Konsekwencje

Pociąg do Hogwartu sunął swoim tempem po torach, mijając lasy, rzeki oraz pojedyncze domy.

Hermiona podziwiała widoki za oknem, rozpływając się nad cudownym zachodem słońca. Express wyruszył z opóźnieniem, ze względu na kontrolę przeprowadzoną na peronie.

Wciąż wspominała żałosne pożegnanie z Ronem. On praktycznie wygłaszał poematy na jej cześć, zapewniając o swej tęsknocie, co ona skwitowała krótkim, acz treściwym: no to pa.

No to pa... co to w ogóle za pożegnanie? Jakby żegnała się z nielubianą ciotką.

Westchnęła nad swoim brakiem czułości, ale co się stało, się nie odstanie, jak mawiała Ginny. W tym jednym przynajmniej raz miała rację.

Drzwi przedziału otwarły się, a stanęła w nich dyrektorka Hogwartu, jak zwykle wyglądająca dość surowo w czarnej długiej sukni i ciemnoszarym kożuchu. Prefekt Naczelna wzdrygnęła się i oderwała oczy od krajobrazu.

- Dzień dobry, pani profesor. - Skłoniła grzecznie głowę, wstając z miejsca.

- Witam, panno Granger. Zechce może panienka przejść do pierwszego wagonu? Pilne spotkanie Prefektów - wyjaśniła pobieżnie i utkwiła ciemne oczy w twarzy Hermiony.

- Oczywiście... - przytaknęła tamta.

Pilne zebranie Prefektów? W środku roku szkolnego? Musiało wydarzyć się coś ważnego.

Ruszyła za starszą kobietą, która mimo wieku miała werwę.

- Pani profesor! - Podniosła głos, zwracając na siebie uwagę. Odpowiedziało jej szybkie uniesienie i opuszczenie brwi. A więc mogła mówić. - Bo widzi pani... ja chyba powinnam zrezygnować z funkcji Prefekt Naczelnej...

Uderzyła nosem w plecy zatrzymującej się w miejscu bez ostrzeżenia Minerwy. Czarodziejka spojrzała znad okularów połówek na uczennice rozmasowującą twarz.

- Ale... dlaczego? - Usta dyrektorki zacisnęły się w cienka, bladą kreskę.

- Ja... - Hermiona rozejrzała się po korytarzu łączącym przedziały. W najbliższym kilku drugo i czwartoklasistów grało w eksplodującego durnia. Gdy upewniła się, iż jej tajemnica będzie bezpieczna, oznajmiła: - Jestem w ciąży.

Brwi pani profesor podjechały aż po nasadę włosów nad czołem. Hermionie też trudno było w to uwierzyć i zaakceptować, ale pierwszy szok minął.

- Nie musisz rezygnować z tej funkcji... Jesteś dorosłą kobietą, wróciłaś do szkoły z własnej woli. To zrozumiałe, że ty i pan Weasley... żyjecie w normalnym, zdrowym związku, a ja potępiać tego nie będę.

Wszystko było o wiele bardziej skomplikowane, ale Hermiona dzielnie przełknęła błąd dyrektorki. W końcu każdy najpierw myśli o Ronaldzie, jako potencjalnym ojcu. Grzecznie przytaknęła, nie wyprowadzając kobiety z błędu. Może porozmawia z nią o tym później?

- A więc? Jaka decyzja? - pospieszyła ją nauczycielka.

- Zostaje na stanowisku...

- I dobrze.

A szalony pęd znów się rozpoczął.

Przechodziły z wagonu do wagonu, mijając uczniów, umykających przed surowym autorytetem dyrektorki. Tłum rozstępował się przed dumnym butem McGonagall jak Morze Czerwone przed Mojżeszem. Odkąd awansowała na najwyższe stanowisko, jej łatka "Surowej Nauczycielki" ustąpiła kolejnej "Godna Następczyni Snape'a". Z braku czasu na czekanie na rezultaty upomnień od razu wyznaczała szlabany.

Ostatecznie dotarły do ostatniego wagonu, gdzie przebywali niektórzy nauczyciele oraz dyrektorka, mająca swój własny magicznie powiększony przedział.

Kobieta rozsunęła drzwi przed nosem Hermiony i gestem zaprosiła do środka.

