17. Nieznośne dzieciaki XXI wieku

Nie sądziłem, że seks z Gwen będzie dla mnie aż tak intensywnym przeżyciem i będzie w stanie tyle zmienić. Myślałem o niej prawie non stop. Zauważyłem nawet, że ciężko mi się na czymkolwiek skupić – podczas rozwiązywania zadań co chwilę się rozpraszałem, bujając w obłokach niczym zakochana nastolatka. A dokładniej niczym zakochany nastolatek. Którym byłem. Po raz pierwszy w swoim życiu.

Sypiałem już z dziewczynami i nigdy coś takiego mnie nie trafiło, lecz średnio mnie to przejmowało – byłem szczęśliwy. Wydawało mi się, że znałem to uczucie, w końcu spotykały mnie sytuacje, w których go doświadczyłem i uważałem, że zdążyłem się zaznajomić z takimi emocjami, ale to należało to innego rodzaju doznań. To nie było chwilowe czy ulotne, nie znikało, kiedy zajmowałem się czymś innym. Przypominało pewien rodzaj znieczulenia, dość silnego, któremu towarzyszyło przyjemne napięcie żołądka oraz serca, a nietypowe rozkojarzenie nie pozwalało na zebranie innych myśli niż te krążące wokół konkretnej osoby, co tylko potęgowało cały harmider, uniemożliwiający uspokojenie się.

Zwykle to ja kogoś zdobywałem. Zręcznie i samolubnie planowałem cały schemat, który doprowadzał mnie do tego, czego chciałem, a wiele rzeczy znajdowało się zazwyczaj w zasięgu mojej ręki, więc nie wymagało to ode mnie nadzwyczajnego wysiłku. Chociaż z początku postrzegałem Gwen jako osobę, którą chciałbym właśnie w taki sposób „zdobyć", kompletnie nie zapanowałem nad tym, że – nieoczekiwanie – ona zdobyła również mnie.

W końcu nadeszły święta Bożego Narodzenia, jeden z najbardziej nielubianych przeze mnie okresów w ciągu roku, przez który trzeba niestety jakoś przebrnąć. Oczywiście kupiłem Gwen prezent – zdobiony terminarz w postaci niewielkiego notesu w grubej oprawie. Dziewczyna przeglądała raz przy mnie te wszystkie „bajeranckie" planery, zachwycając się tym, jakie są ładne oraz narzekając przy okazji na ich cenę. Cholerstwo było naprawdę drogie jak na swoje wymiary, ale postanowiłem dać jej coś, czego naprawdę chciała i miało jej się przydać. Nie byłem fanem oklepanych błyskotek, które kupuje się, żeby tylko jak najszybciej mieć z głowy pomysł na prezent. Gwen szczerze się ucieszyła, przesuwając z zadowoleniem dłonią po matowej okładce, kiedy spotkaliśmy się dwa dni przed Wigilią, a ja ucieszyłem się równie mocno, że mogłem sprawić jej radość. Sam dostałem od niej czarną czapkę z Carhartta, ponieważ mój stary egzemplarz gdzieś zaginął i przez swoje niedbalstwo chodziłem z gołą głową, udając, że wcale nie jest mi zimno. Spodobało mi się, że Gwen się o to zatroszczyła.

Poza tym miłym, pojedynczym bożonarodzeniowym akcentem, nie czekało mnie więcej przyjemności z tego tytułu – zapowiedziany brat ojca, zjawił się u nas ze swoją żoną Olivią oraz ich córką, jak się okazało, z zamiarem zostania aż do drugiego dnia świąt. Przerażała mnie wizja, że przez tak długi czas w moim domu będzie znajdowało się niespełna roczne dziecko. Z samym stryjem nie znałem się za dobrze, mimo że był moją jedyną rodziną. Nie miałem pojęcia, dlaczego w tym roku zdecydowali się na dłuższy pobyt, zamiast standardowych szybkich odwiedzin, ale wiedziałem jedno – mój tata przez całe czterdzieści osiem godzin będzie chodził jak w zegarku, a to będzie mnie denerwować najbardziej.

Gdy tylko przyjechali, zamknąłem się w swoim pokoju, modląc się, aby wszyscy uznali, że zatrzymało mnie tam coś ważnego i zejdę dopiero w wolnej chwili. Z dołu słychać było donośne przywitania, mieszające się ze sobą głosy oraz piskliwy zachwyt mojego ojca nad małą Chloe. No tak, przecież obowiązkowo trzeba było zdziwić się, jak niesamowicie wyrosła.

