14. Zabawa w głuchy telefon
Dalsza część wieczoru była zdecydowanie bardziej sympatyczna. Porzuciliśmy wszelkie dołujące tematy i zjedliśmy pizzę w swobodnej atmosferze żartów oraz pogawędek o filmach, ulubionych deserach i najdziwniejszych snach, jakie mieliśmy. Rozmowa o tak nieistotnych rzeczach normalnie by mnie znudziła, odstręczając natychmiastowo od rozmówcy, ale przy Gwen było to niemożliwe – o dziwo naprawdę interesowało mnie co lubi oglądać, jak spędza swój wolny czas albo dokąd chciałaby pojechać. Odniosłem wrażenie, że nasze spotkanie zmieniło się w najprawdziwszą randkę rodem z komedii romantycznych, których nienawidziłem, a mimo wszystko siedziałem tam w największym skupieniu, zaangażowany w wymienianie najlepszych potraw, jakie dotąd jadłem. Dotychczas patrząc z boku na takie zachowania, uśmiechałbym się z wyższością, że to wszystko jest tak tandetnie konwencjonalne i pospolite, że w życiu nie zgodzę się na uczestnictwo w czymś równie głupim. A teraz proszę – z uśmiechem na ustach, wpatrywałem się w dziewczynę, zajmując miejsce naprzeciw niej w jakiejś w popularnej knajpce, zaabsorbowany wymianą prozaicznych pytań.
Robert z całym swoim ogonkiem przyjaciół wyszli dużo szybciej, przez co poczułem się lepiej, chociaż ich towarzystwo w odległym kącie pomieszczenia wcale aż tak mi nie wadziło. Starałem się nie skupiać na nich uwagi i nie przejmować tym, o czym między sobą szeptali. Miałem zdecydowanie dość zmartwień.
Kiedy odwiozłem Gwen do domu, na pożegnanie otrzymałem buziaka, którego trochę bardziej przeciągnąłem, zyskując tym czulszy pocałunek, niż z początku planowała dać mi dziewczyna. W końcu przestała ode mnie uciekać.
– Napisz mi, co się u ciebie dzieje, jak już wrócisz – poprosiła, wysiadając z auta.
Myśl o powrocie budziła we mnie niesamowitą frustrację. Gwen podczas naszego spotkania sama z siebie nie poruszała już później tematu mojego ojca i tego, co zmuszony byłem dzisiaj przeżyć. Może celowo próbowała odsunąć ode mnie te negatywne wydarzenia. Miałem tylko nadzieję, że to nie w imieniu zlitowania się nad smutnym chłopakiem pozwoliła mi się pocałować. Na sam ten pomysł ogarnęło mnie zażenowanie, a moje szczęście ulatniało się stopniowo, gdy jechałem samotnie skąpaną w mroku szosą.
Wróciłem do domu – a właściwie to się zakradłem – mając nadzieję, że nie spotkam na swojej drodze ojca. Z salonu dobiegały dźwięki włączonego telewizora, dlatego dyskretnie tam zajrzałem, rejestrując pogrążoną we śnie sylwetkę na kanapie, owiniętą kocem. Nie powinno obchodzić mnie, co się z nim działo, nie powinienem czuć tej dziwnej ulgi, że jednak nie leży gdzieś w kącie na podłodze. Nie takie rozterki powinien mieć siedemnastolatek.
Zamknąłem się w swoim pokoju, sam do końca nie wiedząc, na czym skupić swoje myśli. Z jednej strony, wciąż przeżywałem chwilę naszego pocałunku z Gwen, a z drugiej, nie wiedziałem, jak podejść do tematu jutrzejszego spotkania, na które próbował wyciągnąć mnie mój ojciec. Po tym, co dzisiaj zaprezentował, miałem ochotę przestać się do niego odzywać i ignorować jego obecność najdłużej, jak się tylko da.
Usiadłem przy biurku i wyciągnąłem swój telefon.
