41. Temat zamknięty
Kompletnie nie miałam pomysłu, co powiedzieć ani jak zachować się poprawnie w obliczu podobnych rewelacji. Nagle okazało się, że wcale nie znam mężczyzny, u boku którego miałam wieść życie być może przez wieczność. Spojrzeniem przesuwałam z Milana na Czębirę i z powrotem, rozważając najlepszą alternatywę własnej reakcji.
Strzygoń prawdopodobnie dostrzegł moje zakłopotanie, a może wyczytał żal z oczu, bo teraz to on złapał mnie za rękę, gładząc pieszczotliwie. Przyglądał mi się bacznie z lekko rozchylonymi wargami, ale żadne słowo z nich nie umknęło. Żadnej próby wyjaśnień, żadnych przeprosin, totalnie nic nie padło, aby choć trochę rozładować napięcie zawieszone między nami w powietrzu.
Czębira rzuciła coś pocieszającego, choć pewna nie byłam. Zamiast na komunikatach wypływających od wiedźmiej mentorki, skupiłam uwagę na odgłosie kroków, choć coś podpowiadało mi, że nie powinnam ich słyszeć. Nadchodząca persona poruszała się szybko oraz z niesłychaną gracją, a dostrzegłam ją dopiero, gdy uśmiechnięta przystanęła przy własnym siedzisku. Aczkolwiek sekundę wcześniej zauważyłam rozmazaną plamę przesuwającą się w przestrzeni wzdłuż jednego ze stołów, która zatrzymała się w miejscu, gdzie teraz stała prawdopodobnie siostra Milana.
Przełknęłam. Co jak co, ale zupełnie nie takiej postaci się spodziewałam. Patrząc po rodzince Rawickich, przeważały ciemne tonacje. Ciemne włosy, ciemne oczy. Najjaśniejszą barwą był ciemny brąz seniora Rawickiego oraz jego piwne oczy przypominające przygaszony bursztyn, ale ona pochodziła z zupełnie innej bajki. Takiej niestrzyżej.
Włosy Radwoi były ekstremalnie proste niczym druciki, ale co ważniejsze, wpadały w tak jasny odcień, że można było mówić praktycznie o bieli. To chyba nazywano platynowym blondem, gdyż wbrew pozorom nie patrzyłam na siwiznę. Najdłuższe kosmyki sięgały biustu, który wyeksponowała, wkładając dość skąpy strój. Miała na sobie ledwie białą bluzeczkę na cienkich ramionkach, ale też czarne, skórzane spodnie przylegające do jej ciała niczym druga skóra. Prezencją z pewnością nie pasowała do oficjalnego spotkania, ale wciąż emanowała od niej elegancja. Spojrzeniem przesunęłam ponownie ku górze, badając rysy nowopoznanej strzygi, aż wreszcie napotkałam wpatrzone we mnie z zaintrygowaniem jasne, niebieskie oczy.
Uśmiechnęła się do mnie, szeroko rozciągając podkreślone czerwienią usta. Ta krwista barwa idealnie pasowała do demonicznego stworzenia żywiącego się cudzą krwią, chociaż odczuwałam dziwną pewność, że mnie nie skrzywdzi. Nie teraz. Przysiadła z gracją na swoim miejscu, praktycznie nie odrywając ode mnie pary hipnotyzujących oczu, dopóki Milan nie wychylił się, przesłaniając nam widoczność i skrzecząc groźnie na siostrę.
Czębira zmierzyła oboje surowym, napominawczym spojrzeniem jakby miała do czynienia z dzieciarnią zamiast dorosłymi osobnikami. Miestwin dźwignął się, zapowiadając zgromadzonym porę rozpoczęcia śniadania oraz życząc smacznego, po czym zaklaskał w dłonie i ponownie zajął miejsce. Żadne z nich głośno nie skomentowało zachowania swych dzieci.
Nie miałam czasu dłużej skupiać uwagi na krewniaczce mego strzyga, bo brawa jego ojca stanowiły sygnał dla czekającej w bocznych pomieszczeniach służby. Kolejne boginki rzędem wkroczyły do jadalni, niosąc tace pełne jedzenia i sprawnie rozkładając je na blatach. Nasz zapełnił się w przeciągu sekund. Chyba nigdy, nawet w Mikołesce, nie dane było mi zobaczyć takiej ilości rozmaitego jedzenia. Niektórych dań nawet nie umiałabym nazwać, ale już teraz pewna byłam, że zechcę spróbować wszystkiego po trochu, zakładając, że wcześniej nie pęknę.
– Jedz, Kareńko – zasłyszałam głos brunetki. Prawdę mówiąc, nie musiała się trudzić, by mnie zachęcić. Aromat unoszący się w powietrzu wywoływał samoistny ślinotok. – Mam nadzieję, że będzie ci smakować.
– Z pewnością – odparłam nieco oniemiała.
Rozglądałam się po stole, rozważając, którą potrawę skosztować jako pierwszą. Decyzja okazała się jednak banalnie prosta, bo zanim zdążyłam jakąkolwiek podjąć, Milan już zadbał, abym przed pustym talerzem nie siedziała. Posłałam mu serdeczny uśmiech, którego nie odwzajemnił, skupiając się na własnej konsumpcji.