– Hektor! – Usłyszałem wołanie z dołu.

Udawać, że nie słyszę? Mogę zejść za pół godziny i wmówić im, że byłem czymś zajęty – najlepiej ważnym projektem na jakieś zajęcia. Nie, w to nikt nie uwierzy, w końcu jest wolne od szkoły.

Wziąłem głęboki wdech, gdy moje imię znów rozbrzmiało w korytarzu. Dobra, pomyślałem, lepiej mieć to już za sobą.

Zszedłem na dół, przyklejając do swojej twarzy uśmiech. Wujek Erick stał w przedsionku, podpierając się rękoma po bokach, a Olivia wciąż w czapce i szaliku, rozbierała z puchatego kombinezonu Chloe. Dzieciak od razu zainteresował się moją osobą, wlepiając we mnie duże, brązowe oczy. Obyś okazała się spokojnym stworzeniem, rzuciłem w myślach, po czym zeskoczyłem z ostatnich stopni schodów na drewniany parkiet długiego przedpokoju. Ojciec zerknął na mnie, szczerząc się, jakby nie mógł doczekać się mojej obecności i oznajmił:

– Jest i on.

– Cześć – odparłem, przesuwając wzrokiem po przybyszach, którzy automatycznie zwrócili na mnie uwagę, posyłając mi serdeczne uśmiechy.

– Cześć, cześć, Hektor – zagaił Erick. – Wysoki się zrobiłeś!

On i jego żona za to nieźle się zaokrąglili. Nie było w tym nic złego, ponieważ tę parę kilogramów dodało im zdrowia, zwłaszcza wujowi, który przez większość swojego życia był zafiksowany na punkcie dziwnych diet, na co za każdym razem narzekała moja mama, ilekroć przygotowywała poczęstunek na ich wizyty.

Pokiwałem głową, przyjmując jego słowa za komplement i mając nadzieję, że nie skomentuje już nic więcej w moim wyglądzie, niestety najwyraźniej nie usatysfakcjonował sam siebie, gdyż dodał:

– No i znów wyprzystojniałeś. Pewnie dziewczyny non stop do ciebie wzdychają, co? Siedemnaście lat to ciekawy wiek...

Znów skinąłem głową, tyle że bez większego entuzjazmu, czując narastające zażenowanie. „Młody kawaler, za którym oglądają się wszystkie panny" – zacytowałem w głowie klasyka.

– Ma już dziewczynę – wtrącił mój ojciec. – Równie śliczną.

O Boże.

– No proszę – stwierdził Erick. – Oby miłość kwitła jak najdłużej.

Olivia wstała z klęczek, biorąc na ręce Chloe i posyłając w moją stronę wesołe spojrzenie. Byłem wdzięczny, że chociaż ona oszczędziła mi tych dennych formułek, choć jej mąż i tak wyrobił normę za ich dwójkę. Jedną ręką ściągnęła z głowy czapkę, odwieszając ją na wieszak, po czym zaczęła odplątywać szyję z szalika.

– Ech, trzeba zakładać tyle warstw – powiedziała. – Szkoda, że w tym roku prawie nie ma śniegu.

– Przynajmniej nie trzeba odśnieżać auta – mruknąłem.

Kobieta odrobinę zapeszyła się moim komentarzem, ale zawsze wydawała mi się okropnie wycofana. Spuściła wzrok i podrzuciła na ramieniu dziecko, aby lepiej je chwycić.

Na szczęście tata postanowił nachylić się nad Chloe, aby przesłodzonym głosem zaproponować jej zobaczenie naszego kota – biały, puchaty, rasowy zwierz zawsze robił furorę wśród gości, więc wszyscy udali się do kuchni, a ja zostałem uratowany przed niezręcznymi pogawędkami – przynajmniej na chwilę.