Sektor na razie czysty, ojczulek słodko śpi – napisałem Gwen, po czym zakręciłem się na fotelu, czekając na jej odpowiedź.
Nie wiedziałem, czy bardziej odczuwałem zmęczenie czy podekscytowanie, obie emocje mieszały się ze sobą, wstrząsając na przemian moim ciałem. Spadło na mnie tyle bodźców, zarówno nieprzyjemnych, jak i tych niesamowicie ekscytujących, że czułem się, jakbym wysiadł właśnie z kolejki górskiej.
Na dźwięk powiadomienia od razu odblokowałem wyświetlacz smartfona, jednak nie była to wiadomość od Gwen – na ekranie pojawiło się imię Roberta. Odrobinę rozczarowany, przesunąłem wzrokiem po podglądzie konwersacji.
Cześć. Możesz pisać?
Dziwne pytanie, jakby świadczące o tym, że chłopak chce poruszyć jakiś grubszy temat. Zalała mnie przenikliwa i niepokojąca fala chłodu. Nie, gdyby dowiedział się o mnie i Denise, nie załatwiłby tego w ten sposób.
Wyświetliłem czat, wklepałem lakoniczne przywitanie oraz potwierdzenie, że mogę rozmawiać, a następnie w napięciu wyczekiwałem aż Rob rozwinie sprawę, jaką do mnie miał. Pisał i pisał, a ja stawałem się coraz bardziej niespokojny.
Nie chcę być wścibski ani nic, ale ostatnio trochę się zadziało i pomyślałem, że lepiej to wyjaśnić. Sam wiesz, jak to było z Finnem i jak wszyscy do tego podeszliśmy, ale może trochę zbyt pochopnie. Bo ty i Gwen to chyba tak na poważnie?
Przeczytałem cały ten wywód, rozluźniając się przy każdym dalszym słowie. Czerwona lampka w mojej głowie przygasła – chodziło tylko o wyjaśnienie kwestii mojej rzekomej złośliwości względem jego przyjaciela. Denerwowało mnie, że wciąż musiałem się z tego usprawiedliwiać, ale w zasadzie była to dobra okazja, aby stanowczo zaznaczyć swoje terytorium.
Tak, to na poważnie – odpisałem, a po chwili zawahania, dodałem: Chodzimy ze sobą.
Robert przez parę minut nie odpowiadał, więc w tym czasie znów pokręciłem się na krześle, zastanawiając się, co najlepszego we mnie nagle wstąpiło i czy w ogóle mogłem użyć takiego sformułowania. Bardzo chciałem, abym mógł go używać. Zresztą po tym, co dzisiaj zaszło między mną a Gwen, chyba miałem ku temu powody.
Wow! – napisał w końcu Robert. – Ale to chyba bardzo świeża sprawa?
Parsknąłem i wystukałem szybko:
Od dłuższego czasu się z nią znam, mówiłem ci o tym. Dlatego to Finn wszedł na mój teren, a nie ja na jego.
Tak, naciągałem rzeczywistość. To, że spotkałem Gwen jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego, nie było równoznaczne z tym, że tak długo ze sobą kręciliśmy, ale jakąś swoją rację w tym miałem. Mogłem przecież ją poznać i już wtedy uznać, że chcę czegoś więcej, nawet jeżeli ona nie była tego świadoma, więc nikomu o tym nie mówiła. Może i średnio zgrywało się to z tym, co prawdopodobnie puściła w obieg Ruby, twierdząc, że Gwen natknęła się na mnie dopiero któregoś dnia po WF-ie, ale to nie ja wtedy ściemniałem, że się nie znamy.
No tak, ale nie do końca mi się to wtedy kleiło – odpowiedział Robert.
Straciłem zainteresowanie dalszą dyskusją, w tej samej chwili, w której dostałem wiadomość od Gwen, poza tym, nie miałem nic więcej do dodania. To z nią miałem zamiar konwersować przez całą resztę wieczoru.
