Strachy

Astoria z uśmiechem na ustach poprawiła krawat Draco. Zaskakujące jak dziewczyna potrafiła zmieniać się w jego towarzystwie. Jeszcze niedawno raczyła go tylko nieśmiałymi spojrzeniami, a teraz? Wywierał na nią dobry wpływ... i czuł się winny.

Nie przemyślał wszystkiego dokładnie, tak jak radził Cold. Oczywiście, dobre strony tego związku też znajdował, ale coraz częściej łapał się na chęci bycia samemu, bądź spędzania czasu z kimś innym niż brunetka o zielonych oczach. Pech chciał, że szatynka, o której ostatnio myślał, nie chciała się z nim widywać.

- O czym myślisz? - Astoria położyła szczupłe dłonie na piersi Malfoya. Spojrzał na nią z góry.

- O niczym szczególnym.

Wyminął ją i sięgnął po szklaneczkę z ognistą, stojącą na biurku zawalonym pergaminami i książkami. Ostry napój rozlał się w ustach, piekąc w język. Przełknął i się wzdrygnął. Odzwyczajał się od smaku alkoholu, co zwiastowało poprawę, przynajmniej na jednej płaszczyźnie.

- Draco... - usłyszał za plecami. Nie lubił tego tonu, jakby zaraz miała się przyznać do niewybaczalnej zbrodni.

- Tak, Astorio? - Zacisnął zęby.

- Nie gniewasz się chyba, że nie będę mieć dla ciebie tyle czasu, ile chciałabym mieć?

Spojrzał na nią. Przebrana za wampirzyce wyglądała bardziej blado niż zwykle, do tego te duże przepraszające oczy. Astoria Greengrass topiła lód w sercu, nawet tego nie wiedząc. Nieświadomie stosowała swój dziewczęcy urok osobisty.

- Oczywiście, że nie.

Podszedł powoli, aby jej nie spłoszyć. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował w czoło.

- Głuptasie... wymyślę sobie coś do roboty - wyszeptał, odsłaniając ucho. Dziewczyna zadrżała i wtuliła w szeroką męską pierś.

- Będziesz siedzieć z Blaisem, Ginny i Hermioną? - zapytała.

- Zwłaszcza z nimi.

- Hermiona jest świetna. - Astoria zaśmiała się, puszczając arystokratę, który korzystając z chwili wolności, dokończył swój trunek. - Taka miła.

- Rozmawiałaś z nią? - Zerknął na dziewczynę, która opadła na łóżko. Wybrał jedne z perfum i popsikał się. Zapach leniwie rozpłynął się w powietrzu, wypełniając cały pokój.

- Nie raz. Miałam okazję, zwłaszcza gdy organizowała spotkania odnośnie Halloween.

- Mhym... - wymruczał Draco. Poprawił niesforny kosmyk. W lustrze za sobą zobaczył Astorię rozkładającą się na łóżku. Czerń sukni podkreślała brak opalenizny.

Szła na imprezę właściwie głównie po to, żeby pilnować porządku. Nie miała ochoty na zabawy. Uważała, iż to nieodpowiednie, ponieważ minęło dopiero niecałe pół roku od śmierci Dafne.

- Powiedziałam jej, że bardzo dobrze sprawdza się w terapii - mówiła dalej, zapatrzona w sufit. - Dziwne, ale nie wiedziała o nas wcześniej...

Draco uśmiechnął się pod nosem. Dotarł do niego powód oschłego w ostatnim czasie zachowania Granger. Kawałki układanki znalazły swoje miejsce, a Malfoy z całą stanowczością mógł wysnuć wniosek, iż Gryfonka okazywała zazdrość. Najpewniej nawet nie przyjmowała tego do wiadomości. Umysł często wypiera niewygodne fakty.

- Nie chwalę się nowymi związkami na prawo i lewo - skomentował. Coś powstrzymywało go także, przed przyznaniem się tej jednej, konkretnej osobie.

Gotowy podszedł do Astorii i podał jej rękę.

- Idziemy?

***

Dyżur Hermiony dobiegał końca. W czasie ponad czterdziestu minut skonfiskowała dwa tuziny Krwotoczków Truskawkowych, parę Łajnobomb, tyle samo Jadalnych Mrocznych Znaków, Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności, Narowisty Świstohuk Weasleyów, kilka butelek ognistej, piwa kremowego oraz wina. Za każdym razem uśmiechała się do Briana, jakby mówiąc: miałam rację. Łaskawie zgodziła się iść na Halloween z drugim Prefektem Naczelnym - jednym z argumentów na tak było to, iż Draco nie będzie się jej naprzykrzał. Przynajmniej tak się jej zdawało.

