15. Najgorsze co może być? Podstępne dziewczyny

Wracając do domu, liczyłem, że tak samo jak dzisiejszego ranka oraz wczorajszego wieczoru uda mi się nie natknąć na swojego ojca. Musiałem się przebrać, aby móc za jakieś dwadzieścia pięć minut pojechać do Gwen, co na samą myśl wywoływało u mnie szybszy puls.

Niestety tym razem nie poszło tak gładko.

– Na obiad jest makaron – poinformował mnie tata, kiedy wszedłem do kuchni, aby chwycić coś, co mógłbym szybko zjeść.

– Odgrzeję go sobie wieczorem – mruknąłem, biorąc z półmiska jabłko.

– Wychodzisz gdzieś?

– Tak.

– Dzisiaj mieliśmy...

– Mieliśmy, ale zmieniłem swoje plany, tak samo jak ty zmieniłeś swoje à propos trzeźwości. Ja się za nas obu starać nie będę.

Powiedziawszy to, minąłem go w drzwiach i pobiegłem na górę do swojego pokoju. Ściągnąłem koszulkę, rzuciłem ją na łóżko, po czym wyciągnąłem z szafy świeżą, czarną bluzkę. Była w tym samym kolorze, co ta, którą miałem na sobie w szkole, więc uznałem, że powinienem wybrać inną, aby jednak jakoś zaznaczyć fakt, że się przebrałem. Sięgnąłem po biały egzemplarz, zauważając przy okazji, że moja garderoba jest niesamowicie monotematyczna.

Wtem rozległo się pukanie do drzwi, a ja, wiedząc już na co się zanosi, krzyknąłem, że się przebieram. Ojciec nie posłuchał.

– Słuchaj, Hektor... – zagadnął, wsuwając swoją głowę w szparę między framugą a drzwiami. – Ja naprawdę chciałbym pójść tam razem z tobą.

– A ja naprawdę chciałbym, żebyś w końcu się ogarnął – oznajmiłem kąśliwie. – Jak widać oba nasze pragnienia się nie spełniają.

– Wiem, że powinęła mi się noga, ale... – zawiesił się, nie wiedząc, co mógłby dorzucić na swoje usprawiedliwienie. Nie ruszało mnie to, w ogóle się na tym nie skupiałem.

– Nie mam teraz czasu – wtrąciłem. – Jeżeli cię to interesuje, umówiłem się z dziewczyną.

Tata przyjrzał mi się, odrobinę zbity z tropu tą nagłą informacją. Niech wie, że mam dość istotny powód, aby dzisiaj odpuścić. Niech pójdzie tam sam, poprosiłem w myślach, bo w głębi serca chciałem, żeby tam poszedł.

– Masz dziewczynę? – zapytał.

– Tak. Trochę rzeczy ci umyka, jak widać.

– To ktoś ze szkoły? – dociekał, jakby naprawdę serio obchodziła go ta sprawa.

– Tak.

– W twoim wieku?

Wziąłem głębszy wdech, udając, że przeglądam się w lustrze, zawieszonym na ścianie przy szafie.

– Tak, w moim wieku. Możesz już iść? Chyba każdy z nas ma na dzisiaj jakieś zajęcie.

Ojciec zacisnął usta i spuścił wzrok, po czym pokiwał głową, zamykając za sobą drzwi.

Stałem przez chwilę w bezruchu, przysłuchując się oddalającym odgłosom kroków na korytarzu. Dlaczego zrobiło mi się przykro? To nie ja powinienem się tak czuć.

Kiedy wyszedłem do auta, mój żołądek dziwnie się ścisnął. Nie miałem pojęcia, jaka jest mama Gwen i w jaki sposób mnie przywita. Nie posiadałem żadnego doświadczenia w poznawaniu rodziców „swoich" dziewczyn i wydawało mi się, że jeszcze długo tak pozostanie. Mógłbym łatwo się wymigać i napisać, że nie wpadnę, ponieważ jednak postanowiłem pojechać z ojcem do tego głupiego psychologa, ale nie byłbym później w stanie wymyślać przed Gwen, jak przebiegło całe to spotkanie. Przy niej kłamstwo okazywało się niesamowicie nieprzyjemne, choć normalnie posłużyłbym się nim bez wahania, byleby tylko ominąć dyskomfort.

Zajechałem pod jej dom, ale zamiast wysiąść, przez kilka minut siedziałem w samochodzie, układając sobie w głowie nieprzydatne formułki powitalne. „Dzień dobry, jestem Hektor, miło panią poznać" – tyle chyba wystarczy? A co, jeżeli będzie mnie o coś pytać? Wolałem mieć gotowe odpowiedzi, lecz ciężko było mi przewidzieć, jak może przebiec taka rozmowa.

