5. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło

Gdy Milan postanowił, że wyjeżdżamy na jakiś czas, podskórnie wiedziałam, że czeka mnie nadchodząca powtórka z rozrywki. Pakowania się będę miała wystarczająco na długo, długo i chyba po tym urlopie nigdzie się nie wybierzemy co najmniej przez nadchodzący rok. Uznałabym nawet, że powoli miałam dosyć strzyga ogarniętego manią organizacji bagażu, bowiem przykładał o wiele większą wagę do tego, jak ułożone są w walizce rzeczy niż do samej kwestii, gdzie jedziemy. 

W mojej opinii bagaże odgrywały jednak rolę drugoplanową. Owszem, ciężko byłoby się nam bez nich obyć, ale równocześnie nie musieliśmy składać w perfekcyjną kosteczkę wszystkiego, co nadawało się do spakowania w ten sposób. Niestety moje zdanie zostało pominięte, a worki próżniowe dokładnie otulające część rzeczy wypełniały walizkę, rzucając się w oczy.

– Nie zapakowałaś kosmetyczki, sówko – zwrócił mi uwagę, wychodząc z łazienki.

W ręce dzierżył nie tylko kosmetyczkę, ale także mój kuferek na kosmetyki, których użytkowałam najczęściej. Gdyby tego było mało, szczoteczkę z pastą oraz przybory do włosów również niósł ku walizce.

– Cudownie – bąknęłam, nie kryjąc ironii. – A jutro czesać i malować się będę palcami?

Zlustrował mnie, rozważając komunikat. Pomyślał przez chwilę, ale wedle mnie nawet po tygodniu doszedłby do tego samego wniosku. Tachał to wszystko do pokoju bezcelowo oraz bezsensownie, bo należało to wynieść z powrotem. Odłożył rzeczy na blat komody, zamiast zwrócić je we właściwych miejscach, po czym podszedł, obejmując od tyłu. Był wyższy, więc bez trudu oparłam głowę o jego bark.

– Sądziłem, że chcesz jechać.

Potarł moje ramię, drugą dłoń płasko układając na brzuchu. Westchnęłam, zastanawiając się, jak najprościej i zarazem najdosadniej oznajmić, iż chęci niewiele wspólnego miały z odczuwaną irytacją. Wszystkiemu zaś winien był on i jego perfekcjonizm.

– Chciałabym bardziej, gdybyś nie przesadzał – bąknęłam, starając się zamaskować zirytowanie. – Nie będę tachać z sobą całej szafy, bo nie chcesz mi nawet powiedzieć, na co powinnam się nastawić.

– Mamy październik, sówko – odparł względnie spokojnie. – Pogodę ciężko przewidzieć, a prognozom bym zanadto nie ufał.

– Czyli co? Mam zabrać wszystko? – nie kryłam podenerwowania. Dodatkowo coś huknęło w salonie, nie pozwalając zapomnieć o trwającej nadal imprezie, bowiem pakować zaczęliśmy się tuż po powrocie na górę. Niemal, gdyż wcześniej Milan zaciągnął mnie do Spitymira, aby przy mnie przekazać mu pałeczkę, równocześnie prosząc Radagasta o wsparcie dla blondwłosego przyjaciela. – Ja będę się zastanawiać, jaki sweter zabrać, a oni w tym czasie rozniosą nam mieszkanie.

Grzmot rozszedł się w powietrzu, zdradzając krążącą wkoło burzę, gdy tylko rozbrzmiało w pokoju ostatnie podłamane słowo. Przymknęłam powieki, chcąc chociaż przez moment nie myśleć o niczym ani nic nie robić, nie musząc przy tym wysłuchiwać odgłosów piorunów. Zdecydowanie źle mi się kojarzyły, zwłaszcza że w życiu nierzadko zdarzało mi się przemakać w ulewnym deszczu, kiedy niebo rozdzierały błyskawice.

– Nie wiedziałem, że boisz się burzy.

– Nie boję się – oznajmiłam nerwowo. Dłonią zaczesałam nieznacznie kosmyki w tył, wplatając między brązowe włosy palce. – Po prostu... nie przepadam jakoś wybitnie za tego typu pogodą.

Mięczak, dogryzł mi Welst. Nie powinien kłapać dziobem, szczególnie że jako opiekun chyba wiedział o wszystkim, co spotkało mnie w przeszłości.

Milan cmoknął mnie w skroń. Na moment przestał zajmować się załadowywaniem bagaży, skupiając uwagę na mnie. Potrzebowałam takiej względnie spokojnej chwili, szczególnie że w głowie kolejny raz mimowolnie odtwarzałam rzuconą groźbę. Słowa o porzuceniu strzygonia dosadnie sugerowały związek, którego tak bardzo nie chciałam uznać. Nawet teraz moja podświadomość opierała się, choć niby przyswajałam naszą współzależność. 

– Spakujemy ci trochę cieplejszych ubrań – zakomunikował nagle, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Ale nie jedziemy chyba na Sybir?

Zadrwiłam, aczkolwiek kto go tam wiedział, co siedziało mu w głowie. Rawicki za żadną cenę nie zamierzał zdradzać mi miejsca planowanego pobytu, a to znaczyło, iż zamieszkać na kilka nocy mogliśmy dosłownie wszędzie. Poczułam ruch mięśni jego twarzy klasyczny dla rozciągania w uśmiechu ust.