***
Nie sądziłem, że to, co wyznałem Robertowi, tak szybko pójdzie w eter. Zapewne od razu pokazał naszą krótką wymianę zdań na grupowym czacie z Denise, Harper, Victorem i Finnem, a stamtąd droga nie była daleka do dalszego wycieku w świat nastolatków z Brookeville.
Jedna noc wystarczyła, aby oczywiście dotarło to także do Gwen – jednego z głównych obiektów tego rumoru. Wiedziałem, że już wie, kiedy z lekkim zakłopotaniem zerknęła na mnie na lekcji angielskiego. Odpowiedziałem jej uśmiechem, chociaż zdziwiło mnie, że to akurat skonsternowanie było jej reakcją na tę wieść. Chwilę później otrzymałem od niej smsa z prośbą o pogadanie na przerwie. Złościła się? Może nie podobało jej się, że była na językach wszystkich wokół? Czy jej dwie niesamowicie błyskotliwe przyjaciółeczki upiększyły nieco plotkę, dodając do niej swoje trzy grosze, które mogły nie przypaść jej do gustu? A może nie chciała ze mną być...? Nic z nią przecież wcześniej nie uzgadniałem, ale tamten pocałunek...
Tupałem nerwowo nogą przez całe zajęcia, wyobrażając sobie możliwe scenariusze. Jeżeli będzie kazała mi to wszystko odkręcić, to zapadnę się pod ziemię. Lecz oprócz kompromitacji w oczach innych, najbardziej martwiła mnie myśl, że Gwen mogłaby mnie nie chcieć i że nie widzi mnie w roli swojego chłopaka. Czy ja właśnie zachowywałem się jak te wszystkie dziewczyny, które po jednym całusie, układały sobie w głowie wspólną przyszłość z wybrankiem serca? Miałem się z niczym nie śpieszyć, a czułem, że zachowywałem się odwrotnie.
– Powiedziałeś komuś, że ze sobą chodzimy? – zapytała Gwen, gdy zaraz po dzwonku stanęliśmy przy schodach w rogu korytarza.
– To źle? – mruknąłem, próbując się przy tym nie peszyć.
– Nie...? – zaczęła dziwnym tonem, po chwili się poprawiając: – To znaczy... wspominałeś, że nigdy nie byłeś w żadnym związku, dlatego trochę zaskoczyło mnie to, że ze mną... tak szybko się na to zadeklarowałeś.
– Jeżeli uważasz, że to za szybko, to... nie musimy... – Skoro wcześniej nie dałem jej wyboru, postanowiłem, że muszę zrobić to teraz i zobaczyć, jakie wywoła to u niej emocje. Rychło w czas, zganiłem się w myślach. Dlaczego popełniałem takie głupie błędy?
– Nie, nie – zaprzeczyła znów, a ja poczułem się lepiej, że na wstępie odrzuciła ten niesamowicie nieprzyjemny dla mnie wariant.
– Nie wiem, jak inaczej moglibyśmy się określić – przyznałem się. – Nie jesteś przekonana, aby – wziąłem głębszy oddech – ze mną być?
– Myślałam, że takie rzeczy konsultuje się obustronnie – stwierdziła, a w jej oczach błysnęło rozbawienie. Widząc, że Gwen się rozluźnia, wziąłem to za dobry sygnał.
– Myślałem, że naszą konsultacją było to, co wczoraj działo się w moim samochodzie – powiedziałem szczerze.
– Najpierw mówisz mi, że spałeś z trzema dziewczynami i nigdy nie byłeś w związku, a teraz, że nasz pocałunek był informacją, że ze sobą chodzimy?
W lekkim zdezorientowaniu przyjrzałem się jej bladej twarzy. Chyba naprawdę ją to zdziwiło i nie rozumiała mojego zachowania. Cóż, mógłbym stwierdzić to samo.
– Najpierw mówisz mi, że spałaś tylko z jednym chłopakiem, będąc z nim w poważnej relacji, a teraz, że nasz pocałunek nic dla ciebie nie znaczył? – odparłem, celowo kopiując konstrukcję jej własnego pytania.
