[Rocznica Zapisanych Sobie] Poród Rodzinny

Wnętrze. Rezydencja państwa Malfoyów. Noc.

W pokoju panuje ciemność. Draco [D] i Hermiona [H] śpią w małżeńskim łóżku. Hermiona się kręci i cicho pojękuje, budząc Dracona.

[D] Hermiona? Co jest?

[H] Ja... oj... o nie...

[D] Co... (krzyczy) Ach!

Draco zapala lampkę nocną, odrzuca kołdrę, odkrywając mokrą plamę po drugiej stronie materaca. Hermiona jest w widocznej ciąży, wyraźnie można zauważyć, że to ostatni miesiąc.

[D] (z paniką w głosie) Na Merlina! To już?! To już?!

[H] (opanowana) Draco, spokojnie.

[D] Spokojnie? Jak mam być spokojny w takiej sytuacji?! Boli cię? Boli?

[H] Uh...

Hermiona łapie się za brzuch ze zbolałym wyrazem twarzy.

[D] Co jest? Co się stało?!

[H] To skurcz. To tylko skurcz.

[D] Musimy jak najszybciej zabrać cię do Munga!

Zdenerwowany Draco wyskakuje z łóżka, za pomocą magii przywołuje ubrania, które samego go ubierają. Zaczyna krążyć po pokoju, wyraźnie czegoś szukając.

[H] Kochanie, czy mógłbyś... ochłonąć? Mamy jeszcze czas.

Hermiona wodzi spojrzeniem za Draconem.

[D] Gdzie masz torbę?!

[H] (obojętnie) Kochanie...

[D] W łazience, tak?

[H] Kochanie...

[D] W kuchni?

[H] To nie jest twój pierwszy poród, Draco. Współczuję Astorii, jeśli byłeś jeszcze bardziej zestresowany.

Draco się zatrzymuje. Drapie się po głowie. Widać, że wciąż jest zdenerwowany.

[D] Ja... byłem wtedy za granicą. W interesach pojechałem.

[H] Nie byłeś przy porodzie Scorpiusa?

[D] Dowiedziałem się następnego dnia, gdy wróciłem... To gdzie ta torba?

[H] Zaraz spakuję.

Hermiona powoli wstaje z łóżka.

[D] Co?! Jeszcze jej nie przygotowałaś?

[H] Mam dość czasu.

W korytarzu słychać kroki dwóch par stóp. Do sypialni wpadają ośmioletnia Rose [R], a za nią sześcioletni Scorpius [S]. Chłopiec ściska pod pachą pluszowego misia. Oboje są ubrani w piżamy. Hermiona dyskretnie przykrywa mokrą plamę kołdrą.

[S] (lekko przestraszony) Czemu krzyczycie? Co się stało?

[H] (uspokajającym tonem) Dzidziuś się rodzi. Wybieramy się do szpitala.

[S] Ooo! Mogę zobaczyć? (z zaciekawieniem) Widać go już w pępku?

[R] (przemądrzale) Ty trollu, dzieci nie wychodzą pępkiem tylko...

[H][D] (z naganą w głosach) Rose!

[H] Jak się odzywasz do brata?

[R] Przepraszam, ale ktoś go musi uświadomić, jeśli wy nie możecie tego zrobić.

[H] Ty go na pewno uświadamiać nie będziesz.

[D] Idźcie do pokoju. Za chwilę was zawołamy...

[S] (zawiedziony) Ja tylko chciałem zobaczyć...

[R] (ochoczo) Pokażę ci filmik...

[D] Rose! Nawet się nie waż!

Dzieci wybiegają z pokoju, Rose trzaska drzwiami. Draco patrzy na Hermionę i rusza w jej kierunku, jakby chciał jej pomóc wstać.

[D] Pomóc ci?

[H] Tak. Odkręć wodę w prysznicu, niech się zagrzeje. Ja zaraz przyjdę.

