3

Nie byłaś w szkole przez tydzień. Kiedy wróciłaś wyglądałaś na zmęczoną, zestresowaną i smutną. Twoje oczy straciły blask, który widziałem kilka dni wcześniej. Przyszłaś cała na czarno. Nie miałaś swoich traperów. Zmieniłaś plecak. Rozjaśniłaś sobie bardziej włosy. Wyglądałaś ładnie, ale to nie byłaś Ty. 

Pierwszą moją myślą było to, że coś się stało. 

Szłaś z Sylwią, usiadłyście przy stoliku. Nie rozmawiałyście, nie śmiałyście się. Raz po raz patrzyłyście na jakiegoś chłopaka. Jednak to nie byłaś Ty. 

Zawsze miałaś swoje humory. Ciągle się zmieniałaś. Jednak tego dnia to nie byłaś Ty. Nie byłaś sobą. Albo przynajmniej się tak nie czułaś. 

-Hej mała!- krzyknął jeden ze sportowców. 

Spojrzałaś się w ich stronę i pokręciłaś głową z rezygnacją. Jeden z nich podszedł do Was, chyba miał na imię Robert. 

Nie słyszałem waszej rozmowy. Mało się odzywałaś, bardziej słuchałaś. W pewnym momencie miałaś bardzo zdziwioną twarz, a następnie przybrałaś "swój" wyraz twarzy. Gdy Robert (nie byłem pewny, że on miał tak na imię, przysięgam, grałem z nim raz) odszedł od Was, zaczęłaś się kłócić z Sylwią. Krzyczałaś. 

-On mnie kurwa popamięta! 

-Proszę cię, uspokój się, Iga!- krzyknęła Twoja przyjaciółka. 

-Nie będzie opowiadał jakie to on "Pięćdziesiąt twarzy Igi" odkrywał!- wykrzyknęła. 

Zmarszczyłem brwi, patrząc zszokowany na Was. Każdy się na Was patrzył. 

-Iga, nie rób niczego pochopnie- poprosiła Cię.

-O nie, ja nie robię niczego pochopnie! On mnie kurwa popamięta!- krzyknęłaś płaczliwie i wybiegłaś ze stołówki. 

Byłaś typem płaczka. Osoby szybko denerwującej się. Osoby przewrażliwionej. 

Kiedy wszystko się uspokoiło, wyszedłem. 

Moich przyjaciół nie było, więc nie miałem wyrzutów sumienia, że ich zostawiam.

Wyszedłem, bo nie mogłem poradzić sobie z myślą, że mogłaś teraz płakać. Że się załamujesz. Że prawdopodobnie się krzywdzisz. 

Nie krzywdziłaś się, prawda?

Czy krzywdziłaś, prosząc o pomoc? 

Nikt nie chciał Ci pomóc? 

Może nie chciałaś nikogo pomocy? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top