Podejrzewałam, że cokolwiek działo się teraz w jego głowie, potrzebował czasu, aby samodzielnie się z tym uporać. Nie znaczyło to jednak, że aprobowałam jego podejście do sprawy, ponieważ wedle mnie z naszej dwójki to nie on powinien okazywać własne nieukontentowanie. Byłam absolutnie pewna co do jednej kwestii. Miałam prawo zasłyszeć o Radwoi, a wręcz powinnam dowiedzieć się o niej znacznie wcześniej.
Posiłek upłynął jednak szybciej, niż oczekiwałam. Nawet siedząc przy głównym stole mogłam przysłuchiwać się rozmowom przyjaciół, czasem coś wtrącając. Częstokroć też dyskutowałam z Czębirą bądź Miestwinem. Milan raczej milczał, raz tylko burcząc na siostrę, kiedy ta podjęła próbę wtrącenia do konwersacji swoich dwóch groszy. Jak nic nie chciał, abym zadawała się z Radwoją.
Niewiele brakowało do wschodu słońca, kiedy Czębira życzywszy nam udanego wypoczynku, powierzyła nas pod opiekę Radrany, służącej pod jej dachem boginki. Radrana, podobnie jak reszta jej roju, poruszała się odziana w asymetrycznie skrojoną szatę oplatającą ciało w taki sposób, aby przesłonić raptem najbardziej intymne partie. Momentami zastanawiałam się nawet czy nie biegałyby nago po zamku, gdyby nie zamieszkiwał tutaj także strzygulek tutejszej gospodyni, aczkolwiek postanowiłam nie wnikać.
Gdy dotarliśmy w ciszy do odpowiednich drzwi, boginka otworzyła je przed nami tą samą sztuczką, jaką otwarto główne wejście do zamku. Przystanęła, poruszając zgrabnie rękoma w sposób imitujący morskie fale, czym wprawiła w ruch powietrze. Patrząc na jej poczynania pod odpowiednim kątem, sama również umiałabym się obsłużyć. Wszak na me wezwanie stawiała się potęga wiatru, lecz z innej perspektywy byłoby to egoistyczne oraz bezsensowne wykorzystanie żywiołu.
Pokój nie przypominał żadnego z tych w kamienicy. Tam były pokoje, tu komnaty. Westchnęłam zdjęta zachwytem, omiatając wzrokiem wszystko dookoła i zastanawiając się, czy Czębira celowo przydzieliła nam bogato zdobioną sypialnię, a także czy za dziecka nocował tutaj Milan. Konstrukty pokrywały złote tapety i zdobienia. Na ścianach naliczyłam dwanaście obrazów, a każdy w złotej ramie. Tu i ówdzie powieszono kwiaty, choć przy obecnej wiedzy zdawałam sobie sprawę, że roślinność nie została dobrana bez przemyślunku.
Nawet ja znałam już liczne właściwości lecznicze geranium. Ponadto wśród doniczkowych roślin dojrzałam aloes, paproć czy chociażby skrzydłokwiat. Tak mi się przynajmniej zdawało, bo widzieć coś na obrazku, a oglądać na żywo, stanowiło niebagatelną różnicę. Wyglądało na to, że Czębira z wybitną starannością urządziła każdą zamkową powierzchnię, skrupulatnie dobierając nawet ozdoby.
Obróciwszy się na pięcie wokół własnej osi, zatrzymałam wzrok na chyba największym łóżku, jakie kiedykolwiek widziałam. Spokojnie zmieściłoby się w nim z pięć, sześć osób i żadna nie skarżyłaby się na ciasnotę, nawet gdyby połowa z nich posiadała gabaryty mojego partnera. Podeszłam bliżej, z zachwytem oglądając posłanie. Prawdziwe drewno sprawiało wrażenie solidnej roboty, a zdobienia wysokiego wezgłowia wyrzeźbiono ręcznie w surowcu. Mebel pokrywała szkarłatna pościel. Olbrzymia kołdra przykrywała prawie cały materac, skrywając pod sobą również wzgórki wzniesione z kilku wielkich poduch.
Oprócz olbrzymiego łoża komnata została wyposażona również w inne meble, a wszystkie wykonano z ciemnego drewna. Wielka szafa sąsiadowała z komodą o trzech masywnych szufladach i regałem wyposażonym w barek. Dość nowocześnie, choć na pewno nie współcześnie. Inną ścianę zajmowała toaletka wyposażona w owalne lustro. Zachwycona wciągnęłam głęboko powietrze. Tutaj człowiek czuł się po królewsku z automatu.
– Możesz już odejść – usłyszałam niski, męski głos.
Zerknęłam na nadawcę komunikatu, pojmując odrobinę później, do kogo się zwracał. Natychmiast obróciłam się twarzą do trwającej w drzwiach boginki, widząc, jak posłusznie skłoniła nisko głowę, aby bez słowa opuścić pokój. Zamknąwszy drzwi odgradzające nas od reszty zamku, pozostawiła nas samych, a intuicja podpowiadała, do czego służył gruby, zwisający z sufitu sznur zakończony frędzlami.
– Co z tobą jest nie tak? – spytałam, mówiąc do pleców mężczyzny.