Draco zmienia kierunek, tym razem kierując się do przysypialnianej łazienki. Odkręca wodę pod prysznicem, parokrotnie upewniając się, że nie jest za gorąca. W niewielkiej łazience zaczyna unosić się para. Do łazienki wchodzi Hermiona; powoli i mozolnie ściąga przemoczoną koszulę nocną; rzuca ją na stertę brudnego prania. Kobieta podchodzi do prysznica.

[D] Pomóc?

Hermiona kiwa głową na znak zgody. Draco pomaga jej wejść do brodzika, po czym zamyka kabinę. Przez zamleczone szkło ogląda jej dość pokaźna sylwetkę. Jest zamyślony — pełen obaw, a jednocześnie podekscytowany.

[H] Wciąż tu siedzisz...

[D] Pilnuję...

[H] Nie urodzę pod prysznicem, a kanalizacja mnie nie wciągnie. Zadzwoń do rodziców.

[D] (nieprzytomnie) Których?

[H] Jedynych żywych. W piekle nie mają telefonu, Narcyza zaś raczej w postaci ducha niewiele zdziała...

[D] A no racja... (zdezorientowany) a... e... po co?

[H] (tracąc cierpliwość) Bo ktoś musi zostać z dziećmi!

Draco rusza do drzwi, asekuracyjnie spoglądając w stronę prysznica.

[D] Fakt. Nie ruszaj się. Nie mdlej. Albo się wstrzymaj. Zaraz wrócę.

[H] Draco, ja nie jestem umierająca. Ja tylko rodzę.

[D] To też prawda.

Draco wychodzi z łazienki, przechodzi przez sypialnie, pośpiesznie pokonuje korytarz i schody w dół. Na przedpokoju na stoliku stoi telefon stacjonarny. Mężczyzna wybiera numer i cierpliwie czeka, aż rodzice Hermiony — Jane [J] lub Chris — odbiorą.

[J] (zaspanym głosem) Dom państwa Granger, Jane przy telefonie...

[D] (pospiesznie) Dzień dobry, Jane.

[J] Dobry wieczór, Draco.

[D] A tak. Dobry wieczór.

[J] Stało się coś?

[D] Właśnie w tej sprawie dzwonię.

[J] Tak?

[D] Hermiona rodzi. Kazała mi zapytać, czy przypilnujecie Rose i Scorpiusa.

[J] Mogłam się domyślić. Wiedziałam, że to już niedługo...

Tupot nóg zwraca uwagę Draco. Ze schodów zbiega zdenerwowany Scorpius.

[S] (z wyraźną paniką w głosie)Tato! Tato!

[D] (do Scorpiusa) Nie teraz, rozmawiam.

[S] Ale tato!

[D] (do słuchawki) Muszę kończyć... przyjedziecie?

[J] Oczywiście. Będziemy do pół godziny.

Wyraz twarzy Draco zmienia się z umiarkowanie obojętnego na przerażony.

[D] (niemal bezgłośnie, do siebie) Pół godziny?! (wyraźnie, do słuchawki) Oczywiście. Do zobaczenia.

[S] (błagalnie) Tato!

[J] Do zobaczenia.

Draco odkłada słuchawkę.

[D] (przeciągle, ze zniecierpliwieniem) Cooo?!

[S] A mama pęknie?

[D] Co?

[S] Rose mówi, że mama pęknie i będą ją zszywać! To będzie mamę bolało?! I jak ona będzie wtedy chodzić?!

[D] (donośnie) Rose! Rose!

Na piętrze pojawia się Rose. Opiera się o balustradę.

[R] Tak, tato?

[D] Zakaz na Animal Planet!

[R] Serio, tato?

[D] Na National Geographic i Discovery też!

[R] (przewracając oczami) To już trafniej...

[S] To mama pęknie?!

[D] (miotając się) Tak. Nie. Kochanie, może oglądniesz bajeczkę?

Draco bierze syna za rączkę i prowadzi do salonu, sadza go na kanapie i szuka pilota od telewizora.

[S] A to prawda, że...

[D] Nie, Scorpi, nie będziemy rozmawiać o bzdurach, jakie nagadała ci siostra.

