21. Obaj jesteście siebie warci
Noc dobiegła końca, ale Czębiry z Miestwinem już niestety nie było pod naszym dachem. Drogę do domu mieli ponoć odległą, zatem gdy tylko zegar wybił północ, ruszyli przed siebie. Nie pojmowałam pustki nagle ogarniającej serce, nie rozumiejąc, czemu tęsknię tak mocno za kimś w zasadzie obcym, podczas gdy siostry ledwie mi brakowało, a nie kontaktowałam się z nią od dawna. Choć precyzując dosadniej, to ona nie kontaktowała się ze mną.
– Nie pamiętam już, kiedy ostatnio spędziłaś z nami całą noc – zagadnęła Niemira, zawieszając rękę na moim ramieniu oraz wyrywając z rozmyślań zaprzątających głowę. Powoli dochodziła szósta rano, zaś odniosłam wrażenie, jakby celowo zwlekała z wypowiedzeniem własnych spostrzeżeń. Zupełnie jakbym w międzyczasie miała jednak wybyć, zostawiając ich samym sobie. – W końcu masz czas dla przyjaciół. – Już chciałam zaprzeczyć, aczkolwiek sporo racji odszukałam w słowach blondynki. – Tęskniłaś za nami choć trochę?
– Jeszcze pytasz? – spytałam celowo, nie chcąc udzielać bezpośredniej odpowiedzi na pytanie.
Mogłabym nieopatrznie ją zasmucić, niszcząc relację z przyjaciółmi. Prawda prezentowała się bowiem w o wiele bardziej skomplikowany sposób. Lepiej zdecydowanie było nie zdradzać wszystkich swoich myśli. Niemira wbrew pozorom była wrażliwa, podobnie jak Milan, który tylko w teorii pozostawał gruboskórnym dupkiem, nieprzejmującym się kompletnie niczym. Oczywiście z ogromnym prawdopodobieństwem żadne z nich nie przyznałoby się do tej cechy, ale mimo wszystko swoje wiedziałam.
– Nie dziw się. – Do rozmowy włączyła się ruda mieszkanka kamienicy, podchodząc bliżej nas. – Ostatnio widywaliśmy cię ledwie przelotem. A i to nie zawsze.
– Nawet gdy pracowałaś na pełen etat, miałyśmy cię więcej – wtrąciła jej siostra, przytakując pozostałym uczestniczkom konwersacji.
– Wiecie przecież, że miałam ostatnio na głowie trochę spraw – zauważyłam zmęczona na samą myśl, że kolejny raz będą oczekiwać pełnowymiarowego tłumaczenia się. – Czasami niestety trzeba wybierać nawet pomiędzy przyjemnościami.
Już nieraz mówiłam im, dlaczego spędzałam tyle czasu z Czębirą, chociaż pomijałam przy tym istotne kwestie. Żadnej nie wygadałam, że jestem potomkinią pierwszej strzygi ani że mam przed sobą cel. Sądziły, że chciałam wykorzystać maksymalnie obecność rodziców Milana, skoro matrona Rawicka przebywała z nami ograniczony czas, natomiast je stale miałam u swego boku.
– Co nie zmienia faktu, że się stęskniłyśmy – odparła Godzimira.
– W sumie dobrze, że już sobie pojechali – oznajmiła Niemira, nieco mnie przy tym zaskakując.
Oparłam się plecami o materiał przypominający szkło, gdyż stałyśmy naszą niewielką grupką na balkonie. Wszyscy poza naszą czwórką imprezowali w środku, łącznie z Milanem, który od czasu do czasu zerkał w kierunku niedużego, przeszklonego tarasu. Nadal obstawał przy dziwacznym, nieuzasadnionym postanowieniu, racząc się coraz częściej napitkiem zamkniętym w butelce. Jednak podróba to tylko podróba i marna imitacja, skwitowałam oburzona w myślach.
– Dobrze? – podpytałam, uśmiechając się arogancko. Wolałam skupić się na konwersacji i nie odpływać zanadto myślami. One nie musiały wiedzieć, że znów pomiędzy nami pojawiła się kość niezgody. – Co jak co, ale nie sądziłam, że ty też będziesz zazdrosna.
– Też? – podłapała Godka, zerkając na siostrę.
– Milan – Niemira rzuciła na sprawę światło. Pozostała dwójka wyglądała, jakby nagle faktycznie doznała olśnienia, zaś ja zaczęłam się zastanawiać, co się działo tutaj, gdy mnie zajmowały treningi oraz lekcje. – I wcale nie byłam zazdrosna. Gdyby zamiast Rawickiej odwiedziła nas Heloiza, pewnie zachowywałabym się podobnie, obskakując ją z każdej strony – oceniła, dodając z przekąsem: – W końcu na teściowej trzeba zrobić lepsze niż gorsze wrażenie, nieprawdaż?
Nie zaszczyciłam jej odpowiedzią. W zasadzie nie otrzymałam nawet takiej możliwości, gdyż zwyczajnie zabrakło mi czasu. Przystające z nami strzygi były nie tylko gadułami, ale również ciekawskie, a takie zestawienie nie stwarzało idealnych warunków do pogaduszek od serca oraz szczerych zwierzeń.
– Dogadałyście się z seniorką Rawicką?
Dalebora zmrużyła zielone oczy, mimiką wyrażając podekscytowanie. Ledwie stała w miejscu, zaczynając drobić stopami niczym mała dziewczynka czekająca obiecanej niespodzianki. Odnosiłam wręcz wrażenie, że lada moment zacznie piszczeć z radości, której źródła nie umiałam zlokalizować.
