I co dalej?
Poprzedni wieczór definitywnie nie należał do strefy snów, o czym dobitnie świadczył zapach męskich perfum, pozostawiony na poduszce, pechowo zaplątany platynowy włos oraz ogromne poczucie winy.
Hermiona leżąc, wspominała wydarzenia sprzed paru godzin. Żądny pieszczot Krzywołap, skorzystał na tym, podkładając się prosto pod dłoń dziewczyny. Bezwiednie gładziła sztywne futerko, wywołując długi i głęboki mruk zadowolenia.
Słońce dawno wstało. Śniadanie się odbyło, a Hermiona wciąż trwała na miejscu zbrodni, nazwanej zdradą. O ile wcześniej mogła wytłumaczyć i wyjaśnić poprzedni pocałunek, to tym razem każdy argument wartość miał mizerną.
Z ram zdjęcia na biurku wyglądał Ron, machał do realnej Hermiony, a tą z obrazka przytulał. On też doświadczał szczęścia tamtych dni. Minionych dni, które już nie powrócą, bo wszystko zniszczyła.
Pozostawało pytanie bez odpowiedzi: I co dalej? Powinna zostawić ukochanego rudzielca? Powiedzieć mu? Napisać list? Tylko jeden jedyny raz, lata temu, rozstała się z chłopakiem. Różnica polegała na tym, że wtedy wiedziała, iż postępuje słusznie. W głębi czuła przywiązanie, tak mocne, że można by je uznać za nierozerwalne.
Lata znajomości. Godziny, dni i miesiące spędzone razem. Wspólne wspomnienia, plany i marzenia. Obrączka na palcu - symbol miłości. Ot, tak miała wszystko porzucić? Właściwie dlaczego? Może dla kogo? Tylko dla siebie, gdyż Draco sam powiedział o swojej niezdolności do zawiązywania związków. Zagubiona rozważała związek z Malfoyem! Malfoyem, który gnębił ją przez te same lata, podczas których Ron dawał jej oparcie, a przede wszystkim nie odrzucał, wiedząc, jaka jest.
- Krzywołapku... co mam zrobić?
Potargany na rdzawej sierści kot zamruczał, rozkoszując się czułym drapaniem pod pyszczkiem.
Przede wszystkim powinna z kimś porozmawiać. Dokładnie wiedziała z kim.
Notatnik tylko czekał na jej ruch. Ostrożnie otworzyła na pierwszej pustej stronie. Pióro umoczone w tuszu poszło w ruch, kreśląc parę ważnych dlań słów.
Potrzebowała rozmowy. Natychmiast.
***
- Dlaczego panikujesz? - Draco przywitał Hermionę tymi słowy.
Przyszedł najszybciej, jak mógł. Nie pukał. Nie bawił się w subtelność. Wlazł do sypialni Prefekt Naczelnej jak do swojej własnej. Zamknął za sobą drzwi, nie zapominając o rzuceniu zaklęcia blokującego. Jeszcze tego brakowało, żeby Wiewióra zwaliła się im na głowy.
- Nie panikuję... ja... - Mizerna, gubiła się we własnych słowach. - Ja nie wiem, Draco...
- Czego nie wiesz? - Usiadł na łóżku tuż obok, po czym przysunął się bliżej. Nie opierała się. Objęta ramieniem, zwiesiła głowę.
- To, co robimy... nie wiem, co o tym myśleć.
Spojrzała w stronę zdjęcia, co nie uszło uwadze Malfoya. Chłopak westchnął, po czym wstał, wziął fotografie do ręki, a następnie schował do szuflady biurka, gdzie Hermiona trzymała czyste pergaminy i zapasowe pióra.
Jeden problem z głowy.
Powrócił na swoje poprzednie miejsce.
- Teraz możemy gadać - oznajmił. - Pomyśl, że może właśnie stoisz przed świetną okazją do zakosztowania życia.
