23. Nie tylko w chemii zachodzą niepożądane reakcje

Ten beznadziejny stan rzeczy utrzymywał się długo. Byłem rozdrażniony, ponieważ założyłem, że może jednak Gwen tyle nie wytrzyma – że ten pierwszy dzień będzie najgorszy – i w końcu nasza znajomość powolutku się ociepli, chociaż na tyle, aby wymienić ze sobą kilka słów, tak przy okazji, mijając się po drodze. Wiele razy chodziło mi po głowie, żeby do niej napisać, tylko o jakąś pierdołę, byleby zainicjować rozmowę, ale kiedy widziałem jej nastawienie, a raczej jego kompletny brak, przekładałem to na inny dzień, licząc, że może coś się zmieni i tym razem w szkole nieśmiało się do mnie uśmiechnie, więc tego wieczoru wyślę jej wiadomość, a ona odpisze.

Jednak pewien piątkowy dzień, okazał się dla mnie gwoździem do trumny. Wychodziłem właśnie z ostatniej lekcji, ciesząc się w duchu, że udało mi się napisać sprawdzian z geometrii na czwórę z minusem, kiedy dostrzegłem, że przez parking szła Gwen, bynajmniej nie z Ruby lub Grace.

Gwen szła z Finnem – prawie ramię w ramię, gawędząc wesoło i zmierzając prosto do jego nowego auta.

Z wrażenia przystanąłem, obserwując tę scenę: jak Finn otwiera jej drzwi, jak dziewczyna wsiada do środka, posyłając mu uśmiech, a on obchodzi swój wóz, aby zasiąść za kierownicą. Zagadał coś do niej, przez co się zaśmiała, po czym ruszył z miejsca, ustawiając się w rządku innych samochodów, powoli wyjeżdżających z terenu liceum. Żadne z nich nie skupiało się zbytnio na zgiełku dookoła; rozmawiali ze sobą, a w międzyczasie Gwen wyciągnęła rękę, aby włączyć radio.

Czułem, że wszystko się we mnie gotuje. Jak do tego mogło dojść? Jak on mógł? Tylko czekał na odpowiedni moment, żeby znowu się do niej przystawiać. Czekał, aż nadarzy się okazja i wykorzystał moje potkniecie. Minęło kilka tygodni, a ona już randkowała z innym? Może nie randkowała, może tylko się zaprzyjaźnili? Kogo chciałem, kurwa, oszukać – Finn robił maślane oczy do Gwen od samego początku. Ale dlaczego tym razem go nie spławiła? Odwiezie ją do domu czy pojadą w jakieś inne miejsce, spędzić wspólnie czas?

Zaciskając zęby, oglądałem, jak parędziesiąt metrów dalej ten dureń właśnie zabiera mi Gwen, a ja nic nie mogłem z tym zrobić. Przyglądałem się w bezruchu, jak odjeżdżają. Razem.

Przecież w szkole ze sobą nie gadali, a przynajmniej tego nie zauważyłem. Lecz za pierwszym razem też niczego nie zauważyłem, dowiedziałem się przypadkiem, siedząc u Roberta nad projektem. Kurwa!

Wściekłym krokiem podszedłem do swojego auta, szarpiąc za klamkę i dopiero po chwili reflektując się, że go nie otworzyłem. Wyciągnąłem z plecaka kluczyki, wcisnąłem odpowiedni guzik z taką siłą, że opuszek mojego kciuka zbielał i wsiadłem do środka, gryząc boleśnie dolną wargę. 

To się nie może wydarzyć, myślałem chaotycznie, ona nie może z nim być! Tak szybko znalazłaś pocieszenie, Gwen? Naprawdę? Z pierwszym lepszym, który wykazał tobą zainteresowanie? Może zrobiła to z premedytacją – może chciała zagrać mi na nerwach? Jeżeli tak, to był to strzał w cholerną dziesiątkę!