– Taaa... – bąknęłam niepewnie.
Prawie ogłuchłam, gdy podejrzenia ognistowłosej strzygi okazały się prawdziwe. Bora cieszyła się z porozumienia zawiązanego pomiędzy mną a matką Milana. Zresztą nie tylko ona, bo blondwłosa siostra strzygi także sprawiała wrażenie zadowolonej, a nawet Niemira rozciągnęła usta w uradowaniu. Posłałam żądające wyjaśnień spojrzenie przyjaciółce, której uśmiech przybrał dyskretny i tajemniczy zarazem format.
Tak, zdecydowanie wie więcej od ciebie, poparł Welst, przyuważając moje chwilowe zagubienie w sytuacji.
Rozciągnęłam usta, odwzajemniając uśmiech. Z dotychczasowych doświadczeń z sąsiadkami wiedziałam, iż czasem warto było poczekać, aż same się zdradzą. Domagać się obszernych oraz szczegółowych wyjaśnień mogłam nieco później, bo przecież ani ja, ani Niemira nie zamierzałyśmy zrywać kontaktu.
– Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie – zaświergotała rozentuzjazmowana Godka.
– Na przeszkodzie? Względem czego? – dopytywałam zaskoczona.
– Względem barteru – rudowłosa strzyga poinformowała równie podekscytowana co jej przybrana strzyża siostra.
– Ba-bartelu? – powtórzyłam niemrawo.
Trybiki działające w głowie już podjęły wysiłek niezbędny do rozszyfrowania nieznanego słowa. Ich ociężałe, powolne ruchy przypominały działania ogromnych maszyn oblężniczych prezentowanych na filmach.
– Nie bartelu, tylko barteru – poprawiła mnie Niemira z miną profesora akademickiego wygłaszającego sympozjum o olbrzymim znaczeniu dla całej ludzkości.
Uniesiona brew przemawiała sama za siebie, wskazując wyraźnie na moje zmieszanie. Pojęcia bladego nie miałam, o co im chodzi, po raz pierwszy słysząc podobne słowo. Wiedziałam doskonale, czym jest kartel, aczkolwiek wątpiłam szczerze, aby ich wypowiedzi jakkolwiek odnosiły się do handlu narkotykami, nawet jeśli dla Rawickiego był to chleb powszedni. No, i słowo brzmiało cokolwiek odmiennie.
– Milan ci nic nie powiedział w tym temacie?
Zachwyt Godzimiry zdawał się nieco ostygnąć. Nie miałam pojęcia, jakiej udzielić informacji, bo kompletnie nie wiedziałam, czego dotyczy rozmowa. Welst?
Nie, usłyszałam w myślach jego skwapliwą odpowiedź. Ich pytaj.
A co? Nie wiesz? Próba podpuszczenia olbrzymiej, białej sowy osiągnęła fiasko. Postać opiekuna nie jawiła się nigdzie w pobliżu, jak niejednokrotnie miało to miejsce, ale mimo wszystko w głowie tkwił jego obraz. Poważna, wyprostowana postawa z dostojnie uniesionym dziobem oraz lekko przymrużonymi, żółtymi ślepiami wpatrującymi się prosto we mnie spod pierzastych brwi.
Chyba powinnaś już wiedzieć, że to bezskuteczne, odparł. Mam ciut zbyt wiele lat na karku, żeby dać się podpuścić takiej małolacie. Niestety, ale musiałam się z nim zgodzić. Jeśli Waromira naprawdę była do mnie aż tak podobna albo ja do niej, pewnie również próbowała tego samego fortelu. Wnioski szczęśliwie wysuwasz bezbłędnie.
Pozostało mi westchnąć i zaciągnąć języka u przyjaciółki, ewentualnie wypytać całej trójki kręcącej się obecnie wokół mnie. Miałam tylko szczerą nadzieję, że nie położę w gruzy ich marzeń, które chyba już zdołały się rozkręcić. To przypominałoby trochę próbę zadeptania ziarna, podczas gdy wyrosłoby już z niego pokaźne, dorodne drzewo. Skrzyżowałam ręce pod biustem, mierząc każdą z osobna.
– Całkiem możliwe, że coś przebąknął, ale...
– Nie słuchałaś?
Blondwłosa ciemnooka wysunęła wniosek, kończąc podjęty przeze mnie wątek. Mowa jej ciała zdradzała, że wbrew nieco żartobliwej barwie głosu wierzyła, iż ma rację. Miałam ochotę przewrócić oczami, pojękując aż do nieba na jej zachowanie. Przyjaciółka od początku do końca była niepoprawną fanką Milana w kontaktach naszej dwójki, zasilając niejednokrotnie jego team zamiast mojego.
– Wcale nie – fuknęłam. – Chciałam powiedzieć, że nie użył akurat tego słowa.
– No, pewnie – Niemira doznała olśnienia, niemal klaszcząc w dłonie. – To w sumie nawet oczywiste, biorąc pod uwagę, że macie problemy komunikacyjne.
– Nie dogadujecie się?
Bora w jednej milisekundzie zaczęła sprawiać wrażenie bliskiej płaczu. Oczy jej zalśniły i bynajmniej nie ze szczęścia, a usta wykrzywiła w podkówkę. Niestety nie uśmiechała się, zaś na jej widok nawet mi zrobiło się automatycznie smutno.
Niemira zdecydowanie miała ciut przydługi język, paplając bez namysłu, co ślina jej na niego naniosła. Zmarszczyłam brwi, przeszywając kumpelę w sposób pełny wyrzutu. Tak otwarta mogła być w kontaktach ze mną, ale niekoniecznie na oczach wszystkich innych.