Sugestia nie odniosła oczekiwanego efektu. Dziewczyna zamknęła się w sobie jeszcze bardziej, prawie kuląc w objęciach Draco. Właściwie, czego on oczekiwał? Przecież kochała Łasica i niewiele mogło ten stan rzeczy zmienić. Raczej nie była też osobą skorą do zabawy i ryzyka, a on niewątpliwie tym ryzykiem był.
- Wczoraj to wszystko było łatwiejsze... pocałunki... a twoje komplementy tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że będzie dobrze...
- Twoim największym problemem jest zdrada. Rozumiem to, chociaż osobiście nie mam takich skrupułów... Jeśli tak ci z tym źle... - Przytulił trzęsące się kobiece ciałko mocniej. Nie chciał jej puszczać. Nie chciał kończyć tego, co rozpoczął ledwie wczoraj. - ... możemy udawać, że nic się nie wydarzyło. Mogę... - Chociaż wolał nie móc. - ... dać ci spokój. Nie odzywać się... nie spotykać. Udawać, że wcale nie mam ochoty na pocałunki z tobą... - Musnął ustami czoło poniżej linii włosów. - ... że wcale nie chcę dotykać twojego ciała... - Zsunął dłoń poniżej łopatki, znajdując biodro. - ... a także sprawiać ci przyjemności... - Ręka powędrowała wzdłuż uda, zataczając łuk i powracając do pośladka.
Chwyciła go za nadgarstek. Spojrzała spode łba z wyrzutem.
- Robisz to specjalnie.
Odsłonił białe zęby w łobuzerskim uśmiechu. Oczywiście, że robił to specjalnie. Nie chciał przecież, żeby Granger zabroniła mu tego wszystkiego.
- Chcę cię tylko zadowolić... i uszczęśliwić.
- Na razie z marnym skutkiem - odgryzła się, porzucając objęcia Malfoya. Ułożyła się po lewej stronie łóżka, wlepiając oczy w sufit.
Oczy te niesamowite mieniły się bursztynowymi plamkami, tak widocznymi w słoneczny dzień, nawet teraz, gdy słońce ledwie wślizgiwało się do pokoju. Okolone długimi rzęsami, zwracały na siebie uwagę z daleka. Nie musiała się malować, aby to one przyciągały spojrzenia. Wyzierała z nich mądrość, a podczas śmiechu odbite iskierki rozjaśniały całą twarz.
- Nie dajesz mi... okazji, żebym cię zadowolił - wymruczał do ucha, ukrytego pod orzechowymi lokami, tak miękkimi w dotyku, że po raz kolejny przyłapał siebie na przeplataniu ich między palcami.
- Malfoy - fuknęła ostrzegawczo. - Chciałam porozmawiać, a ty... jesteś zainteresowany czymś... innym.
- Przecież cię słucham. Jak dotąd nie powiedziałaś nic konkretnego.
I znów ten karcący wzrok. Nie przejął się. Wiedział, że jej przejdzie. Postanowił sprawdzić strukturę szarego swetra, który aktualnie miała na sobie. Przy zabiegu tym nie zapomniał o sprawdzeniu także struktury skóry na jej brzuchu. Dostał po łapie, a odgłos plaśnięcia zbudził obrzydliwego kota z paskudną płaską mordką.
- Gdybyś bardzo tego nie chciała, użyłabyś różdżki. - Nachylił się nad jej twarzą. - Tej leżącej... o tam - wyszeptał do jej ust, wskazując na patyk leżący na biurku. Powiodła wzrokiem za jego dłonią, a on w tym czasie pocałował ją w usta.
Znów pierwszą reakcją była ucieczka, ale przygotowany, przytrzymał jej twarz. W końcu uległa oddając pocałunek i pozwalając na pogłębienie. Oderwał się od jej ust, aby przejechać językiem po napuchniętej wardze. Ciało zdradzało jej pragnienia.