[R] (krzyczy z korytarza) To nie bzdury! Tak było napisane w podręczniku od biologii!

[D] (krzycząc) Zakaz na podręcznik do biologii!

[R] Zakaz na szkołę też mi dasz?

[D] Nie! (czule do Scorpiusa) Smerfy?

[S] Tak!

Draco włącza telewizor, włącza bajkę na DVD. Rozlega się wesoły motyw muzyczny.

[D] (marudzi do siebie) Jak jej matka... przemądrzała... i zawsze musi mieć rację... kobiety... wszystkie takie same...

[R] (krzyczy z korytarza) Słyszałam!

[D] Wujek George już nigdy nie da ci prezentu! Już ja tego dopilnuję! Masz zakaz na uszy! Wraz z podręcznikiem mają się zaraz pojawić w moim gabinecie!

[R] Mam sobie je obciąć?

[D] Doskonale wiesz, o czym mówię!

[R] Zmuszasz mnie do samookaleczenia. Na to jest paragraf.

Do salonu wchodzi Rose z kamerą, filmując Draco.

[D] (oburzony i zmieszany) Co? Co ty robisz?

[R] Będę mieć dowód, gdy się zobaczymy w sądzie.

[D] Dość tego! Kamera, uszy dalekiego zasięgu oraz podręcznik do biologii natychmiast do mojego gabinetu!

[R] Obawiam się, że same tam nie przyjdą.

[D] Ty poczwaro!

Do salonu wchodzi Hermiona. Przy piersi trzyma torbę.

[H] Co tutaj się dzieje?

[S] Oni przeszkadzają mi, a ja oglądam bajkę...

[D] (przeczesując palcami włosy) Zapomniałem, że rodzisz. (pozytywnie zaskoczony) O! Już spakowana?

[H] (z przekąsem) Tak. Gdy nie biegałeś wokół mnie, krzycząc w panice, łatwiej było to wszystko pozbierać.

[D] Ja wcale...

[H] Nie?

[D] Może troszkę.

[H] Rose, dlaczego męczysz tatę?

[R] Ja nikogo nie męczę. To on mi daje zakazy. Zakaz za zakazem. To się nazywa rodzicielstwo? Niedługo zamkniesz mnie w klatce.

[D] W ciemnicy, skarbie, zamknąłbym cię w ciemnicy.

[R] (triumfalnie) Ha! Nagrałam to!

[D] (naśladując Rose) Ha!

Draco odbiera kamerę, wyciąga taśmę, zapala ogień w kominku szybkim zaklęciem i wrzuca taśmę w płomienie.

[D] Chyba jednak nie!

[H] Ma to po tobie.

[D] Chyba żartujesz. Ja bym ukrył kamerę pod peleryna niewidką.

[S] Ciii!

[D] Dom wariatów. Możemy już iść?

[H] Rodzice jeszcze nie...

W okna salonu świeci światło, a pod dom podjeżdża samochód. Rodzice Hermiony wychodzą z pojazdu i kierują się do drzwi wejściowych. Po chwili są już w środku, a Scorpius zrywa się z fotela i biegnie do dziadków.

[S] Babcia! Dziadek!

Scorpius ściska babcie i dziadka. Rose próbuje się wycofać.

[R] To ja będę na górze.

[J] Rose, skarbeczku, dlaczego nie posiedzisz z babcią i dziadkiem?

[R] (nieśmiało) Skoro muszę...

[D] (półgębkiem do Hermiony) A jeszcze nie zaczęła dojrzewać.

Hermiona chichota i daje Draconowi kuksańca w bok. Draco ciągnie żonę do kominka, sięgając po proszek Fiuu.

[D] (głośniej) Na nas czas. Bawcie się dobrze, wrócimy niebawem. I... będzie nas trójka.

[H] (kręcąc głową) Eh, Draco... to niebawem będzie miało kilkanaście godzin. Ale z ciebie optymista...

[D] (zdziwiony) Serio? Mniejsza z tym. Szpital Munga!