Prefekt Naczelna przywitała się krótkim "cześć" z Brianem, Hanną, Gregorem, Michaelem, Kathariną,
Denisem, Alice, Astorią oraz... Draco. A gdzie Lucas? Skonfundowana przysiadła na jedynym wolnym miejscu obok Puchonki. Nie mniejsze zdziwienie powodował Malfoy, rozwalony koło Greengrass, jak gdyby nigdy nic. Rzucił jej szybkie spojrzenie pod tytułem "NieWiemCoTuRobięAleWSumieMamToGdzieś" oraz uśmiechnął się zalotnie.

A więc wszystko było w jako takim porządku, a to dawało nadzieję, iż rozmowa pójdzie gładko, przynajmniej na tyle na ile pozwala jej temat.

Ostatnie promienie zachodzącego słońca oświetlały przedział. Dzięki czarom nie musieli się gnieść. W końcu była ich dziesiątka.

McGonagall usiadła na odcinku ławy będącej naprzeciwko wejścia. Wszyscy zasiadali na U-kształtnej sofie, najprawdopodobniej transmutowanej ze standardowego siedziska.

- Moi drodzy. - Dyrektorka wyprostowała się, wyciągając długą szyję. - Jak wiecie, Hogwart został zaatakowany przez śmierciożerców. Z tego powodu dotychczasowe patrole zostają zawieszone. To zbyt niebezpieczne, aby narażać uczniów. Od teraz tylko nauczyciele będą mogli chodzić po korytarzach po dwudziestej pierwszej. Do was należy poinformowanie uczniów waszych domów o nowej godzinie ciszy nocnej. Jak widzicie, w naszym gronie nie ma pana Flinta. Uważam, że powinniście wiedzieć, iż zamieszany był w atak na Hogwart. Aktualnie został zawieszony w prawach ucznia i przebywa w areszcie Ministerstwa Magii.

Alice zakryła usta, Hanna zbladła, a Colin pokręcił głową. Nikt nie spodziewał się, że któryś z Prefektów mógł zdradzić. Na takim stanowisku? Hermiona przyznała sobie rację, gdyż już jakiś czas temu podawała w wątpliwość wybór niektórych reprezentantów domów.

Lucas nie wydawał się zły. Nigdy też nie wygłaszał rasistowskich komentarzy. Poza drobnymi kłótniami o żartobliwym zabarwieniu z Hermioną, niczym jej nie podpadł. Ba, on nawet nie wyróżniał się w tłumie. Ot, przeciętny wychowanek domu Salazara Slytherina.

Prefekci szeptali między sobą, a gdy McGonagall uznała, że dość się nagadali, uciszyła wszystkich, podnosząc dłoń do góry. Nie musiała odzywać się nawet słowem.

- Pan Flint, nawet jeśli zostanie oczyszczony z zarzutów, nie powróci na stanowisko Prefekta. - Minerwa powróciła do przerwanego monologu. - Przedstawiam wam nowego Prefekta Slytherinu. Draco Malfoy. - Uraczyła arystokratę zjadliwym spojrzeniem. Prezentacja nie należała do tych entuzjastycznych.

Dziesięć par oczu utkwiło w blondynie, który jakby zmalał z powodu nagłego zainteresowania jego osobą. Hermiona zasłoniła usta, dusząc śmiech. Nikt się nie spodziewał.

- Jakim... sposobem? - zapytał Malfoy. Biedaczek wyglądał, jakby przechodził załamanie nerwowe. McGonagall nie mówiła mu wcześniej.

- Pomijając pańską przeszłość... - Oczy wszystkich zgromadzonych powędrowały do dyrektorki. - Jest pan jedynym... reprezentatywnym kandydatem.

Draco oparł łokcie na swoich kolanach i zamyślił się. Coś mu ewidentnie nie pasowało.

- Zaraz... przecież jestem kapitanem drużyny... nie mogę...

- Pańskie obowiązki przejmie pan Zabini. - Przerwała mu McGonagall.

Hermiona zrozumiała, że Malfoy nie ma wyboru i musi przyjąć "propozycję", która nawet nie została wyrażona jako prośba. Ludzi brakowało wszędzie: do pracy, na wysokie stanowiska, a także na pozycję Prefekta.

- A nie mógłby on zostać Prefektem, a ja... - Próbował się wymigać, ale zamilkł, widząc pełne dezaprobaty spojrzenie dyrektorki. Gdy brew niebezpiecznie drgała, a usta zaciskały, należało się wycofać.