Westchnąłem, zastanawiając się, w co ja właśnie najlepszego się wpakowałem, po czym wygramoliłem się z auta i odrobinę grając na zwłokę, upewniłem dwa razy, że na pewno zamknąłem swój wóz, po czym ruszyłem wąskim chodnikiem w górę trawnika, otaczającego posiadłość skrytą za wysokimi iglakami. Wysłałem Gwen wiadomość, że już jestem, aby przypadkiem nie spotkała mnie sytuacja, w której będę z jej mamą sam na sam, kiedy otworzy mi drzwi.

Nacisnąłem dzwonek, chcąc mieć już tę całą ceremonię za sobą. Nie czekałem długo i na szczęście w progu ujrzałem swoją dziewczynę. Posłała mi szeroki uśmiech, przesuwając wzrokiem po mojej sylwetce.

– Hej. Długo czaiłeś się w samochodzie? – zaśmiała się.

– Nie czaiłem się, tylko mentalnie przygotowywałem.

– Jasne. Chodź.

Posłusznie wszedłem do środka, rozglądając się po eleganckim wnętrzu – Greenowie byli najwyraźniej fanami antyków, no i kwiatów oczywiście; mama Gwen prowadziła weekendowe warsztaty florystyczne. Wszystkie meble, jakie pojawiły się w moim polu widzenia były bardzo wyszukane, w stylu klasycznym, z ciemnego drewna i ze złotymi detalami, a oprócz tego motyw roślin dominował każdą ścianę i szafkę. Przez chwilę poczułem się, jakbym wszedł do kwiaciarni – w zasadzie to nawet tak samo tu pachniało. O nadchodzącym Bożym Narodzeniu, mimo że ledwo zaczął się grudzień, przypominały czerwone wstążki oraz gałązki świerków, którymi udekorowano kilka wazonów i lustro w złotej ramie.

Przechodząc przez hol, wyłożony dywanem w czerwone róże, na naszej drodze stanął Elliott. Zaskoczyło mnie, że w zasadzie to był do Gwen podobny; jasne włosy i oczy, blada buzia. Odrobinę nieśmiało na mnie spojrzał, po czym uciekł do kuchni, nawet się nie witając. Przez telefon wydawał się bardziej wygadany.

– Dzień dobry! – Usłyszałem nagle za swoimi plecami.

Odwróciłem się i ujrzałem niewysoką oraz bardzo drobną kobietę. Pani Greene była niższa od Gwen o głowę, a ode mnie przynajmniej o dwie. Miała krótkie, ciemne włosy, chyba farbowane, bo nie przypuszczałem, aby taki odcień czerni wstępował w naturze, w dodatku brąz jej oczu był tak smolisty, że gdyby nie jej szeroki uśmiech i wyciągnięta przyjaźnie w moją stronę ręka, pomyślałbym, że jest o coś zdenerwowana.

Uścisnąłem ostrożnie jej dłoń, pilnując, by także się uśmiechnąć.

– Dzień dobry, pani...

– Mów mi po imieniu, jestem Sara.

Tego się obawiałem – niby jak miałbym mówić do matki swojej dziewczyny po imieniu? Nie wypadało, nawet jeżeli ona sama sobie tego życzyła.

– Hektor – przedstawiłem się grzecznie.

– Tak, byłam ciekawa, jak wyglądasz! Kiedy Gwen powiedziała mi, jak się nazywasz...

– Mamo – jęknęła od razu Gwen, po czym bezceremonialnie chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę schodów. – Idziemy na górę. Możesz powiedzieć Elliottowi, żeby nas nie nagabywał?

– Jadę zaraz do sklepu, więc wezmę go ze sobą, ale nie oczekuj, że jak wrócimy, to przywiążę go do krzesła – zażartowała pani Greene, po czym spojrzała na nas dość wymownie, a serdeczność zniknęła z jej twarzy. – Będzie moim szpiegiem, więc miejcie się na baczności – ostrzegła tylko na pozór wesoło.

Wizja pustego domu była dla mnie bardzo odprężająca. Nie miałem nic przeciwko obecności jej mamy, nastawiałem się na to od samego początku, ale miło będzie zostać tylko we dwójkę...

Gwen znów szarpnęła moją dłoń i tym razem spolegliwie za nią poszedłem, posyłając jeszcze jeden wystudiowany uśmiech w stronę pani Greene, dając jej do zrozumienia, że rozumiem aluzję, aby nie dobierać się do jej córki za zamkniętymi drzwiami.

Dziewczyna prowadziła mnie przez korytarz, aż przekroczyliśmy próg pomieszczenia na jego samym końcu – jej pokoju. Nie miałem żadnych dokładniejszych koncepcji, jak może wyglądać, dlatego z zaciekawieniem rozejrzałem się dookoła: białe ściany, ciemna podłoga, meble w takim samym designie, co na dole. Na pewno posprzątała przed moim przyjściem, bo łóżko było równo zasłane, na biurku stała tylko mała lampka, ceramiczna doniczka, wypchana długopisami oraz laptop. Wysyłała mi raz zdjęcie swojego stanowiska, na którym odrabiała lekcje – na fotografii z wyjątkiem zadania, jakie chciała mi pokazać, załapało się o wiele więcej niż kartka zeszytu – w tle panował porządny rozgardiasz; od gazet i porozrzucanych papierów, po puste kubki i gumki do włosów.