Draco znika w płomieniach, a zaraz za nim Hermiona.

*

Wnętrze. Szpital. Noc.

Draco rozmawia z pielęgniarką [P] w dyżurce. Pomieszczenie jest małe, klaustrofobiczne. W środku znajduje się tylko stolik, czajnik i parę krzeseł.

[D] (poirytowany) Ale jak to musimy czekać na wolną salę?!

[P] Smocza ospa zbiera żniwa. Chyba nie chce pan, aby pańska żona rodziła wśród zarazków?

[D] Ale dlaczego kładziecie ich na porodówce?!

[P] Zabrakło miejsca w innych salach. Zaraz lekarz skończy badanie, wyśle chorych do izolatki, zdezynfekujemy pomieszczenie i zwolni się sala. Wtedy poprosimy pana żonę oraz drugą pacjentkę na oddział.

[D] Drugą pacjentkę?! Przecież mieliśmy mieć zapewnioną prywatną salę! Poród rodzinny, bez żadnych obcych! Prywatną pielęgniarkę i lekarza-położnika!

[P] Niestety, ale priorytety szpitala się zmieniły. Zwrócimy panu wszystkie koszty za poród ekskluzywny...

[D] To żart!

[P] Żartem jest moja pensja w momencie, gdy muszę ogarnąć całe to bagno. Smocza ospa! W dwudziestym pierwszym wieku! Dobrze, że przynajmniej część ludzi zażyła eliksir uodparniający... Ekhem. Proszę o cierpliwość.

Pielęgniarka wskazuje drzwi. Draco opuszcza pomieszczenie, wychodząc na korytarz szczelnie wypełniony ludźmi o różnych urazach — od połamanych rąk, przez poparzenia do oderwanych nóg. Hermiona siedzi na ławeczce między staruszką a czarodziejem częściowo przetransmutowanym w drzewo.

[D] (burkliwie) Musimy czekać.

[H] (z opanowaniem) W porządku.

[D] Banda imbecyli...

[H] Draco, skarbie... możemy jeszcze poczekać. Nic się nie dzieje, a nawet jeśli... jesteśmy w szpitalu.

[D] (zbulwersowany)Smocza ospa jest ważniejsza.

[H] Bo jest ważniejsza.

[D] (z rezygnacją) Niech ci będzie.

Naburmuszony Draco krzyżuje ręce i opiera się o ścianę. Wpatruje się w zegar nad drzwiami do kolejnego korytarza. Wskazówki poruszają się mozolnie. Czas spędzony na korytarzu ciągnie się niemiłosiernie. Oglądamy sceny, podczas których napływają kolejne tłumy chorych, a ci z podejrzeniem o ospe są w maseczkach wysłani od razu na oddział. Draco wielokrotnie przewraca oczami. Staruszka zasypia, opierając policzek o ramię Hermiony. Po pół godziny wychodzi znajoma pielęgniarka; ma dwie karty w rękach.

[P] Pani Hermiona Granger i pani Patricia Crowd.

Hermiona podnosi się z miejsca, delikatnie odpychając staruszkę, która wciąż śpi. Draco jej pomaga. Udaje mu się ustabilizować starszą kobietę.Gdy chce wejść na oddział, pielęgniarka go zatrzymuje.

[P] Niestety, panie Malfoy, tylko osoby wymagające pomocy.

[D] (z groźbą w tonie) Chcę rozmawiać z ordynatorem.

[P] Dobrze. Być może jutro rano będzie wolny. Wtedy pan z nim porozmawia.

Rozwścieczony Draco siada na miejscu Hermiony, a głowa staruszki opada tym razem na jego ramię. Pielęgniarka rozdaje maseczki ciężarnym kobietom, po czym wpuszcza je na oddział. Znikają za drzwiami jednego z gabinetów. Obrażony na świat Draco wpatruje się przed siebie. Po pewnym czasie zasypia.

*

Wnętrze. Szpital. Środek nocy.