– Jedziemy do lasu – poinformował, udzielając mi po raz pierwszy sensownej odpowiedzi. Obróciłam głowę, zerkając na bruneta kątem oka. Sprawiał wrażenie zadowolonego z siebie oraz zaprezentowanej perspektywy, chociaż po prawdzie nie do końca pojmowałam zachowanie mężczyzny. – Tam siłą rzeczy będzie odrobinę chłodniej. Do tego wszystkiego górskie powietrze jest rześkie samo w sobie, więc lepiej, żebyś miała pod ręką jednak kilka swetrów i długich spodni.

Powstrzymałam westchnięcie. Od godziny, co najmniej, dopytywałam, drążąc, dokąd Milan chce mnie zabrać, nie uzyskując bodajby napomknięcia, podczas gdy nagle w jednej wypowiedzi otrzymałam więcej danych, niż mogłabym w ogóle oczekiwać. Tę chwilę jednak chciałam spędzić w spokoju. Względnym spokoju, dochodząc do wniosku, że głośnych imprez nie da się pominąć, a ciche doprowadzały mnie do szewskiej pasji.

– Mam tylko nadzieję, że będziemy mieli, gdzie wracać – bąknęłam cicho, gdy coś zostało ewidentnie strzaskane w salonie.

Milan się zaśmiał, wibrując ciałem. Chyba niezbyt przeszkadzało mu, iż jego dobra zostały narażone, aczkolwiek z drugiej strony być może zwyczajnie zdołał przywyknąć. W końcu to ja mieszkałam tu ledwie kilka miesięcy, a balangi z całą pewnością nie rozpoczęły się w czerwcu. Kolejne cmoknięcie w skroń sugerowało, iż wcale nie będzie aż tak źle, jak przypuszczałam i mogłam nie rysować swych wizji w ciemnych kolorach.

Rozchyliłam wargi, niemal już rzucając pomysłem zabrania jakichś książek, skoro sama podróż miała zająć nam kilka godzin, ale wyprzedził mnie dzwonek telefonu. Odruchowo zerknęłam na Rawickiego, marszcząc brwi, gdyż nie pojmowałam, kto chciałby dzwonić do niego o tej porze. Dłoń spoczywającą chwilowo na moim brzuchu cofnął, wsuwając ją w kieszeń spodni i wydobywając z niej komórkę. Mina zdradzała, iż nie spodziewał się próby kontaktu od osoby widniejącej na ekraniku, ale mimo to zamierzał odebrać połączenie.

– Będę w gabinecie – powiadomił.

Telefon przestał dzwonić, ale Rawicki nie planował rezygnować z kontaktu z dzwoniącym. Zastanawiało mnie, że nie chciał też rozmawiać przy mnie. W zasadzie nic mi do tego, z kim szykował się do rozmowy, ale realnie zdziwiłam się zachowaniem ciemnowłosego strzygonia. 

Niemniej jednak zostałam w sypialni sama, spoglądając na walizkę i zastanawiając się, co w zasadzie powinnam dalej zrobić. Wychodziło jednak na to, iż powinnam spakować się do końca, mącąc metodę zapełniania walizki, jaką obrał mój współlokator, z którym dzieliłam nie tylko lokum, ale również łóżko. I powoli życie.

I co ty na to, Welst? Spytałam retorycznie, podchodząc do szafy i przeglądając swetry. Jakieś sugestie?

Nie jestem wyrocznią, prychnął. Bawić się we wróżkę też nie będę. Jakbyś słuchała uważnie, wiedziałabyś, że jedziesz...

Do lasu i w góry, przerwałam mu. Słuchałam.

Przynajmniej jego, burknął.

Fakt, że nie wszystko komentuję, wcale nie oznacza, iż nie słucham, oświadczyłam, chcąc nieco oświecić mego kompana. Kto jak kto, ale Welst chyba powinien zdawać sobie sprawę ze sposobu mojego funkcjonowania, zwłaszcza że ponoć czuwał nade mną od kołyski.

Schowałam kolejny, czwarty sweter. Rawicki tylko zarysował mi warunki atmosferyczne panujące w miejscu X, ale wciąż ciężko było stwierdzić czy zastaniemy tam przebłyski śniegu i powinnam zabrać wełniane swetry, czy może wystarczy ograniczyć się do cienkiego golfu. Dlatego starałam się wziąć różne ubrania, nie tachając przy tym ze sobą całej szafy. Obrzuciłam spojrzeniem walizkę, dochodząc do wniosku, że należy zaopatrzyć się też w buty na płaskiej podeszwie. Nie chciałam popełnić tego samego błędu, jakiego nieopatrznie dopuściłam się, jadąc do Mikołeski i niemal grzęznąc szpilkami w leśnym podłożu.

Wyszłam z pokoju, ale zanim weszłam w korytarz, zerknęłam na niedomknięte drzwi gabinetu. Milan rozmawiał z kimś, słyszałam, ale wolałam nie podsłuchiwać, kiedy każdy mógł dostrzec mnie naciągającą uszu. Ruszyłam do salonu, bowiem komoda na buty znajdowała się przy ścianie ciągnącej się od drzwi wyjściowych do okien balkonowych.