Wpuszczała uczniów w przeróżnych przebraniach od goblinów, przez chochliki, strzygi, wilkołaki, aż po kościotrupy i oczywiście Blaisa w żółtej kiecce i balerinkach, jak zapowiedziała Ginny.

- Jak ci mija wieczór? - Do stanowiska podszedł Draco, trzymając pod rękę Astorię. Dziewczyna promieniała i jak zwykle uraczyła Gryfonkę miłym uśmiechem.

- Świetnie. - Prefekt Naczelna zmierzyła go badawczym wzrokiem, po czym rzuciła na niego zaklęcie wykrywające niebezpieczne przedmioty. Nic nie wykazało.

- No wiesz co? Mnie nie ufasz? - zaszydził.

- Zwłaszcza tobie - odgryzła się. - Astorio, za pięć minut twoja warta.

Brunetka kiwnęła głową w odpowiedzi, po czym przeszła obok, zostawiając Draco samemu sobie. Musiała znaleźć Lucasa, który rozpoczął zabawę punkt siódma.

- Czemu się nie przebrałeś? - Hermiona zapytała.

- Przebrałem.

Draco wskazał na czerwony ślad szminki, biegnący od kącika ust do brody. Uśmiechnął się przy tym bezczelnie.

- Oświeć mnie... - Dziewczyna po raz kolejny zmierzyła go od stóp do głów. Bez wyjątku ubrany był na czarno, łącznie z krawatem. Matowa koszula i spodnie kontrastowały z wypastowanymi na błysk butami oraz połyskującym skórzanym paskiem.

- Jestem wampirem.

Hermiona zdusiła śmiech. Uniosła brew. Musiała przyznać - nie napracował się wcale nad swoim wizerunkiem, a spryt jakim się przy tym wykazał, godny był podziwu. Nie miała się do czego przyczepić.

- Myślałam, że to efekt malowania się po paru kieliszkach. - Niezaprzeczalnie czuć było, iż arystokrata zagruntował się przed bezalkoholową imprezą.

- A ty? Kim jesteś? - Oparł się nonszalancko, oceniając strój Hermiony.

Dziewczyna wstała i wyszła zza biurka. Okręciła się, zamiatając długą, rozłożystą suknią, która kiedyś służyła jakiejś pannie młodej na ślubie; teraz była obszarpana, miejscami brudna. Twarz umalowaną miała białymi cieniami, oczy zaś ginęły w ciemności. We włosy Ginny wpięła jej welon, równie mocno zniszczony co kiecka.

- Zombie panna młoda, autorstwa Ginny - wyjaśniła.

- Tak też myślałem. Sama zapewne przebrałabyś się za chodzącą encyklopedię...

- To nie było śmieszne.

- Nie miało być. Tylko stwierdziłem fakt.

- Hermiono? - Brian podszedł, ustępując miejsca Lucasowi, wraz z którym na wartę przyszła Astoria.

- Wybacz Draco. Idziemy się bawić.

Oddałaby cały mieszek galeonów, aby częściej oglądać dokładnie ten wyraz twarzy Malfoya. Widząc rękę Briana obejmującą Hermionę w talii miał minę zszokowaną, a zarazem złą z domieszką irytacji, na dodatek sparaliżowało go, jakby dostał Petryfikusem. Nozdrza rozszerzyły się i zwęziły, złowrogi błysk w oku zaś nie zwiastował nic dobrego. Niebezpiecznie zmrużył powieki.

Hermiona puściła mu oczko i wraz ze swoim partnerem odeszła w stronę parkietu.

Postanowiła, że jednak wbrew wcześniejszym planom, nie będzie podpierać ściany, a także daruje sobie towarzystwo Blaisa i Ginny, którzy non stop okazywali sobie uczucia (i nie miała na myśli, tylko dzisiejszego wieczoru).

Czuła dumę, krocząc środkiem udekorowanej za pomocą wyciętych dyni, latających świec oraz czarnych wstęg, sali.

Puste Czaszki zgodziły się na umilenie hallowenowej imprezy i dawały z siebie wszystko na podwyższeniu. Ostre basy dudniły, a w ich rytm podskakiwali, bujali się, podrygiwali oraz tańczyli Hogwarccy uczniowie, od najmłodszych do najstarszych.

Stoły uginały się od jedzenia, słodyczy oraz napoi (oczywiście w myśl wcześniejszych postanowień - bezalkoholowych).

Duchy przechadzały się między tańczącymi, od czasu do czasu wprowadzając mroźną atmosferę.

Hermiona usiadła przy stoliku zajętym już przez parę par Puchonów. Przywitała się z każdym, a Brian poszedł po ciasta i soki.