Draco otwiera oczy, nie rozumiejąc, co się dzieje. Wokół panuje harmider — ludzie tłoczą się w pewnej odległości, głośno komentując między sobą obecną sytuację. Medycy kucają obok. Patrzy w bok na staruszkę,która aktualnie leży na podłodze, badana przez służby medyczne.

[D] (mamrocząc sennie) Co... Co się stało?

Najbliżej klęczący lekarz [L] patrzy ma Draco.

[L] Zna ją pan?

[D] Nie.

[L] Nie?

[D] Właśnie to powiedziałem.

Lekarz wygląda na speszonego. Wymienia porozumiewawcze spojrzenia z innymi medykami.

[L] (konspiracyjnym szeptem) Ta pani... zmarła parę godzin temu...

Draco blednie, a następnie pada nieprzytomny na podłogę. Medycy próbują go ocucić. Jego koszula zostaje przypadkowo podwinięta. Na korytarzu rozlega się pomruk niedowierzania.

*

Wnętrze. Szpital. Dzień.

Znajdujemy się w izolatce. To duże pomieszczenie, po którego obu stronach ustawiono po piętnaście łóżek (razem trzydzieści). Wśród chorych leży Draco, jego czoło jest zroszone potem, skóra blada, lekko zielonkawa. Na czole i policzkach widać pryszczo-podobne zmiany skórne. Między łóżkami przechadza się lekarz, na jego plakietce jest napisane jego imię i nazwisko Michael Frost [MF]. Malfoy się budzi, rozglądając dookoła, na jego obliczu maluje się coraz większe przerażenie. Łapie kontakt wzrokowy z lekarzem.

[D] (słabo i ochryple) Przepraszam... przepraszam...

Draco zdejmuje kołdrę i siada na brzegu łóżka. Lekarz natychmiast do niego podchodzi.

[MF] (pewnym, rozkazującym tonem) Proszę się położyć.

[D] Zaszła pomyłka...

[MF] Pomyłka? Nie sądzę.

[D] Ale ja tak. Ja tylko towarzyszyłem żonie. Niech mnie pan stąd natychmiast wypuści. Nie jestem chory.

[MF] Nie sądzę.

[D] Jestem zdrów jak ryba! Wypisuję się na własne...

Draco przyglądał się swoim dłoniom — są pokryte wykwitami.

[MF] Nie sądzę, żebyśmy pozwolili wypisać się panu na własne życzenie. Nie póki rozsiewa pan zarazę.

[D] (oburzony, resztkami sił) Co?! Ja rozsiewam zarazę?! Ja?! A przez kogo tkwiłem przez godziny na korytarzu?! Przez kogo spałem z martwą staruszką na ramieniu?! Jak się zajmujecie pacjentami, skoro umierają na waszych pieprzonych korytarzach?! I jeszcze zaraziliście mnie... smoczą ospą... (z paniką) Smoczą ospą! O Salazarze! Ja umrę! Przyszedłem tylko, aby powitać moją córeczkę na świecie, a umrę, nie mając jej nawet w ramionach! Chciałem tylko towarzyszyć żonie w tych trudnych chwilach, po raz pierwszy zobaczyć cud narodzin, a teraz...

Lekarz drapie się po głowie i przegląda karty.

[MF] Jak się domyślam pan Dracon Malfoy.

[D] Draco Malfoy...

[MF] Tak... tak... Żona wspominała o pańskiej skłonności do hister... przesady. Z pańskich akt wynika, iż brał pan eliksir uodparniający, czyż nie tak było?

[D] (oburzony) Jakie to ma znaczenie, jeśli i tak zachorowałem?! Nie dość, że mordujecie staruszki na korytarzach, to jeszcze podajecie ludziom niedziałające eliksiry!

[MF] Panie Malfoy...

[D] I teraz umrę! Ale zanim to nastąpi, chcę was pogrążyć! Chcę się skontaktować z prawnikiem! Natychmiast!

Paru chorych się budzi i obserwuje rozgrywającą się scenę z zaciekawieniem.

