20. Każdy potrzebuje wehikułu czasu

Minęły dwa dni. Dzięki Bogu, że trwała przerwa świąteczna – nie musiałem zaprzątać sobie głowy szkołą, której nie powinienem dłużej zawalać, mimo że byłby to idealny czas, aby sobie odpuścić i skupić się na czymś ważniejszym od referatów oraz projektów. Gdybym nie schrzanił tak letniego semestru... Gdybym nie schrzanił tak wielu innych rzeczy.

Znajdowałem się w dziwnym stanie zawieszenia. Nie mogłem uwierzyć, że Gwen ani razu nie włączyła swojego telefonu i ani razu nie weszła na żaden swój portal społecznościowy. Odcięła się nie tylko ode mnie, ale od wszystkich – chyba że istniała jakaś inna nieznana mi droga, aby móc się z nią skontaktować. To znaczy, oczywiście, że istniała. Wystarczyłoby pójść do jej domu, ale obawiałem się, iż gdyby państwo Greene zobaczyli, w jakim jestem stanie, najpewniej nie dopuściliby mnie do swojej córki. Poza tym nie miałem pewności, czy nie wiedzieli, co się stało; może nie konkretnie, ale Gwen przecież mogła im przekazać, że okazałem się skończonym dupkiem. Nie wiedziałem o której oraz w jakiej kondycji wróciła wtedy do domu. Może niczego po sobie nie pokazała, może wbiegła roztrzęsiona do salonu i wszystko z siebie wyrzuciła, a ja stałem się drugim naczelnym wrogiem jej ojca, zaraz po tamtym chłopaku, odprowadzającym ją nieprzytomną po imprezie.

Jednak następnego wieczoru, gdy tak samo jak od ostatnich kilku dni leżałem w łóżku, pogrążony w depresyjnych, egzystencjonalnych rozważaniach, mój telefon wydał z siebie cichy dźwięk. Od razu chwyciłem go spoconymi z nerwów dłońmi, odczytując informację, że abonent, z którym próbowałem się – z tysiąc razy – połączyć, jest dostępny.

W moje żyły wystrzeliła adrenalina. Przeszedłem do pozycji siedzącej i od razu wybrałem numer Gwen, a na dźwięk sygnału, obleciał mnie przeolbrzymi strach, przyspieszający mój puls do tego stopnia, że nieregularny oddech zamienił się niemalże w zadyszkę. Chciałem z nią porozmawiać, równocześnie bojąc się konfrontacji oraz tego, co mógłbym usłyszeć.

Nie odebrała. Odrzucała także kolejne połączenia, a ja przyciskałem telefon do ucha, bojąc się, że w końcu mnie zablokuje. Czy powinienem osaczać ją jak skończony paranoik? Czy lepszym rozwiązaniem byłoby odpuścić, przeczekać jeszcze dzień lub dwa? Nie mogłem dłużej czekać, wariowałem już zbyt długo. Nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego i pragnąłem jak najprędzej mieć te męczarnie za sobą. Chciałem chociaż wiedzieć na czym stoję, jak bardzo jest zła i jak nikłe są moje szanse.

Aż w końcu po kolejnym nieudanym połączeniu, otrzymałem wiadomość. Od niej. Moje serce fiknęło następnego koziołka, a ze stresu trafiłem w powiadomienie dopiero za drugim razem.

Odczep się ode mnie.

Przeczytawszy to krótkie zdanie, poczułem silny skurcz żołądka. Nie planowała ze mną rozmawiać, kazała mi zostawić się w spokoju, krótko i jasno sygnalizując, żebym przestał się dobijać. Jak na ironię, jednymi z jej pierwszych słów, wypowiedzianymi w moją stronę było właśnie to głupie „odczep się" – nie chciałem, aby okazało się również ostatnim, co miała mi do przekazania. To nie może być koniec, rozmyślałem z rozżaleniem, nadal uparcie nie przyjmując do siebie takiej ewentualności.

Odłożyłem telefon, opadając na plecy. Masz swoją odpowiedź, Hektor. Już wiesz na czym „stoisz". Ta dziewczyna nie chce cię znać, czego się spodziewałeś?

Naprawdę nasza relacja miała zatrzymać się w tym momencie? Jeszcze parę dni temu roztaczała się przede mną przyjemna wizja wspólnych spacerów, randek, powrotów ze szkoły i groma innych rzeczy, jakie moglibyśmy robić, ciesząc się sobą. Wszystko to zostało ucięte, a tępe nożyczki poszarpały koniec tej wstęgi, zostawiając zwisające nitki i porwany materiał.