Pomachała do Ginny, która akurat odpoczywała po energicznym tańcu w ramionach Blaisa. Ta para wariatów wyglądała razem niesamowicie. Powoli zaczynała tracić nadzieję, że Weasleyówna zmądrzeje i zostawi Zabiniego. Za bardzo do siebie pasowali: ten sam entuzjazm, rodzaj szaleństwa, radość i tysiąc pomysłów na minutę. Do tego kompletny brak wstydu.

Do obserwowanej pary dosiadł się Draco. Przywitał się z przyjacielem i rozczochrał, i tak już będące w nieładzie, włosy Ginny.

Brian postawił przed Gryfonką sok malinowy i eklerkę z cichym proszę. On ogólnie mówił mało. Może to i lepiej? Dziś przynajmniej powstrzymał się od kopania we własnym nosie. Ciężko mu było. Przebranie wilkołaka składało się z maski, futrzanego wdzianka oraz rękawic z długimi pazurami. Gdyby się zapomniał, z pewnością przebiłby się do własnego mózgu.

Po kwadransie Prefekt Naczelny z domu borsuka wreszcie się ośmielił i poprosił swoją partnerkę do tańca, która dość rada z tego powodu z chęcią udała się na parkiet. Przynajmniej na chwilę oderwała wzrok i myśli od Malfoya.

***

Na cholerę on przyszedł na imprezę bez alkoholu, gdzie Astoria siedziała przed wejściem, sprawdzając wchodzących uczniów, a Hermiona dawała się obmacywać jakiemuś pokrace? I on miał to przetrawić na trzeźwo? Niedoczekanie.

Pod pretekstem wyjścia do toalety, udał się do swojej sypialni, nie zapominając o pocałowaniu Astorii w drodze do azylu. W swoim lokum zaś wypił dwie szklanki ognistej i w trochę lepszym humorze powrócił na imprezę.

Wybłagał u swojej dziewczyny chociaż jeden taniec, zanim ta odeszła do dormitorium. Czasem jej żałoba doprowadzała go do szewskiej pasji. Nie można żyć w ten sposób. Marnowała tylko czas, jaki udało jej się wygrać z losem. Równie dobrze i ona mogła zginąć podczas bitwy.

Koło dwudziestej trzeciej wrócił do swego ulubionego zajęcia ostatnimi czasy - obserwowania Granger. Świadoma, iż jest obserwowana, raz za czas zaszczycała go pełnym dezaprobaty i wyrzutu spojrzeniem spod szarawego welonu. Jakkolwiek jego zachowanie dziwnym nie było, nie zamierzał go zmieniać. Czekał na odpowiedni moment.

Ten nadszedł w momencie, gdy Puchon postanowił wyjść, najpewniej do toalety, zostawiając Gryfonkę samą.

Jak za sprawą aportacji, natychmiast znalazł się przy niej.

- Mogę prosić? - rzucił, po czym jedną rękę ułożył na talii Hermiony, drugą zaś złapał dłoń dziewczyny.

- Nie - sprzeciwiła się, ale natychmiast pojęła, iż pytanie było retoryczne, a Draco nie obchodzi jej zdanie. Posłusznie ułożyła przedramię na jego plecach.

Kawałek zbyt szybki do rozmowy zmuszał do wysiłku. Wychowanek domu węża był pod wrażeniem umiejętności tanecznych Hermiony. Poprzednio pijana dobrze się prowadziła, a tego wieczora całkowicie trzeźwa, aż zadziwiała swym talentem.

Ostatnie takty szybkiej piosenki ucichły, ustępując miejsca wolnej balladzie. Gryfonka już chciała odejść, gdy została dość brutalnie przyciągnięta do męskiego torsu.

- Śpieszysz się gdzieś?

Wolna piosenka przyszła w samą porę. Chciał pogadać. Trafiła mu się idealna okazja.

Przez chwilę widział drugiego Prefekta Naczelnego w pobliżu, ten jednak zrezygnował w obliczu konkurenta. Cipa... pomyślał Draco.

- Skądże... - dziewczyna przygryzła wargę, uciekając wzrokiem.

- Świetnie. Jesteś zła o to, że nie powiedziałem o Astorii - przeszedł od razu do interesującego go tematu. Teraz gdy znał powód niechęci Hermiony, nie mógł odpuścić.

Westchnęła. Utkwiła czekoladowe oczy w twarzy Draco, jakby zastanawiając się, czy chce ciągnąć ten konkretny temat. On chciał. Ciekawość zżerała go od środka. Co też kryło się pod tą bujną czupryną?