Gwen zamknęła za nami drzwi, po czym stanęła obok mnie, podążając za moim wzrokiem. Sprawiła wrażenie, jakby chciała się upewnić, czy na pewno wszystko dobrze uprzątnęła.

– Oto mój pokój – mruknęła po chwili i przemierzyła odległość dzielącą ją od łóżka, aby usiąść na nim po turecku.

Nie wiedziałem, czy powinienem zająć miejsce obok niej, czy na początku lepiej zachować dystans, więc ostatecznie usiadłem na fotelu, ustawionym pod oknem. Naprzeciw mnie stała wysoka szafa, której drzwi ledwo się domykały, jakby ktoś siłą je zatrzasnął, by cała wepchnięta w nią zawartość nie zdążyła wylecieć ze środka. Powstrzymałem uśmiech, wyobrażając sobie Gwen wpadającą po szkole do swojego pokoju i w biegu zbierającą ubrania, które zapewne składowała między innymi na fotelu, na którym teraz siedziałem.

– Nie ma różowych ścian ani pluszowych misiów – zauważyłem dowcipnie.

– Jeżeli szukasz pluszowych zabawek, to zapraszam do pokoju Elliotta – odparła, z lekkim zaaferowaniem spoglądając na nieszczęsną szafę, po której przesuwałem oczyma.

– On ci wszystkie przetrzymuje na czas mojej wizyty?

Dziewczyna parsknęła.

– Dostał kilka w spadku, więc można powiedzieć, że tak.

Umilkliśmy na moment. Przyglądałem się, jak Gwen skubie materiał koca, przy którym siedziała. Chyba była odrobinę skrępowana moją obecnością tutaj, mimo że sama mnie zaprosiła, ale pewnie czułbym się podobnie, gdyby to ona po raz pierwszy przyszła do mnie. Szkoda, że było to niemożliwe ze względu na mojego ojca.

– Pomyślałam sobie, że może obejrzelibyśmy jakiś film? – zasugerowała w końcu dziewczyna.

Film. Kolejny punkt, należący do listy banalnych rzeczy, jakie robi się z drugą osobą, gdy dopiero co zaczyna się z nią poznawać na tych bardziej romantycznych zasadach. Jednak tak samo jak wczoraj cieszyłem się z naszej pseudo randki przy pizzy, tak i ten pomysł nie wydał mi się wcale odpychający. Zresztą doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że wspólny seans nie do końca oznaczał skupianie się na fabule filmu – parokrotnie przeszedłem już przez taki wstęp, prowadzący do czegoś zdecydowanie bardziej absorbującego niż ładne twarze na ekranie.

– Błagam, tylko nie komedia romantyczna – poprosiłem teatralnie.

Gwen wzniosła oczy ku niebu i był to gest tak samo przesadzony, co moja reakcja. Wiedziała, że nienawidziłem tego gatunku.

– A może być komedia kryminalna? – zapytała.

– Rozumiem, że już coś wybrałaś?

– Wolałam oszczędzić nam tego procederu, bo pewnie poświęcilibyśmy na to więcej czasu niż na samo oglądanie.

Na dobrą sprawę było mi wszystko jedno, co będziemy oglądać i nie miałem problemu, aby zdać się na Gwen i pozwolić jej włączyć, co jej się żywnie podoba. Mój optymizm wzrósł, kiedy poklepała miejsce obok siebie, chcąc, abym usiadł przy niej.

– Twój brat nie nakabluje, że leżymy razem na łóżku? – spytałem, chociaż byłem gotów zaryzykować nawet przy tej ewentualności.

– Był strasznie zawstydzony, kiedy przyszedłeś, więc mam nadzieję, że dzisiaj odpuści sobie zaglądanie do mnie – stwierdziła. – Rozkręci się za którymś razem i wtedy na pewno będzie przeszkadzać co pięć minut.

Usadowiłem się obok dziewczyny, opierając o jedną z poduszek. Po raz drugi w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin znalazłem się tak blisko niej. Między naszymi ramionami została bezpieczna przestrzeń kilku centymetrów, ale w miarę jak Leonardo DiCaprio rozkręcał się na ekranie, a minuty filmu upływały, przestaliśmy zachowywać sztywne pozory.

Pozwoliłem sobie objąć Gwen, która ochoczo oparła się o mój tors, wzburzając we mnie eksplozywne emocje. Oczywiście, że zgodnie z moimi założeniami, żadne z nas nie skupiało się na fabule. Oczywiście, że moja ręka zaczęła sunąć po jej ramieniu w górę i w dół, a jedyne na czym byłem skoncentrowany to jej ciało, stykające się z moim oraz na rytmie, w jakim unosiła się jej klatka piersiowa, kiedy wzdychała, reagując na moje zaczepki.