Gwen zmarszczyła brwi, jakby wciąż do końca nie rozumiejąc, co się dzieje, jednocześnie wyginając swoje usta w uroczym uśmiechu.
– Więc dostosowałeś się do mnie, wiedząc, że nie wchodzę w przelotne znajomości? – wywnioskowała niepewnie.
– A ty do mnie, mimo że wolałabyś nie być w takiej znajomości?
Dziewczyna pokręciła głową, krzywiąc się przy tym z wesołym grymasem.
– Możesz w końcu odpowiadać na poważnie? Już sama nie wiem, co jest grane.
Oparłem się ramieniem o ścianę i spojrzałem jej prosto w oczy. Szkolny korytarz czy nie, należało zrobić to w końcu właściwie.
– Zostaniesz moją dziewczyną? – spytałem, obserwując, jak Gwen patrzy na mnie najpierw spod byka, a później, jak posyła mi kolejny olśniewający uśmiech. Lubiłem, kiedy to robiła – kiedy jej jasne usta wyginały się ku górze, powodując tym delikatne mimiczne zmarszczki na podbródku oraz policzkach, które także automatycznie się podnosiły, podbijając tym jej promiennie migoczące, szare oczy.
– No cóż, skoro jednak ty wolisz dostosować się do mnie, to... dostosuję się – oznajmiła, próbując zachować przy tym powagę.
– Bardzo jesteś dowcipna – skwitowałem, po czym nachyliłem się nad nią, lecz Gwen pozwoliła mi tylko na szybki i dość przelotny pocałunek, odsuwając się ode mnie po kilku sekundach.
Obok przeszła jakaś nauczycielka, posyłając nam ostrzegawcze spojrzenie. Uśmiechnąłem się pod nosem, chwytając Gwen za rękę. Niech wszyscy widzą, nie miałem najmniejszych oporów, aby obnosić się ze swoim pierwszym związkiem, który odrobinę z góry narzuciłem, ale najważniejsze, że udało mi się dostać to, czego chciałem. Gwendolyn Welch oficjalnie została moją dziewczyną – w zasadzie to w oczach innych była nią już od wczoraj.
– Może spotkamy się po szkole? – zaproponowałem.
Dziewczyna spuściła wzrok na nasze dłonie.
– Dziś jest środa – odpowiedziała i wiedziałem już, do czego piła. Miałem wrażenie, że zależy jej na tym wszystkim bardziej niż mnie, a nawet nie znała mojego ojca. Gdyby przechodziła przez to, co ja, nie byłaby taka skora do namawiania mnie do tego.
– Wiem – westchnąłem. – Długo rozważałem to przed snem. Gwen, ja naprawdę nie chcę z nim tam iść. Czy to ma sens, skoro stawiam taki opór? Moje podejście magicznie się nie zmieni, jak przekroczę próg gabinetu.
– Okej – rzuciła szybko. – Może masz rację. Ale chcę też, żebyś wiedział, że uważam to za błąd.
– Nie zmienię tego, co obecnie czuję do tego człowieka.
– W porządku. Nie każę ci zapałać do niego miłością, tylko zadbać o siebie.
Pogłaskałem kciukiem wierzch jej dłoni tak samo, jak robiłem to wczoraj w samochodzie, kiedy poczułem, jak zmarzła. To było... miłe, gdy Gwen otwarcie pokazywała, że obchodzą ją te sprawy. Sprawy, które dotyczą mnie. Nie chciałem jednak, żeby za mocno się o to wszystko martwiła i rozgrzebywała moje problemy.
– Pomyślę o tym, ale nie dzisiaj – przyrzekłem. – Dzisiaj chciałbym posiedzieć z tobą, o ile nie masz żadnych planów.
– Możesz wpaść do mnie.
