, czy on miał na myśli siebie? Przystojny? Jak cholera. Popularny? Nawet zła sława się liczyła. O Godryku, on mówił o sobie.

- Chłopaka zawsze można zmienić. – Wzruszył ramionami. – Zważając na tą powalającą argumentację, uznaję, że się zgodzisz. Miłego wieczoru i dzięki za zadanie. – Skinął jej głową, po czym przeszedł przez dziurę za portretem.

- Dobranoc... - odpowiedziała, dalej będąc w szoku.

Za żadne skarby, nie pójdzie na randkę z Malfoyem. Za całe złoto Gringotta! Za nic w świecie! Potrzebowała kąpieli. Kojącej kąpieli. A potem ziółka. Ziółka na uspokojenie. Czuła, że tej nocy będzie miała koszmary. I to jakie...

*

Przypisy: Praemium*-nagroda; Scriptura Ineadem** - zaklęcie wymyślone przeze mnie, dosłownie oznacza "pisane samo".


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top