Gdy uległem pokusie przesunięcia wargami po jej skroni, a dziewczyna odwróciła głowę w moją stronę, zupełnie przestaliśmy udawać, że jesteśmy zainteresowani filmem. Nie miałem zamiaru robić nic więcej z wyjątkiem całowania i dotykania jej. Pragnąłem przekroczenia kolejnych barier, ale chciałem również, abyśmy mieli przy tym więcej prywatności i żeby nie spoczywała na nas presja czasu ze względu na to, że jej mama wyszła z domu tylko na chwilę. Kiedyś zapewne wykorzystałbym tę okazję i zrobił naprędce to, na co miałem ochotę, lecz nie mogłem tak postąpić z Gwen. Nie mogłem się śpieszyć, byleby tylko zaspokoić swoje fizyczne zachcianki – takie porywcze, nieostrożne wyskoki mijały się z moimi fantazjami, jakie snułem z nią w roli głównej.

Szybko jednak zacząłem się łamać i bardziej rozsądna strona mojego umysłu znacznie się wyciszyła, gdy Gwen zaczęła wodzić palcem po moim brzuchu. Pod koszulką. Wtedy zapomniałem o tym, w jakich okolicznościach się znajdujemy i wszystkie dobre rady, które sam sobie dawałem w myślach, zastąpiły podszepty nastoletnich hormonów. Przecież ona była taka śliczna oraz wdzięczna i ewidentnie chciała czegoś więcej. Trudno, jeżeli ktoś nas przyłapie, to...

– Chyba nie powinniśmy ryzykować – wymamrotała nagle Gwen. Nie brzmiała ani trochę przekonująco.

– Wiem – przyznałem równie cicho. – Dzisiaj lepiej nie przesadzać.

Pomimo że oboje wyraziliśmy zgodę co do tego, aby się pohamować, odnalazłem usta dziewczyny swoimi i po raz kolejny udało mi się poczuć strukturę jej miękkich, ciepłych, lekko wilgotnych warg, przez które ogień w moim ciele buchnął miłym żarem, podpalając stos złożony z resztek mojej determinacji związanej z trzymaniem rąk przy sobie.

Zanim to Gwen znalazła w sobie jakieś pokłady asertywności i wyprostowała się, odsuwając się ode mnie, udało mi się jedynie przejechać dłonią w górę jej talii, zahaczając palcami o kawałek jej biustu.

Gdy elektryzujące ciepło, bijące od jej ciała nagle zniknęło, zacisnąłem wargi i również usiadłem bardziej przyzwoicie, powracając do bezpiecznego oraz nieprzyjemnego dystansu, jaki zachowywaliśmy na początku. Musiałem na powrót skupić się na akcji, dziejącej się na ekranie laptopa, aby się uspokoić. Niestety główny bohater w najmniejszym stopniu nie interesował mnie tak jak Gwen i obserwowanie jego poczynań okazało się mordęgą, kiedy ona znajdowała się tuż obok.

Jednak dyskomfort i napięcie zmniejszyły się, podczas gdy dziewczyna zaczęła dowcipnie komentować fabułę filmu – to wydało mi się o wiele ciekawsze; mogłem na nią patrzeć, uśmiechać się w jej kierunku, lustrować dokładnie wzrokiem jej ładną twarz. Właśnie tak chciałbym spędzać swój wolny czas – nawet nie chodziło o sam aspekt fizyczności, a komfort psychiczny, jakiego w końcu zaznałem. Poczułem się tak samo dobrze, co kiedyś; w czasach, które były jaśniejsze, niezmącone problemami, może odrobinę bezrozumne, ale szczęśliwe właśnie przez to, że takie były. Wtedy chciało mi się wychodzić do ludzi, umawiać na spotkania i pomimo potyczek codzienności, po prostu funkcjonować jak normalny nastolatek.

Aura beztroski zachwiała się, kiedy dziewczyna nagle zerknęła w stronę okna. Usłyszała coś, co ja najwidoczniej przeoczyłem.

– Wrócił mój tata – poinformowała mnie z konsternacją, jakby ją samą nieco to zaskoczyło. – Dzisiaj jest trochę... szybciej niż zwykle.

I ku własnemu zdumieniu, wcale nie obleciał mnie zimny strach. Jeżeli miałem regularnie się z nią spotykać, przesiadywać z nią najczęściej jak się tylko dało, poznanie jej środowiska było tylko następnym krokiem w tym całym schemacie.

Nie musieliśmy długo czekać na pukanie do drzwi. Dziewczyna posłała mi ostatnie porozumiewawcze spojrzenie i delikatnie unosząc swój głos, oznajmiła, że zaprasza do środka.

Jej ojciec był zupełnym przeciwieństwem jej mamy – wysoki niczym zawodowy koszykarz i mocno zbudowany, jakby faktycznie coś ćwiczył. Twarz miał ogoloną i wyglądał naprawdę młodo, a ciemnoblond włosy, które zaczesał do tyłu, tylko podbijały świeży, młodzieńczy image. Nie takie wyobrażenia miałem o człowieku, który jest kierownikiem banku; spodziewałem się raczej niskiego, otyłego facecika, z wąsem pod nosem i łysym czubkiem głowy.

