1
Usiadłem na stołówce, obserwując każdego. W pewnym momencie pojawiłaś się Ty. Byłaś roześmiana, omiotłaś całe pomieszczenie swoim wesołym spojrzeniem. Momentalnie sam się uśmiechnąłem.
Miałaś związane włosy w kitkę, chyba nie miałaś makijażu. Miałaś ubrane dżinsy, czarną bluzę z jakimś napisem z tyłu (nie mogłem go rozszyfrować, nigdy, nie oglądałem seriali), chyba był to napis LAHEY* (nigdy nie wnikałem w to co pisze na Twoich rzeczach, skupiałem się na Tobie). Na stopach miałaś zawiązane czarne trapery, a przez łokieć miałaś przerzuconą czarną skórzaną kurtkę. Na plecach zwisał Twój szary plecak, który nosiłaś od pierwszej klasy liceum.
Szłaś ze swoją przyjaciółką. Była podobna do Ciebie, ale jednak to Ty byłaś od niej lepsza. Usiadłyście przy stoliku, który zawsze zajmujecie. Spojrzałaś się w moją stronę.
Znaczy no, nie w moją tylko lekko na prawo. Gdy odwróciłaś zawstydzoną, ale i uśmiechniętą twarz, też tam spojrzałem. Aha, no tak. Bożyszcze licealistek. Czyli sportowcy. Kiedyś do nich należałem, ale wolałem skupić się na nauce.
-Hej, Igor!- krzyknęli do mnie.
-Hej.- Uśmiechnąłem się do nich.
Znowu zatopiłem w Tobie spojrzenie, jednak Ty skupiłaś się na rozmowie z przyjaciółką.
-Zagadaj do niej, a nie się tak na nią patrzysz- westchnął mój kolega, który usiadł obok mnie.
Pokręciłem przecząco głową.
Wstałaś ze swojego miejsca i ruszyłaś w stronę chłopaków, siedzących obok mnie. Usiadłaś obok nich.
-Chłopacy, może któryś by mi pomógł w ważnej dla mnie sprawie?- spytałaś swoim niskim trochę głosem, kalecząc "r".
-Zależy o jaką sprawę chodzi, mała- zaśmiali się.
Zawsze nazywali Cię "małą". Nienawidziłaś tego, mimo że byłaś od niektórych wyższa.
-Mała to jest twoja pała- warknęłaś. Zawsze tak odpowiadałaś, a oni zawsze się z tego śmiali.- Któryś z mądrych dokładnie jest mi potrzebny.
-To Igor!- krzyknął jeden z nich, a wszyscy spojrzeli na mnie.
Chciałem zapaść się pod ziemię, kiedy na mnie spojrzałaś. Twoje brązowe oczy przejrzały mnie na wylot. Mierzyliśmy się na spojrzenia. Prychnęłaś.
-Nie, chodzi mi o was- westchnęłaś.
Wiedziałem, że jestem dla Ciebie nikim. Jednak nie dlatego, że nie siedzę z chłopakami, ale dlatego, że jestem nieśmiały.
-Ktoś musi wytłumaczyć Sylwii matmę, bo za nic nie ogarnia. A ja do tłumaczenia jestem jak wy do makijażu- prychnęła.
-Gdybyś to choć była taka miła jak jesteś piękna- powiedział jeden z nich.
Uśmiechnęłaś się przesłodko i wstałaś. Ruszyłaś brwiami i odeszłaś od nich.
Poruszałaś się jak modelka (czyli "nóżka za nóżką"), mimo że do modelki trochę Ci brakowało. Nie żebym uważał, że jesteś gruba czy brzydka, o nie, nie. Miałaś sylwetkę gruszki (dla niewtajemniczonych- małe cycki, duża dupa), co nie było dobrym znakiem na modelkę. Bardziej na fotomodelkę, z którą na pewno byłoby super!
-Nie patrz już tyle na nią, spójrz na mnie w końcu- mruknęła Sara, dosiadając się do mnie i Kamila, bo tak miał na imię ten mój kolega. -To jest miłość platoniczna, zrób coś z tym.
-Nie kocham jej.- Zmarszczyłem brwi.
-Tak, tak, a ja i Kamil to przyszywane rodzeństwo, które co noc zwalcza zombiaków w CS'ie- zaśmiała się i również spojrzała na Ciebie. -Z resztą to jak się nie pośpieszysz, to ktoś ci ją zabierze.
Dosiadł się do Was jakiś chłopak. Był wysoki, lekko opalony, włosy miał przycięte na "jeżyka". Patrzył w Twoją stronę, uśmiechając się. Twój humor momentalnie uległ zgorszeniu.
Nie lubiłaś go. Kilka razy widziałem jak się z nim kłócisz na korytarzu. A może lubiłaś go, ale nie chciałaś czegoś więcej? Może chciałaś mu pokazać jaką jesteś wiedźmą?
W pewnym momencie wstałaś ze swojego miejsca i ze złością skierowałaś się w stronę korytarzu. Chłopak Cię wołał, jednak Ty się nie odwróciłaś.
-Idź za nią- warknęła Sara.
-Nie, ona potrzebuje samotności.
Chłopak wstał za Tobą i poszedł w Twoje ślady.
-No idź idioto!- krzyknęła Sara, zwracając na siebie uwagę sportowców.
Ci jedynie zmierzyli ją spojrzeniem i wrócili do swoich zajęć.
Westchnąłem i dokończyłem kanapki, które zacząłem przed Twoim wejściem. Kiedy skończyłem je jeść w błyskawicznym tempie, wstałem i wyszedłem. Widziałem Cię na schodach do sali biologicznej jak płaczesz. Nie mogłem nic zrobić, przestraszyłem się, ale jednak podszedłem do Ciebie.
-Stało się coś?- spytałem cicho.
Nie podniosłaś wzroku, pociągnęłaś nosem.
-Nie, ale dziękuję, że pytasz- wyszeptałaś. -Możesz zostawić mnie samą?- spytałaś, nadal szepcząc.
-Jasne.- Uśmiechnąłem się, chociaż nie patrzyłaś na mnie.
Odszedłem.
Nie odwracałem się.
Zostawiłem Cię samą, kiedy powinienem Ci pomóc.
^^^
*LAHEY- postać z "teen wolf"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top