Milan przymierzał się do zniknięcia w sąsiadującym pomieszczeniu. Domyśliłam się, co się tam znajduje. Łazienka. I chociaż byłam niezmiernie ciekawa jej wystroju, powstrzymałam się przed zwiedzaniem. Co nieco musiałam dokładnie wyjaśnić z mym rzekomym panem małżonkiem.
– Ze mną?
Gdyby nie skrzekliwy ton jego głosu, pomyślałabym, że nie jest świadom, o co pytam. On doskonale wiedział, a wyglądało, że zamierza pominąć niewygodny temat. Cóż, najwyraźniej znał mnie wciąż zbyt słabo, jeśli sądził, że po prostu odpuszczę.
Będziesz drążyć? Welst wykazał się zainteresowaniem oraz zaciekawieniem. Być może gdyby unaocznił mi swą formę, widziałabym właśnie, jak przysiada na łóżku, obserwując nas z uwagą.
Przecież nie odpuszczę, bąknęłam. On też już powinien zdawać sobie z tego sprawę. Wszak był moim opiekunem.
– No przecież nie ze mną – burknęłam, ukazując dopiero teraz własną złość. Grymas przeciął twarz rozmówcy, gdy wykrzywił usta. Skrzyżowałam ręce pod biustem, gdy skierował się do mnie frontem. – Może by tak słowo wyjaśnienia?
– Nie ma co wyjaśniać – wycedził.
– To dziwne, bo uważam inaczej – podkreśliłam. Robiąc kilka kroków w jego kierunku, nie przestawałam mówić, tworząc listę przewinień. Gdyby wierzył w Mikołaja, właśnie spadłby z listy grzecznych dzieci na czarną. – Domagasz się szczerości i pełnego zaufania, podczas gdy sam trzymasz przede mną tak ważne informacje zabarykadowane na klucz, a kiedy wychodzi na jaw, że masz siostrę, dodatkowo się wściekasz.
– Ona nie jest...
– W dupie mam czy Radwoja jest twoją biologiczną siostrą, czy nie! – uniosłam się, komunikując gniewnie swój punkt widzenia. Przez moment na jego obliczu pojawiło się zdziwienie moim zachowaniem. – Należy do twojej rodziny, a ja od czerwca słowa na jej temat nie usłyszałam!
– Bo nie ma o czym.
– Ty tak uważasz.
– Więc się z tym pogódź – nakazał surowo. – Nie życzę sobie, żebyś zadawała się z...
– Nie będziesz dobierał mi znajomych! – wykrzyczałam wściekle. – Zresztą to nawet nie o znajomych chodzi – syknęłam sfrustrowana. – Naprawdę nie uważasz, że miałam prawo w ogóle wiedzieć o dodatkowej osobie w waszej familii? – Skrzywił się na dźwięk słowa waszej. – A może chciałeś ją przede mną chować cały pobyt tutaj? W ogóle...?
– Radwoja to temat zamknięty! – huknął, przerywając mi.
Odniosłam wrażenie, że pod naporem mocy jego skrzekliwego krzyku zatrzęsły się masywne, kamienne ściany naszej sypialni. Omiotłam je wzrokiem, dostrzegając nieznaczne, milimetralne przechylenie jednego z obrazów, pojęcia nie mając, jakim cudem umiem rozpoznać tak nic nieznaczącą różnicę. Przesłoniłam twarz rękoma, modląc się już nawet do Welesa, aby dał mi cierpliwość do Milana, bo lada moment gotowa byłam rzucić mu się do gardła. Bynajmniej by kosztować.
– Nie będę wtrącać się między was ani próbować was godzić – przemówiłam po kilku głębokich wdechach. Ręce opuściłam w dół, układając wzdłuż ciała i łącząc tylko dłonie, po czym spojrzałam na wpatrzonego we mnie strzygonia. Wszystko w nim świadczyło, jak bliski jest przemiany z gniewu. – Domyślam się, że to... delikatny temat. – Zrobiłam krok ku niemu. Zamierzałam powoli podejść, cały czas pozwalając mu pilnować moich ruchów, aby upewnić go, że nie chcę przystąpić do ataku. Miałam świadomość, że uspokoić go może tylko fizyczna bliskość, a on akuratnie działał instynktownie. – Ale nie możesz oczekiwać, że...
– Nie masz zbliżać się do Radwoi! – rozkazał.
– Pozwól mi dokończyć, dobrze?
Musiałam ostro pilnować własnych emocji. Z tego starcia żadne z nas nie wyszłoby bez szwanku. On miał ponadprzeciętną moc strzyg, ja byłam wiedźmą znającą już kilka sztuczek. Ponadto posiadałam dziwną pewność, iż moce żywiołów stanęłyby w mej obronie bez całej ten inkantacji przywołania. Tylko Welst mógłby mnie powstrzymać, znów rażąc impulsem komórki.
Postawiłam kolejny krok, unosząc powoli do góry ręce. Obserwował mnie uważnie. Pewna nie byłam czy patrzył jak drapieżnik na ofiarę, czy utożsamiał się paradoksalnie z osaczoną zdobyczą. Musiał się uspokoić, zwłaszcza teraz, gdy jego ciało bez świadomej ingerencji podjęło się metamorfozy, dając upust furii, a pióra pokrywały prawie cały korpus, uwidaczniając się pod ubraniem.