- Wykluczone. Pan Zabini za nic ma regulamin. Niecały miesiąc temu uwolnił ze wszystkich klatek chochliki kornwalijskie, gdy poproszony przez panią Boogle został o przypilnowanie pierwszorocznych w klasie obrony przed czarną magią. Ponoć chciał zademonstrować sposób Lochharta na okiełznanie tych bestii. Żadnych dyskusji, panie Malfoy. Proszę przekazać mu ode mnie gratulacje.

Draco zmełł przekleństwo w ustach, nie należało się wyrażać w obecności dyrektorki. Wymienił naburmuszone spojrzenie z rozbawionym Hermiony, założył ręce na pierś i wlepił wzrok w szybę, za którą znajdował się korytarz.

Poniekąd rozumiała jego rozgoryczenie, ale przecież zawsze mogło być gorzej. Przeżywałby katusze zostając Naczelnym jak Hermiona. Papierkowa robota, nadzorowanie imprez... życie prymusa do łatwych nie należało.

- Kolejna sprawa. Walentynki.

Katharina i Hanna pisnęły. Hermiona rozmasowała uszy. To niemożliwe, żeby człowiek wydawał tak wysokie dźwięki.

McGonagall przewróciła oczami zza okularów.

- Jak w przypadku Halloween, proszę, aby dwie osoby zajęły się organizacją.

Wcześniej piszczące dziewczyny, jak na zawołanie podskoczyły i równocześnie podniosły ręce.

Dzięki ci, Godryku! Prefekt Naczelnej jak najbardziej było to na rękę. Walentynki, też coś... Głupie święto. Różowe, cukierkowe dekoracje. Kupidyny latające od klasy do klasy przeszkadzające w lekcjach. Amortencja w pożywieniu i napojach. Definitywnie nie. Trzeba być szalonym, aby się w tym babrać.

- Skoro mamy już chętne... już myślałam, że będę musiała na siłę was w to wciągać... - Dyrektorka rozmasowała skronie. - Proszę. - Podała Hermionie pergamin i pióro, które ni stąd, ni zowąt zmaterializowały się w dłoniach McGonagall. - Ustalcie kolejność dyżurów w bibliotece na ten miesiąc. Ja muszę zażyć coś na migrenę.

Za nauczycielką zatrzasnęły się drzwi.

Jak na znak wszyscy rzucili się do Hermiony, aby podawać terminy i dni, w których nie mogą dyżurować. Draco miał treningi, Denis korki, Hanna i Katharina dni spa, a Brian... randki. Powariowali! Wszyscy!

Kobiety w ciąży nie należy denerwować, gdyż jest bardzo podatna na podszepty hormonów, to też Prefekt Naczelna rozdarła się na całe gardło i zaprowadziła autorytarne rządy. Jako faktycznie ważne uznała tylko treningi quidditcha i korepetycje udzielane przez młodego gryfona. Reszta musiała inne zajęcia dostosować pod dyktando nieznoszącej sprzeciwu przyszłej matki.

Wypełniony zapiskami pergamin zostawiła na sofie, mimo łypiącego spode łba Michaela, traktującego sobotnie i piątkowe wieczory jako swój ustawowo ustalony czas wolny. Wcale jej nie było przykro, iż bezczelnie zagarnęła parę godzin z jego kompletnie pozbawionego obowiązków życia. Każdy dostał taką samą ilość czasu na obcowanie z panią Pince i zakurzonymi tomiszczami.

Prefekt Naczelna specjalnie ociągała się, pomału zbierając do wyjścia. Draco zauważył jej sugestywny wzrok, więc uczynił to samo. Mieli dużo do omówienia, a Hermionę zmęczyło czekanie. W końcu ile można żyć w niepewności i obawie?

Co ma być, to będzie. Carpe Diem!

- Musimy porozmawiać - zakomunikowała, nadając sytuacji odpowiedniej powagi.

- Jasne - przytaknął jej ochoczo.

Jeszcze nie wiedział. Nie spodziewał się. Zapewne nawet się nie domyślał. Mężczyźni nie myślą o takich rzeczach, póki nie rzuci się im nimi w twarz. W ogóle są bardziej odporni na stres dnia codziennego.