Opuściłem szkolny parking z piskiem opon, ku dezaprobacie znajdujących się na chodniku nauczycielek. Docisnąłem więcej gazu, a wtedy przez głowę przeszedł mi spontaniczny pomysł, który jednak zaraz odrzuciłem. Boże, jakie to byłoby poniżenie, gdybym za nimi pojechał, śledząc ich jak jakiś ostatni psychopata. Nie mogłem robić z siebie takiego błazna.

Wróciłem do domu, kopniakiem zatrzaskując za sobą drzwi.

– Oblałeś test z geometrii? – Ojciec wyłonił się z salonu. Od razu zauważyłem, że był podchmielony.

– Nie – odparłem, wskakując na pierwszy stopień schodów, aby czym prędzej zniknąć na górze. – Dostałem czwórkę. Z minusem.

– To czego taki wściekły jesteś? – krzyknął za mną.

– Bo tak!

Zamknąłem się w pokoju, przed oczyma wciąż mając obraz Gwen, siedzącej w aucie Finna. Padłem na łóżko, po czym wyciągnąłem z kieszeni telefon, aby sprawdzić, czy dziewczyna jest dostępna na czacie. Rzadko sięgała po swoją komórkę, będąc w czyimś towarzystwie, a przynajmniej kiedy spotykała się ze mną prawie nigdy tego nie robiła, więc jeżeli będzie online, to pewnie wróciła już do domu, a Finn zaoferował jej tylko podwózkę. Pewnie chciał przyszpanić nowym wozem – jakby ten piętnastoletni składak był wart czyjejkolwiek uwagi.

Z żalem odnotowałem, że Gwen ostatni raz była dostępna dzisiejszego ranka koło siódmej. Finn podobnie – nie wchodził na czat od kilku godzin. Ale to jeszcze nic nie znaczyło, wcale nie musieli być razem. Może po prostu nie wchodzili na media społecznościowe z innego powodu; ona zagadała się z mamą albo jadła szybciej obiad, a on mógł być w drodze powrotnej do siebie. Nadzieja matką głupich.

Dręczyło mnie to przez cały weekend. Nie zastanawiałem się nad tym, co będzie, jeżeli Gwen zacznie się z kimś spotykać, a to wszystko wydarzy się na moich oczach. Jeszcze żeby robiła to z typem z innej szkoły, ale musiał to być akurat Finn. On zapewne triumfował – udało mu się znów nieco bardziej do niej zbliżyć i mógł bezpośrednio przed moim nosem chełpić się jej towarzystwem.

Jakie istniały szanse, że Gwen chciałaby czegoś więcej, skoro ostatnim razem zupełnie nie była nim zainteresowana? Spławiła go nawet dwa razy, więc co mogło się zmienić w tej kwestii? Pewnie po prostu była dla niego miła i nie miała innej podwózki, więc skorzystała z okazji. Mogłem sprawdzić, czy Ruby zabierała kogoś ze sobą – może musiała dokądś pojechać zaraz po szkole, dlatego Gwen nie pojechała razem z nią, tak jak to miała w zwyczaju?

W niedzielę wieczorem zacząłem kartkować swoje zeszyty, aż w jednym, w którym prowadziłem chemię, dostrzegłem zapisane drukowanymi literami: „ZADANIE 16, STR 67". Sięgnąłem do plecaka, chcąc wyjąć właściwy podręcznik, ale nie znalazłem go w żadnej przegrodzie. Rozejrzałem się po pokoju, przerzucając kartki na biurku, pod którymi mogłaby ukryć się książka, lecz dalej nic – pewnie została w szkolnej szafce.

Nauczycielka wyśmiałaby mnie, gdybym zasłonił się wymówką o braku podręcznika, z uśmiechem wpisując mi adekwatną ocenę, o ile przyłapałaby mnie na braku zadania, a ryzyko było duże, bo zwykle odpytywała tych „gorszych" uczniów – tak się składało, że oczywiście miałem na sobie tę łatkę.

