26


Pov Aimee

Wielokrotnie chciałam się dowiedzieć kim tak naprawdę jestem. Papcio jednak był zawsze w tej kwestii bardzo stanowczy. Zawsze od razu ucinał ten temat. Po kilku razach zdecydowałam, że zaprzestanę  pytań, bo nigdy nie lubiłam tracić sił na coś co nie ma sensu. Teraz jednak mogę się tego wszystkiego dowiedzieć. Poznać nazwisko, a może nawet jakąś dalszą rodzinę, bo przecież całej nie mogli zabić ludzie Don Federico.

A teraz za kilka miesięcy się tego dowiem, bo chociaż nie uśmiecha mi się brać ślubu z Louis'em to nie mam odwagi mu się w tej sprawie sprzeciwić.

Bycie żoną Louisa jest dużo lepsze od śmierci, bo wiem, że jeśli wykręciłabym jakiś numer to on musiałby mnie zabić. Nie miałby innego wyboru.

A ja nie chcę umierać, nie teraz gdy jeszcze nic w swym życiu nie osiągnęłam. Gdybym teraz pożegnała się ze swoim życiem to nikt by o mnie nawet nie pamiętał. Cała moja egzystencja nie miałby najmniejszego sensu.

Siedzę w salonie, piję pyszne latte i przeglądam katalog z sukniami ślubnymi. Skoro ma być szyta na miarę to muszę już się tym zająć.

- Łatwiej byłoby ci jakąś wybrać gdybyś je przymierzała. Może idź do tego salonu - radzi mi Marie.

- Jak wybiorę którąś to pójdę tam żeby wzięli moje wymiary. A poza tym to wszystko jedno jaką wybiorę, ten ślub zupełnie nic dla mnie nie znaczy, więc strój nie ma żadnego znaczenia. Mogłabym tam nawet pójść nago.

- To jest bardzo niedobry pomysł, pan na pewno by się na coś takiego nie zgodził - uśmiecham się na jej słowa. No tak, Louis i ta jego bezsensowna zazdrość. Zupełnie tak jakby na każdym kroku myślała tylko o tym żeby go zdradzić.

Przecież to niedorzeczne.

- I tak pewnie po tej całej uroczystości zedrze ze mnie tą sukienkę, więc nie będzie z niej już później żadnego pożytku. Chociaż i tak zamierzam sobie wybrać najdroższą, niech płaci - nigdy nie byłam specjalnie oszczędna, ale także starałam się nie przyprawiać Louisa o ból głowy moimi wydatkami. Teraz jednak zamierzam sobie folgować w tej kwestii bez żadnych ograniczeń.

***
Pomimo, że termometr wskazuję dziś ponad czterdzieści stopni w słońcu to ja wracam z plantacji winogron. Louis oprócz samych nielegalnych interesów odziedziczył po papciu także kilka plantacji winogron z których robiono wino.

Wiele razy wspomniał, że chce się ich pozbyć, ale ja zawsze błagałam go żeby tego nie robił. Papcio nauczył mnie miłości do tych owoców.

Zmęczona siadam na huśtawce. Sam marsz w takiej temperaturze, więc z całego serca żal mi tych wszystkich ludzi, którzy muszą tam pracować. Na szczęście nie jestem jedną z nich.

- Aimee! - do moich uszu dociera głos, który znam, ale zbyt dobrze go nie kojarzę. Po chwili jednak widzę idącego w moją stronę Niall.

Cholera co on tu robi?

Wstaje, a on podchodzi do mnie.

- Co cię tu sprowadza? - nie chce mi się wierzyć, że po tym co się stało podczas jego ostatniej wizyty.

- Przyjechałem do ciebie - chwyta mnie w tali i przyciąga do siebie, a następnie zaczyna całować.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top