Wyszli jako ostatni, zachowując odpowiedni dystans od młodszych Prefektów.

- Dlaczego nie pisałeś? - Zaczęła od czegoś prostszego, tak na rozgrzewkę.

Westchnął i pokręcił głową. Opuścili wagon nauczycielski.

- Aurorzy praktycznie nie opuszczali mojego domu. Obserwowali mnie, matkę, moją korespondencję, żeby upewnić się, że nie byłem jednym z tamtych.

Biedny Draco. Musiał się czuć jak w więzieniu. Otoczony przez obcych ludzi, kiedy każdy jego krok monitorowali. To nie były dla niego najweselsze święta.

- Rozumiem. Ja nie pisałam... bo nie wiedziałam, czy powinnam...

- Przechwyciliby sowę i przeczytali wszystko. Ciężko mi to mówić, ale dobrze, że nie pisałaś.

Krok za krokiem przemierzali korytarz. Stukot kół działał uspokajająco i nadawał tempa marszu.

- Musimy o czymś jeszcze... - Przerwał jej, wpychając do pustego przedziału. - Malfoy! Um... - Po zatrzaśnięciu drzwi żarliwie wpił się w jej usta, jakby chciał przekazać całą tęsknotę skumulowaną przez te trzy tygodnie. Przycisnął do ściany i nie puszczał. - Chciałam... - Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Nie, żeby nie cieszył jej entuzjazm Draco, ale są rzeczy ważne i ważniejsze. Pewne wyznanie było wyższe rangą od pocałunków... ręki błądzącej po pośladku... tego napięcia w podbrzuszu... - Pogada... - Znów to samo. Cieszył się, nie dopuszczając jej do słowa. Zaśmiał się w jej usta, a ona postanowiła wykorzystać sytuację. - Jestem w ciąży!

Zamarł parę milimetrów od jej warg. Otworzył oczy i utkwił w niej wciąż rozbawiony wzrok. Uznał jej wyznanie za żart? Hasło bezpieczeństwa, chroniące przed dalszą eksploracją jej ust i nie tylko? Zaraz miała się dowiedzieć. Wypowiedzianych słów, które dotarły do uszu drugiej osoby, nie da się cofnąć.

- Kochanie, raczysz powtórzyć, bo chyba się przesłyszałem? Mówiłaś coś o ciąży?

- Jestem w ciąży - powtórzyła wyraźniej, tym razem bez zadyszki.

- To żart? Jeśli tak, to kiepski...

- Myślisz, że żartowałabym z tego? - Kolejna osoba niedoceniająca jej błyskotliwego poczucia humoru.

Zdjął dłonie z jej talii i odstąpił o krok. Zacisnął szczęki, po czym podszedł do okna wychodzącego na uciekający krajobraz skąpany w blasku księżyca.

- Aktualnie mam nadzieję - powiedział cicho, nie racząc Hermiony spojrzeniem.

Poczuła, że oczy zaczynają piec, a w kącikach zbierają się łzy. Zawiodła się. Nie dziwne, w końcu to wciąż był Malfoy - chłopak wyzywający ją od szlam, mieszający z błotem za ambicje. Nikt się tak do końca nie zmienia, mimo szczerych chęci.

- Wiedziałam... - podsumowała.

- Wiedziałaś?! Co wiedziałaś?! - wybuchnął, odwracając się do niej. Wściekłość, aż biła z jego oblicza. Czerwona twarz, napięte mięśnie i ten błysk w oku. - Jakiej reakcji się spodziewałaś?! Hura, cieszę się? - zakończył z typowym dla siebie zjadliwym sarkazmem.

Pierwsza łza opuściła swój dom, zabierając z sobą odrobine tuszu. Bolał ją jego krzyk.

- Może bardziej poważnej?! - odpowiedziała, a jej głos miał barwę wyższą niż zwykle. Jej policzki płonęły złością i wstydem za to, że mu zaufała.

Podszedł do niej.

- Jestem poważny. Kurwa. Poważny jak cholera. - Patrzył na nią z góry. Jak mała dziewczynka skuliła się w sobie. Tak bała się tego Draco. - Moje? - zapytał po chwili, nie widząc reakcji poza donośniejszym szlochem.

Dziewczyna, aż się zapowietrzyła. Jak on śmiał pytać o to?! Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego! Odebrał jej dziewictwo, a teraz myślał, że zaraz po tym poleciała na seks z innym?! Po raz kolejny - jak śmiał coś takiego sugerować?!