– Dokończ – wydusił.
Miałam pełną świadomość, że odbył intensywną walkę z samym sobą. Naprawdę wiele, bardzo wiele kosztowała go nasza rozmowa, o ile można było ją tak określić. Potaknęłam, dłonie wyciągając nieznacznie przed siebie. Od ułożenia ich płasko na jego ciele dzieliły mnie już tylko centymetry, ale nie cofnął się, świdrując moją sylwetkę wibrującymi oczami.
– Chciałam tylko powiedzieć... – położyłam dłonie na torsie – ...że jestem zaskoczona, nagle dowiadując się o...
– To nie jest moja siostra – warknął skrzekliwie.
– Dobrze – poparłam, nie chcąc go mocniej rozwścieczyć. – Siostra czy nie... – warknął – ...ale to nie ją dotknąłeś swoją ignorancją.
– Ciebie też nie.
– Jesteś pewny? – Odgłos dobywający się z jego piersi przywodził na myśl bojowo huczącą Diunę, gdy strzegła wyjścia tamtego pamiętnego, letniego dnia. – To może pomyśl, skarbie, jakbyś się czuł, gdyś był na moim miejscu – powiedziałam pokornie, celowo nazywając go pieszczotliwie. Przymknął oczy, skrzecząc cicho. – Po prostu chciałabym wiedzieć...
– Już wiesz – zawyrokował.
– Boli mnie, że w taki sposób – stwierdziłam, natychmiast znajdując się pod obserwacją krwistego spojrzenia. Milan ledwie się kontrolował. Docisnęłam dłoń do miejsca, gdzie wyczuwałam wyraźne, choć przyśpieszone i nieregulowane bicie jego serc, drugą przesuwając spokojnie po ciele. – Jestem ciekawa...
– Radwoja nie powinna cię interesować – obwieścił kolejny raz srogo.
– Nie Radwoja mnie obchodzi – skłamałam, ale przykułam jego uwagę. – Zastanawia mnie, czemu mi nie powiedziałeś. Nie ufasz mi? – dodałam szybko, widząc, że rozchylił już usta. Moje pytanie o zaufanie zbiło go z tropu, co dostrzegłam w nikłej zmianie w oczach. – Miluś, nie wiem, co między wami się stało, ale widzę, że cię to boli. – Zaskrzeczał, nie werbalizując komunikatu. Coś zaczynało do niego docierać. – Jestem twoją partnerką – przypomniałam, podkreślając. Zmrużył oczy. – Chcę cię wspierać, a to znaczy też przejęcie od ciebie części ciężaru.
– Nie chcę, żebyś się z nią zadawała – zakomunikował. – Radwoja jest nieistotna.
Uniosłam dłoń, którą sunęłam wcześniej wzdłuż jego ramienia. Wnętrze docisnęłam do policzka. Mocne rysy i pióra zamiast włosów wskazywały, iż wciąż nie odzyskał wewnętrznego spokoju. Przechylił głowę, chyba nawet nie zdając sobie z tego do końca sprawy, gdy potarłam palcem skórę pokrytą drapiącym zarostem.
– Powiesz mi, co ci zrobiła? – Skrzeczenie. – Jak mam ci pomóc, skoro nie znam prawdy? – Następny skrzekliwy warkot brzmiał niżej i słabiej niż poprzednie. – Cały czas podczas moich akcji z Jadzią jesteś przy mnie i jestem ci za to niesamowicie wdzięczna. Wiem, że byłoby mi dużo trudniej bez ciebie.
– Nigdy nie będziesz beze mnie – obruszył się, reagując instynktownie narastającym gniewem.
– Wiem, wiem – potwierdziłam szybko. Nie chciałam go ponownie złościć. – Jesteśmy razem i to się nie zmieni. Nigdy. – Celowo oraz z pełnym rozmysłem mówiłam to, co chciał usłyszeć, nawet jeśli moja świadomość pozostawiała gdzieś w tym myśleniu lukę. – Proszę cię, Miluś... skarbie... zaufaj mi i powiedz, co się stało.
– Ufam ci – zapewnił.
– Kiedy nie mówisz mi tak ważnych rzeczy, mimowolnie odnoszę odmienne wrażenie – poinformowałam, na co znów wydał charakterystyczny dla siebie dźwięk. – Co ona ci zrobiła, kochanie?
Na dłuższą chwilę zapadła cisza. Gdybym nie słyszała oddechu Milana, czując jego ciepło na twarzy i cały czas rejestrując mocne bicie obu serc, bałabym się, że zaliczył najprawdziwszy zgon. Oczy znów miał przymknięte, pozwalając się dotykać, choć jego ręce spoczywały wzdłuż ciała. Nie dotknął mnie, nie objął, a to już wskazywało, jak ogromny wysiłek wkładał w samokontrolę.
– Czas się wykąpać – odrzekł, podejmując decyzję. Już chciałam wnieść sprzeciw, próbując dalej go przekonać do zmiany zdania, ale uprzedził mnie, nareszcie układając dłoń na dole mych pleców i dociskając do swego ciała. – Najpierw kąpiel, a później... opowiem ci bajkę na dobranoc.
