10. Lepiej unikać zapalenia płuc i powierzchownych chłopaków
Dean, chociaż bardzo niechętnie, ostatecznie zgodził się dać mi klucze do budynku, sprawiając tym, że mój dość oryginalny, spontaniczny, a na pewno postrzelony pomysł, miał szansę się ziścić.
– Jak narobisz mi problemów, to zginiesz – pogroził mi, ale umówiliśmy się, że podrzuci mi to, czego chciałem za te cztery dni koło dwudziestej po drodze z pracy do domu.
Myślałem, że najtrudniejszą częścią zadania będzie wybłaganie od Deana kluczy oraz zyskanie jego cichego pozwolenia na włamanie się na tor wrotkarski, jednak bardzo się pomyliłem – najgorsze miało dopiero nadejść. Planowałem bowiem zapytać się Gwen, czy ma wolny wieczór w piątek. Kiedy ostatnio kogoś gdzieś zapraszałem? Gdy tak kalkulowałem, jaki jest procent szans, że dziewczyna się zgodzi, doszedłem do fatalnego wniosku, że było to pięćdziesiąt na pięćdziesiąt – może pięćdziesiąt cztery do czterdziestu sześciu, co i tak nie napawało mnie zbytnim optymizmem.
Zwlekałem z tym do środy i dopiero, gdy zbliżała się już pora kolacji, pomyślałem z przestrachem, że jestem zwykłym tchórzem, a ponadto, jeżeli Finn mnie wyprzedzi, a Gwen odmówi mi tylko dlatego, że gdzieś się z nim umówiła, to chyba umrę i do końca życia nie pogodzę się z taką porażką.
Usiadłem przed laptopem, otworzyłem odpowiednią stronę i wystukałem jej imię na klawiaturze. Jasne, że byłoby lepiej zrobić to w cztery oczy, lecz zbyt długo wszystko przeciągałem.
Trochę ścisnął mi się żołądek, kiedy zobaczyłem, że Gwen była dostępna, ale wmawiałem sobie, że przynajmniej dostanę informację zwrotną od razu.
Cześć, co słychać? – wklepałem szybko w okienko i wcisnąłem enter, zanim zacząłbym się dłużej wahać i wymyślać inne teksty.
Odczytała moją wiadomość w miarę szybko, co uznałem za dobry znak.
Hej. Odrabiam właśnie matmę – napisała.
Szukasz odpowiedzi w internecie?
Nawet internet nie jest pomocny, gdy w grę wchodzi matematyka. – Odpowiedź przyszła prawie natychmiastowo.
Okej, więc wydawała się zainteresowana rozmową, chociaż w porównaniu do zadań domowych, wszystko nagle stawało się ciekawsze. Sam zresztą powinienem zająć się lekcjami.
Miałem ochotę od razu zapytać ją o to, o co chciałem najbardziej i w głównej mierze się po to do niej odezwałem, ale uznałem, że to chyba byłoby głupie, tak na wstępie wyskakiwać z propozycją spędzenia wspólnie piątkowego wieczoru, zwłaszcza, że nigdy wcześniej ze sobą nie pisaliśmy.
Może powinienem trochę dłużej pogadać z nią o niczym, może powinienem jakoś skomentować jej wypowiedź i zażartować, że sam potrzebuję korepetycji z matmy? Rzucanie swojej propozycji zupełnie znikąd, tylko świadczyłoby o tym, że napisałem do niej właśnie w tym konkretnym celu i jak na moje oko, nie wyglądałoby to naturalnie.
Świetnie to rozumiem, sam nie zdaję z matmy – wystukałem, a Gwen od razu wyświetliła.
Jak większość. Chciałabym poznać bliżej ludzi, który mają z niej choćby 4, ale to pewnie zwykli psychopaci.
Uśmiechnąłem się, czytając jej słowa, po czym nieco bardziej wyluzowany, położyłem ręce na klawiaturze.
Święta prawda. W końcu w River Hill tego przedmiotu uczą sami psychopaci.
Nie wróży to nam zbyt dobrze – napisała, a po paru sekundach przyszła od niej kolejna wiadomość:
Chociaż czasem doceniają chęci. Dostałam ostatnio dwóję za „dobry tok rozumowania".
Moich starań nikt nie docenia – odpisałem.
I tak, zupełnie niespodziewanie, nasza rozmowa toczyła się dalej i dalej, płynnie brnąc do przodu, z tematu na temat, a ja zapomniałem, w jakim celu właściwie skontaktowałem się z Gwen.