Cały dzień z salonu i jadalni dochodziły radosne rozmowy, momentami także śmiechy, jakby wszyscy czerpali niesamowitą przyjemność z tego spotkania. Próbowałem grać bardziej zainteresowanego całą sytuacją niż byłem w rzeczywistości, ignorując fakt, że ilekroć zszedłem na dół i znalazłem się w pobliżu taty, widziałem w jego ręce szklankę z drinkiem. Nie sądziłem, że postanowi otwarcie pić alkohol razem z Erickiem i Olivią, lecz czemu miałby się z tym kryć, skoro jego brat najpewniej nie wiedział o jego problemie? Byłem jedyną osobą, przed którą jako tako się maskował – nieudolnie, ale próbował – teraz magia świąt najwidoczniej udzieliła mu się na tyle, że przestał krępować się również przede mną i udając, że mnie nie widzi, ilekroć znajdowałem się obok, śmiało zamaczał usta w swoim trunku.

W nocy nie mogłem spać, czując się nieswojo z nowymi osobami pod swoim dachem, zwłaszcza, że ktoś non stop wstawał do łazienki. Kręciłem się z boku na bok, słysząc także te nieudolne podchody „Świętego Mikołaja", który zszedł zostawić pod naszą małą, sztuczną i niesamowicie niezgrabną choinką prezenty. Naprawdę nie można było tego zrobić wcześniej? Chloe poszła spać dużo szybciej niż cała reszta, a to raczej dla niej zarezerwowany był ten pokaz. Ale może tym kimś nie kierowała chęć zrobienia niespodzianki, a pragnienie sięgnięcia do barku. Te domysły mnie drażniły, przez co sen jeszcze bardziej uparcie nie chciał nadejść.

Przeżyłem jakoś ten poranny cyrk z odwiedzinami Mikołaja, ale do wieczornej kolacji nie byłem w stanie mentalnie się przygotować, pomimo usilnych prób. Gwen była zajęta pomocą przy świątecznych przygotowaniach oraz gośćmi, którzy przyjechali do jej domu, dlatego odpisywała na moje wiadomości z mniejszą częstotliwością, przez co nie mogłem nawet porządnie jej się wyżalić.

Wiedziałem, że atmosfera okaże się, lekko mówiąc, dziwna, jednak nie sądziłem, że ojciec będzie mieć już aż tak wypite; zastanawiałem się, czy w ogóle zdążył wytrzeźwieć po wczorajszym wieczorze. Nie byłem pewien, czy widziałem to tylko ja, znacznie bardziej wyczulony na jego pijackie wesołości, czy może wszyscy zdawali sobie z tego sprawę. Ukrywając, że widok whisky w jego dłoni mnie zmroził, zająłem miejsce naprzeciw, przesuwając wzrokiem po potrawach, zamówionych wcześniej z firmy cateringowej oraz rzeczach w kilku nowych półmiskach, zapewne zrobionych i przywiezionych przez Olivię. Ani ona, ani jej mąż nie mieli przed sobą alkoholu, a kubki z herbatą – ojciec pił sam.

Nie ciężko było zauważyć, że ich rozmowa z tatą średnio się kleiła, a ja wyczuwałem nadchodzącą tragedię. Chrzanienie głupot stawało się jego specjalnością, gdy tylko był bardziej niż zwykle nietrzeźwy, a ja przyglądałem się w nieziemskim poczuciu dyskomfortu, jak wciąż dolewał sobie procentów. Coś mi podpowiadało, że powinienem jakoś zareagować ze względu na obecność gości. Nie miałem jednak odwagi. Nie wiedziałem, co mógłbym mu powiedzieć, aby przyniosło to jakikolwiek skutek, zresztą obecność wujostwa ograniczała moje pole manewru.

Wyciągnąłem z kieszeni telefon, wstukując pod stołem wiadomości do Gwen:

Tragedia. Ojciec jest pijany przy świątecznym stole. Chyba wszyscy ogarnęli.

– Schowaj mi ten telefon. – Usłyszałem, ledwo kliknąłem przycisk „wyślij" na ekranie.

Podniosłem wzrok, napotykając mętne oczy taty. Unosił brwi i wskazywał we mnie palcem.

– Do ręki ci to ustrojstwo przyrosło? – bąknął.

– Daj spokój, Bill – wtrącił Erick. – Pewnie wszyscy wysyłają sobie teraz życzenia.

Kiedy wujek stanął w mojej obronie, spoglądając na mnie z nienaturalnym opanowaniem na twarzy, dotarło do mnie, że widział, co się dzieje. Mój żołądek ścisnął się mocniej, przez kolejną falę zdenerwowania i strachu. Co za wstyd, pomyślałem. Nikt nie powinien tego oglądać. Nikt nie powinien widzieć, co się tutaj dzieje. Powinienem był coś zrobić, jakoś powstrzymać ojca, schować alkohol.