Gdy stopą wkroczyłam na teren zajmowany przez strzyżych znajomych, Sambor zmienił akurat repertuar, a z głośników popłynęły nuty chyba dyskotekowego kawałka. Jeśli Sam chciał komukolwiek zaimponować zniekształcaniem muzycznego polecenia kręcenia tyłkiem, marnie mu to szło. Po prawdzie, nawet jakoś dawał sobie radę z trafianiem w dźwięki, lecz gorzej, o wiele gorzej wychodziło mężczyźnie zachowywanie tempa kawałka.

Rozejrzałam się, sprawdzając samopoczucie pozostałych bywalców domówek pod trójką. Spit rozmawiał z Radkiem, który dostrzegł mnie, wymieniając spojrzenia. Wojsława z nimi nie było, ale po prawdzie Godki też nie dostrzegłam. Bora zaś grała z dziewczynami w bilard, a przynajmniej próbowały rozegrać partyjkę. Nie zatrzymując się zbędnie, podeszłam prosto do mebla, przykucając i wybierając kilka par obuwia.

– Dlaczego wy zawsze wyłamujecie się schematom? – Dźwignęłam głowę, odszukując momentalnie właścicielkę głosu. Niemira stała nade mną z założonymi rękoma, mierząc czarnym spojrzeniem. – Sugerowałam tylko szybki numerek na boku, a nie wyjazd na miesiąc miodowy.

– Ku twojej wiadomości, nie jedziemy wcale na miesiąc. Trzymaj – poleciłam, wciskając blondynce trampki w dłoń. – Kilka nocy urlopu w lesie nikomu jeszcze nie zaszkodziło.

– Jedziecie do lasu? – zdziwiła się.

– A myślisz, że na co mi te buty? – zapytałam, wstając i kierując się do sypialni. Nie musiałam sprawdzać, ażeby wiedzieć, iż zmierza za mną bez dodatkowych zaproszeń. Pchnęłam drzwi, łokciem naciskając klamkę. – Połóż je gdziekolwiek. Znając życie, Mil pewnie jeszcze i tak wszystko przepakuje po swojemu.

– Wow, on to zamontował?

Kończąc układać buty przy łóżku, zerknęłam ponad ramieniem na przyjaciółkę. Trzymała w dalszym ciągu trampki, ale wzrokiem dosłownie rozkładała na elementy pierwsze drążek do pole dance. Podeszłam do niej, przejęłam buty i jakby od niechcenia, udzieliłam responsu.

– Lubimy się pobawić.

– Nooo... – przeciągnęła wymownie. – Właśnie widzę. – Podeszła do drążka, łapiąc go i obchodząc dookoła. – Dużo figur umiesz na tym zrobić?

– Wystarczająco – stwierdziłam.

– Niby słyszałam, że tańczyłaś w Nenufarze, ale jakoś do tej pory nie potrafię przyswoić tej informacji – oznajmiła, lustrując moją sylwetkę. – Milan pewnie jest wniebowzięty, że zdobyłaś takie umiejętności.

– Umiejętności, faktycznie, zachwala – przyznałam, skracając dystans. Niemira nadal kręciła się przy drążku, choć zdecydowanie miała z nim w życiu mniej do czynienia ode mnie. – Ale jakoś nie podoba mu się, gdzie je zdobyłam.

– Nie można mieć wszystkiego naraz. – Wzruszyła ramionami. Bądź co bądź przyznać musiałam jej rację. – Radkowi pewnie byłoby wszystko jedno, gdzie ja zdobyłam swoje, gdybym mu odtańczyła taki taniec erotyczny. Rozbierasz się przy tym?

Szczęśliwie nie jadłam, chociaż akurat po przyjaciółce mogłam spodziewać się nadmiernie otwartych pytań, więc niczym się nie zakrztusiłam. Na moment zabrakło mi tylko słów. Być może nawet spąsowiałam, przywołując w pamięci pierwsze użytkowanie rurki. 

Na rozbieraniu się nie skończyło, za to pierwszy raz uprawiałam seks podparta o drążek, przyjmując niewerbalne zapewnienia, iż mojej skromnej, jednoosobowej publiczności spektakl się spodobał. Niedopowiedzeniem byłoby stwierdzić, że Milan był zadowolony, choć sformułowanie wniebowzięty także nie odzwierciedlało w pełni jego stanu. Z całą pewnością był podniecony i to szaleńczo.

– Wiesz, powinnam chyba wrócić do pakowania się.

– Walizka ci nie ucieknie – uznała. – A masz do tego jakąś specjalną bieliznę?

– A po co?

Pytanie wymsknęło mi się, zanim zdołałam się zastanowić nad jego sensem oraz koniecznością zadawania. Ochrzciliśmy drążek, kiedy paradowałam w sukience, chociaż Milan zadbał, abym zbyt długo w niej nie tańczyła, wijąc się pomiędzy rurką a ciałem mężczyzny. Specjalna bielizna, choć w figach też nie paradowałam, zdawała się lekką przesadą oraz zbytnią ekstremą. Niemira posiadała w tym temacie nieco inne zdanie, co wysnuć mogłam ze sformułowanego przez nią pytania.

– Jak to po co? Każdy facet to przecież wzrokowiec – zakomunikowała oczywistość, jakbym mimo wszystko nie miała o sztuce uwodzenia zielonego pojęcia. Cóż, wystarczyło spytać odpowiedniego strzygonia i definitywnie by zaprzeczył. – Wyobraź sobie, jak Milan zareagowałby na taki super seksowny seans przed snem albo na pobudkę.