- Widzisz... to nie jest tak trudne. Wystarczy odpuścić. - Oparł swoje czoło na jej czole. - Panikujesz.
- Dla ciebie to tylko zabawa - powiedziała cicho.
Ten zarzut ugodził w Malfoyowski honor. Mogła powiedzieć wszystko, ale nie to, że się bawił. Nie chciał jej zrobić krzywdy, wykorzystać wbrew woli. Zależało mu na swojej, ale przede wszystkim jej satysfakcji.
- Gdyby nie Weasley, nie miałabyś obiekcji.
- Skąd mogę wiedzieć, co wtedy bym czuła? Realia są takie, że mam narzeczonego.
- A chciałabyś mieć i mnie.
- Chciałabym...
***
- Chciałabym...
Nie mogła uwierzyć, że wypowiedziała swe myśli na głos. Zadowolony Smok zachichotał, gdyż osiągnął, czego chciał. Podły intrygant drażnił się z nią, prowokował do fałszywego ruchu, a ona nieobeznana w technikach uwodzenia i manipulowania, dawała się łatwo podejść.
- Póki nikt się nie dowie - podpuszczał kusiciel - nie będzie ofiar.
- A moje sumienie? - Sumienie niedające spać; wspomnienia powracające w nieodpowiednim momencie. Czy potrafiła być tak zimna i obojętna? Żyć ze świadomością swojej niedoskonałości, nieszczerości, niewierności? Kłamać? Kłamstwo raz wypuszczone na wolność, karmić trzeba do końca, a kłamstwo pogania kłamstwo, aż w końcu fałsz zastępuje prawdę. Czy potrafiłaby każdemu powtórzyć tę samą historię, nie gubiąc się we własnych wymysłach?
- Sumienie da się zagłuszyć. Nie jest to trudne. Mówię z doświadczenia.
Nie wątpiła w jego doświadczenie w uciszaniu sumienia, lecz on nie był nią.
- Nie przekonuje mnie ta argumentacja.
- Wystarczy, że tego chcesz.
- Chcę wielu rzeczy, ale wiem, że wszystkiego dostać nie mogę.
Po raz kolejny zdjęła ze swojego brzucha nieposłuszną dłoń Malfoya. Zrobiła to wbrew sobie. Jego dotyk ani trochę jej nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie, pragnęła go i mając okazję, chłonęła i zapamiętywała. Pojęła, czym jest pożądanie. Niczym niehamowane pożądanie. Czyste, pozbawione grzeczności. Niecierpliwe i naglące. Takie, którego jeszcze nie doświadczyła.
Zerwała się i usiadła na brzegu łóżka. To nieodpowiednie uczucie powinna zagłuszyć, a nie podżegać. Dać się mu wypalić.
- Nie mogę. - Spojrzała przez ramię na Malfoya o nieprzeniknionym wyrazie twarzy.
- Czego konkretnie nie możesz? - zapytał, pozostając na swym miejscu.
- Sam mówisz, że nic z tego nie będzie. Żadnego związku. Uważam, że jeśli coś nie ma przyszłości, nie powinniśmy tego ciągnąć.
- Chcesz, żebym więcej się z tobą nie widywał?
- Chcę, żebyś przestał mnie całować i dotykać. Weź tę rękę! - Strąciła dłoń wędrującą po talii.
- Więc ty mnie całuj i dotykaj - wymruczał do jej ucha, siadając za plecami i delikatnie rozmasowując kark.
Uparty, nie odpuszczał. Najgorsze, że mimo słów sprzeciwu i tak w końcu ulegnie, pozwalając na jego samowolę.
- Zostańmy przyjaciółmi...
- Jeśli tak chcesz to nazwać...
- Malfoy!
- Dobra! - Skończył z przymilnym tonem. Zdjął ręce z górnej części pleców Hermiony. Usiadł obok na łóżku, zachowując przyzwoity odstęp. - Niech wszystko zostanie, tak jak było - powiedział dość zniecierpliwiony i najwyraźniej zirytowany.