Za jego nogami czaił się Elliott, zapewne bardzo ciekawy całej tej sytuacji i ucieszony, że może skryć się za jednym z rodziców, skąd bezpiecznie obserwował moją osobę.

Automatycznie wstałem, a tata Gwen widząc ten ruch, od razu do mnie podszedł, wyciągając do mnie rękę.

– Cześć, Hektor – rzucił ni to wesoło, ni to poważnie, a gdy ujął moją dłoń, dość mocno ją ścisnął.

– Dzień dobry, miło pana poznać – odparłem, starając się nie pokazywać po sobie zdenerwowania, które w końcu mnie ogarnęło, gdy zobaczyłem to stanowcze spojrzenie, wwiercające się we mnie, jakby próbował przeniknąć mój umysł, a po wygrzebaniu z niego każdego najdrobniejszego grzeszku, położyć mnie na łopatki w jednej sekundzie.

Boże, przecież to był wzrok prawdziwego ojca, nieznoszącego chłopaków swojej córki, pomyślałem.

– Co robicie? – zapytał, nie przedstawiając mi się swoim imieniem, tak jak uczyniła to uprzednio pani Greene. Choć pytanie niby było skierowane do naszej dwójki, patrzył tylko na mnie.

Chciałem odpowiedzieć, lecz Gwen mnie wyręczyła:

– Oglądaliśmy film, a teraz siedzimy i gadamy.

– Film – powtórzył. – Seans się udał?

Jego oczy wciąż wlepione były w moją twarz i wciąż nie puszczał mojej dłoni. Dokładnie wiedziałem, o co pytał oraz co insynuował. Dobrze, że nigdy nie reagowałem rumieńcem na stres, bo na pewno byłbym już czerwony.

Skinąłem głową, siląc się na swobodny uśmiech i mimo że nie chciałem potwierdzać jego aluzji, tylko taka reakcja wydała mi się właściwa.

– Mogłem się spodziewać, że Gwen wybierze coś z DiCaprio w roli głównej, ale przynajmniej nie była to komedia romantyczna – odparłem.

Po tym zdaniu pan Greene w końcu wypuścił moją rękę z uścisku.

– Mądrze, że nie negowałeś jej decyzji – powiedział.

Gwen chrząknęła i rzuciła w jego kierunku wymowne spojrzenie. Ewidentnie starała się mnie jakoś wybronić oraz subtelnie zakomunikować, że wolałaby, żeby już poszedł. Zrozumiał ten przekaz i dodał:

– Za pół godziny kolacja, zejdźcie do nas na dół.

Mężczyzna najwyraźniej doskonale zdawał sobie sprawę z bomby, jaką rzucił, ponieważ pełna satysfakcji i zjadliwości mina, jaką przybrał, wskazywała na pełną premedytację.

Czekało nas wspólne siedzenie przy stole, bez możliwości wymigania się. Wspaniale.

– Tylko nie wpadaj w panikę – zaczęła Gwen, gdy posłałem jej dosadne spojrzenie zaraz po tym, kiedy jej ojciec wyszedł z pokoju. – Mój tata to naprawdę sympatyczny człowiek.

No tak, niby co innego mogła powiedzieć? Skoro już zostałem postawiony pod ścianą, musiała jakoś mnie uspokoić, abym przeszedł przez to bez większych nerwów. To zdecydowanie było za szybkie tempo, ale sam się o to prosiłem.

– Nie wątpię, że jest sympatycznym człowiekiem, ale ja umawiam się z jego córką – sprostowałem kwaśno. – A to dość istotnie zmienia moją pozycję.

– Okej, nie sądziłam, że sprawy się dzisiaj tak potoczą – mruknęła sama do siebie.

– To znaczy?

Gwen zacisnęła usta, posyłając mi dziwne spojrzenie. Cokolwiek się za nim kryło, miało słabe rokowania, aby mi się spodobać, podskórnie to czułem.

– Sugerując, abyś do mnie wpadł, nie oczekiwałam, że przyjmiesz zaproszenie – wyjaśniła. – A jak już je przyjąłeś, to że jednak się wykręcisz.

– Co? – zdziwiłem się. Co ona wygadywała?

– No... Chciałam sprawdzić, czy te twoje gadki o zostaniu twoją dziewczyną mają jakieś podparcie.

Ochota, aby wyskoczyć przez okno prosto w kłujące krzaki, nasiliła się tak mocno, że mimowolnie zrobiłem kilka kroków przez pokój. Fantastycznie – Gwen mnie testowała. Znów.

– Zrobiłaś mi sprawdzian? – wycedziłem.

– Jeżeli interesuje cię ocena końcowa, to zdałeś.

– Chyba naprawdę nie jesteś do końca normalna, wiesz o tym?