- Nie mówiłeś o tym, że kogoś masz - powiedziała wreszcie. Chwyciła haczyk.

- Ja w odróżnieniu od niektórych... - Tu spojrzał znacząco na swoją rozmówczynię, po czym zmusił do obrotu, po którym znów wylądowała w jego ramionach. - ...nie wspominam na każdym kroku o swoim życiu uczuciowym.

- Ja wcale... - zaprotestowała.

- Nie? - przerwał jej, obdarzając pełnym wyższości smirkiem. - Ile razy od początku roku usłyszałem, że masz chłopaka? - Parsknął. - Pytanie tylko, czy ty się chwalisz, czy żalisz?

Hermiona wydęła wargi, nadymając się, jakby obraził jej rodzinę parę pokoleń wstecz, łącznie z ulubionym kotem Krzywonogiem... czy jak mu tam było. Podobała się mu ta zadziorność i nieuzasadniona duma. Chętnie utemperowałby ten charakterek; uznałby wyczyn ten za sukces swojego życia.

- Jesteś podły...

- Nic nie mówiłem, bo to nic poważnego. Przynajmniej na razie.

- Nic poważnego? - oburzyła się. - Jak możesz tak w ogóle mówić?! Nie zachowujesz się jak dorosły facet. - Stanęła, nie dając się ruszyć.

- Powiedziała dorosła kobieta, obrażająca się o byle gówno. - Przewrócił oczami. – Wiesz, jaką mam teorię? Jesteś zazdrosna, Granger.

Bingo! Znał ten wyraz twarzy. Trafił w punkt i miał rację. Teraz należało poczekać na głośny protest, bo w końcu, jak mógł insynuować coś tak okropnego, czyż nie?

- Jak śmiesz coś takiego sugerować! - krzyknęła, aż kilku najbliżej stojących uczniów przerwało taniec. Rozejrzała się, po czym błyskawicznie udała w stronę wyjścia z wielkiej sali.

No i masz, coś chciał.

Draco ruszył za nią, odprowadzany dziesiątkami par oczu. Całe szczęście, że Astoria dawno poszła. Oszczędziło mu to niewygodnych pytań.

Szpilki nie nadawały się do ucieczki ani szybkiej, ani tym bardziej cichej. Stukot obcasów echem odbijał się od ścian pustych korytarzy, prowadząc myśliwego wprost do swojej ofiary. Szybko ją dogonił, miał wszak dłuższe nogi i wygodniejsze buty. Złapał za szczupłe kobiece ramię, zatrzymał Hermionę i przycisnął stanowczo, a zarazem niezbyt mocno do ściany. Znów zaszczycił ją swoim firmowym uśmiechem, wiedząc, że się mu nie wywinie.

- Nie tym razem, Granger - powiedział cicho. To nie pora ani miejsce na krzyki.

- Zapomniałeś już, że na imię mi Hermiona? - ofuknęła go, próbując się wyswobodzić. Na nic jej próby w obliczu męskiej siły. Może, gdyby jadła więcej... Obsesja na jej punkcie czasem zahaczała o zwyczaje żywieniowe. Często jedząc śniadanie, czytała gazetę, aczkolwiek poprawniej byłoby, gdyby uznać, iż czytała gazetę, od czasu do czasu wkładając pożywienie do buzi.

- Nigdy nie zapomniałem. Wracając do tematu...

- Nie było żadnego tematu - przerwała mu. - Kolejne twoje urojenie?

- Twój nader widoczny foch, nie był urojeniem.

- Ależ był. Czemu miałabym się przejmować kimś takim jak ty?

- Ponieważ... Hermiono - postanowił łaskawie użyć jej imienia. - Zdaje się mi, że ty i ja mamy pewien problem.

- Moim problemem jesteś ty, Malfoy - Odepchnęła chłopaka, który chwilowo stracił czujność. Cała w nerwach, na wyprostowanych nogach, sztywna niczym struna, spojrzała hardo w stalowe tęczówki. Czekał na jej dalszy wywód. - Jesteś jak cholerny wrzód na dupie. Na początku roku wyzywasz mnie od szlam, na chwilę robisz się miły, bo potrzebujesz pomocy w zadaniu, a później znowu wyzywasz mnie od szlam! Później jawnie olewasz mnie, odkrywszy, że to ja z tobą pisałam. - Chciał wtrącić, że przecież miał zamiar przeprosić, ale ona mu nie pozwoliła. Kontynuowała. - Następnie obmacujesz mnie na imprezie, gdy jestem kompletnie pijana...

- Nawalona... – westchnął, bo w końcu pijana, a nawalona synonimami na pewno nie były.

- Przestań mi do cholery przerywać! Jest chwila spokoju. Po terapii znów się nie odzywasz!