Brzmiało dziwnie, aczkolwiek podejrzewałam, że nie będzie prawił o kotkach i pieskach, a historia nie rozegra się za siedmioma górami ani rzekami niczym dorodna baśń o umęczonej życiem dziewuszce spotykającej księcia na drodze. Skinęłam głową, aprobując decyzję strzygonia. Pozwoliłam mu też na pocałunek, nie odchylając się, gdy przywarł do mych ust swoimi, prawie od razu go pogłębiając. To dopiero był wyraz desperacji.
Co więcej, Milan nadal pozostawał w trakcie przemiany. Pod koszulą wyczuwałam nierówności, domyślając się, że skoro pióra wciąż porastały jego głowę, z korpusem nie było wcale inaczej. Sięgnęłam guzików koszuli, odpinając pierwsze dwa. Cząstka drzemiąca we mnie potrzebowała poczuć go pod palcami, przesunąć nimi po czarnym upierzeniu. Kiedy musnęłam jego odsłonięty obojczyk, złapał mnie za nadgarstek, powstrzymując i zaprzestając pocałunku.
– Milan...
– Miała być kąpiel, sówko.
– Do kąpieli wypada się rozebrać – zripostowałam. Doznałam ulgi, gdy uśmiechnął się, ale ukłucie rozczarowania tknęło mnie prosto w serce, kiedy dojrzałam pojedyncze kosmyki. Wracał do swojej ludzkiej postaci. – Nie rób tego.
– Czego?
– Tego – powiedziałam, ale chyba nie zrozumiał, mierząc mnie z zaintrygowaniem. – Nie zmieniaj się teraz.
– To dzieje się samoistnie – określił.
– Nie panujesz nad tym? – spytałam ze słyszalną nutką ubolewania.
– Sówko, mówiłem, że w przemianie istotne są emocje – przypomniał dotknięty moją przesadną reakcją. Pamiętałam, faktycznie wspominał o tym. Chwyciłam zębami dolną wargę, przygryzając ją i chmurniejąc bezwolnie. – Choć cieszy mnie twoje zafascynowanie moim demonem.
– A mnie nie – burknęłam bez zastanowienia. Kolejne słowa też czmychnęły z krtani, zanim zdołałam nad sobą zapanować. – Jestem mokra.
Dźwignął sugestywnie brew, przeszywając mnie spojrzeniem. Jak na dłoni widziałam efekt mojego prostego wyznania wymalowany na jego obliczu. Urzekłam go, choć sama poczułam się raczej zażenowana. Nawet zacisnęłam uda, jakby to miało pomóc mi utrzymać moje podniecenie na wodzy. Milan oblizał wargę językiem.
– No, to chyba wypada coś na to zaradzić – przemówił.
O, kurwa, zaklęłam w myślach. Cokolwiek robił, moje ciało reagowało samo, a gdybym nie miała na sobie bielizny, prawdopodobnie właśnie uda ociekałyby wydobywającą się ze mnie wilgocią. Nie pamiętałam nawet, kiedy ostatni raz reagowałam tak żywiołowo, dosłownie w mgnieniu oka mocząc majtki. Ponownie zacisnęłam uda, ocierając je o siebie, totalnie zażenowana niekontrolowanymi reakcjami.
– To lepiej się pośpiesz – rzuciłam, gryząc się w język, zanim padły kolejne słowa. Prawie zaznaczyłam, że zaraz będziemy stać w kałuży, jeśli nic nie zrobi. – Mil...
Czarne, pojedyncze kosmyki zniknęły, ustępując ponownie upierzeniu. Więc jednak to kontrolował? Przełknęłam, ledwie panując nad oddechem i powstrzymując nadmierne ślinienie się. Ponad wszystko pragnęłam, żeby chociaż mnie dotknął, podczas gdy dłonie trzymał aktualnie w bezpiecznych sferach. Aczkolwiek wystarczyło, że przesunął jedną po moich plecach, a w całym ciele eksplodowały iskry.
– Więc postanowione – powiedział z zadowoleniem, które w tym momencie chciałam zetrzeć mu z twarzy. – Najpierw małe co nieco, kąpiel, powtórka i może replay w łóżeczku przed snem.
– Przed snem to obiecałeś mi bajkę – przypomniałam.
Warknął. Całkiem prawdopodobne, że mogłam mu o tym nie przypominać. Możliwe też, że w ten właśnie sposób sprowokowałam coś, czego nie sposób było zastopować, gdy emocje przejmowały nad strzygoniem władzę.
Wypuściłam z płuc nagromadzone powietrze, lądując w mgnieniu oka na plecach. Musiałam niezwykle szybko orientować się w sytuacji, co wbrew pozorom wcale nie wymagało ode mnie wzmożonego wysiłku. Oczy błyskawicznie przyzwyczaiły się do jego nienaturalnie przyśpieszonych ruchów, a ciało podejmowało reakcje wedle własnego rozsądu, gdy zarzuciłam ręce na szyję górującego nade mną strzygonia, zapadając się ku własnemu zaskoczeniu w miękkiej pościeli.