Ta niespodziewana propozycja zupełnie wytrąciła mnie z równowagi, co na pewno momentalnie wymalowało się na mojej twarzy. Nastawiałem się raczej na wspólny spacer albo przejażdżkę po okolicy.
– Do ciebie? Do domu?
Gwen wzniosła oczy ku niebu, uroczo się irytując.
– Tak, do domu. Będzie tylko moja mama i brat, więc jak nie zasiedzisz się za długo, to nie spotka cię ojcowskie przesłuchanie.
Zadzwonił dzwonek na lekcje, a ja poczułem nagłe zdenerwowanie. Miałbym poznać jej rodzinę? Praktycznie dopiero co zaczęliśmy się spotykać, przynajmniej tak na poważnie.
Sam narzuciłeś szybkie tempo, Hektor, upomniałem się w myślach.
– Jezu – poddenerwowała się Gwen. – Przecież nie zapraszam cię na uroczystą kolację z przyszłymi teściami. Przywitasz się tylko i zamkniemy się w moim pokoju. W twoim aucie jest przyjemnie, ale ogrzewanie mało daje radę w te zimne wieczory.
Tekst o zamknięciu się w jej pokoju natychmiastowo mnie przekonał. Zacząłem się zastanawiać, jak może wyglądać przestrzeń, w której mieszkała... oraz o ile wygodniej będzie nam położyć się obok siebie na łóżku niż siedzieć w kurtkach na samochodowych fotelach. Byłem gotów przejść przez całą stresującą procedurę poznania Greenów, aby móc przyciągnąć ją do siebie za zamkniętymi drzwiami.
– Niech ci będzie – zgodziłem się.
Dziewczyna prychnęła, zniecierpliwiona moją zwłoką co do udzielenia odpowiedzi, po czym zaciskając ręce na pasku swojej torby, posłała mi jeszcze jeden zniewalający uśmiech i odwróciła się w przeciwną stronę, odmaszerowując na swoje zajęcia.
Sam udałem się na biologię, zupełnie zaaferowany tym, co miało mnie czekać dzisiejszego popołudnia. Wymieniłem wizytę u psychologa z ojcem na coś znacznie korzystniejszego – przynajmniej taką miałem nadzieję.
Robert zauważając mnie zmierzającego do sali, posłał mi uśmiech, Finn tylko obrzucił mnie szybkim, obojętnym spojrzeniem, a Denise udawała, że mnie nie widzi. Nauczycielka jeszcze nie przyszła, dlatego wszyscy czekali przed drzwiami. Nie chciałem do nich podchodzić, ale wzrok Roba uświadomił mi, że to on zaraz do mnie doskoczy, aby mnie zagadać.
– Cześć – przywitał się ze mną, osaczając mnie przy mojej ścianie odosobnienia, pod którą zawsze się ustawiałem.
– Hej – odparłem.
– Słuchaj, co do tej naszej wczorajszej rozmowy... Pogadałem z całą ekipą i nie chcemy, żebyś sobie myślał, że mamy do ciebie pretensje i przez to się od nas znów izolujesz.
Wpatrywałem się w niego, nie bardzo wiedząc, jak mam to skomentować. „Dzięki"? Tak naprawdę to było mi wszystko jedno, nie interesowały mnie te nastoletnie słodko-pierdzące problemiki. Wolałem, żeby oni też się nie przejmowali takimi głupotami i nie uznawali za swój obowiązek wyjaśniania mi każdej małostkowej sprawy.
– Możemy się trzymać razem, każdy lubi Gwen i chętnie wyskoczylibyśmy gdzieś z wami – kontynuował Robert, a widząc moją minę, dodał szybko: – Finn też już jest okej z całą tą kwestią.
– Jasne – bąknąłem. – Może kiedyś się ustawimy na jakąś kawę, czy coś takiego.
Na moje szczęście na horyzoncie pojawiła się nauczycielka i chyba pierwszy raz w życiu ucieszyłem się na widok jej osoby.
Dzisiaj wszyscy podejrzanie sypali zaproszeniami w moim kierunku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top