Może ktoś dałby mi szybko spisać przed lekcją? Od czego ma się przecież kolegów z klasy? Napiszę do kogoś, żeby wysłał mi zdjęcie zadania – myślałem szybko – a potem będę udawać, że nie bardzo rozumiem polecenie i może uda mi się wyłudzić gotowca. Tyle że właściwie nie miałem do kogo się w tej sprawie odezwać. Victor z Finnem byli w innej grupie, ale nawet gdyby sytuacja wyglądała inaczej i tak odpadali; Todda nie dodałem nawet do znajomych i moja wiadomość pewnie utknęłaby w jego spamie, zresztą ostatnio pozwalał mi od siebie ściągać tylko na geometrii. Poza tym nie rozmawiałem z nikim innym. Może jakaś dziewczyna – najlepiej cicha kujonka, którą mógłbym zagadać, a ona bez wahania zgodziłaby się na moją prośbę. Próbowałem takich sztuczek kilka razy i ten trik działał tylko na początku; pamiętałem to wkurzenie Wendy, gdy dostałem piątkę za przeczytanie zadania, które bezczelnie od niej przepisałem, nie zmieniając w nim ani słowa. To był ostatni raz, kiedy mi odpisała.

Co, gdybym napisał do Gwen? To by był niesamowicie oklepany sposób, żeby zacząć rozmowę. Pewnie od razu pomyślałaby sobie, że to jedynie głupia wymówka i tak naprawdę wcale nie potrzebuję zdjęcia podręcznika; prawdopodobnie by nie odpisała, a ja plułbym sobie w brodę, że się wygłupiłem.

Została jeszcze Harper, dziwny trafem nienastawiona do mnie negatywnie, tak jak reszta jej znajomych. Ale czy chciałem do niej pisać? Bałem się, że może się do mnie przyczepić, a nie potrzebowałem żadnych nowych komplikacji.

Westchnąłem, wahając się przez dobre trzy minuty, po czym ostatecznie kliknąłem w jej nazwisko i wystukałem w klawiaturę:

Hej. Wyślesz mi zdjęcie podręcznika z chemii? Strona 67 z zadaniem 16.

Była niedostępna, ale kiedy do niej napisałem, znaczek przy jej zdjęciu od razu stał się zielony. Cóż, pocieszające, że istniała jeszcze na tej Ziemi osoba, która tak ochoczo reagowała na moje wiadomości.

Jasne, czekaj chwilę – odpisała, lecz wcale nie musiałem czekać, bo fotka pojawiła się pięć sekund później.

Kliknąłem w przesłany mi obraz – był niesamowicie niewyraźny. Próbowałem go przybliżyć, ale litery zlewały się jedynie w czarne kleksy. Wszyscy macie najnowsze iPhony, ale jak przychodzi co do czego, to nie umiecie z nich poprawnie skorzystać, pomyślałem w zirytowaniu.

Jednak zaraz pojawiło się drugie zdjęcie, tym razem bardziej wyraźne. Całe szczęście, że Harper sama się zreflektowała i nie musiałem prosić, żeby postarała się lepiej uchwycić ostrość.

Dzięki.

Nie ma problemu. Zadanie 21 i 37 też chcesz?

Zmarszczyłem brwi.

Jest do zrobienia więcej?

Chwyciłem zeszyt, otwierając go na odpowiedniej stronie, ale oprócz tamtego jednego zapisku, nie miałem zanotowane nic ponad to. W zasadzie istniało duże prawdopodobieństwo, że babka zadała coś jeszcze, a ja po prostu zacząłem się pakować, słysząc dzwonek i natychmiastowo tracąc zainteresowanie jej słowami.

W sumie trzy polecenia, z czego jedno ma aż cztery podpunkty – odpowiedziała Harper.

Zerknąłem na godzinę – dochodziła dwudziesta druga. Za Chiny się z tym wszystkim nie uwinę, a zarywanie nocki dla kilku zadań z chemii nie wchodziło w grę.