– Radziłbym ci, nie wodzić mnie na pokuszenie, sówko – zaskrzeczał chrypliwie przy mym uchu.
– Bo co? – spytałam zadziornie. – Zerżniesz mnie morderczo powoli czy...?
To mój głos? Kompletnie nie rozpoznawałam własnego brzmienia. Gdybym nie była wszystkiego świadoma, przysięgłabym, że w naszym pokoju znalazła się inna zmetamorfozowana strzyga. Tymczasem zaskrzeczałam, imitując głos rozeźlonego bruneta, jednocześnie łapiąc materiał koszuli i szarpnięciem zrywając zapięcie kolejnych guzików.
– Kurwa, Karmen – zaskrzeczał wchodząc mi w słowo.
Nasuwało się pytanie czy zaślepiała go furia, czy żądza. Objęłam go nogami, podpierając uda o biodra i zakleszczając je, jakby w ogóle miał próbować się ode mnie oderwać. To, co działo się z moim ciałem oraz umysłem, przekraczało wszelkie moje dotychczasowe wyobrażenia. Krzyknęłam, gdy docisnął usta do zgięcia mojej szyi, ale nie przebił ciągłości skóry. Po prostu całował, skubiąc kawałek po kawałku, gdy zjeżdżał niżej.
Podrapał mnie po boku, wsuwając dłoń pod plecy. Nie pozostałam dłuższa, przeciągając paznokciami po jego mięśniach grzbietu, jęcząc przeciągle. Biodra żyły własnym życiem, układając się tak, aby nakierować wejście dla zachłannego strzygonia, ułatwiając mu maksymalnie zadanie. Zbrodnią było, że wciąż jeszcze nie wypełniał mnie erekcją, którą ponad wszystko zapragnęłam poczuć. Prawie ponad wszystko.
– Mil...
Jęk nie oddał rodzącej się we mnie potrzeby, jakiej mężczyzna prawdopodobnie nawet nie dostrzegł. Mój wzrok to już zupełnie inna bajka, bo skupiał się teraz tylko na jednym punkcie. Pulsowanie przejmujące kontrolę nad całym moim ciałem zdawało się zestroić z tym, na które aktualnie patrzyłam, podczas gdy Milan jakimś cudem ssał już moje odsłonięte piersi. Nawet nie dostrzegłam, kiedy pozbył się mojego stanika ani rozdarcia, które pociągnął na bluzce od dekoltu. Nie spostrzegłam również momentu, w którym pozbył się mojego swetra. A może sama się go pozbyłam?
– Ja pierdolę, Kara – warknął nisko. – Jesteś taka mokra, że nawet mój kutas to czuje, a jeszcze w ciebie nie wszedłem.
I jak ja miałam myśleć zdroworozsądkowo, kiedy on rzucał takimi brudnymi tekstami? Palcami przesunął wzdłuż fałdek, wsuwając je następnie głęboko, na co mimowolnie dźwignęłam biodra. Nie tego potrzebowałam, choć powoli pewna nie byłam, która z moich potrzeb była priorytetowa. Nie umiałam nawet stwierdzić, kiedy zacisnęłam palce na jego szyi w taki sposób, aby jednocześnie nie przesłonić sobie tego jednego fragmentu, gdzie bez trudu widziałam wyeksponowaną tętnicę.
Poczułam na sobie jego wzrok, ale nie zamierzałam oderwać swojego od regularnej pulsacji. Oczy strzygonia znałam aż za dobrze, domyślając się, że właśnie w tym momencie obserwuje mnie krwistymi tęczówkami. Kątem oka dostrzegłam też, jak dźwignął usta w drapieżnym uśmiechu. Uniosłam głowę, będąc świadomą własnych ruchów tylko po części. Rozchyliłam usta i gotowa byłam przysiąc, że pulsujący punkt zmienił nieco położenie.
Poruszyłam biodrami, gdy poczułam, że wysunął ze mnie palce. Mocniej uniosłam głowę, wiedziona nieznanym dotąd instynktem, aby bodajby przytknąć usta do tego miejsca. Nie pragnęłam wiele. Chciałam tylko dotknąć, musnąć, poczuć pod miękką fakturą własnych warg. Ewentualnie zasmakować, przesuwając językiem i...
– Milan!
Krzyk wyrwał mi się z piersi, gdy wbił we mnie głęboko erekcję, wypełniając gwałtownie. Głowę odchyliłam do tyłu, uderzając nią nieznacznie o materac. Słyszałam, jak zaklął siarczyście, po czym przyśpieszył. Charakterystyczne skrzeczenie wydarło się z jego klatki raz za razem, jakby fakt, że jednak nie sięgnęłam jego szyi, ostro go rozwścieczył.
Pchał tak mocno, że przyjemność mieszała się z bólem, wznosząc mnie mimo wszystko na wyżyny, w związku z czym orgazmu doznałam szybciej niż mogłabym przypuszczać jeszcze przed momentem. Odgłos uderzania o siebie naszych ciał przeplatał się z jękami, wypełniając sypialnię. Poruszył się we mnie jeszcze kilkukrotnie, chociaż nie liczyłam, zaciskając palce na jego piórach. Kiedy już niemal skończyłam się na nim boleśnie zaciskać, Milan wreszcie doszedł, ponownie wprawiając w ruch ścianki żądne dodatkowych doznań, jakby dopiero co zakończony stosunek był ledwie przedsmakiem.