Skupiłem się na swoim oddechu, powoli nabierając powietrze przez obolały nos. W głębi serca wierzyłem w inny scenariusz – że z Gwen w końcu ulecą wszystkie negatywne emocje, przyjmie moje przeprosiny i wytłumaczenia, a ja naprawię to, co zawaliłem. Że będę idealnym chłopakiem, nie popełniającym żadnych głupich błędów.

Minęła godzina, po upływie której zdecydowałem się zadzwonić do niej jeszcze raz – od jakichś dwudziestu minut ślęczałem nad włączonym laptopem, więc widziałem, że była online i choć nie przeczytała żadnej mojej wiadomości, nie mogłem tak po prostu siedzieć, modląc się o to, by pozwoliła mi się ze sobą skontaktować. Ale po raz kolejny nie odebrała. Dlaczego tak długo mnie ignorowała? Czy to było dla niej aż takie łatwe?

Odpuść, pomyślałem w pewnym momencie. Im szybciej się z tym pogodzisz, tym dla ciebie lepiej.

Jednak wbrew swoim złotym radom i tak znów do niej napisałem:

Proszę tylko o jedno spotkanie. Porozmawiamy, a później będziesz mogła zapomnieć o moim istnieniu.

Chociaż tak naprawdę nie dopuszczałem do siebie takiej opcji, powoli zaczynał docierać do mnie rzeczywisty obraz sytuacji.

Nie spodziewałem się, że po tych słowach coś się zmieni i Gwen odczyta moje żałosne wypociny, ale właśnie tak się stało: wyświetliła i długo nie odpisywała. Wymachiwałem rytmicznie nogą, wpatrując się w ekran. Może właśnie śledzi wzrokiem każdą linijkę całej tej żałosnej litanii przeprosin, myślałem chaotycznie. A może tylko kliknęła w konwersację, nawet nie kłopocząc się zerknięciem na treść moich nieskładnych elaboratów.

Jedno spotkanie. – Odpowiedź przyszła po dokładnie siedmiu minutach.

O której mogę po ciebie przyjechać? – wystukałem błyskawicznie drżącymi dłońmi, czując, jak na dnie mojego szaleńczo uderzającego serca kiełkuje nadzieja, szepcząca do mojej podświadomości, że jeżeli Gwen ostatecznie zgodziła się ze mną zobaczyć, nie wszystko jest stracone.

Nim otrzymałem wiadomość zwrotną, musiałem odczekać kilka kolejnych bolesnych minut, ale gdy w końcu przyszła, prawie podskoczyłem na siedzeniu:

Za godzinę.

Godzina. Godzina i ją zobaczę, wyjaśnię wszystko, naprawię tyle, ile się da i obiecam jej, że nigdy więcej niczego tak nie spierdolę. Oczyma wyobraźni widziałem, jak ją do siebie przygarniam, kładę podbródek na czubku jej głowy i cały ten ciężar, ugniatający moje trzewia, znika.

Najpierw musiałem się jakoś ogarnąć. Niewiele mogłem zrobić ze swoim wyglądem, z wyjątkiem wzięcia prysznica, ale trudno – nie to było najważniejsze. W zdenerwowaniu wskoczyłem pod ciepły strumień wody, ostrożnie przemywając swoją twarz. Opuchlizna wcale tak ochoczo nie schodziła, a wszelkie siniaki z każdą godziną mieniły się żółcią i fioletem coraz bardziej; ich dokuczliwe pulsowanie niwelowałem garściami tabletek, lecz w tamtej chwili byłem tak nabuzowany, że przesuwając palcami po swoich policzkach, nawet nie czułem bólu.

Kiedy po kilkudziesięciu minutach, przepełnionych huśtawką emocji, wsiadłem do auta, zapomniałem o swojej mało estetycznej aparycji. Żałowałem, że zostawiłem u Harper swoją kurtkę i musiałem założyć na siebie dwie bluzy oraz jeansową katanę, aby nie zamarznąć. Czapki także od niej nie zabrałem, a przecież był to prezent od Gwen – prawdopodobnie jej już nie odzyskam, bo nie miałem zamiaru z nikim się kontaktować, zapewne tak samo jak nikt z tamtych ludzi nie miał zamiaru odzywać się do mnie, ale ważniejsze od odzyskania czapki, było odzyskanie dziewczyny.

Przyjechałem na miejsce dziesięć minut przed czasem. Zatrzymałem się przy krawężniku, na którym zawsze czekała na mnie Gwen; tym razem betonowe płyty były puste i zimne, a odbijające się od nich światło latarni, migotało wśród wilgoci posadzki. Z szybko bijącym sercem wpatrywałem się w alejkę, ciągnącą się w górę trawnika, wyczekując aż nareszcie ją zobaczę i poczuję się lepiej. Siedziałem jak na szpilkach, wytężając wzrok oraz reagując nerwowo na każdy ruch zarośli, myśląc, że to w końcu ona.