[MF] Panie Malfoy... gdyby nie miał pan odporności, zapewniam, że Smocza Ospa obdarłaby pana ze skóry, a mówiąc "obdarła ze skóry" właśnie to mam na myśli.

[D] Kwestia czasu...

W sali rozlegają się chichoty. Draco lustruje pomieszczenie groźnym, naburmuszonym spojrzeniem.

[MF] Przekażę pańskiej żonie, że już panu lepiej. Martwi się... a, tak. Pana córeczka jest okazem zdrowia i wraz z mamą będzie mogła wyjść już dzisiejszego wieczora.

Wyraz twarzy Dracona łagodnieje na wspomnienie o córce. Kiwa głową.

[D] (już spokojniej) A ja?

[MF] Ekhem... Zadecyduję pod koniec tygodnia...

[D] (przerażony) Słucham?!

[MF] Wszystkie zmiany muszą zejść.

[D] Ile zazwyczaj to trwa?

[MF] Do dwóch tygodni.

[D] Do dwóch tygodni?!

[MF] Proszę leżeć, wypoczywać. Wypoczęty organizm lepiej zwalcza chorobę. Proszę brać leki. Może zmiany znikną nawet i po półtora tygodnia?

[D] (ponuro) Raczy pan nie tryskać tak obficie tym optymizmem... Dobrze. Czy dostanę pióro, pergamin...

[MF] Listy mogą zostać zakażone.

[D] Szachy, krzyżówkę, sudoku?

[MF] Możemy panu zapewnić takie rozrywki, jednakże zaraz po zakończeniu kwarantanny przedmioty te zostaną spalone.

[D] Nieważne. Dajcie mi jakąś rozrywkę.

[MF] Proszę porozmawiać o tym z pielęgniarką.

[D] A kiedy...

[MF] Pojawiają się trzy razy dziennie, aby zmienić opatrunki, nasmarować maściami, czy wymienić kaczki.

Draco kręci się na łóżku, a jego twarz jeszcze bardziej blednie.

[D] Ale ja mogę sam do toalety.

[MF] Nie możemy...

[D] Przemilczmy to.

[MF] Proszę wybaczyć. Mam pacjentów.

[D] Jasne.

Michael idzie do kolejnego łóżka, zaczynając wywiad z następnym pacjentem. Draco rozgląda się dookoła. Na najbliższych łóżkach leżą: staruszka wgapiona w sufit i mamrocząca pod nosem oraz zarośnięty facet [ZF].

[D] Witam, nazywam się...

[ZF] Moja nie powiedzieć po angielski.

[D] Ach. Okay.

Zrezygnowany Draco opada na poduszki i wpatruje się w sufit. Wzdycha.

*

Wnętrze. Szpital. Kolejne dni i noce.

Oglądamy kolejne sceny.

Draco chodzi za pielęgniarkami, próbując zwrócić ich uwagę. Raz zostaje zdzielony teczką po głowie. Piekli się, a następnie opada bez sił na łóżko.

Draco budzi się, a na szafce leżą mugolskie krzyżówki, sudoku, książka i długopis. W kolejnych ujęciach Draco czyta i pisze w zeszytach.

Draco handluje krzyżówkami w zamian za papierosy, ciastka i karty.

Draco siedzi w uchylonym oknie, pali i wygląda na zewnątrz. Wygląda na zdrowszego.

*

Plener. Londyn. Dzień.

Przed domem handlowym Purge & Dowse Ltd. stoi Draco. Nabiera powietrza do płuc, rozkoszując się wolnością. Uśmiecha się, a na jego twarz padają promienie słońca. Mijający go mugole patrzą nań jak na wariata. Na jego ciele nie ma już śladów po Smoczej Ospie. Manekin za jego plecami sztywno macha ramieniem, a skrzekliwy głos mówi: zapraszamy ponownie. Draco podnosi rękę i wystawia środkowy palec w stronę witryny. Po raz kolejny bierze orzeźwiający wdech. Rusza przed siebie, uśmiechając się pod nosem.