- Granger.

- A później dowiaduję się. Nie. Od. Ciebie! Że jesteś z Astorią!

- Mogłabyś się tak nie drzeć? - wycedził. Obawiał się, że zaraz ściągnie mu na głowę rozjuszonych nauczycieli.

- Nie uciszaj mnie! Dziś przywalasz się do mnie jak gdyby nigdy nic! Tańczysz! A później...

Nie dowiedział się, czym zawinił później, gdyż aktualnie nie mogąc uciszyć Hermiony w konwencjonalny sposób, wtargnął do jej ust. Złapał za ręce i uwięził przy ścianie. Zesztywniała, trwała z rozchylonymi wargami, ani nie protestując, ani nie wyrażając zgody. Tym, co świadczyło, że wciąż żyła i miała świadomość, był cichy urywany oddech. Pogłębił pocałunek, czując, jak jej klatka piersiowa unosi się, a członki drgają w proteście. Próbowała się wyrwać, a Draco naiwnie wierząc, iż osiągnął swój cel, pozwolił jej na to.

Kobieca pięść jak na sprężynie uderzyła w szczękę mężczyzny, ześlizgując się po ustach, które jeszcze przed sekundą namiętnie ją całowały. Malfoy złapał się za twarz i przetarł wargi, z których dla odmiany sączyła prawdziwa krew.

Zaklął, bo ofiara znów się wymknęła. Po raz kolejny wyraził się w niecenzuralnych słowach, by po chwili ruszyć biegiem. Zmierzał do miejsca, gdzie miał pewność, podążała Hermiona.

Wbiegł na czwarte piętro, a później korytarzem tuż pod portret broniący wejścia do sypialni dość agresywnej Gryfonki.

Popełniła fatalny błąd.

- Praemium. – Postanowił odebrać swoją nagrodę.

***

Jak na zawołanie zwróciła twarz w stronę wejścia do sypialni. Ciche skrzypnięcie oznaczało nadejście prześladowcy. Cholernego zboczeńca, molestującego ją na każdej imprezie.

Draco zatrzymał się na środku sypialni. Dlaczego ona głupia nie zmieniła cholernego hasła? Oszczędziłaby sobie w ten sposób takich sytuacja jak ta. Nie do pomyślenia! Postanowiła uczynić to, natychmiast po jego wyjściu. Najpierw tylko musi go wyrzucić.

Nie wyglądał na zadowolonego. Zresztą kto byłby zadowolony po oberwaniu pięścią, bodajże drugi raz w ciągu miesiąca?

- Czy każdy pocałunek z tobą musi się kończyć moim uszczerbkiem na zdrowiu? - zapytał cicho, ocierając wciąż krwawiącą wargę.

- Czego się spodziewałeś? - wybuchła, zrywając się z łóżka, na którym jak dotąd spokojnie siedziała. - Miałam się ot, tak rzucić na ciebie? W ogóle dlaczego?

- Bo tego chcesz. - Uniósł wyzywająco głowę, lustrując ją spojrzeniem bystrych stalowych oczu. W kącikach ust czaił się pełen wyższości uśmiech. Tak, jakby ją rozgryzł.

Nie odpowiedziała. Wgapiała się w niego, przetwarzając właśnie zdobytą informację. Być może tylko przypuszczenie. Być może miał rację.

Zacisnęła usta, starając się pozbyć Malfoyowego posmaku. Nie pomagało.

Prychnął i skrzyżował ręce na piersi. Wiedział, o czym myślała. Zmusił ją do tego. Napawał się jej niepewnością, jak miał w zwyczaju. Widziała to nader wyraźnie.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała w końcu.

- Jest wiele powodów. - Wzruszył ramionami.

- Podaj mi je.

- Taka jesteś ciekawska? Dobrze. - Skinął głową na potwierdzenie swoich słów. - Gadałaś i gadałaś. Musiałem cię uciszyć. Poza tym, wbrew swoim oczekiwaniom i zdrowemu rozsądkowi, pragnę cię. Co gorsza, chyba cię lubię.

Zimny dreszcz wstrząsnął ciałem Hermiony. Cofnęła się, natrafiając na drewnianą ramę łóżka. Przełknęła ślinę.

Wciąż bacznie obserwował każdy jej ruch. Z wolna jego wzrok ześlizgnął się z oczu na usta, aby następnie ocenić wznoszący się i opadający dekolt. Znów powrócił do oczu, tym razem rzucając jej wyzwanie.

Prawa dłoń dziewczyny ze zdenerwowania zacisnęła się na tiulu, tworzącym wierzchnią warstwę sukni. Szorstki materiał, łatwo poddawał się uciskowi, mnąc się. Od zaciskania kłykcie jej zbielały.