Z trudem łapałam oddech, rejestrując kłucie w piersi. Oczy miałam zamknięte, doznając nagłego zemdlenia, gdy kolory zatańczyły ze sobą, mieszając się w spójną, zlaną papkę. Co więcej, wszystko mnie bolało. Nie jakoś bardzo, ale tępy ból z niewiadomych przyczyn rozchodził się w mięśniach, jakbym właśnie zmagała się z zakwasami. Absolutna cisza z kolei raniła przez moment uszy, gdy nic, żaden najcichszy dźwięk nie docierał do mojej świadomości.
Określić nie umiałam, ile czasu trwałam w tym stanie. Zdawało mi się, że dopiero co skończyliśmy odbywać z Milanem stosunek, lecz jego zachowanie wskazywało na coś odmiennego. Mruknęłam cichuteńko, wybudzając się z transu i chwilowego zawieszenia, gdy docierać zaczął do mnie jego zmartwiony ton.
– Przepraszam. Sówko, kochanie, przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam – mówił, a jego dłonie sunęły po całym moim ciele. Poruszyłam się, wciąż nie umiejąc dźwignąć powiek i wtulając w twarde, męskie ciało ułożone obok. Odetchnął, a ja byłam pewna, że z ulgą. Przygarnął mnie mocniej do siebie, gładząc i powtarzając w kółko przeprosiny. – Nie chciałem, sówko. Przepraszam.
Cmoknięcie w czoło nagrodziłam kolejnym mruknięciem. Byłam senna, całkowicie opadłam z sił. Nie umiałam nawet poruszyć ręką czy otworzyć oka, aby na niego spojrzeć. Jedyne, co udało mi się osiągnąć, choć z ogromnym wysiłkiem, to wtulić mocniej w ciało strzygonia. Dopiero kiedy zdałam sobie sprawę z otaczającego mnie zapachu iglaków, rozluźniłam się, nie mając wcześniej zielonego pojęcia, jak mocno napinałam poszczególne mięśnie.
Trochę trwało, zanim uchyliłam powieki. Pierwszym, co zobaczyłam, była unosząca się i opadająca klatka piersiowa Milana. Chciałam się przekręcić, mocniej docisnąć do jego korpusu, ale uwięziona zostałam w stalowym wręcz uścisku. Zsunęłam wzrokiem niżej, orientując się w sytuacji. Partner trzymał mnie w swych ramionach tak mocno, jakby chronił mnie przed upadkiem z łóżka, co w zasadzie było niemożliwe, biorąc pod uwagę gabaryty mebla.
Westchnęłam. Było mi nad wyraz dobrze, choć odnotowywałam w ciele wciąż przytępiony ból. Tym razem jednak zdolna byłam zmienić nieznacznie pozycję, a ręce nie odmówiły mi już posłuszeństwa, gdy jedną ułożyłam na mięśniach klatki piersiowej.
– Mieliśmy się wykąpać – przypomniałam.
Nawet nie słysząc cichego chichotu poprzedzonego jego westchnięciem, wyczułam element rozbawienia. Korpus partnera zadrżał, a w zasadzie zawibrowało całe jego ciało. Drgania rejestrowałam nawet na nogach, gdzie przerzucił przeze mnie jedną swoją, skuteczniej zatrzymując mnie w miejscu.
– I wykąpiemy – uznał, nosem przesuwając w moich włosach. Nie miałam pomysłu, czemu zachowuje się tak dziwnie ani dlaczego wysłyszałam nutę wdzięczności. – Wykąpiemy, kochanie. – Musnął wargami moje czoło, dociskając do siebie. Uniosłam głowę, chcąc patrzeć mu w oczy, lecz nie oczekiwałam dojrzeć szczerej troski. Odgarnął moje zbłąkane kosmyki. – Jak się czujesz, sówko?
– Dobrze.
– Dobrze?
– Dobrze – potwierdziłam, wtulając policzek w pościel. Leżeliśmy na kołdrze w poprzek łóżka. – Czemu tak wypytujesz?
– Bo... – zaciągnął się powietrzem, a nieznany cień zatańczył w jego czarnych tęczówkach. – Nie chciałem zrobić ci krzywdy.
– Nie zrobiłeś – uznałam. – Jestem cała i zdrowa. I jak widzisz, żywa – oceniłam.
– Ale... – Znów mnie cmoknął. Zachowywał się, jakby nie umiał utrzymać swoich ust z dala ode mnie. – Przepraszam – wydusił.
– Nie wiem, o co ci nagle chodzi, ale z tego co pamiętam, seks uprawialiśmy razem – powiedziałam. – Byłam świadoma, co z tobą robię. Chciałam tego. No, i po prawdzie nie był to nasz pierwszy raz.
– Tak, ale...
– Milan, wyduś to wreszcie – poleciłam. Zachowywał się, jakby coś zmajstrował, a teraz bał się przyznać. Ja podobnie owijałam w bawełnę, gdy strzaskałam jakiś super ważny wazon ciotce Ludmile. Koniec końców nie uniknęłam słuchania, jaka to beznadziejna jestem, aby zniszczyć tak istotną pamiątkę, która w sumie cenniejsza była niż moje życie, ale cóż. – Mil?