- Tak będzie lepiej...
Dla jej związku.
***
- Tak będzie lepiej...
Nie wątpił, że jej będzie wygodniej, ale co z nim? Ma patrzyć na nią z daleka i chcieć być obok? Ma być obok i pragnąć, znaleźć się bliżej? Ma ją przytulać na pocieszenie i nie sięgnąć po więcej?
Sama przyjaźń nie kusiła, wręcz odstraszała. Jak miał trzymać na wodzy swoje pragnienia? Byłoby łatwiej, gdyby tamtej nocy ich nie rozbudzała; wyrzuciła, kiedy tylko przekroczył próg sypialni; przeklęła; zganiła; krzyczała; biła. A ona go całowała i pozwoliła na poznanie aksamitu swej skóry. Teraz chciał tylko więcej.
Czuł złość, nie mogąc spełnić swoich pragnień. Frustracje, która z biegiem dni miała narastać.
- Rozumiem. Dostosuję się.
Wstał i już miał robić krok w stronę drzwi, gdy kobieca dłoń zamknęła jego nadgarstek w uścisku. Spojrzał na Hermionę o smutnych oczach.
- Nie chcesz zostać? Pogadać? Możemy wykorzystać ten czas na terapię. - Widział desperację w tych smutnych oczach, ale na dzisiejszy dzień za dużo zwaliło się mu na głowę. Za dużo niedoścignionych myśli. Pragnień.
Rozumiał. Chciała sprawdzić, czy wszystko jest w normie. Nie było.
- Chcę pobyć sam. - Choćby miał wyrzucić Blaisa z sypialni. Otworzy butelkę Ognistej i spali do fundamentu swój żal.
- Nie chcę zawodzić zaufania najbliższych... - próbowała tłumaczyć swą decyzję. - Obiecasz, że nikomu nie powiesz o naszej małej przygodzie?
- O kolejnym Nieszczęśliwym Wypadku, Granger? - Ton suchy jak wiór, uderzył w dziewczynę, tak że zawstydzona spuściła na podłogę rozżalone oczy.
- Draco... - jęknęła płaczliwie. Tym razem płacz go nie ruszał. - Tak będzie lepiej.
- Już to słyszałem. Pozwól... - Wyszarpał dłoń z jej uścisku. - ... że wybiorę się do swego pokoju, aby jakoś to przełknąć.
Jeszcze nikt nie patrzył na niego z takim bólem. Nie mógł udawać, że nie jest zły. Nie potrafił.
Zatrzasnął za sobą drzwi, podnosząc krzyk zakonnicy z portretu.
- Och, zamknij się!
***
Krzyk z korytarza zadudnił w sypialni. Musiała postąpić w ten sposób.
Przez kolejne godziny przekonywała sama siebie o słuszności podjętej decyzji.
Nie zeszła ani na obiad, ani kolację.
Po dwudziestej zaniepokojona Ginny zaczęła się dobijać do drzwi. Odeszła z niczym. Hermiona dała jasno do zrozumienia, iż nie życzy sobie towarzystwa.
Zaniedbała swoje obowiązki - miała pomóc w sprzątaniu sali. Stwierdziła, że chociaż raz powinni dać sobie radę bez niej.
Później nadeszła noc. Przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć.
Nieprzespana noc obfitowała w myśli. Wyobraźnia podsuwała scenariusze.
Następny dzień przyniósł rzeczywistość. Lekcje, przerwy, ukradkowe spojrzenia, ugrzecznione rozmowy.
Schemat rozpoczął cykl, powtarzając się wciąż od nowa. Jedyną składową, która się zmieniała, było uczucie. Pogłębiająca się przyjaźń.
Nadszedł grudzień, który wbrew swej naturze okazał się wyjątkowo ciepłym miesiącem.
*
Piszę dalej, bo boję się ukrzyżowania za ten rozdział...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top