Emanował pewnością siebie, onieśmielając bojowo nastawioną Gryfonkę. Hardość odeszła w zapomnienie. Przy nim, czuła się bezbronna.

- A ty... - przerwał tę chwilę ciszy. - Też mnie pragniesz?

- Malfoy, to głupie...

- Zadałem pytanie - ponaglił ją ostrzejszym tonem, jednocześnie się zbliżając.

Czuła jego zapach. Mocne męskie perfumy wdzierały się do nozdrzy, drażniąc; osiadały na każdym meblu należącym do Hermiony, jakby próbowały zawładnąć całą przestrzenią. Zupełnie jak mężczyzna przed nią. Gniewny. Władczy. Silny. Kuszący. Zniewalający swoją charyzmą. Wcześniej trywializowała te cechy. Przejechała się na własnej nieostrożności, wpuszczając kogoś takiego do swojego życia.

Przeklęty notatnik...

- Nie jestem pewna, czy powinnam myśleć o tobie w ten sposób. - Po raz kolejny próbowała wymigać się od odpowiedzi.

- Ach, tak? - Uniósł brew. Znajdował się niecały metr od niej, musiała zadzierać głowę, żeby móc patrzeć w te wymagające oczy. - Powiesz mi dlaczego, czy to też przemilczysz? A może znów się obrazisz? - zakpił.

- Sam powinieneś wiedzieć. Ty masz Astorię. Ja mam Rona. To powinno zakończyć tę... konwersację.

Nie powiedziała, że kocha swojego chłopaka. Narzeczonego. Czemu tak oczywiste argumenty uciekały, kiedy ich potrzebowała?

Nie mogła się cofnąć. Nie mogła uciec bokiem. Znajdowała się w pułapce, a pułapka ta wznosiła także bariery psychiczne.

- Już wcześniej powiedziałem, że mamy problem. Pozwól mi dokończyć tę myśl. - Nie odezwała się słowem, czekając na dalszy ciąg. - Jesteś zazdrosna o Astorie, co sugeruje, że jakiś czas temu przestałem być ci wrzodem na tyłku. Nie potrafisz tego ukryć. Ja zaś często łapię się na niczym nieuzasadnionej chęci obserwowania cię i wyciągania z łap podejrzanych typów. Nie skłamię też, mówiąc, iż prócz intelektu masz ciało, które... przyciąga moją uwagę w nieodpowiednich momentach. - Na jego twarzy pojawił się dość dwuznaczny uśmiech, dziewczyna za to powstrzymała rękę, która w odruchu podskoczyła, żeby pozbyć się z tej buźki uciechy.

- Jak rozwiążemy ten problem? - wyszeptała.

- To... - Sięgnął do kosmyka, który odwinął się z upięcia. - Od ciebie... - Założył go za ucho. - Zależy.

Wobec takiej siły argumentu nie miała jak podjąć rozsądnej decyzji. Wymagał od niej zbyt wiele. Zadziwiające, jak niewiele wystarczyło, żeby straciła rozum.

- Nie bardzo rozumiem, czego ode mnie oczekujesz... - Znów zaczęła szukać wolnej przestrzeni, którą dałoby się wykorzystać do ucieczki.

- Pragnę robić z tobą rzeczy... - Nachylił się do wcześniej odsłoniętego ucha. - Których jeszcze nie miałaś okazji doświadczyć. - Ciepły oddech łaskotał dekoncentrująco we wrażliwą skórę szyi.

- Niezbyt to subtelne - odpowiedziała cicho. Była pod wrażeniem, że udało jej się wydusić więcej niż nieklasyfikowany dźwięk będący mieszaniną westchnięcia i pisku przerażenia.

Draco zaśmiał się, na chwilę porzucając swoją poważną pozę. Trwało to niestety tylko chwilę, więc Hermiona nie zdążyła się wyrwać z uroku. Silny erotyzm potrafi przekonać nawet najbardziej opornego człowieka do czynów uznawanych przez społeczeństwo za niemoralne.

- To, co chcę z tobą zrobić, nie jest... subtelne. Wiedziałabyś, gdybyś kiedykolwiek, z kimkolwiek to robiła.

- Więc chodzi tylko o...

Znów nie mogła tego wykrztusić.

- Dobrze myślisz. Ty się rozluźnisz... Ja pozbędę się nadmiaru emocji... trochę jak podczas terapii.

- Nie. - Hermiona wreszcie odzyskała zdolność trzeźwej oceny sytuacji. - Normalnie pomyślałabym, że żartujesz, ale niestety brzmi to aż zbyt realistycznie.