– Po prostu... nie przewidziałem tego, przepraszam – powiedział.
Wciąż nie wiedziałam, za co tak usilnie mnie przeprasza. Pomysłu również nie miałam, czego nie przewidział. Seksu? Orgazmu? Rozejrzałam się nieznacznie, dostrzegając bałagan, jakiego narobiliśmy. Rozerwanych ubrań?
– Nie przepraszaj mnie – zawyrokowałam. – Po prostu zrób nam gorącą kąpiel, a potem liczę, że spełnisz obietnicę. – Przygryzł wnętrze policzka, co rozpoznałam natychmiast. Znałam go na tyle, aby wiedzieć, że wzbraniał się nadal przed wyznaniem mi czegoś, co uważał za zbędną informację. – Miluś?
– Tylko że...
– Mam nadzieję, że nie chcesz się wykręcić – odparłam, posyłając mu spojrzenie spod zmarszczonych brwi. – Już pomijając, że obiecałeś, to chyba jesteś mi coś winny, skoro non-stop mnie przepraszasz.
Skrzywił się. Trafiłam w czuły punkt. Obietnicę by zbagatelizował, przynajmniej próbując, ale faktycznie czuł wyrzuty sumienia z jakiegoś powodu.
– Dobrze – skapitulował. – Tylko że bajki opowiada się przed snem.
– No... – poparłam, nie do końca rozumiejąc. – To akurat. Kąpiel i do łóżeczka spać, pamiętasz?
– Sówko... – Spojrzałam na niego ciekawa, co mi zaraz powie. – Dochodzi dwudziesta.
– Co?! – Zerwałam się do siadu, a przynajmniej zrobiłabym tak, gdyby nie więził mnie mocarnymi ramionami. Zamiast tego szarpnęłam się tylko. – Jak to dwudziesta? Co my tyle czasu robimy w łóżku? Przecież... przecież dopiero był ranek.
Patrzył na mnie zbolałym wzrokiem. Cokolwiek sprawiło, że czas zniknął, on miał z tym wiele wspólnego. Zmrużyłam oczy. Oczekiwałam wyjaśnień i to solidnych. Przełknął, więc zauważyłam, jak porusza się jego grdyka, wzrokiem odbiegając na moment nieco w bok. Natychmiast przypomniałam sobie, że w zasadzie chciałam go... skosztować.
– Uspokój się, proszę – powiedział, siląc się na łagodny ton. Coś go cały czas dręczyło, a ja nadal nie rozumiałam. – Potrzebowałaś regeneracji.
– Regeneracji? – spytałam zdumiona. – Niby po czym?
– Po... naprawdę nie przewidziałem, że akurat dziś dopadnie cię tak silne pierwsze pragnienie, sówko – oznajmił, wyrażając dręczący go ból. Przyciągnął mnie bliżej, co było prawie nierealne, ciaśniej otaczając ramieniem. – Gdybym nie był tak... zamroczony, dopilnowałbym, żebyś je zaspokoiła.
– I cię skosztowała – dopowiedziałam, doznając olśnienia.
– Jeszcze nieraz mnie skosztujesz – zapewnił spokojnie, nieco wręcz pobłażliwie.
Z niezrozumiałego względu poczułam, jakby pierwszy raz stanowił zupełne odchylenie od późniejszych. Słyszałam, że przy pierwszym podejściu sprawię mu ból, ale raczej nie to Milan miał na myśli. Dotychczas odczuwał fascynację na myśl o mym zapomnieniu. Zmrużyłam oczy, przetwarzając wszystkie znane mi dane.
– Więc nie masz się czym przejmować – stwierdziłam. Z premedytacją podjęłam się próby zmanipulowania strzygonia, aby zdradził, dlaczego tak bardzo mu przykro. Naprawdę chodziło tylko o to, że go nie skosztowałam? Dotychczas raczej się wściekał i burczał, gdy owładnięta instynktem wycofywałam się w ostateczności. – Zaspokoję pragnienie innym razem.
– Tak – odparł bez większego przekonania.
Począł gładzić me plecy, dłonią sunąc raz w górę, raz w dół. Odnosiłam wrażenie, że to mnie próbuje uspokoić, chociaż sam zdawał się kłębkiem nerwów. Przytuliłam się mocniej, pozwalając mu na tę chwilę błogości. W końcu czekała go spowiedź, bo nie zamierzałam odpuścić przynajmniej historii o Radwoi.
No, i co o tym sądzicie?
Macie jakąś koncepcję dotyczącą owej Radwoi?
Pomysł, dlaczego Milan nie chce o niej nawet rozmawiać?
Każdą Waszą koncepcję chętnie poznam.
Pamiętajcie, kochani, że kocham Wasze komentarze <3
Z góry dziękuję za Waszą aktywność i wsparcie <3
Jak wspomniałam niedawno pod jednym z rozdziałów - kończymy Sowią wiedźmę.
Ostatni rozdział zostanie opublikowany dokładnie 6 grudnia.
Cieszycie się, że to już tuż tuż ? :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top