– Wcale tego nie...
– Oj, wiesz, jak to jest w świeżych związkach – Niemira oznajmiła, jakby po kilku miesiącach monogamistycznego trybu życia znała wszelakie arkana związkowej egzystencji. Co więcej, weszła mi w słowo. Tym razem jednak byłam wdzięczna, gdyż to ona chlapnęła głupotę, a mi przyszłoby wymyślać na poczekaniu pokrętne wyjaśnienie. – Docierają się, prawda?
– Nie potwierdzę – bąknęłam przekornie.
– Ale też nie zaprzeczysz – uznała z uśmiechem blondynka, zaszczycając spojrzeniem czarnych oczu.
Pomachała mi palcem przed twarzą, jakby zakazywała czegoś, co zakrawało o absurd. Fakt, była starsza, ale przecież nie była moją matką. Poza tym w tej kamienicy każdy był starszy ode mnie, a przywołując w pamięci niegdysiejsze wyznanie Milana, gdy odkryłam jego prawdziwy wiek, mogłam śmiało wysunąć teorię, że w ogóle byłam najmłodszą żyjącą strzygą.
Acha, chciałabyś. Welst jak zawsze sprowadził mnie chętnie z obłoków. Starucha.
Stęknęłam, wyrażając niewerbalnie własny stan emocjonalny. Kto jak kto, ale wielki, biały ptak niezmiennie irytował mnie najdosadniej bez większego wysiłku.
– Lepiej mi wyjaśnij, czym jest barter – poleciłam, niecierpliwiąc się.
Dodatkowo zignorowałam strażnika. Wcale a wcale nie uważałam samej siebie za starą. Raptem w zeszłym roku osiągnęłam pełnoletność, wkraczając z impetem w dorosłość. Stary to był Milan, zwłaszcza w porównaniu z taką młódką jak ja.
– To inaczej rotacja – oznajmiła Godzimira poważnie oraz nader chętnie. – Chodzi o wzajemną wymianę feromonów.
– O tym akurat Milan wspominał – zakomunikowałam, spoglądając kątem oka na trwającą obok Niemirę. Nie żebym chciała utrzeć jej nosa, ale powinna zastanowić się czasami nad tym, co zamierzała głośno światu obwieścić. – Tak podobno pieczętuje się związek.
– Zdecydowanie – poparła ponownie ucieszona Dalebora. – Skoro więc dogadałaś się z jego matką i mentorką zarazem, nie musicie dłużej zwlekać.
– Nie zwlekamy – zaprzeczyłam. Cała trójka posłała mi nieprzekonane, powątpiewające spojrzenie, co uaktywniło natychmiast defensywę. – Najpierw wolimy się dotrzeć. Po tej całej wymianie nie ma już możliwości się wycofać, prawda?
– Masz rację – poparła Niemira poważnym głosem. – Ale przecież ty i tak nie masz już takiej możliwości.
– Zawsze to on może zmienić zdanie – przebąknęłam.
Dalebora i Godzimira wbiły w nas zaintrygowane oczy. Nie oczekiwały chyba takiej wymiany zdań, sądząc, iż z Rawickim jesteśmy dla siebie stworzeni. Cóż, na pewno coś w tym było, aczkolwiek nasz rzekomy związek ewidentnie wołał chwilowo o pomstę do nieba, domagając się dopracowania. W dalszym ciągu jednak posiadałam dokumenty obwieszczające zawarcie związku małżeńskiego, jak również dowód osobisty, na którym figurowałam jako Karmen Elektra Rawicka.
Niemira prychnęła nieelegancko, fukając na mnie za samą myśl, iż mogłabym jednak rozejść się z Milanem. Pamiętałam, jak klarownie zaprezentowała mi koncepcję odgrywanych przez nas ról, kiedy wymogłam na mężczyźnie przeproszenie Żagoty. Miałam prawo się dąsać, boczyć, a nawet rządzić, ale pod żadnym pozorem nie mogłam rozejść się z brunetem.
– Chyba jednak nie posłużyły ci te spotkania z jego patronką – żachnęła się. – Wymawiasz gorsze głupoty, niż w chwili porównywania mnie do...
– Do czego? – zaciekawiona wyraźnie Dalebora wystosowała pozornie niewinne pytanie. Wzrok przesuwała ze mnie na Niemirę i z powrotem. – Do czego cię przyrównała?
– To nieistotne – oceniłam, domyślając się, że Niemira w duszy sama właśnie wyklinała swój przydługawy jęzor. – A teraz przepraszam, muszę się napić.
Bez dodatkowego słowa wyjaśnienia wyprostowałam się, odrywając plecy od chłodnawej tafli odgradzającej balkon od zewnątrz, a następnie ruszyłam przed siebie. Kilka kroków później byłam w zapełnionym sąsiadami salonie, który pokonałam nieprzeciętnie szybko oraz zdecydowanie. Zdołałam zauważyć, że pomimo pory wciąż przebywali u nas wszyscy mieszkańcy budynku. Weszłam w przedpokój, a chwilę później do sypialni.
Odeszła mi ochota imprezowania, ale równocześnie nie chciałam ostentacyjnie olać dziewczyn, schodząc na dół. Poza tym wolałam nie przykuwać uwagi Milana, który zawsze mógł przyjąć założenie, że poszłam za potrzebą. Gorzej byłoby, gdybym nagle i bez zapowiedzi zeszła na parter. Tym bardziej, że ostatnimi czasy dogadywałam się nawet z wiecznie grającym mi na nerwach Welstem.