Korespondowaliśmy długo, oboje zaangażowani, odpowiadając sobie od razu, jakby każde z nas nie robiło nic innego poza wgapianiem się w ekran, w oczekiwaniu na wiadomość od drugiej strony – i raczej tak właśnie było, a na pewno z mojej strony, ponieważ wszystko inne zniknęło; rozmowa sama się rozpędzała i pisaliśmy ze sobą do późna. Nie była to jakaś ekscytująca konwersacja, przepełniona zwierzeniami lub gorącym flirtem – dotyczyła przyziemnych spraw, jak obgadywanie nauczycieli, trochę nowych sensacji z domówki u Grace, narzekania na bezsensowne prace pisemne, może też odrobinę kwestii światopoglądowych.
Mimo wszystko nasza kilkugodzinna wymiana zdań pochłonęła mnie do reszty.
Gwen nie lubiła czwartków, bo miała wtedy zajęcia pozalekcyjne z improwizacji komediowej, na które zapisała się pod naciskiem Ruby, poza tym rozważała też, czy nie dołączyć do Klubu Ekologicznego, a kiedy wyznałem jej, że mój ojciec pracuje w firmie, zajmującej się tym tematem, bardzo ją to zainteresowało. Szkoda, że był takim dupkiem, bo na pewno by się z nim dogadała – miała sporą wiedzę z tego zakresu.
Wypytywała, dlaczego zrezygnowałem z bycia w szkolnej drużynie i co teraz robię w wolnym czasie, nie chodząc na treningi, a gdy dowiedziała się, że mam kota, zażądała jego zdjęć.
Nim się obejrzałem, zegar na dole ekranu mojego laptopa pokazał godzinę dwudziestą trzecią i przełykając z trudem ślinę, uznałem, że to ostatni dobry moment, aby w końcu zebrać się w sobie i zaprosić ją na... zaprosić ją gdzieś w ten upatrzony wieczór za dwa dni.
Zastanawiałem się, czy masz czas w piątek wieczorem i pozwolisz mi się gdzieś zabrać.
Po wysłaniu do niej tego pytania, a raczej z pozoru swojej „swobodnej" myśli, do niczego nie zobowiązującej, zacisnąłem wargi, wpatrując się w okienku czatu z Gwen.
Dziewczyna wyświetliła moją wiadomość i zanim zaczęła coś pisać, minęła minuta – straszliwie długa minuta.
W porządku. O której?
Mimowolnie się uśmiechnąłem, przeciągając się na krześle. Zgodziła się. Chyba zaczynałem tracić wiarę w siebie, skoro aż tak to negowałem.
Przyjadę po ciebie o 20:30 – odpisałem.
Niech będzie. Znikam liczyć zadania, cześć.
I to tyle? – zdziwiłem się. Napisałem jej jeszcze swoje pożegnanie, ale tego już nie odczytała i faktycznie zniknęła, więc nie pozostało mi nic więcej do roboty, jak tylko zamknąć przeglądarkę, ciesząc się, że udało mi się z nią umówić. Nie musiałem przełykać smaku goryczy, mogłem się rozluźnić i wyobrażać sobie jej minę, kiedy w końcu dotrze do niej, dokąd ją zabrałem.
Te dwa dni, dzielące nas od piątkowego wieczoru, również spędziliśmy na wymienianiu ze sobą wiadomości. Poczułem się pewniej i odezwałem się do niej jeszcze parę razy, czasem wymyślając sobie jakiś błahy powód, jak spytanie się o coś, co dotyczyło szkoły, a czasem po prostu chciałem wiedzieć, co właśnie robi. Gwen kilka razy próbowała wyciągnąć ode mnie informację, dokąd pojedziemy w piątek, ale za każdym razem powtarzałem, że to niespodzianka, licząc, że wywołam u niej jakąś większą ekscytację. Chciałem, żeby się nad tym zastanawiała, żebym był głównym powodem jej rozmyślań.
W końcu jednak nadszedł ten dzień i w zasadzie, to nie myślałem o niczym innym, jak tylko o przebrnięciu przez wszystkie lekcje, powrocie do domu i doczekaniu do godziny dwudziestej, o której miał zjawić się Dean z moją priorytetową przesyłką. Zacząłem wyczekiwać go już chwilę po dziewiętnastej, mimo że nie istniał nawet cień szansy, aby urwał się szybciej.