Gdybym tak za nią nie szalał, zapewne już dawno byłbym w drodze do domu. Trafiła kosa na kamień, tylko kto był tutaj kosą, a kto kamieniem?

Dziewczyna posłała mi uśmiech, nie zawierający w sobie ani grama skruchy, po czym wstała z łóżka i położyła ręce na moich ramionach.

– Przynajmniej najgorsze będziesz mieć od razu z głowy. – Kiepskie to było pocieszenie. – Nie wiem, czy to dobrze, że posuwamy się ze wszystkim tak prędko, ale skoro już jesteśmy w takim miejscu... – stwierdziła i stając na palcach, złożyła na moich ustach miły, czuły pocałunek, który rozluźnił nieco moje spięte ramiona oraz plecy.

– Gdybyś nie pogrywała w jakieś swoje gierki, to nie zmarnowalibyśmy tyle czasu na docieranie do ciebie – wypomniałem jej, kiedy już się ode mnie odsunęła.

– To nie były gierki, ja naprawdę chciałam, żebyś się odczepił – oznajmiła bezwstydnie.

– Naprawdę bardzo mi miło, że znów to wspominasz.

Gwen zacisnęła usta, kryjąc kolejny uśmiech.

– Powiedz mi chociaż, jak bardzo szczegółowo będę przesłuchiwany – poprosiłem, próbując nie okazywać po sobie zbytniego zrezygnowania.

– Skąd mam wiedzieć? – Dziewczyna wzruszyła ramieniem.

Więc byłem pierwszym chłopakiem, który wpadł w zasadzkę jej troskliwego ojca i to jeszcze przy pomocy jego życzliwej córki. Dobrze, pomyślałem stanowczo – skoro Gwen chciała testu, to otrzyma bezbłędnie wypełniony arkusz odpowiedzi.

W myślach zacząłem szukać zestawów pytań, jakie mogą paść i czym może być zainteresowany pan Greene. Na pewno zapyta o szkołę, o oceny, o moje plany na przyszłość, o moich rodziców... Chyba takie informacje są istotne dla kogoś, kto musi w jakiś sposób zaakceptować nową osobę w życiu swojego dziecka?

Schodząc na dół, prosto do jadalni, skąd unoszące się zapachy świadczyły o gotowym posiłku, czułem się tak, jakbym szedł na egzamin ustny. W dodatku nie byle jaki egzamin ustny, tylko taki, którego prawie nikt nie zdaje, jeżeli sprytnie tego nie rozegra.

Elliott już siedział na swoim miejscu, trzymając widelec i machając nogami, jednak uspokoił się od razu, kiedy tylko mnie dostrzegł. Jego zapobiegawcze zachowanie zdecydowanie mi nie pomagało, ale może lepiej tak, niż gdyby zarzucał mnie gradem dziwnych pytań; sam ojciec Gwen zdecydowanie mi wystarczył.

Pani Greene serdecznie zaprosiła nas do stołu, a wtedy jej mąż pojawił się w pomieszczeniu, ignorując moją obecność i mierzwiąc dłonią włosy Elliotta.

Usiadłem obok Gwen, naprzeciw jej rodziców. Apetyt dawno mnie opuścił, co stanowiło tylko dodatkowe utrudnienie w tej sytuacji. Rzadko kiedy zmuszałem się do jedzenia, a nie chciałem dać po sobie niczego poznać.

Gdy naczynie z lasagne rozpoczęło obieg po stole, pan Greene w końcu rozpoczął rozmowę:

– Dużo macie zadane na jutro?

– Nie – odpowiedziała Gwen, momentalnie ubiegając mnie z odpowiedzią. Może poczuła jakieś wyrzuty sumienia, że wkopała mnie w to przedstawienie?

– Chodzicie razem na wszystkie zajęcia?

– Prawie, z wyjątkiem biologii i matematyki – odparła znów. Cieszyłem się, że nie zostawiła mnie na pastwę losu i przynajmniej miała zamiar próbować interweniować.

– Więc poznałeś się z Gwen w szkole? – Tym razem pytanie zostało skierowane bezpośrednio do mnie. Jej ojciec zwinnie obszedł przybraną przez córkę taktykę.

– W zasadzie to poznaliśmy się wcześniej, przed rozpoczęciem roku – powiedziałem.

Oboje jej rodziców przenieśli na mnie z zaciekawieniem swój wzrok.

– Ach, tak? – zainteresowała się jej mama. – Kiedy?

Poczułem, że Gwen szturchnęła mnie nogą pod stołem. Od razu zrozumiałem, że mam nie mówić prawdy, a to dość mocno mnie skonsternowało. Czyżby nie przyznała się wtedy rodzicom, że idzie na imprezę do Denise?

– Ekm... Wracałem autem do domu... Strasznie wtedy padało...

– A ja wracałam ze spaceru po okolicy – wtrąciła szybko dziewczyna. – Hektor mnie wtedy podwiózł.

– Podwiózł cię? – powtórzył pan Greene. – Szkoda, że i tak wróciłaś przemoknięta do suchej nitki.