- Jeszcze pytasz?! - Ruszyła pewnie w stronę drzwi. - Ty bezczelny... - warknęła pod nosem, dotykając klamki.

Została złapana w pół i przyciśnięta do silnego torsu. Czuła każdą krzywiznę jego ciała, każdy napięty z wściekłości mięsień. Podciągnął ją do tyłu i usadził na ławie, odcinając od drogi ucieczki. Przeżyła Deja vu. Tym razem jednak w tej sytuacji na próżno szukać erotyzmu i obietnic.

- Puść mnie! - Próbowała go popchnąć. Daremny trud. Chłopak ważył przynajmniej dwadzieścia kilo więcej.

Bicie też nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia.

- To przestań uciekać! Masz stuprocentową pewność, że jesteś w ciąży? Czy to tylko przypuszczenia? - Nie spuszczał z niej oczu. Pięknych oczu, patrzących z zażenowaniem.

- Oczywiście, że jestem pewna. Zrobiłam test. - A Ginny mogła potwierdzić. Hermiona wciąż przed sobą miała widok błyszczącego, złotego płynu.

Upewniwszy się, że nie ucieknie, odsunął się i opadł na ławę naprzeciw. Przejechał dłonią po czole, po czym nerwowo przeczesał włosy. Myślał nad swoimi słowami, dalszym przebiegiem konwersacji.

- Kurwa... - zaklął. - Granger... - użył jej nazwiska, co nie bardzo przypadło jej do gustu, ale powstrzymała się od komentarza. - Ja nie wiem, co powiedzieć... Chcesz je urodzić? - Jego jak dotąd błądzący po przedziale wzrok utkwił w twarzy Hermiony, szukając śladu pocieszenia.

Czego chciał? Miała dla świętego spokoju pozbyć się problemu, bo tak byłoby wygodniej? Dla kogo? Chyba tylko dla niego. Ona nie wybaczyłaby sobie takiego kroku.

- A jak myślisz? - Łzy wyschły, tak samo, jak gardło. Pozostała pewna obojętność. Cokolwiek jej powie, ona postąpi, jak należy.

- Chcesz... kurwa... - Opadł z sił.

Zapadła cisza, przerywana stukotem kół oraz wesołymi rozmowami uczniów z sąsiednich przedziałów, nieświadomych dramatu odbywającego się tuż obok. Mieli swoje życie. Hermiona miała swoje życie. Draco także. Każde plotło swoje misterne plany, a w tych planach zmiany pojawiały się rzadko.

Hermiona miała ukończyć szkołę i rozpocząć pracę w ministerstwie na pewnym stanowisku. Miała też wyjść latem za Rona. Ten punkt skreśliła ze swego życia, bo nawet nadzieje były zbyt wątłymi, aby dawać ułudę. Dzieci planowała dopiero po ustabilizowaniu finansowym życia. Teraz wiedziała tylko, że pod koniec wakacji, zamiast żoną, zostanie matką.

Draco chciał otworzyć coś swojego. Posiadał sporą rezerwę finansową. Utrzymać swoją matkę i rezydencję Malfoy Manor. Teraz niezależnie od podjętej decyzji, będzie łożyć pieniądze na swojego niechcianego potomka. Czy zmieni swoje plany i uwzględni w nich także Hermionę?

Wiedziała, że na tym etapie wymaga zbyt wiele.

- Co z nami, Draco? - wyszeptała pytanie najważniejsze.

- Hermiono, nie rozmawiamy od trzech tygodni, a pierwszym, o czym mi mówisz, jest ciąża. Mam ci powiedzieć? Teraz? Natychmiast? - Złagodniał. Pogodził się z nowiną. Uznała też, że mimo napływu emocji nie chciał jej urazić i ot, tak zbyć.

- Muszę wiedzieć, na czym stoję. Ja zrozumiem wszystko. W końcu... nic mi nie obiecywałeś.

Nic nie deklarował. Ona także. Poniósł ich wir pożądania, a teraz stawiali czoła konsekwencjom. Każdy czyn ma swoje odbicie w przyszłości, prześladując lub przynosząc ukojenie. Każda decyzja rzutuje na to, co będzie.

Przetarł twarz. Zmarniał, jakby przybyło mu dziesięć lat.