Zrobiłaś je? – zapytałem.

Prawie. Właśnie kończę.

Znów odrobinę się zawahałem, ale nie pozostało mi nic innego, jak poprosić ją o wysłanie mi rozwiązań.

Chciałabyś się podzielić swoimi odpowiedziami?

No nie wiem, trochę się nad tym nagłowiłam – napisała.

Specjalnie zrobię kilka błędów – obiecałem.

I tak nie brzmi to fair.

Wywróciłem oczami.

To co brzmi fair? – dopytałem, licząc, że Harper nie wyskoczy z jakimś debilnym układem. Ile trzeba się starać, żeby dostać głupie zadanie?

Czekałem na to, co wymyśli, a dość zwlekała z udzieleniem mi tej informacji. Pewnie dopiero wymyślała jakąś przysługę.

Możesz mnie jutro podrzucić do szkoły. Wyjątkowo nie mam się z kim zabrać – napisała w końcu.

No i przyczepiła się do mnie, skwitowałem od razu w myślach. Może kolejna jedynka mi nie zaszkodzi, a może nawet jej uniknę, jeżeli wybór nie padnie na mnie. Nie będę dawać się tak wykorzystywać dla pracy domowej z chemii.

Finn dostał nowe auto i was nim nie podwozi? – Spróbowałem zmienić temat.

Podwozi, ale nie jutro i niestety nie nas. Jedzie z Gwen – wyjaśniła Harper.

Zacisnąłem pięści, odjeżdżając krzesłem od biurka. Ś w i e t n i e. Przez moją głowę przeleciał tabun przekleństw, wszystkie zaadresowane w stronę Finna. Gdybym skasował mu samochód, nie miałby pretekstu, aby spotykać się z Gwen – oczywiście był to pomysł szalony, ale jakże przyjemny; musiałbym tylko poświęcić swój wóz.

Przysunąłem się z powrotem do laptopa.

W porządku. Będę jutro po ciebie. Nie obiecuję punktualności – wystukałem gniewnie.

Ok! W takim razie łap zadania – odpisała, wysyłając mi kilka kolejnych zdjęć.

Nie kliknąłem w nie jednak, tylko obracałem się na krześle, próbując pogodzić się z tym wszystkim. Przeżyję jakoś obecność Harper następnego ranka, nawet jeżeli znajdziemy się w jednym aucie, tuż obok siebie. Ale patrzeć znów na uradowanego Finna i uśmiechającą się do niego Gwen... Myślałem, że karma już w całości do mnie wróciła, lecz wyglądało na to, że zostanie rzuconym przez dziewczynę, którą kochałem, było tylko początkiem lawiny moich nieszczęść.

Następnego dnia, na kilka minut przed wyjściem, przepisywałem szybko odpowiedzi, które wczoraj wysłała mi Harper. Nabazgrałem je nierówno, nie martwiąc się o to, czy w ogóle zdołam później sam rozczytać swoje pismo, po czym wrzuciłem zeszyt do plecaka i zbiegłem na dół.

Ruszając z podjazdu przed domem, próbowałem opanować zdenerwowanie, związane z zobaczeniem znów Gwen razem z Finnem, no i koniecznością pojechania po Harper, a potem spędzania z nią kilkunastu minut sam na sam. Obiecałem sobie także, że już nigdy więcej nie zignoruję nauczycielki, nawet jeżeli będzie sporo po dzwonku oraz że zawsze będę mieć zanotowane wszystko, co trzeba, aby sytuacja z wczoraj nie miała szansy się powtórzyć.

Harper czekała na mnie na zewnątrz, spacerując nerwowo po chodniku.

– Nienawidzę się spóźniać – powiedziała, siadając na fotelu obok.

– Nie spóźnimy się – mruknąłem. – Zresztą napisałem ci wczoraj, że nie będę punktualny.

