1. Spotkanie
Skończyłam właśnie rozstawiać sprzęt i zaczęłam pstrykać próbne fotki. Trening właśnie się rozpoczął. Zaraz po pierwszym starcie nad stadionem zaczął unosić się zapach metanolu. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. To był mój nawyk. Mój nałóg. Ilekroć poczułam tę woń świat dookoła przestawał istnieć. Otworzyłam oczy i ustawiłam się z aparatem na pierwszym wirażu. Wyjście ze startu, moment, w którym chłopaki składają się na pierwszym łuku, i finish. W tym jednym magicznym miejscu chwytam ważniejsze momentu biegu. na treningu to wystarczy. Żadnych specjalnych mijanek. Nie muszę wędrować po całej płycie boiska.
Gdy zrobili przerwę na rozmowę z trenerem ja przeniosłam się na trybuny. Stąd mam lepszy widok na cały owal. I od nowa ustawiam. Statyw, body obiektyw. Sprawdzam czy taki kadr będzie najlepszy. Chłopaki startują parami - jeden z linii startu, drugi ustawia się na przeciwległej prostej. Nachylam się do aparatu i szukam najlepszego ujęcia. Nie bacząc na komiczną pozę w jakiej się znajduję, pstrykam kilka fotek. I nagle czuję na sobie czyjś wzrok. Nie muszę się oglądać, aby wiedzieć, że gapią się na mój tyłek. nie robi to na mnie większego wrażenia, ale że mam niewyparzony język i tak muszę się odezwać.
- Z łaski swojej możecie nie gapić się na mój tyłek? - rzucam nie odrywając się od aparatu.
- Będzie raczej trudno - słyszę w odpowiedzi.
- Trudno to będzie się wam poruszać jak odejdę od sprzętu i skopię wasze tyłki.
- Wybacz, ale takiego widoku nie mogliśmy odpuścić. - usłyszałam drugi głos.
- Leczcie się . Na cholerę przychodzicie na stadion jeśli nie patrzycie jak jeżdżą? - zaczynali mnie już irytować.
- No, na pewno, nie po to tu jesteśmy. - Tym razem głos odezwał się tuż za moimi plecami.
- W takim razie żegnam. Psujecie atmosferę tego stadionu. Wiecie w ogóle co to żużel? - odwracając się w ich stronę już chciałam puścić wiązankę epitetów, gdy zobaczyłam z kim mam do czynienia. Na ułamek sekundy zawiesiłam się spoglądając w przepiękne brązowe oczy jednego z nich. Nigdy jakoś specjalnie nie przyglądałam się żadnemu z zawodników aż tak aby dojrzeć coś w ich oczach. Coś wyjątkowego. ON też miał takie oczy. Szybko jednak wróciłam na ziemię.
- Cholera. Serio? - Zrobiło mi się głupio, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Przede mną stał nie kto inny tylko bracia Pawliccy i Zengota. - Nie powinniście być po drugiej stronie bandy? - zapytałam.
- Nie - odparli chórem. - Nie dziś. - dodał Piter.
- Dziś dręczycie ludzi? To może idźcie podręczyć kogoś innego. Spadajcie, tu się pracuje. - wróciłam do robienia zdjęć.
Byłam zaskoczona widokiem tych trzech panów jednak ich nazwiska nie zmieniały faktu, że mi przeszkadzają. Nie należę do tej grupy fanek, które dałyby się pokroić za takie spotkanie. Bardziej odpowiada mi gdy siedzą na motocyklach i jeżdżą. Ale nie odpuszczali. Nadal stali tam gdzie wcześniej i gapili się uparcie.
- Powaga. Odwalcie się, ale już.
- Uuu, bojowo nastawiona. nie złość się ale Twój tyłeczek jest naprawdę piękny. - Obejrzałam się na Przemka piorunując go wzrokiem.