Rzuciłam się na łóżko. Materac zafalował przyjemnie, jakbym spoczywała na wodzie, co akuratnie nie było prawdą, niemniej jednak odpoczywało mi się tutaj przyjemnie. Zaintrygowana sięgnęłam telefonu, widząc mrugające światełko. Szczerze mówiąc, spodziewałam się kolejnego powiadomienia z facebooka, dwukrotnie dłużej wbijając wzrok w monitor, niż było to konieczne. Myliłam się, dostrzegając inną informację na ekranie. Naprawdę, przestałam już wierzyć, że to w ogóle jest możliwe.
A widzisz? Spytał Welst, zabierając głos. Brzmiał niczym dostojny lokaj, aczkolwiek za tego typu porównanie ptaszysko mogłoby się bezceremonialnie obrazić. W końcu był on wielkim, sowim przywódcą oraz członkiem najprawdziwszej elity, jaka praktycznie już nie istniała na świecie, nie licząc kilku przedstawicieli. O ile w ogóle.
– Wszystko w porządku?
Uniosłam głowę. Milan wkroczył do środka, pozwalając drzwiom odgrodzić nas od pozostałej części domu. Czarne oczy wbił we mnie, jakbym zamierzała wstać i uciec, zostawiając go z całą tą zgrają strzyg grasujących obecnie w mieszkaniu. Zrobił krok, za nim następny, na moment przesuwając spojrzeniem niżej. Bez dwóch zdań dostrzegł, że trzymam w ręce telefon.
– Tak – odpowiedziałam maksymalnie krótko. Zmieniłam nieco pozycję, przysiadając na łóżku. – Wiesz, że nie musisz przychodzić tutaj za mną za każdym razem, kiedy postanowię na momencik urwać się z domówki?
– Pokłóciłyście się? – Proste pytanie wymagało doprecyzowania, bo przez moment nie miałam pojęcia, co powinnam odrzec. Czarna dziura dosłownie przejęła kontrolę nad umysłem, a co za tym szło także nad moim zachowaniem, gdyż jakby zabrakło mi myśli. – Z dziewczynami. Na balkonie – podpowiadał. – Pokłóciłyście się?
– Nie – odparłam, pojmując po chwili.
Udzielona przeze mnie informacja chyba nie zadowoliła ciemnowłosego mężczyznę, co zdradzał wyraz jego oblicza. Rysy wyostrzyły się w ułamku sekundy. Nie odkładając gadżetu, przypatrywałam się uważnie Milanowi, czekając, co zrobi.
– Będziesz mi teraz odpowiadać półsłówkami?
– Dlaczego?
– Bo mówisz tylko tak lub nie – uznał. – Nawet pytania nie formułujesz w pełni, każąc mi się domyślać jego sensu. – Zamiast na słowach mężczyzny, skupiłam uwagę bardziej na jego oczach. Wcześniej jakoś nie zwróciłam uwagi, że charakterystyczne dla silnych emocji wibrowanie jego tęczówek dostrzegam z pokaźnej odległości. – A teraz nic nie mówisz.
– Bo... – zaczęłam.
Odchyliłam się, co mogło z boku wyglądać zabawnie. Nie oddaliłam się przecież od partnera o kolejne metry, a centymetry, chcąc potwierdzić teorię o przeczulonym zmyśle obserwacji. Odwróciłam głowę, ale nie dostrzegałam żadnych pyłków unoszących się w powietrzu ani innych drobinek, następnie ponownie spoglądając w czarne oczy. Pole widzenia rozciągnęło się, bo koncentrując się na tęczówkach, wyraźnie widziałam, jak wsunął dłonie w kieszenie spodni. Wcześniej jakoś nie umiałam przytoczyć sytuacji, gdy nagle przyuważyłam tak wiele spraw jednocześnie, rejestrując wszystkie skrupulatnie.
– Mam nadzieję, że nie wymyślasz właśnie żadnej tandetnej wymówki – warknął skrzekliwie, obnażając zębiska. O dziwo, jego pozbawione podstaw insynuacje nawet nie dotknęły mnie tak mocno, jak mogłabym oczekiwać. Emanowałam dziwnym, niezrozumiałym wręcz spokojem. – Bo jeśli tak, możesz sobie po prostu...
– Jagoda napisała – weszłam mu w słowo, przerywając wywód.
Uniosłam wyżej telefon spoczywający dotąd w dłoni. Mina mężczyzny uległa natychmiastowej zmianie. Przez moment malowało się na niej zdziwienie, a dopiero po kilku sekundach rozciągnął usta w szczerym uśmiechu. Teraz to od niego emitował spokój, choć przed chwilą czułam silne, negatywne emocje. Zrobił kilka kroków, podchodząc bliżej, aby ostatecznie przysiąść na skraju łóżka.
– To chyba dobrze – powiedział, dłoń układając na tej, w której trzymałam sprzęt. – Trochę się naczekałaś.
– Fakt.
– Ale nie wyglądasz na szczęśliwą – zauważył.
– To... – zaczęłam. Pochylił się. Nieznacznie, ledwie o kilka centymetrów, czego pewnie w innych okolicznościach bym nie dostrzegła. Te zmiany prezentowały się faktycznie tak minimalnie, iż normalny człowiek chyba nawet nie zaprzątałby sobie nimi głowy, zaś ja zwracałam nagle uwagę na każdy szkopuł. – To trochę skomplikowane.
– Skomplikowane?
– Jagoda chce się spotkać – poinformowałam.