– Tego akurat wyobrażać sobie nie muszę – skwitowałam.

Niemira okrążyła jeszcze raz drążek, trzymając go zdecydowanym chwytem. Krótkie szkolenie i nadawałaby się wbrew pozorom do pracy w klubie ciemnowłosego strzygonia. Coś tam się zaczęła lekko wyginać, ale przestałam zwracać uwagę. Mężczyzna już dłuższą chwilę dyskutował przez telefon, a przynajmniej tak mi się wydawało, ponieważ sądziłam, że zaraz po rozmowie wróciłby jednak pomóc mi z przygotowaniami.

– O, rety – westchnęła, puszczając drążek. – Chyba sama sobie sprawię coś takiego. Już widzę, jak Radkowi szczęka opada.

I tak oto stałaś się pionierką strzyżej erotyki, oznajmił sarkastycznie Welst. Naucz wszystkie tańczyć przy drążku, a później będziesz mogła w ciszy skupić się na nauce. Wystarczy, że jeden dzień ogłosicie dniem masowego striptizu bądź zacieśniania więzów damsko-męskich, burczał.

Nawet komentować mi się nie chciało jego pomysłów. Zwyczajnie brzmiały dziwnie, zaś ja nie widziałam się w roli strzyżej nauczycielki striptizu, nawet jeśli mój sowi kompan sądził inaczej. Poza tym aż bałam się dopytywać, czego on właściwie chciał mnie uczyć. Ripostą nie zaszczyciłam również Niemiry, kiedy drzwi do sypialni otworzyły się, a w progu stanął brunet, zaś wyraz twarzy miał co najmniej dziwny.

– Widzę, że się nie nudziłaś – zagadnął, wchodząc głębiej.

Okręciłam się całkiem w jego stronę, a Nira wyglądała, jakby chciała czmychnąć. Sypialnia stanowiła zupełnie odrębny świat w przeciwieństwie do salonu, gdzie każdy miał dostęp i poruszać mógł się praktycznie bez ograniczeń. Skoro natomiast Milan wrócił, Nirka mogła się wycofać, zostawiając mnie samą, aczkolwiek nie popełniłyśmy żadnego abstrakcyjnego wykroczenia przesiadując tutaj.

– Nira pomogła mi przynieść buty – oznajmiłam, jakby fakt ten cokolwiek zmieniał. – Uznałam, że lepiej nie zabierać zbyt dużo obcasów.

– W sumie niczego nie musisz zabierać.

– Słucham?

Nie kryłam zdziwienia. Rawicki z zadowoleniem, a nawet entuzjazmem poparł pomysł o wyjeździe na kilka najbliższych nocy, deklarując się dobrowolnie, że wszystko zorganizuje. W związku z tym powinnam zapakować między innymi wygodne obuwie, żeby nie połamać sobie nóg pośród porośniętych lasem pagórków. Tymczasem on oznajmiał, iż nic zabierać nie muszę. Jakoś wierzyć mi się nie chciało, że wszystko jest już przygotowane na miejscu, ponieważ takiej koncepcji wbrew pozorom zaprzeczała walizka spoczywająca na łóżku, jaką zresztą sam pomagał mi pakować.

Wszedł głębiej. W dłoni dzierżył telefon, przygryzając dolną wargę. Bezsprzecznie oraz niewątpliwie coś musiało się wydarzyć, lecz pojęcia póki co nie posiadałam, czego dowiedział się podczas rozmowy. Przez myśl przeszło, że szykują się kłopoty i wybraliśmy gorszy z możliwych momentów na wspólny wypad za miasto oraz złapanie oddechu, nabranie dystansu. Rozchyliłam wargi, przymierzając się do wypytania czy Lewalski znów nie namieszał, ale Milan wyprzedził mnie, zabierając głos, gdy zostaliśmy sami.

– Nigdzie nie jedziemy, sówko.

– Ale dlaczego? – spytałam odruchowo. – Co się stało?

Nie zamierzałam nawet maskować zainteresowania. Głośno nie wspominałam o szwagrze siostry, aczkolwiek byłam wewnętrznie przygotowana, aby o nim usłyszeć. Zrobiłam krok ku Rawickiemu, przyglądając mu się bacznie, żeby przypadkiem nie przeoczyć żadnej subtelnej zmiany wymalowanej na obliczu.

– Wypakuj się.

– Ale Milan... – przywołałam go, kiedy wyminął mnie, zdążając w kierunku łazienki.

Mogłam śmiało uznać, iż znajdowałam się w niemałym rozgardiaszu, jaki opanował naszą prywatną przestrzeń. Gdzie okiem sięgnąć, tam leżało coś, co chcieliśmy zabrać ze sobą. Niestety, zanim zdołaliśmy się przygotować, podróż spaliła na panewce, nasze plany szlag trafił, a brunet sprawiał wrażenie nieco wyobcowanego.

Welst?