Zjawiła się dopiero po dwudziestu niemiłosiernie długich minutach, pierwszy raz spóźniona na spotkanie ze mną. Starałem się nie odbierać tego jako zły znak – może miała powód, przez który nie mogła wyjść szybciej. Zacząłem się mimowolnie wiercić, zaciskając spocone dłonie na kierownicy. Nie byłem pewien, co czuję mocniej: ekscytację czy strach.

Z przyspieszonym oddechem obserwowałem, jak jej zakapturzona sylwetka zbliża się do mojego auta, a gdy otworzyła drzwi i wsiadła na środka, odniosłem wrażenie, jakby w samochodzie na chwilę zabrakło powietrza.

Przyjrzałem się jej pięknej twarzy – nieumalowanej, bladej oraz odrobinę zmęczonej – i moje serce po raz kolejny boleśnie się zacisnęło.

Ona także na mnie spojrzała, robiąc przy tym dziwną minę; szare oczy wypełnił dyskomfort, przez który poczułem się tak, jakbym dostał kopniaka w żołądek.

– Co? – zapytałem odruchowo.

Gwen momentalnie odwróciła wzrok.

– Hm. Nic. Po prostu... twoja twarz. – Głos miała delikatnie zachrypnięty, ale nadal przyjemny i melodyjny.

Dopiero wtedy przypomniałem sobie o swojej twarzy i na sekundę ukłuł mnie wstyd.

– Wiem – westchnąłem, stając się zachować spokój. – Trudno.

Nie wiedziałem od czego zacząć, dlatego postanowiłem najpierw ruszyć z miejsca, zawożąc nas w jakieś inne miejsce, ale dziewczyna widząc moje zamiary, od razu zaoponowała:

– Nie. Zostańmy tutaj. Muszę zaraz wracać.

– W porządku – zgodziłem się machinalnie.

Ale nie było to dla mnie w porządku. Nie chciałem, żeby nasze spotkanie zostało odbębnione naprędce; żeby Gwen odeszła po kilku minutach, zostawiając mnie samego.

Zapadła cisza i zrozumiałem, że dopóki ja się nie odezwę, ona tym bardziej tego nie zrobi.

Przełknąłem ślinę, zbierając swoje bezładne myśli.

– Jestem skończonym idiotą – zacząłem. – Zjebałem wszystko po całej linii. Przepraszam cię, że zepsułem sylwestra, że musiałaś oglądać tamto... wydarzenie. Powinienem ci się przyznać do wszystkiego, kiedy był na to czas, ale uznałem, że... Nie znaliśmy się wtedy, nie zdawałem sobie sprawy z... – przerwałem, wpatrując się w jej nieruchomy profil. – Nie chciałem spowiadać ci się z każdego grzechu, bo to przeszłość, która nie ma dla mnie znaczenia.

Dziewczyna nie wyglądała, jakby mnie słuchała, jednak zacisnęła usta i rozluźniając je po sekundzie, odrzekła:

– Nie tylko sylwestra zepsułeś.

– Wiem.

– Wiedziałam, że to wszystko dzieje się zbyt szybko – powiedziała. – Ale oprócz tego, że zaczęło się zbyt szybko, szybko się również kończy.

Kolejny ścisk w żołądku. Była tak spokojna i pewna siebie.

– To nie musi się kończyć. Tak, byłem dupkiem, ale nie znałem cię wtedy – zaznaczyłem ponownie. – Nie sądziłem, że kiedykolwiek poznam kogoś, na kim...

...będzie mi tak zależeć, dokończyłem w swojej głowie, czując, że moja krtań niespodziewanie się zaciska, uniemożliwiając mi wydobycie z siebie normalnego tonu głosu.

Gwen nagle się żachnęła, a jej opanowanie zniknęło.

– Słyszałam, że odstawiałeś chore numery, że kilka osób się na tobie przejechało i... Nie rozumiem sama siebie, dlaczego ignorowałam te wszystkie sygnały, docierające do mnie z różnych stron. Może po prostu nie sądziłam, że... jesteś zdolny do takiej rzeczy. Że byłeś w stanie tak wykorzystać okazję, jakby to w ogóle nie było dla ciebie ważne, że to dziewczyna twojego przyjaciela. Denise też nie jest bez winy, ale... – urwała, spuszczając wzrok na swoje dłonie. – Robert był twoim przyjacielem – powtórzyła męcząco beznamiętnie – i zrobiłeś mu coś takiego.