- Jak słusznie zauważyłeś jest MÓJ i nikomu nic do niego. A NAPRAWDĘ to za chwilę zrobię Ci krzywdę jak się nie odczepisz. - ciąg dalszy mojej tyrady przerwał deszcz.
- Szlag. - szybko zaczęłam zbierać sprzęt. Ku mojemu zaskoczeniu chłopaki pomogli i szybko zwialiśmy do parkingu. Przez tak krótką chwilę zdążyliśmy i tak nieźle zmoknąć.
- Dzięki - z ciężkim sercem, ale musiałam to powiedzieć. Aparaty w tej chwili były ważniejsze niż duma - za pomoc - dodałam odgarniając mokre włosy z twarzy. Dostałam fleszem po oczach.
- Stoisz nie po tej stronie obiektywu co trzeba - rzucił tleniony.
- Że what? Ty na pewno jesteś nie po tej co trzeba. - spojrzałam na Zengotę bawiącego się moją lustrzanką - Ostrożnie. To bardzo droga zabawka.
- Tak jak motor, o który się opierasz - odciął się blondas.
Zaczęłam się zastanawiać do jakiego równoległego świata trafiłam. Stałam sobie w parku maszyn z trójką świetnych żużlowców i gadaliśmy jak gdybyśmy znali się od wieków. Nie od dziś robię im fotki, znam te twarze na pamięć, ale nigdy nie chciałam poznawać ich osobiście. Uwielbiam ich, to prawda. Ba, ja ich kocham, jednak jako drużynę. Na torze. Gdy jeżdżą. I nic poza tym. Trzymałam się na dystans od całego tego żużlowego światka. Nie lubiłam wdawać się w niepotrzebne relacje. Wolałam obserwować to wszystko z boku.
Z zamyślenia wyrwało mnie machanie przed oczami. - Halo ziemia - To był Przemek.
- Czego? - warknęłam trochę może na wyrost.
- Sprawdzamy łączność. Coś się tak zawiesiła?
- Nic, nieważne. - odparłam, na co odezwał się młodszy Pawlicki - W ogóle to Piotrek jestem. A to Przemek i Grzesiek.
- Wiem kim jesteście? - spojrzałam na niego jakby spadł z księżyca.
- Znasz czy nie, ale przedstawić się wypada.
- OK. Miło poznać.
- Ok... - Piotrek zamilkł czekając na odpowiedź. W mig chwyciłam o co chodzi. Zauważyłam też, że przestało padać. Idealnie.
- Próbujesz dowiedzieć się jak mam na imię. Sprytne.
- Tak będzie łatwiej zapytać o nr telefonu. - nie dawał za wygraną.
- Przykro mi panowie , ale ja się już pożegnam. - Chwyciłam torbę i ruszyłam na parking. Wołali coś za mną, ale nie słuchałam. Gdy wsiadałam na motocykl, kątem oka widziałam, że wszyscy trzej stoją jak wmurowani. obejrzałam się na nich i zaczęłam śmiać. No tak połączenie ścigacz+dziewczyna nadal nie wiedzieć czemu zadziwia. Przemo popchnął Grześka, który szybko podszedł do mnie. Odpaliłam silnik.
- Własne dwa kółka, jestem pod wrażeniem. To jak będzie z tym numerem? - zapytał.
- Zapomnij.
- W celach zawodowych nawet?
- Nawet.
- A spotkanie - ciągnął.
- Nie ma szans.
- Na pewno? - spojrzał na mnie wzrokiem zbitego psiaka. to zawsze działało. ON też tak robił. Niech to szlag.
- Umówmy się tak. Jeśli spotkamy się jeszcze kiedyś, ale poza stadionem bo jestem na każdym meczu, to dostaniesz mój nr.
- I spotkasz się ze mną?
- Niech stracę. Ok.
- W takim razie do zobaczenia, Wiki.
No tak. Moja cholerna plakietka. Bez słowa podkręciłam obroty i tylne koło zaczęło się przesuwać tak, aż nie ustawiłam się na wprost bramy. Puściłam sprzęgło i odjechałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top