5

Nie było Cię długo w szkole. Prawie dwa tygodnie. Ludzie mówili, że miałaś depresję. Że leczyłaś się psychicznie. Nie wierzyłem w to. Widziałem Cię czasami obok domu. Byłaś zawsze blada i smutna. 

Kiedy przyszłaś, miałaś ubrane czarne spodnie i dżinsową koszulę. No i oczywiście trapery, które były dość mocno zdarte, zupełnie jakbyś upadła na asfalcie. No i też plecak. Nie uśmiechałaś się. Nie odzywałaś do nikogo. 

Ludzie szeptali. Zawsze szepczą. Nawet teraz. 

Ignorowałaś każdego, nawet Sylwię. Nawet takiego Roberta (i tak, on miał jednak na imię Robert, bo sprawdzałem), którego polubiłaś. Nie siedziałaś na swoim miejscu w stołówce. Nie było Cię na schodach. Gdzie wtedy byłaś? 

Patrzyłem na Ciebie, ale w pewnym momencie zniknęłaś mi z pola widzenia. Wtedy przechodzili sportowcy, którzy szli w moją stronę. Prosili mnie o powrót do drużyny. Po namowach, zgodziłem się i wróciłem. Jednak to nie o mnie teraz mowa. I tak nie zwróciłabyś na mnie uwagi. 

Coś zaczęło się z Tobą dziać. Wyciszyłaś się. Wypalałaś. Z dnia na dzień znikałaś w cieniu innych. Nienawidziłaś być w cieniu innych. To zawsze Ty chciałaś być tą pierwszą na liście. 

-Co z nią?- zapytała Sara, patrząc na Ciebie, kiedy siedziałaś w kącie. 

-Nie wiem, nie jestem lekarzem- mruknąłem, wstając. 

-Idź do niej. Chyba potrzebuje kolejnej depresyjnej osoby- powiedział Kamil. 

-Jeszcze nie czas- westchnąłem i odszedłem. 

Przeszedłem obok Ciebie, a ty spojrzałaś na mnie smutno. Zakuło mnie serce, kiedy rękaw twojej koszuli poszedł przypadkowo w górę. 

Dlaczego, Iga? 

Dlaczego postanowiłaś tak to skończyć? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top