- Salazarze... jak to się w ogóle stało? - zapytał. - Nie wypiłaś eliksiru?

- Gdy nastąpił atak, on spadł... rozbił się... - wyjaśniła.

- To dlaczego nie wzięłaś czegoś od Weasley? - Nie rozumiał.

- Zapomniałam... - Spuściła wzrok na podłogę, pokrytą drewnianymi panelami.

- Zapomniałaś?! - Powrócił wściekły Draco. - Wiesz, jak to niedorzecznie brzmi? Hermiona Granger - podkreślił - o czymś zapomniała! Zdarza się to raz na dekadę, a zapomnieć akurat musiała o eliksirze bezpłodności!

Wolałaby, żeby odszedł. Zostawił ją, powiedział, że to już koniec. On zamiast tego krzyczał, wylewał na nią swoją frustrację jak wiadro pomyj. Jakby to tylko ona zawiniła.

- Jesteś na mnie wściekły? - wysyczała, wyraźnie wytłuszczając słowo "mnie". - Takie rzeczy się zdarzają! To tak, jakbym ja ci wypominała, że... - Nie mogła uwierzyć, że zniża się do takiego poziomu. - ... nie wyciągnąłeś w porę...

Draco prychnął, rzucając szybkie, lodowate spojrzenie.

- Od tego był ten eliksir, żebym nie musiał tego robić.

Ta kłótnia coraz bardziej przypominała sprzeczkę dzieciaków. "To przez ciebie! Nie prawda, bo przez ciebie." Oboje zbyt dumni, nie uznawali swej winy. Nie ma co, dobrali się idealnie.

Hermiona postanowiła ugryźć problem z innej strony.

- Ciąża to nie tragedia. Udźwignę to. Sama - wycedziła.

I znów odpowiedziało jej prychnięcie. Malfoy był typowym sobą. Aroganckim, bezczelnym i przekonanym o swojej racji.

- Ta... a jeśli postąpię wbrew przyjętym normom społecznym, okażę się tym złym.

Pokręciła głową.

- Ja tylko przekazałam nowinę, a oczekuj tylko tego, że postąpisz zgodnie ze swoim sumieniem. Tak, byś nie miał pretensji, jeśli wybierzesz źle.

Wstała. Wbrew podszeptowi tej wredniejszej strony osobowości, współczuła Draco. Ona zawsze wyjdzie z tej sytuacji w dobrym świetle, gorzej z ojcem, który nie chce swego dziecka. Mówiąc "nie", dołączy do grona potępianych. Osobiście nie mogła mieszać go z błotem. Znana wszak była z rozsądku.

Już miała otworzyć drzwi, kiedy przemówił głosem całkiem spokojnym, bez wredności, być może z cichą nadzieją na coś lepszego.

- Gdybyśmy byli ze sobą dłużej... gdybyśmy ze sobą w ogóle byli... a my... wybacz. Muszę to przemyśleć. Daj mi czas - poprosił.

Zacisnęła usta. Czas? Mieli go mały zapas, ale zawsze to coś. Tak, ta prośba była rozsądna, a ona powinna ją uwzględnić. Każdy potrzebuje chwili refleksji.

Miała wyznaczyć jakiś termin? Nie... to brzmiałoby nachalnie i zaleciało desperacją.

- Nie spiesz się. - Starała się zabrzmieć neutralnie. Opór mógł go wystraszyć. Tyle czasu upewniali się w kiełkującym uczuciu, a gdy karty zostały wyłożone na stół, los nagle podstawił Jokera, wprowadzając swoje warunki, na które mogli, ale nie musieli przystać.

- Na razie... Hermiono... - usłyszała, nim zasunęła drzwi.

***

Spędził jeszcze chwilę w pustym przedziale. Tylko on i jego myśli.

Siedział na niewygodnej ławie i patrzył tępo przed siebie.

Zostanie ojcem.

Patrząc na jedyny autorytet, który miał okazję poznać, nie wróżyło to dobrze.

Dziadka nie poznał, a Lucjusz dość specyficznie podchodził do tematu ojcostwa i obowiązków rodzicielskich. Stawiał na dyscyplinę i wpajanie dość kontrowersyjnych w ostatnim czasie doktryn.