Przyjechał odrobinę spóźniony, a gdy zobaczył, jak się „wystroiłem", układając w końcu swoje potargane włosy i ile perfum na siebie wylałem, skwitował to dwuznacznym uśmieszkiem.
– Oby ta dziewczyna była warta popełnianego przeze mnie przestępstwa – mruknął, rzucając we mnie pękiem srebrnych kluczy.
– Domyślam się, że skrzynka piwa to za mało, byś poczuł się usatysfakcjonowany? – zgadłem.
– Jeszcze to przemyślę.
Dałem znać Gwen, że idę do auta, aby wiedziała, że może się mnie spodziewać w przeciągu pięciu minut. Nie chciałem marnować ani chwili dłużej, lecz w przedpokoju zatrzymał mnie ojciec.
– Idziesz na randkę? – spytał, zakładając ręce na piersi i opierając się barkiem o framugę. Czy naprawdę było to aż tak oczywiste? Nie odstawiłem się jakoś nadzwyczajnie, ot, zwykłe jeansowe spodnie, może nieco jedna z lepszych koszulek i tyle.
– Nie – rzuciłem tylko i wyszedłem, bezceremonialnie zamykając za sobą drzwi.
Wsiadłem do samochodu, odpaliłem silnik, szybko wycofując się z podjazdu przed garażem, a w następnym momencie podążałem już spokojnymi uliczkami osiedla, uderzając palcami o kierownicę.
Sam do końca nie wiedziałem, dlaczego czułem takie podenerwowanie. Nie szedłem przecież na spotkanie z Królową Elżbietą, a dziewczyną z liceum – nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni zapewne – dlatego buzujące we mnie emocje wydały mi się odrobinę bezpodstawne oraz przesadzone. Miałem drobną wprawę w zaskakiwaniu, potrafiłem wyczuć, co kręci płeć przeciwną i co robi na niej wrażenie, w końcu nigdy nie zdarzyło mi się, abym którąś rozczarował.
Gdy zajechałem na miejsce, Gwen czekała na krawężniku przed domem. Byłem ciekaw, czy ubrała coś bardziej okazjonalnego, czy przyłożyła więcej uwagi do swojego wyglądu na ten wieczór, ale miała na sobie białe tenisówki, czarne spodnie i ciemnozielony T-shirt, na który zarzuciła ciemną bluzę, za dużą na nią przynajmniej o dwa rozmiary – równie dobrze mogłaby przyjść w takim stroju do szkoły. Oczywiście, że wyglądała ładnie, bo zawsze tak wyglądała, jednak miałem wrażenie, że to ja bardziej przejąłem się swoją prezencją niż ona.
Zatrzymałem się, a dziewczyna otworzyła drzwi samochodu i usiadła na miejscu pasażera. Dostrzegłem, że miała delikatnie zaróżowione policzki i napuszone włosy, jakby dopiero co je wysuszyła; usta także podkreślone zostały czerwonawym kolorem. Ha, zauważyłem z zadowoleniem – a więc trochę się dla mnie przyszykowała.
– Jak dobrze, że dzisiaj jesteś sucha – powiedziałem na wstępie, postanawiając się z nią podroczyć. – Ostatnim razem zostawiłaś na tym siedzeniu mokrą plamę.
Gwen się roześmiała.
– Przeszło mi przez myśl, czy może nie powinnam odpuścić sobie skorzystania z suszarki po prysznicu – odparła, chwytając jeden ciemnoblond kosmyk między palce – ale jeszcze naprawdę w końcu nabawiłabym się tego zapalenia płuc.
Wrzuciłem pierwszy bieg i z wesołym uśmiechem na twarzy, ruszyłem z miejsca. Czekało nas może z jakieś niecałe dwadzieścia minut jazdy i cały wspólny wieczór razem.
– Odpuściłaś już dopytywanie się, dokąd cię zabieram? – zapytałem, zerkając na jej estetyczny profil twarzy, tak samo, jak robiłem to tamtego pamiętnego wieczoru, gdy się poznaliśmy.
– Teraz już wytrzymam – oznajmiła. – Długo zwlekałeś z tym, aby mnie gdzieś zaprosić?
Pytanie było tak trafne, że poczułem się dziwnie.
– Trochę obawiałem się, że Finn mnie wyprzedzi – przyznałem szczerze, starając się zażartować, a przy okazji wybadać po raz kolejny ten temat.
