29
Pov Aimee
Widać, że Louis ma wyrzuty sumienia w związku z tym co zrobił. Leży ze mną na łóżku i przytula mnie do siebie. Co chwilę jeszcze całuję mnie w czoło albo policzek. Zdaję sobie sprawę z tego, że powinnam jak najszybciej od niego uciec, a najpierw powiedzieć mu kilka gorzkich słów za to jak mnie potraktował. Jednak jeśli chodzi o Louisa to ja jestem bezsilna, nie umiem zrobić tego co powinna.
Gdyby było inaczej, w życiu bym nie pozwoliła żeby ktoś mnie potraktował tak jak on.
- Może jesteś głodna skarbie, przyniosę ci wszystko na co tylko będziesz miała ochotę. Dziś zrobimy wyjątek i zjemy sobie tutaj - to naprawdę jest wyjątek. Louis nigdy nie pozwalał na takie coś, twierdził, że do jedzenia służy jadalnia i nie ma innego wyjścia.
- Nie jestem głodna. Kiedy wreszcie pozwolisz mi wrócić do mojego pokoju. Tam sobie najlepiej odpocznę - jego uścisk na moje ciało się zwiększa, nie za bardzo, ale można to odczuć.
- Niedługo się pobieramy, więc nie ma sensu byś miała oddzielny pokój. Każe przenieść twoje rzeczy do mnie, bo nie chcę żebyś sama zaprzątała sobie tym głowę, to jest nieistotne - nie mogę powiedzieć, że ten pomysł mi się podoba. We własnym pokoju chociaż na jakiś czas mogłam mieć od niego spokój. To jest mój azyl, w którym czuję się najbezpieczniej w całym tym domu.
- Polubiłam bardzo to miejsce i nie chciałabym na razie z niego rezygnować. Sądzę, że nawet dla nas by było dobrze jak będziemy mieli od siebie trochę odpoczynku. Znudzisz się mną szybko - staram się go zniechęcić do tego pomysłu. Mogę z nim spać, ale chcę mieć też swój kont.
- Ja nigdy się tobą nie znudze, bo jesteś dla mnie najważniejsza. Ten pomysł w ogóle mi się nie podoba, przyzwyczajaj się, że teraz będziesz ciągle przy mnie. Nie chcę się z tobą w żaden sposób rozstawać. A teraz tym bardziej, jak sobie tylko pomyślę o tym, że przez tego idiote Horana mogła ci się stać krzywda to wszystko się we mnie gotuję. Przecież ja kilku dni nie dałbym rady bez ciebie wytrzymać.
Strasznie mnie korci by wypomnieć mu, że to jest jego wina, bo tak właśnie jest.
- Potrzebuję teraz trochę samotności - to już mówię trochę bardziej stanowczo. Inaczej on nie zrozumie.
- W tej chwili nie powinnaś być sama, ale jeśli bardzo ci na tym zależy to nie będę cię powstrzymywał. Jednak co do tego byś się tu przeniosła zdania nie zmienię. Później masz tu wrócić - nic mu nie odpowiadam tylko wreszcie opuszczam jego sypialnie.
Idę prosto na dół do kuchni, muszę się napić zimnego soku albo wody. Wchodzę do pomieszczenia, cicho odzywam się do Marie i podchodzę do lodówki. Wyciągam z niej sok winigoronowy.
- Jeszcze nie macie ślubu, a on już traktuje cię jak Don Federico jego matkę. Skoro tak szybko zaczął to wiedz, że będzie tylko gorzej.
Czyżbym miała na sobie jakieś ślady? Cholera, zapomniałam nawet przejrzeć się w lustrze.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- On chociaż twierdzi, że nie znosi swojego ojca to jest taki sam jak on. A z tego co widzę to nawet gorszy.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top