*

Wnętrze. Rezydencja państwa Malfoyów. Dzień.

Hermiona siedzi na podłodze, jedną ręką kołysząc fotelik z niemowlakiem, a drugą układając klocki ze Scorpiusem. Rose siedzi przy stole w jadalni, odrabiając pracę domową. Hermiona wygląda na wykończoną, ma sińce pod oczami, a jej puchate włosy sterczą na wszystkie strony.

[R] Bazyliszek jest gadem czy płazem?

[H] (bez życia) Gadem.

[R] Jesteś pewna? Tu jest napisane, że żyje w wilgotnych środowiskach, a jego ciało wytwarza śluz w odpowiedzi na...

[H] Jest gadem...

[S] Nie tak, mamo! Teraz układamy w górę! Wieża nie może być szeroka i niska!

[H] Dobrze, skarbie...

Niemowlak zaczyna płakać, a oczy Hermiony czerwienieją, jakby i ona sama miała zaraz wybuchnąć płaczem. Słychać głośnego bąka. Scorpius macha przed twarzą ręką, a Rose patrzy z byka na niemowlaka.

[S] Fuj!

[R] Uch! Czym ty ją karmisz? Nie uwierzę, że tylko mlekiem. Śmierdzi, jakby zżarła gar grochówki dziadka Artura!

[S] Dlaczego Rose ma dwóch dziadków, a ja tylko jednego? To niesprawiedliwe... Dostaje więcej prezentów...

Z korytarza dobiega odgłos przekręcanego zamka. Hermiona podrywa się, ale zaraz opada, próbując uspokoić płaczące niemowle.

[H] (płaczliwie) Ci... ci... spokojnie. Maleńka...

Hermiona zagląda za pieluszkę dziecka i się krzywi. Do pokoju wchodzi Draco — szeroko uśmiechnięty szczerzy białe zęby. Z ulgą rozgląda się po jadalni, zatrzymując wzrok na Rose, Scorpiusie, Hermionie oraz niemowlaku.

[S] Tatuś!

Rose dyskretnie chowa książkę do biologii do plecaka.

[R] Już cię wypuścili?

[H] (groźnie) Rose. (miło i z czułością) Wybacz, że po ciebie nie przyszłam, ale...

Draco ucisza ją gestem i podchodzi do fotelika z dzieckiem. Bierze małą na ręce. Uśmiecha się, głaszcząc czoło najmłodszej córki.

[D] (ciepło) Dałaś już jej imię?

[H] Czekałam z tym na ciebie...

[R] (złośliwie) Ja to bym ją Śmierdziel nazwała.

Draco i Hermiona patrzą sobie w oczy, nie zwracając uwagi na Rose.

[D] Witaj w domu Cyziu. Jesteś tak samo piękna jak twoja babcia.

[H] Ma jej oczy.

[D] Tak jak i Scorpius, i Rose.

[H] I moje włosy.

[D] To da się naprawić.

Hermiona daje Draco sójkę w bok, śmiejąc się.

[H] Chcesz spełnić ojcowski obowiązek?

[D] Hmm? Co tylko zechcesz.

[H] Mała ma dla ciebie prezent na powitanie. Trzeba ją przebrać.

Draco traci dobry humor, ale już po chwili znów się rozluźnia.

[D] Jasne. Idź odpocząć. Nie chcę nic mówić, ale wyglądasz jakbyś nie spała od tygodnia.

[H] Bo tak było. Bo tak było...

Hermiona całuje Draco na pożegnanie. Wychodzi z jadalni. Draco zostaje z małą Narcyzą, jest w nią wpatrzony. Rose odrabia zadania, a Scorpius buduje wieżę. Scena ciemnieje i teraz, gdyby to był film, przeczytalibyśmy napisy...

*

*

*

Jeśli ktoś złapał mnie na tym, że nie wiem, jak nazwałam w tej opowieści ojca Hermiony, to brawo. Nie pamiętam i nie mogę znaleźć xD Jak ktoś przypadkiem pamięta, to będę wdzięczna. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top