Strzyg zareagował zgodnie z przewidywaniami. W sumie nie mogłam się zdumiewać. Nasze spotkania zawsze przebiegały podobnie, nawet kiedy sekretnie mnie odwiedzała. Przyjeżdżała tutaj, zawsze coś wypiłyśmy, ewentualnie przekąsiłyśmy i przegadałyśmy kilkanaście lub kilkadziesiąt cennych minut. Wewnętrznie czułam, iż teraz będzie drastycznie inaczej, zwłaszcza że SMS stawiał jasno pewne sprawy.
– Cudownie – stwierdził, rozciągając usta, lecz już nie w upiornym geście demona. Teraz naprawdę się cieszył. – Wiesz, że może wpaść do nas w każdej dogodnej chwili.
Owszem, wiedziałam. Ona na pewno też. Milan otwarcie zakomunikował, że w kamienicy jest bezpieczna i absolutnie nic nie grozi jej z naszej strony. Na myśli miał nie tylko naszą dwójkę, z czego ona także zdawała sobie doskonale sprawę. Mimo to następne spotkanie nie miało odbywać się zgodnie z wyobrażeniami mężczyzny.
– Ona chce spotkać się ze mną – powiedziałam spokojnie i nieco cicho. Byłam jednak pewna, że bardzo dobrze słyszał zakomunikowany przekaz. Jako że nie wyglądał, jakby rozumiał, co usiłowałam mu uświadomić, dodałam, konkretyzując: – Ze mną, Miluś, a nie z tobą.
Zacisnął usta. Zrozumiał, pojmując sens słów, jednak chyba wciąż nie docierał do niego przekaz. W kwestii mojego widzenia się z biologiczną siostrą patrzył w sposób wybitnie prostolinijny. Westchnęłam, co nie umknęło na pewno uwadze partnera.
– Nie ma problemu – odparł, lecz w jego głosie brakowało nuty, która przebrzmiewała w nim wcześniej. – Możecie skorzystać z mieszkania na dole. Nic się w tym wypadku przecież nie zmieniło.
– Zmieniło się – zaprzeczyłam. Całą mową ciała wyrażałam żałość z obrotu sytuacji. – Ona chce się spotkać na neutralnym gruncie.
– Możecie...
– Na mieście, skarbie – podkreśliłam, przeczuwając, że podejmie walkę. Ciche warknięcie wypełniło powietrze w pomieszczeniu oraz przestrzeń pomiędzy nami. Poruszyłam się, pozostając pod baczną obserwacją, zbliżając się ku niemu. – Zależy mi na tym, żeby przynajmniej się z nią rozmówić.
Obniżył głowę, nie unosząc jej nawet, kiedy wnętrze dłoni docisnęłam do jego policzka. Prychnął, nie pozostawiając złudzeń. Entuzjazmem nie pałał na myśl o moim wybyciu gdzieś i nie wiadomo dokładnie na jak długo, bo istniała szansa, że na kawce oraz ciasteczku nasze siostrzane spotkanie jednak by się nie zakończyło.
– I ty chciałaś funkcjonować bez niej? – spytał.
Uderzył w czuły punkt, nawet jeśli wcale tego nie planował. Miał rację. Z jednej strony nalegałam na wyprowadzkę, zaś z drugiej gotowa byłam pędzić do Jagody na złamanie karku tylko dlatego, bo napisała z prośbą o rozmowę. Nieznacznie i nie w pełni kontrolowanie wykrzywiłam usta, posyłając mu przy okazji spojrzenie zbitego psa, gdyż z całą pewnością Puszka ze Shreka nie przypominałam.
– Nie zmieniłam zdania w sprawie przeprowadzki – oświadczyłam prosto. Mówiłam spokojnie, gdyż absolutnie nie chciałam się kłócić. – Nadal uważam, że to najlepsze rozwiązanie, przede wszystkim dla i ze względu na naszych przyjaciół.
– Ale wystarczy wiadomość, a ty już chcesz do niej jechać.
– Tak, chcę – potwierdziłam. Nie było sensu kłamać. Odłożyłam komórkę na bok, przysuwając się bliżej, aby koniec końców przysiąść na kolanach partnera. – Po pierwsze, nie jadę sama na koniec świata. Jagoda zaproponowała kawiarnię w Zabrzu, ale możemy spotkać się bliżej, jeśli wolisz – zasugerowałam.
Chciałam, żeby się zgodził. Wolałam to niż kolejną awanturę o nic. Ja nie zamierzałam ustąpić, nawet jeżeli on miał sądzić, że gotowa byłabym zrezygnować z rozmowy z siostrą. Miałam nadzieję, iż w rzeczywistości nawet się nie łudził na takie rozwiązanie.
– Jeśli masz jechać, bez różnicy jest, dokąd się wybierzesz – ocenił. – I tak nie będziesz tłukła się autobusami. To nie podlega negocjacjom – oświadczył twardo.
– Nie chcę być brutalna, ale wiesz, że ona nie chce cię widzieć? – spytałam z lekkim naciskiem.
Delikatność przede wszystkim, zironizował Welst.
Miałam być przecież szczera, zripostowałam.
Ale nie za wszelką cenę, uznał.
Nie mógłbyś się przypadkiem zdecydować? Spytałam celowo, nie zamierzając dać za wygraną. Słyszałam, że częściowa prawda to też kłamstwo.
Cieszę się, że potrafisz wybierać sobie, co ci pasuje, ale to tak nie działa, Kara, zawyrokował sowi strażnik.
– Welst?
– Co? – zareagowałam nieświadomie, słysząc męski głos dobiegający spoza głowy. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nadal siedziałam Milanowi na kolanach, prawdopodobnie odpływając w połowie dyskusji i nie słuchając kompletnie jego pasjonujących dygresji. – Och, wybacz mi.