Zrobiła krok w bok, a ramie zablokowało drogę. Drugą ręką Draco popchnął dziewczynę na miękki materac.

- Powiedziałam: nie - zaprotestowała, podciągając się, żeby znaleźć się jak najdalej od Malfoya.

Chłopak przewrócił oczami, po czym położył się obok, obejmując ramieniem tak, żeby nie uciekła.

- To dlaczego myślisz: tak?

- Myślę: spadaj Malfoy - odwarknęła. - Za dużo wypiłeś?

- Wypiłem zbyt mało - westchnął. - Wtedy mógłbym swoje zachowanie zwalić na niepoczytalność.

- Interesują mnie tylko poważne związki, a nie przelotny seks!

- Chwilowo nie nadaję się do związków, jak widać na załączonym obrazku. A tak w ogóle, gratuluję doboru słów.

Tak blisko, taki oszałamiający. Mówiła: nie, kiedy każda komórka jej ciała krzyczała: tak. Usta gotowe do pocałunków mrowiły, domagając się pieszczoty.

- Nie jestem taka... - zacisnęła powieki i odwróciła głowę. Niefortunnie po otwarciu oczu zobaczyła zdjęcie, na którym przekomarzała się z Ronem.

Dni, które przynosiły jej niegdyś szczęście, dawały ból. Gdyby nie dobre serce, zapewne nie uwikłałaby się w sieć kłamstw i Malfoya, wpychającego się do jej łóżka.

Draco powiódł za jej spojrzeniem.

- Oczywiście, że nie jesteś. – Zmienił znacząco ton. Już nie starał się zadziałać na nią swoją męską siłą. Złagodniał.

Poczuła pod powiekami zbierające się łzy. Zawiodła siebie. Zawiodła Rona. Zawiodła państwo Weasley. Zawiodła w momencie, w którym nie wyrzuciła Malfoya za drzwi. Zawiodła, ponieważ podświadomie chciała właśnie jego.

Pierwsza łza spłynęła po policzku, czarnym tuszem znacząc swą ścieżkę. Za nią następna. Później już cały strumień.

Dotknął jej twarzy, zmuszając do spojrzenia nań. Już nie emanował agresją. Szczerze zatroskany przytulił ją do siebie.

- Przepraszam. To przeze mnie... nie chciałem... - Odpiął welon i rozplątując włosy, szeptał. - Nie przemyślałem tego. Znów działam impulsywnie... przepraszam.

Wtuliła się w miejsce tuż nad żebrami, a pod szyją, zwinięta w kłębek schowała głowę. Wreszcie poczuła się bezpiecznie, w ramionach mężczyzny, który jeszcze przed chwilą chciał od niej tylko jednego.

- Przepraszam... - Mocniej wplótł palce między jej włosy. Musnął ustami rozgrzane płaczem czoło. Był jak balsam opływający jej duszę. Koił.

Podniosła głowę. Zaczerwienione brązowe oczy spotkały spojrzenie tych szarych. Dotarło do niej, że i on żałował, tylko okazywał to inaczej. Mniej płaczliwie. Z większą godnością. Nie był tak wyprany z uczuć, jak sądził.

Chciała bliskości. Podciągnęła się. On tylko obserwował, jakby bał się uczynić gestu; jakby jednym czynem miał wszystko zniszczyć.

- Nie przepraszaj... - Wyszeptała prosto w jego usta. - Dostrzegłeś to, na co ja byłam ślepa.

- Widać nie jesteś najmądrzejsza, Granger - zaśmiał się.

Dzieliło ich tak niewiele, ledwie kilka milimetrów, a dystans ten wydawał się nie do pokonania. Tak trudno podjąć decyzję.

Może nie powinna...

- Ciesz się chwilą tryumfu, Malfoy.

Nie powinna... lecz chciała.

Przycisnęła wargi do wciąż uśmiechniętych ust Draco. Zaskoczony, zastygł, by po chwili gorliwie odpowiedzieć na pocałunek. Smakował whisky, krwią i sobą. Pocałunki każdego człowieka mają inny, charakterystyczny smak. Smak Malfoya był definitywnie jej smakiem, a ten halloweenowego wieczora miała zapamiętać do końca życia.

Później była dłoń błądząca po gorsecie sukni. Nieśpiesznie. Pomału, jakby zapamiętywała każdą wypukłość i wklęsłość. Dłoń zagubiona pod tiulową spódnicą, z kobiecym śmiechem łapana i odkładana w bezpieczniejsze miejsce. I cichy szept do ucha, mówiący o braku zaufania, ale któż rozsądny zaufałby Malfoyowi i podstępnym Malfoyowym dłoniom?

