Minerwa McGonagall; Sesja 1
(1.02.99; 20.00)
J: Dobry wieczór, pani profesor.
MM: Dobry wieczór, panie Cold.
J: Zechce się pani rozsiąść wygodniej? Nie będzie chyba pani przez godzinę stała?
MM: Godzinę?
J: Zazwyczaj tyle to trwa.
[Pacjentka wciąż nie korzysta z zaproszenia do spoczynku]
J: Z jakim problemem pani do mnie przychodzi?
MM: Och! Problemem są moi uczniowie.
J: Rozumiem. Obowiązki dyrektora szkoły spadły na panią tak nagle...
MM: Nie ukrywam, że faktycznie tak jest. Znalazłam jednak rozwiązanie.
J: Cudownie. Chciałaby pani omówić ze mną to rozwiązanie?
MM: A z kim innym miałabym je omówić? Przecież umówiłam się z panem, chyba nie po to, aby pić herbatę i przegryzać ciasteczka.
J: Proszę mówić o tym rozwiązaniu.
MM: Otóż, chciałabym zatrudnić pana na stanowisko psychologa szkolnego...
J: Słucham?! Psychologa szkolnego?!
MM: Coś się stało? Pobladł pan strasznie... Wezwać medyka?
J: Nie trzeba.
MM: Jest pan pewny? Mogę wysłać patronusa...
J: Wszystko w porządku. Ja... nie byłem przygotowany na tę... propozycję...
MM: Bardzo podobało mi się, jak poradził pan sobie z panem Malfoyem. Mimo pewnych konsekwencji... terapia początkowo działała. Nie ukrywam... na początku byłam sceptyczna. Przeanalizowałam wszystko i mam wrażenie, że popełniliśmy błąd, zmniejszając częstotliwość sesji. Myślę również, że pan Malfoy nie popełniłby niektórych głupstw, gdyby mógł do pana przyjść w chwili kryzysu. Uczymy się na błędach, czyż nie? Stąd moja propozycja. Pełny etat, zakwaterowanie, wyżywienie i stała pensja.
J: Ma pani zgodę Ministra?
[Pacjen... Minerwa wręcza mi pismo podpisane przez Ministra Magicznej Edukacji]
[Po co ja każę to notować?!]
J: Chciałbym zapytać o pensję...
MM: Tysiąc galeonów miesięcznie. Należy pamiętać, że za wyżywienie i zakwaterowanie nie musiałby pan płacić.
[Obecnie zarabiam 1500 galeonów. 500 idzie na czynsz. 200 idzie na rachunki. Resztę przejadam. Raz na 2-3 miesiące kupuję nowe ubranie. Nie stać mnie na zachcianki]
[Miałbym 1000 galeonów na zachcianki!]
[Ale musiałbym rozwiązywać problemy nastolatków]
[1000 galeonów na zachcianki!]
[Chodzić po zatłoczonych, głośnych korytarzach...]
[Nastolatki mnie denerwują]
[1000 galeonów]
[Będę musiał zagłębić się w tematykę buntu młodzieńczego, braku akceptacji otoczenia, fobii społecznych, rozwiązywać problemy z tygodniowymi romansami, radzić sobie z anoreksją i bulimią, prawić moralizatorskie wykłady na temat ziołowych używek oraz alkoholu...]
[Zbyt duże poświęcenie]
J: Kiedy możemy podpisać umowę?!
MM: Nie zapytał pan nawet o wymiar godzin...
J: Dobrze, w jakich godzinach bym pracował?
MM: Miałby pan całodobowy dyżur oraz umawiał do pięciu uczniów dziennie na godzinne sesje terapeutyczne.
[Czyli tak na dobra sprawę przez większość czasu pracowałbym po pięć godzin dziennie]
MM: Do tego doszedłby ewentualny nadzór nad uczniami na szlabanach. To robi każdy nauczyciel. Dodatkowo raz w miesiącu miałby pan zajęcia z uczniami najstarszej klasy, pomagając im opanować stres.
J: Kiedy mogę zacząć?
[Pacjen... Minerwa jest zaskoczona moim entuzjazmem. Ja również]
MM: W ciągu tygodnia... Muszę sporządzić umowę, podpiszemy ją, po czym wyślę pismo do Ministerstwa. Gabinet psychomedyka jest w przygotowaniu, tak samo, jak pokój.
J: Znakomicie.
[Przekazać pacjentów komuś innemu]
[Spakować się]
MM: To ja... pójdę przygotować umowę. Wpadnie pan jutro, żeby podpisać?
J: Oczywiście. Z samego rana.
[Minerwa kiwa głową, wciąż patrzy na mnie jak na wariata]
MM: Dobranoc, panie Cold.
J: Dobranoc, pani profesor.
[Koniec sesj... spotkania]
*
Przepraszam, że tak długo jak na mnie (i wciąż nie ma normalnego rozdziału), ale ta pogoda wysysa ze mnie wszystkie siły i jedyne o czym marzę, to zaszyć się pod kołdrą i czytać.
Na szczęście niedługo skończę czytać pochłaniacz czasu w postaci: Naucz mnie latać (Bardzo polecam) i może wrócę do swojego dawnego tempa.
Następny rozdział (prawdziwy rozdział) postaram się wstawić do piątku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top