– Czasem Diuna zaprząta mi myśli tak bardzo, że nie umiem skupić się na innych sprawach – przyznał nieoczekiwanie po dłuższej chwili milczenia. – Nawet kiedy rozmawiamy ze sobą lub jestem w trakcie innych czynności, bywa absorbująca. Trochę trwało, zanim rozwinąłem zdolność nazywaną przez wielu podzielnością uwagi, ale... w sumie prosty ze mnie chłopak.
– Milan Rawicki i prosty chłopak? – zestawiłam ze sobą w powątpiewającym tonie. – To jakiś mit czy kolejna podmiejska legenda?
Uśmiechnął się. Grunt, że gest ten emanował szczerością. Wolną ręką przesunął po moich włosach, gładząc je delikatnie, natomiast drugą otaczał standardowo talię. Pewności nie miałam czy asekurował przed zsunięciem się, czy zwyczajnie okazywał czułość, lecz nie planowałam w to wnikać.
– To zależy – uznał, dając mi wolną rękę do interpretacji jego oznajmień. – Irytuje mnie, że Welst zagarnia dla siebie całą ciebie, choć wiem, że to irracjonalne. Jest twoim strażnikiem, ma prawo skupiać twoją uwagę na sobie.
– Uważaj, bo jeszcze uzna się zaszczycony – stwierdziłam ze słyszalnym cynizmem.
Lepiej słuchaj w ciszy, kiedy twój strzyg prawi mądrości, stęknął. Miałam szczerą ochotę parsknąć oraz przewrócić oczami. Rzadko mu się to zdarza.
– I słusznie – oznajmił, zaskakując mnie. – Ma fart, że trafiła mu się tak wyjątkowa sowa.
Zaśmiałam się rozbawiona. Welstowi chyba nie było do śmiechu, bo nie zareagował w żaden wyraźny sposób. Nawet podarował sobie ewentualne uszczypliwości, co zdawało się co najmniej niespotykane w wykonaniu ptaka.
– Przypomnę mu to na pewno w przyszłości – zapewniłam. – Chociaż to niecodzienne, że prawisz mi komplementy.
– Prawiłbym częściej, gdybyś ze mną była – oświadczył pewnym tonem strzygoń.
– Milan...
– Jestem męczący, masz rację – stwierdził, kolejny raz wprawiając mnie w zdumienie. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby otwarcie mu to teraz powiedzieć. – Ale to wynik frustracji, z jaką nie umiem sobie poradzić.
– Skoro mówisz mi to wszystko, zamierzasz przerwać swój tymczasowy bunt?
Zmrużył oczy, lustrując mnie. Przez moment zachowywał się, jakby właśnie zobaczył mnie po raz pierwszy, dopiero teraz dostrzegając. Docisnął do siebie, obejmując mocniej i wplatając rękę w włosy, zaczesując je tym samym nieznacznie do tyłu. Dłoni nie odsunął, przytrzymując niejako moją głowę w niezmiennej pozycji. W tym ułożeniu niewiele mogłabym zdziałać, gdyby strzyg nagle stał się agresywny, ale wolałam myśleć pozytywnie. Jakby nie patrzeć, nasi sowi opiekunowie pilnowali również, żebyśmy jednak się wzajemnie nie wybili.
– Nie skosztuję cię, póki ty tego nie zrobisz – oznajmił stanowczo, podejmując radykalną i najwyraźniej ostateczną decyzję. – Więc jeśli o to pytasz, wiedz, że pod żadnym pozorem nie ustąpię.
– Nie uważasz, że to troszkę dziecinne zagranie?
– Być może – poparł po chwili i niechętnie, ale za to uczciwie. – Wystarczy, że odniesie skutek.
– A skąd pomysł, że odniesie? – podpytałam. – Diuna to zasugerowała?
– Ona uważa, że powinienem korzystać dowoli – ujawnił opinię swej strażniczki. To dowodziło, że Milan także wszystko omawiał z opiekunką, chociaż ostatecznie podejmował własne decyzje. Jednakże Diuna raczej różniła się od Welsta bez względu na to, jakie obrażenia była w stanie wywołać w ciele strzygonia. W przypadku naszej relacji słowo Welsta było święte, podczas gdy Diuna pozostawiała zwykle decyzję podopiecznemu, przypatrując się efektom z boku. – Ale ja już nie umiem się doczekać.
– Aż cię... ugryzę?
Celowo zastosowałam zamiennik powszechnego pośród strzyg słowa skosztować. Ich wersja niewątpliwie brzmiała lepiej, delikatniej oraz bardziej wyszukanie, aczkolwiek chodziło dokładnie o to samo. Miałam po prostu zatopić zęby w Milanie, najpewniej nieudolnie smakując żywotnego płynu wypełniającego jego drogi krwionośne. Co więcej, z racji własnego braku obycia w temacie, przyozdobiłabym jego szyję najpewniej sinymi ranami odzwierciedlającymi stan mego uzębienia.
– Tak – stwierdził prosto, a czarne tęczówki zalśniły na samą myśl. – Tego właśnie chcę. Od samego początku.
– Ty chyba tego nie wiesz, ale to brzmi z leksza masochistycznie – skwitowałam, przymrużając oczy. Chciałam, aby strzygoń poznał moją wersję, gdzie nie chodziło tylko o zaspokojenie pierwotnego instynktu. – Wiesz, jak potwornie bolało, kiedy pozbawiony sił i obolały wbiłeś we mnie zębiska? – Skrzywił się. Absolutnie nie chciałam wzbudzić w nim poczucia winy, ale musiał zdawać sobie sprawę, że to nie ma nic wspólnego z przyjemnością, jakiej tak mocno oczekiwał. – Nie wspomnę już nawet o czasie gojenia się tego.