Powolna pieszczota warg. Nieśpieszny taniec języków. Słowa wypowiedziane z westchnieniem.

I nic poza tym.

***

Dochodziła druga.

Zamek pogrążony w śnie zamilkł.

W salonie Ślizgonów przygaszone światło kominka nie pomagało w odnalezieniu siebie. Draco po cichu skradał się, aby nagle przystanąć. Kanapa służyła Astorii za łóżko. Filigranowa dziewczynka, spokojna niczym niemowlę, spała snem głębokim. Klatka piersiowa podnosiła się i odpadała.

Przyklęknął, po czym delikatnie poruszył ramieniem swojej dziewczyny.

Dziewczyny, o której jeszcze parę godzin temu zapomniał, całując Hermionę Granger, wzór cnót; wzór dla Astorii.

Wymruczała coś niewyraźnie. Mozolnie otwarła oczy, prawie natychmiast je przecierając. Zaspana zamrugała parokrotnie, odzyskując ostrość widzenia. Rozpromieniła się, uśmiechem wciąż pamiętającym marzenia senne.

- Draco... - Objęła go za szyję i wtuliła w obojczyk. Zmarszczyła czoło. Chłopak domyślił się, co było nie tak. - Pachniesz kobiecymi perfumami... - Wycofała się na kanapę jak zranione zwierzątko.

Całe szczęście, że Hermiona zlitowała się i rzuciła zaklęcie na jego puchnącą twarz. Tego nie potrafiłby wyjaśnić w wiarygodny sposób.

- Tańczyłem z wieloma kobietami. Byłem też u Granger - odpowiedział.

- A co u niej robiłeś?

- Rozmawiałem... Pocieszałem...

- Pocieszałeś? - chwyciła go za słowo, jak tonący chwyta się brzytwy. Bała się tego, co zrobił, ale nie mogła wiedzieć. Nie dzisiaj.

- Właśnie tak.

- Dlaczego musiałeś ją pocieszać? - zapytała z nadzieją w głosie.

- Pokłóciła się z Weasleyem. Był zazdrosny o dzisiejszą imprezę - skłamał gładko. Robił się w tym coraz lepszy.

- Zawsze wydawał mi się taki... nieokiełznany... - przytaknęła mu.

Skinął jej głową, po czym wskazał na kanapę.

- Dlaczego nie śpisz u siebie?

- Czekałam na ciebie.

- Dlaczego?

- Chciałam spędzić z tobą noc...

Malfoy spojrzał gdzieś w bok pod wpływem poczucia winy. On też chciał z kimś spędzić noc, ale nie była to Astoria. Zdaje się, że wolał kobiety, a nie dziewczynki. W końcu miała dopiero siedemnaście lat.

- Nie działaj pochopnie - spojrzał wreszcie w jej oczy. Sarnie przestraszone oczy. Źle go zrozumiała. - Nie musisz się dla mnie spieszyć - poprawił się.

- Ale ja chcę, Draco.

- I to mi wystarczy. Zmykaj do łóżka.

- Która godzina? - zapytała, wygrzebując się z koca.

- Coś koło drugiej...

- Tak długo u niej siedziałeś? - Astoria zrobiła się podejrzliwa.

- Alkohol, zmęczenie. Usnąłem.

Mruknęła coś brzmiącego jak "aha", po czym wreszcie wstała z kanapy.

- To do jutra. - Złożyła szybki pocałunek na jego ustach, po czym grzecznie pomaszerowała w stronę schodów wiodących do dziewczęcych sypialni.

- Słodkich snów - rzucił.

Skierował się do swojego pokoju. Zmęczony, pokonał ostatnie stopnie, po czym uderzył pięścią w kamienny mur. Na klamce wisiał krawat. Pożałował, że w ogóle wrócił do dormitorium. Mógł spać dalej, trzymając pewną Gryfonkę w objęciach. Jej łóżko przynajmniej było znacznie wygodniejsze niż kanapa w salonie.

Zwlókł się z powrotem po schodach. Prostym zaklęciem rozpalił w kominku, gdyż wieczory, nawet w zamknięciu, robiły się coraz zimniejsze. Ułożył się na kanapie, wciąż ciepłej od ciała Astorii. Wolał o tym nie myśleć, ale koniec końców, został zmuszony.

Nie żałował tego wieczoru; kłótni; pocałunków; rozmów w ciemności; snu przy boku kogoś, kto stał się mu ostatnio tak bliski. Żałował jedynie, że będzie musiał kogoś zranić w ostatecznym rozrachunku.

*

Nie pytajcie, kiedy kolejny duży rozdział, bo nie wiem ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top