– Zdążyłam przejść spory kawałek sama, poza tym byłam przecież na spacerze – odparła Gwen, mieszając widelcem w talerzu.

– To dobrze, że chociaż część drogi mogłaś spędzić w suchym miejscu – wtrąciła się znów jej mama – ale nie powinnaś wsiadać do auta obcej osoby. Nie bierz tego do siebie, Hektorze, bo uważam, że jesteś sympatycznym chłopcem, lecz sam rozumiesz, co mam na myśli.

Były to racjonalne obawy i mądre pouczenia, szkoda tylko, że zostałem w nich przedstawiony jako potencjalny seryjny morderca. Cóż, Gwen miała szczęście, że nie okazałem się psychopatą.

– Hektor mi się przedstawił i od razu wyszło, że chodzi do River Hill – skłamała gładko Gwen. Po raz kolejny. Tę ściemę bardziej rozumiałem, ale powód wymysłu na temat pójścia na spacer wciąż owiany był dla mnie tajemnicą. Miałem nadzieję, że dziewczyna szybko mi to wyjaśni, jak tylko zostaniemy sami; raczej nie pozostawię jej innej opcji.

– Tak – potwierdziłem. – Byłem u znajomych i po drodze zauważyłem Gwen, a naprawdę porządnie lunęło.

Niezbyt podobało mi się to, że na pierwszym spotkaniu z jej rodzicami już na samym wstępie musiałem kłamać, ponieważ nie tak planowałem do tego wszystkiego podejść. Szkoda, że w żaden sposób mnie nie uprzedziła o tematach tabu, które najwyraźniej jednak istniały.

– No cóż, to w sumie ciekawa historia i ciekawy początek znajomości – podsumowała pani Greene. – Jeden dobry uczynek, a ile z niego wyniknęło.

– Wydawało mi się, że wspominałaś o poznaniu się w szkole. – Jej mąż znów wrócił do kwestii naszego zapoznania, będąc nad wyraz czujnym.

– W szkole zaczęliśmy częściej rozmawiać – wyjaśniła dziewczyna. – Wiadomo, zagadywanie o zadanie domowe, gadki o pisaniu wypracowań...

Mama Gwen uśmiechnęła się z rozczuleniem w stronę córki. Była zdecydowanie bardziej naiwna, ale dzięki jej naturalnej prostoduszności rozmowa nareszcie potoczyła się w innym, przyjemniejszym kierunku. Oprócz wypytywania mnie o moje zainteresowania, pracę mojego taty – Gwen najwyraźniej uprzedziła ich o tym, że mieszkam tylko z ojcem, ponieważ jej rodzice interesowali się tylko nim – państwo Greene konwersowali między sobą o różnych codziennych sprawach. Elliott nie odezwał się ani razu, lecz bacznie mi się przyglądał.

Kiedy w nieco szybszym tempie niż reszta zjedliśmy swoją kolację, dziewczyna natychmiast podziękowała i wstała od stołu. Poszedłem w jej ślady, również chwaląc lasagne, mimo że nawet nie zastanawiałem się nad tym, czy mi smakowała, po czym udałem się za Gwen, która stała już w progu jadalni, czekając, aż zasunę za sobą krzesło i do niej dołączę.

Okej, nie było źle, ale czy wyszło dobrze? Spodziewałem się większej lawiny pytań.

Znalazłszy się za zamkniętymi drzwiami sypialni, od razu rzuciłem pytające spojrzenie w kierunku dziewczyny.

– Mogłaś dać mi znać, że twoi rodzice nie wiedzą o imprezie u Denise – wytknąłem.

– Wiem. Zupełnie o tym zapomniałam. Poza tym nie sądziłam, że mój tata o to zapyta – wytłumaczyła. – No i nie sądziłam, że będziesz aż tak szczery.

Usiadłem na fotelu, który był moim bezpiecznym fortelem w razie, gdyby ktoś postanowił jeszcze raz tu wejść.

– Nie sądziłem, że będę musiał ściemniać – zarzuciłem jej, oczekując jasnych uzasadnień tych kłamstewek.

Gwen westchnęła, zajmując miejsce na łóżku. Podkurczyła jedną nogę, siadając na swojej łydce, po czym wlepiła we mnie swoje szare oczy.

– Moi rodzice są po prostu dość mocno... wierzący – wyznała.

Świetnie, pomyślałem. Kolejny istotny fakt, o którym powinienem zostać uprzedzony.

– Masz na myśli, że są konserwatywni? – dopytałem.

– Nie. To znaczy... może trochę. To znaczy... – Plątała się we własnych słowach, nie do końca wiedząc, jakich określeń użyć. – To dobrzy ludzie o dobrych sercach, ale mają trochę przestarzałe przekonania.

– Potępiają formę rozrywki, jaką są imprezy? – domyśliłem się.

– Można tak powiedzieć. Raz dość mocno zawiodłam ich zaufanie.