– No tak, znajomi zawsze są ważniejsi – obruszył się tata. – To nic, że kolacja z rodziną odbywa się cholerny raz w roku. Młodzi takich rzeczy nie pojmują swoimi zmielonymi przez internet umysłami. Ciekawe, ile byś wytrzymał bez tego urządzenia? – zwrócił się znów do mnie, coraz mniej wyraźnie formułując zdania. – Powinienem ci je już dawno skonfiskować.

Przełknąłem ślinę, ściskając z całej siły telefon w dłoni. Nikt w żaden sposób nie odniósł się do jego słów, przez co zapadła nieprzyjemna cisza.

– Co, nie zgadzacie się ze mną? – ciągnął ojciec, zupełnie niezniechęcony przyciężkawą atmosferą. – Musicie przywyknąć, bo jak wasza córka podrośnie, zobaczycie, jakie będzie odstawiać numery.

– Dobrze, że jeszcze mamy do tego sporo czasu – odparł spokojnie Erick, wymieniając spojrzenia z Olivią.

Zastanawiałem się, czy po prostu nie wstać i uciec na górę, lecz w tym samym momencie spomiędzy moich palców wydobył się dźwięk przychodzącej wiadomości, który z niejasnych dla nikogo przyczyn, podjudził ojca do dalszego pieklenia się. Nigdy wcześniej po alkoholu nie zachowywał się w stosunku do mnie napastliwie, ale musiał to zmienić akurat wtedy, gdy mieliśmy widownię.

– Właśnie tak to wygląda! – burknął głośno. – Jebane Boże Narodzenie...

Wlepiłem wzrok w swój talerz pełen nietkniętego jedzenia. Tak, jebane Boże Narodzenie. Dzięki tobie takie jest i pewnie dlatego pijesz sam, siedząc w czterech ścianach – skwitowałem gorzko w myślach – bo nikt by z tobą nie wytrzymał.

Tata przechylił szklankę nad swoją twarzą, dopijając z niej resztkę zawartości, po czym z głośnym uderzeniem odłożył ją na stół. Niezdarnie wstał, zahaczając nogą o dywan, a gdy się zachwiał, Erick od razu podniósł się z krzesła, aby przytrzymać go za łokieć.

Chciałem zniknąć, zapaść się pod ziemię.

– Okej, chyba przyda ci się dodatkowa para nóg – powiedział wujek bezbarwnie.

Przyglądałem się, jak pomaga ojcu skierować się w stronę salonu. Był to żałosny widok. Pewnie wyglądałem tak samo żałośnie, kiedy sam parę razy pomagałem mu wstać z podłogi.

Olivia zerwała się z miejsca, udając, że zbieranie pustych talerzy to teraz dla niej najbardziej istotne zajęcie – nie tylko ja miałem pragnienie się stamtąd ulotnić.

Kiedy zostałem sam w jadalni, słuchając oddalającego się bełkotu ojca, skierowanego w stronę jego brata, który tylko zdawkowo mu przytakiwał, znów przygniotło mnie to depresyjne uczucie, jakie nawiedzało mnie niegdyś prawie codziennie po śmierci mamy. Znów poczułem, że w tym wszystkim, co mnie otacza, nie ma żadnego sensu, że mógłbym wyparować. Znów pojawiła się ta zimna, pusta makieta, wprawiająca mnie w odrętwiającą jałowość.

Siedziałem bez ruchu przez parę minut i drgnąłem dopiero na dźwięk zbliżających się kroków. Erick wrócił do pokoju, zatrzymał się nad swoim krzesłem, omiatając wzrokiem bałagan na stole. Powie coś? Skomentuje w jakiś sposób tę sytuację? Czy będzie udawać, że to jednorazowy, nic nie znaczący wybryk?

Mężczyzna chrząknął, zerkając na mnie z miną pełną konsternacji.

– Hektor, czy... – zaczął cicho. – Czy to jest wyjątkowa sytuacja, czy twój tata robi to częściej?

