9
Był już czerwiec. Zrobiło się cicho, każdy zaczynał poprawy ocen, bo miał być niedługo koniec roku.
Były przedstawiane projekty uczniów pierwszych klas. Było dużo ludzi, ale Ciebie nie było.
Rozmawiałem z Sarą i Kamilem o naszych ocenach, kiedy nagle usłyszeliśmy strzały. Nie przejęliśmy się tym, bo po co? Przecież to mógł być któryś z projektów pierwszaków. Potem stały się one głośniejsze i ktoś wpadł do środka.
To byłaś Ty z karabinem myśliwskim. Ludzie uciekali. Nikt nie wiedział co się dzieje. Postrzeliłaś jakiegoś chłopaka. Podszedłem do Ciebie szybkim krokiem. Wycelowałaś we mnie. Patrzyłaś się przez chwilę, a następnie warknęłaś.
-Jednak jesteś taki jak inni! Ślepy! Bezduszny! Potrafisz tylko pocieszać, a co do czego to cię nie ma!
-Iga, nie rób niczego głupiego- poprosiłem, podchodząc do Ciebie.
Obok nas przemknął Robert.
Kamil i Sara krzyczeli do mnie z drugiej strony sali.
-Mój żywot był głupi!- odkrzyknęłaś i strzeliłaś.
Postrzeliłaś mnie. Salę wypełnił ponownie krzyk ludzi.
Przez tydzień leżałem w szpitalu. Nie byłem już do uratowania.
Chciałem się tylko zapytać, dlaczego akurat ja?
Chciałem Ci pomóc. Byłem w Tobie zakochany. Byłaś moją gwiazdą.
Dlaczego, Iga?
Napisałem ostatni list, czekając, aż wstrzykną mi coś na moje własne życzenie. Płakałem. Nie dlatego, że się bałem śmierci. Płakałem, bo już więcej Cię nie miałem zobaczyć. A byłaś piękna.
Igor
***
płaczę
kolejny będzie ze strony Igi z odpowiedziami
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top