42
Pov Aimee
Wchodzę do kuchni, w domu nie na nikogo poza mną, a Marie, więc postanowiłam do niej przyjść żeby porozmawiać. Louis wiele razy mi powtarzał, że nie powinnam się z nią tak bardzo spoufałać, ale ja inaczej nie umiem. Była przy mnie odkąd tylko pamiętam. Zajmowała się mną jak swoim dzieckiem, którego nigdy nie miała.
- Zrób dziś lasagne - zwracam jej uwagę, a ona na mnie spogląda. - Louis ma dziś podły humor, a to jego ulubione dane, więc powinno mu poprawić chociaż trochę nastrój.
Podchodzę do krzesła i siadam na nim. Marie krząta się po kuchni i coś tam robi. Podziwiam ją za to, że pomimo swojego wieku ciągle coś robi i nie traci przy tym sił. Ja nie wiem czy bym tak potrafiła.
- Nie wydaje mi się żeby zwykła lasagne mogła w jakikolwiek sposób wpłynąć na nastrój pana.
- Ale ta twoja jest niezwykła i umie zdziałać cuda - uśmiecham się do niej. Ona chyba też wstała dziś lewą nogą, bo przeważnie jest radośniejsza. Chyba dzisiejszy dzień ma coś w sobie negatywnego.
- Dla pana Louisa takie rzeczy są nieistotne. Ten dom traci swój urok jaki posiadał gdy żył jeszcze Don Federico. Nie zdziwię się jeśli niedługo przeniesiecie się do Anglii, a ten dom umrze zupełnie jak jego pan - nie ukrywam, że udziela mi się ten jej menancholijny nastrój. Już nie mam ochoty się uśmiechać.
- To nigdy nie będzie miało miejsca, bo ja na coś takiego nie wyrażę zgody. Nawet na tydzień nie chcę mi się jechać do tego pochmurnego i deszczowego kraju. Życie tam to musi być prawdziwa katorga - coś mi się wydaje, że wystarczyłby mi tylko miesiąc w takim kraju, a dostałabym ataku ostrej depresji. Ja jestem stworzona do życia w moich ukochanych ciepłych i słonecznych Włochach.
- Nie wydaje mi się żeby on cię pytał o zdanie, ale nie rozmawiajmy już o tym, bo po twoje twarzy widzę, że już się zmartwiłaś, a to jest ci przecież nie potrzebne. To ja wezmę się już za tę lasagne, bo pan powinien za jakieś półtorej godziny wrócić.
Bez słowa opuszczam kuchnię, bo rozmowa z Marie zamiast podnieść mnie na duchu podziałała na mnie odwrotnie.
***
Oglądam najnowsze gazety z ubraniami od najlepszych projektantów w całej Florencji. Niektóre są tak cudowne, że po prostu muszę je mieć, nie ma innej opcji.
Nagle do pomieszczenia wchodzi Louis, i to tak, że drzwi mało nie wylatują z futryny.
- Nie wierzę, że byłaś zdolna zrobić mi coś takiego! - wrzeszczy na mnie, a ja nie mam pojęcia o co mu chodzi. Przecież nic nie zrobiłam.
Nim zdążam powiedzieć coś na swoją obronę to on jest już przy mnie, chwyta mnie za ramiona i zmusza do tego bym wstała. Po chwili jednak puszcza moje ramiona by uderzyć mnie z całej siły w twarz. Resztkiem sił udaje mi się zachować pozycje stojącą tylko po to bym on jedną ręką chwycił mnie za szyję.
- Sadziłaś, że się nie dowiem iż starasz się by wszyscy się dowiedzieli kim tak naprawdę jesteś!
Cholera, Ettore zaczął działać na własną rękę.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top