Kolejny ucisk żołądka, kolejna fala rozgoryczenia. Musiał się czegoś domyślać, jeżeli o to zapytał. Ludzie przecież czasem się upijają, więc nikt normalny nikogo nie wypytuje za każdym razem o takie rzeczy. Nagle w mojej głowie rozdźwięczały echem słowa Gwen: „Nie ma nikogo, z kim mógłbyś o tym porozmawiać? Jakaś dalsza rodzina?". Co by to zmieniło, gdybym wszystko mu wyznał? Psycholog guzik pomagał, a przecież był specjalistą.

Lecz moje milczenie było aż nadto wymowne. Gdyby nie było problemu, to raczej żwawo bym zaprzeczył, a nie wlepiał wzrok w półmisek z pieczoną kaczką jak ostatnie ciele.

– Rozumiem, że po śmieci twojej matki... na pewno wiele rzeczy się zmieniło – oznajmił Erick, widząc, że nie kwapię się do udzielenia odpowiedzi. – Na pewno wciąż jest ciężko.

Najwyraźniej coś we mnie pękło, bo ni stąd, ni zowąd, usłyszałem swój własny głos:

– Robił to już wcześniej, nawet gdy żyła. Nie w takim stopniu, ale często towarzyszyła mu szklanka z procentowym dodatkiem.

Nie miałem pojęcia, czy przyznanie się do tego było dobrą decyzją. Dzisiaj nie potrafiłem trafnie reagować na żaden problem.

Erick zmarszczył czoło, a ja przełknąłem ślinę.

– Tyle że przy niej miał się na baczności – kontynuowałem cicho. – Pewnie i tak widziała co się dzieje, nie wiem. Mnie ma głęboko gdzieś i... – urwałem w pół zdania, gdy do jadalni nieśmiało wkroczyła Olivia, a jej oczy skierowane były we mnie z obrzydliwymi pokładami współczucia. Wiedziałem, że nie dam rady ciągnąć swoich zwierzeń.

– Nie ważne – szepnąłem. – Idę się położyć.

Wstałem z krzesła, unikając spojrzeń, napierających na mnie z obu stron pomieszczenia i wymknąłem się stamtąd, nim ktokolwiek zdążyłby mnie zatrzymać.

Wbiegłem po schodach na górę, aby móc rzucić się na łóżko, a tam uspokoić swój oddech oraz swoje myśli. Co ja zrobiłem? Wygadałem się przez człowiekiem, który odwiedzał nas dwa razy w roku. Czy Erick poruszy ten temat z ojcem? Czy będzie miał zamiar go pouczać? Czy tata wyskoczy do mnie z pretensjami i będę musiał znosić jego tyrady o tym, że „przecież tylko powinęła mu się noga"?

Chowając twarz w poduszkę, zacisnąłem mocno powieki, próbując nie poddawać się targającym mną emocjom. Skoro postąpiłem słusznie, dlaczego nawiedziły mnie takie wyrzuty sumienia?

Gwen. Gwen przecież coś mi odpisała. Podparłem się na łokciach i odblokowałem wyświetlacz telefonu.

Wszystko w porządku? Nie uważasz, że to była kwestia czasu, aż ktoś to zauważy? Taki problem prędzej czy później wychodzi.

Nawet jeżeli była to kwestia czasu, nie chciałem być w pobliżu tego „incydentu".

Co mi to da, że wujostwo wie? – odpowiedziałem.

Dziewczyna była online, dlatego odpisała od razu. Oby Greenowie nie gonili jej za siedzenie w telefonie przy stole, pomyślałem melancholijnie. Pewnie u niej kolacja jeszcze trwała, wszyscy z ożywieniem ze sobą rozmawiali, śpiewali kolędy i śmiali się z oklepanych dowcipów.

Myślisz, że nic z tym nie zrobią? To dorośli ludzie, a twój tata przegina już od dawna. Sam na siebie to sprowadził, to nie twoja wina.

Chciałbym jej wierzyć, że coś się zmieni. Gdyby tylko bycie dorosłym było tutaj rozwiązaniem.

Jutro nawet nie będzie ich w stanie Maryland, wrócą do Wirginii. Nie wiem, co zdziałają na odległość, skoro dr Hill jest tuż obok, a gówno to wszystko daje.

Minutę po wysłaniu do niej tej wiadomości, otrzymałem powiadomienie o zaproszeniu do rozmowy wideo. Gdy Gwen pojawiła się na ekranie, a ja zobaczyłem jej śliczną twarz, miałem ochotę zmaterializować się obok niej i zatopić twarz w jej miękkich blond włosach.