Dziwne, stwierdził mój pierzasty przyjaciel, werbalizując moje spostrzeżenia. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Serio? Zdumiałam się, nawet nie tuszując własnych odczuć. Gdyby biała sowa znajdowała się przede mną, zmierzyłabym ją powątpiewającym wzrokiem. Zamiast tego podparłam się pod boki, dłonie układając na biodrach i wysuwając jedną nogę nieznacznie do przodu, a wzrok wbiłam w otwartą, ogromną walizkę. Mogłam wyłącznie wyobrażać sobie, że przyglądam się pierzastemu towarzyszowi. Weź mnie oświeć, bo chyba nie bardzo rozumiem.

Zostajecie chwilowo na miejscu. Bez względu na to czy maczał w tym procederze paluchy ten twój prawniczy kochaś czy nie...

Nie jest moim kochasiem, warknęłam w myślach, pilnując się dwukrotnie, o ile nie trzykrotnie mocniej, aby słowa nie wymknęły się z gardła. Brakowałoby jeszcze, żeby wyznanie wypełniło przestrzeń w sypialni i wręczyło Milanowi broń do zadręczania mnie. Jakoś absolutnie szczerze wątpiłam, żeby odpuścił inwigilacyjne dochodzenie, kogo miałam na myśli. Welst jednak zupełnie nie przejmował się stwierdzeniem, kontynuując myśl w najlepsze.

...nie będziemy zwlekać z twoją edukacją.

Stęknęłam. 

Ty tylko o jednym potrafisz myśleć.

Nie smęć, polecił. Wydobądź od swego partnera, co wywołało radykalną zmianę planów, skoro wcześniej wręcz dopytywał o moje błogosławieństwo, a teraz każde ci to wszystko rozładować.

To raczej nie jest wielka różnica, oznajmiłam z niezadowoleniem. Tak czy owak zostajemy.

Głupi dzieciak, usłyszałam w głowie żachnięcie ptaszydła o wybitnie jasnych piórach. Toż to kolosalna różnica.

A zmieni coś w kwestii nauki? Podejrzewałam, że kompletnie nic, ale wolałam uzyskać pewność. Brałam pod uwagę przede wszystkim te zmienne, jakie realnie mnie dotykały, wpływając na dalszy przebieg zdarzeń.

Chciałabyś, burknął.

Milan opuścił łazienkę, nie zabierając głosu. Wyglądał, jakby coś go gryzło bądź prowadził wewnętrzną walkę. Sam ten fakt już zdawał mi się wybitnie podejrzany. Nie chodziło o interesy, bo otwarcie powiedziałby, że musi doprowadzić jakiś biznes do końca lub coś wymknęło się spod kontroli. Zamiast tego zabrał z komody moje graty, jakie wcześniej przytachał z zamiarem pakowania ich w bagaż, a następnie wrócił na moment do łazienki, nie zamykając się w niej na szczęście.

– Wiem, sówko, że obiecałem ci ten wyjazd, ale...

– Powiesz wreszcie, co się zmieniło? – spytałam wprost. – Czy mam wyciągać to z ciebie siłą?

Rozciągnął usta, kącik dźwigając ku górze. Chociaż tyle, bo to oznaczało, iż wcale nie było aż tak źle, jak mogłoby się zdawać. Potarł brodę, rozważając, co ujawnić, a co nie, ewentualnie w jaki sposób udzielić mi prostej, klarownej odpowiedzi. Żywiłam wyłącznie nadzieję, że Rawicki nie postanowi nagle mnie spławić. To ja posiadałam problem z zaufaniem, którym mogłam się wykręcać, gdy coś byłoby mi nie na rękę.

– Będziemy mieli gościa – zakomunikował wreszcie.

– Gościa?

– Tak w zasadzie to dwoje gości.

Moja mina wyrażała zaskoczenie zdecydowanie lepiej niż jakiekolwiek słowa. Bezdyskusyjnie nie takiej wymówki oczekiwałam. Obstawiałam, że wina za nasze nieudane wakacje leży po stronie Eugeniusza Lewalskiego, totalnie mijając się z prawdą. Zmarszczyłam brwi. 

Welst? Spytałam mimowolnie kompana, chociaż pewna do końca nie byłam czy pytam go o zdanie, czy zwyczajnie weryfikuję jego obecność. 

Zabawisz się w panią domu, odparł, niezbyt przejęty faktem, iż ktoś miał zaburzać nasz spokój.

– Ja nic nie mówię, ale nie sprawiasz wrażenia zachwyconego tym faktem – zauważyłam, nie bawiąc się w konwenanse. – Kto taki przyjeżdża? Heloiza z Wojewarem?

W pierwszym momencie przez myśl przemknęła alternatywa odwiedzin Odolana. Co jak co, z całą pewnością przebywał w okolicy, skoro książka z jego biblioteki w niewyjaśnionych do końca okolicznościach znalazła się u mnie w mieszkaniu. Nawet gdyby było inaczej i nie pofatygowałby się do Katowic osobiście, z Mikołeski daleko nie miał. Za kierownicą go nie widziałam, ale szczerze wątpiłam, ażeby typ nie szczycił się posiadaniem uprawnień prowadzenia pojazdów oraz samochodu godnego pana i władcy mikołeskiego dworku. Dopiero po kilku krótkich sekundach skojarzyłam, iż on był sam jeden, a gości oczekiwaliśmy dwoje.

– Nie, sówko, nie Heloiza.