– Po ostatniej akcji chyba postanowił przystopować – wyznała swobodnie. – Ty za to wręcz odwrotnie.
– Ale nie czujesz się źle z tego powodu? W końcu siedzisz teraz obok mnie.
– Zdziwiło mnie to.
– Co konkretnie? – Nie zrozumiałem.
– Większość chłopaków, zadawała się ze mną tylko dla jednego – oświadczyła, uśmiechając się kwaśno pod nosem. – Kiedy nie dostawali, czego chcieli, od razu mnie olewali.
Domyśliłem się, że nawiązywała do mojej próby pocałowania jej tuż za żywopłotem ogrodu Grace i odrobinę się zmieszałem, że tak bezpośrednio o tym wspomina, przy okazji sugerując, że „nie dostałem, czego chciałem", jakbym był jakimś prymitywnym chłoptasiem. Z drugiej strony zdziwiło mnie, że ma takie doświadczenia – ja nie mogłem tak szybko jej sobie odpuścić, Finn najwyraźniej także – z kim ona w takim razie się wcześniej spotykała?
– Ewidentnie miałaś dotychczas do czynienia z chłopakami niskiej ligi – stwierdziłem.
– Powiedzmy, że masz rację – przyznała wesoło.
– Ale mnie chyba za takiego nie postrzegasz? – dopytałem ostrożnie. – W końcu...
– ...siedzę teraz obok.
Uśmiechnąłem się pod nosem, próbując nie wywrócić oczyma. Rozmowa z nią wydawała się zawsze taka prosta, mimo że czasami trudno było ją zacząć, ale Gwen umiała mnie zagiąć i nie wahała się przed tym, ilekroć natrafiała na taką możliwość. Nie odpowiedziała jednak konkretnie na moje pytanie, lecz zanim zdążyłem podrążyć bardziej, dorzuciła:
– Poza tym ciebie jakoś ciężej jest się pozbyć.
– No tak, przecież jestem zwykłym bucem – mruknąłem, nie dowierzając, że Gwen właśnie powiedziała mi coś takiego – a z takimi lepiej nie trzymać.
– Lepiej nie – zgodziła się znów. Poczułem, że na mnie spojrzała, dlatego również odwróciłem twarz w jej stronę, dostrzegając, jak przygryza swoje usta. – Zwłaszcza, jak za tobą jeżdżą w nocy, czego się później okropnie wypierają – nadmieniła, unosząc ramiona i przyciskając do jednego z nich swój policzek.
Normalnie wkurzyłbym się za ten tekst, ale na szczęście do głowy przyszła mi szybka riposta.
– Lepiej też uważać na dziewczyny, które pozwalają się podrzucić do domu, a potem udają, że cię nie znają – wygłosiłem równie moralizatorskim tonem co ona, mając nadzieję, że dziewczyna zaszczyci mnie jakimiś wyjaśnieniami co do swojego zachowania, skoro wcześniej nie było ku temu okazji.
– Niesamowicie cię to wtedy wkurzyło. – Pokręciła głową z rozbawieniem. – Co najmniej, jakbyś był gwiazdą rocka, o której ktoś śmiał zapomnieć.
– Ciężko zachować spokój, kiedy ktoś stosuje wobec ciebie takie podejrzane zagrywki – usprawiedliwiłem się. – Powiesz mi w końcu, po co to zrobiłaś? – Nie wytrzymałem. – To był jakiś głupi test?
Gwen parsknęła śmiechem.
– Nie, po prostu kłamałeś wtedy jak z nut, więc uznałam, że trochę ci się za to odpłacę – wyjaśniła beztrosko, ani trochę nie krępując się przed przyznaniem do tego na głos. – A to twoje ciągłe staranie się, żeby traktować mnie jak powietrze, mimo że i tak non stop zerkałeś w moim kierunku na lekcjach albo korytarzu...
Czy ona mogła przestać? Naprawdę poczułem się nieswojo, kiedy z taką lekkością odsłaniała wszystkie karty i jak się okazywało, przejrzała mnie na wylot bardzo szybko. Była aż nadto spostrzegawcza, a moje umiejętności aktorskie zostały przez nią zdegradowane do stopnia nędznego amatora.
– Tylko się nie obrażaj – poprosiła, przypatrując mi się z ukosa. – Zmieniałam już kilka razy szkołę i wiem, jak to jest być nową dziewczyną w oczach innych uczniów. Uznałam, że szybko skreślisz mnie ze swojej listy nowych zabawek.