– Dlaczego? – Nie ukrywałem, że to oświadczenie mnie zdziwiło.

– Pamiętasz, jak mówiłam ci, że spotykałam się na poważnie z pewnym chłopakiem?

Skinąłem głową, czując dyskomfort, że Gwen wraca teraz do tego wątku.

– Poszliśmy pewnego dnia na imprezę – zaczęła – i dość mocno się wtedy upiłam. Potrzebowałam pomocy w powrocie do domu, a właściwie to Alex musiał zanieść mnie pod drzwi. Otworzył mój ojciec, zobaczył w jakim jestem stanie... No i chyba już się domyślasz, jak to się mogło skończyć.

Wynegocjowanie z ponadprzeciętnie religijnymi rodzicami wyjścia na domówkę, a następnie wrócenie z niej narąbanym jak Messerschmitt to piękny strzał w kolano, musiałem to przyznać.

– Czy to z tego powodu twoja znajomość z tamtym chłopakiem tak szybko się skończyła? – zapytałem, wyobrażając sobie minę jej taty, widzącego ją w takich okolicznościach i to w dodatku z osobnikiem płci męskiej. Nie chciałbym znaleźć się na jego miejscu.

– Między innymi – przyznała Gwen i po chwili zawahania, kontynuowała: – Wiesz, ja nigdy nie chciałam być tym „problematycznym dzieciakiem", który stracił swoich rodziców i teraz zajmują się nim nowi ludzie, którym sprawia kłopoty – wyznała smutnawo. – Ale chcę mieć normalne, nastoletnie życie.

– Normalny nastolatek często ma różne przypały – stwierdziłem, obserwując jej smukłe ręce, którymi przesuwała po swoich ramionach, jakby próbowała się rozgrzać.

– Tylko że ja już mam tę etykietkę i cokolwiek złego zrobię, wiem, że państwo Greene pewnie zrzucają to na moją przeszłość.

– Ja tam uważam, że jesteś zupełnie inna niż ten nakreślony przez ciebie stereotyp – powiedziałem od razu. – Rodzice raczej zawsze się martwią, bo są za ciebie odpowiedzialni. Poza tym nie możesz wiedzieć, co sobie myślą. W końcu sama tak mocno starasz się, aby nie być „problematycznym dzieciakiem", że pewnie jesteś przewrażliwiona.

Rozumiałem jednak jej obawy, ponieważ pamiętałem, co powiedziała o niej Harper pierwszego dnia, chociaż ten wąski umysł znajdujący się pod zniszczonymi rozjaśniaczem włosami, podążał raczej najprostszymi schematami myślowymi.

– Dzięki – mruknęła Gwen, a na jej twarzy zatlił się delikatny uśmiech.

– A co z domówką u Grace? – przypomniałem sobie. – Też im nie powiedziałaś?

– Powiedziałam, że idę do Grace, ale kwestię domówki pominęłam – odpowiedziała, odrobinę przyciszając głos. – Przyszła po mnie Ruby, która miała być zapewnieniem, że wybieram się na dziewczyński wieczór, a potem pojechałyśmy do niej, abym mogła się przebrać w sukienkę i umalować. No ale kiedy przyjechała policja i rodzice Grace... W sumie już myślałam, że wszystko się wyda i będę uziemiona do końca liceum.

– Ale nic się nie wydało?

– Nie – westchnęła. – Ruby powiedziała, że mam niczego nie mówić, bo było tam tyle dzieciaków, że rodzice Grace musieliby być szaleni, aby z każdym się kontaktować, a że nie znali się z moimi rodzicami, to istniała nikła szansa, że jakoś się dowiedzą.

– A sukienka?

– Miałam gotową wymówkę, że po prostu się stroiłyśmy, w końcu to miał być babski wieczór. Na szczęście udało mi się przemknąć przez korytarz bez ich wiedzy i szybko wziąć prysznic.

Parsknąłem śmiechem.

– To brzmi jak typowa nastoletnia intryga – uznałem. – Często spotykana wśród licealistów. Więc przychylam się ku diagnozie, że jesteś najnormalniejsza na świecie. No, oprócz tego, że masz manię testowania moich zachowań.

Ucieszyłem się, kiedy na te słowa dziewczyna w końcu się roześmiała.

– Dziękuje – odparła – i za diagnozę, i za to, że grałeś dla mnie przy rodzicach.

– Do usług.

Chociaż postrzegałem siebie raczej jako egoistę, chciałem, aby Gwen czuła, że może na mnie polegać. Chciałem być dla niej oparciem. Wiedziałem też, że staje się ona dla mnie ważna i nie gra ulotnej, epizodycznej roli – momentalnie zapragnąłem mieć ją tylko dla siebie, nie tylko na jedną noc, nie na tydzień. Miałem nadzieję, że będę mógł cieszyć się jej obecnością o wiele dłużej, że będę mógł ją całować, kiedy tylko zapragnę. Ale może był to właśnie idealny przykład mojego egoizmu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top