– Już po kolacji? – zapytałem cicho.

– Nie, ale nikt mnie nie zmusza, abym tam siedziała przez całą noc – odpowiedziała, wpatrując się we mnie ze zmartwieniem. Nie powinna się martwić. – Chcesz ze mną trochę pogadać?

– Jasne, że chcę. Głupie pytanie.

Rozmowa z Gwen wydała mi się jedynym wartościowym punktem na mojej małej, ponurej makiecie.

– Opowiedz mi, co dostałaś pod choinkę – poprosiłem, a dziewczyna zgodnie z moją prośbą zaczęła opowiadać; o wszystkim i o niczym, dokładnie tak, jak tego chciałem. O przypalonej pieczeni, o bombkach zbitych przez Elliotta, o sukience, którą dostała, twierdząc, że będzie idealna na sylwestra. O tym, że jej rodzice zgodzili się, aby poszła ze mną do Harper i wróciła o pierwszej w nocy. Pytała mnie, czy powinna kupić zimne ognie oraz czy ułożenie składanki piosenek będzie słabym pomysłem, a ja uspokajałem się coraz bardziej, aż do momentu, kiedy musieliśmy się rozłączyć. Wtedy znów wszystko zaczęło z powrotem narastać – chaotyczne myśli, negatywne emocje oraz niemiarowe skurcze żołądka.

Nie przespałem tej nocy prawie wcale, licząc, ile razy ktoś wstał do łazienki, ile razy wiatr dmuchnął w okienną framugę tak mocno, że aż skrzypnęła oraz na przemian sumując swoje oddechy, dopóki nie znudziło mnie to na tyle, aby zająć się przewijaniem nudnych postów w mediach społecznościowych.

Kiedy w końcu nastał ranek, byłem zmęczony i zły, a pomimo bezsennej nocy dalej nie mogłem zmrużyć oka na dłużej niż nerwowe pół godziny. Za którymś razem z nieprzyjemnego półsnu wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi. Zerwałem się niemal do pionu, reagując na ten dźwięk niczym paranoik.

– Tak? – wychrypiałem.

Do pokoju zajrzał Erick. Miał na sobie koszulę i jeansy, dlatego domyśliłem się, że wraz z Olivią i Chloe zanosili się z zamiarem wyjazdu i zapewne przyszedł się pożegnać.

– Wybacz, nie chciałem cię budzić – powiedział.

– I tak nie spałem. – Moje zaczerwienione i podkrążone oczy były chyba tego idealnym dowodem.

– Wpadłem tylko dać ci znać, że już wyjeżdżamy – poinformował mnie – oraz zaprosić cię do nas do Wirginii. Wpadaj, kiedy tylko będziesz mieć ochotę.

O niczym równie mocno nie marzę, pomyślałem.

– Jasne, dzięki – odrzekłem, brzmiąc przy tym tak obojętnie, że chyba powinno zrobić mi się z tego powodu głupio. – Uściskaj ode mnie Olivię. I Chloe – dorzuciłem, żeby nie wyjść na skończonego chama.

Erick tylko się uśmiechnął, posyłając mi enigmatyczne spojrzenie, po czym zniknął, zamykając za sobą drzwi.

Zastanawiałem się, czy rozmawiał z moim ojcem o wczorajszym wydarzeniu. Biorąc pod uwagę to, co mu powiedziałem – jako odpowiedzialna dorosła osoba – powinien się tym przejąć, zwłaszcza, że chodziło o jego brata. Chciałbym, żeby w tym wszystkim zaczęło też chodzić o mnie, żeby ktoś w końcu pomyślał, co muszę znosić. Nie liczyłem, że tata w magiczny sposób dozna objawienia i sam wykaże się w końcu odpowiednią postawą. Zawiódł mnie już wystarczającą ilość razy, abym jeszcze robił sobie na to nadzieję. 

_

Chciałabym życzyć Wam wszystkim wesołych świąt! Z bliskimi czy też bez, oby ten czas był klimatyczny, przyjemny i pełen odpoczynku od codziennych spraw oraz problemów :)

PS Drobny spoiler w ramach prezentu od Świętego Mikołaja: w następnym rozdziale odbędzie się zapowiadana impreza sylwestrowa, podczas której pewne sprawy potoczą się dość niefortunnie. Wybuchnie pewna „bomba", której zapalnik tlił się już od kilku rozdziałów. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top