– Tego? – syknął, jakbym nieprzyjemnie ugodziła go w niewidoczną dla oczu ranę.
– No, chyba nie zapomniałeś, jak wyglądałam z odciskiem twojej szczęki na szyi? – zapytałam nader prosto. – A tamte siniaki? Możesz mówić, co zechcesz, ale nigdy nie uwierzę, że dodawały mi uroku.
– Dodawały – stwierdził uparcie, nawet nie podejmując wysiłku, żeby zamaskować widoczną na jego obliczu fascynację wywołaną wspomnieniem. – Wtedy byłaś jawnie naznaczona mną. Każdy wiedział, że jesteś moja i poza zasięgiem.
– Każdy już to wie, strzygulku, i bez śladów twoich trzonowców na moim obojczyku – podkreśliłam, z pełną premedytacją używając określenia stosowanego przez jego zastępczą matkę względem przybranego ojca.
– Nie każdy – zanegował.
– A niby kto tego nie wie?
– Ludzie.
Mimowolnie wypuściłam powietrze, zaskoczona prostym wyznaniem strzygonia. Odruchowo zmrużyłam oczy. Jeśli on sądził, że będę ganiać od człowieka do człowieka i pokazywać odbicie jego zębisk, w większym błędzie znajdować się już nie mógł. Poza tym nawet Milan musiał zauważyć, jak stawałam na głowie nieraz, aby skutecznie przesłonić pozostałości tamtego niefortunnego incydentu. Dobrze było, kiedy gasił pragnienie w sposób charakterystyczny dla strzyg, wykorzystując do tego swoje unikatowe, niemalże magiczne wręcz umiejętności i uwarunkowania.
– Ludzie i tak by nie zrozumieli – zakomunikowałam, nie kapitulując. Przynajmniej nie w tej sprawie, bo nadal nie byłam gotowa, żeby wykonać ten krok. Uznałam jednak, że może należało zdecydować się na inny, skoro przeznaczenie podjęło już decyzję za nas, na wieki splatając ze sobą nasze losy. – Nie muszę cię gryźć. – Grymas niezadowolenia przemknął przez jego oblicze. – Mamy już certyfikat małżeństwa, a ja legitymuję się wszędzie jako Karmen Rawicka. Ludziom naprawdę więcej nie potrzeba, a strzygi doskonale wiedzą, co nas łączy.
– Tylko nasze – sprecyzował. – W innych kręgach nadal będziesz postrzegana jako potencjalna...
– Więc zróbmy ten cały... – przerwałam mu, chcąc zwerbalizować własną ideę, ale nagle i niespodziewanie zabrakło mi słowa. Zamilkłam, każąc niecelowo partnerowi czekać, co chyba nawet go podburzało. – Wybacz, nie pamiętam, jak się to nazywało.
– To? – zapytał, nie kryjąc zdziwienia. Zmierzył mnie, przeszywając czernią oczu. Dopiero po chwili zdawał się połapać w moim toku rozumowania, upewniając się kolejnym postawionym pytaniem. – Miałaś na myśli rotację feromonów?
Skinęłam głową, potwierdzając.
– Sam mówiłeś, że strzygi tak właśnie to robią.
– Tak – przyznał, ścinając mnie kolejno z nóg następnym wyznaniem. – Ale to niewykonalne.
– Co? – zdumiałam się. – Niby dlaczego nie? Sądziłam, że zależy ci na tym. A może jednak...
– To niewykonalne, sówko – przerwał mi. Coś, co czaiło się w mrocznym spojrzeniu czarnych oczu, zaniepokoiło mnie. – Do tego musiałabyś mnie ugryźć.
Fakt, to było niewykonalne. Zacisnęłam szczęki, rozsądzając nowe rewelacje. Całkiem sporo musiałam się jeszcze dowiedzieć. Czębira chętnie dzieliła się ze mną swoją wiedzą, ale jakoś nie skupiałam się z nią na tak prozaicznych sprawach.
– To dlatego jesteś tak zdeterminowany? – spytałam, dostępując nagłego oświecenia. – Nie będziesz mnie kosztować, żebym odpuściła i cię ugryzła, a reszta potoczyłaby się jakoś dalej. O to ci chodzi? - drążyłam, naciskając na ripostę. - Chcesz dopełnić wymiany feromonów?
– Tak.
– Nie pomyślałeś, że może warto to najpierw ze mną w ogóle omówić? – rzuciłam nieco wściekle.
Zachowanie Milana wykraczało powoli poza skalę. Decydowanie o sposobie mojego funkcjonowania powoli bledło przy innych jego występkach. Nawet nie zamierzał mnie poinformować, że zamierza dokonać rotacji, zaś ja prawdopodobnie zorientowałabym się przypadkiem i po czasie.
– Omawiam – bąknął.
– Coś późno ci się zebrało – zarzuciłam.
– Jakoś wcześniej nie było okazji – stwierdził z każdą kolejną minutą rozmowy coraz mocniej rozeźlony.
– Lepiej nie zarzucaj mi teraz zaniedbania z powodu skupienia na innych obowiązkach – ostrzegłam.
Z każdą upływającą sekundą narastał we mnie coraz silniejszy gniew, a techniki relaksacyjne mogłam wsadzić pomiędzy baśnie. Gówno by teraz dały.
Nie dramatyzuj, pouczył Welst. Mogłaś to już dawno załatwić.
– Obaj jesteście siebie warci - wytknęłam, powarkując niekontrolowanie.
– Obaj? – podłapał Milan, automatycznie mocniej zaciskając ramię.