– Nie myślałem wtedy o tym – odpowiedziałem od razu. – Nic mnie nie usprawiedliwia. Biorę to na siebie, Gwen. Gdybym mógł cofnąć czas, to... nigdy nie zrobiłbym czegoś podobnego.

– Szkoda, że nikt nie dysponuje takimi zdolnościami, aby móc cofać czas. Też bym chętnie skorzystała.

Gdy usłyszałem to zdanie, ogarnął mnie niesamowity niepokój.

– Co masz na myśli? – dopytałem cicho.

– Cofnęłabym się do tamtego wieczoru, kiedy cię poznałam i zaufałabym swojej intuicji, że jesteś okropną osobą. Wtedy nigdy nie pozwoliłabym na rozwój tej znajomości.

Chyba wolałbym, żeby zamiast wypowiadać te słowa, po prostu mnie spoliczkowała, chociaż i tak poczułem się, jakbym po raz kolejny dostał w twarz. Nie wiedziałem, co powiedzieć, dlatego na moment zapadła cisza, tak głośna, że zaczęło mi piszczeć w uszach.

– Nie mów tak. – Tylko to zdołałem z siebie wydusić.

Gwen wzruszyła ramieniem. Była chłodna, jak nigdy. Docierało do mnie, że szanse na to, by nasza rozmowa zakończyła się nawet w ułamku procenta dobrze, są zerowe, ale w przypływie beznadziejności i załamania, nie pozostało mi nic innego, jak usilne tłumaczenie się.

– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo tego wszystkiego żałuję – ciągnąłem daremnie, wałkując to, co już wielokrotnie deklarowałem w każdej wysłanej do niej wiadomości.

– Żałujesz, bo prawda wyszła na jaw – stwierdziła obojętnie.

– Nie – zaprzeczyłem gwałtownie. – Żałowałem dużo wcześniej.

– Wiesz czego ja żałuję? Żałuję, że tak szybko cię do siebie dopuściłam. Całe szczęście, że nie zdążyłam poczuć do ciebie nic więcej niż tylko sympatii.

Ten sarkazm, to określenie... „Nic więcej niż tylko sympatia". Naprawdę nie czuła nic więcej? Po raz pierwszy okazałem się stroną, której zależało bardziej? Wewnętrznie cały drżałem, przetwarzając w myślach to wyznanie. Teraz wiesz, jak to jest. Teraz wiesz, co czuła każda osoba, którą ty jednego dnia byłeś w stanie wykreślić ze swojego życia, a ona nie mogła zrozumieć, dlaczego i jak to możliwe.

Wziąłem płytki wdech, próbując nie wypuścić na wierzch ani jednej kropli rozpaczy, mocno napierającej na mnie z każdej strony.

– Sympatii? – powtórzyłem w odrętwieniu. – To była tylko sympatia?

– Jesteś zdziwiony, że nie udało ci się złamać mi serca? – obruszyła się Gwen. – Mam to gdzieś, Hektor.

To ty właśnie łamiesz mi serce, pomyślałem gorzko, czując, że dokładnie to zjawisko zachodziło w tamtej chwili w mojej klatce piersiowej, zalewając mnie koszmarnym, rozdzierającym bólem.

– Nie chciałem cię skrzywdzić. – Odniosłem wrażenie, jakbym to nie ja wypowiadał te słowa, a jedynie siedział gdzieś obok, ledwo rejestrując, co się dzieje. – Chciałem z tobą być.

– Okej. Ale ja już nie chcę.

Zamiast zimnego potu, uderzyła mnie fala gorąca – sam już nie rozumiałem kolejnych bodźców, spadających na mnie sekunda po sekundzie.

– Przemyśl to jeszcze – poprosiłem.

– Przemyślałam. Nie chcę dalej w to brnąć.

W tonie jej głosu nie było ani trochę miejsca na dalszą dyskusję i negocjowanie. Ona naprawdę mnie już nie chciała.

– Myślę, że wszystko zostało wyjaśnione – rzuciła, chwytając za klamkę drzwiczek.

Zacząłem gorączkowo rozmyślać, jak mógłbym przedłużyć naszą rozmowę, ale nie przychodziło mi do głowy nic, oprócz próśb i zdesperowanych przeprosin, które przecież wcześniej nie zdołały nic wskórać, dlatego siedziałem w ciszy, z przerażeniem chłonąc gorzką prawdę.

Gwen wysiadła z auta, nawet się ze mną nie żegnając, po czym oddaliła się szybkim krokiem w stronę swojego domu.

To był koniec. Zostawiła mnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top