– Więc? – naciskałam. Pojęcia nie miałam, co sądził brunet, ale jeśli uważał, że odpuszczę, grubo się mylił. Zamiast tego wyminęłam łóżko, skracając dzielący nas dystans. Dotyk działał na strzyga zbawiennie, więc zamierzałam zapewnić mu odpowiednią dawkę bodźców manualnych. – Milan, skarbie, co się dzieje? Zaczynasz mnie martwić.

Owszem, posiadałam problemy z zaufaniem, ale każdy kłopot należało sprawnie pokonać. Wbiłam wzrok w czarne spojrzenie, starając się czekać cierpliwie wyjaśnień. Dłonie standardowo ułożyłam na klatce piersiowej, pozwalając otoczyć się ramieniem, co Rawicki czynił już chyba z automatu bez głębszego zastanawiania.

– Chciałem, żeby trochę inaczej to przebiegło.

– Nie rozumiem – przyznałam, skonsternowana jego wyznaniem. On coś planował, ale znając życie zamierzenia wzięły w łeb. – Co takiego miało inaczej przebiec? – Wciągnął głęboko powietrze, przez co jego korpus nabrał objętości. – Milan?

– Jutrzejszej nocy przyjedzie tutaj... – zaczął, lecz nie skończył. On patrzył na mnie, ja na niego. Pochyliłam nieco głowę, nie przerywając kontaktu wzrokowego. – Nie wiem na jak długo, ale ugościmy... – Znów to samo. Słowa zamierały same, nie wypływając na zewnątrz, zaszczycając swym brzmieniem. Przesunęłam dłońmi po jego ciele, chcąc bynajmniej nieznacznie go rozluźnić, ponieważ mężczyzna był cały spięty. – Jutro będzie tu moja matka.

O kurwa, usłyszałam w myślach i nie byłam całkowicie pewna czy oznajmił to Welst, czy może ja. Bezsprzecznie oraz bez cienia wątpliwości wolałam mieć chyba do czynienia z katowickim prokuratorem Lewalskim. Po tym bydlaku doskonale wiedziałam, czego powinnam się spodziewać. Cofnęłam się, a przynajmniej zrobiłabym to, gdyby Rawicki nie przytrzymywał dłoni w dole moich pleców, siłą rzeczy stanowiąc przeszkodę.

– Twoja... matka? – wydusiłam.

Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz krtań miałam aż tak ściśniętą. Zapowiedź przybycia do nas do kamienicy seniorki Rawickiej sprawiała wrażenie wyroku z odroczonym wykonaniem, chociaż perfekcyjnie znałam termin wymierzenia kary. Rawicka, seniorka strzyżego rodu, miała nawiedzić nas już jutro, więc za niespełna dobę. Zaczerpnęłam głęboko powietrza. Skoro on się nie cieszył, co dopiero ja miałam powiedzieć? 

Nie dramatyzuj, usłyszałam głos Welsta, tym razem rozpoznając go bez wysiłku. Czębira to strzyga jak wszystkie inne.

– Sówko?

Milan postanowił sprawdzić czy wciąż rejestrowałam to, co działo się wokół. W tej chwili pewna nie byłam nawet, komu udzielać odpowiedzi. Milan pytał, Welst informował. Oboje natomiast brzmieli ponadprzeciętnie poważnie, jakby patos stanowił jedyną dopuszczalną intonację wypowiedzi. Odetchnęłam bynajmniej z ulgą, przetwarzając w myślach wiadomość, iż w rzeczywistości za kilka godzin poznam kolejną starożytną reprezentantkę gatunku. Po zapoznaniu Heloizy pewna nie byłam jednak czy jestem gotowa na zawieranie nowych znajomości.

– Trochę to takie... nieoczekiwane – przyznałam, starając się brzmieć neutralnie.

– Nie chciałem, żeby tak to wyszło – zapewnił, choć w głowie strzygonia słyszałam skruchę. – Matka zadzwoniła, powiadomić, że będzie tutaj jutro, a z nią to jest tak, że jak coś sobie umyśli, nie ma mocy, by ją od tego odwieźć.

Pokiwałam głową, analizując komunikaty mężczyzny. Musiałam chyba pochwycić się twierdzenia Welsta, udając, iż Czębira Rawicka niczym nie wyróżniała się spośród innych strzyg, co wcale prawdą nie było.

Mówiłem ci już, że nadmiernie dramatyzujesz? Welst nagrodził me rozmyślania retorycznym pytaniem. Czębira to strzyga, nie anihilator światów.

Łatwo ci mówić, żachnęłam. To nie jakaś tam strzyga, tylko jedna z pierwszych. Czy coś źle kojarzę?

O kojarzenie faktów akurat się nie martwię, stwierdził, chwaląc mnie nieoczekiwanie. Bardzo dobrze ci w tej kwestii idzie.

Przymknęłam oczy, przesłaniając twarz rękoma. Musiałam pomyśleć, a co więcej, potrzebowałam zrobić to w spokoju oraz we własnej strefie komfortu. Teraz jednak na każdej płaszczyźnie panował chaos, jako że niedługo balanga dobiegać miała końca, a my dosłownie tonęliśmy w bałaganie. Nawet w sypialni.

– Uprzątniemy tutaj – zadecydowałam, omiatając króciutkim spojrzeniem otoczenie. – A później przeniosę się na dół.

– Co?! – Milan nie krył zdumienia, z paniką w głosie werbalizując kolejne pytanie. – Potrzebujesz pomyśleć, tak?