Kiedy zamknęła drzwi, uderzyła mnie słodka woń jej perfum. Zamrugałem kilka razy, żałując, że otwarcie okna byłoby zbyt wredne i odjechałem, nieco szybciej niż wskazywałyby na to znaki drogowe.

– Po Victora nie podjedziemy? – spytałem, przypominając sobie nagle o tym chłopaku. Znowu dołożyłem sobie cegiełkę do jego muru nienawiści wobec mnie.

– Nie, ogarnął już sobie transport – odrzekła Harper.

– Powinien w końcu zrobić prawo jazdy, żeby móc wozić ci tyłek. – Nie chciałem zabrzmieć obscenicznie, ale nie przemyślałem za bardzo swoich słów.

– Prędzej sama zdam prawko. – Dziewczyna nie wydawała się urażona, jakby nieszczególnie kryjąc się z tym, że jej relacja z Victorem to raczej jednostronna transakcja, chociaż miałem nadzieję, że jednak dostawał od niej coś w zamian za to, że latał za nią jak pies od czasów wczesnej podstawówki. Ile to już minęło lat, odkąd był na każde jej skinienie, ciesząc się przy tym jak głupi?

– Finn to, jak widać, dobry kumpel, skoro tak wystawia znajomych – zacząłem, mając nadzieję, że wybadam temat, który interesował mnie najbardziej.

– Nie wystawił nas – sprostowała Harper. – Dał znać już w sobotę, że dzisiaj wyjątkowo tego nie zrobi. Szkoda, że Rob nie jest chętny, aby się spotykać, nawet na te kilka minut przed lekcjami.

„Dał znać już w sobotę"? Więc dużo szybciej wiedział, że zabierze w poniedziałek Gwen do szkoły – musieli ze sobą rozmawiać w weekend. Och, trzeba było napisać do niej o to durne zadanie, trzeba było interweniować, a nie podkulać ogon.

– Wyjątkowo? – podchwyciłem. – Więc jutro, pojutrze i tak dalej, będziesz jeździć z nim?

– Mógłbyś lepiej udawać, że nie na rękę ci tu ze mną siedzieć. Sory, że w ogóle poprosiłam cię o przysługę.

Nieco skrępowany, zerknąłem w jej stronę, po części ciesząc się w duchu, że nie zrozumiała, o co tak naprawdę mi chodziło.

– Nie no, to nie tak, staram się tylko jakoś pociągnąć naszą rozmowę – wytłumaczyłem gładko. – Nie gadamy ze sobą, to nie wiem, o czym z tobą konwersować.

– Jasne – rzuciła tylko, zaciskając palce na torebce, którą trzymała na kolanach.

– Naprawdę – broniłem się dalej. – Kiedy ostatnio ze sobą rozmawialiśmy bez całej reszty ekipy?

– Jak przyjechałeś odebrać swoje rzeczy, które zostawiłeś na sylwestrze albo na szkolnym korytarzu, po tym jak odwołano historię – wymieniła od razu. – Wczoraj też chwilę pisaliśmy, co prawda tylko po to, żebym wysłała ci odpowiedzi z chemii.

– Hm. No tak – przyznałem jej rację. – Niech ci będzie, ale to raczej nie były takie rozmowy, jak ta, gdy siedzisz obok mnie i nie mamy konkretnego tematu.

– Może i nie – również się ze mną zgodziła. – W takim razie powiedz mi, co u ciebie słychać?

Och, nie – westchnąłem w myślach. Najgorszy sposób na rozpoczęcie pogawędki.

– Chyba wszystko w porządku – powiedziałem, starając się nie krzywić. – A u ciebie?

– Mogłoby być lepiej – stwierdziła. – Nowy rok nie zaczął się jakoś szczególnie dobrze, a podobno jaki sylwester...

– Wiem – wtrąciłem, nie chcąc, aby wypowiadała na głos tę sentencję. Nie wierzyłem w takie bzdety, ale jeżeli, jakimś cudem, to przysłowie mogłoby mieć coś wspólnego z rzeczywistością, miałem ostro przejebane.

