31
Pov Aimee
- Wyglądasz prześlicznie - mówi do mnie konsultantka ślubna gdy stoję na podwyższeniu ubrana w moją suknię ślubną. Louis siedzi na przeciwko mnie i widać, że nie jest zbytnio zadowolony. Chyba pożałował, że dał mi w tej kwestii wolną rękę.
- A mniej wydekoltowanych i z nieprześwitującym gorsetem to nie było? - spacjalnie zamówiłam taką suknie żeby mu zrobić na złość. A teraz nawet jakby chciał coś zrobić to nie da rady, bo ta sukienka była szyta na miarę i z kolejną by już nie zdążyli. Niech chociaż to mu nie pójdzie po jego myśli.
- W ostateczności pani mogłaby założyć bolerko, ale jest tak wysoka temperatura i nie zapowiada się na zmianę, więc wątpię by czuła się komfortowo - odzywa się kobieta po trzydziestce. Szczupała blondynka najwyraźniej wystraszona złym humorem Louisa. Widocznie doskonale zdaję sobie sprawę z tego kim on jest.
- Aimee musisz się tego dnia czuć komfortowo, więc jeśli jej to odpowiada to ja nie mam żadnych zastrzeżeń - jestem zaskoczona, że tak łatwo odpuszcza. Spodziewałam się większej ilości pretensji. - Przynieś pasujące do tego dodatki, mają być najlepsze.
Blondynka prawie biegnie jak tylko słyszy rozkaz Louisa. Wygląda to dla mnie bardzo komicznie.
- Wykazałeś się ogromnym wyrozumieniem. Wziąłeś jakieś tabletki na nerwy czy co? - nie potrafię się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. Robię dzisiaj wszystko żeby tylko grać mu na nerwach, a on zachowuje niepokojący już spokój.
Zupełnie jakby ktoś go podmienił.
- Nie, po prostu się cieszę, że już za dwa tygodnie będzie nasz ślub - akurat mnie tą informacja nie napawa zbytnio optymizmem. - Osiągnę to co już dawno chciałem.
- To żadne osiągnięcie, zwyczajnie mnie do tego zmusisz wykorzystując swoją przewagę... - zatrzymuje swoją wypowiedź, bo wraca konsultantka z welonem i diademem. Na pierwsze mogę się jeszcze zgodzić, ale na te drugie go na pewno nie.
Po dwudziestu minutach spierania się z Louis'em, że wystarczą mi do tej sukni jedynie buty i welon wychodzimy wreszcie z tego salonu. Można powiedzieć, że to ja postawiłam na swoim, bo zgodziłam się jedynie, że założę dodatkowo jeden z moich brylantowych naszyjników. Tak powinno być wystarczająco elegancko.
- I jeśli po dzisiejszym dniu jeszcze raz od ciebie usłyszę, że nie liczę się z twoim zdaniem to chyba ci przyłożę - komunikuje mi Louis jak już siedzimy w samochodzie.
- Jednorazowe sytuacje się nie liczą - co z tego, że pozwolił mi wybrać suknie. Wolałabym żeby tego cholernego ślubu nie było.
- Obyś nie zrobiła się jeszcze bardziej marudna, bo chyba oszaleje. Za bardzo cię rozpieściłem to teraz mam nauczkę - oznajmia, ale po jego tonie i wyrazie twarzy widzę, że żartuję. Ma dobry humor.
- Nie musisz się ze mną żenić. Masz jeszcze czas żeby to odwołać - nie wiem już który raz mu to mówię.
- Zapomnij - a on odpowiada tak samo.
Louis wjeżdża na naszą posesję i widzę dwa ciemne samochody. Wydaje mi się, że już kiedyś gdzieś je widziałam.
- Mamy kłopoty? - pytam Louisa, bo niespodziewane odwiedziny nigdy nie wróżą nic dobrego.
- Nie jestem pewien. Masz swój pistolet?
Na szczęście jak zwykle znajduje się on w mojej torebce.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top