Pokiwałam głową, nie zaprzeczając. Zdawałam sobie jednak sprawę, że chcąc zachować się uczciwie, będę musiała zakomunikować mu prosto z mostu, co dokładnie miałam na myśli. Wcale nie chodziło mi o chwilowe zejście, wypicie kawy oraz wyciszenie się.

– To też, ale...

– Nie ma żadnego ale – przerwał mi odrobinę ostrzej niż było to konieczne. Nie skomentowałam tonu jego głosu tylko dlatego, że doskonale wiedziałam, jak to działało. Nad Rawickim kontrolę przejmował instynkt obronny, jakby moja nieobecność w jego pokoju stanowiła zamach na życie mężczyzny oraz jego spokój egzystencjalny. – Nie zostawisz mnie.

– Milan...

– Milan – warknął, papugując. – Gdzie skarbie? – Irytacją oraz złością brunet zwykle odpowiadał na atak. Robił to mimowolnie oraz czysto intuicyjnie, ponieważ ja żadnej ofensywy się nie podejmowałam ani nie zamierzałam nacierać. Docisnął mnie mocniej do swojego korpusu, a nim się spostrzegłam, palcami prawej dłoni krępował moje ramię. – Uzgodniliśmy już, że...

– Miluś, kochanie, uspokój się – poprosiłam. 

Mogłam się wściec i zacząć pieklić, miotając słowami bez zastanowienia, ale agresja do niczego nie prowadziła, chyba że do bólu. Ten jednak był mi absolutnie zbędny. Nie uważałam się również za masochistkę. Zdecydowanie wolałam wieść spokojne, sielankowe życie, jednak Fortuna jakoś nie zwracała większej uwagi na moje pragnienia.

No, proszę, burknął Welst złośliwie, a jednak się uczysz. Opiekun miał absolutną rację, bo głównie pragnienie uniknięcia powtórki, kiedy potworny ból rozszedł się po całym moim ciele, sprawiał, że za wszelką cenę próbowałam panować nad swym wybuchowym charakterkiem. 

– I puść mnie, bo to boli.

– Nie pozwolę ci odejść – zakomunikował złowieszczo.

Trudno było jednoznacznie stwierdzić czy rozpacz, czy determinacja przejmowały większe władanie nad głosem bruneta. Jakby bał się, że zostawię go, znikając bez śladu. Absolutnie nie planowałam rozpłynięcia się w powietrzu niczym mgła ustępująca nad ranem słonecznym promieniom. Nieznacznie strzygoń rozluźnił uścisk, a to już stanowiło sukces, ponieważ potwierdzało, że Milan pomimo wszystko wciąż nad sobą panował.

– Nie odchodzę – odparłam, podkreślając każde słowo.

– Chcesz wrócić na dół – powiedział, jakby rzucał oskarżeniem.

– Bo nie chcę wam przeszkadzać.

Otrząsło nim. Dosłownie czułam, jak wzdrygnął się, a nieznaczna wibracja przemknęła przez rozbudowany korpus. Spojrzenie, które zdołało już zmętnieć, zyskało ponownie wyrazistości. Rawicki odzyskiwał równowagę, więc zaczynał też nad sobą na powrót panować.

Dobrze, skwitował Welst, potwierdzając moje własne myśli. 

– Przeszkadzać? – spytał nierozumiejąco, jakbym kontaktowała się z nim w jakimś obcym, z dawna zapomnianym dialekcie. – Sówko moja, co znów ci strzeliło do głowy?

– To twoja matka, Mil – zakomunikowałam kategorycznie, po czym powróciłam do łagodniejszego tonu. – Na pewno zechcecie spędzić ze sobą więcej czasu, nadrobić zaległości, porozmawiać na spokojnie. Tylko bym zawadzała.

Racjonalne argumenty mogły jakkolwiek wykreować mi pole manewru. Chciałam stworzyć sobie opcję do uniknięcia zbytniego zapoznawania się z Czębirą. Jakoś nie pałałam entuzjazmem na myśl o tym spotkaniu. Dłoń, której palce niedawno ciasno oplatały me ramię, przesunęła się po mojej głowie, kiedy Milan pogładził moje włosy, zgarniając je nieznacznie w tył. 

Zaskakujące, jak jedna osoba mogła się diametralnie różnić od sytuacji. Momentami wręcz się go bałam, walcząc ze strachem, podczas gdy w innych chwilach był totalnie uczuciowy oraz troskliwy. Westchnęłam słabo, nie chcąc zdradzać kłębiących się wewnątrz mnie uczuć. 

– Nadchodzącej nocy poznasz moich rodziców – zadecydował.

Niestety, chcąc czy nie, zostałam pozbawiona pola manewru. Werdykt zapadł, a wyglądało na to, że mam się tylko podporządkować. Co gorsze, Welst ewidentnie popierał strzygonia, uznając, iż dobrze zrobi mi poszerzanie horyzontów oraz zdobywanie nowych, znaczących znajomości. No, i w dalszym ciągu ćwiczyliśmy zaufanie.

– Jeśli mam być szczera, a weź pod uwagę, jak trudno mi to przychodzi... - wyznałam, przyuważając, że szykuje się do kontry - ...nie jestem przekonana do tego pomysłu.