– Rozumiem, że temat sylwestra to temat tabu? – zgadła.

– Dziwi cię to?

– Mówiłam ci już, że myślałam, że masz to wszystko gdzieś. I tak się z nami przez dłuższy czas nie trzymałeś.

– Ale zrobiłem Robertowi okropne świństwo.

– Nie tylko jemu i nie pierwsze.

Nie skomentowałem tego w żaden sposób. Zacisnąłem ręce na kierownicy, skupiając wzrok na drodze przed nami. Jasne, że miała rację, ale czy musiała mi to wypominać? Czułem się ze sobą wystarczająco źle, aby jeszcze jakaś osoba z zewnątrz wytykała mi moje błędy.

– Przepraszam – zreflektowała się Harper. Kątem oka widziałem, że mi się przyglądała.

– Spoko. Zawsze mówisz to, co ci ślina na język przyniesie.

– To się nazywa „szczerość".

– Albo ogromny nietakt, jeżeli ktoś nie chce tej twojej „szczerości".

– Okej – westchnęła. – W takim razie będę od dzisiaj uważać na twoje uczucia.

Z pobłażaniem uniosłem jedną brew.

– Na moje uczucia? – powtórzyłem. – Dzięki, ale nie martw się o nie.

Dziewczyna nic na to nie odpowiedziała, a ja ucieszyłem się, widząc dach liceum, wyłaniający się zza zakrętu. Jeszcze tylko kilka minut i się jej pozbędę. Jeszcze tylko kilka minut, a będę musiał patrzeć na pewną dwójkę ludzi, którzy nie powinni się w ogóle do siebie zbliżać.

Zostało nam dokładnie pięć minut do dzwonka, kiedy zaparkowałem samochód na jednym z wolnych miejsc przed szkołą. Ciemnozielony volkswagen Finna stał już przy ogrodzeniu, a obok jego maski znajdował nie kto inny, jak on sam we własnej osobie oraz Gwen i – o dziwo – także Victor. Cała trójka spojrzała na moje auto. Cała trójka dostrzegła mnie i Harper, siedzących w środku.

Z bijącym sercem przyglądałem się minie Gwen, która z nieodgadnionym wyrazem twarzy zerkała w moim kierunku. Dopiero wtedy uderzyło mnie to, co ja najlepszego narobiłem. Przyjechałem tutaj z inną dziewczyną. W jej oczach na pewno zachowywałem się jak dzieciak, który próbował w tani sposób się odgryźć, w imię zasady „oko za oko". Kiedy dotarło do mnie, jak to wszystko idiotycznie wygląda z tej perspektywy, spuściłem wzrok, gasząc silnik. Trzeba było nie zgadzać się na ultimatum Harper i dostać jedynkę niż musieć teraz znosić te osądy. Powinienem wczoraj opanować swoją złość, a przede wszystkim nie działać pod wpływem impulsu i zazdrości.

Wysiadając z auta, nie mogłem się oprzeć, aby jeszcze raz nie rzucić okiem w kierunku tamtej trójki – Finn patrzył na mnie z kpiarskim uśmiechem, Victor wewnętrznie cały się gotował, a Gwen... Cóż, Gwen tylko spoglądała na mnie cierpko, po chwili łypiąc na Harper, która zaczęła iść tuż za mną. Odczep się już, poprosiłem błagalnie w myślach, pragnąc zapaść się pod ziemię. Przyspieszyłem kroku, ale dziewczyna mnie dogoniła.

– Co ci jest? – Chciała wiedzieć.

– Victor jest o ciebie cholernie zazdrosny. – Zasłonienie się tą kwestią to pierwsze, co przyszło mi do głowy. – Kiedyś zakradnie się nocą do mojego domu i zabije mnie we śnie.

– Od kiedy tak przejmujesz się uczuciami innych osób?

– Od sylwestra – rzuciłem krótko, gwałtownie otwierając drzwi wejściowe do budynku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top