– Ty i Welst – wycedziłam skrzekliwie.
Kolejne patowe położenie. Nie mogłam skrzywdzić durnia, który posiadał kilka razy więcej siły ode mnie, a co więcej, pozostawał pod absurdalną ochroną istot o większych możliwościach. Rawicki nieznacznie cofnął ramię, ale nie zaprzestał otaczania nim mojej talii. Po prostu już mnie nie przyduszał, zgniatając.
– Może jednak go polubię.
– Nie zdziwiłabym się – stęknęłam. – Nieokrzesane dzikusy zawsze znajdą wspólny język.
Nie przeginaj, ostrzegło białe ptaszysko.
– Bardzo chętnie pokażę ci nieokrzesanego dzikusa – oznajmił Milan, marszcząc dodatkowo nos. Rysy miał maksymalnie wyostrzone, oczy czarniejsze od smoły, a zęby spiczaste. – Ale dopiero wtedy, gdy zaczniesz być grzeczną...
– Dziewczynką? – zadrwiłam cynicznie. – Nie jestem dzieckiem. Masz mnie traktować jak równą sobie partnerkę – nakazałam obruszona. – Jestem kobietą, a nie dziewczynką, która...
Milan był niesłychanie szybki, szczególnie gdy górowała w nim demoniczna natura. Nim się spostrzegłam, leżałam plecami na materacu, dociskana do łóżka przez bruneta uśmiechniętego w złowieszczy sposób. Nim bym się spostrzegła w normalnych okolicznościach, bo teraz wszystko dostrzegałam w nieco innym, odrobinę zwolnionym tempie, rejestrując każde poruszenie się mężczyzny, co już samo w sobie stanowiło niebagatelny rozwój. Mogłam stwierdzić, że ewoluowałam.
– Nie będę ci udowadniać, że jesteś kobietą – wycedził z twarzą przy mojej. – Po prostu solidnie cię zerżnę.
– Pogorszysz tym tylko swoją sytuację – zawyrokowałam rozjuszona.
– A może polepszę? – spytał złowieszczo, rozciągając usta w kasandrycznym uśmiechu. – Ciekawe, co się stanie, kiedy doprowadzę cię do granic, nie pozwalając ich przekroczyć, liżąc cię i rżnąc palcami na zmianę.
– Ani Welst, ani Diuna nie pozwolą ci się nade mną pastwić – zakomunikowałam otwarcie.
Miałam przewagę, a on powinien już o tym wiedzieć. Nie oczekiwałam jednak dojrzeć takiego zadowolenia na twarzy strzygonia, kiedy głośno oraz wyraźnie zakomunikowałam, jak sprawy się miały. Dopiero w kolejnych sekundach uświadomiłam sobie, że on najpewniej wiedział, że jego płomykówka nie będzie czekać bezczynnie, aż skończy.
– Nie będę się pastwić – zapewnił. – Po prostu rozciągnę przyjemność maksymalnie w czasie.
– Perfekcyjna definicja tortur – burknęłam. – A teraz skończ się wygłupiać i puść mnie.
– Sama chciałaś podjąć barter – stwierdził mrocznie nienaturalnie niskim głosem. Musiałam przyznać, że odrobinę przeraził mnie swoją pewnością siebie, której nijak nie można było pominąć. – Pomogę tylko w przejęciu nad tobą władzy instynktom.
Zadrżałam. Ledwie przez kilka sekund rozważałam czy to możliwe. Milan nie kłamał, zazwyczaj, ale również zdarzało się, że nie mówił prawdy. Szarpnęłam, później drugi raz, ale nic się nie zmieniło. Nadal przytrzymywał mnie, przeszywając na wylot wzrokiem. Przymknęłam oczy, ale nie poddałam się. Wolę posiadałam silną, więc maszt długo jeszcze miał pozostać pozbawiony białej, łopoczącej wysoko flagi.
– Jeśli to zrobisz, nigdy ci nie wybaczę – zakomunikowałam. – Nie odpuszczę ci, że pozbawiłeś mnie wyboru. – Otworzyłam oczy, spoglądając w czerwień tęczówek strzygonia pozostającego w częściowej metamorfozie. Wciąż brakowało piór, a wypustek w okolicy nadgarstków nawet nie otrzymałam okazji wyczuć. – Do końca życia będziemy się ze sobą tylko użerać.
Kilka głębokich oddechów. Tyle potrzebował Rawicki, żeby się uspokoić i powrócić do ludzkiej formy. Obrócił głową, rozciągając kark, jakby ćwiczenia stanowiły aktualnie najważniejszy punkt na wymyślonej liście zadań. Nie puścił mnie, ale poluzował uścisk, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Podniósł głowę dopiero po dłuższej chwili, patrząc na mnie już pozbawiony tak silnych emocji, a kolejne wypowiedziane zdanie dotyczyło mojego spotkania z Jagodą.
I jak tam, kochani, wrażenia po kolejnym rozdziale?
Milan - jak widzicie - nie mięknie... chyba.
Choć zdecydowanie się niecierpliwi, aż Karmen ustąpi i nareszcie go ugryzie.
Teraz jednak wiemy przynajmniej, dlaczego mu tak mocno na tym zależy ;)
Dziękuję za Wasze komentarze.
Pamiętajcie, że to Wy mnie motywujecie, więc nie krępujcie się zostawiać szczerych opinii i gwiazdek. One też pozwalają mi zobaczyć czy podobało się Wam to, co nabazgrałam.
Pamiętajcie, że jesteście fenomenalni.
Dziękuję za wsparcie i motywację, jakiej mi udzielacie <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top