– Dziękuję, że jesteś ze mną szczera – powiedział po chwili długiego namysłu, zbijając mnie z tropu. W dłoń ujął mój policzek, podczas gdy tamta niezmiennie spoczywała w dole moich pleców. – Ale prędzej czy później to musiało nastąpić, sówko.

– A nie mogłoby później? – rzuciłam bezwiednie, marszcząc brwi. Zaśmiał się, trzęsąc ramionami. – Naprawdę uważam, że lepiej...

– Ciii... – Wskazujący palec przyłożył mi do ust, nakazując ciszę. – Niczym się nie musisz denerwować. Moja matka jest uparta, ale to bardzo kochana osoba.

– Może i bym uwierzyła, gdybyś nie wyglądał, jakby zbliżał się armagedon.

– A wyglądam tak? – zdziwił się.

Z tym wyrazem twarzy na pewno nie, gdyż był wręcz uroczy. Obniżone brwi, niewielkie V wytworzone u nasady nosa, ściemniałe tęczówki i widniejący pod nosem półuśmieszek. Sprawiał wrażenie chłopca, nieco naiwnego oraz nieobeznanego z życiem, ale czarującego i zniewalającego. Pokręciłam głową, chcąc przekazać mu, że jest niepoprawny.

– Wyglądałeś, wracając z rozmowy w gabinecie – przyznałam, siląc się na jeszcze większą otwartość. Liczyłam, że ostatecznie pozwoli mi to zebrać z czasem niemałe żniwo w naszej wzajemnej relacji. – Kiedy kazałeś mi się rozpakować, nie podając przyczyny, zaczęłam nawet podejrzewać, że Pokryszka dzwonił, a ten wariat Lewalski wymyślił jakiś fortel, aby się do ciebie dobrać.

– Przepraszam – oznajmił pokornie, a nawet odrobinę pokutnie. – Nie chciałem cię przestraszyć.

– Następnym razem po prostu powiedz od razu, co się stało – nakazałam z lekkim oburzeniem. – Później rodzą mi się w głowie dziwne scenariusze, a jeden bardziej pokręcony od drugiego.

Przytulił mnie, przyciągając do siebie. Głowę oparłam na jego ramieniu, pozwalając się obejmować. Tyle mi zostało, resztki spokoju, gdyż następnej nocy miałam stanąć twarzą w twarz z niebyle jaką strzygą, a starożytną demonicą, która na domiar wszystkiego pełniła funkcję matki mężczyzny chowającego mnie w ramionach.

– Po prostu nie tak to sobie umyśliłem – przyznał po dłuższej chwili.

– Umyśliłeś sobie? – podłapałam, odchylając głowę. – A jak?

– Sówko... – zaczął, jednak mój nieprzejednany wzrok zdradzał, iż wcale mu nie odpuszczę, drążąc temat do upadłego oraz bez wytchnienia. – Chciałem zabrać cię do mojego rodzinnego domu.

– To skąd tak łatwo zgodziłeś się na wyjazd? – zapytałam. – Zamierzałeś skorzystać z okazji i wywieźć mnie do lasu pełnego sosen, żeby przedstawić mnie matce, tak? – Skinął głową, zerkając na mnie spod nieznacznie przymkniętych oczu. – Nie do wiary.

Nie piekl się, strofował mnie biały ptak. I tak miałaś ją poznać.

Przestań się wtrącać między mnie i Milana, nakazałam nieoczekiwanie. Wcale nie musiałam jeszcze poznawać jego matki. To nie jest moja teściowa, swatowa czy jak tam ją zechcesz nazywać.

– Namawiałem cię do tego wyjazdu od początku, chcąc przedstawić matce – wyznał, choć skupiałam się na jego słowach tylko częściowo. W głowie prowadziłam odrębną konwersację, próbując słuchać obu rozmówców i pilnować przebiegu każdej rozmowy w tym samym czasie. – Skoro sama zaproponowałaś krótki urlop, grzechem byłoby nie skorzystać z okazji, sówko.

Dla mnie a za mnie możecie być nawet kochankami, burknął wyraźnie nieukontentowany. Czębira jest ci niezbędna do szkolenia.

– Co takiego?!

Niemalże wykrzyczałam pytanie, które po prawdzie idealnie wpasowywało się w obie dysputy. Milan próbował mnie zmanipulować, siłą przedstawiając matce, zaś Welst wcześniej słowem nie wspomniał, że nauka nie obejdzie się bez zaznajomienia ze strzygą. Ciekawa byłam, czego jeszcze zdołam się dowiedzieć w trakcie pobytu kobiety w kamienicy, uświadamiając sobie, jak powoli odkrywane są przede mną wszystkie następne karty. Musiałam zacząć mieć się na baczności, żeby nikomu w ostateczności nie udało się mnie wyrolować. 

Chętni na poznanie Czębiry? 
W sumie to już wianki zdradziły, że Kara pozna swoją... 
No, właśnie kogo? 
Wierzycie, że z Milanem stworzą naprawdę solidny, trwały związek? 
Czy może jednak po upłynięciu roku Karmen jakoś się z tego wykaraska?

Dajcie znać w komentarzach, kochani. 
Osobiście bardzo Wam dziękuję za wsparcie. 
To niesamowite patrzeć, jak chętnie czytacie tę historię. 
Dziękuję za komentarze i gwiazdki. 
Jesteście niesamowici <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top