Najgorszym w tym wszystkim było to, iż zdążył pokochać tę upartą kujonkę o szopie zamiast włosów. Teraz wahał się, czy entuzjazm nie nadszedł zbyt szybko tak jak wspólna noc po balu bożonarodzeniowym.

Draco Malfoy, ojciec dziecka Hermiony Granger. Niedorzeczniej się już nie dało.

Jak więc powinien postąpić?

Potrzebował czasu. Na szczęście miał go, aż nadto.

Podniósł się wreszcie z wygrzanego miejsca. Przechodził z wagonu do wagonu, mijając innych uczniów. Raz za czas warknął - miał prawo, jako świeżo upieczony Prefekt. Już raz dzierżył to stanowisko. Zachowywał się w tamtym czasie jak gówniarz. Nadeszła pora, aby dorosnąć. Minęło w końcu dziewiętnaście wiosen. To zobowiązywało.

Dotarł do przedziału, z którego wyciągnęła go McGonagall. Gdyby wtedy wiedział... wyskoczyłby przez okno, zdobywając usprawiedliwienie na drugą połowę roku szkolnego. Tyle problemów zostałoby rozwiązanych. Nie musiałby zrywać z Astorią, sama zapomniałaby o posiadaniu chłopaka. Nie marnowałby swojego cennego czasu na przepychanki z uczniami, jako Prefekt. Nie oglądałby Hermiony, na której widok, jak dotąd krew udawała się do pewnego miejsca, teraz zaś tylko odpływała mu z twarzy.

Szkoła wszystko komplikowała.

- Cześć, smoku! - Z entuzjazmem wykrzyknął Blaise odrywając z mlaśnięciem się od ust Ginny Weasley, spoczywającej na jego kolanach. - Jak miło, że zapukałeś.

- Hej, Draco. - Pomachała mu ruda przyjaciółka Hermiony.

Jej obecność mąciła w planie Malfoya.

- Em... - zająknął się. - Ginny, czy mógłbym poprosić, abyś... wyszła stąd... udając się najlepiej do Hermiony?

Definitywnie Granger potrzebowała teraz oparcia w postaci przyjaciółki. On za to potrzebował męskiej rozmowy z przyjacielem. Sam na sam.

Zakochani Wciąż Bez Granic wymienili znaczące spojrzenia. Draco miał wrażenie, iż go rozgryźli.

Ruda wstała, dała buziaka w policzek Blaisa, uraczyła Draco smutnym, zawiedzionym spojrzeniem i wyszła.

Wszystko to jego wina. Pięknie.

Blaise uniósł brwi, czekając na dalszy rozwój akcji.

- Nie uwierzysz. Zalałem - Draco wyjaśnił dość lakonicznie, aczkolwiek wszystko, co chciał zawrzeć w tym jednym słowie, zostało zawarte.

- Wiem. - Zabini wzruszył ramionami.

- Skąd?

- Ginny. Co masz zamiar zrobić?

- Jeszcze do tego nie doszedłem.

- Okay.

Opadł na siedzisko. Dochodziła dwudziesta pierwsza, a on przytłoczony wydarzeniami tego dnia, pragnął tylko znaleźć się w łóżku, zasnąć i żywić nadzieję, iż marzenia senne przyniosą rozwiązanie.

- Pewnie wymagasz ode mnie jakiejś mądrości. - Blaise przerwał ciszę. Draco wzruszył ramionami. - Uprawiając z kimś seks, musisz być gotowy na taką ewentualność. Ja dopuszczam do siebie myśl, że z zabawy z Ginny wyjść może coś więcej.

- Doprawdy? Jesteś na to gotowy?

- Przynajmniej próbowałbym. Dla niej zrobiłbym wszystko.

- A skąd wiesz, że pozostanie z nią to najlepszy wybór?

- Chyba nie zaprzepaścisz tych wszystkich starań, nocy, podczas których rozmyślałeś o niej? Miesięcy poznawania? Dni spędzonych razem? Ma na ciebie dobry wpływ. Pasujecie do siebie.

- Być może. - Musiał głębiej zapoznać się z tematem. Tymczasem... - Gratuluję.

- Czego? - zapytał skonfundowany Zabini.

- Jesteś nowym kapitanem drużyny. - Co w gruncie rzeczy nie znaczyło nic, gdyż to Draco wciąż nieoficjalnie nim pozostanie.

*

Proszę o komentarze ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top