– Co ty masz z tymi listami? – skwitowałem, próbując się nie dąsać.
Jednak Gwen miała rację; sam przecież założyłem dokładnie to samo, ale niespodziewanie moje pierwotne intencje minęły się z rzeczywistością. Niepokojące było, z jaką niefrasobliwością oraz trafnością sypała swoimi przeświadczeniami – może posiadała jakieś chorobliwe skłonności do nadmiernego myślenia, przez co analizowanie codziennych sytuacji to u niej niekontrolowany i niekończący się proces, dzięki czemu bogata była w takie konkluzje? Chyba wolałem nie wiedzieć, co jeszcze siedzi w jej głowie... Nie, zajrzałbym tam z przyjemnością, o ile tylko okazałoby się to wykonalne.
– Zresztą nie ja jedyna tak uważałam – kontynuowała Gwen, puszczając moje pytanie mimo uszu. – Ruby powiedziała mi... – Dziewczyna przerwała na moment, kiedy żachnąłem się na dźwięk tego imienia – ...że lepiej będzie, jak pozostanę przy alternatywie, która jest pewniejsza.
– Nie kłam, Ruby nie zna takich mądrych słów jak „alternatywa" – wtrąciłem z przekąsem.
Rzuciłem szybkie spojrzenie w stronę Gwen i dostrzegłem, jak wywraca oczami. Czepianie się jej koleżanki to czysta przyjemność, zresztą nie mogłem uwierzyć w to, że sama nie zorientowała się, iż iloraz inteligencji tamtej jednostki uderzał w sufit, kiedy temat przewyższał malowanie paznokci i oglądanie fotek małych, puchatych piesków, siedzących w markowych torebkach jakichś celebrytek.
– Według niej, to podobno ty miałeś być tym, który szybko się ulotni, znajdzie sobie inną panienkę na imprezie u Grace i temat twojego zainteresowania skończy się, nim się w ogóle zacznie – wypowiadając te słowa, Gwen schowała dłonie w zbyt długie rękawy swojej bluzy. – Ale to jednak Finn przyjął tę postawę.
Nie mogłem się nie uśmiechnąć. Finnowi naprawdę nieźle poszło zdyskredytowanie się w jej oczach, w zasadzie nie musiałem nic wielkiego robić, aby dziewczyna uznała go za palanta niewartego uwagi. Wystarczyło po prostu... podążyć za tym, co nie dawało mi spokoju – za nią.
– Przykro mi, że przegrałaś wojnę z cyckami Lilian – odparłem, posyłając jej kpiarski uśmieszek.
– Trudno – westchnęła, niezbyt umiejętnie udając, że jest jej przykro. – Nie każdy może mieć podwójne D.
– No i nie każdy nadaje się na doradcę – mruknąłem, żałując, że Gwen ma u boku Ruby, siejącą dezinformację niczym zawodowiec. – Ale Finn przecież nie odpuścił, w końcu rozmawiałaś z nim w szkole – przypomniałem sobie, kryjąc niezadowolenie z tego faktu, aby nie wyjść na zaborczego dupka. – Więc chyba do ciebie jeszcze napisał?
– Napisał, napisał – przyznała się. – Zatroszczył się o moje samopoczucie i kaca, ale mam ostatnio kiepski internet.
– No cóż – zaśmiałem się – internet bywa zdradliwy, niektórzy ludzie też. A podobno od razu się na nich poznajesz – wypomniałem jej.
– Może jesteś pierwszą osobą, co do której się myliłam.
To zdanie, wypowiedziane przez nią tak aksamitnym głosem, zawisło na chwilę w powietrzu między nami, a ja poczułem jak wszystkie zakończenia nerwowe w moim ciele zaczynają przyjemnie mrowić.
Gwen chyba również poczuła ten elektryzujący ognik, bo na chwilę ucichła, przesuwając dłońmi po swoich udach. Najwyraźniej moje zachowanie zaintrygowało ją tak samo, jak jej zachowanie intrygowało mnie – chociaż w moim przypadku niektóre jej poczynania i słowa wzniecały niepokój; przyjemny, tajemniczy oraz kuszący, dokładnie taki, jaki czułem podczas tej rozmowy i mimo że nie chciałem jej przerywać, dojechaliśmy na miejsce.
Uwaga Gwen skupiła się całkowicie na wielkim, zgaszonym szyldzie na dachu budynku.
– Wrotki? – powiedziała zaskoczona. – Przecież jest już zamknięte.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top